Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 223165.30 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 738707 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Trollking.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 110.20km
  • Czas 03:40
  • VAVG 30.05km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 406m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Drewniane sto

Piątek, 16 lipca 2021 · dodano: 16.07.2021 | Komentarze 23

Wstyd się przyznać, ale w tym roku to pierwsza seta. Wcześniej nie było ani czasu, ani specjalnej motywacji.

Tym razem się udało, choć motywacją była pewna tajemnicza misja na trasie. Ona została wykonana, o szczegółach sza, ale miejmy nadzieję, że jej skutki będą długotrwałe :)

Trasa została opracowana przez BUS-a, który ją zgrabnie wytyczył tak, żeby wyszło sto plus. Ja znałem pewne odcinki, jednak pośrodku było sporo dziur, które niniejszym zostały nadrobione. Przy okazji oczy cieszyły fajne widoczki i kilka hopek – dzięki za pomysł!

Start z Dębca przed dziewiątą, przez miasto na Zawady do punktu zbiórki i w drogę. Najpierw znaną i lubianą wojewódzką przez Kobylnicę do Pobiedzisk, gdzie nastąpiło odbicie w nieznane mi rejony. Fajne polne drogi, wiatr, który nie był upierdliwy, można jechać :) Oto kilka widoczków z odcinka do Kiszkowa:
Hopki przed Kiszkowem
Bociek na polu w okolicach Kiszkowa
Nazwy wsi jakieś takie się kojarzące – G(ł)ówienka i Srocko. Istny szlak fekalny :)
To
Jadąc szlakiem fekalnym... :)
Dobrze się jechało, człowiek nie wiadomo kiedy znalazł się w… Węgorzewie :)
Chyba trochę za dobrze się jechało... :)
Nad głową latał niewyraźny myszołów. W ogóle dziś światło do zdjęć koszmarne, sorry za jakość.
Niewyraźny myszołowa cień
We wspomnianym Kiszkowie chwila nad pierwszym z zaliczonych dziś trzech drewnianych kościołów. Ładny, do tego z ciekawym krzyżem. Bezkrzyżowym :) Za to z gołębiem.
Kościół w Kiszkowie pod światło
Tył kościołą w Kiszkowie
Krzyż... bez krzyża. Za to z gołębiem. Kiszkowo
Z górki rozpościera się widok na zakład o romantycznej nazwie Agrobud :)
Widok na zakłady w Kiszkowie
Jest tam też drugi kościół. Taki klasyczny. Po co dwa w małej miejscowości? Ciężkie pytanie.
Drugi z kościołów w Kiszkowie. Taki klasyczny
Kawałek dalej wyskoczyło centrum. W nim miś na zakrętki…
Miś na zakrętki :) Kiszkowo
...oraz, hmmm…, pizzeria. Jakoś nie wzbudziła mojego zaufania :)
Chyba bym nie ufał :) Kiszkowo
Kolejnym punktem był Rejowiec i… drewniany kościół. Też klimatyczny, choć analizując tablicę parafialną widać, że proboszcz ma ostro nasr… no, jest typowym proboszczem szukającym wszędzie szatana :)
Front kościoła w Rejowcu
Kościół w Rejowcu w pełnej krasie
Jest tam też Polska ze światełek. To na górze to chyba przekop Mierzei Wiślanej :)
Przykościelna Polska ze światełek :) Rejowiec
Tyłu świątyni pilnują trzy boćki.
Bociania straż :)
Aha, po drodze jeszcze znalazła się towarowa linia prowadząca do jednego z zakładów dystrybucji paliw.
Tory prowadzące do zakładu rozwążącego paliwa
Potem przez mniejsze i jeszcze mniejsze wioski dojazd do okolic Sławy Wielkopolskiej, a następnie Łopuchowa, zresztą siedziby jednego z nadleśnictw. Tam zjechałem sobie na chwilę nad jedno z jeziorek.
Jezioro w okolicach Łopuchowa
W planach było odbicie do Długiej Gośliny w celu zaliczenia trzeciego i ostatniego drewniaka. Tak też się stało. Reklamowany jest przez apostołkę apostołów. Cokolwiek to znaczy.
Kolejny drewniany kościół - Długa Goślina
Flaga apostołki apostołów, cokolwiek to znaczy
Obok straszy ciekawy... hm... dworek?
Ciekawy dworek, Długa Goślina
No a potem boczkiem do Kątów. Po drodze trafiła się piękna, stara stodoła. Pamiętam takie z wyjazdów do babci.
Piękna stara stodoła
No i cel. Mała niespodzianka. Gdybym wiedział, wziąłbym przenośną armatę :) Bowiem to siedziba gnoi, czyli skup dziczyzny. Obok domek myśliwski i pięknie leżące ambony. Niech na zawsze pozostaną w tej pozycji :)
Przy zakładzie dla mend, czyli pod punktem skupu dziczyzny
Domek myśliwski w Kątach
Ambony w jedynej słusznej pozycji
Oto najpiękniejszy moment trasy.
Najfajniejszy moment dzisiejszej trasy
Chcąc nie chcąc trzeba było zawitać w Murowanej Goślinie. Mam awersję do tej mieściny, głównie przez to:
Antystandardy rowerowe Murowanej Gośliny
Ale żeby nie było, w locie zrobiłem fotkę całkiem ładnych kamienic w rynku.
Uchwycone z rąsi kamienice, Murowana Goślina
No i odbicie na Biedrusko. Tam też nastąpił podział peletonu na pół – tematu nie ma co rozwijać, każdy ma swoje podejście do pewnych kwestii drogowych i na tym pozostańmy :) W sumie wyszło na to, że ostatnie 25 kilometrów jechałem solo, choć niekoniecznie, bo po czymkolwiek się jedzie, i tak w końcu wyląduje się w dupie, czyli na którymś ze świateł.

