Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 209489.40 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 701166 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Trollking.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2018

Dystans całkowity:1617.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:25
Średnia prędkość:28.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:8343 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:52.18 km i 1h 51m
Więcej statystyk
  • DST 53.75km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.32km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 228m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Smark wygwizdowy

Środa, 31 października 2018 · dodano: 31.10.2018 | Komentarze 46

Październik o dziwo zakończył się podobnie jak wrzesień - niezwykle sympatycznie pod względem pogody. Ciepło (nawet rano), słonecznie, pozytywnie - aż dziw, że tak można, biorąc pod uwagę wybryki aury sprzed kilku(nastu) poprzednich dni. Jedyne co bym doregulował to wiatr, ale nie jego siłę, bo źle nie było, lecz zmienność - pierwszą połowę kręciłem z wmordewindem, a drugą ze zboczuchem. Nieładnie tak.

Wykonałem smarka w tę i z powrotem, bo przy trasach na południe nie mam aktualnie za wiele opcji, przez ten cholerny remont "środkowego kondominium". Z Poznania ruszyłem do Lubonia, Łęczycy, Puszczykowa, Mosiny, pięknym leśnym duktem do Żabinka oraz Żabna. za którym zaliczyłem jeszcze hopkę i wróciłem swoimi śladami. 

Po drodze pięknie resztka jesieni broniła się przed nadchodzącą zimą... I nawet wybaczam śmieszce w Łęczycy jej stan, bo nie było mokro i nie musiałem bronić się przed glebą.


Niestety sielski klimat był tylko fragmentami. Koszmar korkowy, porównywalny z tym wczoraj wklejanym przeze mnie z Poznania, był praktycznie w każdej mijanej miejscowości - Luboniu (a jak!), Puszczykowie, z kumulacją w Mosinie. Moja średnia, która mogła być całkiem przyzwoita, w tym momencie prosiła o przekazanie serdecznych podziękowań za jej zmasakrowanie.

W tej samej Mosinie zostałem wygwizdany :) Przez znajomego, który jechał na mtb i mnie gdzieś tam wypatrzył ze skraju lasu. Odmachałem tylko, bo czas naglił i do roboty trzeba było zdążyć, jednak po raz kolejny okazało się, że świat jest mały, a okolice Poznania to już w ogóle.

W końcu udało mi się dostać do środka drewnianego kościoła w Żabnie. Co prawda nie do końca, bo zdjęcie ze środka jest robione przez szybkę, ale mogę dodać ten obiekt do tych zaliczonych. 



Uwielbiam puste świątynie, w przeciwieństwie do tych pełnych. Jak na moje to w każdej z nich (wszystkich religii) powinien obowiązywać zakaz wstępu, żeby nie psuć klimatu :) A ten akurat kościół zbudowano w 1789 roku, jest pod wezwaniem św. Jakuba Apostoła, jak można przeczytać na tabliczce informacyjnej, "konstrukcji sumikowo-łątkowej, od zewnątrz oszalowany", co pewnie oznacza, że nadaje się dla kibiców. Pooglądałem, powąchałem (te drewniane zapach mają niesamowity) i pojechałem dalej, włączając sobie na drogę nową płytę Behemotha. Zaiste genialną!




  • DST 53.25km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.03km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pokor(k)nie

Wtorek, 30 października 2018 · dodano: 30.10.2018 | Komentarze 13

Wpis-ekspres, bo korzystając z wolnego dnia mam w planach wyjazd do innego województwa na grób Babci (nie rowerem), co jak sądzę pozwoli mi uniknąć upojnej konfrontacji z ludzkimi masami, grożącej już niedługo.

