Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197810.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2020

Dystans całkowity:1655.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:60:57
Średnia prędkość:27.16 km/h
Maksymalna prędkość:61.60 km/h
Suma podjazdów:5780 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:57.08 km i 2h 06m
Więcej statystyk
  • DST 61.85km
  • Czas 02:12
  • VAVG 28.11km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 203m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrzneentekondo

Środa, 19 lutego 2020 · dodano: 19.02.2020 | Komentarze 10

Tytuł może skomplikowany, ale już go rozczłonkowuję.

Wietrzne... - no tu sytuacja się nie zmienia. Jak duło, tak duje. Rozpędzić się pod podmuchy zdecydowanie nie da, bo każde mocniejsze stąpniecie jest próżne. Nagroda była podczas nawrotki, bo czasem wiało w plecki. Szkoda tylko, że tak rzadko.

...ente... - bo już nie wiem który raz stwierdzam, że nie ma na południe od Poznania lepszej trasy niż ta dzisiejsza. Oczywiście za wyjątkiem paskudztwa o nazwie Luboń gdzieś w środku :) Pokonana setki, a może i więcej (?) razy. 

...kondo - czyli właśnie "kondominium". W skrócie: Poznań - Luboń - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Komorniki - Poznań. 

Bez przygód, bez niczego wartego opisania. Jak nie u mnie :)


Puszczykowskie Góry po prawej. Może czterech liter nie rwą, ale dobrze, że pani morena (nie wiem czy czołowa) choć trochę postanowiła pod Poznaniem popracować.

Wycinka, wycineczka... :/

Dystans zawiera dojazd do roboty. Dodam, że ze słońca nic już nie zostało, za to pojawiły się opady.


  • DST 52.10km
  • Czas 01:53
  • VAVG 27.66km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 215m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na-row-iście :/

Wtorek, 18 lutego 2020 · dodano: 18.02.2020 | Komentarze 6

Dzisiaj wiele nowego nie napiszę. Ale dla porządku:

1. Wiało. I to wciąż masakrycznie.
2. Było ciepło. Zadziwiająco. Mamy luty.
3. Kierowcy-gazeciarze: to do Was powinien trafić gest posłanki Lichockiej. Miałaby dziś co robić.

Trasa to odwrotne "kondominium": Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Trzebaw - Dębienko - Stęszew - Witobel - Łódź - Dymaczewo - Krosinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Wiało...

...przez większość drogi było słonecznie...



...ale ostatnie 2-3 kilometry kręciłem najpierw w deszczu, a potem... wśród delikatnego gradu. Ach, cóż za wiosna! :)

Od jakiegoś czasu tną na potęgę wzdłuż WPN-u :( W większości gałęzie, ale lecą też całe drzewa...

Luźno nawiązując do tematu - przyzwyczaiłem się już niestety do widoku rozjechanych przy drogach dzików, saren, lisów, borsuków, ptaków, jeży, nawet kotów. Ale dziś w rowie w okolicach Szreniawy widziałem martwego amstaffa :( Nie wiem, jak tam się znalazł i co się wydarzyło, jednak widok psa, zapewne potrąconego, rasowego, więc na pewno posiadającego kiedyś opiekunów (kundelki, jak wiadomo, w Polsce mają z tym gorzej), poruszył mnie bardziej niż te "standardowe" :/


  • DST 51.80km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.03km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 143m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrzna Warta

Poniedziałek, 17 lutego 2020 · dodano: 17.02.2020 | Komentarze 8


Dobra. Muszę przyznać, że jeśli wczoraj dostałem zaledwie klapsa, to dziś pener-wiatr ostro mnie sponiewierał. Nie wiem czy to jakieś dopalacze, czy przesadził z procentami, czy po prostu ten typ tak ma, grunt, że lekcja pokory została odebrana.
Za to wciąż (i znów) było ciepło. To akurat milusie. Nie śmiałbym marzyć, żeby mogło być sympatycznie pod względem temperatury, a do tego bezwietrznie, co to to nie. Takie rzeczy głównie w bajkach.

