Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 209113.60 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 700214 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Trollking.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:6972.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:272:50
Średnia prędkość:25.55 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:74000 m
Liczba aktywności:132
Średnio na aktywność:52.82 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Po oscypki

Wtorek, 13 sierpnia 2019 · dodano: 13.08.2019 | Komentarze 7

Po wczorajszych popołudniowych, wieczornych oraz nocnych opadach na szczęście już mało co zostało - nad ranem niebo zaczęło się nawet przejaśniać, do tego nie oznaczało to znacznego zwiększenia temperatury, czyli miodzio - można było kręcić!

Wiatr też jakoś nie miażdżył, ot, chwilowe podmuchy, raz słabsze, raz mocniejsze, ale co najważniejsze - z grubsza z jednego kierunku, czyli rzecz, którą w WLKP spotykam niezwykle rzadko. Trzeba było skorzystać :)

Kierunek był mało ambitny, ale z tytułową misją - po oscypki do Szklarskiej Poręby. Co prawda jak zawsze mam pewne wątpliwości co do ich autentyczności gdziekolwiek poza Podhalem (a nawet i tam), ale skoro smak się z grubsza zgadza, to nie ma co wybrzydzać :)

Trasa: Jelenia Góra - Cieplice - Wojcieszyce - Piechowice - Szklarska Górna (PKP) - nawrotka do Piechowic - Sobieszów - Zachełmie - Podgórzyn - Stawy Podgórzyńskie - Cieplice - Jelenia.
Karkonosze w sercu noszę :) - Trasa Czeska
Na lewo patrz! - Trasa Czeska





Oscypki zostały nabyte i zawiezione na sam dół. Prócz jednego, ale nie mogłem się powstrzymać :) Aha, sporo czasu zajęło mi czekanie, aż bydł... to znaczy kochane dwunożne istoty łaskawie usuną się z kadrów.

Wjazd do Jeleniej od strony Sobieszowa, w tle dumnie trzymający się wciąż Zamek Chojnik.

Nie mogło zabraknąć rzutu okiem na Stawy Podgórzyńskie - tam, mimo koszmarku architektonicznego, który przy nich straszy, jest wciąż pięknie.
Stawy Podgórzyńskie
Zza winkla - Stawy Podgórzyńśkie
Makabryła - Stawy Podgórzyńskie
Oj tak, jestem u siebie :)
U siebie - Szklarska Poręba
Aha, jeśli dobrze odczytałem przesłanie, to w jakimś z niedawnych wpisów Mors sugerował, że na tej dziwnej uliczce o koszmarnej nawierzchni, zaraz obok Bazy Pod Ponurą Małpą, mnie "nie widzi". Otóż sprawdziłem - ja się widzę, wjeżdża się na to bez zatrzymywania, choć średnio przyjemnie. Gorzej się zjeżdża, bo wolniej :)
Iiii tam... A miał być hardkor :) - Szklarska Poręba Średnia
Zjazd z niby
Od wczoraj czegoś mi brakowało z codzienności. Ale nic w przyrodzie nie ginie - gdy wjeżdżałem do Sobieszowa, zaraz przed rondem, usłyszałem klakson. Faktycznie, akurat musiałem lekko skorygować tor jazdy, ale zachowanie ostrożności przy wyprzedzaniu nie należało akurat do mnie, tylko do kierowcy Corsy. Oczywiście nie odnotowano ani połowy z regulaminowej odległości.

Prowadzący auto został przeze mnie dogoniony, ale zanim zdążyłem coś powiedzieć, usłyszałem:

- Po...ało cię?

- Mnie? To chyba nie w tym kierunku przekaz. Przecież widziałeś, że omijam dziurę, więc powinieneś tym bardziej uważać podczas wyprzedzania, już nie mówiąc o podwójnej ciągłej. Poza tym zastanów się lepiej, zanim bezpodstawnie użyjesz klaksonu, bo za to jest mandat.

(tu nastąpiło dobre pięć sekund ciszy, zauważyłem skupienie na twarzy, a potem skinięcie głową i...)

- Przepraszam.

No proszę da się :)

TUTAJ Relive.

A na koniec kadr z popołudniowego spaceru (12 kilosów) pomiędzy Michałowicami a Szklarską. Kropa była w swoim żywiole :)
Bóbr karkonoski :)
Teraz znów wybywamy z domu, więc na wszelkie opinie i uszczypliwości (już się oczywiście pojawiły, te zębate) odpowiem albo dużo później, albo jutro. Wtedy też nadrobię zaległości na BS.


