Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198592.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2020

Dystans całkowity:1655.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:60:57
Średnia prędkość:27.16 km/h
Maksymalna prędkość:61.60 km/h
Suma podjazdów:5780 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:57.08 km i 2h 06m
Więcej statystyk
  • DST 53.55km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.21km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 217m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziób w dziób

Niedziela, 9 lutego 2020 · dodano: 09.02.2020 | Komentarze 7

Udał się pogodowo weekend. Normalnie jak nie ta część tygodnia, tylko jakiś wtorek łamany na środę :)

Dzisiaj ruszyłem w końcu najedzony i nakofeinowany. Do tego słońce świeciło, temperatura była idealna, wiało solidnie, ale jeszcze nie huraganowo, oczywiście zmiennie i niesprawiedliwie, jednak przynajmniej nie stuprocentowo w pysk. Podsumowując: chciało się kręcić.

Wykonałem najklasyczniejsze z klasycznych "kondominium": Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo Stare - Dymaczewo Nowe - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań. Relive TUTAJ.

Może jeszcze prawdziwa wiosna toto nie jest, ale jechało się fajnie. No i znów nie dano mi zapomnieć, że żyję w Polsce, bo na Głogowskiej, na opisywanym już kilka razy odcinku, ponownie usłyszałem klakson. Obiecuję, że póki ktoś mi w końcu nie postawi zakazu, będę tamtędy jeździł, żeby karmić te małe orzeszki wewnątrz tępych łepetyn frustratów. I tylko po to :)

Jedna z moich ulubionych śmieszek, abstrakcyjnych bardziej niż reszta tych abstrakcyjnych, wciąż trzyma się mocno :)

No i element najciekawszy z dzisiejszego wypadu. Spotkanie dziób w dziób z myszołowem, który początkowo nic sobie nie robił z mojej obecności, ale gdy dałem ostro po hamulcach i wyjąłem telefon, w końcu stwierdził, iż tak za darmo się sfocić nie da i odleciał. Wyszły zdjęcia niewyraźne, ale coś tam widać. Głównie kuper :)



Na jutro zapowiadane są deszcze i jakiś huragan :( Zresztą już teraz wiatr powoli zaczyna dobijać się do okien, więc niestety tym razem pogodynki zapewne się nie pomylą.


  • DST 52.75km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 238m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiosna!

Sobota, 8 lutego 2020 · dodano: 08.02.2020 | Komentarze 11

Nie ma co wiele gadać - taki luty to ja rozumiem! Normalnie wiosna. Co prawda względnie chłodna, ale wiosna. Najciekawsze jest to, że w nocy była zima, czyli lekki przymrozek. I chyba tak jest najlepiej zarówno dla przyrody, jak i rowerzystów, tym bardziej, że póki co śnieg sobie wciąż odpuszcza. Chwała mu za to.

Najpierw jednak obejrzałem oponę. Jednak winnych zero - dziury w niej brak. Podejrzenia mam tylko wobec tego, że w jednym miejscu lekko wybija, co powoduje małą nierówność. Ułożyć się tego za cholery nie da, w jeździe nie przeszkadza, ale może niszczyć dętki. Przy kolejnej wymianie sprawdzę czy to to.

Czas na dzisiejszą trasę: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Sasinowo - Wiórek - Czapury - Babki - Daszewice - Głuszyna - Minikowo - Starołęka - Hetmańska - Dębiec. Wyszedł z tego mumin, ale urodzony w Czernobylu :)