Trasa zachodnia, czyli pustynna: Poznań – Luboń – Wiry – Komorniki – Rosnowo – Chomęcice – Konarzewo – Trzcielin – Dopiewo – Dopiewiec – Palędzie – Gołuski – Głuchowo – Plewiska – Poznań. TUTAJ Relive.


Z atrakcji: jeden klakson na Głogowskiej (klasyk bezmózgowia) oraz napotkany autobus najlepszej poznańskiej drużyny, czyli Warty :)

Myślałem, że obejdzie się dziś bez jakiejś wstawki z bagienka, ale wczoraj znów popełniłem błąd i obejrzałem ”Wiadomości”. Naiwnie mniemałem, iż już mnie tam nic nie zadziwi, ale jednak. Pojawił się bowiem materiał o tym, jak Kinga Rusin skompromitowała się na jakiejś imprezie po gali oscarowej. I mimo całej mojej niechęci (często werbalizowanej – mam na to świadków) do tej pani, aż mi się rzygać zachciało, gdy zobaczyłem co wyprawili tu ”dziennikarze”. Od przeczytania jej instagramowego wpisu głosem rodem z najbardziej beznadziejnego polskiego kabaretu (a tu konkurencja jest nad wyraz ostra), przez oskarżenie o antypolonizm "pseudoelit", po ukazanie narąbanego Borysa Szyca i… Superniani. Polecam, warto obejrzeć na co pójdą te nasze dwa miliardy. Materiał TUTAJ, od osiemnastej minuty. Sugeruję najpierw coś dziabnąć, bo na trzeźwo ciężko (ja zrobiłem ten błąd) wytrzymać. A co biorą podczas konstruowania tego typu materiałów istoty pracujące w TVPseudotelewizji - nie mam pojęcia...


  • DST 53.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 52.80km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 222m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Klapsowo

Niedziela, 16 lutego 2020 · dodano: 16.02.2020 | Komentarze 11

Znów dzisiaj mocno wiało. Ale że mam w pamięci motherwiatera sprzed niecałego tygodnia, to te dzisiejsze podmuchy traktowałem prawie jak pieszczotę, niczym bity regularnie członek rodziny jakiegoś penera, gdy ten - zamiast lać - da tylko klapsa.

Udało się wyjechać w miarę wyspanym i w miarę najedzonym. Choć ani jednego, ani drugiego stanu w sumie nigdy nie jestem w stanie osiągnąć :) Było wręcz szokująco ciepło: dziesięć stopni (na plusie!) w połowie lutego - to zdecydowanie nie jest normalne.

Trasa to najklasyczniejsze "kondominium": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań.
Widok na Jezioro Dymaczewskie
Mini górki WPN-owskie
10 stopni na plusie!
Kibole Lecha, jako że mają sztamę z tymi z Arki, wspierają ich walkę o odwołanie prezesa. Znając pi razy drzwi sytuację w tym klubie, wyjątkowo podzielam ich zdanie.

Po południu udało się wyprowadzić Kropę. A ja po raz kolejny ponawiam apel o przywrócenie niedziel dla handlu, z dwóch względów. Tam, gdzie jeszcze niedawno mogłem spokojnie spacerować, teraz zbłąkane tłumy łażące bez celu, nawet w miejscach, które uważałem za w miarę nie do ruszenia - to po pierwsze. Po drugie - wprost proporcjonalnie do nich "moja", czyszczona niedawno nad samą Wartą, Dębina jest coraz bardziej obsrywana śmieciami. Czego to ja dziś nie widziałem... Butelki, reklamówki, chusteczki, plastik, szkło, a nawet...
Jak syfić, to z rozmachem :/ - Dębina, Poznań
Kilka fotek, które udało mi się zrobić bez ludzkich odchodów wszelkiej maści.
Taaaaaki patyk do wzięcia :) - Dębina, Poznań
Szkieletor - Dębina, Poznań
Potwór znad Warty - Dębina, Poznań
Zielenina  - Dębina, Poznań
Jak linoskoczek - Dębina, Poznań
Jednostki upadłe - Dębina, Poznań


  • DST 62.50km
  • Czas 02:13
  • VAVG 28.20km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przyzwoitka

Sobota, 15 lutego 2020 · dodano: 15.02.2020 | Komentarze 10

Przyzwoicie się dziś zrobiło. Szkoda tylko, że sobotę miałem pracującą, bo z chęcią bym sobie dłużej pospał i ruszył jakoś przed południem, gdy zrobiło się zupełnie ciepło. A tak to jechało się spoko, choć przez momenty swoje robił wiaterek boczny ustalony na funkcję upierdliwość, więc super komfortu nie uświadczyłem.