Fajna wycieczka, w końcu stówa, dzionek udany :) Na koniec jeszcze kibel z okolic Promna.




  • DST 53.70km
  • Czas 01:51
  • VAVG 29.03km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odwiedzić bielika

Czwartek, 15 lipca 2021 · dodano: 15.07.2021 | Komentarze 9

Powtórka z rozrywki - miało padać i burzyć, a nie padało i nie burzyło. Narzekać na to zamiaru nie mam.

Wyjazd poranny, w szarzyźnie, która mnie cieszy w temacie odczuwania temperatury, ale już jeśli chodzi o robienie jakichkolwiek fotek zdecydowanie mniej. No nie dogodzisz ;)

Trasa południowa: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Żabinko - Żabno - Baranowo - Krajkowo - Baranowo - Sowiniec - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Sam wypad uznałbym za kolejny z sennych codziennych, ale dzionek uratował mi jeden motyw. Zawsze gdy znajduję się przy granicy Baranowa z Krajkowem, zatrzymuję się i zerkam na pewne uschnięte drzewo. Nie bez powodu - dwa razy widziałem na nim bieliki. Dziś zdarzyło się to po raz trzeci, tym razem w wersji solo. Oczywiście musiałem użyć maksymalnego zooma, do tego ów piękny ptak po kilku sekundach odleciał, więc zdjęcia są jakie są. Ale są :)
Samotny bielik
Profil bielika
Bielik w maksymalnym możliwym powiększeniu
Tu w locie. Nawet przez chwilę w towarzystwie kani rudej.
Ledwo uchwycony w locie bielik
Bielik i kania ruda podczas mijanki
Żeby nie było, że ściemniam, oto miejsce, z którego cykałem foty. Wspomniane drzewo to to jasne z tyłu.
Punkt widokowy na drzewo z bielikiem
Jak zwykle nawiedziłem "swój" paprociowy las.
Zielono mi
Trafił się również żuraw między balotami.
Żuraw między balotami
No i kolejny news dnia: da się przejechać przez Luboń nie stojąc w korkach! Wystarczy... awaria sygnalizacji. Naprawdę było spoko, nawet ci z podporządkowanych raczej nie mieli powodów do narzekania, bo wjeżdżali dość płynnie. No i nie można tak zostawić?
Luboń bez korków! Wszystko dzięki... awarii świateł
Aha, jednak nie można zapominać, że to Luboń. Więc debili nie zabrakło - dla niektórych tam pierwszeństwo to pojęcie abstrakcyjne.