Skoro wiosna, to WIndowsa XP zabraknąć nie mogło :)
WIndows XP - Czapury
Nawiedziłem też - po raz pierwszy rowerem - mało znaną górkę prowadzącą z Łęczycy do granic Wielkopolskiego Parku Narodowego. Krótka, ale daje radę. 50+ przy zjeździe oczywiście osiągnięte.
Wielkopolska nie taka płaska - Łęczyca
Na górze przekonałem się, że póki co w las się nie ma co pchać. Tym bardziej szosą :)
No dobra, pomyliłem pojazdy :) - Łęczyca
Zima? Wiosna? - Łęczyca
Miałem sympatycznego, czarnego kibica. Uwielbiam kruki, ptaki niezwykle mądre.
Czarny władca przestworzy
No i władca boczkiem
Odwiedziłem również Podleśnictwo Babki :/...
Wycineczka, słoneczko widać... Suuuper :/ - Babki
...a w Daszewicach "doczekałem" się nowej śmieszki. Asfaltowej, mającej całe kilkaset metrów oraz krawężnik dla himalaistów. Czy naprawdę w Polsce, przynajmniej na zadupiach (duże miasta ostatnio jakoś sobie z tym radzą), nie można zrobić czegoś, co będzie naprawdę służyło rowerzystom, a nie frustratom w autach, którzy dostaną pretekst do uwieszenia się na klaksonie?
Nowa śmieszka, oczywiście w wjazdem dla himalaistów - Daszewice
Podsumowując: jechało się spoko, bez ciśnienia, bez pany (!), ale też ze sporą ilością pauz. Średnia więc niespecjalna :)

A po południu musiałem w końcu porządnie wybiegać Kropę, bo pies był po tygodniu bezspacerowym. Żona pracowała, więc wymyśliłem w ramach sportu ekstremalnego - sam dla siebie - spacer po... Luboniu :) Ale po Luboniu, gdzie Lubonia nie było, oczywiście na ile się dało. Taki jest nawet do przyjęcia. Wyszło ponad dziesięć kilometrów spaceru po terenach, gdzie to miasteczko jeszcze nie sięgnęło ze swoimi łapskami. Wzdłuż Warty, po terenach będących przedłużeniem Dębiny oraz niewyciętych lasach (choć obawiam się, że te już niedługo).
Kropinson Cruzoe :)
Pies piaskojad
Wodny parking - Luboń
Nie dam! :)
Na skraj Stumilowego Lasu
Na kijowym zakręcie :)
Prawie jak na linie
Żeby jednak nie było zbyt słodko - Luboń ma też swoją prawdziwą twarz. O taką z celtykami i kibolstwem rozumianym rodzimie.


Aha, syfu i błocka po drodze było tyle, że już pod domem chciało się psa włożyć do pralki. Nie, nie zrobiłem tego :)

TUTAJ Relive ze psaceru. A na sam koniec widok na Fort IXa, znajdujący się na poznańskim Dębcu. Niestety wciąż zalany. Podobno są jakieś plany osuszenia, ale kiedy to się stanie? Tego nie wie pewnie nikt.
Fort IXa, Witzleben - Poznań Dębiec


  • DST 61.05km
  • Czas 02:15
  • VAVG 27.13km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 262m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziurawiec

Piątek, 7 lutego 2020 · dodano: 07.02.2020 | Komentarze 15

Wyjątkowo zacznę dziś od końca. Czyli od d...ziury strony.

Konkretnie od pany. Już kolejnej w ciągu kilku dni. Ostatnio przerabiałem tę atrakcję w Czarnuchu, dzień później męczyłem się z szosą, poświęcając dwie dętki przy zmianie (jedna z mojej winy, druga miała wadę fabryczną). Myślałem, że będzie już spokój.

Tymczasem, gdy dzisiaj radośnie pędziłem sobie już po nawrotce Wartostradą, znów poczułem znienawidzone falowanie w tylnym kole. No cholera jasna... Jedyny plus w nieszczęściu, że byłem już względnie blisko domu (jakieś pięć kilometrów) i mogłem podjechać tramwajem, jednak postanowiłem się usyfić i gumę zmienić na miejscu.