Trasa południowa, wisielcza, w tę i z powrotem: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Żabinko - Żabno - za nią hopka, nawrotka - powrót swoimi śladami. Tutaj Relive.

W roli głównej wystąpili dziś nasi nieocenieni kierowcy. W Mosinie pewien dziadek miał widocznie tak zaawansowaną skoliozę szyjną, że nawet przy wyjeździe z podporządkowanej patrzył tylko w lewo. Najwidoczniej do kompletu doszły problemy ze słuchem, bo nawet nie zareagował na moje "pozdrowienia". Natomiast w Luboniu inny as wjechał z kolejnej podporządkowanej tylko po to, żeby zatrzymać mi się przed ryjem dziesięć metrów dalej, żeby skręcić w lewo. A w... Luboniu (tak dla odmiany) pewna niewiasta bardzo się spieszyła, żeby być przede mną na czerwonym świetle. Tylko tak się zmęczyła tym wpychaniem się przed moją kierę, że musiała potem odpocząć, relaksując podczas pisania smsów. Ani moje pukanie, ani klaksony z tyłu jej nie ruszały. Napisała i dopiero ruszyła. Ot, zwykły dzionek w kraju zwanym Polska.

W końcu odważyłem się zrobić fotkę kucharzowi-zombie :)

Za Żabnem widziałem na poboczu martwego myszołowa. Pierwszy raz w życiu w takiej wersji, bo prawie nie ma on naturalnych wrogów, chyba że jastrzębia czy puchacza, ewentualnie kunę. Ale te by go przecież zjadły. Miał ewidentnie chłopak pecha i trafił zapewne na jakiegoś miłośnika przyspieszeń... Zdjęcia nie wklejam, bo po co?

A kiedy pytają mnie, czy ja przypadkiem nie przesadzam z tym Luboniem, to nie, NIE PRZESADZAM :) Dodam, że dziś była sobota, więc bardziej przejezdnie...

Dystans zawiera dojazdówkę do pracy.


  • DST 53.70km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Carpe diem!

Piątek, 14 lutego 2020 · dodano: 14.02.2020 | Komentarze 14

Wyobrażenia na dziś: wolny dzionek, więc się wyśpię, odpocznę, nie będę miał żadnych zbędnych spraw na głowie… Taaa… :)

Realia na dziś: wczoraj, gdy Żona wróciła z pracy, dała mi znać, że nie leci woda z prysznica. Super :/ Gdy wieczorem byłem już w domu, okazało się, że zgadza się, wszędzie jest, tylko nie tam. Nie miałem już czasu na głębsze diagnozy, ale w myślach za to perpektywę pieprzenia się z jazdą do jakiejś Obiramy czy innego Castoroy Merlin, szukania baterii, wymiany, montażu, poziomowania i tego typu atrakcji. Była więc solidna motywacja, żeby od rana zabawić się w domorosłego hydraulika z umiejętnościami zerowymi i sprawdzić, czy problem nie jest bardziej banalny. I faktycznie, trochę kombinowania żabą oraz imbusem, zalany kawałek łazienki i… działa. Nawet ciepła :) Jak długo – nie mam pojęcia, ważne, że problem na dziś zniknął. Carpie diem! :)

Realia na dziś, kontynuacja: po południu idę do dentysty, walczyć o swoją siódemkę.

Niniejszym obiecuję, że jeśli będę miał jakiś dzień wolny, nie zawierających żadnych nieprzyjemnych niespodzianek, zrobię z tego święto, może nie narodowe, bo za takimi nie przepadam, ale na pewno cywilne.