Start nastąpił jak na mnie bardzo wcześnie, czyli przed ósmą, dzięki czemu przypomniałem sobie, czemu zarzuciłem tę praktykę. Dolna Wilda, Droga Dębiecka, już nie pisząc o Starołęce, to jeden wielki poranny korek. Jak zwykle z ciekawością analizowałem tak zawartość aut (w 90% tylko kierowca), jak i to, co na tablicach rejestracyjnych (głównie PO, jedynie na Starołęce wysyp PZ-tów). Kij z tym, że tramwajem (a często i autobusem, dzięki buspasom) byłoby szybciej - na ale przecież polski pan nie będzie się tak poniżał, żeby przejść kawałek z przystanku do miejsca pracy. A kto na tym cierpi? Ci, którzy faktycznie nie mają wyjścia i muszą z pewnych względów jechać samochodem... Łapy opadają. Wisienką na torcie byli zaś mistrzowie zapominana, którzy (ach, ta skleroza) nagle sobie przypominali, że ten prawy, mniej obłożony pas to jednak nie ich, bo oni w sumie to chcieli jechać prosto, tylko (ojej) się rozkojarzyli.

Tym samym pierwsze sześć kilometrów to pełzanie. Potem już było ciut lepiej, ale jedynie ciut, gdyż wiatr się rozhulał masakrycznie. Wykonałem "muminka": Poznań - Hetmańska - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Sypniewo - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Rogalinek - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. Wolno, ale do celu.

Konsekwentnie unikałem "zaliścionych" DDR-ek, prócz tej jednej w Łęczycy (oraz tej w miarę ogarniętej na Hetmańskiej), którą pokonałem ostrożnie jakbym jechał po lodzie. Za to dziadyga (był) śmigał śmiało i bez krępacji - żaden opad mu nie straszny :)


Cieplej się zrobiło - to z pozytywów.

Relive wkleję jak wrócę, czyli wieczorem. Wtedy też nadrobię BS-owe zaległości.

EDIT: Relive tutaj. Uwaga, zawiera sporo paskudnych widoków... zakorkowanych ulic :)




  • DST 53.10km
  • Czas 02:07
  • VAVG 25.09km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nieee... sprawiedliwość

Poniedziałek, 29 października 2018 · dodano: 29.10.2018 | Komentarze 12

Pogodowa sprawiedliwość czasem wychodzi na wierzch - najczęściej to Poznań i okolice miewają lepszy mikroklimat niż reszta Polski, dziś niestety było kompletnie odwrotnie: w Krakowie podobno temperatura dochodziła do dwudziestu stopni, natomiast ja w momencie wyjazdu witałem się z... czterema na plusie. Na mecie z aż sześcioma. Dobrze, że choć nad ranem przestało lać, więc mogłem, ostrożnie, bo ostrożnie, ale jednak pokręcić crossem. Choć przyjemność z jazdy była zdecydowanie wątpliwa, głównie przez przejmujący, zimny i mocny wiatr. Cel był więc tylko jeden: przetrwać.

Trasa to klasyczne w tę i z powrotem, z Dębca przez Wartostradę, Maltę, Główną, Junikowo, Kobylnicę, Bugaj, a nawrotka nastąpiła w Biskupicach i/lub Jerzykowie (nigdy nie wiem, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie), jak zwykle nad Jeziorem Kowalskim.

Gdy jechałem lewostronną częścią Wartostrady, zostałem zaskoczony zamknięciem kawałka jej starego odcinka. Fajnie, że go remontują, tylko czemu mnie nikt nie poinformował, żebym wybrał inną drogę? Przecież tyle firm przetwarza moje dane, w tym numer telefonu... :) Pozostało mi poruszanie się boczkiem-boczkiem, momentami brodzenie w błocku oraz cieszenie się, że nie trafiłem tu z szosą pod tyłkiem.

Tymczasem na mieście... 

To chyba ghost bike, biorąc pod uwagę aktualną formę Lecha :) Stan porównywalny z rzeczywistym, a może nawet lepszy :) A tu dwa trupy koło siebie:

No i na zakończenie: odnalazłem w końcu rejestrację w pełni oddającą mój status mieszkaniowo-ideologiczny :) Jest PO jak Poznań, JG jak Jelenia, a 666... to wiadomo :)

TUTAJ Relive.