Rybitwy mi latały nad głową, gdzieś tam szczekał radośnie pies, rzeka statecznie płynęła... Normalnie sielanka, gdyby nie okoliczności i to, że spieszyłem się do roboty :/

Muszę dać sobie plusik za przewidywalność - miałem przy sobie gumowe rękawiczki. Dzięki temu po całym procesie nie wyglądałem jak kolejne wcielenie reprezentanta Polski. O nazwisku Olisadebe :)

Ewidentnie coś jest nie tak z oponą. Jutro może uda mi się znaleźć chwilę i ją obejrzeć dokładnie - pobieżna analiza nie wykryła co prawda żadnej draski czy dziury, ale może nierównomiernie rozłożyła się na feldze? Ciekawe zagadnienie. Ja z kolei już mogę świadczyć usługi dla ludności w temacie precyzyjnej wymiany tego rowerowego elementu - mam już chyba najwyższy level.

Czas na szczegóły trasy: Dębiec - Wartostrada - Chemiczna - Gdyńska - Koziegłowy - Kicin - Kliny - Mielno - Dębogóra - Karłowice - Wierzonka - Kobylnica - Bogucin - Janikowo - Miłostowo - Śródka - Wartostrada - Dębiec. TUTAJ Relive.

Po raz pierwszy miałem wątpliwą przyjemność zapoznania się ze stanem przebudowy w Koziegłowach. Słowo "masakra" i tak jest łagodne. Błota tyle, że każdy właściciel spa byłby w siódmym niebie. Fuj.

W Dębogórze zaś trafiła się jeszcze jedna polityczna zapomniana morda. Prawie cztery miesiące po zakończonych wyborach. Istny poznańczyk...

Uporano się już z remontem Łazienek nad Wartą. Godnie się toto prezentuje, szczególnie gdy wspomni się ruinę, która tu stała jeszcze niedawno.


A przy Wartostradzie przyuważyłem śmietnik z nowym logo Juventusu. W sumie od kiedy w tym klubie gra Cristiano Ronaldo takie połączenie uznaję za idealne i w punkt :) 

Średnia - gdyby nie pana - byłaby lepsza. A dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 62.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 27.15km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 152m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez ikry

Czwartek, 6 lutego 2020 · dodano: 06.02.2020 | Komentarze 5

Dzisiejszy wypad był z grubsza klasykiem dni ostatnich. Było chłodno, choć nie mroźno, bardzo (bardzo) wietrznie, generalnie średnio przyjemnie. Do tego raz na jakiś czas padał lekki deszczyk, którego w planach nie było, ale też jakoś specjalnie nie przeszkadzał w jeździe. Jednak ona sama dziś senna i bez ikry.

Najdziwniejsze jest to, że podczas całej drogi nie zdarzyło się nic wartego odnotowania. A u mnie to rzecz niemal niewyobrażalna, bo zawsze można się do czegoś przyczepić, szczególnie gdy ktoś się czepia mnie :) Tym razem nawet na Głogowskiej nikt nie użył klaksonu. Nuuuuuda :)

Trasa  zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Głuchowo - Komorniki - Plewiska - Poznań.

Szukając tematu na siłę znalazłem kapliczkę. Starą, zmurszałą, zakurzoną zapomnianą. Aż wzbudzającą moją sympatię.


A co do wstawek politycznych... Od dawna już piszę, krzyczę, ostrzegam. Ale co ja mogę? Tym razem oddam głos Grabażowi, liderowi Pidżamy Porno (uwielbiam od czasu bachorstwa), który jak zwykle poetycko i nie wprost podsumował dzisiejsze czasy.

Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 63.20km
  • Czas 02:30
  • VAVG 25.28km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 312m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poznańskoznawczo

Środa, 5 lutego 2020 · dodano: 05.02.2020 | Komentarze 13

Przed samym wyjazdem długo (jakieś trzydzieści, a może i nawet czterdzieści sekund) zastanawiałem się nad tym, który rower wybrać dzisiaj do jazdy. Z jednej strony niby drogi wydawały się suche i bezpieczne, z drugiej jednak miałem świadomość, iż wczoraj padało, a w nocy był lekki przymrozek. No dylemat. 

