Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197597.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:1503.24 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:50:00
Średnia prędkość:30.06 km/h
Maksymalna prędkość:58.70 km/h
Suma podjazdów:5759 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:55.68 km i 1h 51m
Więcej statystyk
  • DST 55.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pyra z bulwą

Poniedziałek, 20 kwietnia 2015 · dodano: 20.04.2015 | Komentarze 6

Dzień wolny, więc tradycyjnie jego drugą połowę spędziłem latając po mieście załatwiając masę pierdół i w sumie zrobiłem na piechotę 13 kilometrów. Zapłaciłem m.in. w końcu mandat (zabolało, to był gwałt na moim portfelu) i zadzwoniłem do swojego doradcy od ubezpieczeń, a potem na infolinię Warty (kilkanaście minut analizy mojego przypadku i jedyne 9 złotych doliczone do kolejnego rachunku) i na 99% będzie tak jak pisaliście. Według ubezpieczyciela nasza polisa z OC obejmie ogarnięcie szkód, więc jutro pofrunie polecony do Pana Ugodowego z jej numerem i niech zgłasza. Mam nadzieję że to będzie koniec, choć pamiętając kolesia może być różnie.

Rano kopsnąłem się oczywiście rowerem. Miałem mało ambitny plan pojechać po prostu trasą na Oborniki i wrócić tak samo, ale pierwsze trzynaście kilometrów przepychania się przez miasto, między innymi z przymusu chodnikiem wzdłuż mega zakorkowanej ulicy Przybyszewskiego (bo kiedy najlepiej zacząć łatać dziury i zamykać jeden pas jak nie w godzinach szczytu?) tak mnie zmasakrowało, że na wysokości Złotkowa skręciłem na Sobotę, byle nie katować się tym samym ponownie. Potem już Rokietnica i Napachanie, ale tym razem skrótem, który ponownie spowodował, że moje zęby krzyczały: "zawróć". Nie poddałem się - jakby co ostatnio pozbyłem się dwójki ich kolegów, więc niech nie zadzierają :)

Dotarłem w końcu do domu, zrąbany masakrycznie przez ten cholerny północno-zachodni wiatr. A co będzie jutro? Ten cholerny północno-zachodni wiatr... Co było przez ostatni tydzień? Ten cholerny północno-zachodni wiatr. "Dzień świstaka" to przy tym pikuś. A na mapie wyszła pyra z bulwą.



  • DST 55.10km
  • Czas 01:49
  • VAVG 30.33km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czym jest skleroza? Nie pamiętam

Niedziela, 19 kwietnia 2015 · dodano: 19.04.2015 | Komentarze 0


- Wiatr!!!

- Cooo???

- Ty mendoooo!!!

Tyle, iście po kibicowsku, mogę. Na realną ustawkę z wyżej wymienionym się nie piszę, bo jestem z góry na przegranej pozycji. Ale gnój mógłby już choć ciut odpuścić, albo przynajmniej zmienić kierunek. Oczywiście mój wniosek zostanie przyjęty do realizacji, przeanalizowany i odrzucony z powodów proceduralnych. Wiatr też jest pewnie pracownikiem korpo :)

No ale skoro wiał skąd wiał to i ja poleciałem, gdzie poleciałem - na zachód z północnymi inklinacjami. Czyli Skórzewo, Zakrzewo, Lusowo, Tarnowo Podgórne i powrót DK-92 przez Przeźmierowo.

Wyjazd nie byłby wyjazdem gdyby nie DDR-ki. Ale tym razem pół na pół - jedną zaliczyłem z radością (!!!!), bo istnieje jedna jedyna w WLKP, którą można pokonać wygodnie i prawie komfortowo - oczywiście w Tarnowie Podgórnym. Z drugą już jest mniej sympatycznie. Chodzi o tę w Lusowie (z początku tego filmiku), którą tym razem chciałem uwiecznić w całej okazałości. Więc zgodnie z przepisami po kostce od początku do końca, między słupkami, ani razu po asfalcie, zgrabnie na krawężnikach, zęby zaciśnięte. W końcu dumny z siebie zatrzymałem się już po tym całym koszmarze, żeby sprawdzić czy kamerka wszystko zarejestrowała i...