Kategoria Góry


Nieplaning górski

Poniedziałek, 12 sierpnia 2019 · dodano: 12.08.2019 | Komentarze 17

Kilka dni temu nawet nie podejrzewałem, że jeszcze w sierpniu będzie okazja do pokręcenia rowerem po górach. Jednak gdy firma zaczęła sugestywnie chrząkać, przypominając, iż z moim urlopem czas najwyższy coś zrobić, nie trzeba mnie było dwa razy namawiać. W sumie nie trzeba by było nawet pół raza :) Na planowanie jakichś odkrywczych wypadów czasu nie było, padło więc na wakacje u siebie, czyli wypad w Sudety. Ma się ten komfort :)

Wolne krótkie, ale jest, wczoraj udało się przemieścić rodzinnie do Jeleniej, w koszmarnym zresztą upale. Dziś za to... zmarzłem. Taaaa, polski klimat, taki debilny :)

Ruszając rano nie miałem kompletnie pomysłu na to, gdzie jechać. Finalnie stanęło na miksie rudawsko-karkonoskim: start z centrum Jeleniej przez okolice lotniska do Łomnicy, stamtąd do Wojanowa, Bobrowa i Trzcińska, gdzie zacząłem wspinaczkę mniejszą, przez Przełęcz Karpnicką do Karpnik, a z nich już solidniejszą, Przełęczą Pod Średnicą, łykając Strużnicę, Gruszków i Kowary, z których doczłapałem się do dolnych rejonów Karpacza, a po zjeździe zaliczyłem jeszcze Mniszków, Sosnówkę oraz Staniszów, zanim zaparkowałem w Jelonce. Co się zresztą rozpisywać, lepszy jak zwykle jest Relive.

Kilka(naście) fotek:
Wojanów, wersja nadrzeczna
Rzut okiem wstecz
Rudawy w przebłyskach
Bobrowania ciąg dalszy
Sokoliki, rzut niesokolim okiem
Bliższa wersja Sokolików
Bo góry najlepiej ogląda się z góry
Rudawy Janowickie zza winkla
Przełęcz Pod Średnicą z górki
To proste - prosto! :)
Rzut telefonu na Karkonosze
Na Karpacz prosto
Sosnówka, rzut okiem za siebie
Pogoda nie pomagała :/
Nie obyło się bez odwiedzin u koleżanek... :)
U koleżanek, odcinek 1
Część druga wizytacji koleżanek
...choć i kolegów nie zabrakło :)
Końcentracja pełna
Staniszów, muflon kolonizator
Wieś Ścięgny, położona na drodze z Kowar do Karpacza, jeszcze niecałe dwa lata temu nazywała się formalnie Ściegny, bez nóżki przy "e". Jednak dzięki lobby mieszkańców wsi, w końcu udało się uprawomocnić nazwę używaną tu od kilkudziesięciu lat, zamiast tej sztucznej, której używali jedynie turyści oraz istoty napływowe. I to nie nazywa moc samorządu! :)Ścięgny uzyskały w końcu swą właściwą nazwę
Takie OSP, jak w Strużnicy, to ja rozumiem!
OSP w wersji innej
No i coś, co przewidywałem już ostatnio - jak Jelenia buduje asfaltową DDR-kę, to coś będzie musiało być nie tak. No i faktycznie, sporo przewyższeń zdobyłem dziś na nowym wynalazku prowadzącym do Łomnicy...
Przewyższenia ddr-kowe gratis - Łomnicka, Jelenia Góra
Niestety, koniec wypadu to już czysty deszcz, który praktycznie nie odpuścił do końca dnia. W związku z tym zamiast wypadu w góry wpadło tylko jedenaście kilometrów spaceru w tę i z powrotem na Perłę Zachodu, ale wykonane częściowo górą, Ścieżką Poetów. Jako że nie mam siły już dziś wklejać więcej zdjęć, póki co tylko Relive :)


Kategoria Góry


  • DST 53.30km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.07km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płaskości i jeleniogórskie reminiscencje

Środa, 3 lipca 2019 · dodano: 03.07.2019 | Komentarze 12

Nadszedł czas na powrót do wielkopolskich płaskości. Czyli nudy, ale też potrzebne, coby się góry za bardzo nie opatrzyły.

Poranny kursik odbywał się w w genialnej - jak na ostatnie dni - temperaturze oraz przy typowo poznańskim wietrze :) No dobra, wiało dzisiaj pewnie wszędzie podobnie, czyli mocno i średnio przewidywalnie, a będzie gorzej. To na początek, jako niezbędna dawka optymizmu :)

Trasa - zachodnia, głównie serwisowo-polna pętelka: Poznań - Plewiska - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Dąbrówka - Plewiska - Poznań. Brakowało przewyższeń, na szczęście bywały wiadukty. Chociaż to :)

W Dopiewie zakwitłem sobie (nie tylko ja) za kombajnem. I mimo że był nowoczesny, piękny, zielony i w ogóle Johny Deere, to te czołganie się 20 km/h po jakimś kilometrze lekko mnie zmęczyło. Trzeba więc było sobie radzić. A że się nie za bardzo dało inaczej, to wyjątkowo pojawiłem się na przedłużeniu śmieszki, który w sumie nie wiadomo czym jest. I po problemie :)