Szalę przeważył wiatr. Bardzo mocny, a co najgorsze - przejmująco zimny, z północy. Co oznaczało, że czeka mnie przejażdżka przez calutkie miasto, bo powroty pod podmuchy nie należą do moich ulubionych atrakcji. A że im cięższy sprzęt, tym miejskie atrakcje mniej bolą, stanęło więc na Czarnuchu.

Nie żałuję. Wyszła bowiem dość spontaniczna rundka krajoznawcza, czyli de facto poznańskoznawcza, bo za miasto wyściubiłem nos tylko na kilkanaście kilometrów. Zacząłem od "mojej" Dębiny i Wartostrady...



...gdzie wyjątkowo tłumów nie było. Po dziewiątej rano byłem czterdziesty szósty na liczniku rowerzystów. 

Wciąż pod mega paskudne powiewy dojechałem do niedawno ponownie otwartego Mostu Lecha (dupy nie rwie nawierzchnia po remoncie), przeciąłem Wartę i przez Wilczy Młyn dotarłem do Naramowickiej, chcąc ocenić zmiany na tej ulicy. Wiele ich nie ma, plusem jest to, że skasowano kilka najgorszych śmieszek. Potem Umultowo - nawet tam śniegu brakuje w godzinach 8-15 :)...

...i skręt na Morasko, gdzie w końcu wjechałem sobie do słynnych "wodociągów" znanych mi ze wpisów BS-owego Jacka. Fajny, niezbyt męczący podjazd, z widokiem na Poznań. Co prawda miałem chwilę zastanowienia nad zakazem wjazdu (półtorej sekundy), ale nikt mnie nie ścigał, mogłem więc bez krępacji zakopać się w błocku :)


Zjazd z powrotem i wzdłuż Rezerwatu Morasko (muszę tam na dłużej zawitać jak będę miał więcej czasu) do Suchego Lasu. Stamtąd kierunek Jelonek i Złotniki. 


W międzyczasie znów zrobiło się wiosennie. Na polach dzikie gęsi, a nade mną przepiękne ptasie klucze. 


Od wysokości Psarkiego było w końcu z wiatrem. Uff. To najprzyjemniejszy odcinek wycieczki. Ulica Słupska, potem Przeźmierowo, Wysogotowo, Junikowo, Kopanina i do domu. TUTAJ Relive.

Jak to w Polsce - rowerowy dzionek bez klaksonu w tle byłby dzionkiem straconym. Upojny dźwięk usłyszałem w Przeźmierowie, gdy zgrabnie mijałem tamtejsze dziury wielkości kraterów. Oczywiście nie omieszkałem pozdrowić pewnym międzynarodowym, nieskomplikowanym gestem. Aha, a będąc na samej górze Moraska słyszałem sporo strzałów, bynajmniej nie z poligonu - cóż, rzeźnicy z flintami mają okazję zarobić. Sześć i pół stówy za dzika piechotą nie chodzi.

Do całości dystansu doszedł dojazd do pracy. Znów pod wiatr.

No i znów zapomniałem podsumować poprzedniego miesiąca. Niniejszym nadrabiam. Styczeń miał być odpoczynkiem po mega wyczerpującym grudniu i tak się stało. Wykręciłem łącznie lekko ponad 1660 kilometrów, większością dostępnych mi sprzętów: początkowo starą szosą (Ventylem), potem chwilę T-rek(s)em, sporo wypadów zaliczyłem na Czarnuchu, do tego kilka dni byłem w górach z Zombiakiem pod tyłkiem. Średnia wyszła mikra, bo zaledwie 26,4 km/h. Do tego doszło całkiem godne ponad 130 kilometrów łażenia. Kropa była zachwycona początkiem roku :)


  • DST 62.30km
  • Czas 02:13
  • VAVG 28.11km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 215m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ko666metycznie :)

Wtorek, 4 lutego 2020 · dodano: 04.02.2020 | Komentarze 7

Muszę przyznać, że całkiem - jak na luty - sympatycznie dziś było. Nawet z samego rana temperatura okazała się przyzwoita, nie padało, choć syfu na drogach zalegało jeszcze sporo, no i najważniejsze - wiatr w końcu wyluzował i wiał maksymalnie umiarkowanie. 

