Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197915.40 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2015

Dystans całkowity:1360.89 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:46:57
Średnia prędkość:28.99 km/h
Maksymalna prędkość:55.80 km/h
Suma podjazdów:2548 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:50.40 km i 1h 44m
Więcej statystyk
  • DST 53.30km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.81km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 111m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cross - z napędem bez pędu

Wtorek, 20 stycznia 2015 · dodano: 20.01.2015 | Komentarze 5

Wbrew mojemu wczorajszemu czarnowidztwu tragedii pogodowej dziś nie było. Jednak w nocy padało i rano przy zerowej temperaturze jazda szosą byłaby fajnym treningiem, ale umiejętności cyrkowych, była więc motywacja na pierwszy test nowego napędu w crossie.

Przede wszystkim musiałem przystosować zwoje mózgowe do faktu, że jak naciskam na pedały to już nie ma konieczności uważania na zęby, do tej pory narażone na bliskie spotkanie z kierownicą przy każdym przeskoczeniu łańcucha. Trochę mi to zajęło. Czułem się jak szczeniak zabrany z rąk sadysty i potrzebujący czasu na uwierzenie, że w życiu jednak może być inaczej :) Okazji do testowania miałem sporo, bo kawałek przez miasto to jak wiadomo trening interwałowy lepszy niż każdy zaplanowany.

Potem też cała moja trasa wyglądała jakby zaplanował ją pan Zenek, właściciel kilku hektarów, który nie potrafi po pijaku sobie przypomnieć gdzie zaparkował kombajn. Wszystko z powodu wiatru, który jak zwykle w przypadku powiewu teoretycznie ze wschodu był sporą zagadką. Raz północny, raz południowy, a jako że jak wiadomo lubię się pomęczyć pod i wracać z zefirkiem w plecy to postanowiłem go rozgryź, skręcając z Tulec tu i tam - na Gowarzewo, potem z powrotem, na Komorniki, tam na Nagradowice i znów z powrotem. Oczywiście wiatr był wciąż przede mną :)

Średnia - te minimalne, banalne 28 km/h - byłaby osiągnięta. Gdyby nie... - zagadka? Bingo - Starołęcka. Ulica, która jest dla mnie synonimem wszelkich możliwych wulgaryzmów. No, prawie wszystkich - resztę obsługuje werbalizacja ulicy Obornickiej ;)



  • DST 53.45km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.42km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 119m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mizeria

Poniedziałek, 19 stycznia 2015 · dodano: 19.01.2015 | Komentarze 4

Wczoraj kręciło mi się wybornie, a dziś mizeria... Nawet trasa jakby się skupić i poruszyć lekko wyobraźnię przypomina ogórek. Co prawda z Czernobyla, ale jednak :)

No i właśnie z wyborem trasy przekombinowałem - myślałem, że będzie wiało z południa, a realnie... wmorderwind, wmordewind i jeszcze raz wmordewind. Nie jakiś specjalnie silny, ale ani przez chwilę nie czułem jego pomocy - wręcz przeciwnie, co kolejny zakręt to całował mnie brutalnie swoim podmuchem. Poza tym dość istotnym elementem jechało się generalnie milutko, bo droga od Puszczykowa przez Mosinę, Rogalin, Mieczewo i aż do Wiórka prowadzi przez cudowne lasy i jest jedną z moich ulubionych. Na końcu czyha jednak potwór-morderca średnich: ulica Starołęcka. Mój koszmar od zawsze, dziś jak zwykle przybierający postać korków, włażących bez sygnału pieszych, skrętów wykonywanych przez TIR-y w każdym możliwym kierunku, etc., etc.... Brr :)

A że jeszcze przed wyjazdem dopompowałem koła i w pośpiechu chyba źle dokręciłem wentyle to dostałem za swoje. Gdy po powrocie zobaczyłem, że jechałem z ciśnieniem na oko max 4 atmosfer ręce mi opadły i tam zostały. Może w pracy wrócą na swoje miejsce, choć bardziej prawdopodobne, że opadną jeszcze niżej od korpobełkotu :)

To co, pora rozejrzeć się za jakimś zgrabnym balkonikiem, kupić geriavit i umówić się na jakieś emeryten party po takim wyniku jak dziś :) A od jutra podobno załamanie pogody - czyżby szykowała się przerwa w pedałowaniu? Zobaczymy.