Tyle z równin. Żeby jednak jakoś płynnie i mniej okrutnie (na potrzeby bloga) pożegnać się z Sudetami, jeszcze kilka fotek ze spacerku, który wykonałem z Żoną i Kropą w niedzielę, jakieś dwie godziny po wypadzie na Karkonoską. I dopiero to, czyli ponad 11 kilometrów w temperaturze około 35 stopni, mnie zmęczyło :) Miejscem wypadu była Perła Zachodu, a trasa do połowy wykonana szlakiem cywilizowanym, a powrót praktycznie dzikimi terenami po drugiej stronie Bobru.
To nie ja :) - dokoła Perły Zachodu
Wieża widokowa - dokoła Perły Zachodu
Widoczek na schronisko - dokoła Perły Zachodu
Naprawdę muszę? :) - dokoła Perły Zachodu
Górnolotnie - dokoła Perły Zachodu
Dołolotnie - dokoła Perły Zachodu
I znów jakieś wyzwanie... - dokoła Perły Zachodu
Południowa część Jeziora Modrego - dokoła Perły Zachodu
Spojrzenie na południe - dokoła Perły Zachodu
Zza winkla - dokoła Perły Zachodu
Prosto? Prosto! - dokoła Perły Zachodu
Spojrzenie zdeka odmienne - dokoła Perły Zachodu
O takie widoczki walczylim :) - dokoła Perły Zachodu
Nogi zamoczone - dokoła Perły Zachodu
Dzika dzikość :) - dokoła Perły Zachodu
Polecam Perłę Zachodu z każdej strony, choć wersja "dzika" usiana jest powalonymi drzewami i trzeba skakać po skałkach. Rowerem odradzam, ale piechotką - jak najbardziej. TUTAJ Relive z tej wycieczki.




Rudawy, czyli u siebie :)

Poniedziałek, 1 lipca 2019 · dodano: 01.07.2019 | Komentarze 15

Po wczorajszym atakowaniu tego, co miało być zaatakowane, o godzinie nieludzkiej, musiałem dzisiaj się wyspać. Jako tako się udało, choć w pewnym momencie miałem ochotę wystrzelać bydło... wrrrroć, nie chcę obrażać bydła... ludzi drących ryje w środku nocny na Placu Ratuszowym.

Wyruszyłem dopiero o dziewiątej, gdy już robiło się ciepło, a w sumie za ciepło. Wiedziałem, że będę cierpiał, lecz cóż zrobić – górki same się nie wyjeżdżą :) Miałem zaplanowane niewysokie, ale za to ukochane Rudawy Janowickie (które powinny być reklamowane sloganem "cycuchy są wszędzie"), póki co dopiero w minimalnym stopniu przeżarte komerchą. I niech tak będzie po wieki wieków.

Kurs zacząłem od okolic jeleniogórskiego lotniska i drogi na Łomnicę, remontowaną (na szczęście) i z widocznymi (niestety) zalążkami DDR-ki (plus, że asfaltowej, ale będą fale, oj będą…), by następnie piąć się pod górkę do Wojanowa…
Jeden taki samotny - Rudawy, czyli u siebie :)
Zdawczo-odbiorcze spojrzenie na... - Rudawy, czyli u siebie :)
Wojanów - Rudawy, czyli u siebie :)
...i mijając Jasiową Dolinę dostać się do… No właśnie. Chciałem do Maciejowej, ale okazało się, iż skończono robić jej obwodnicę (w końcu!) i teraz da się ominąć tę jedną z najbardziej paskudnych dzielnic Jeleniej. Droga jest godna, choć nie zaplanowano szerokiego pobocza, poza tym wolę nie myśleć, ile drzew poległo, żeby powstała.

Następnie już klasyk: droga z Radomierza do Janowic…
Lato stało się faktem - Rudawy, czyli u siebie :)
Cycuchy właściwe - Rudawy, czyli u siebie :)
...w których jak zwykle pogłaskałem jednego ze swoich…
Moi tu są :) - Rudawy, czyli u siebie :)
...lekko nawet dostosowując go do wersji ”pro”:)
Trollwerzysta - Rudawy, czyli u siebie :)
A skoro Janowice, to oczywiście Miedzianka, czyli odżywające miasteczko-trup, o którym rozpisywałem się już wielokrotnie (najszerzej TU). Tym razem wdrapałem się ”tylko” do browaru, w którym na chwilę zawitałem, zadając nawet niestosowne pytanie, czy jakimś cudem dostanę piwo bezalkoholowe (wiem, potwarz). Nie było, jedynie radlerki, więc podziękowałem, cyknąłem fotki i poleciałem w dół, z prędkościami 60+.
Taras Browaru Miedzianka - Rudawy, czyli u siebie :)
Polne cycuchy - Rudawy, czyli u siebie :)
Zahaczyłem jeszcze o moją uwielbioną leśną lokalizację, czyli strumyk płynący gdzieś z głębi gór, cudownie zimny i czysty, niestety też dość wysuszony.
Za tą tablicą się tęsni - Rudawy, czyli u siebie :)
Zamoczyć ryja :) - Rudawy, czyli u siebie :)
Powrót to objechane wiele (w sumie to ciekawe ile?) razy: Trzcińsko, Przełęcz Karpnicka, Karpniki, Krogulec, Bukowiec, Mysłakowice i powrót trasą na Karpacz.
Sokoliki, czyli na prawo patrz - Rudawy, czyli u siebie :)
Ostatni zjazd w Bukowcu - Rudawy, czyli u siebie :)
Powolutku, bez szaleństw, z uwagą, coby się nie przegrzać – tak jak zaplanowałem, tak wyszło. No, może prócz ostatniego elementu, bo pod koniec dosłownie parowałem.

Relive TUTAJ.

Niestety, znów muszę się powtórzyć - tak BS-a, jak i komentarze (dziękuję!) - dogonię, zapewne już jutro. A pewnie i literówki :) Znów cud, że relacja powstała tego samego dnia, bo nadrabiane jeleniogórskich zaległości towarzyskich samo się nie wykona.