Niestety, robił to z północnego zachodu, co wiązało się u mnie z koniecznością przejechania kilkunastu kilometrów po mieście, w tym z dziesięć w kumulacji korkowości - z Dębca przez Górczyn, Grunwald i Jeżyce na Golęcin. Dopiero tam zrobiło się luźniej, a ja mogłem cieszyć się jazdą genialną, bo zalesioną (jeszcze) ulicą Koszalińską. 

Tamże klasyczna fotka, z brudem na pierwszym planie :)

Potem Strzeszynek, Psarskie, Kiekrz i Rogierówko. Zrobiłem tam nawet nawrotkę, bo moje czarne serce zostało podbite przez reklamę... kosmetyczki :) Czemu? Wystarczy spojrzeć na ten subtelny makijaż, który idealnie sprawdziłby się na jakimś festiwalu spod znaku 666:


Potem Kobylniki, Sady, Swadzim, Batorowo, Lusowo oraz serwisówka od wysokości Zakrzewa, która od niedawna stała się jednokierunkowa, ale fajnie pomyślana, bo z rowerowym kontrapasem. Brawo za pomysł!

Końcówka to Plewiska i powrót do Poznania wzdłuż Głogowskiej (TU Relive), gdzie ZNÓW trafił się jakiś osobnik z za małym k..laksonem, któremu coś się wydawało. Miał pecha, że akurat robiłem fotkę drogi, więc został uwieczniony na obrazku.

Po ostatniej akcji, gdy to moje dupsko było umieszczone na forum dla nienawidzących rowerzystów miłośników czterech kółek (potem post zniknął), udało mi się dowiedzieć, co takowe istoty mają w mózgach. Otóż są pewni, że:

a) to jest droga ekspresowa. Nieprawda, zwykła krajówka, z ograniczeniem do osiemdziesiątki na tym odcinku;
b) nie mogę tu jechać poboczem. Oczywiście nieprawda, bo przepisy nie tylko mi to umożliwiają, ale wręcz nakazują;
c) po prawej znajduje się "ścieżka rowerowa". I znów pudło, bo to zwykła, równoległa i dwukierunkowa droga. DDR-ka pojawia się dopiero na  jej końcu i jest dojazdówką do położonej z kilometr dalej ulicy.

No ale cóż, po co trzymać się faktów i chwilę pomyśleć, skoro można w zamian pokazać, iż jest się żałosnym frustratem? :)

Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 52.70km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.50km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 138m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak Zabłocki

Poniedziałek, 3 lutego 2020 · dodano: 03.02.2020 | Komentarze 12

Dzionek miałem dziś wolny, ale rano musiałem załatwić kilka drobiazgów, więc start na rower nastąpił dość późno - przed jedenastą. Szkoda, bo gdybym inaczej mógł sobie czas rozplanować, pewnie bym nie zmókł.

Tymczasem między dziesiątym a dwudziestym piątym kilometrem walczyłem z konkretną mżawicą. Taką, co to jej w kałużach widać nie było, za to w powietrzu już aż za bardzo. Krople atakowały z każdej strony, a ja zerkałem na swój jeszcze wciąż nowy napęd w szosie i łkałem niemo :) To jednak nie było najgorsze, bo pogoda pogodą, ale mogło być gorzej, tym bardziej że wiatr już nie był tak silny jak wczoraj.

Za to szlag mnie trafił w połowie dystansu, gdy z Poznania przez Plewiska, serwisówki, Zakrzewo i Sierosław...