Na rower ruszyłem grubo po jedenastej, mając w pamięci ostatnie przygody z masowymi wymianami dętki. Opona założona została nowa, jakiś optymizm więc się narodził. I póki co muszę ją pochwalić, gdyż po drodze pany nie odnotowano. Jak długo ten stan się utrzyma? Nie mam pojęcia – znów carpe diem! :)

Wiało umiarkowanie, czasem mocniej, jednak to już nie to, co ostatnio. Ufff. Trasa północno-zachodnia: Poznań – Plewiska – Skórzewo – Wysogotowo – Batorowo – Lusowo – Lusówko – Sierosław – Zakrzewo – Plewiska – Poznań. Tak jak TUTAJ.


Na odcinku Lusówko – Sierosław zaczęły się niepokojące roboty, nie polegające na poszerzeniu drogi, zresztą o niewielkim natężeniu, a wydzieleniu osobnego, wąskiego pasa. Z czym to się wiąże, wie chyba każdy rowerzysta, ale wolałem się upewnić, zapytałem więc robotników, czy moje obawy są słuszne – niestety tak :/ Będzie tu śmieszka, co prawda na szczęście z asfaltu, ale po cholerę w tym miejscu? Nie mam pojęcia. Najgorsze jest to, że po pierwsze dopiero niedawno odkryłem ten szlak, a już mnie wyśledzili (przypadek?), a po drugie - przy okazji zaczęto ciąć. I to drzewa ”rowerowe”… Fakt, może nie były one wybitnymi okazami zdrowia, ale pewnie jeszcze mogły postać wiele lat :/


Tu jeszcze polskie realia na chyba wymownej fotce.

A skoro już przy nich jesteśmy. Na koniec kilka wstawek nierowerowych. Rządowa TVP dostanie prawie dwa miliardy zeta wsparcia z naszej kasy, wczoraj zostało to oficjalnie klepnięte…

...posłanka Lichocka z partii rządzącej - wzór cnót wszelakich - potraktowała nas walentynkowym ”fakiem”…

...i jeszcze zagadka: czym niezwykle ważnym dla świata zajmuje się Archidiecezja Poznańska? Może opracowuje jakieś rozsądne przepisy w temacie walki z pedofilią? Biskupi masowo ruszyli w miasto, poznawać problemy szarych ludzi? Być może, ale jest coś bardziej istotnego: otóż z okazji Walentynek arcybiskup Gądecki wydał dekret (tu dowód "u źródła") mówiący o tym, że wierni na terenie Wielkopolski mają w ten właśnie piątek dyspensę i mogą śmiało żreć mięso (przyjezdni też), coby nie psuć klimatu romantycznych kolacji. I to się nazywa wyjście frontem do klienta! :)


  • DST 56.85km
  • Czas 02:04
  • VAVG 27.51km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 225m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pana bożek

Czwartek, 13 lutego 2020 · dodano: 13.02.2020 | Komentarze 15

Nie, w tytule nie ma literówki. Niestety. Ale o tym później.

Najpierw o warunkach atmosferycznych, które się lekko poprawiły. Co oznaczało, że wiatr nie zrzucał z drogi do rowu, a tylko zatrzymywał w miejscu. Zawsze to jakiś postęp. Do tego zrobiło się słonecznie, na tyle, że dało się odkurzyć szosę.

O żadnym rozsądnym wyniku marzyć nie mogłem, więc po prostu statecznie i powoli walczyłem z podmuchami, a momentami miałem je w plecy. Oczywiście tych drugich było zdecydowanie mniej :) A trasa to znów "kondominium", jednak tym razem wersja słonikowa, czyli: Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Trzebaw - Dębienko - Stęszew - Witobel - Łódź - Dymaczewo - Krosinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Wiało...

...ale jednocześnie było całkiem sympatycznie.

