Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 209113.60 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.79 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 700214 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad13 - 76
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Góry
Dystans całkowity: | 6972.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 272:50 |
Średnia prędkość: | 25.55 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.50 km/h |
Suma podjazdów: | 74000 m |
Liczba aktywności: | 132 |
Średnio na aktywność: | 52.82 km i 2h 04m |
Więcej statystyk |
- DST 54.20km
- Czas 02:07
- VAVG 25.61km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 705m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Po oscypki
Wtorek, 13 sierpnia 2019 · dodano: 13.08.2019 | Komentarze 7
Po wczorajszych popołudniowych, wieczornych oraz nocnych opadach na szczęście już mało co zostało - nad ranem niebo zaczęło się nawet przejaśniać, do tego nie oznaczało to znacznego zwiększenia temperatury, czyli miodzio - można było kręcić!
Wiatr też jakoś nie miażdżył, ot, chwilowe podmuchy, raz słabsze, raz mocniejsze, ale co najważniejsze - z grubsza z jednego kierunku, czyli rzecz, którą w WLKP spotykam niezwykle rzadko. Trzeba było skorzystać :)
Kierunek był mało ambitny, ale z tytułową misją - po oscypki do Szklarskiej Poręby. Co prawda jak zawsze mam pewne wątpliwości co do ich autentyczności gdziekolwiek poza Podhalem (a nawet i tam), ale skoro smak się z grubsza zgadza, to nie ma co wybrzydzać :)
Trasa: Jelenia Góra - Cieplice - Wojcieszyce - Piechowice - Szklarska Górna (PKP) - nawrotka do Piechowic - Sobieszów - Zachełmie - Podgórzyn - Stawy Podgórzyńskie - Cieplice - Jelenia.
Oscypki zostały nabyte i zawiezione na sam dół. Prócz jednego, ale nie mogłem się powstrzymać :) Aha, sporo czasu zajęło mi czekanie, aż bydł... to znaczy kochane dwunożne istoty łaskawie usuną się z kadrów.
Wjazd do Jeleniej od strony Sobieszowa, w tle dumnie trzymający się wciąż Zamek Chojnik.
Nie mogło zabraknąć rzutu okiem na Stawy Podgórzyńskie - tam, mimo koszmarku architektonicznego, który przy nich straszy, jest wciąż pięknie.
Oj tak, jestem u siebie :)
Aha, jeśli dobrze odczytałem przesłanie, to w jakimś z niedawnych wpisów Mors sugerował, że na tej dziwnej uliczce o koszmarnej nawierzchni, zaraz obok Bazy Pod Ponurą Małpą, mnie "nie widzi". Otóż sprawdziłem - ja się widzę, wjeżdża się na to bez zatrzymywania, choć średnio przyjemnie. Gorzej się zjeżdża, bo wolniej :)
Od wczoraj czegoś mi brakowało z codzienności. Ale nic w przyrodzie nie ginie - gdy wjeżdżałem do Sobieszowa, zaraz przed rondem, usłyszałem klakson. Faktycznie, akurat musiałem lekko skorygować tor jazdy, ale zachowanie ostrożności przy wyprzedzaniu nie należało akurat do mnie, tylko do kierowcy Corsy. Oczywiście nie odnotowano ani połowy z regulaminowej odległości.
Prowadzący auto został przeze mnie dogoniony, ale zanim zdążyłem coś powiedzieć, usłyszałem:
- Po...ało cię?
- Mnie? To chyba nie w tym kierunku przekaz. Przecież widziałeś, że omijam dziurę, więc powinieneś tym bardziej uważać podczas wyprzedzania, już nie mówiąc o podwójnej ciągłej. Poza tym zastanów się lepiej, zanim bezpodstawnie użyjesz klaksonu, bo za to jest mandat.
(tu nastąpiło dobre pięć sekund ciszy, zauważyłem skupienie na twarzy, a potem skinięcie głową i...)
- Przepraszam.
No proszę da się :)
TUTAJ Relive.
A na koniec kadr z popołudniowego spaceru (12 kilosów) pomiędzy Michałowicami a Szklarską. Kropa była w swoim żywiole :)
Teraz znów wybywamy z domu, więc na wszelkie opinie i uszczypliwości (już się oczywiście pojawiły, te zębate) odpowiem albo dużo później, albo jutro. Wtedy też nadrobię zaległości na BS.