...karta pamięci została w kuchni na stole.

!!!!!

Skleroza nie boli. A byłem pewien, że zamontowałem wszystko, co było trzeba. Za to mój wyraz pyska można było śmiało uwiecznić i wysłać na World Press Foto. Podium gwarantowane :)

Ale nagranie w sumie przydałoby się dziś raz jeszcze, gdy na skrzyżowaniu Grochowskiej z Marcelińską jakiś zapuszkowany kretyn jadąc z naprzeciwka postanowił skręcić w lewo ze środkowego pasa, olewając to, że jadę. Na szczęście udało mi się go wyminąć, za to dostał porcję klaksonowych "pozdrowień" od kierowcy jadącego za mną, z którym zresztą potem wymieniliśmy odpowiednią sygnalizację niewerbalną na temat tego w jakim odizolowanym miejscu powinien się znaleźć ten miłośnik driftów na skrzyżowaniach. Oj, tym razem byliby świadkowie...



  • DST 54.15km
  • Czas 01:52
  • VAVG 29.01km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 324m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bajki o Kolizji ciąg dalszy

Sobota, 18 kwietnia 2015 · dodano: 18.04.2015 | Komentarze 14

Rzyg..., sorry, mam torsje w temacie tych północnych/północno-zachodnich podmuchów. Staram się jak mogę omijać jazdę przez miasto, ale po prostu się nie da, żeby nie deptać swoich śladów z dnia poprzedniego i nie wracać pod wiatr. Bo tego i tego nie lubię. Dziś z racji soboty, spodziewałem się taryfy ulgowej zafundowanej przez Poznań. Yhhmmm... Spodziewać to ja się mogłem. A dostałem

- korki jak w dzień powszedni;
- światła: czerwone, czerwone, czerwone, czerwone (...), czerwone, czerwone (...), czerwone, czerwone, czerwone. I ze trzy zielone, cobym nie narzekał;
- wahadełka - dwa na Dębcu (w obydwie strony), jeden na Morasku;
- postój przy zamkniętych szlabanach: łącznie dwa na Dębcu, jeden na Piątkowie.

To wszystko okraszone silnym, nieprzewidywalnym wiatrem. Urocza sobota :)

Odżyłem tylko na chwilę na hopkach między Moraskiem a Suchym Lasem - i like it!

Przed pracą odebrałem jeszcze awizo. Miałem pewne przeczucia czego może ono dotyczyć, więc niespecjalnie spieszyłem się z jego otrzymaniem. Oczywiście sprawa związana z tym, że jestem mordercą, gwałcicielem, nekrofilem, a przede wszystkim, najgorsze ze wszystkiego: SPRAWCĄ KOLIZJI DROGOWEJ. Oto treść:

Abstrahując od języka, w jakim jest to "coś" napisane, od błędów logicznych pierwszego zdania oraz interpunkcji rodem z zawodówki i samej kwoty (tysiak za wyklepanie i wymianę osłony - a nie samej lampy, bo to stwierdzili policjanci - to realne?) to co z tym zrobić? Kwota nie jest mała, ale też nie masakryczna. Sprawy nie wygram w sądzie, bo świadków zero, monitoringu zero. Pewnie zapłacę, bo co mogę? Złość pozostała, bo to, że ja zostałem uznany za sprawcę uważam za takie sukinsyństwo, że jeszcze mnie telepie. Pytanie, może ktoś wie: czy jeśli kwota pójdzie na konto Pana Ugodowego to w takim przypadku jeśli moje OC w życiu prywatnym, które mam w ubezpieczeniu mieszkania by to objęło (dopiero teraz będę to ustalał) to czy tym samym nie zamknę sobie drzwi do zwrotu?