...dotarłem do Więckowic. Najpierw spędziłem tam dobrych kilka minut czekając aż na drodze numer 307 łaskawie pojawi się za mną jakieś auto, żebym mógł skręcić w lewo - bo światła nie łapią rowerzystów. Za to kamery zapewne owszem :) W końcu się udało. Ale okazało się, że to tylko początek gehenny, a ja wybierając na pewniaka stałą trasę wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle. A konkretnie na błocie - okazało się bowiem, że calutka wieś jest rozkopana tak, że można by w niej zorganizować spa dla dla połowy Poznania. Do tego trafiły się dwa wahadła, które zniechęciły mnie do nawrotki, bo wszędzie kręcił się ciężki sprzęt.

Efekt? Po kilometrze pływania, skakania, topienia się i klęcia na czym świat stoi, wyjechałem znów na asfalt. Usyfiony od stóp po kask, z zamordowaną średnią i pyskiem w błocie. Eh.

Zatrzymałem się na chwilę w Fiałkowie przy... Poznaniu Głównym...

...ale że czyszczenie chusteczkami za wiele nie dało, to w Dopiewie postanowiłem nawiedzić myjnię.

Wiem, że to może było zmarnowanie dwóch złotych, bo rower i tak się uwalił podczas dalszej jazdy, ale nie mogłem patrzeć pod siebie :)

Powrót przez Dopiewiec, Palędzie, Gołuski i Plewiska. W domu od razu kierunek pralka, wyprać to, co wyprane zostało wczoraj. Sorry, taki mamy zimowojesiennowiosenny klimat.

TUTAJ Relive.


  • DST 53.20km
  • Czas 01:58
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 208m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiatrogrynacja

Niedziela, 2 lutego 2020 · dodano: 02.02.2020 | Komentarze 7

Na początek raport z frontu walki z panami. Nie żadnymi samcami, a dziurami w gumach. Jak się okazało, dętka w Czarnuchu trzyma się mocno, jedna w szosie poległa z mojej winy (zahaczenie łyżką w pośpiechu), druga miała wadę fabryczną. Trzecią w końcu udało się zamontować bez problemu. Mogłem więc dziś odświeżyć T-rek(s)a.

W sumie fajnie. Był tylko jeden problem: wiatr, a praktycznie wietrzna rzeźnia, która nieźle mnie zmasakrowała po drodze, choć muszę przyznać, że gdy parę razy dmuchnęło w plecy, było godnie. Szkoda, że tak rzadko było mi to dane.

Trasa to nic odkrywczego - klasyczne "kondomiunium", jednak wykonane w wersji odwrotnej, czyli z Poznania przez Komorniki, Szreniawę, Trzebaw, Dębienko, Stęszew, Witobel, Łódź, Dymaczewo, Krosinko, Mosinę, Puszczykowo, Łęczycę oraz Luboń do domu.

Przez większość czasu było nawet malowniczo, a już na pewno nie zimowo...




...jednak pod koniec zaczął już padać deszcz, który z przerwami utrzymywał się do końca dnia.

Wiało, choć pewnie jak zwykle muszę to udowadniać :)

Od Dębienka przez Stęszew i Witobel aż do Łodzi witały mnie kolory tęczy :) Jednak to nie to, co się nasuwa od razu na myśl miłośnikom zakazu pedałowania, lecz wręcz przeciwnie - to znak, że magiczna "peregrynacja" dotarła już do Stęszewa. W nim właśnie się na chwilę zatrzymałem...

...a nawet z ciekawości zdecydowałem się wejść do kościoła (czego się nie robi dla relacji na blogu), żeby wykonać mało wyraźne zdjęcie kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, od poprzedniego roku kursującego po Wielkopolsce. Jedynie jako ciekawostkę dodam, iż ma ona całe... 63 lata, powstała za komuny i namalowana została rękoma pana docenta z Torunia.