- DST 53.00km
- Czas 02:07
- VAVG 25.04km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 839m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Nieplaning górski
Poniedziałek, 12 sierpnia 2019 · dodano: 12.08.2019 | Komentarze 17
Kilka dni temu nawet nie podejrzewałem, że jeszcze w sierpniu będzie okazja do
pokręcenia rowerem po górach. Jednak gdy firma zaczęła sugestywnie chrząkać,
przypominając, iż z moim urlopem czas najwyższy coś zrobić, nie trzeba
mnie było dwa razy namawiać. W sumie nie trzeba by było nawet pół raza
:) Na planowanie jakichś odkrywczych wypadów czasu nie było, padło więc
na wakacje u siebie, czyli wypad w Sudety. Ma się ten komfort :)
Wolne
krótkie, ale jest, wczoraj udało się przemieścić rodzinnie do Jeleniej,
w koszmarnym zresztą upale. Dziś za to... zmarzłem. Taaaa, polski
klimat, taki debilny :)
Ruszając rano nie miałem kompletnie
pomysłu na to, gdzie jechać. Finalnie stanęło na miksie
rudawsko-karkonoskim: start z centrum Jeleniej przez okolice lotniska do
Łomnicy, stamtąd do Wojanowa, Bobrowa i Trzcińska, gdzie zacząłem
wspinaczkę mniejszą, przez Przełęcz Karpnicką do Karpnik, a z nich już
solidniejszą, Przełęczą Pod Średnicą, łykając Strużnicę, Gruszków i
Kowary, z których doczłapałem się do dolnych rejonów Karpacza, a po
zjeździe zaliczyłem jeszcze Mniszków, Sosnówkę oraz Staniszów, zanim zaparkowałem w Jelonce. Co się zresztą rozpisywać, lepszy jak zwykle jest Relive.
Kilka(naście) fotek:
Nie obyło się bez odwiedzin u koleżanek... :)
...choć i kolegów nie zabrakło :)
Wieś Ścięgny, położona na drodze z Kowar do Karpacza, jeszcze niecałe dwa lata temu nazywała się formalnie Ściegny, bez nóżki przy "e". Jednak dzięki lobby mieszkańców wsi, w końcu udało się uprawomocnić nazwę używaną tu od kilkudziesięciu lat, zamiast tej sztucznej, której używali jedynie turyści oraz istoty napływowe. I to nie nazywa moc samorządu! :)
Takie OSP, jak w Strużnicy, to ja rozumiem!
No i coś, co przewidywałem już ostatnio - jak Jelenia buduje asfaltową DDR-kę, to coś będzie musiało być nie tak. No i faktycznie, sporo przewyższeń zdobyłem dziś na nowym wynalazku prowadzącym do Łomnicy...
Niestety, koniec wypadu to już czysty deszcz, który praktycznie nie odpuścił do końca dnia. W związku z tym zamiast wypadu w góry wpadło tylko jedenaście kilometrów spaceru w tę i z powrotem na Perłę Zachodu, ale wykonane częściowo górą, Ścieżką Poetów. Jako że nie mam siły już dziś wklejać więcej zdjęć, póki co tylko Relive :)
- DST 53.30km
- Czas 01:50
- VAVG 29.07km/h
- VMAX 51.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 137m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Płaskości i jeleniogórskie reminiscencje
Środa, 3 lipca 2019 · dodano: 03.07.2019 | Komentarze 12
Nadszedł czas na powrót do wielkopolskich płaskości. Czyli nudy, ale też potrzebne, coby się góry za bardzo nie opatrzyły.
Poranny kursik odbywał się w w genialnej - jak na ostatnie dni - temperaturze oraz przy typowo poznańskim wietrze :) No dobra, wiało dzisiaj pewnie wszędzie podobnie, czyli mocno i średnio przewidywalnie, a będzie gorzej. To na początek, jako niezbędna dawka optymizmu :)
Trasa - zachodnia, głównie serwisowo-polna pętelka: Poznań - Plewiska - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Dąbrówka - Plewiska - Poznań. Brakowało przewyższeń, na szczęście bywały wiadukty. Chociaż to :)
W Dopiewie zakwitłem sobie (nie tylko ja) za kombajnem. I mimo że był nowoczesny, piękny, zielony i w ogóle Johny Deere, to te czołganie się 20 km/h po jakimś kilometrze lekko mnie zmęczyło. Trzeba więc było sobie radzić. A że się nie za bardzo dało inaczej, to wyjątkowo pojawiłem się na przedłużeniu śmieszki, który w sumie nie wiadomo czym jest. I po problemie :)
Tyle z równin. Żeby jednak jakoś płynnie i mniej okrutnie (na potrzeby bloga) pożegnać się z Sudetami, jeszcze kilka fotek ze spacerku, który wykonałem z Żoną i Kropą w niedzielę, jakieś dwie godziny po wypadzie na Karkonoską. I dopiero to, czyli ponad 11 kilometrów w temperaturze około 35 stopni, mnie zmęczyło :) Miejscem wypadu była Perła Zachodu, a trasa do połowy wykonana szlakiem cywilizowanym, a powrót praktycznie dzikimi terenami po drugiej stronie Bobru.
Polecam Perłę Zachodu z każdej strony, choć wersja "dzika" usiana jest powalonymi drzewami i trzeba skakać po skałkach. Rowerem odradzam, ale piechotką - jak najbardziej. TUTAJ Relive z tej wycieczki.