Jeśli nie to mój łączny koszt przejazdu nieco ponad trzydziestu kilometrów w Śmingusa-Dyngusa wyniesie mnie łącznie 220 za mandat i 250 za to, co powyżej. Za tę kwotę mógłbym sobie polecieć samolotem do Warszawy i z powrotem i jeszcze wypić browara na lotnisku. O zbieraniu punktów Miles&More nie mówiąc...


  • DST 52.20km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.41km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 188m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prawie upolowany. Znów

Piątek, 17 kwietnia 2015 · dodano: 17.04.2015 | Komentarze 6

To tym razem od pozytywów: dziś nie pękła mi żadna szprycha.

Jechałem też na wszystkich zębatkach, w końcu.

Zrobiłem "rybkę" przez Skórzewo, Dopiewo, Trzcieln, Komorniki i...

...i....

...Luboń.

Dochodzimy do sedna. Wczoraj na blogu Księgowego skomentowałem pewien filmik. Dziś miałem deja vu, tyle że ze mną w roli głównej. Co tu będę pisał, zapraszam do obejrzenia:
Komentować mi się tego nie chce, tępa dzida nawet nie widziała, że prawie mnie zabiła. Pusty wyraz pyska powiedział wszystko. Jak widać na nagraniu zacząłem hamować dużo wcześniej, lata nauki zrobiły swoje. Z tyłu jechała Straż Miejska, ale nie miałem czasu i chęci tego zgłaszać.

No cóż, drugi dzień z kamerką i już się dzieje. Za pół roku czekał na mnie będzie jakiś Oscar, a przynajmniej Złoty Glob :)


  • DST 57.20km
  • Czas 01:54
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 145m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Goł Pro Szprycho

Czwartek, 16 kwietnia 2015 · dodano: 16.04.2015 | Komentarze 10

Na początek smutny (dla mnie) news - w połowie dzisiejszej trasy usłyszałem (o dziwo, bo muza mi huczała i dudniła w uszach) coś w stylu "tszrzszsztcz" (z grubsza to było to, w onomatopejach nigdy nie byłem dobry). Zatrzymałem się - o co kaman? Miałem pewne podejrzenie i niestety ono się potwierdziło - szprycha. Kolejna cholerna szprycha! Czyżby jednak fatum się nie skończyło? Do domu miałem jakieś 25 kilosów (Napachanie), ale na szczęście moje koła są dość gęsto "zaszpryszone", więc zrobiła się jedynie centra, ale kręcić się dało. Po dotarciu na Dębiec od razu kurs na serwis, tam zdziwienie w oczach, bo ostatnio jestem tam klientem spod znaku "codzienność". Wymiana poszła sprawnie i po kosztach, a w ramach pocieszenia dostałem kawę i pączka (jak mnie któregoś dnia nie wpuszczą do środka to już będę wiedział czemu - za próby wyłudzenia prowiantu). Umówiliśmy się, że jak sytuacja się powtórzy to koło pójdzie na gwarancję, problem tylko w tym, że nie mam żadnego w zastępstwie...

Już z rzeczy przyjemniejszych - odebrałem wczoraj z paczkomatu mocowanie do GoPro na kierownicę. Dokładnie TO. Przy okazji właśnie się okazało, ze płaciłem połowę tej ceny, która obowiązuje dziś, hmm. Jestem nieświadomym łowcą promocji :) Tak to wygląda po zamontowaniu (zdjęcie niewyraźne, bo robiłem stojąc na wahadle w Kiekrzu):

Nie trzęsie, nie muszę mieć nic na łbie ani na cycu - o to właśnie chodziło. Teraz to mnie mogą pukać, stukać, wywracać, hamować, wyzywać, gnoić. Śmiało, zapraszam. Będę miał dowody. Oczywiście nie zamierzam jeździć z tym codziennie, ale na pewno co przejazd przez miasto to będę starał się montować. Dziś tylko przetestowałem czy widać to, co ma być widać. I widać.