  • DST 51.60km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.15km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pochmurne portowanie

Środa, 14 lipca 2021 · dodano: 14.07.2021 | Komentarze 10

Dzisiaj krótko, bo - jak zwykle - wolne u mnie oznacza permanentny brak czasu.

Wyjazd po dziewiątej, na trasę w wersji w tę i z powrotem, czyli z Dębca przez Las Dębiński, Minikowo, Starołękę, Czapury, Wiórek, Sasinowo, Rogalinek, Rogalin i Świątniki do Radzewic, gdzie obowiązkowo zameldowałem się w tamtejszym porcie.

Jak zwykle nie miałem szczęścia do... szczęścia. Nie tylko rano solidnie duło, do tego zmiennie, ale i gdy we wspomnianym porcie zabrałem się za zdjęcia, nagle solidnie się zachmurzyło, a wręcz zrobiło się burzowo. Więc obiekty niestety w szarości. Szkoda.

Taki oto smutas rządził:
W zachmurzonym Porcie Radzewice
Ulubiona łódeczka w Porcie Radzewice
Zakola Warty na wysokości szuwar w Radzewicach
Udało się w miarę wyraźnie ująć pliszkę siwą...
Pliszka siwa w pozycji spoczynkowej
Wrzeszcząca pliszka siwa
...oraz dymówkę.
Dymówka z profiu
Niestety dzwoniec, choć ciekawski, wyszedł bardzo słabo.
Ciekawski, lecz niestety niewyraźny dzwoniec
Dzwoniec w szarzyźnie
Aha, widziałem jeszcze boćka. Ale nie w gnieździe, tylko na dachu.
Bocian na dachu
Grzało. Nawet ślimak miał dość :)
Ślimak kryjący się przed słońcem
Dębina dzisiaj tylko w wersji przejazdowej.
W pędzie przez poznańską Dębinę




  • DST 57.70km
  • Czas 02:01
  • VAVG 28.61km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Monitorując

Wtorek, 13 lipca 2021 · dodano: 13.07.2021 | Komentarze 9

Dzisiejszy wyjazd sponsorował brak czasu. Niby wstałem wcześnie, niby był jego zapas, a finalnie i tak leciałem z wywieszonym jęzorem chcąc zdążyć ze wszystkim.

Trasa wschodnia, niestety sporymi fragmentami zakorkowana: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Głuszyna - Babki - Daszewice - Kamionki - Borówiec - Robakowo - Gądki - Dachowa - Szczodrzykowo - Krzyżowniki - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom.

Celem ponownie był zalew w Szczodrzykowie, aktualnie jedno z niewielu miejsc, gdzie można bez problemu wypatrzyć jakieś ptactwo. Jak zwykle się nie zawiodłem, tym bardziej że dziś - zamiast wędkarzy i/lub chlejących Ukraińców - spotkałem sympatycznego starszego pana, który również przyjechał w to miejsce w podobnym celu, tylko że autem. Ja mu zdradziłem gdzie szukać czapli, on mi sprzedał patent na dostanie się na drugą stronę zbiornika (ale to raczej na mtb), wymieniliśmy się spostrzeżeniami i każdy za swój aparat. Oto co udało mi się na szybko ustrzelić.