- DST 52.30km
- Czas 02:05
- VAVG 25.10km/h
- VMAX 61.50km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 723m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Rudawy, czyli u siebie :)
Poniedziałek, 1 lipca 2019 · dodano: 01.07.2019 | Komentarze 15
Po wczorajszym
atakowaniu tego, co miało być zaatakowane, o godzinie nieludzkiej,
musiałem dzisiaj się wyspać. Jako tako się udało, choć w pewnym
momencie miałem ochotę wystrzelać bydło... wrrrroć, nie chcę
obrażać bydła... ludzi drących ryje w środku nocny na Placu
Ratuszowym.
Wyruszyłem dopiero
o dziewiątej, gdy już robiło się ciepło, a w sumie za ciepło.
Wiedziałem, że będę cierpiał, lecz cóż zrobić – górki same
się nie wyjeżdżą :) Miałem zaplanowane niewysokie, ale za to ukochane Rudawy Janowickie (które powinny być reklamowane sloganem "cycuchy są wszędzie"), póki co dopiero w minimalnym
stopniu przeżarte komerchą. I niech tak będzie po wieki wieków.
Kurs zacząłem od
okolic jeleniogórskiego lotniska i drogi na Łomnicę, remontowaną (na szczęście) i z widocznymi (niestety) zalążkami
DDR-ki (plus, że asfaltowej, ale będą fale, oj będą…), by
następnie piąć się pod górkę do Wojanowa…
...i mijając
Jasiową Dolinę dostać się do… No właśnie. Chciałem do
Maciejowej, ale okazało się, iż skończono robić jej obwodnicę
(w końcu!) i teraz da się ominąć tę jedną z najbardziej
paskudnych dzielnic Jeleniej. Droga jest godna, choć nie zaplanowano
szerokiego pobocza, poza tym wolę nie myśleć, ile drzew poległo,
żeby powstała.
Następnie już
klasyk: droga z Radomierza do Janowic…
...w których jak
zwykle pogłaskałem jednego ze swoich…
...lekko nawet
dostosowując go do wersji ”pro”:)
A skoro Janowice, to
oczywiście Miedzianka, czyli odżywające miasteczko-trup, o którym
rozpisywałem się już wielokrotnie (najszerzej TU). Tym razem
wdrapałem się ”tylko” do browaru, w którym na chwilę
zawitałem, zadając nawet niestosowne pytanie, czy jakimś cudem
dostanę piwo bezalkoholowe (wiem, potwarz). Nie było, jedynie
radlerki, więc podziękowałem, cyknąłem fotki i poleciałem w
dół, z prędkościami 60+.
Zahaczyłem jeszcze
o moją uwielbioną leśną lokalizację, czyli strumyk płynący
gdzieś z głębi gór, cudownie zimny i czysty, niestety też dość
wysuszony.
Powrót to objechane
wiele (w sumie to ciekawe ile?) razy: Trzcińsko, Przełęcz
Karpnicka, Karpniki, Krogulec, Bukowiec, Mysłakowice i powrót trasą
na Karpacz.
Powolutku, bez
szaleństw, z uwagą, coby się nie przegrzać – tak jak
zaplanowałem, tak wyszło. No, może prócz ostatniego elementu, bo
pod koniec dosłownie parowałem.
Relive TUTAJ.
Niestety, znów muszę się powtórzyć - tak BS-a, jak i komentarze (dziękuję!) - dogonię, zapewne już jutro. A pewnie i literówki :) Znów cud, że relacja powstała tego samego dnia, bo nadrabiane jeleniogórskich zaległości towarzyskich samo się nie wykona.
- DST 53.10km
- Czas 02:21
- VAVG 22.60km/h
- VMAX 53.50km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1047m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Karkonoska
Niedziela, 30 czerwca 2019 · dodano: 30.06.2019 | Komentarze 37
Jako że udało się
w gorącym (dosłownie) urlopowym okresie wygenerować kilka marnych
dni wolnego, postanowiliśmy jak zwykle wybrać się w moje rodzinne
rejony. Tym samym wczoraj wieczorem zameldowaliśmy się w Jeleniej
Górze.
Na dzisiejszy
dzionek plan miałem jeden, za to zdecydowany: nie umrzeć.
Zapowiadane temperatury bowiem znów miały przekraczać miliardy
kresek na plusie, co przeraża mnie tak, jak preferencje wyborcze
Polaków.
Żeby powyższy się
udał, musiałem wstać w środku nocy (po szóstej) - udało się,
choć trochę mi zeszło na wyprowadzeniu psów i wyjazd nastąpił "dopiero” po siódmej. Taki z tego plus, że było jeszcze w
granicach dwudziestu stopni, czyli dało się oddychać. A kierunek?