Kategoria Góry


Przełęcz Karkonoska

Niedziela, 30 czerwca 2019 · dodano: 30.06.2019 | Komentarze 37

Jako że udało się w gorącym (dosłownie) urlopowym okresie wygenerować kilka marnych dni wolnego, postanowiliśmy jak zwykle wybrać się w moje rodzinne rejony. Tym samym wczoraj wieczorem zameldowaliśmy się w Jeleniej Górze.

Na dzisiejszy dzionek plan miałem jeden, za to zdecydowany: nie umrzeć. Zapowiadane temperatury bowiem znów miały przekraczać miliardy kresek na plusie, co przeraża mnie tak, jak preferencje wyborcze Polaków.

Żeby powyższy się udał, musiałem wstać w środku nocy (po szóstej) - udało się, choć trochę mi zeszło na wyprowadzeniu psów i wyjazd nastąpił "dopiero” po siódmej. Taki z tego plus, że było jeszcze w granicach dwudziestu stopni, czyli dało się oddychać. A kierunek? Opcje były dwie: albo pokręcę się gdzieś w upale po płaskich rejonach, albo – jeśli jednak tragedii pogodowej nie będzie - pyknę sobie na Przełęcz Karkonoską (od razu wiedząc, że psychicznie muszę nastawić się na koszmarną średnią). To taki – mitologizowany w "pewnych kręgach” podjazd, z nachyleniem faktycznie dochodzącym do 29%, najcięższy w Polsce, ale czy aż tak warty uwagi? Ja pamiętałem go sprzed dobrych kilkunastu lat (a może nawet ponad dwudziestu? Cholera wie) i szczerze mówiąc nie wrył mi się jakoś pozytywnie w pamięć, bo widokowo dupy od pewnego momentu nie rwał, a poza tym bardziej od samego (trzeba przyznać – godnego) przewyższenia na krótkim odcinku, męczyły mnie tam dziury, których momentami więcej było niż asfaltu.

Z centrum skierowałem się najpierw na Cieplice, następnie na chwilę przysiadłem przy Stawach Podgórzyńskich, okrutnie oszpeconych nowym budynkiem smażalni…
No i Stawy Podgórzyńskie raz jeszcze - na Przełęcz Karkonoską
Zza winkla - na Przelęcz Karkonoską
...bo po chwili znaleźć się w Podgórzynie, gdzie przywitałem się z sympatycznym muflonem.
Mufon kierunek Ci wskaże - na Przelęcz Karkonoską
Po pogłaskaniu czworonoga zacząłem wspinaczkę, bo słońce, choć coraz bardziej okrutne, dawało nadzieję, że nie zabije mnie w ciągu najbliższej godziny. A jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości co do dalszego kierunku, to nagle mi się one rozwiały. Czemu? Bo na horyzoncie zauważyłem pewną sylwetkę idącą z rowerem. W dół. Gdzie oczywiście można się było nieźle rozpędzić. Już wiedziałem – w końcu natknąłem się na… Morsa :)

Zaskoczenie – jak widziałem – było obustronne. Jednak po przedstawieniu się nastąpiło uroczyste cofnięcie "pod tramwaj”, w celu wykonaniu historycznej foty. Z wielu względów :)
Trupy trzy - na Przelęcz Karkonoską
Myślę, że do annałów przejedzie zaproponowane przeze mnie, porównywalne niemal do podania łapy przez Kaczyńskiego Tuskowi (lub odwrotnie), zbliżenie na stojące kolo siebie opony Dębicy i Schwalbe. Moja to ta po lewicy :)
Zły dotyk: Dębica (Mors) kontra Schwalbe (Trollking) - na Przelęcz Karkonoską
W sumie podczas powrotu zauważyłem, że byłaby jeszcze lepsza miejscówka, ale było już po ptakach :)
Keine Grenzen - na Przelęcz Karkonoską
Pogaworzyliśmy trochę o typowo rowerowych tematach: Ukraińcach, sytuacji na jeleniogórskim rynku czy chromach w BMW. Sam Mors wracał z jakiejś eskapady górskiej rozpoczętej o piątej rano. Szkoda, bo zaproponowałem wspólny wjazd na Przełęcz, jednak odmowę z tego powodu jestem w stanie nawet zrozumieć.

W międzyczasie dokręcił do nas sympatyczny kolarz, który jak się okazało już chyba 102 razy zdobywał Karkonoską. Nie powiem, podziwiam i nie rozumiem :) Dzisiaj jednak robił tylko okrętkę "dolnych rejonów”. Aha, jeździ też do córki do podpoznańskich Komornik, co było pewnym spoiwem porozumienia – wszystko fajnie, tylko za płasko :)

Czułem rosnącą temperaturę, więc trzeba było zakończyć spotkanie na szczycie. Na pożegnanie zostało mi jeszcze udowodnione, że zbieranie puszek i innych śmieci ze szlaków to nie ściema (to szanuję) i sprzedany patent z trzymaniem licznika w torbie przy ramie, żeby nie zarysować kiery (hmmm…), po czym każdy ruszył w swoją stronę. Mi los wylosował wspinaczkę.