W Stęszewie wciąż nie posprzątano zniczy po ostatnim nawiedzeniu, więc szkło leży to tu, to tam. I... Nie wiem, czy jedno jest związane z drugim, ale w Mosinie poczułem, że kolejny (!) raz schodzi mi powietrze z tylnego koła... Jasna cholera, przecież oglądałem ostatnio wnikliwie oponę i nic nie znalazłem :/ 

Na szczęście w nieszczęściu, miał nade mną pieczę tytułowy "pana bożek", czyli jakieś bóstwo odpowiedzialne za dziury w dętkach, litując się i każąc mi bawić się ponownie w mechanika rowerowego w miejscu, gdzie postawiony został samodzielny punkt naprawy dwóch kółek. Takowy znajduje się przy samym końcu zjazdu z Osowej Góry. Dzięki temu mogłem skorzystać z normalnej ilości powietrza oraz łyżek, choć akurat te kompletnie się nie sprawdziły w przypadku opony szosowej. Niniejszym dziękuję miastu Mosina za pomysł na postawienie owego przybytku. Przy okazji sprawdziłem i powietrze (mała dziurka) tym razem powstała od strony felgi. Znów czeka mnie analiza :/

Do domu jakoś dojechałem bez defektu, ale żeby nie było za wesoło, to przed Luboniem zorientowałem się, że zgubiłem pompkę - musiała mi się wypiąć na jakimś wertepie :/ Tak się spieszyłem, iż to przeoczyłem. Więc jeśli ktoś jakimś cudem znalazł sprzęt do pompowania wentyli presta na odcinku Mosina - Łęczyca i czyta te słowa, to... będę wdzięczny za info :)

Do pracy dojechałem już Czarnuchem, a po powrocie przekonam się, czy znów powietrze nie zeszło... Masakra jakaś.

Aha, na trasie ponownie widziałem "swojego" myszołowa, ale nie chciałem go straszyć. Za to w Łęczycy, kawałek od śmieszki, wyłonił się nagle dzik. Niestety był za daleko, żeby mu zrobić wyraźne zdjęcie, ale w każdym razie wyglądał pięknie i dostojnie, do tego był uświadomioną dziką świnią i zanim przekroczył tory rozejrzał się, czy nic nie jedzie, dopiero potem ruszył. Życzę chłopakowi (?) długiego życia i żeby nie spotkał na swej drodze zwyroli z piórkami w kapeluszach.



  • DST 62.20km
  • Czas 02:29
  • VAVG 25.05km/h
  • VMAX 59.60km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 247m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rzeźniczo

Środa, 12 lutego 2020 · dodano: 12.02.2020 | Komentarze 14

Co by tu na początek napisać...? A, mam. Wiało :)

Jak wiało, wie każdy, kto czytał mój wczorajszy wpis, w którym przekierowałem na wpis przedwczorajszy :) Rzeźniczo, niesprawiedliwie i łbourywniczo. Brrr.

Tak jak przez dwa ostatnie dni, tak i dziś nie ryzykowałem z wyjazdem szosą. Jednak co czołg, to czołg. Ma on też swój - prócz wagi - plus: umożliwia wjazd w las, gdzie duło ciut mniej. Co prawda nie miałem czasu przed pracą na wąchanie kwiatków, słuchanie ptaszków i radosne zachwyty nad walorami przyrody, ale kawałeczek terenu zaliczyłem.

Trasa to z grubsza idealne w tę i z powrotem: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Osowa Góra - Krosinko - Dymaczewo Stare - Bolesławiec, tam nawrotka. TUTAJ Relive.

Była Osowa Góra, był wjazd od strony Puszczykowa, był zjazd Pożegowską - czyli wyjazd uznaję za odbyty :)




Na górze - jako że nie ma liści - w miarę widoczne są potężne zbiorniki na wodę, które zamontował tam Aquanet. Jest ich chyba sześć albo osiem, jednak znaleźć w necie coś więcej na ich temat - ciężka sprawa. Nawet nie mają swojego odnośnika na Google Maps, czyli w sumie nie istnieją :)

Miejscem nawrotki był Bolesławiec. Wieś pośrodku niczego...


...ale z przerażającym miejscem (wizualnie mi się jednoznacznie kojarzącym), gdzie na jednej przestrzeni sztucznie "rodzi się" indyki, karmi, tuczy, a w końcu zarzyna. Biedne ptaki przez całe życie nie zobaczą naturalnego światła. Cóż, człowiek - to nie brzmi dumnie, a durnie.

