Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 206038.55 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dożynki!!! :)

Dystans całkowity:3015.62 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:104:51
Średnia prędkość:28.76 km/h
Maksymalna prędkość:63.10 km/h
Suma podjazdów:10574 m
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:62.83 km i 2h 11m
Więcej statystyk
  • DST 104.50km
  • Czas 03:29
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 314m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

W stolicy absurdu. Kościan wita

Środa, 26 sierpnia 2015 · dodano: 26.08.2015 | Komentarze 6

Są takie miejsca na świecie, w których nie życzyłbym mieszkania największemu wrogowi, szczególnie jeśli raz na jakiś czas porusza się rowerem. Dziś do takiej listy dołączam oficjalnie Kościan, który zdeklasował nawet Luboń (!!!!!!). Prawdopodobnie pisałem już o tym przy poprzednim odwiedzeniu tej miejscowości, jednak oficjalna czara goryczy została przelana właśnie 26 sierpnia 2015 r.

Ale od początku. Korzystając z ciut dłuższego przymusowego wolnego (remont w moim zakładzie pracy chronionej) postanowiłem w końcu pyknąć coś ponad standard. Czyli stówkę. Ok, spojrzenie na mapę, na kierunek wiatru i o 10 rano ruszyłem. Początek "codzienny", przez Wiry do Komornik, stamtąd skok w bok do Rosnowa, a potem już powrót na "piątkę", z zaliczeniem przejazdu przez centrum Stęszewa. Wiało strasznie upierdliwie, może nie mocno, bardziej umiarkowanie, za to na otwartych przestrzeniach wystarczyło to na godne sponiewieranie mojej skromnej osoby. Gdzieś na trasie zachciało mi się pić - super, przecież całą noc mroziłem sobie izotonika w lodóweczce. Sięgam po bidon i... dziura. Spojrzenie w dół - korba zaczęła już nabierać barw denaturatu. Szybko się zatrzymałem, coby panowie mundurowi sobie nie pomyśleli, że się dopinguję napojami, które potrafią przegryźć plastik, dopiłem w panice to, co jeszcze było (czyli niewiele) i zostałem z perspektywą ponad siedmiu dych o suchym pysku. Nie ma co, cholerstwo miało kiedy wybrać sobie czas na rytualne seppuku :)

Nic, trzeba było kręcić. Więc kręciłem. Dotarłem do upragnionego ronda w Kiełczewie, które zapowiadało (oczywiście w teorii) szansę na powiew w plecy. Zatrzymałem się jeszcze na chwilę w sklepie, gdzie u sympatycznej pani nabyłem Oshee (różowe, a co!) oraz Snickersa (którego połowę zjadłem, a właściwie wypiłem, dopiero praktycznie pod domem) i wjechałem do MORDORU.

Najpierw w Kościanie (bo o nim mowa) stałem w korkach. Potem zrobiłem rundkę koło rynku, głównie w korkach. Potem znalazłem się w korkach. Następnie przed zamkniętym przejazdem kolejowym. Gdy już go pokonałem znalazłem się przy jakimś rondzie, na którym nie wierzyłem własnym oczom, że tak jawnie można napluć w twarz rowerzystom i jeszcze mówić, że pada. O czym piszę? Skręt na Racot, który na mapie wyglądał całkiem normalnie, przywitał mnie... zakazem jazdy jednośladem. Ok, dobra, czyli pewnie gdzieś jest jakaś fajna, asfaltowa ścieżka, skoro aż tak dbają o moje bezpieczeństwo. O ja naiwny... Oto na czym się znalazłem (obowiązkowo po drugiej stronie drogi, bo po mojej był tylko zakaz):