  • DST 52.40km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.11km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 297m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Symfonicznie

Niedziela, 28 października 2018 · dodano: 28.10.2018 | Komentarze 18

W przeciwieństwie do letniej zmiany czasu, tę zimową wielbię... ponadczasowo :) To cenna cnota móc się wyspać, a zawsze pod koniec marca mam wrażenie, że jestem okradany. W związku z tym dziś do jazdy przystąpiłem pozytywnie naładowany, choć odczuwałem lekki pogodowy niepokój - bo czy zapowiadany na przedpołudnie deszcz też wie o powyższym i poczeka? Ot, zagadka. Pozwalam sobie ją rozwiązać i uprzedzić - o dziwo poczekał.

Było zimno (7 stopni w najgorętszym momencie) i dość wietrznie, co oznaczało, że nie zamierzałem się rozpędzać, bo szkoda nerwów - i tak chłodek by mnie przystopował. Duło z północnego wschodu, czyli inaczej niż ostatnio (wyjątkowo mnie to ucieszyło), wybrałem więc sobie za trasę tę w postaci pietruszki, względnie marchewki, o taką. Z Dębca skierowałem się Wartostradę, stamtąd Bałtycką do skrętu na Janikowo i Kobylnicę, wciąż pięknie wyglądającym traktem...

...dotarłem do Wierzonki i Karłowic, a po nawrotce zaliczyłem jeszcze Mielno, Kliny, Kicin i Koziegłowy, żeby ponownie pojawić się na Wartostradzie i spokojnie dokręcić do domu. Na wspomnianym - najlepszym z najlepszych - kawałku drogi wzdłuż rzeki chwilę pogadałem sobie z kolarzem na przełaju, którego dogoniłem. Pięknego żółtego Treka na pełnym karbonie (coś w tym stylu, może nawet to ten model), jak się dowiedziałem, udało się dostać w promocyjnej cenie... 17 tysięcy złotych. Ale że to zimówka, to nie ma co przesadzać z kosztami :)

No i jeszcze dwa obrazki z trasy. Pod mostem koło Bramy Poznania jak zwykle muralowo ciekawie. Ślimak i oko już były, nowością jest kruk.

A kawałek dalej, na Śródce, powstała niedawno nowa atrakcja o kryptonimie "Zielona symfonia". W miejscu, gdzie "od zawsze" był syf i menelstwo, oczyszczono teren i zainstalowano takie coś:


Niby przy opadach deszczu system rur ma powodować, iż ściana będzie grała. Co prawda nikt tego jeszcze nie słyszał, ale podobno ma tak być :) Ja na szczęście nie miałem okazji się przekonać - jednak wartością nadrzędną było dla mnie dojechanie o suchej stopie. Natomiast nie omieszkam wybrać się tu kiedyś nierowerowo podczas jakieś ulewy i zweryfikować temat. Oraz pochylić się nad smutnym losem sąsiadów :)

A najfajniejsze info z popołudnia? Barca - Real 5:1 !!! :)




  • DST 52.40km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.32km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 168m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zgniłus

Sobota, 27 października 2018 · dodano: 27.10.2018 | Komentarze 11

Gdy rano wyszedłem z psem, w moich myślach pojawiło się zadziwiające stwierdzenie: o, jakie fajne warunki do jazdy! Upał umiarkowany (znów dziewięć stopni), nie pada, mało wieje (!). Słodko.

Pełen optymizmu wyjechałem więc lekko po dziewiątej rano i szybko okazało się, że ten cukierek miał może ładne opakowanie, ale w środku aż śmierdzi zgnilizną. Głównie z powodu wiatru, który jak się rozhulał po polach (i nie pił kakao), to robił ze mnie miazgę konkretną. Oj, brakowało drzew, a nawet choćby jakiejś większej ilości zabudowań... Finalny wynik wyszedł w związku z tym strasznie mikry.

Duło ponownie z południowego zachodu, a ja ponownie nie miałem jak wykonać "kondominium", więc ponownie wykonałem trasę z grubsza taką samą jak wczoraj, z jedynie minimalną korektą: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Do/u/piewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Chyba gdzieś w okolicach mojej nawrotki szykował się jakiś rajd mtb, bo widziałem sporo samochodów z rowerami na pakach. Ale co, gdzie i jak? Cholera wie.

Potem jeszcze spacer z Kropą po Dębinie...