Gwiazdą dnia niewątpliwie została śmieszka - ochroniarz i monitoring naprawdę wysokich lotów :)
Monitoring wysokich lotów :)
Poza tym wpadły perkozy...
Perkoz dwuczuby z młodziakiem
...łyska...
Samotna łyska
...rodzinka schowanych łabędzi...
Para łabędzi z młodymi ukryta w krzakach
...odleciała mi czapla siwa...
Odlatująca czapla siwa
...ale za to grzecznie brodziła ta biała.
Brodząca czapla biała
Zacne to miejsce, po raz kolejny się o tym przekonuję.
Przy zalewie, Szczodrzykowo
Jest tylko aktualnie jeden problem - żeby tam się dostać od strony Robakowa, trzeba chociaż na chwilę stać się mieszkańcem Dachowej. Da się zrobić :)
Na te kilka kilometrów remontu zostałem mieszkańcem Dachowy :)
Zawitałem jeszcze na chwilę na Dębinę, pustą dzisiaj nawet w miejscach piknikowych.
Przy stoliku na Dębinie
Dystans zawiera dojazd do pracy. A od jutra znów upały :(




  • DST 56.10km
  • Czas 01:56
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 162m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nieburzowo

Poniedziałek, 12 lipca 2021 · dodano: 12.07.2021 | Komentarze 14

Pogodynki straszyły dziś burzami, ale jak wiadomo - one swoje, a rzeczywistość swoje. Dlatego raczej bez obaw udałem się na poranny przedpracowy wypad szosą.

Wiało z północnego wschodu. To znaczy miało wiać w północnego wschodu, a realnie duło głównie z samego wschodu, a czasem nawet z południa, czyli plan powrotu z podmuchem w plecy jak zwykle nie wyszedł. Do tego niepotrzebnie przebijałem się przez całe miasto, co jak wiadomo kosztuje nie tylko sporo nerwów, ale i żre średnią. No cóż, życie.

Trasa: Dębiec - Wartostrada - Jana Pawła - Hlonda - Chemiczna - Gdyńska - Koziegłowy - Kicin - Kliny - Mielno - Dębogóra - Karłowice - Wierzonka - Kobylnica - Janikowo - Bogucin - Miłostowo - Główna -Jana Pawła - Wartostrada - Dębiec.

Lekko mnie skropiło pod sam koniec, do tego chmury walczyły ze słońcem, ale najgorzej nie było. Niestety nie za bardzo było czemu i komu robić zdjęcia po drodze. Miałem chrapkę na jednego gazeciarza z wysokości Głównej, zresztą bym go prawie dogonił, ale jak na złość była awaria sygnalizacji i nie musiał zatrzymywać się na czerwonym. Szkoda.

Więc klasyczne ujęcie spod kapliczki w Dębogórze...
Kapliczka w Dębogórze
...oraz koniki z Mielna, których dzisiaj niestety nie miałem czasu podkarmić trawką.
Piękne i dumne konie robocze
Szukanie resztek trawy
Jako uzupełnienie szczygieł z wczoraj, w dwóch wersjach. Oto wersja slim...
Szczygieł w wersji fit
...a tu wersja fat :)
Szczygieł grubasek :)
Dystans zawiera dojazd do pracy. Ale Czarnuchem, bo wieczorna sytuacja burzowa jak zwykle stoi pod znakiem zapytania.




  • DST 54.20km
  • Czas 01:52
  • VAVG 29.04km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 188m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pozalewać

Niedziela, 11 lipca 2021 · dodano: 11.07.2021 | Komentarze 7

W niedzielę miałem się w końcu wyspać, ale wczoraj wieczorem odezwał się kumpel i zapytał czy nie reflektuję po pracy na kilka meczyków w Fifę u niego, bo miał wolną chatę - jego lepsza połowa się integrowała, moja wyraziła zgodę, więc się udało. Dostałem w ciry jak zwykle (jego nie da się ograć, wielu próbowało), za to wygrałem w "Wiedza to potęga", więc w sumie remis :) I to wszystko przy czteropaku... bezalkoholowego (co za upadek, hehe) bo jakoś wrócić było trzeba.