Stary, zdezelowany chodnik, na którym jeszcze bezczelnie śmieli na krawężnikach wylać fragmenty asfaltu, zamiast to coś wyremontować w całości... Opadło mi wszystko - ręce, nogi, zęby, a w gratisie również licznik, który zaczął szwankować na tych wertepach (średnia wzięta jest ze Stravy, która ostatnio raz zaniża, raz zawyża, więc cholera wie czy wiarygodna). Na tym kawałku wykrzyczałem chyba wszystkie znane ludzkości przekleństwa. Oczywiście, mogłem olać temat i jechać asfaltem - biorąc jednak pod uwagę, że będąc na tej wiosce jakieś 15 minut widziałem dwa radiowozy, trzy samochody Straży Miejskiej i jednego ciecia od nich łażącego na piechotę postanowiłem nie ryzykować. Jak się okazało - dobrze zrobiłem, bo chwilę później minął mnie właśnie radiowóz...

Myślałem, że wyjeżdżając z tego koszmaru będę mógł już dalej poruszać się w cywilizowanych warunkach. Gdzie tam! Najpierw zamiast chodnika pojawiła się kostka, oczywiście zdezelowana. Następnie, tuż przed Kurzą Górą (wszystko to praktycznie w granicach Kościana) pojawił się jeszcze lepszy widok - kolejny zakaz jazdy drogą, a po prawej... leśna, nieutwardzona ścieżynka! Tego już mi było za dużo - stwierdziłem, że ryzykuję mandat, ale moje zdrowie psychiczne jest ważniejsze. Myślicie, że koniec radosnej twórczości tutejszych speców od udupiania kolarzy? W Racocie, obok imponującego kompleksu jeździeckiego wyskoczył kolejny smaczek:

Jakbyście mieli wątpliwości to po prawej była ścieżka - widzicie ten wydzielony pas dla rowerów? Słusznie - ja też nie :) Po lewej jest ciąg pieszo-rowerowy... szutrowy. A jak się wpatrzycie kawałek za znak przejścia dla pieszych to zobaczycie... kolejny zakaz jazdy rowerem. Zignorowałem.

Cała trasa powrotna to dochodzenie do siebie. Wiatr pomagać nie chciał, drogi były koszmarne i tak praktycznie już do Czempinia, gdzie już dobrze znaną trasą przez Iłówiec, Grzybowo, Żabno i Mosinę dotarłem do domu. Zmasakrowany mentalnie całkowicie. Jak można takie absurdy zatwierdzać i jeszcze karać za ich olewanie? Bo przeglądając w afekcie net po powrocie do domu natrafiłem na  TAKIE INFO z 2013 roku... No kurna... I jeszcze przekopiowany jeden z komentarzy: "Mają wytyczone miejsce i obowiązek jeżdzić po chodniku ale nie środkiem drogi. Jadąc na Racot tak samo, ścieżka zrobione ale po co drogą wygodniej. Karać i jeszcze raz karać to się nauczą, że tak samo ich obowiązują znaki"...

Pamiętam, że kiedyś Remik mnie zapytał czemu jeżdżę głównymi drogami, zamiast bocznymi. Dziś mi się sama nasunęła odpowiedź. Niestety, są kawałki Polski, które zatrzymały się głęboko na przełomie lat 80. i 90. I do nich należy właśnie Kościan. Nigdy więcej - jeśli nie będę musiał - nie zamierzam pojawiać się na przejechanym dziś kawałku. Włodarzom tego miasteczka życzę, żeby kiedyś musieli się przesiąść na rowery i za karę jeździć przez rok czy dwa po tych wynalazkach, najlepiej bez opon i dętek, a dodatkowo ze sztycą bez siodełka. Osobiście obiecuję antyreklamę tego skansenu.

A ja chyba po raz pierwszy lepiej wspominam jazdę pod wiatr niż powrót.

Plusy są dwa. Pierwszy - jest stówka! :) Już za nimi tęskniłem, bo wciąż czasu brakowało.

Drugi - kolejny "dożynek", tym razem z Żabna :)


Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 54.35km
  • Czas 01:56
  • VAVG 28.11km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 129m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Its rejni dej...