Odcinek do końca Przesieki kręciłem już wiele razy, choć ostatnio nieczęsto, więc zatrzymałem się jedynie na fotę z cyklu klasyk...
Takie tam z trasy - na Przelęcz Karkonoską
...oraz przy… morsie. Obiecałem w końcu. Foczka poszła gratis :)
Chybotki dwa - na Przelęcz Karkonoską
Za szlabanem, cudownie zamkniętym dla ruchu samochodów, zaczął się konkrecik.

I teraz te emocje, pytania zadawane w przestrzeń: wjechał czy nie wjechał? Dal radę czy nie dał rady?

Oczywiście, że wjechałem! Czemu miałbym tego nie zrobić? :)

Małe podsumowanie "przyjemności” z tej jazdy, którą miałem okazję dziś sobie przypomnieć: po ostrzejszych kawałkach trzeba faktycznie momentami kursować „pijanym wężykiem”, bo kiera leci do góry. Jednak da się to ogarnąć. Ja musiałem zatrzymać się raz, przez swój głupi błąd, bo chciałem zrobić jednocześnie fotę widoczku z tyłu i kręcić dalej. Nie wyszło, bo wjechałem w muldę :) Poza tym był jeszcze jeden stop, na niemal płaskim, w celu wymiany baterii w kamerce – jednak z filmiku i tak raczej nic nie będzie, bo zapomniałem wziąć z Poznania mocowania na kask, który jako rezerwowy trzymam w Jeleniej. A nagrania "z cyca” w górach wychodzą tak, że widać tylko drogę. No ale w wolnej chwili sprawdzę, może coś się z tego uratuje.

Poza tym Przełęcz Karkonoska jest jak najbardziej do ogarnięcia dla osoby, która ma jako taką kondycję, bo tu od niej ważniejsza jest głowa. Sporo oczywiście pomagają motywujące napisy, szczególnie na końcowym odcinku, gdzie jest "najciekawiej”.
Motywator - na Przelęcz Karkonoską
Ufff............ :) - na Przelęcz Karkonoską
Największym minusem – i tu się nic nie zmienia od wieków – jest koszmarny stan asfaltu. Podczas jazdy w górę przeszkadza mniej, ale już podczas jazdy kilka razy miałem ciepło w pewnych strategicznych miejscach, bo dziury po zimie są jedynie zrównane piachem (czy co to tam jest), więc tylko jako taki refleks uratował mnie przed upadkiem, tym bardziej, że moje hamulce wzbudzają przerażenie nawet na płaskim. Zamiast rekompensaty za wspinaczkę jest więc mały koszmarek, który kończy się dopiero po kilku kilometrach.

Kilka zdjęć z góry, robionych na szybko, bo zeszło mi trochę na pogaduchach z Morsem, a gonił mnie czas (planowany wypad "póki jeszcze się da” na Perłę Zachodu) oraz temperatura. Z tych względów już odpuściłem sobie Odrodzenie. Wpadnie następnym razem, choć w sumie nie wiem po co miałbym się tam pojawiać, bo znam wiele ciekawszych, szczególnie widokowo, miejsc w Sudetach :)
Widoków nie ma, ale i tak jest... - na Przelęcz Karkonoską
Czasem warto spojrzeć za siebie - na Przelęcz Karkonoską
Czechy, dobry den - na Przelęcz Karkonoską
Warto było? - na Przelęcz Karkonoską
Patelnia 30+ - na Przelęcz Karkonoską
Wracałem przez Borowice, gdzie spotkałem wspomnianego sympatycznego "rekordowego” kolarza, który podał mi jeszcze rękę z gratulacjami (tylko za co? Przecież to tylko Karkonoska, hehe), Podgórzyn, Zachełmie, Sobieszów i Cieplice.

Karkonoska została zaliczona, po latach. Wniosek/retrospekcja - to jedno z niewielu miejsc, gdzie wolę podjazd od zjazdu, przynajmniej od/do granic "przełęczy właściwej". Czyli nic się nie zmieniło :) Przynajmniej przypomniałem sobie, czemu nie chciało mi się tu wracać :) No i ta średnia... :)

Największy sukces? To, że ten wpis powstał tego samego dnia :) Sorry za ewentualne błędy (tablet rządzi się swoimi prawami) - poprawię. Kiedyś. A zaległości na BS oczywiście nadrobię. Kiedyś. Na razie idę spać :)

Relive (niestety GPS trochę poszalał) TUTAJ.


Kategoria Góry


Bez cudu

Sobota, 9 marca 2019 · dodano: 09.03.2019 | Komentarze 11


Niestety, cudu nad Bobrem nie było. Miało lać, więc lało.

Przyznać jednak trzeba, że aura starała się stwarzać pozory. Jeszcze o wpół do dziewiątej rano, gdy udało mi się w końcu ruszyć, sytuacja nie wyglądała najgorzej, a wręcz mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że było wręcz zachęcająco do jazdy. No ale góry to góry, sytuacja jak wiadomo może się w nich zmienić nagle, z minuty na minutę. No i się zmieniła.

W miejscu startu, czyli na lubianym szczególnie na Górnym Śląsku jeleniogórskim Placu Ratuszowym :), wydawało się, że wypad nastąpi o suchej stopie.