W domu wylądowałem przed drugą, a wyjechać na rower musiałem względnie rano. Jakoś się udało, choć później niż zakładałem, bo o dziesiątej, a jeszcze kilka rzeczy tego dzionka trzeba było zrobić.

Trasa wschodnia: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Głuszyna - Babki - Daszewice - Kamionki - Borówiec - Robakowo - Gądki - Dachowa - Szczodrzykowo - Śródka - Krzyżowniki - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom.
Kładka nad S11
Nie spieszyłem się za bardzo. Postanowiłem też sprawdzić czy w końcu zakończył się remont w Dachowej. Nie skończył się, co nie znaczy, że przejechać się nie da :)

Celem była chwila nad zalewem w Szczodrzykowie. Jak zwykle ptactwa nie zabrakło, wędkarzy również, ale było ich mniej niż ostatnio. Niestety lukę zapełnili Ukraińcy puszczający jakieś ukraino-polo.
Nad zalewem w Szczodrzykowie
Oto "łowy". Łyska...
Zamyślona łyska
...śmieszki...
Śmieszka w locie
Młoda śmieszka
...jakiś młodziak, tylko nie wiem czego. Kokoszki?...
Jakiś młodziak. Nie mam pojęcia czyj. Może kokoszki?
...czapla siwa w locie...
Czapla siwa w locie
...i te białe w czasie brodzenia...
Wędrujące czaple białe
Czapla biała w stójce
...no i perkozy.
Perkoz z małymi
Perkoz dwuczuby w zbliżeniu
Wspominając moje wczorajsze porażki...
Świat się kończy, czyli Fifa przy bezalkoholowym :)
...mam nadzieję, że dzisiaj Angole dokopią Makaroniarzom :)




  • DST 57.10km
  • Czas 02:01
  • VAVG 28.31km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 177m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Parokocio

Sobota, 10 lipca 2021 · dodano: 10.07.2021 | Komentarze 15

Sobota pracująca, czasu na wylegiwanie nie było. Jednak o dziwo wyszedł mi całkiem bogaty wyjazd.

Start około 8:30, w warunkach temperaturowo idealnych - znów osiemnaście stopni. Cudo. Niestety wiało mocno i w ryj, więc dobre czasy się skończyły.

Przed startem przypomniałem sobie, że jest sobota, a jak sobota to parowóz. Pierwotnie chciałem dojechać do Szreniawy i tam starać się uchwycić skład, ale zostałem pokonany przez babcie w piekarni, którym chyba łatwiej poszło w przeszłości utrata dziewictwa niż teraz wybór ciasta na weekend. Grr. Finalnie więc musiałem kombinować. I wykombinowałem - lekko naokoło, przez jakieś boczne uliczki Lubonia, dotarłem do stacji w Wirach. Byłem niemal w punkt - minutę później wyłonił się Ol-49. Misja udana :)
Parowóz na łuku w Wirach
Ol49 wjeżdża na stację Wiry
Na pełnej parze
Potem już klasyk: Komorniki - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Do Lisówek już dzisiaj nie zdążyłem, ale za to zatrzymałem się w Trzcielinie. Nad bagienkiem, TrzcielinŻółwia nie było, ale za to znów ktoś się łasił :) Chyba już jestem tam swój. A w ogóle to kotkę (bo to samiczka) nazwałem roboczo Trzcielinką.
My się chyba znamy :)
Kor taki, że do rowerzysty przyłóż :)
Czas na pieszczoty
Kolejna poza do miziania
Chyba coś smacznego było jedzone
Przed Palędziem udało mi się uchwycić na jednym obrazku przyszłość Polski pod aktualnymi rządami :)
Polska A.D. 2021 w pigułce :)
Z kolei w Wirach natrafiłem na wyjątkowy poziom ufności. Gdybym miał w co zapakować, wziąłbym, oczywiście płacąc.
To się nazywa zaufanie :)
Trafił się też błotniak, ale tak daleko i tak się pechowo wtapiał w las, że zdjęcia wyszły do d...zioba.
Niewyraźny błotniak
Błotniak oczywiście musiał zasłonić twarz skrzydłami
Potem jeszcze do pracy, tym razem już rowerem.