Podczas dzisiejszego polowania ustrzeliłem:

1. Autobus ruszający na czerwonym w wysepki (ja karnie stałem na światłach):

2. Wyznawcę ideologi, że jeśli jedzie rower to pojęcie "podporządkowany" nie obowiązuje (pędziłem wtedy około 40 km/h):

3. Pana Ciekawskiego. U góry, za szybką:


Uroczyście oświadczam - narodził się Mściciel :P




  • DST 53.40km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 59m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prawie ostre koło / hipi?

Środa, 15 kwietnia 2015 · dodano: 15.04.2015 | Komentarze 5

Cholibka. Broniłem się przed tym jak mogłem, ale okazuje się, że epidemia potrafi dopaść nawet teoretycznie odporne osoby. Wszystko przez to, że aktualnie po wymianie łańcucha wyłączone z użytku mam dwie najmniejsze tylne zębatki w kasecie, oczywiście te najczęściej "jeżdżone". Pozostało mi więc korzystanie z trzeciej od dołu (uprzedzam pytanie - ilości zębów nie liczyłem i nie mam zamiaru tego robić, za leniwy jestem), bo póki nie kręcę szosą po górkach to inne mi się nie przydają.

Tak więc jechałem dziś na niemal na ostrym kole. Biorąc pod uwagę, że nie jestem kurierem rowerowym opcja jest tylko jedna - zostałem hipsterem. Nieee.... :( Kij z tym ajfonem, co go to teraz będę musiał mieć, oczywiście w najnowszej dostępnej wersji, kij z kawusią ze Starbucksa i łażeniem po mieście z tekturowym kubeczkiem, ale na dwie rzeczy nie wyrażam zgody - nie zrobię sobie fryzu na boczek i nie założę rurek. NIE MA OPCJI. Jestem hetero. Sorry.

Nadzieja tylko w tym, że uda mi się do końca tygodnia znaleźć czas na wymianę zębatek (piątek/sobota) i choróbsko nie obejmie całości mojego jestestwa.

Tak więc jechałem sobie dziś na jednym przełożeniu na zachód, pod wciąż mocny wiatr. Zrobiłem na mapie wężyka, sadystycznie fundując mu stan ciążowy robiąc kółko Dąbrówka-Więckowice-Dopiewo-Dąbrówka. W sumie to nawet jechało się fajnie kręcąc nogami jak Fred Flinstone. Nowe doznanie, byle nie weszło w krew :)



  • DST 72.00km
  • Czas 02:23
  • VAVG 30.21km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 354m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Lipcing :)

Wtorek, 14 kwietnia 2015 · dodano: 14.04.2015 | Komentarze 5

Dziś upragnione święto, czyli wolne, a pierwotny, związany z tym cel był jeden: wyspać się. Jednak wieczorem podczas bikestatsowych aktywności zgadaliśmy się z Dariuszem (vel Lipciem), że w sumie można by się gdzieś kopsnąć. A nawet wypada, bo jeśli planujemy wspólny dłuższy wypad za miesiąc to należy się poznać, bo do tej pory tej okazji nie mieliśmy. Problemem było tylko to, że jedynie ja nie musiałem odwiedzać Mordoru (dalej nazywanego pracą), a więc pozostawał dostępny jeno poranny termin, co oznaczało, że z wygód łóżka skorzystać się tym razem nie da. Coś za coś.

Umówiliśy się o dziewiątej na stacji Jednej Z Wiodących Marek Branży Motoryzacyjnej przy Dąbrowskiego. Wstałem jednak wcześniej, wypiłem kawusię, a nawet dwie, bo dopiłem resztki zimnej wczorajszej, dłużej mi się siedzieć na tyłku nie chciało przed tym, jak będę siedział na tyłku, więc postanowiłem zrobić sobie rozgrzewkę i pojechałem naokoło, przez Plewiska, Junikowo i Grunwald, zaliczając wszystkie możliwe DDR-y, co jak zwykle lekko spaczyło mi z rana psychikę. Jednak dzięki temu już na starcie miałem 15 kilometrów na liczniku.