Opcje były dwie: albo pokręcę się gdzieś w upale po płaskich
rejonach, albo – jeśli jednak tragedii pogodowej nie będzie - pyknę sobie na Przełęcz Karkonoską (od razu wiedząc, że
psychicznie muszę nastawić się na koszmarną średnią). To taki –
mitologizowany w "pewnych kręgach” podjazd, z nachyleniem faktycznie dochodzącym do 29%, najcięższy w Polsce, ale czy aż
tak warty uwagi? Ja pamiętałem go sprzed dobrych kilkunastu lat (a
może nawet ponad dwudziestu? Cholera wie) i szczerze mówiąc nie wrył mi
się jakoś pozytywnie w pamięć, bo widokowo dupy od pewnego momentu
nie rwał, a poza tym bardziej od samego (trzeba przyznać –
godnego) przewyższenia na krótkim odcinku, męczyły mnie tam
dziury, których momentami więcej było niż asfaltu.
Z centrum
skierowałem się najpierw na Cieplice, następnie na chwilę
przysiadłem przy Stawach Podgórzyńskich, okrutnie oszpeconych nowym
budynkiem smażalni…
...bo po chwili
znaleźć się w Podgórzynie, gdzie przywitałem się z sympatycznym
muflonem.
Po pogłaskaniu
czworonoga zacząłem wspinaczkę, bo słońce, choć coraz bardziej
okrutne, dawało nadzieję, że nie zabije mnie w ciągu najbliższej godziny. A jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości co
do dalszego kierunku, to nagle mi się one rozwiały. Czemu? Bo na
horyzoncie zauważyłem pewną sylwetkę idącą z rowerem. W dół.
Gdzie oczywiście można się było nieźle rozpędzić. Już
wiedziałem – w końcu natknąłem się na… Morsa :)
Zaskoczenie – jak
widziałem – było obustronne. Jednak po przedstawieniu się
nastąpiło uroczyste cofnięcie "pod tramwaj”, w celu wykonaniu
historycznej foty. Z wielu względów :)
Myślę, że do annałów
przejedzie zaproponowane przeze mnie, porównywalne niemal do
podania łapy przez Kaczyńskiego Tuskowi (lub odwrotnie), zbliżenie
na stojące kolo siebie opony Dębicy i Schwalbe. Moja to ta po lewicy :)
W sumie podczas
powrotu zauważyłem, że byłaby jeszcze lepsza miejscówka, ale
było już po ptakach :)
Pogaworzyliśmy
trochę o typowo rowerowych tematach: Ukraińcach, sytuacji na
jeleniogórskim rynku czy chromach w BMW. Sam Mors wracał z
jakiejś eskapady górskiej rozpoczętej o piątej rano. Szkoda, bo
zaproponowałem wspólny wjazd na Przełęcz, jednak odmowę z tego
powodu jestem w stanie nawet zrozumieć.
W międzyczasie
dokręcił do nas sympatyczny kolarz, który jak się okazało już
chyba 102 razy zdobywał Karkonoską. Nie powiem, podziwiam i nie rozumiem
:) Dzisiaj jednak robił tylko okrętkę "dolnych rejonów”. Aha,
jeździ też do córki do podpoznańskich Komornik, co było pewnym
spoiwem porozumienia – wszystko fajnie, tylko za płasko :)
Czułem rosnącą
temperaturę, więc trzeba było zakończyć spotkanie na szczycie.
Na pożegnanie zostało mi jeszcze udowodnione, że zbieranie puszek
i innych śmieci ze szlaków to nie ściema (to szanuję) i sprzedany
patent z trzymaniem licznika w torbie przy ramie, żeby nie zarysować
kiery (hmmm…), po czym każdy ruszył w swoją stronę. Mi los
wylosował wspinaczkę.
Odcinek do końca
Przesieki kręciłem już wiele razy, choć ostatnio nieczęsto, więc
zatrzymałem się jedynie na fotę z cyklu klasyk...
...oraz przy…
morsie. Obiecałem w końcu. Foczka poszła gratis :)
Za szlabanem,
cudownie zamkniętym dla ruchu samochodów, zaczął się konkrecik.
I teraz te emocje, pytania zadawane w przestrzeń: wjechał czy nie
wjechał? Dal radę czy nie dał rady?
Oczywiście, że
wjechałem! Czemu miałbym tego nie zrobić? :)
Małe podsumowanie "przyjemności” z tej jazdy, którą miałem okazję dziś sobie
przypomnieć: po ostrzejszych kawałkach trzeba faktycznie momentami
kursować „pijanym wężykiem”, bo kiera leci do góry. Jednak da
się to ogarnąć. Ja musiałem zatrzymać się raz, przez swój
głupi błąd, bo chciałem zrobić jednocześnie fotę widoczku z
tyłu i kręcić dalej. Nie wyszło, bo wjechałem w muldę :) Poza
tym był jeszcze jeden stop, na niemal płaskim, w celu wymiany
baterii w kamerce – jednak z filmiku i tak raczej nic nie będzie,
bo zapomniałem wziąć z Poznania mocowania na kask, który jako
rezerwowy trzymam w Jeleniej. A nagrania "z cyca” w górach
wychodzą tak, że widać tylko drogę. No ale w wolnej chwili
sprawdzę, może coś się z tego uratuje.