  • DST 56.60km
  • Czas 02:08
  • VAVG 26.53km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 173m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślimaczo

Piątek, 9 lipca 2021 · dodano: 09.07.2021 | Komentarze 17

Miały być burze. No i faktycznie były. Nad ranem nawet walnęło tak, że pies z prędkością strusia pędziwiatra poleciał pod łóżko. Jednak szybko się ogarnął i wyszedł, jakby lekko zawstydzony swym przestrachem machając nieśmiało ogonem.

Lalo do dziewiątej, na szczęście w końcu przestało. Rozważyłem wszystkie za i przeciw, decydując się ruszyć, ale oczywiście Czarnuchem. To była zdecydowanie dobra decyzja, bo jeszcze trochę pokropiło, a i drogi do suchych nie należały.

Wiało cholera wie skąd, ale najbliżej było kierunkowi NE, wykonałem więc pętelkę: Dębiec - Wartostrada - Jana Pawła - Malta - Miłostowo - Antoninek - Swarzędz - Jasin - Paczkowo - Siekierki Wielkie - Gowarzewo - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom.

O dziwo jechało się całkiem spoko jak na wyjazd czołgiem. Tylko było dość parno, jednak bez gorąca takiego jak bardziej na wschód Polski.

Jak zwykle na Wartostradzie miałem slalomik, bo trzeba było uważać na ślimaki, które postanowiły sobie zrobić zgromadzenie masowe. Szkoda, że chyba tylko ja uważałem :( Jedno mogę stwierdzić - przeze mnie dziś nikt nie zginął, a nawet jednemu delikwentowi pomogłem przetransportować się w pożądanym kierunku :)
Ślimak na Wartostradzie
Średnia się nie liczy, skoro można pomóc w przejściu :)
Przejechałem się brzegiem Jeziora Maltańskiego. Jak ja lubię to miejsce, gdy nie ma ludzi, jest tam cisza i spokój...
Widok na trybuny poznańskiej Malty
Zatrzymałem się na chwilę przy pomniku Klemensa Mikuły, twórcy koncepcji zagospodarowania całego kompleksu. Dumnie zerka na swoje - jak na moje bardzo udane - dzieło.
Pomnik Klemensa Mikuły - projektanta kompleksu Jeziora Malańskiego

Odwiedziłem też skubaną parkę w Gowarzewie. Współpraca w wydziobywaniu trwa :)
Współpraca w dziobaniu trawki
Znów miało burzyć wieczorem, więc do pracy rowerem nie pomknąłem. Za to wróciłem miejskim, tym razem bez przygód i jednak bez grzmotów.




  • DST 60.70km
  • Czas 02:05
  • VAVG 29.14km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odwiedzić Absurd

Czwartek, 8 lipca 2021 · dodano: 08.07.2021 | Komentarze 13

Na szczęście pogodynki pomyliły się dzisiaj w słusznym kierunku. Czyli takim, który zamiast burzy w okolicach dziesiątej dal mi zachmurzone, ale pozbawione opadów niebo. Spoko, mylcie się tak dalej :)

Wiało z północnego wschodu, więc czekała mnie upojna jazda przez całe miasto w tę i z powrotem, czyli łącznie prawie 26 kilometrów. Na szczęście Wartostrada, czyli błogosławieństwo Poznania, trochę zminimalizowało cierpienia.

Trasa w tę i nazad: Dębiec - Wartostrada - Jana Pawła - Zawady - Główna - Bogucin - Janikowo - Kobylnica - Bugaj - Biskupice - Promno Stacja - Jerzykowo, gdzie nastąpiła nawrotka.