Cóż, to nie moja bajka, choć nie powiem - fascynująca socjologicznie. Jak widać ludzie to czują, jest to dla nich jakieś wydarzenie i dobrze - jeśli jakimś cudem dzięki temu stają się lepsi, to tylko przyklasnąć. Jednak ja - jak zwykle - nie mogłem zapomnieć o tym, co na "zapleczu", czyli trzepaniu kasy na fotkach, obrazkach, bibelotach, czyli tej samej trupie zarabiaczy (widziałem ją już kilka razy) podążającej za obrazem bez krępacji.


Jest też inny aspekt, który chcąc nie chcąc dotknął mnie niemal osobiście. Na wspomnianym wcześniej "tęczowym" odcinku zakwitły setki zniczy. Wszystko fajnie, tylko że stawianie ich to skrajna nieodpowiedzialność, gdyż co chwilę wiatr zwiewał je na szosę, przez co na przykład samochód widoczny na zdjęciu musiał wykonać nagły manewr, a przyczepka niebezpiecznie zatańczyła mi przed kołem. Natomiast sam Stęszew w kilku miejscach to dywan ze szkła....

Podsumowując okiem subiektywnym: religijność tak, byle szczera, trzepanie kasiory z jej wykorzystaniem - nie, nieużywanie mózgu przy takich okazjach - nie. Wyszło 1:2, czyli honorowa porażka. Mogło być gorzej :)


  • DST 63.50km
  • Czas 02:28
  • VAVG 25.74km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 195m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poranek z Pana-kracym

Sobota, 1 lutego 2020 · dodano: 01.02.2020 | Komentarze 11

Żeby zrozumieć genezę tytułu, cofniemy się do dnia wczorajszego, kiedy to do pracy pojechałem rowerem. Jeden jedyny raz zapominając zabrać ze sobą pompki. I jeszcze pamiętam swój dylemat, gdy w połowie drogi biłem się z myślami: wrócić czy nie wrócić? Wybrałem bramkę numer dwa, bo przecież nie mogę mieć takiego pecha, prawda?

Gówno prawda :)

Bowiem na piętnaście minut przed końcem roboty zorientowałem się, że w przednim kole Czarnucha jest powietrza mniej niż zero. Szczęście w nieszczęściu, że w podsiodłówce była choć dętka. Udało mi się więc warunkowo skorzystać z uprzejmości zaprzyjaźnionego sklepu i na sekundy przed zamknięciem wymienić gumę i uzupełnić powietrze. Jakoś udało się wrócić do domu na dwóch kółkach.

Rano, gdy zobaczyłem, że nie pada, zachciało mi się szosy, która stała sobie nieużywana przez kilka ostatnich dni. Tymczasem... zero powietrza w tylnym kole. No kurde! Ok, wyjścia nie miałem, zabrałem się za szybką wymianę. Tak szybką, że najwidoczniej zahaczyłem łyżką o dętkę, uszkodziłem ją i po zamontowaniu okazało się, że nie da się jej napompować. Brawo ja :/ Znów babranie się ze ściąganiem, montaż i... ponownie coś nie tak z gumą. Tyle że już nie miałem siły i czasu sprawdzać o co chodzi, więc rzuciłem szosę w kąt i wybrałem Czarnucha. W sumie nie będąc pewnym czy z nim wszystko jest w pełni ok.

Wygląda jednak na to, że było. Bowiem dojechałem bez defektu. A że jednak syfu na drogach było sporo, do tego raz nawet trafił się deszczyk, wyszło nawet rozsądnie. 

Trasa to typowe w tę i z powrotem: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo Stare - Bolesławiec, tam nawrotka. We wspomnianym Bolesławcu (ciut mniejszym niż ten dolnośląski) bywam rzadko, bo to smutna miejscowość, która na końcu ma indyczą rzeźnię.




Do pracy dojechałem rowerem. Zabierając ze sobą pompkę :) A zagadkę: "co się do cholery dzieje z kołem w szosie?", postaram się rozwiązać wieczorem albo wcześnie rano, bo jutro niby dzień wolny, ale czasu będzie mało.