Na stacji pojawiliśmy się niemal równo, rozpoznając się raczej bez problemu. Choć nie, było jedno zdziwienie - mityczna, opisywana przez samego zainteresowanego "tusza Dariusza". A właściwie jej brak. Po jego słowach spodziewałem się, że ujrzę najpierw brzuch gdzieś na wysokości połowy przedniego widelca, a dopiero potem resztę, a tu proszę - zwykła, sportowa sylwetka. No no, nieładnie tak kłamać, panie kolego :)

Chwilka rozmowy, krókie zapoznanie i ruszyliśmy w jedynym słusznym kierunku - na Rokietnicę. Przy okazji dowiedziałem się, że płeć żeńska jest gorsza niż Mosad, KGB i FBI razem wzięte, bo Dariusz dzięki swojej lubej wiedział o mnie pewnie więcej niż ja sam :) Postuluję zabrać kobietom internety :) Wiało całkiem zacnie, więc specjalnie łatwo się nie jechało, ale generalnie bez problemów można było spokojnie pogadać, na tematy przeróżne. No i najważniejsze - tempo trzymane było dzielnie, nawet podczas walki z komuch... podmuchami. Szacun.

W Mrowinie nastąpiła chwila przerwy na konserwację nogi u Dariusza, a jednocześnie było to moment, gdy wiatr zaczął nam sprzyjać. W teorii, a w praktyce jak bywa - wiemy. Było raz w plecy, raz z boku, ale można było odetchnąć. Ja, jako żywo ostatnio siedzący w temacie ścieżek mogłem w końcu powyżywać się podczas prezentacji pięknego polskiego świata absurdów i chyba momentami udało mi się nawet zdziwić doświadczonego kolarza. Plus dla mnie :) Dotarliśmy w końcu do Ogrodów, obserwując zabawy z mózgiem (mam-nie mam) niektórych kierowców i kierownic, a Dariusz zaliczył jeszcze na DK-92 na własne życzenie pomiar suszarką (powyżej 40 km/h). Chwilę jeszcze pogadaliśmy na temat m.in. planów wyjazdu, podziękowaliśmy sobie i każdy pokręcił w swoją stronę. Dzięki za sympatyczną jazdę, chyba źle nie było? :)

Wracając postanowiłem, już bez włączonego Endo, jeszcze podjechać do zaprzyjaźnionego serwisu na darmową kawę, ale żebym nie wyszedł na żula to pod pretekstem wymiany łańcucha. Jednak po fakcie okazało się, że zrobienie tego po zimie i po przejechaniu około pięciu tysięcy kilometrów nie było najlepszym pomysłem - dwie dolne zębatki, najczęściej używane, zdecydowanie nie dogadują się z nowym elementem :/ Obydwie do wymiany, niestety nie było na miejscu, zamówiłem, ale czas na ich zmianę będę miał najwcześniej dopiero w piątek. Do tej pory czeka mnie zabawa z kadencją, może i dobrze? Mam nauczkę - po pierwsze: czyścić napęd, po drugie: łańcuch wymieniać dużo wcześniej. Mądry to ja jestem typowo po polsku.... Za to mam nowe klocki i okazuje się, że te zabawne klamki po obydwu stronach kierownicy mogą jednak spowodać, że rower się zatrzymuje. No proszę... :)



  • DST 53.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 46.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 156m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Naszprychowany :)

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 12.04.2015 | Komentarze 4

Nowa szprycha spisuje się naprawdę świetnie. Dokładnie tak jak poprzednia, ale jest nowa, więc musi być rewelacyjna. A że dała mi ponownie możliwość wyjechania szosą to w ogóle ach i och :)