  • DST 54.30km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.74km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 118m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mała UĆ

Niedziela, 18 stycznia 2015 · dodano: 18.01.2015 | Komentarze 11

Rzadko mi się zdarza, że mam cały weekend wolny, a jeśli już tak jest to albo gdzieś wyjeżdżamy poza Poznań, albo nadrabiamy zaległości towarzyskie. Wczoraj postawiliśmy na tę drugą opcję, co - nie da się ukryć - zdecydowanie wpłynęło na moją motywację do porannego wstawania, tym bardziej, że nie mogąc doczekać się na taksówkę zrobiliśmy sobie nocny wyparowujący procenty spacerek z centrum do domu, czyli pięciokilometrowy trening jakiś tam już został zrobiony.

W każdym razie się wyspałem, a jak już otworzyłem oczy to zdecydowanie nie widziałem żadnych przeszkód do jazdy. W właściwie nie widziałem niczego - taka była mgła :) Zjadłem więc śniadanie, wypiłem kawkę, której barwa zlewała się z tym, co za oknem. Odpuścić nie chciało, ja też nie chciałem za późno ruszać, coby dnia nie tracić, więc zamontowałem moje pseudoświatełka i założyłem na łeb słynny Lidlowy kask, bożyszcze sezonowców spod znaku "od maja do września", z lampką na tyle. No i wyjechałem tak ubrany jak choinka, rozglądając się na boki z obawą, że zaatakuje mnie jakiś zapominalski gospodarz, niepewny czy wyrzucił już świąteczne drzewko na śmietnik.

Trasa - "kondomik" (przez Mosinę, Dymaczewo, Komorniki, Stęszew). Uwielbiam jeździć we mgle - tworzy to niesamowity klimat do rozmyślań, tym bardziej gdy jest on wzmocniony jeszcze nastrojową muzyką (dziś towarzyszył mi Jaromír Nohavica oraz Sting ze swoją nową płytą koncertową). Widoczność - jaka widoczność? Ale nie ma co wybrzydzać, bo już w połowie drogi zacząłem nawet widzieć przednie koło w szosie :) A gdy zacząłem się rozglądać to czekało mnie coś, na co dawno się czaiłem - otwarta brama w murze okalającym kościół w miejscowości Łódź (oczywiście nie tej właściwej, tylko wielkopolskiej małej Łodzi - wiochy przed Stęszewem). Niestety sam kościół był zamknięty, ale wreszcie miałem okazję obejść jego otoczenie.

Z tablicy informacyjnej wyczytałem, że nazwa miejscowości pochodzi od rodu rycerskiego - Łodziów, którzy ufundowali tu w XII wieku drewnianą kaplicę, która w XVII wieku runęła, by niedługo później zostać zastąpiona tym, co widać tam aktualnie - do drewna stopniowo dodając elementy murowane. Jako że nie było mi dane zobaczyć wnętrza nie ma sensu opisywać jego elementów, za to niezwykle klimatycznie prezentuje się drewniana dzwonnica (też zamknięta, a szkoda, bo znajdują się w niej dwa zabytkowe dzwony - z 1612 i 1683 roku) - no i mega! grobowiec,


A co mnie ucieszyło? Stojak na rowery! Co prawda najgorszej klasy, czyli wyrwikółek, ale liczy się sam fakt :)

Pokręciłem się, pofociłem i zmyłem, żeby ktoś przypadkowo mi nie zamknął bramy, bo ja tam osobiście na Wałęsę się nie piszę.

Z powrotem liczyłem na pomóc wiatru (już słabego na szczęście). Gdzie tam. Wiał mi bardziej w pysk niż w pierwszej części wyjazdu - wracamy więc do standardowego wniosku, że podmuchy i logika są ze sobą sprzeczne.

Aha - rozwiązałem "dętkową zagadkę" - ostatnio ją po prostu źle założyłem. Przekonałem się o tym przy okazji wymiany opony, którą w dźwięku fanfar dokonałem wczoraj po południu. Stara opona została pożegnana i na wszelki wypadek powędruje do piwnicy ze wszystkimi honorami, bo przejechała ze mną prawie 15 tysięcy kilometrów. W dalszym ciągu nadawała się do użytku, choć nabrała już wszystkich barw tęczy, które ujawniły się spod farby. Tym samym tył i przód roweru już są kompatybilne, w kolorach czarno-czerwonych marki Schwalbe - czyli tej, co do tej pory.




