Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 209541.90 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.79 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 701307 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad21 - 114
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
- DST 53.10km
- Czas 02:21
- VAVG 22.60km/h
- VMAX 53.50km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1047m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Karkonoska
Niedziela, 30 czerwca 2019 · dodano: 30.06.2019 | Komentarze 37
Jako że udało się
w gorącym (dosłownie) urlopowym okresie wygenerować kilka marnych
dni wolnego, postanowiliśmy jak zwykle wybrać się w moje rodzinne
rejony. Tym samym wczoraj wieczorem zameldowaliśmy się w Jeleniej
Górze.
Na dzisiejszy
dzionek plan miałem jeden, za to zdecydowany: nie umrzeć.
Zapowiadane temperatury bowiem znów miały przekraczać miliardy
kresek na plusie, co przeraża mnie tak, jak preferencje wyborcze
Polaków.
Żeby powyższy się
udał, musiałem wstać w środku nocy (po szóstej) - udało się,
choć trochę mi zeszło na wyprowadzeniu psów i wyjazd nastąpił "dopiero” po siódmej. Taki z tego plus, że było jeszcze w
granicach dwudziestu stopni, czyli dało się oddychać. A kierunek?
Opcje były dwie: albo pokręcę się gdzieś w upale po płaskich
rejonach, albo – jeśli jednak tragedii pogodowej nie będzie - pyknę sobie na Przełęcz Karkonoską (od razu wiedząc, że
psychicznie muszę nastawić się na koszmarną średnią). To taki –
mitologizowany w "pewnych kręgach” podjazd, z nachyleniem faktycznie dochodzącym do 29%, najcięższy w Polsce, ale czy aż
tak warty uwagi? Ja pamiętałem go sprzed dobrych kilkunastu lat (a
może nawet ponad dwudziestu? Cholera wie) i szczerze mówiąc nie wrył mi
się jakoś pozytywnie w pamięć, bo widokowo dupy od pewnego momentu
nie rwał, a poza tym bardziej od samego (trzeba przyznać –
godnego) przewyższenia na krótkim odcinku, męczyły mnie tam
dziury, których momentami więcej było niż asfaltu.
Z centrum
skierowałem się najpierw na Cieplice, następnie na chwilę
przysiadłem przy Stawach Podgórzyńskich, okrutnie oszpeconych nowym
budynkiem smażalni…
...bo po chwili
znaleźć się w Podgórzynie, gdzie przywitałem się z sympatycznym
muflonem.
Po pogłaskaniu
czworonoga zacząłem wspinaczkę, bo słońce, choć coraz bardziej
okrutne, dawało nadzieję, że nie zabije mnie w ciągu najbliższej godziny. A jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości co
do dalszego kierunku, to nagle mi się one rozwiały. Czemu? Bo na
horyzoncie zauważyłem pewną sylwetkę idącą z rowerem. W dół.
Gdzie oczywiście można się było nieźle rozpędzić. Już
wiedziałem – w końcu natknąłem się na… Morsa :)
Zaskoczenie – jak
widziałem – było obustronne. Jednak po przedstawieniu się
nastąpiło uroczyste cofnięcie "pod tramwaj”, w celu wykonaniu
historycznej foty. Z wielu względów :)
Myślę, że do annałów
przejedzie zaproponowane przeze mnie, porównywalne niemal do
podania łapy przez Kaczyńskiego Tuskowi (lub odwrotnie), zbliżenie
na stojące kolo siebie opony Dębicy i Schwalbe. Moja to ta po lewicy :)
W sumie podczas
powrotu zauważyłem, że byłaby jeszcze lepsza miejscówka, ale
było już po ptakach :)
Pogaworzyliśmy
trochę o typowo rowerowych tematach: Ukraińcach, sytuacji na
jeleniogórskim rynku czy chromach w BMW. Sam Mors wracał z
jakiejś eskapady górskiej rozpoczętej o piątej rano. Szkoda, bo
zaproponowałem wspólny wjazd na Przełęcz, jednak odmowę z tego
powodu jestem w stanie nawet zrozumieć.