Pogoda się lekko zbiesiła, ale "tylko" z powody wiatru. Co oznacza, że wczoraj nie wiało praktycznie w ogóle, a jak wiadomo w przyrodzie nic nie ginie, więc dziś mieliśmy urwanie łbów. Na szczęście z zachodu, więc ominęły mnie miejskie przyjemności i jedynie zahaczyłem o Poznań przy wyjeździe na "rybkę" przez Plewiska, Dopiewo, Trzcielin ii Komorniki.

Ale! Nie ma że nie boli. W Skórzewie natrafiłem na kilkunastoosobową wycieczkę rowerzystów, na oko z jakiegoś teamu typu Rada Osiedla Piątkowo, Klatka C, Wejście Od Podwórza (Proszę Pukać), bo wiek przeróżny i feeria barw strojów niczym na rafie koralowej. Kręcili ładnie, wężykiem, z zawrotną prędkością maksymalną 14 km/h. No i spoko, wszystko fajnie, gdyby nie to, że paniusia jadąca za nimi samochodem z zielonym listkiem nie potrafiła ich wyprzedzić, mimo braku podwójnej ciągłej i jadących aut z naprzeciwka. Zrobił się korek, ja w nim, team sobie dreptał swoim tempem, a ja w końcu po kilometrze już dalej nie mogłem i poboczem minąłem paniusię, minąłem rowerzystów, wszystkich po kolei pozdrawiając. No bo w końcu to nie ich wina, że kierowców mamy jakich mamy. Lekko mnie zamurowało jak usłyszałem "dziękujemy!". Jednak sezonowcy potrafią być czasem naprawdę słodcy :)

Na końcu trafiłem na półmaraton, który lekko zahaczał o Dębiec. Klimat fajny, bo jakieś bębny, przyśpiewki, ale jak zwykle organizacja żadna - bo tak wykombinowano objazd, że prowadził on przez... zamkniętą  ulicę Czechosłowacką, z dwoma wahadłami gratis. A wystarczyło ustawić jednego policjanta kilometr wcześniej z informacją, że trasa jest nieprzejezdna i można było zrobić zgrabny skrót. To co, ktoś chce mnie zatrudnić jako eksperta do tych spraw? :)



  • DST 57.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 29.23km/h
  • VMAX 44.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 178m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Crossoryjówka

Sobota, 11 kwietnia 2015 · dodano: 11.04.2015 | Komentarze 10

Zgadnijcie co. No zgadnijcie co?

Poszła mi szprycha w szosie.

Już widzę zdziwienie w oczach co poniektórych - czy ja czegoś takiego, coś, gdzieś, niedawno nie czytałem w zbliżonych kręgach? Ale zaraz do tego dojedziemy.

Szprycha poszła mi zapewne wczoraj podczas jazdy, ale o dziwo przekonałem się o tym dopiero podczas wieczornego sprawdzenia stanu roweru. Jako że była sobota, okolice godziny 22, miałem w tym momencie dwa wyjścia:

1. Przejść szybki kurs hakowania. Na Allegro znaleźć użytkownika o stałym IP handlującego częściami rowerowymi. Po nim dotrzeć do adresu jego zamieszkania, oczywiście dzięki włamaniu na stroję dostawcy internetu. Następnie zdobyć znajomości w CBŚ oraz w Gromie i poprosić o aresztowanie allegrowicza na podstawie podejrzeń o cokolwiek, przy okazji rekwirując towar w postaci jednej szprychy, która dotarłaby do mnie samochodem na kogucie. Potem już tylko szybkie szkolenie w temacie centrowania kół (a przede wszystkim cierpliwości) i... rano mógłbym cieszyć się gładką jazdą na szosie. Był tylko jeden problem - nie ufam kursom internetowym w temacie remontu roweru.

