Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197863.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2017

Dystans całkowity:1518.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:55:40
Średnia prędkość:27.29 km/h
Maksymalna prędkość:56.90 km/h
Suma podjazdów:6252 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:52.38 km i 1h 55m
Więcej statystyk
  • DST 53.30km
  • Czas 01:58
  • VAVG 27.10km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pińcet+

Poniedziałek, 20 listopada 2017 · dodano: 20.11.2017 | Komentarze 12

O dzisiejszym wyjeździe postaram się w skrócie, bo przyjemności w tym było tyle, ile podczas popijania bełta, na przykład o smaku czekoladowym, nieprzefiltrowanym denaturatem. Gdy wyjeżdżałem lekko po dziewiątej rano (bo do pracy trzeba było iść) kreseczka na termometrze pokazywała zaledwie dwa stopnie, natomiast pierwszy zimny podmuch zamienił mi nos z kartofla na pomidora, przynajmniej w temacie zabarwienia. A to i tak był niezły początek, bowiem to, co ze mną zrobił na otwartych, polnych przestrzeniach, śmiało można nazwać brutalnym gwałtem. Więc i ja mogę śmiało napisać - me too :)

Trasa to kółeczko z Dębca przez Plewiska, serwisówkami do Dąbrówki, potem Palędzie (obowiązkowe kilka minut pauzy na przejeździe kolejowym), Dopiewo, Więckowice, Sierosław, Wysogotowo, Skórzewo, znów Plewiska i do domu. Tyle i ani słowa więcej, bo już samo przekroczenie progu mieszkania było dla mnie radością niezmierną :) Gdy latem marzyłem o jesieni to tęskniłem za taką, która trwa sobie przynajmniej do początku grudnia, a nie zamienia się w zimę pod koniec października. Choć i tak mogło być gorzej, gdyż w Warszawie podobno śnieg jak co roku zaskoczył... rowerzystów.

Pod sam koniec wypadu wyprzedziło mnie takie oto coś:

Auto jak auto, prykało strasznie, jak to Lamborghini, mnie takie zabawki nie ruszają, za to wielki, ale to wielki uśmiech na moim ryju pojawił się na widok naklejki widocznej z prawej strony:

Idealnie w punkt :) Na lepsze podsumowanie zasad i kryteriów przyznawania owej rządowej pomocy póki co nie natrafiłem. Choć może coś jest na rzeczy, bo po chwili kierowca skręcił na parking widocznej w tle Biedronki, pewnie w celu zakupu bułek z margaryną dla głodujących dzieci :)


  • DST 52.30km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 229m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

RzeŹko

Niedziela, 19 listopada 2017 · dodano: 19.11.2017 | Komentarze 9

Literówka w tytule jest jak najbardziej zamierzona :) Rześko było, i owszem, ale to "zi" jak "rzeź" odnosi się głównie do wiatru, który skutecznie mnie dziś (de)motywował do jak najszybszego powrotu do domu. No ale że mamy okres roku, który do ciśnięcia na pedały zdecydowanie nie zachęca, to po prostu próbowałem utrzymać się w pionie. Udało się jako tako - czyli dotarłem cały. O dziwo również wpasowałem się idealnie w okienko pogodowe - zaczęło padać kilka minut po tym, gdy już zaparkowałem w chałupie.

O trasie rozpisywał się nie będę, bo była z grubsza taka sama, jak wczoraj - "kondomik" - tylko że od tyłu: Poznań - Luboń - Komorniki - Stęszew - Łódź - Dymaczewo - Mosina - Puszczykowo - Wiry - Luboń - Poznań.


Dziś jest pewien dzień. Jaki? Taki, który powinien dać nam do myślenia. Krótki filmik o nim, koniecznie z głosem.

https://www.facebook.com/SkolowaniTOKFM/videos/169...


  • DST 53.15km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.22km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gorzko

Sobota, 18 listopada 2017 · dodano: 18.11.2017 | Komentarze 2

W związku z faktem, że na termometrze widniały dziś całe trzy stopnie na plusie, mieliśmy imieniny Noego i Hezychiusza, dokładnie 28 lat temu przestał istnieć "Dziennik Telewizyjny" i powstały "Wiadomości" (choć ostatnio coś jakby się cofnęło do stanu pierwotnego) oraz obchodziliśmy Dni Urodzin Sułtana w Uzbekistanie, wykonałem znaną i lubianą trasę, czyli po prostu "kondomika" w wersji od Poznania przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Dymaczewo, Łódź, Stęszew i Komorniki do Poznania. Bez kombinowania i takich tam komplikacji :) Wiatr solidny i zimny, ogólnie ponuro, więc kolarzy mało, jednak kilku się znalazło i szacuneczek dla nich.