Jak widać, w gratisie był co prawda wciąż mega mocny wiatr, ale z nim już wczoraj walczyłem, więc byłem w miarę przygotowany, jeśli to w ogóle możliwe :)

Gdy dopchałem się do stóp Staniszowa, zaczęło kropić, ale przecież pewnie zaraz powinno przestać, no nie?

Noooo, nie…

Na dziesiątym kilometrze, czyli na zjeździe w kierunku Sosnówki, gdzie zawsze wychodzą fajne foty, dziś jedna wielka kicha.



A ja już psychicznie przygotowany byłem na to, że czas zawracać i pogodzić się z glutem. Skręciłem więc na Miłków, a że już lało konkretnie, to odpuściłem sobie pobliski Karpacz i skierowałem najkrótszą drogą, czyli przez Mysłakowice i Łomnicę, do Jeleniej.

Na wysokości Osiedla Czarne padać przestało. Zatrzymałem się więc na chwilę, ocenić ilość oceanu w butach, a przy okazji cyknąć fotę tamtejszego dworu, który niestety wciąż jest w złej formie…

...choć i tak jest dobrze względem lat 90., gdy wyglądał z grubsza jak te budynki dokoła.

Wracając do tematu głównego – postanowiłem ruszyć dalej. Oczywiście był to błąd, bo już przed Cieplicami wiatr w połączeniu z – a jak – powracającą ulewą, zrobił ze mnie miazgę. Wiedząc, że widoków dziś już nie uchwycę, zrobiłem na wszelki wypadek choć Chojnik :)

Ale kawałek dalej mało wyraźnie, ale jakoś tam, udało się go uchwycić w realu.


Ostatnie kilometry to walka o pion i życie, na kawałku przez Zachełmie i Podgórzyn do Cieplic. Przy Stawach Podgórzyńskich jeszcze obowiązkowa fota z cyklu kopiuj-wklej z wczoraj (no co, lubię to ujęcie)...


...i do domu. Od razu pod ciepły prysznic, a ciuchy na gorący kaloryfer.

Co ciekawe, na ostatnich kilometrach towarzyszyło mi… słońce. Które utrzymało się jeszcze przez kilka godzin, co widać na zdjęciu ze spaceru. Dodam, że nijak to się miało do prognoz, gdyż według nich miało być kompletnie odwrotnie… Ma się to szczęście :/


Relive TUTAJ, a mapka poniżej.




Kategoria Góry


Szklarska rzeźnicza

Piątek, 8 marca 2019 · dodano: 08.03.2019 | Komentarze 15

O cholera, jak dziś wiało. Prawie jak w Poznaniu :)

Podobno nieciekawie pod tym względem było w całej Polsce, ale to góry miały w prognozach ostrzeżenie o mocnych podmuchach. Nie ma co, ma się to szczęście... A może to po prostu ten gnój wiatr się w końcu zorientował gdzie jestem i raczył - niczym wierny, lecz niekochany zwierzak - do mnie dołączyć?

Starałem się tak wykombinować z trasą, żeby być jak najbardziej osłoniętym od huraganu, oraz nie wracać mając go centralnie w pysk. Oczywiście obydwie rzeczy wyszły średnio, ale przynajmniej się starałem. Ruszyłem kolo dziewiątej rano, pełen optymizmu, bo słońce nawet ładnie świeciło, więc nie mogło być tak źle, prawda?

Gówno prawda :)

Już w Sobieszowie, do którego dotarłem przez płaściutkie tereny z centrum Jeleniej przez Cieplice, czułem się jakbym wjechał na Śnieżkę, tak mnie wmordewind zmasakrował. Oczywiście we współpracy z debilnie ustawionymi światłami, dzięki którym interwały miałem co kilkaset metrów.

We wspomnianej powyżej dzielnicy chciałem sobie zrobić zdjęcie z widokiem na Chojnik. Ustawiłem rower, cyknąłem...

...a po chwili mogłem już robić drugą fotę. Chętni mogą się zabawić w grę z rozpoznawaniem jednego szczegółu różniącego obydwa :) Dzięki, szanowny wietrze.

Dalej skierowałem się do Piechowic, choć pewne siły wolały, żebym raczej skierował się gdzieś, no nie wiem, na środek pola :)



W Piechowicach spotkanie ze starym znajomym...

...i dalej do Szklarskiej, szlakiem znanym i lubianym.



Hm... Wciąż jednak jest :)

Na górze główny cel, czyli oscypki. Nie serki, a oscypki, legalne :) Połowa zapasów zresztą zniknęła zanim dojechałem do miejsca nawrotki, czyli do Szklarskiej Górnej.




Potem zjazd serpentynkami do Szklarskiej Dolnej i jedyny plus dzisiejszego wypadu - fałmaks grubo ponad sześć dych :)

Powrót częściowo Trasą Czeską, ale ze skrętem na Pakoszów, Sobieszów, Zachełmie i Podgórzyn. Tam chwila na ostatnie dziś okołorowerowe foty.


TUTAJ Relive, a poniżej mapka.

Po południu jeszcze ostatki, czyli osiem kilometrów spaceru na Perłę Zachodu, szlakiem alternatywnym. A że w połowie drogi zastała nas ulewa, to jakieś przeziębionko pewnie będzie gratis. A jutro ma lać podobno od rana :/

Aha, wciąż nie widzę na mailu żadnych komentarzy, mimo że pokazują się na BS. Ktoś może ma ten sam problem?