...gdzie dziś jacyś rekonstruktorzy się zainstalowali. Lepsi oni niż brzuchate gnoje z piórkami na łbach, strzelbami i jakimś defektem w mózgach, każącym im czerpać przyjemność z zabijania.

No i... do pracy :/ A od jutra znów deszcze i znów do roboty, więc może być kiszka z kręceniem.

TUTAJ Relive.




  • DST 53.25km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.31km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 179m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Normalizacja

Piątek, 26 października 2018 · dodano: 26.10.2018 | Komentarze 12

O. Lekko się pogodowo znormalizowało. Co prawda czasowo, ale cieszmy się chwilą :)

Mogłem dziś ruszyć szosą, suchą stopą, w całkiem przyjemnym upale o wartości plus dziewięć. Jako że wiało z południowego zachodu (solidnie, ale już nie tak silnie jak ostatnio), to z chęcią zaliczyłbym "kondominium", jednak jak wiadomo aktualnie najlepiej przez część tej trasy poruszać się czołgiem (a i to ryzykowne), więc odpuściłem. Zastępczo wykonałem inny klasyk - z Poznania przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Rosnowo, Chomęcice, Konarzewo, Trzcielin, kawałek do Lisówek i nawrotka, Do/u/piewo, Dopiewiec, Palędzie, Gołuski i Plewiska do domu. Bez ciśnienia i ciśnięcia, po prostu przed siebie.
 
Do Lisówek (nie Podłozin, jak napisałem wcześniej!) podjechałem, bo lubię tamtejszy widoczek na pola graniczące z lasem oraz małe uroczyska. Poza tym liczyłem na przywitanie się z widzianym tam dwukrotnie myszołowem i zlokalizowanie choć z grubsza miejsca jego gniazdowania. Jednak dziś nie było mi dane ani jedno, ani drugie.


Za to w Do/u/piewie budowa śmieszki znikąd donikąd trwa w najlepsze. Kostka kładzie się aż miło, dojazdy do pojedynczych posesji są obniżane, pas odgradzający kierowców od niebezpiecznych rowerzystów kwitnie. Tylko sensowności tej inwestycji jeszcze chyba nikt nie wytłumaczył, bo ruch jest taki, jak na zdjęciu. Ale za to pan wójt się utrzymał na stolcu (78% poparcia) - a cierpieć będą postronni kolarze - pięć dyszek tu, pięć dyszek tam i budżet będzie się spinał...

Relive TUTAJ.




  • DST 32.10km
  • Czas 01:17
  • VAVG 25.01km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 112m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut zmylający

Czwartek, 25 października 2018 · dodano: 25.10.2018 | Komentarze 11

Rano przywitała mnie kompletna padaka. Mokra, zimna i wietrzna. Przy kawie spojrzałem sobie jeszcze na prognozy, żeby zweryfikować, czy jest tak tylko nad moim domem, czy może nad całą Wielkopolską i niestety zostałem pozbawiony złudzeń. W głowie zaś zaczęła mi się przewijać mało sympatyczna wizja chomika.

Jednak jakoś po dziesiątej padać przestało, co wychwyciłem swym łapczywym wzrokiem zerkającym co chwilę za okno. W mig więc zaprzęgłem crossa, ubrałem zestaw z kolekcji "antyPRO-jesień-zima" i ruszyłem. Po dziesięciu minutach już... płynąłem, bo oczywiście znów zaczęło lać. Nie żebym się nie spodziewał, ale liczyłem, że zmyła okaże się bardziej wiarygodna. Jednak stwierdziłem, że skoro już jadę, to dojadę, choć na więcej niż gluta czasu (na trzynastą trzeba było lecieć do pracy) ani ochoty nie miałem.

Pierwsze co mnie zmasakrowało to korki - od Lubonia przez Komorniki i Szreniawę (czyli praktycznie większość dzisiejszej trasy widocznej na Relive). już nie mówiąc o Głogowskiej, na której musiałem zawrócić, bo koras spowodowany jakąś kolizją ciągnął się na dobrych kilka kilometrów. Tak to już jest, że najmniejszy deszcz powoduje, że na drogi wyjeżdżają tysiące ludzi, którzy wcale by tego nie musieli robić, wyłączając przy okazji myślenie. No i mamy niezły burdel.