Chciałbym napisać, że obyło się bez przygód. No ale musiałbym przemilczeć kilku kretynów biorących mnie na gazetę oraz jednego troglo, któremu tak się spieszyło, że wyprzedzenie paru samochodów mimo podwójnej ciągłej oraz mnie kręcącego z naprzeciwka, znów (znów!) z konieczności dla bezpieczeństwa dającego po hamulcach, wydawało się czymś oczywistym. Ponownie po takich dniach nachodzi mnie refleksja, że może uważamy się za kraj prawie zachodni, a w sumie jesteśmy takimi farbowanymi Rosjanami, tylko udającymi bardziej cywilizowanych. I w sumie nie rozumiem, czemu rozpadł się sojusz radziecki, skoro Polska tam idealnie pasowała ze wschodnią mentalnością. Gdy jeszcze usłyszałem w radio o nocnym wypadku w Swarzędzu, gdzie pijany gówniarz w BMW rozwalił samochód i przy okazji spalił swojego kumpla, który znajdował się w bagażniku (!) jako siódmy (!!!) pasażer, tym bardziej utwierdziłem się w swoim zdaniu.

Gorzko dziś? No gorzko. Mimo że nasypałem sobie dodatkową łyżeczkę cukru do kawy. To dla poprawy nastroju - jutro ma padać deszcz ze śniegiem i bardzo mocno wiać. Hurra! :)


  • DST 31.65km
  • Czas 01:13
  • VAVG 26.01km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 104m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glutson

Piątek, 17 listopada 2017 · dodano: 17.11.2017 | Komentarze 2

Gdy rano Żona wychodziła do pracy usłyszałem, że pada. No trudno, stwierdziłem, poświęcę się i się wyśpię :) Padało faktycznie, ja sobie dzielnie drzemałem, aż wybudził mnie sms z informacją, że moja lepsza połowa zapomniała czegoś ważnego i czy bym może przypadkiem nie...? :) W sumie i tak już bym nie zasnął, więc radośnie i w podskokach (wersja oficjalna dla mediów) zrobiłem sobie 7,5-kilometrowy spacer. Bo roweru to ja wtedy w wydaniu dzisiejszym nie widziałem. To znaczy widziałem, ale w pomieszczeniu. Nawet dwa.

Jednak... Stał się mały cud. Gdy wracałem do domu nagle przestało lać, a tylko mżyło. Szybka decyzja - zabieram crossa pod pachę i wykonam choć gluta, bo i mi się dobre urlopowe czasy skończyły - lekko po trzynastej musiałem być w robocie. Jak zdecydowałem, tak zrobiłem. Po dwóch kilometrach oczywiście zaczęło padać. No bo jak inaczej? :) Na szczęście jednak w końcu przestało, za to zaczęło mocniej wiać. No bo jak inaczej? :)

W błocku, syfie i znoju zrobiłem "Glutson wsiadaj (na rower)". Dobre choć to.

Trasa: Poznań - Luboń - Komorniki - Głuchowo - Gołuski - Plewiska - Poznań. Przetestowałem ponownie plewiskowy, wyremontowany odcinek Grunwaldzkiej, tyle że w kierunku południowym. Jedzie się ok, a najfajniejsze jest to, że na całej długości pozostawiono na pstrokatej kostce nie znak DDR-ki, tylko ludzika z mniejszym ludzikiem na niebieskim tle z adnotacją "DOPUSZCZONY ruch rowerowy". A że psem nie jestem to mi on lata i powiewa :)


  • DST 55.50km
  • Czas 02:01
  • VAVG 27.52km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 248m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szarobur

Czwartek, 16 listopada 2017 · dodano: 16.11.2017 | Komentarze 8

Kolejny wypad spod znaku/ów "szaro, buro, ponuro, dodupno". Nad ranem mgły, potem już lepiej, ale i tak musiałem aktywować swoje pseudoświatełka, wiatr jakiś taki niezdecydowany, choć na szczęście nie masakrował (a jedynie przez swój chłodek i upierdliwość demotywował), a i nawet (tu uwaga, jeśli macie koło siebie przypadkowo jakiegoś obcokrajowca, to każcie mu końcówkę zdania przeczytać na głos) zdarzyła się przelotna mżawka, która usyfiła i tak już rzężący napęd.

Ani mi się nie chciało cisnąć, a nawet jakby mi się chciało to... by mi się nie chciało :) Zrobiłem więc powolutku trasę dokładnie w tę i z powrotem z Dębca przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę (nowy wiadukt wciąż jest poprzedzony objazdami) i Żabinko do hopki za Żabnem. Gdzieś delikatnie przed połową dystansu zostałbym skasowany przez jakiegoś lub jakąś (byłem zajęty hamowaniem i ratowaniem się zjazdem na pobocze, więc nie zdążyłem tego ustalić) troglodyta/tkę, wyprzedzającego/ą ciężarówkę na zakręcie, przecinającego podwójną ciągłą. Jedyne co mi się udało to wykrzyczeć na głos to, co myślę o cnocie matki tego czegoś, zaocznie wybierając płeć męską, bo żeńska forma owego słowa chyba nie istnieje :)

Na liściastej DDR-ce w Łęczycy, po której od jakiegoś czasu pełznę z prędkością trzaśniętego ślimaka, zatrzymał mnie idący rowerzysta pytając, czy często mi padają gumy w szosie. On akurat pechowo dreptał właśnie z takim defektem. Podzieliłem się swoim wybitnym i bogatym doświadczeniem w tym temacie, chciałem tez poczęstować dętką, ale raz, że miał koło 26, więc by nie pasowała, dwa, że podobno miał blisko.