  • DST 53.50km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 43.80km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 55m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wonsz :)

Sobota, 17 stycznia 2015 · dodano: 17.01.2015 | Komentarze 5

Rzadko mi się zdarza, że ruszam wiedząc, że będzie padać, ale raz - według prognoz opad miał być niewielki, dwa - te ostatnie wietrzne tygodnie chyba przyzwyczaiły mnie do tego, że nie ma złej pogody - jest tylko bardziej i mniej upierdliwa. Dziś upierdliwość w skali od 1 (mała) do 10 (nie da się ruszyć) wyniosła dokładnie 3,57. No, może nawet 3,56.

Wiatr był zachodni, jeden z moich ulubionych, więc ruszyłem na Skórzewo, Zakrzewo i Więckowice, gdzie skręciłem na Dopiewo i z powrotem do Poznania. Jechało się fajnie mimo deszczyku obijającego mi się o kask. Niestety dętka, którą ostatnio w warunkach polowych wymieniałem chyba jednak ma jakiś defekt, bo trzy razy stawałem i dopompowywałem, ze skutkiem miernym. Tak więc walczyłem nie tylko z pogodą, ale też z kapciem.

Trasa wyszła mi jak w Małym Księciu - pamiętacie węża jedzącego słonia? No to coś takiego jest i u mnie. Tyle że słoń jest już chyba w fazie wydalania :)



  • DST 55.05km
  • Czas 01:49
  • VAVG 30.30km/h
  • VMAX 55.80km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 131m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nigdy nie będzie takiej zimy

Piątek, 16 stycznia 2015 · dodano: 16.01.2015 | Komentarze 7

"Nigdy nie będzie takiego lata" - deklamuje Boguś Linda w "Filandii" tekst Marcina Świetlickiego. I choć osobiście uważam połączenie głosu Lindy z utworami Świetlików za jedną z większych porażek artystycznych i logopedycznych roku pańskiego 2005 to jadąc dzisiaj w temperaturze bliższej stopniom dziesięciu niż minus dziesięciu stwierdziłem, że aż się ciśnie na usta - nigdy nie będzie takiej zimy. Coś tam jak przez mgłę pamiętam z ubiegłego roku, że też tragedii nie było, ale to, co dzieje się teraz jest zaprawdę zadziwiające. Ale cóż, marudzić nie ma co tylko się cieszyć i korzystać, tym bardziej, że od jutra ma być już bardziej standardowo.

Pokręciłem dziś bez kombinowania przez Mosinę do Żabna, tam zawróciłem i ot cała historia. Wiatr troszkę męczył, ale nawet nie ważę się cokolwiek na jego temat napisać, bo a nuż to przeczyta i znów nam zafunduje delikatne podmuchy do 70 km/h :) Na trasie miałem nawet kibiców, czyli robotników w wyprzedzającym mi samochodzie, którzy kibicowali mi w Puszczykowie przez okno niczym na TdF :)



  • DST 53.20km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 151m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

...przejdziem Wartę...

Czwartek, 15 stycznia 2015 · dodano: 15.01.2015 | Komentarze 4

...i to nawet cztery razy - dwa razy na Hetmańskiej i dwa razy między Rogalinem a Mosiną. Taką sobie sprytną trasę wymyśliłem. Poczułem się po fakcie prawdziwym Polakiem. Teraz powinienem tylko wypić z gwinta setę, zagryźć surową cebulą i pojechać samochodem 200 metrów dalej do kościoła. Będzie 100% :)

Graficznie znów mi wyszedł glut - ostatnio całkiem modne bydlę na BS. Ale dziś to już prawdziwe zdrowe glucisko, bo pięćdziesięciokilometrowe. W tę i wewte, bez specjalnie szokujących historii - najbardziej mrożąca w żyłach była ta, że na torowisku spadł mi licznik i - dziwne - nie przejechał go żaden samochód ani TIR jadący za mną. Ani jeden! Cieszy, że mimo wiatru, który w ogóle nie chciał pomagać średnia wyszła przyzwoita. No i cieszy specyficzna, choć chyba tylko zimowa chęć pozdrawiania przez bajkerów - dziś trzech wyszło z tym z własną inicjatywą i to machając już od horyzontu. Pięknie. 

Co jeszcze z newsów - wczoraj próbowałem chwilę pojeździć crossem po mieście i pozałatwiać klika pierdół, ale w momencie gdy na jednych światłach łańcuch przeskoczył mi osiem razy zawróciłem, obrałem kurs na serwis i rower tam został. Dziś już go odebrałem - hurtowo wymieniłem wszystko (korba, kaseta, łańcuch), lecąc po kosztach. I mam spokój, myślę, że na rok - bo mam nadzieję używać tego roweru tylko w co bardziej ekstremalnych sytuacjach. 