W międzyczasie
dokręcił do nas sympatyczny kolarz, który jak się okazało już
chyba 102 razy zdobywał Karkonoską. Nie powiem, podziwiam i nie rozumiem
:) Dzisiaj jednak robił tylko okrętkę "dolnych rejonów”. Aha,
jeździ też do córki do podpoznańskich Komornik, co było pewnym
spoiwem porozumienia – wszystko fajnie, tylko za płasko :)
Czułem rosnącą
temperaturę, więc trzeba było zakończyć spotkanie na szczycie.
Na pożegnanie zostało mi jeszcze udowodnione, że zbieranie puszek
i innych śmieci ze szlaków to nie ściema (to szanuję) i sprzedany
patent z trzymaniem licznika w torbie przy ramie, żeby nie zarysować
kiery (hmmm…), po czym każdy ruszył w swoją stronę. Mi los
wylosował wspinaczkę.
Odcinek do końca
Przesieki kręciłem już wiele razy, choć ostatnio nieczęsto, więc
zatrzymałem się jedynie na fotę z cyklu klasyk...
...oraz przy…
morsie. Obiecałem w końcu. Foczka poszła gratis :)
Za szlabanem,
cudownie zamkniętym dla ruchu samochodów, zaczął się konkrecik.
I teraz te emocje, pytania zadawane w przestrzeń: wjechał czy nie
wjechał? Dal radę czy nie dał rady?
Oczywiście, że
wjechałem! Czemu miałbym tego nie zrobić? :)
Małe podsumowanie "przyjemności” z tej jazdy, którą miałem okazję dziś sobie
przypomnieć: po ostrzejszych kawałkach trzeba faktycznie momentami
kursować „pijanym wężykiem”, bo kiera leci do góry. Jednak da
się to ogarnąć. Ja musiałem zatrzymać się raz, przez swój
głupi błąd, bo chciałem zrobić jednocześnie fotę widoczku z
tyłu i kręcić dalej. Nie wyszło, bo wjechałem w muldę :) Poza
tym był jeszcze jeden stop, na niemal płaskim, w celu wymiany
baterii w kamerce – jednak z filmiku i tak raczej nic nie będzie,
bo zapomniałem wziąć z Poznania mocowania na kask, który jako
rezerwowy trzymam w Jeleniej. A nagrania "z cyca” w górach
wychodzą tak, że widać tylko drogę. No ale w wolnej chwili
sprawdzę, może coś się z tego uratuje.
Poza tym Przełęcz
Karkonoska jest jak najbardziej do ogarnięcia dla osoby, która ma
jako taką kondycję, bo tu od niej ważniejsza jest głowa. Sporo
oczywiście pomagają motywujące napisy, szczególnie na końcowym
odcinku, gdzie jest "najciekawiej”.
Największym minusem
– i tu się nic nie zmienia od wieków – jest koszmarny stan
asfaltu. Podczas jazdy w górę przeszkadza mniej, ale już podczas
jazdy kilka razy miałem ciepło w pewnych strategicznych miejscach,
bo dziury po zimie są jedynie zrównane piachem (czy co to tam
jest), więc tylko jako taki refleks uratował mnie przed upadkiem,
tym bardziej, że moje hamulce wzbudzają przerażenie nawet na
płaskim. Zamiast rekompensaty za wspinaczkę jest więc mały
koszmarek, który kończy się dopiero po kilku kilometrach.
Kilka zdjęć z
góry, robionych na szybko, bo zeszło mi trochę na pogaduchach z
Morsem, a gonił mnie czas (planowany wypad "póki jeszcze się da”
na Perłę Zachodu) oraz temperatura. Z tych względów już
odpuściłem sobie Odrodzenie. Wpadnie następnym razem, choć w
sumie nie wiem po co miałbym się tam pojawiać, bo znam wiele
ciekawszych, szczególnie widokowo, miejsc w Sudetach :)
Wracałem przez
Borowice, gdzie spotkałem wspomnianego sympatycznego "rekordowego”
kolarza, który podał mi jeszcze rękę z gratulacjami (tylko za co?
Przecież to tylko Karkonoska, hehe), Podgórzyn, Zachełmie,
Sobieszów i Cieplice.