2. Pojechać crossem.

Pół godziny później stwierdziłem, że jednak wybiorę opcję numer dwa.

Tu mała dygresyjka - szanowny Dariuszu vel Lipciu. Stanowczo oświadczam, że jeśli tak to ma działać, iż nie dzieje mi się z rowerem nic (no, prawie nic) przez prawie dwa lata, a trzy dni później po awarii Twojego koła tej samej marki, której nazwy nie będziemy głośno wymawiać, następuje ta sama usterka to ja się nie zgadzam. Nie i nie. Idąc dalej - jeśli tak samo jest z chorobami to katar jeszcze przeżyję, ale poważniejsze problemy ze zdrowiem bierzesz na swój NFZ. Co do samej reguły mogę zrobić tylko jeden wyjątek, w związku z czym również zakupiłem zakład Totka, ten droższy, z gwarantowanym milionem (no bo jak nie wygram to chociaż coś). A nawet dwa :)

Wróćmy do dzisiejszego wyjazdu - o dziwo było fajnie. O ósmej rano (bo do pracy trzeba) jeszcze nie za gorąco. pogoda świetna, wiatr nieokreślony, ale do przeżycia. A siodełko w crossie wygodne, oj wygodne. Ruszyłem przez Starołękę na Głuszynę, tam skręt w prawo, przez co przeleciałem Babki (bez skojarzeń), potem już do Rogalinka, na Mosinę, gdzie postanowiłem pokręcić na ulubiony ostatnio kierunek, czyli Sowiniec i Baranowo. Powrót już przez Puszczykowo, gdzie spotkałem uśmiechniętego, sympatycznego i przyjaźnie nastawionego do życia (!!!!) kierowcę. Dobra, zmniejszę lekko szokującą zawartość tego zdania. Po prostu mijał mnie znajomy z innego oddziału mojej pracy, więc krótko pogadaliśmy przez szybę.

Na mapce wyszła ryjówka. Z lekkim wytrzeszczem, ale ryjówka. Średnia - biorąc pod uwagę, że z tyłu miałem oponę od traktora, a z przodu od kombajna - zadowalająca. A przed robotą szybki wypad do zaprzyjaźnionego serwisu, myk-myk od ręki i nowiutka szprycha założona.


  • DST 53.10km
  • Czas 01:42
  • VAVG 31.24km/h
  • VMAX 55.80km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 251m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sen / dżawa

Piątek, 10 kwietnia 2015 · dodano: 10.04.2015 | Komentarze 16

12 (słownie: dwanaście!) stopni! Umiarkowany i słaby (słownie: słaby!) wiatr. Słońce (słownie: słońce!).

Musiałem się upewnić, czy naprawdę się obudziłem, bo takich warunków do jazdy nie pamiętam od dawna. Chyba jednak odpowiedź brzmi "tak", ale pewności nie mam, bo być może to, co wydaje nam się jawą jest w rzeczywistości snem, a sen - jawą? Albo: jeśli Bóg stworzył wszystko to czy stworzył też siebie? Albo: jeśli ktoś zawsze kłamie to czy mówiąc, że kłamie mówi prawdę czy kłamie? :)

No tak, słoneczko przypiekło :) W każdym razie ze zdziwienia czułem się jak któraś z postaci dzieła M.C. Eschera, jednego z moich ulubionych malarzy, i tak samo mogłem się odnaleźć na trasie:

Jakoś się jednak ogarnąłem i wykonałem klasycznego "kondomika", z obowiązkową ostatnio "premią górską" przez Stare Puszczykowo, potem Mosinę, Łódź, Stęszew i powrót "piątką" przez obowiązkowo zakorkowane Komorniki. Wiatr oczywiście nie chciał sprzyjać, ale jako że nie by specjalnie upierdliwy to mu dziś daruję.

Nie spotkałem też żadnej demonstracji pikietującej za zamachem w Smoleńsku. Jakby ktoś pytał.