Kategoria Góry


Perłowo

Czwartek, 7 marca 2019 · dodano: 07.03.2019 | Komentarze 25


Plan na dzisiejszy wyjazd był taki, że wstaję wcześnie i wracam wcześnie.

No to... był :)

Gdy już wstałem i miałem ruszyć, okazało się, że jest do wykonania mega pilna misja o krytponimie "działka". Głupio było odmówić, choć uważam, że to miejsce się marnuje - za dużo do kopania, za mało do jedzenia. Już nie mówiąc o piciu :)

W każdym razie zamiast kręcić, spędziłem sobie godzinkę grzebiąc w ziemi. Przynajmniej widoczek miałem znad niej przyzwoity.

Koło dziewiątej zostałem "już" uwolniony, a że byłem, gdzie byłem, to postanowiłem nawiedzić od bachorstwa miłą mi miejscówkę, czyli Perłę Zachodu, słynnym, wąwozowym szlakiem wzdłuż Bobru.





Potem zjechałem do Siedlęcina, żeby.... wjechać do Siedlęcina, godnym podjazdem zakończonym drogą numer 30, którą wróciłem do Jeleniej. Nastawiałem się na fajny falmaks, ale dość silny wiatr miał inne plany :)

No właśnie, wiało ze wschodu, ku mej radości mogłem więc dalej ruszyć w tym właśnie kierunku, czyli znów w Rudawy. Przez Łomnicę, Wojanów i Bobrów do Trzcińska.




Stamtąd moją ulubioną Przełęczą Karpnicką do Karpnik. Bylem przygotowany po wczorajszym kursie na to, co zastanę, więc tym razem nie kląłem w przestrzeń.


Gnoje.

Sama końcówka to Krogulec, Bukowiec, Mysłakowice i w końcu Jelenia Góra.


Tyle, bez spektakularnych widoczków i relacji, bo jestem wykończony. W końcu urlop :)

A po południu jeszcze kilka kilometrów spaceru (dojazd już nie rowerem) wyhaczoną przeze mnie wczoraj ścieżką prowadzącą z Mniszkowa do Miedzianki. Genialna trasa.

Relive jak zwykle pod linkiem, a gps poniżej.

BS po wczorajszej awarii nie jest w stanie wrócić do pionu. Nie widzę na przykład komentarzy na mailu, więc jeśli nie odpiszę komuś na coś, to z góry się tłumaczę siłą wyższą :)


Kategoria Góry


Na koniec Końca

Środa, 6 marca 2019 · dodano: 06.03.2019 | Komentarze 7

Zaległy urlop ma to do siebie, że... jest zaległy. I nawet jak się nie za bardzo chce go wykorzystać w takim na przykład marcu, to trzeba to zrobić, bo później nie będzie kiedy. Dzięki temu udało się wczoraj późnym wieczorem wylądować w Jeleniej Górze, na krótko co prawda, ale jednak.

Po średnio przespanej nocy (psy szalały) ruszyłem na rower od razu, gdy udało mi się go ogarnąć oraz wypić kawę i coś przegryźć, czyli przed dziesiątą rano. W lekkim półśnie zacząłem zaliczać jeleniogórskie koreczki i czerwone światła, a także lekko się budzić, dzięki zachowaniom jak zwykle nieocenionych w swym chamstwie dolnośląskich kierowców (jest tu nawet gorzej niż w Wielkopolsce).

Wiało z południa i wschodu, umiarkowanie, więc bez szaleństw w którąkolwiek ze stron, ale upierdliwie. Postanowiłem zaliczyć kursik po moich ukochanych Rudawach, bez konkretnego planu, co skończyło się dość ciekawą wspinaczką pośrodku. Ale o tym za chwię.

Na początek zaliczyłem objazd Łomnickiej przez Dąbrowicę ("podziwiając" koszmarną fabrykę papieru), a następnie już widokowo znacznie lepsze okolice Wojanowa, skąd wspiąłem się na Jasiową Dolinę i wróciłem do Jeleniej na wysokości Maciejowej. Stamtąd główną do Radomierza, gdzie w końcu dobrze widać było słynne walory Rudaw :)


Potem było z górki do Janowic, ale dzięki wietrzykowi jakby pod górę. Gdy już minąłem przejazd kolejowy, spojrzałem w lewo na napis "Miedzianka" i już miałem zacząć podchodzić do wspinaczki, ale przypomniałem sobie, że jeszcze w życiu nie bylem rowerem w Mniszkowie (wstyd!). No to... czas nadrobić :)

Cóż napisać.. Polecam każdemu. Pięć kilosów ostrej wspinaczki z dość sporym fragmentami nachyleniem...


...musi nęcić. Tym bardziej, że perspektywa powrotu jest generalnie tylko jedna, gdyż...

No właśnie :) Powyższa tablica jest na samym początku niezwykle pięknie położonej wsi, gdzie było suchutko, nawet zieloniutko. Za to jakieś trzy kilometry dalej, gdy dotarłem do drugiej...

...faktycznie, niewiele można, bo lód pod śniegiem ciut zniechęcał. Ale próbowałem :)

Tam na górze wypiął mi się licznik i spędziłem dobre pięć minut na jego szukaniu. Ostatnio to jakieś moje zajęcie dodatkowe przy kręceniu :)

Zjazd to poezja.