Karkonoska została zaliczona, po latach. Wniosek/retrospekcja - to jedno z niewielu miejsc, gdzie wolę podjazd od zjazdu, przynajmniej od/do granic "przełęczy właściwej". Czyli nic się nie zmieniło :) Przynajmniej przypomniałem sobie, czemu nie chciało mi się tu wracać :) No i ta średnia... :)
Największy sukces? To, że ten wpis powstał tego samego dnia :) Sorry za ewentualne błędy (tablet rządzi się swoimi prawami) - poprawię. Kiedyś. A zaległości na BS oczywiście nadrobię. Kiedyś. Na razie idę spać :)
Relive (niestety GPS trochę poszalał) TUTAJ.
Komentarze
Tutaj mamy Twój wjazd na mono, gdzie twierdziłeś, że wjechałeś Karkonoską, chociaż stawałeś dziesiątki razy.
No to ja się pytam jak to jest? Twój wjazd z dziesiątkami stawań jest wjazdem, a jak ktoś inny stanie lub kawałek wepcha to nie wjechał? Jak widać punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, bo w swojej relacji jednym słowem nie zająknąłeś się, że nie wjechałeś, albo jakie reguły uznajesz za wjechanie.
Napisałem Ci już wcześniej - bardzo słabo się zachowałeś wobec Katany. Dziewczyna przyjechała do Ciebie pół Polski, a Ty z niej kpiąc zachowałeś się jak zwykły burak. I nie ma tu żadnego znaczenia czy i jak wjechała, zwyczajnie po ludzku było to strasznie słabe. Jak ktoś specjalnie do Ciebie jedzie - to już to samo w sobie zobowiązuje do pewnej lojalności i pewnego poziomu zachowania. A Ty się ordynarnie wyśmiałeś z Katany i jeszcze się popisujesz, że Ty lepiej od niej jechałeś. Chcesz rywalizacji - to zmierz się z facetami, wrzuć swój podjazd na Stravę to zobaczysz jak daleko Ci do najlepszych, powyżej 1000 miejsca na Karkonoskiej z Twoim jeżdżeniem pewnie nie będziesz. Pojedź na dowolny wyścig i tam zobaczysz jak się ludzie ścigają. A nie popisujesz się, że dziewczynę jadącą na wycieczce objechałeś na jednym podjeździe - bo to jest cholernie słabe.
I powinieneś już sam zrozumieć po reakcjach ludzi, że nikogo takimi tłumaczeniami nie przekonasz. Fajnie by było jakbyś po prostu potrafił powiedzieć PRZEPRASZAM Katanie, to by było o niebo lepszym zakończeniem tej sprawy.
Czyż różnica płci (no i doświadczenia) nie była jej znana w czasie, gdy upierała się, że do wjechania "wystarczy głowa"?? Powtarzam po raz n-ty: wszystkie okoliczności były znane od początku i dlatego nie mogą być wymówką ani jakimkolwiek argumentem.
A ignorowanie kontekstu jest zwyczajnie nieuczciwe. Bez kontekstu można chociażby zrobić zabójcę z każdego, kto zabił w życiu choć jednego komara...
Ja mam na tyle pokory, że nie pcham się w Tatry Wysokie, a co dopiero w wyższe góry, choć chciałbym w świecie marzeń. Nawet przed Przeł. kark. mam respekt, po wjechaniu ją 5 pełnych razy i kilku niepełnych (śnieg, "ogon"...). Natomiast pyszałkowie, którzy twierdzą, że wystarczy chcieć, umierają w górach wysokich, a w najlepszym razie wprowadzają na Przeł. Kark. Tylko że nikt tej niezdrowej pewności siebie jakoś nie zwalczał w zarodku...
I jeszcze wyjaśnienie do mojego wjazdu na mono, choć tłumaczyłem to kilka razy: wjazd 100% dystansu, a zaliczam go sobie pomimo tego, że były przerwy i odpoczynek, ponieważ mimo owych przerw było to BEZ PORÓWNANIA trudniejsze niż wjazdy na konwencjonalnych rowerach. Wjechałem PK już 5x na 3 różnych rowerach, więc mam podstawy do takich stwierdzeń.
A polemizować mogę w tym temacie tylko z innymi zdobywcami Przeł. Kark. na jednym kole - jak jakichś znacie, to dawajcie ich tu śmiało. ;))
T-king: manipulujesz, ile wlezie.