  • DST 55.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 98m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Alleluja!

Środa, 14 stycznia 2015 · dodano: 14.01.2015 | Komentarze 7

Odzyskałem wiarę! Konkretnie w to, że da się po prostu wsiąść na rower i bez usterek, spychania przez huragany i poślizgów na zamrożonej ziemi dojechać do celu i wrócić cało. Alleluja!

Pogoda jak na styczeń wprost nieziemska - 8 stopni na plusie, słoneczko malowniczo walczące o przewagę z płynącymi chmurami, zdarzył się też malutki, przyjemny deszczyk. Do tego wiatr wiejący "zaledwie" w okolicach 25-30 km/h, co przy jego ostatnich wyczynach wygląda jak akt łaski dla gatunku ludzkiego. Wszystko to powodowało, że jechałem z bananem na ryju nawet walcząc z podmuchami - taką zimę jak dziś to ja mogę mieć co rok, a nawet wolę ją od upałów, które latem zamieniają mnie w obleśne, zjełczałe masełko, co prawda z niewielką zawartością tłuszczu, ale jednak :)

Pokręciłem sobie dziś przez Mosinę do Żabna, tam stworzyłem na mapie zgrabną szubieniczkę skręcając na Grzybno i Pecnę oraz wracając swoimi śladami. Żeby klimat muzyczny był adekwatny do kształtu trasy to zapodałem sobie na mp3 album blackmetalowego zespołu Odraza o zgrabnym i wszystko mówiącym tytule "Esperalem tkane" :)

Dziś nie marudzę na nic, bo nie mam powodów (no dobra, był DDR w Mosinie, ale wyparłem ten fakt) i jestem na tak!



  • DST 32.20km
  • Czas 01:06
  • VAVG 29.27km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 55m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pechoglut

Wtorek, 13 stycznia 2015 · dodano: 13.01.2015 | Komentarze 5

Ten dzień już na start zaczął się podejrzanie. Słoneczko, kilka stopni na plusie, wiatr jeszcze mocny, ale już nie tak jak ostatnio. Coś tu musiało nie zagrać.

No i nie zagrało. Najpierw kwestia wyjechania z domu. Dębiec aktualnie wygląda jak poligon doświadczalny dla upośledzonych psychicznie bachorów nieogarniających na czym polega zabawa w piaskownicy. Budowa przejazdu podziemnego pod torami odbywa się jakby przy zupełnej ignorancji PKP, która wyznacza wahadła i objazdy jakby specjalnie tak, żeby było jak najmniej wygodnie mieszkańcom, budowlańcom zapewniając warunki cieplarniane. W związku z tym przejazd przez jedną ulicę, który do tej pory trwał u mnie minutę trwa przy dwóch wahadłach minut minimum dziesięć przez około kilometrowy objazd. To standard. Dziś dodatkowo zamknął mi się przed pyskiem jeden przejazd kolejowy, a za chwilę drugi z klasyczną atrakcją - stało się to, co zazwyczaj - ostatni wagon nagle się zatrzymał i blokował przejazd przez jakieś 5 minut.

Tak więc łącznie pokonanie (kiedyś) 300 metrów zajęło mi ponad 15 minut.

No dobra, to będzie z górki, pomyślałem. Naiwniak. W okolicach czwartego kilometra od domu, na DDR-ze na wysokości Szacht najechałem prawdopodobnie na krawężnik (bo na co) i poczułem, że dętka natychmiast udała się na łono Abrahama. No to co - wysepka pomiędzy światłami moja, ja rower do góry kołami i zabieramy się do wymiany w błocku. Sukces był połowiczny - gumę wymieniłem, ale już napompować jej za pomocą mojej pseudopompeczki jak się okazało się po prostu NIE DA. Po kilkunastu próbach rzuciłem to wszystko w diabły, zapakowałem rower na plecy i udałem się w kierunku domu. Po trzech kilometrach upojnego spacerku wpadłem na pomysł, że przecież mogę odwiedzić po drodze znajomy serwis - i tak zrobiłem. Po raz kolejny zostałem uratowany przez chłopaków - dzięki wielkie! Okazało się, że podczas moich walk z pompeczką wykrzywiłem wentyl, więc dobicie do powyżej 6 atmosfer spełzało na niczym, ale ważne, że dało się w ogóle jechać. Postanowiłem więc wykorzystać ten kawałek czasu, który mi pozostał i jeszcze się przejechać, co prawda z duszą na ramieniu, bo bałem się o stan i tak dogorywającej już opony. Zrobiłem kółeczko przez Luboń, Wiry, Komorniki do Szreniawy, pokręciłem się po Rosnowie i wróciłem. Na szczęście już bez przygód.