To znaczy byłby nią, gdyby nie spora ilość zakrętów wymieszanych z piachem, które nie poprawiały komfortu. Do tego doszła jeszcze bezmyślność jakiegoś robola, który tak mądrze wyłaził tyłem z samochodu, że gdyby nie mój krzyk, pewnie byłby teraz na SOR-ze, a ja w serwisie rowerowym. Z czego to drugie byłoby prawdziwą tragedią :) Aha, podczas owego zjazdu wyprzedziłem... szoszona, lekko zdziwionego tym faktem, jednak jako miłośnik wąskich kółek zdecydowanie jestem w stanie go wytłumaczyć na takiej drodze - rozpędzanie byłoby zbyt ryzykowne.

Powrót to już klasyka - Janowice Wielkie, następnie Trzcińsko...

...Przełęcz Karpnicka...

...Karpniki...

...i przez Łomnicę do Jelonki. Jak na pierwszy dzionek - miło było. Szkoda tylko, że od jutra pogoda ma się spieprzyć.

Aha, między Dąbrowicą a Wojanowem, niedaleko glinianek, napotkałem taki oto sympatyczny przybytek z napisem "Siądź gościu i poczytaj sobie".

Miło? Niby tak. Ale zrobiłem kardynalny błąd, spoglądając na to, co owemu gościowi jest tu serwowane, obok neutralnych gazetek turystycznych z rejonu oraz poradników pszczelarskich:


Hehe, a mogło być tak pięknie :) Kusiło, żeby wziąć, ale nie wiedziałem, czy można :) Poza tym wspomniany autor z ostatniej fotki ma ciekawsze książki w swoim dorobku: "Strach być Polakiem", "Jedwabne geszefty" czy " Żydowskie oblężenie Oświęcimia" :)
 
Relive TUTAJ. A trasa GPS z Endo poniżej.


Kategoria Góry


Góroostatki

Wtorek, 9 października 2018 · dodano: 09.10.2018 | Komentarze 35


Nastąpił moment pożegnania się z górkami. Można było być trochę dłużej, ale jak się okazało, nie można było, więc dziś nastąpił powrót :)

Na ostatni trip wybrałem kreatywną destynację :) A po ludzku, nie korpo-hipstersku: ruszyłem rowerem tam, gdzie mi się zachciało, bez wstępnych założeń. A że zachciało mi się najpierw ruszyć na południe, to ulicą Sudecką dotarłem do jednej z niewielu naprawdę fajnych DDR-ek w Jeleniej Górze, prowadzącej w linii prostej do granicy z Łomnicą.

Było dość wcześnie, więc widoczki dopiero się kreowały i tyłka nie urywały.

Ale i tak byłem zadowolony, że widzę cokolwiek, gdyż kawałek wcześniej sytuacja wyglądała tak:

Prostą - niczym życie duchowe szarego, brudnego kibola Lecha, Legii, Śląska czy nawet Karkonoszy Jelenia Góra - drogą...

...dotarłem do Karpacza, ale że wiało mi w pysk i ruch samochodów był spory, stwierdziłem, że pchać do góry się nie będę i zawróciłem do Ścięgien, a następnie Miłkowa, stamtąd z kolei kierując się na Sosnówkę, spodziewając się jak zwykle pięknej panoramy tamtejszego zbiornika wodnego na tle gór. No ale niestety – dopiero ustępujące ze szczytów mgły pozbawiły mnie tej możliwości.

Za to zapoznałem się z koleżankami :) Uprzedzę fakty i zdradzę, że nie ostatnimi tego dnia.

Minąłem Podgórzyn i Zachełmie, pojawiłem się w jeleniogórskim Sobieszowie i zacząłem realizować plan, który zrodził mi się podczas kręcenia. Najpierw jednak sfociłem mój ukochany Chojnik, czyli zamek powstały jakby z zaprzeczeniem zasad grawitacji i ludzkiego rozsądku.

Planem owym była wspinaczka przez Jagniątków do Michałowic. Czyli kilka dobrych kilometrów rzeźni, ale na szczęście z perspektywą zjazdu swoimi śladami.



Przez chwilę towarzyszył mi nawet świniodzik, eee, to jest słodki piesek :)

Na górze, prócz widokowej poezji…

...trafiła się kolejna sympatyczna fauna – jeszcze dekadę temu widok tu nie do pomyślenia. I nie do pogłaskania :)


Czas gonił, więc i tak już zdeka przedłużony wyjazd skróciłem jak mogłem, z Sobieszowa wracając najkrótszą trasą przez Cieplice, by w końcu zameldować się w centrum.


Tym samym zakończyłem niedługi, ale owocny w pogodę i rowerowanie, górski wypad. Później postaram się jeszcze dokleić mapki dla zainteresowanych przy każdym wpisie oraz nadrobić w końcu zaległości.

EDIT: Jeszcze zdjęcie dla pewnego przyjezdnego Morsa, coby się nie wymądrzał w temacie właściwych nazw nadawanych przez autochtonów :)

EDIT 2: Tu Relive. No i przy każdym wpisie dodaję obiecane mapki.


Kategoria Góry