"Generalnie według Twoich teorii w sumie to nie wjechałem, bo kilka razy się zatrzymałem"
- jak ktoś się będzie zatrzymywał co 20 m na łapanie oddechu i odpoczynek, to też mu uznamy, że wjechał?? Wóz albo przewóz - wjeżdżasz wszystko, albo nie wjechałeś nic. ;)
"nie mitologizuję czegoś, co łykają osoby od nas dwa razy starsze" - ile znasz takich osób?? Bo ja 1 i zdaje się, że Ty również...
Doskonale wiesz, że wiele ludzi młodych i w sile wieku tego nie wjeżdża, wiec faktycznie, nie ma o czym klikać...
"Wilk, jak sam zauważyłeś, miał sakwy" - robił już nie takie podjazdy z nie takimi obciążeniami...
"Robert1973 też chyba sakwy (?) i jeszcze jakieś 200 kilosów w perspektywie" - co za różnica, skoro i tak nie wjechał (z powodu śniegu)? Gwoli ścisłości, sakwy zostawił w hotelu, a 200km to dla niego całe nic.
"Podprowadzanie przez Katanę przez kilkaset metrów nie zmniejsza jej wyczynu - i tu możesz mieć inne zdanie, ale jeśli jechała całą noc, żeby tam się pojawić, zdobyła szczyt, zjechała (hehe) i jeszcze potem pokręciła się w okolicach Szklarskiej i wróciła do Jeleniej, to ja już nie wiem, czego się czepiasz." - to jeszcze gorzej, że nie wiesz, bo tłumaczyłem to już mnóstwo razy, ale do nikogo NIE CHCE to dotrzeć:
1) jeśli wprowadzała, to znaczy, że nie wjechała - po kilku miesiącach napinania się na BS, że wciągnie tę górkę nosem...
2) i co z tego, że miała sakwę, noc w pociągu itd.??? Nie zaszła ŻADNA okoliczność nadzwyczajna, jakiej nie mogła przewidzieć. Wszystko było z góry (w sensie, że z Warszawy ;) ) wiadome, a mimo tego była wielka pycha, cwaniaczkowanie i absurdalne przekonanie, że wystarczy odpowiednia "głowa" (nastawienie). Dowodzę, że to nieprawda, ale Was nawet "taśmy prawdy" nie przekonują, zamiast tego dowalacie się do mnie, że surowo ten występ oceniłem. Jaka akcja, taka reakcja - tyle w temacie. Ale owego kilkutygodniowego cwaniaczkowania na BS to już łaskawie nie widzieliście...
Obie mamy nadzieję że mu ten wyjazd w góry nie wypali .... :/
"Okazuje się, że wycieczka życia może mieć... 15 kilometrów. Treść i forma są adekwatne do wydarzeń, więc z góry ostrzegam wrażliwych na przechwałki. ;p To nie miało prawa się udać... ale się udało! " - kojarzysz tą swoją wypowiedź? I Ty masz czelność Morsie zarzucać komuś pychę i samouwielbienie? No to jest lepsze, niż niejedna komedia :)))))))))))
"A wjazd na mono, pomimo licznych przerw, był NIEPORÓWNYWALNIE trudniejszy niż czysty przejazd na zwykłym rowerze..." - i żadnych podprowadzeń tegoż mono? :) No jasne.
Do K78: luz i bez spiny :) Abyś Ty była zadowolona z siebie.
Troll: bo on już się czepia dla samego czepiania, aby tylko komuś dopiec. Taka mentalność :) Nawet Tobie się oberwało. Dziwne, że dopiero po kilkunastu dniach od dodania wpisu... ;)
p.s. Ja tu wpadłam tylko incydentalnie, zupełnie nieproszona, bo przecież do komentowania wpisów trzeba mieć zaproszenie :)
To tylko dla Cb i T-kinga jest to banał, na który może wjechać każdy z łapanki. Udowadniam na zdjęciach i filmach, że nie każdy, a Ty i tak twierdzisz, że wprowadzenie połowy najtrudniejszych odcinków = wjechanie. Bez komentarza...
A wjazd na mono, pomimo licznych przerw, był NIEPORÓWNYWALNIE trudniejszy niż czysty przejazd na zwykłym rowerze...
Zgrywasz na tej Karkonoskiej przed nami jakiegoś supermena. A prawda jest taka że na tą górkę możesz sobie wjeżdżać codziennie co równa się z treningiem.
A potem przed taką niewiastą jak ja udajesz nie wiadomo kogo - i tu jest właśnie PYCHA.