Dystans jest z dojazdówką do roboty, w jedną stronę nawet wiało w plecy. O powrocie wolę nie myśleć :)

EDIT: z tym ostatnim nie było tak źle.


  • DST 62.35km
  • Czas 02:29
  • VAVG 25.11km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 143m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Urwołeb

Wtorek, 11 lutego 2020 · dodano: 11.02.2020 | Komentarze 14

To ten... tego... Wiało :)

Szerzej tematu nie ma sensu rozwijać (robiłem to dzień wcześniej), każdy kto wyściubił dziś choć paznokieć na zewnątrz wie, z czym to się wiązało. Z tym co wczoraj - walką o przeżycie w jedną, a momentami sympatycznym zdziwieniem, iż da się na górskich oponach 2,1 z wielgachnym bieżnikiem, na płaskim wyciągnąć ponad 52 km/h. Generalnie jednak nie polecam. Urwołebowi mówię stanowcze nie :)

Trasa znów zachodnia: Poznań - Plewiska - Poznań - Skórzewo - Dąbrówka - Palędzie - Dopiewiec - Dopiewo - dojazd do torów przed Podłozinami - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Głuchowo - Komorniki - Plewiska - Poznań.

Moja ulubiona aleja drzew, czyli kilkaset metrów Poznania bez żadnych zabudowań, między Plewiskami a Skórzewem, wciąż stoi mocno. I niech tak będzie - mimo orkanu żadne się nie powaliło, czego ostatnio nie da się powiedzieć na przykład o budynkach skonstruowanych przez człowieka.

No i smaczek nad smaczkami, bo podwójny. Wielka polityczna morda, która powinna zniknąć dokładnie trzy miesiące temu zgodnie z prawem. Ale nie wymagajmy za dużo od partii, która ma je w nazwie :)

Dystans zawiera dojazd do roboty.


  • DST 53.05km
  • Czas 02:07
  • VAVG 25.06km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 179m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Motherwiater

Poniedziałek, 10 lutego 2020 · dodano: 10.02.2020 | Komentarze 14

O cholera, to dziś to nie był zwykły wiatr. To był jakiś paskudny motherwiater!

Miałem wolne, ale z następującym planem dnia: wyspać się, pozałatwiać kilka spraw z terminem na wczoraj i zmobilizować się do wyjścia na rower. Zdecydowanie to ostatnie było największym wyzwaniem :)

Ruszyłem w samo południe. I już na dzień dobry prawie mnie cofnęło do klatki schodowej. I to pomimo faktu, że wybrałem się Czarnuchem, z dwóch powodów: przelotnie padało, a do tego dzięki niemu było mniejsze ryzyko, że odlecę.

Trasą był z musu zachodni wariant: Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Dąbrówka - Plewiska - Poznań.

Pierwsza połowa to rzeź. 20 km/h stanowił maks, który mogłem wyciągnąć. A bywało gorzej. Powrót był już "ciut" bardziej sympatyczny, choć też bez ideału, bo duło głównie z boków. A dokładnie w środku wypadu zaczęło lać i to mocno. Normalnie uroczo :)

Zdjęć nie robiłem - z oczywistych względów - dużo, bo skupiałem się na utrzymaniu pionu.
Najwięcej czasu spędziłem na jedynym zalesionym kawałku, czyli w okolicach Lisówek. Uwielbiam te dwa kilometry zieleni, jakby zapomnianej na tej zachodniej polnej pustyni.



No i w końcu miałem okazję się przekonać, co znajduje się na szczycie niewielkiego wzniesienia, do którego prowadzi błotna droga pomiędzy wierzbami.

Już wiem, co. Nic :) Prócz orkanu, oczywiście.

Na koniec... Ech, ci cholerni rowerzyści, zakała dróg! :)

Jeśli mogę, to poproszę o jedno: nigdy więcej takich warunków. Choć szanse są nikłe - w nocy ma padać podobno śnieg (!), wiać będzie co najmniej podobnie, a ja mam zwykły dzionek w pracy :/