Nie jechało się źle, choć wiać mogło słabiej, a świateł mogłoby być mniej o co najmniej setkę. Jednak był jeden plus. A nawet ich dziewiętnaście, bo taka genialna temperatura mi towarzyszyła.

Dawno nie jechałem koło Pachołków Absurdu. Nic się nie zmieniło :)
Słupki Abstrakcji wciąż stoją
Zawitałem na chwilę nad Jezioro Kowalskie, ale jakieś takie dziś bezpłciowe było.
Nad Jeziorem Kolwaskim
Sezon grzybiarski widać pełną gębą. Tutaj w sumie przez cały rok :)

Do pracy rowerem nie jechałem, bo wróżki wciąż nie mogły się ogarnąć w temacie tego, kiedy w końcu lunie i "burznie". Jest po dziewiętnastej, póki co cisza. Pewnie pieprznie rano, gdy jutro będę chciał pokręcić. W zamian poszedłem na krótko na Dębinę, Było szaro, buro i ponuro. Nawet spotkana czapla była jakaś taka... siwa :)
Dzisiaj było tak szaro, że nawet czapla jakaś taka... siwa :)
EDIT: wróciłem rowerem. Miejskim. Zagadka: co nie działało? Odpowiedź: siodełko było nie do podniesienia, więc jechałem jak na Harleyu, przerzutka przeskakiwała, a i oświetlenie nie do końca stykało. Skromnie. Za to dzwonek jak nowy :)




  • DST 51.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 29.54km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 197m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miejsko, podmiejsko i czarnodzięciolnie

Środa, 7 lipca 2021 · dodano: 07.07.2021 | Komentarze 8

Rano było jeszcze całkiem gorąco (jak zwykle dla mnie - za gorąco) oraz słonecznie. Im bliżej końca dnia, tym robiło się bardziej pochmurno, a przed wieczorem pojawił się deszcz, którego według prognoz jeszcze dzisiaj być nie miało.

Ja zdążyłem pokręcić w warunkach bezdeszczowych. I niestety znów wietrznych, jednak też bez przesady. Gorsze było miasto, przez które musiałem przepchać się z południa na północ, czyli z Dębca przez Górecką, Hetmańską, Przybyszewskiego, Jeżyce, Golęcin i Strzeszyn, gdzie dopiero można było jechać, a nie stać w korkach lub na światłach. Za to kawałek dalej, między Psarskim a Kiekrzem, pojawiło się kolejne w mieście wahadło. Słodko.

Zawitałem na chwilę nad Strzeszynek. Błąd zrobiłem jeden - zapomniałem, że są wakacje. I moje ulubione poznańskie jezioro, które wielbię za względną pustkę, było pełne luda. Cyknąłem więc tylko na szybko kilka fotek i się zmyłem.
Zające na łące, Poznań Strzeszyn
Pomost nad Jeziorem Strzeszyńskim
Prawie jak Afryka, Poznań Strzeszyn
Reszta trasy to hopkowany odcinek przez Rogierówko do Sadów, potem Swadzim, Batorowo, Lusowo, Zakrzewo, Dąbrowa, Wysogotowo, Skórzewo i Plewiska do Poznania.

Lać konkretnie ma od jutra :( I to już bez ściemy. Się zobaczy....

Po południu, po załatwieniu tysiąca spraw, wybiegałem Kropę na Dębinie. Warto było, bo udało mi się uchwycić dzięcioła czarnego. A w sumie to panią dzięcioł. Nie było to łatwe, bo co chwilę mi uciekała gdzieś między liście, no ale chyba odkryłem w sobie (pies o dziwo też) nieuświadomione pokłady cierpliwości. No i mam.
Dziobnąć czy nie dziobnąć, oto jest pytanie :)
Samica dzięcioła czarnego