Jak wyglądała twoje pierwsza w życiu wspinaczka na tą górkę ile miałeś przerw - pewnie nie zliczysz.
Z tego co się zorientowałam pierwszy raz podjechałeś tam mono, były przerwy ? - były.
Oczywiście twoje przerwy są dopuszczalne bo to inna technika jazdy itd - każdy twój powód do zatrzymania się wtedy był dopuszczalny.
Już wtedy miałeś okazję poznać bliżej teren i z czym się je.
Nie wiem jak ci poszło pierwszy raz na normalnym rowerze ....więc nic pisać nie będę.
Ale tak jak pisał Hipek można się śmiać ale trzeba zachować jakiś umiar.
Sama się z tego przecież śmiałam, ale teraz na dzień dzisiejszy, to ta cała karkonoska odbija mi się czkawką....
Myślę, że za drugim, góra trzecim razem też bym wjechała na ta górę normalnie.
Jest to kwestia znajomości terenu, i treningu.
To nie jest góra która zdobywają tylko "wybrańcy" - bo tak siebie w tym temacie przedstawiasz...
"Oczywiście, że wjechałem! Czemu miałbym tego nie zrobić? :)"
"to tylko Karkonoska, hehe"
- pomijam swoje opinie i zacytuję tylko liderów BS:
Wilk (z sakwami): "wjechałem na ostatnich nogach"
Robert1973: "niesamowity podjazd" - a wjechał tylko połowę (z powodu śniegu)
Do tego moja obserwacja: około połowy rowerzystów wprowadza.
No cóż, wychodzi, że nasz T-king to zupełnie inna liga... ;))
"Przełęcz Karkonoska jest jak najbardziej do ogarnięcia dla osoby, która ma jako taką kondycję, bo tu od niej ważniejsza jest głowa"
- weź tak jeszcze na Mt. Everest ludzi "wysyłaj"... Nie, nie jest do ogarnięcia samą głową, zwłaszcza, gdy "jako taką kondycję" robi się wyłącznie na nizinach...
"teraz już wiem, że łyknę tą karkonoską. brakowało mi takiego "normalnego" opisu do tego podjazdu :)" - normalny opis to taki, który trywializuje to wyzwanie (i to z pobudek "politycznych"), a nienormalny to pewnie ten, który podaje liczby (np. największe przewyższenie w kraju) i powołuje się na neutralne emocjonalnie relacje ultra-kolarzy?
Łyknij jeszcze Mt. Everest. Głowę masz, reszty nie potrzebujesz...
I muszę niestety stwierdzić że jestem rozczarowany ... . ;-))
Będę znowu w Świeradowie pod koniec lipca po wypadzie do Czeskiego Raju, ale kompletnie nie mam mocy w nogach, więc i "tylko" Karkonoskiej "kąsać" nie spróbuję ;-))
Polecam ci jeszcze Stóg Izerski też fajny podjazd. A co do trudności to ja uważam, że trudniejsza jest nasza Magurka Wilkowicka od Karkonoskiej.
Tramwaj w gorach ciekawa sprawa, i klasyczny góral do zdobycia szczytu. Myslalem że bedziesz.walczyl szosą ale to nie hanba takim sie wspinac i miec taką średnią. Wiadomo że im wyzsza tym robi sie bardziej PRO. Ale pamiętajmy ze są ludziska co nie przekraczaja 20tu i sa szczęśliwi że wspaniale spedzili dzień. Pozdroooo
Muflon, Mors w Podgórzynie, widoczek, mors w Przesiece, mulda i bateria... A do tego pijany wężyk, redukujący nachylenie. Nie kąsasz fabułki - z przerwami co chwilę to i na Mt. Everest każdy by wlazł (gdyby była odpowiednia drabinka/schodki). Cały bajer polega na tym, żeby wjechać to na raz...
A powyżej Przełęczy jest jeszcze opcja na prawo ;) tzn. czeska Petrova Bouda (można szutrem ale i asfaltem też się da), która jest 52 m wyżej niż Odrodzenie (a 90 m wyżej od Przełęczy) no i daje lepsze widoki.
Sprostowania:
- wyjechałem o 3 a nie o 5. :)
- "nasz rekordzista" wjechał 102 razy nie ogólnie, a tylko w jednym konkretnym roku (2017).