Doszedł to tego wciąż masakrujący wiatr, który w połączeniu z zacinającym deszczem zrobił ze mnie miazgę. Choć nie powiem, były też momenty bez opadów. Ze dwa :) Można się było zatrzymać i wypłukać buty.

Najważniejsze jednak, że minimalne minimum wykonane. Zresztą plułbym sobie w brodę, gdybym odpuścił, przecież aż tak tragicznie nie było. Poza tym wstyd by mi było przed zawodowcami tego typu, co to kręcą zima nie zima, jesień nie jesień, słota czy upał, swoimi szlakami. Cześć i chwała bohaterom! I bohaterkom :)

Aha, udało się dziś obyć bez gleby - z najbardziej prozaicznego powodu: DDR-ek było jak na lekarstwo.




  • DST 52.40km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.32km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 383m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odbytowo

Środa, 24 października 2018 · dodano: 24.10.2018 | Komentarze 9

Zacznę od plusów - było dziś trochę cieplej niż wczoraj, nie padało, a słońce sympatycznie grzało plecki.

A co do minusów... Hmm, ile ma maksymalnie znaków treść wpisu na BS? :) No ale dobra, katował nie będę i skupię się jedynie na: korkach, remontach, objazdach, śmieciarkach, światłach, debilnych kierowcach... Na razie starczy - standardowy kursik po mieście w pigułce. A czekał mnie on z powodu północno-zachodnich podmuchów.

No właśnie, wiatr. Wiał nawet mocniej niż wczoraj, co było dość ciężkie, ale jednak wykonalne. Hurra :/ Jako że wybrałem dziś do jazdy szosę, to momentami na otwartych przestrzeniach mogłem być pomylony z nisko latającą zmutowaną jaskółką, tak mną miotało. A zapewne i kwiliłem podobnie jak ona :) A podczas powrotu, gdy liczyłem na pomoc wietrzyska, nie było dane mi jej zaznać dłużej niż przez chwilę, bo dominowały boczne kuksańce, tak zwane zboczki. Tym samym wyjazd uznaję za odbyty (skojarzenie z pewną częścią ciała zamierzone) i nic więcej.

A na koniec łyżka dziegciu wobec rowerowej rzeczywistości. Tak jak ostatnio mile zaskakiwał mnie fakt oczyszczania DDR-ki przy Koszalińskiej, tak dziś napotkałem taki oto widok:


Przy Niestachowskiej zresztą nie było wiele lepiej... Nie wiem czy to efekt wczorajszych nawałnic, czy po prostu wybory, wybory i po wyborach, fakt jest faktem - ślisko było jak cholera, a ja pomny wczorajszej gleby nie zamierzałem fundować sobie powtórki z rozrywki, więc chwilę po zrobieniu tych fotek zjechałem na jezdnię. I o dziwo nie usłyszałem żadnego klaksonu - prawdziwe święto :)

TUTAJ Relive.




  • DST 35.30km
  • Czas 01:24
  • VAVG 25.21km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 157m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut glebowy

Wtorek, 23 października 2018 · dodano: 23.10.2018 | Komentarze 17

Jednak się udało. Przeżyć ten dzisiejszy mikry mikrowypad :)

Dzień miałem wolny, teoretycznie więc mogłem sobie pozwolić na dłuższe spanie. Ale gdzieś w tyle głowy miałem świadomość, że jak nie wstanę w miarę wcześnie, to nie pojeżdżę, bo około dziesiątej według prognoz miało zacząć lać. Z drugiej strony - gdy zobaczyłem jak wieje, mój zapał "lekko" spadł :)

Finalnie zaprzęgłem crossa przed dziewiątą i ruszyłem na południe, starając się utrzymać w pionie, co łatwe nie było. Minąłem Luboń, dojechałem do Łęczycy, gdzie zatrzymałem się na chwilę ocenić stan nawierzchni. Wtedy jeszcze z góry.