Poza tym Przełęcz
Karkonoska jest jak najbardziej do ogarnięcia dla osoby, która ma
jako taką kondycję, bo tu od niej ważniejsza jest głowa. Sporo
oczywiście pomagają motywujące napisy, szczególnie na końcowym
odcinku, gdzie jest "najciekawiej”.
Największym minusem
– i tu się nic nie zmienia od wieków – jest koszmarny stan
asfaltu. Podczas jazdy w górę przeszkadza mniej, ale już podczas
jazdy kilka razy miałem ciepło w pewnych strategicznych miejscach,
bo dziury po zimie są jedynie zrównane piachem (czy co to tam
jest), więc tylko jako taki refleks uratował mnie przed upadkiem,
tym bardziej, że moje hamulce wzbudzają przerażenie nawet na
płaskim. Zamiast rekompensaty za wspinaczkę jest więc mały
koszmarek, który kończy się dopiero po kilku kilometrach.
Kilka zdjęć z
góry, robionych na szybko, bo zeszło mi trochę na pogaduchach z
Morsem, a gonił mnie czas (planowany wypad "póki jeszcze się da”
na Perłę Zachodu) oraz temperatura. Z tych względów już
odpuściłem sobie Odrodzenie. Wpadnie następnym razem, choć w
sumie nie wiem po co miałbym się tam pojawiać, bo znam wiele
ciekawszych, szczególnie widokowo, miejsc w Sudetach :)
Wracałem przez
Borowice, gdzie spotkałem wspomnianego sympatycznego "rekordowego”
kolarza, który podał mi jeszcze rękę z gratulacjami (tylko za co?
Przecież to tylko Karkonoska, hehe), Podgórzyn, Zachełmie,
Sobieszów i Cieplice.
Karkonoska została zaliczona, po latach. Wniosek/retrospekcja - to jedno z niewielu miejsc, gdzie wolę podjazd od zjazdu, przynajmniej od/do granic "przełęczy właściwej". Czyli nic się nie zmieniło :) Przynajmniej przypomniałem sobie, czemu nie chciało mi się tu wracać :) No i ta średnia... :)
Największy sukces? To, że ten wpis powstał tego samego dnia :) Sorry za ewentualne błędy (tablet rządzi się swoimi prawami) - poprawię. Kiedyś. A zaległości na BS oczywiście nadrobię. Kiedyś. Na razie idę spać :)
Relive (niestety GPS trochę poszalał) TUTAJ.
- DST 53.40km
- Czas 02:08
- VAVG 25.03km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 641m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Bez cudu
Sobota, 9 marca 2019 · dodano: 09.03.2019 | Komentarze 11
Niestety, cudu nad
Bobrem nie było. Miało lać, więc lało.
Przyznać jednak
trzeba, że aura starała się stwarzać pozory. Jeszcze o wpół do
dziewiątej rano, gdy udało mi się w końcu ruszyć, sytuacja nie
wyglądała najgorzej, a wręcz mógłbym pokusić się o
stwierdzenie, że było wręcz zachęcająco do jazdy. No ale góry
to góry, sytuacja jak wiadomo może się w nich zmienić nagle, z
minuty na minutę. No i się zmieniła.
W miejscu startu,
czyli na lubianym szczególnie na Górnym Śląsku jeleniogórskim
Placu Ratuszowym :), wydawało się, że wypad nastąpi o suchej stopie.
Jak
widać, w gratisie był co prawda wciąż mega mocny wiatr, ale z nim
już wczoraj walczyłem, więc byłem w miarę przygotowany, jeśli
to w ogóle możliwe :)
Gdy dopchałem się
do stóp Staniszowa, zaczęło kropić, ale przecież pewnie zaraz
powinno przestać, no nie?
Noooo, nie…
Na dziesiątym
kilometrze, czyli na zjeździe w kierunku Sosnówki, gdzie zawsze
wychodzą fajne foty, dziś jedna wielka kicha.
A ja już
psychicznie przygotowany byłem na to, że czas zawracać i pogodzić
się z glutem. Skręciłem więc na Miłków, a że już lało
konkretnie, to odpuściłem sobie pobliski Karpacz i skierowałem
najkrótszą drogą, czyli przez Mysłakowice i Łomnicę, do
Jeleniej.
Na wysokości
Osiedla Czarne padać przestało. Zatrzymałem się więc na chwilę,
ocenić ilość oceanu w butach, a przy okazji cyknąć fotę
tamtejszego dworu, który niestety wciąż jest w złej formie…
...choć i tak jest
dobrze względem lat 90., gdy wyglądał z grubsza jak te budynki
dokoła.
Wracając do tematu
głównego – postanowiłem ruszyć dalej. Oczywiście był to błąd,
bo już przed Cieplicami wiatr w połączeniu z – a jak –
powracającą ulewą, zrobił ze mnie miazgę. Wiedząc, że widoków
dziś już nie uchwycę, zrobiłem na wszelki wypadek choć Chojnik
:)
Ale kawałek dalej
mało wyraźnie, ale jakoś tam, udało się go uchwycić w realu.