Wtorek, 25 sierpnia 2015 · dodano: 25.08.2015 | Komentarze 11

O tym, że moje wolne od roboty z automatu powoduje w pogodowym łebku akcję-reakcję pod tytułem "deszcz" już pisałem. Dziś jednak Pan Pogodynek/Pani Pogodynka/Coś Pogodynek (w końcu mamy czasy poprawności politycznej) grubo się pomylił/-ła/-ło myśląc, że mi zaszkodzi. Wręcz przeciwnie - wyspałem się, doświadczony życiem po wstaniu wystawiłem łeb za okno oceniając sytuację, stwierdzając stoicko, że kiedyś musi przejść.

Przeszło lekko po 11-tej. W praktyce oznaczało to, że zanim uzbroiłem crossa, zebrałem się i minąłem pierwsze 500 metrów (zamknięty szlaban oraz dwa wahadła - 2015 zdecydowanie nie zostanie zapamiętany przez mieszkańców Dębca jako Rok Bez Bluzgów)... zaczęło kropić. No ale skoro powiedziało się "a" to trzeba też "ą", a do tego twardym trza być nie miętkim, więc kręciłem dalej. Kierunek zachód, pod bardzo silny wiatr, z mniej lub bardziej zacinającym deszczykiem, który na szczęście w końcu odpuścił.

W sumie jechało się sympatycznie. Każda przerwa od szosy o dziwo mnie cieszy (może to jakiś znak do zmian?), a kompletne olanie kwestii średniej oczyściło umysł. Trasa to kopia tych codziennych: do Dopiewa przez wahadło - a jakże - w Skórzewie oraz Palędzie i powrót przez Trzcielin, wyjątkowo po tarce w Walerianowie i już (dopiero) z wiatrem "piątką".

Po południu skoczyłem jeszcze do rowerowego, bo kupiona na szybko opona Vittoria Zaffiro zaczęła się dziwnie wybrzuszać i ostatnio czułem się jakbym jechał na permanentnej muldzie z tyłu :) Poszła na reklamację, nową dostałem od ręki i nawet doznałem zaszczytu skorzystania z haków do serwisu i wymieniłem ją sobie na miejscu.

Upolowałem dziś kolejną tegoroczną "dożynę". Tym razem w Rosnówku.

Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 51.20km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 187m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Misja Szprycha

Czwartek, 20 sierpnia 2015 · dodano: 20.08.2015 | Komentarze 4

Dzisiaj cel był jeden - wymienić szprychę! Temat wcześniej ugadany telefonicznie, lekko po 10-tej miałem być w Mosinie, A że siedzieć w domu przed pracą nie zamierzałem to wcześniej, pomimo scentrowanego koła, pyknąłem sobie jeszcze spokojnym tempem drogą prostą i nieskomplikowaną do Rogalina, a nawet kawałeczek dalej, do Świątnik, tam zawróciłem i o określonej godzinie byłem w serwisie.

Tam.. kolejka. Ja - jak się dowiedziałem na trasie - musiałem być dziś w pracy wcześniej, bo na 12-tą. A przede mną parka, czyli koleś z dziewczyną, której ów "pan-fachowiec" wybierał rower. Z gadki wynikało, że ona będzie jeździć typowo rekreacyjnie,raz na jakiś czas, a chłopak miał chyba misję puszczenia jej w pierwszej dziesiątce TdF. Takie a takie siodło, wspornik kiery, pełna specyfikacja napędu, rodzaj łańcucha, o takich banałach jak dostosowanie opon do rodzaju nawierzchni nie wspominając. No cóż, mieli prawo, byli pierwsi, ale poczekałem sobie grzecznie w kolejce prawie pół godziny. Przynajmniej dostałem ciacho :) Sam serwis długo nie zajął, co nie zmieniło faktu, że wyruszyć z Mosiny mogłem dopiero przed 11-tą i czekała mnie ciężka misja dojechania do Poznania, dotarcia do domu, ogarnięcia się, przebrania i dotelepania się miejską komunikacją do pracy. O dziwo się udało - w godzinę! A że raz w życiu można zrobić za hipstera i przyjść do roboty nieogolony... Kiedyś trzeba.