W Puszczykowie wjechałem na chwilę do lasu - jak widać większych różnic między obowiązkową, przymusową DDR-ką a leśną ścieżynką jest... dość znikoma.

Zrobiłem kółko dokoła Mosiny i znów pojawiłem się na wspomnianej śmieszce. I... mam to, czego się obawiałem, a nawet wykrakałem - mimo ostrożnej jazdy, wystarczyła chwila nieuwagi przy hamowaniu i leżałem na dywaniku, podziwiając wszystkie możliwe jesienne kolory liści. Ładne były, trzeba przyznać :/

A po chwili, gdy się ogarniałem, przejechał koło mnie... dziadyga. Mam podejrzenie, że z zadowolonym wyrazem twarzy :)

W Luboniu zaczęło padać, a w Poznaniu już lało, więc przez ostatnie kilka kilometrów uprawiałem rower wodny.

Puszczykowska Grobla wciąż jeszcze prezentuje się tak:

Słowo "jeszcze" nie jest przypadkowe :/ Wciąż żadnych dobrych wiadomości w temacie...

Po południu na chwilę przestało padać, przeszło mi więc przez myśl, żeby dokręcić do pięciu dych. Jednak wybrałem spacer z psem i kurs do Lidla. Do Lidla. Ram pam pam pam.

Relive TUTAJ.




  • DST 53.30km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.81km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed rewolucją

Poniedziałek, 22 października 2018 · dodano: 22.10.2018 | Komentarze 23

Na szczęście o jeden dzień (a przynajmniej kilka godzin) opóźniła się zapowiadana pogodowa rewolucja październikowa. Dzięki temu udało mi się dziś jeszcze pokręcić we w miarę cywilizowanych warunkach, nawet szosą, a nie czołgiem. Co prawda przy pięciu stopniach na (chyba) plusie jakość jazdy była równa motywacji, czyli na poziomie zera, ale jakoś doczłapałem do domu, mimo że standardowo wiatr mnie śledził i zmienił się złośliwie z południowo-wschodniego na zachodni gdy wracałem. Tym samym znów przez większość czasu miałem przy sobie najbardziej wiernego, lecz znienawidzonego towarzysza – wmordewind.

Trasa to ”muminek”: Poznań – Luboń – Łęczyca – Puszczykowo – Mosina – Rogalinek – Sasinowo – Wiórek – Czapury – Babki – Głuszyna – Sypniewo – Koninko – Jaryszki – Krzesiny – Starołęka – Lasek Dębiński – dom. Tym razem w długich rękawiczkach i bez pośpiechu.

Już dziś po południu ma padać i mocno wiać, a taka aura ma się utrzymać przez co najmniej kilka dni. Nie wiem więc, czy uda mi się pokręcić, jednak liczę choćby na jakieś gluty (już wiem, ze jeśli się zdarzą, to będzie to czysta walka o przeżycie). Dzisiaj jeszcze w miarę bezpiecznie przejechałem po obowiązkowej (z powodu równoległego zakazu) śmieszce w Łęczycy. Niesprzątanej, zasyfionej, ale suchej. Od jutra wróżę jeżdżącym po niej na węższych oponkach rowerzystom istnego glebobrania.

Jeszcze obrazek z wyborów, który zapomniałem wczoraj wkleić. Byłem bowiem w jeszcze jednej komisji, gdzie napotkałem takiego oto Cerbera Wyborczego (zdjęcie specjalnie jest ucięte, bo zapewne nie miałbym zgody na użycie wizerunku):

Dumny jak paw, z zaciętym wzrokiem, na baczność obserwował i pilnował urny niczym wartownik przy grobie Nieznanego Żołnierza. Twardy był – nawet na moje testowe ”dzień dobry” nie było reakcji. Sądząc po wieku oraz aparycji to człowiek z misją i do dziś zbiera dowody na to, iż Tusk z Putinem razem sypali trotyl do silnika tupolewa oraz sadzili brzozę. Ale czy tym razem przyłapał kogoś na czymś podobnym (a może nawet gorszym?) – tego nie wiem :)