Ostatnie kilometry
to walka o pion i życie, na kawałku przez Zachełmie i Podgórzyn
do Cieplic. Przy Stawach Podgórzyńskich jeszcze obowiązkowa fota z
cyklu kopiuj-wklej z wczoraj (no co, lubię to ujęcie)...
...i do domu. Od
razu pod ciepły prysznic, a ciuchy na gorący kaloryfer.
Co ciekawe, na
ostatnich kilometrach towarzyszyło mi… słońce. Które utrzymało
się jeszcze przez kilka godzin, co widać na zdjęciu ze spaceru.
Dodam, że nijak to się miało do prognoz, gdyż według nich miało
być kompletnie odwrotnie… Ma się to szczęście :/
Relive TUTAJ, a
mapka poniżej.
- DST 51.00km
- Czas 02:02
- VAVG 25.08km/h
- VMAX 64.50km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 743m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Szklarska rzeźnicza
Piątek, 8 marca 2019 · dodano: 08.03.2019 | Komentarze 15
O cholera, jak dziś wiało. Prawie jak w Poznaniu :)
Podobno nieciekawie pod tym względem było w całej Polsce, ale to góry miały w prognozach ostrzeżenie o mocnych podmuchach. Nie ma co, ma się to szczęście... A może to po prostu ten gnój wiatr się w końcu zorientował gdzie jestem i raczył - niczym wierny, lecz niekochany zwierzak - do mnie dołączyć?
Starałem się tak wykombinować z trasą, żeby być jak najbardziej osłoniętym od huraganu, oraz nie wracać mając go centralnie w pysk. Oczywiście obydwie rzeczy wyszły średnio, ale przynajmniej się starałem. Ruszyłem kolo dziewiątej rano, pełen optymizmu, bo słońce nawet ładnie świeciło, więc nie mogło być tak źle, prawda?
Gówno prawda :)
Już w Sobieszowie, do którego dotarłem przez płaściutkie tereny z centrum Jeleniej przez Cieplice, czułem się jakbym wjechał na Śnieżkę, tak mnie wmordewind zmasakrował. Oczywiście we współpracy z debilnie ustawionymi światłami, dzięki którym interwały miałem co kilkaset metrów.
We wspomnianej powyżej dzielnicy chciałem sobie zrobić zdjęcie z widokiem na Chojnik. Ustawiłem rower, cyknąłem...
...a po chwili mogłem już robić drugą fotę. Chętni mogą się zabawić w grę z rozpoznawaniem jednego szczegółu różniącego obydwa :) Dzięki, szanowny wietrze.
Dalej skierowałem się do Piechowic, choć pewne siły wolały, żebym raczej skierował się gdzieś, no nie wiem, na środek pola :)
W Piechowicach spotkanie ze starym znajomym...
...i dalej do Szklarskiej, szlakiem znanym i lubianym.
Hm... Wciąż jednak jest :)
Na górze główny cel, czyli oscypki. Nie serki, a oscypki, legalne :) Połowa zapasów zresztą zniknęła zanim dojechałem do miejsca nawrotki, czyli do Szklarskiej Górnej.
Potem zjazd serpentynkami do Szklarskiej Dolnej i jedyny plus dzisiejszego wypadu - fałmaks grubo ponad sześć dych :)
Powrót częściowo Trasą Czeską, ale ze skrętem na Pakoszów, Sobieszów, Zachełmie i Podgórzyn. Tam chwila na ostatnie dziś okołorowerowe foty.
TUTAJ Relive, a poniżej mapka.
Po południu jeszcze ostatki, czyli osiem kilometrów spaceru na Perłę Zachodu, szlakiem alternatywnym. A że w połowie drogi zastała nas ulewa, to jakieś przeziębionko pewnie będzie gratis. A jutro ma lać podobno od rana :/
Aha, wciąż nie widzę na mailu żadnych komentarzy, mimo że pokazują się na BS. Ktoś może ma ten sam problem?
- DST 55.10km
- Czas 02:12
- VAVG 25.05km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 620m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Perłowo
Czwartek, 7 marca 2019 · dodano: 07.03.2019 | Komentarze 25
Plan na dzisiejszy wyjazd był taki, że wstaję wcześnie i wracam wcześnie.
No to... był :)
Gdy już wstałem i miałem ruszyć, okazało się, że jest do wykonania mega pilna misja o krytponimie "działka". Głupio było odmówić, choć uważam, że to miejsce się marnuje - za dużo do kopania, za mało do jedzenia. Już nie mówiąc o piciu :)
W każdym razie zamiast kręcić, spędziłem sobie godzinkę grzebiąc w ziemi. Przynajmniej widoczek miałem znad niej przyzwoity.