Wczoraj wykręciłem gluta z powodu pogody. Dziś objętościowo to samo, ale z powodu tego, co mi się wydarzyło - pechogluta. W sumie - jako że po powrocie i przed pracą zdążyłem jeszcze wziąć ekspresowy prysznic mogę uznać, że był to pierwszy mój triathlon w tym roku.



  • DST 33.60km
  • Czas 01:14
  • VAVG 27.24km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 119m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krótki mosiński glut

Poniedziałek, 12 stycznia 2015 · dodano: 12.01.2015 | Komentarze 6

Dziwny dystans jak na mnie, ale już się tłumaczę. Od rano padało, a gdy już na chwilę przestało to godzina była taka, że ni w kij, ni w oko - na klasyczne pięćdziesiąt czasu by nie starczyło. Mogłem zostać w domu i smacznie pospać przed pracą, albo zaprząc na tę pozostałą godzinkę zdemolowanego crossa i ruszyć do walki z wciąż silnym wiatrem, chłodem (choć ten tragiczny nie był) i kałużami. Wybór był prosty :)

Chwilę później siedziałem już na siodełku i uważając, żeby napęd za często nie przeskakiwał ruszyłem w prostą trasę do Mosiny i z powrotem, nazwaną na tym forum kiedyś glutem i niech tak zostanie ;) Jako że dystans kompletnie nie mój to też zachowywałem się na trasie zupełnie jak nie ja - m.in. nie patrząc na średnią i ku swojemu zdziwieniu poruszając się DDR-ami! No cóż, czasem trzeba być hardkorem :)

Wróciłem akurat przed kolejną fazą deszczyku. Sumienie mam czyste. W przeciwieństwie do ciuchów.



  • DST 52.30km
  • Czas 02:00
  • VAVG 26.15km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

...a my na tej wojnie...

Niedziela, 11 stycznia 2015 · dodano: 11.01.2015 | Komentarze 5

O tym, że wiatr sobie zrobił z Polski od wczoraj poligon nie muszę chyba nikomu tłumaczyć. Piszę więc o tym tylko z kronikarskiego obowiązku i dlatego, że jakoś muszę wytłumaczyć to coś, co na siłę można nazwać średnią prędkością :)

Wczoraj zostałem pokonany przez deszcz i dzionek w pracy, dziś już tak łatwych wymówek nie było - choć drzewa stykające się czubkami z ziemią specjalnie nie zachęcały do czegokolwiek prócz zamknięcia okna. Analizowałem czy ryzykować jazdę na szosie czy wybrać crossa, ale jak zwykle Głos Rozsądku Czytaj Żona podpowiedział jedyną słuszną odpowiedź. Na szczęście. Oj, działo się na trasie - sądzę, że jeszcze kilka dni doskonalenia sztuki: "jak nie dać się przewrócić przez wiatr" i w każdym cyrku przyjmą mnie z otwartą trąbą. Gdybym jechał szosą to angaż miałbym w kieszeni już dziś :) Jeśli dodamy jeszcze do tego stan napędu, przez który bałem się mocniej przycisnąć pedały - mamy całą dzisiejszą historię jazdy. Trasa "kondomikowa" w wersji od tyłu: Komorniki, Stęszew, Dymaczewo, Mosina i Poznań.

Rowerzyści - o dziwo byli. Ale grupami, co w sumie dziś było jedynym rozsądnym wyjściem. Za Krosinkiem mijałem się z większą (około 20 osób) ustawką (czyżby ze Starołęckiej?) i w tym samym czasie jakiś troglodyta w puszcze zaczął ich wyprzedzać i gdybym nie zwolnił byłaby czołówka. Tak więc moje pozdrowienia wymieszały się z pukaniem w kask i machaniem w kierunku kierowcy. Mam nadzieję, że nikt na dwóch kółkach nie wziął tego do siebie :) A 500 metrów dalej.... to samo. Tylko, że teraz wyprzedzanym był inny samochód. Tu już nie miałem hamulców w głośnym wyrażeniu swych gorących uczuć.