Na koniec, hip hip hurra - zaczęły się moje ukochane DOŻYNKI!!! Zacznie się dokumentacja! Początek z Rogalinka:
Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 52.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 134m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Psiarnia i świniarnia

Środa, 10 września 2014 · dodano: 10.09.2014 | Komentarze 4

Dziś bez historii. Wsiadłem, ruszyłem, przejechałem. "Samochodzik" przez Dopiewo i Trzecielin zaliczony. Jedyne co zwróciło moją uwagę to mijający mnie w Komornikach konwój policyjny na sygnale, ale nie byle jaki - kilkadziesiąt samochodów, karetki, amfibia... Ciekawe co to było - szukałem jakichś informacji w necie, ale nic nie wyszperałem. Za to czułem się jak na wojnie gdy ten niebieski wąż dumnie miałem za plecami. Ciekawostka.

Wiatr znów stał się męczący i strasznie niezdecydowany, za to temperatura dla mnie miodzio - 17 stopni i czuję, że żyję. Ale wywalczyć dziś średnią w okolicach trzydziestki było ciężko. Na koniec tradycji dożynkowej musi stać się zadość (nawet zrobiłem sobie osobną kategorię), dziś znów upolowałem świnki, tym razem w Trzcielinie :)


Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 51.50km
  • Czas 01:39
  • VAVG 31.21km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 108m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

"King of mountain" :)

Poniedziałek, 8 września 2014 · dodano: 08.09.2014 | Komentarze 6

No proszę, jednak pogoda potrafi czasem pozytywnie zaskoczyć. Miało dziś od rano padać, a okazało się, że co prawda w nocy owszem, lało, ale rano wyszło słoneczko i mogłem ruszyć przed pracą, zabijając w głowie lenia, który postanowił, że się wyśpię. Morderstwo nie przyszło łatwo, ale okazałem się jednak mistrzem zbrodni :)

Jechało się fajnie - wiaterek niespecjalny, choć jak zawsze zmienny, regulowany pode mnie - w ryj, a czasem w pysk. Dobrze, że zachodni, bo praktycznie mogłem ominąć uroki miasta i skupić się na samej jeździe. Zrobiłem kółeczko do Dopiewa, potem do Więckowic i powrót trasą na Buk, gdzie w końcu mogłem się rozpędzić i korzystając z kawałeczka z wiatrem na płaskim prostym przekroczyłem 50 km/h.

Przy okazji, zupełnie bez premedytacji, udało mi się zdobyć drugiego w życiu KOM-a. Generalnie Stravę trzymam w kieszonce w drugim telefonie od niedawna tylko po to, żeby mieć mapkę w razie awarii Endomondo, które zdarzają się nader często. A tu proszę - po powrocie okazało się, że na podjeździe między Szachtami a Plewiskami pokonałem kogoś o 5 sekund, zdobywając tytuł "king of mountain". Patrząc na te wielkopolskie "górki" czuję się naprawdę dumny :D

Aha, na koniec - chyba odkryłem u siebie nową pasję i nie jestem w stanie odpuścić żadnej dożynkowej prezentacji. Muszę się zatrzymać. Dziś więc kolejna do kolekcji, ta co prawda tyłka nie rwie, ale mus to mus :)


Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 54.25km
  • Czas 01:45
  • VAVG 31.00km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie-maratońsko

Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 3

Dziś w Poznaniu o 11-tej rozpocząć się miał jakiś-tam-chyba znany-maraton, jako że imprezy tego typu z natury omijam szerokim łukiem to... nie brałem udziału :) Tym bardziej, że czekał mnie upojny dzień w pracy. Odczułem za to jeden megazpozytyw organizacji czegoś takiego - normalnie gdy w niedzielę ruszałem w drogę to co zakręt obijałem się o jakiegoś kolarza, rodzinkę na rowerach lub mentalną kalekę snującą się środkiem szosy. Dziś - pusto. Spotkałem może ze trzech rowerzystów, którym raźnie pomachałem. Reszta zapewne pchała się samochodami na maraton. Nie krytykuję, nie oceniam, fajnie, że ludziom sprawia to fun, ale ja bym nie mógł stawiać się o którejśtam godzinie w określonym czasie, czekać na gwizdek i jechać z góry wydzieloną trasą... No bo nie :)

Za to spokojnie pojechałem sobie lekko po ósmej przy przyjemnej temperaturze i niemęczącym wietrzyku przez Puszczykowo, Rogalin do kawałka za Mieczewem, wróciłem tak samo, posłuchałem sobie audiobooka, słoneczko mi przyjemnie grzało plecki... No ideał. Nie szalałem ze średnią, bo w sumie po co - w końcu nie biorę udziału w maratonie, prawda? :)

Upolowałem jeszcze naśladowców "reklamy dożynkowej" - dziś wersja góralska (chyba...), cholera wie czemu na płaskim terenie w Mieczewie. Ale ludziki, lub jak kto woli po poznańsku pamperki, prezentują się dumnie.

Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 52.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z ryjem :)

Piątek, 29 sierpnia 2014 · dodano: 29.08.2014 | Komentarze 1



Od dziś miejscowości Żabno i Żabinko uznaję za moje ulubione w Wielkopolsce. Nominacja jest dożywotnia i nieodwołalna, a powstała w ramach zasług wywoływania uśmiechu na moim pysku. Już nie pierwszy raz - niedawno umieszczałem tu zdjęcie specyficznego zaproszenia na tamtejsze dożynki, teraz pojawiło się kolejne w tym temacie, przy którym aż mnie zamurowało :)

Po czymś takim miałem cały powrót ustawiony z tytułową buźką. Albo raczej ryjem. Szacuneczek za pomysłowość i poczucie humoru dla twórców.

A sam trening słabiutko - Luboń koszmarnie zakorkowany, remont na Dębcu się pogłębia i tam gdzie na początku trasy miałem zawsze średnią ponad trzydzieści, teraz na liczniku zakwitło nieco ponad dwadzieścia. Wiatr praktycznie ciągle boczny, więc nie za bardzo miałem się jak popisać. Wywalczyłem te nieco ponad 30 km/h i tyle.

Chrum chrum! :)

Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 52.27km
  • Czas 01:38
  • VAVG 32.00km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 102m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Realia

Piątek, 22 sierpnia 2014 · dodano: 22.08.2014 | Komentarze 3

Do wlekących się traktorów już się jakoś przyzwyczaiłem, choć irytacja przy każdym korku nimi spowodowanymi wciąż ma wysoki poziom. Ale są rzeczy gorsze, tak jak w Luboniu - od Łęczycy po sam Dębiec z powodu miliarda remontów na raz co chwilę z boku wyjeżdżają wielkie, opancerzone pojazdy, dla których prędkość 20 km/h to już niemal śmierć w oczach. Te kilka kilometrów to prawdziwa tragedia, bo raz, że niebezpiecznie, dwa, że zabija średnią zupełnie naturalnie i bezinteresownie. Dziś nie było inaczej, cóż, chciało mi się wrócić do poznańskich realiów to mam :)

Ścieżka w Łęczycy częściowo została zamknięta, a i tak istoty wszelakie pchają się na wyłączony kawałek, mimo że obok kusi (przynajmniej mnie) piękny asfalt. Nie rozumiem tego instynktu lemingów... Ja tam jestem w siódmym niebie, że mogę po prostu jechać a nie bać o zdrowie i życie na ddr-ku.

Noga po górkach fajnie kręci. Dziś trasa do Sulejewa i z powrotem, przez Żabno, gdzie już niedługo impreza roku :)


Kategoria Dożynki!!! :)