Koło dziewiątej zostałem "już" uwolniony, a że byłem, gdzie byłem, to postanowiłem nawiedzić od bachorstwa miłą mi miejscówkę, czyli Perłę Zachodu, słynnym, wąwozowym szlakiem wzdłuż Bobru.
Potem zjechałem do Siedlęcina, żeby.... wjechać do Siedlęcina, godnym podjazdem zakończonym drogą numer 30, którą wróciłem do Jeleniej. Nastawiałem się na fajny falmaks, ale dość silny wiatr miał inne plany :)
No właśnie, wiało ze wschodu, ku mej radości mogłem więc dalej ruszyć w tym właśnie kierunku, czyli znów w Rudawy. Przez Łomnicę, Wojanów i Bobrów do Trzcińska.
Stamtąd moją ulubioną Przełęczą Karpnicką do Karpnik. Bylem przygotowany po wczorajszym kursie na to, co zastanę, więc tym razem nie kląłem w przestrzeń.
Gnoje.
Sama końcówka to Krogulec, Bukowiec, Mysłakowice i w końcu Jelenia Góra.
Tyle, bez spektakularnych widoczków i relacji, bo jestem wykończony. W końcu urlop :)
A po południu jeszcze kilka kilometrów spaceru (dojazd już nie rowerem) wyhaczoną przeze mnie wczoraj ścieżką prowadzącą z Mniszkowa do Miedzianki. Genialna trasa.
Relive jak zwykle pod linkiem, a gps poniżej.
BS po wczorajszej awarii nie jest w stanie wrócić do pionu. Nie widzę na przykład komentarzy na mailu, więc jeśli nie odpiszę komuś na coś, to z góry się tłumaczę siłą wyższą :)
- DST 51.70km
- Czas 02:04
- VAVG 25.02km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 918m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Na koniec Końca
Środa, 6 marca 2019 · dodano: 06.03.2019 | Komentarze 7
Zaległy urlop ma to do siebie, że... jest zaległy. I nawet jak się nie za bardzo chce go wykorzystać w takim na przykład marcu, to trzeba to zrobić, bo później nie będzie kiedy. Dzięki temu udało się wczoraj późnym wieczorem wylądować w Jeleniej Górze, na krótko co prawda, ale jednak.
Po średnio przespanej nocy (psy szalały) ruszyłem na rower od razu, gdy udało mi się go ogarnąć oraz wypić kawę i coś przegryźć, czyli przed dziesiątą rano. W lekkim półśnie zacząłem zaliczać jeleniogórskie koreczki i czerwone światła, a także lekko się budzić, dzięki zachowaniom jak zwykle nieocenionych w swym chamstwie dolnośląskich kierowców (jest tu nawet gorzej niż w Wielkopolsce).
Wiało z południa i wschodu, umiarkowanie, więc bez szaleństw w którąkolwiek ze stron, ale upierdliwie. Postanowiłem zaliczyć kursik po moich ukochanych Rudawach, bez konkretnego planu, co skończyło się dość ciekawą wspinaczką pośrodku. Ale o tym za chwię.
Na początek zaliczyłem objazd Łomnickiej przez Dąbrowicę ("podziwiając" koszmarną fabrykę papieru), a następnie już widokowo znacznie lepsze okolice Wojanowa, skąd wspiąłem się na Jasiową Dolinę i wróciłem do Jeleniej na wysokości Maciejowej. Stamtąd główną do Radomierza, gdzie w końcu dobrze widać było słynne walory Rudaw :)
Potem było z górki do Janowic, ale dzięki wietrzykowi jakby pod górę. Gdy już minąłem przejazd kolejowy, spojrzałem w lewo na napis "Miedzianka" i już miałem zacząć podchodzić do wspinaczki, ale przypomniałem sobie, że jeszcze w życiu nie bylem rowerem w Mniszkowie (wstyd!). No to... czas nadrobić :)
Cóż napisać.. Polecam każdemu. Pięć kilosów ostrej wspinaczki z dość sporym fragmentami nachyleniem...
...musi nęcić. Tym bardziej, że perspektywa powrotu jest generalnie tylko jedna, gdyż...
No właśnie :) Powyższa tablica jest na samym początku niezwykle pięknie położonej wsi, gdzie było suchutko, nawet zieloniutko. Za to jakieś trzy kilometry dalej, gdy dotarłem do drugiej...
...faktycznie, niewiele można, bo lód pod śniegiem ciut zniechęcał. Ale próbowałem :)
Tam na górze wypiął mi się licznik i spędziłem dobre pięć minut na jego szukaniu. Ostatnio to jakieś moje zajęcie dodatkowe przy kręceniu :)
Zjazd to poezja.
To znaczy byłby nią, gdyby nie spora ilość zakrętów wymieszanych z piachem, które nie poprawiały komfortu. Do tego doszła jeszcze bezmyślność jakiegoś robola, który tak mądrze wyłaził tyłem z samochodu, że gdyby nie mój krzyk, pewnie byłby teraz na SOR-ze, a ja w serwisie rowerowym. Z czego to drugie byłoby prawdziwą tragedią :) Aha, podczas owego zjazdu wyprzedziłem... szoszona, lekko zdziwionego tym faktem, jednak jako miłośnik wąskich kółek zdecydowanie jestem w stanie go wytłumaczyć na takiej drodze - rozpędzanie byłoby zbyt ryzykowne.
Powrót to już klasyka - Janowice Wielkie, następnie Trzcińsko...
...Przełęcz Karpnicka...
...Karpniki...
...i przez Łomnicę do Jelonki. Jak na pierwszy dzionek - miło było. Szkoda tylko, że od jutra pogoda ma się spieprzyć.
Aha, między Dąbrowicą a Wojanowem, niedaleko glinianek, napotkałem taki oto sympatyczny przybytek z napisem "Siądź gościu i poczytaj sobie".
Miło? Niby tak. Ale zrobiłem kardynalny błąd, spoglądając na to, co owemu gościowi jest tu serwowane, obok neutralnych gazetek turystycznych z rejonu oraz poradników pszczelarskich:
Hehe, a mogło być tak pięknie :) Kusiło, żeby wziąć, ale nie wiedziałem, czy można :) Poza tym wspomniany autor z ostatniej fotki ma ciekawsze książki w swoim dorobku: "Strach być Polakiem", "Jedwabne geszefty" czy " Żydowskie oblężenie Oświęcimia" :)
Relive TUTAJ. A trasa GPS z Endo poniżej.
- DST 58.00km
- Czas 02:19
- VAVG 25.04km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 713m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Góroostatki
Wtorek, 9 października 2018 · dodano: 09.10.2018 | Komentarze 35
Nastąpił moment
pożegnania się z górkami. Można było być trochę dłużej, ale
jak się okazało, nie można było, więc dziś nastąpił powrót :)
Na ostatni trip
wybrałem kreatywną destynację :) A po ludzku, nie
korpo-hipstersku: ruszyłem rowerem tam, gdzie mi się zachciało,
bez wstępnych założeń. A że zachciało mi się najpierw ruszyć
na południe, to ulicą Sudecką dotarłem do jednej z niewielu
naprawdę fajnych DDR-ek w Jeleniej Górze, prowadzącej w linii
prostej do granicy z Łomnicą.
Było dość
wcześnie, więc widoczki dopiero się kreowały i tyłka nie
urywały.
Ale i tak byłem
zadowolony, że widzę cokolwiek, gdyż kawałek wcześniej sytuacja
wyglądała tak:
Prostą - niczym
życie duchowe szarego, brudnego kibola Lecha, Legii, Śląska czy
nawet Karkonoszy Jelenia Góra - drogą...
...dotarłem do Karpacza, ale że
wiało mi w pysk i ruch samochodów był spory, stwierdziłem, że
pchać do góry się nie będę i zawróciłem do Ścięgien, a
następnie Miłkowa, stamtąd z kolei kierując się na Sosnówkę,
spodziewając się jak zwykle pięknej panoramy tamtejszego zbiornika
wodnego na tle gór. No ale niestety – dopiero ustępujące ze
szczytów mgły pozbawiły mnie tej możliwości.
Za to zapoznałem
się z koleżankami :) Uprzedzę fakty i zdradzę, że nie ostatnimi
tego dnia.
Minąłem Podgórzyn i Zachełmie, pojawiłem się w jeleniogórskim Sobieszowie i
zacząłem realizować plan, który zrodził mi się podczas
kręcenia. Najpierw jednak sfociłem mój ukochany Chojnik, czyli
zamek powstały jakby z zaprzeczeniem zasad grawitacji i ludzkiego
rozsądku.
Planem owym była
wspinaczka przez Jagniątków do Michałowic. Czyli kilka dobrych
kilometrów rzeźni, ale na szczęście z perspektywą zjazdu swoimi
śladami.
Przez chwilę towarzyszył mi nawet świniodzik, eee, to
jest słodki piesek :)
Na górze, prócz
widokowej poezji…
...trafiła się
kolejna sympatyczna fauna – jeszcze dekadę temu widok tu nie do
pomyślenia. I nie do pogłaskania :)
Czas gonił, więc i
tak już zdeka przedłużony wyjazd skróciłem jak mogłem, z
Sobieszowa wracając najkrótszą trasą przez Cieplice, by w
końcu zameldować się w centrum.
Tym samym
zakończyłem niedługi, ale owocny w pogodę i rowerowanie, górski
wypad. Później postaram się jeszcze dokleić mapki dla
zainteresowanych przy każdym wpisie oraz nadrobić w końcu
zaległości.
EDIT: Jeszcze zdjęcie dla pewnego przyjezdnego Morsa, coby się nie wymądrzał w temacie właściwych nazw nadawanych przez autochtonów :)
EDIT 2: Tu Relive. No i przy każdym wpisie dodaję obiecane mapki.