Przeraża mnie moja niechęć do przyspieszania. Chyba dojrzewam :)


  • DST 60.25km
  • Czas 02:09
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 307m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na emeryckim kole

Środa, 15 listopada 2017 · dodano: 15.11.2017 | Komentarze 7

Wróciły gorące dni. Siedem stopni na plusie - prawie żałowałem, że ubrałem długi zestaw ciuchów :) W związku z powrotem lata w czystej postaci, udało mi się również wyjechać w miarę wcześnie, czyli... No, wcześniej niż wczoraj. Grubo przed południem w każdym razie :)

Jako że wiało (umiarkowanie) z południowego zachodu, to dostosowując się do podmuchów (oczywiście tylko w teorii) wykonałem z grubsza "kondomika" z wariacjami: Poznań - Luboń - Komorniki - Stęszew - Łódź - Dymaczewo - Mosina - Puszczykowo - Wiry - Luboń - Poznań. Miałem trochę czasu, więc zaliczyłem jeden z ostatnich (a może ostatni?) wjazd na Osową Górę, licząc na jakiś fajny Vmax przy zjeździe, ale wiatr postanowił, że mi się nie należy i w konsekwencji wyszedł tylko jakiś wypierdek.

Ale za to po raz kolejny odniosłem mały życiowy sukces, nie zaliczając gleby na wciąż pełnej liści ścieżce w Łęczycy.

W Stęszewie zdziwiłem się, że jakoś ciężko mi idzie ściganie takiego oto sprzętu:

Nie tyle zaciekawiła mnie jego prędkość podczas jazdy pod wiatr (no bo trening czyni mistrza), zbliżona do tego, co widnieje na znaku, ile fakt braku poruszania nogami. Podczas wyprzedzania potwierdziły się moje "podejrzenia": rower elektryczny. Lekko mi ulżyło - czyli mimo spadku formy na jesień, problem z dogonieniem emeryta nie jest jeszcze u mnie czymś realnym :)

Wpadło dziesięć nadprogramowych kilosów, sam nie wiem kiedy. Jechało się lepiej niż ostatnio, choć do pogodowego ideału (10-15 stopni) sporo brakowało. A ja sobie lekko post factum uświadomiłem, że jakieś trzysta kilometrów temu przekroczyłem 16 000 w tym roku. Ma się ten refleks :)


  • DST 52.60km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.44km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 173m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

DOLAR

Wtorek, 14 listopada 2017 · dodano: 14.11.2017 | Komentarze 9

Czyli po prostu Dzień Ogromnie Leniwego Amatora Rowerowego :) Wyruszyłem dziś w samo południe, co już samo w sobie zakrawa o hańbę, ale że praca nie wzywała, a i Żona miała wolne, to można było korzystać. Miałem nadzieję, że w związku z późną godziną uda mi się pokręcić w sympatycznych warunkach, ale gdzie tam... Trzy (słownie: trzy) stopnie, do tego przenikliwy i zimny wiaterek... Jakoś zbyt szybko to idzie :/

Kompletnie bez żadnej spiny, powolutku, wykonałem taką oto glizdę: z Dębca przez Plewiska, Dąbrówkę, Palędzie, w Dopiewcu objazd Konarzewa przez Trzcielin do Dopiewa, następnie powrót po swoich śladach, a końcówka to droga przez Gołuski, Komorniki oraz znów Plewiska i do domu. Zauważyłem jeden wielki plus: kończy się remont plewiskowej części Grunwaldzkiej (w końcu...) - dzięki szatanowi da się już tam jeździć w obydwie strony. Za to jest też minus, a może w sumie neutrus, bo w tym kraju mało co mnie dziwi: w związku z budową nowego odcinka S11 od jakiegoś czasu istnieje objazd drogi między Chomęcicami a Konarzewem. Żeby było łatwiej, na jednym jego kawałku zaczęto... remont. No i teraz mamy do wyboru: drogę zamkniętą lub rozkopaną. Brawo :)

Dziś bez zdjęć, bo przy takiej pogodzie robiąc jakiekolwiek dostałbym bana na BS za namawianie do samobójstwa :) A kręci się tak ciężko, że w sumie byłoby to częściowo prawdą.


  • DST 52.70km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.50km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 269m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie faster, nie harder, ale za to skuter :)

Poniedziałek, 13 listopada 2017 · dodano: 13.11.2017 | Komentarze 8

W życiu nie spodziewałem się, że odbieranie jeszcze kilku dni zaległego urlopu w listopadzie będzie mnie tak cieszyło. Mimo braku planów wyjazdowych dobrze jest bowiem wyspać się w takie ponure dni, jak ten dzisiejszy i wyruszyć nie o ósmej rano, ale grubo po dziesiątej, czyli już wtedy, gdy temperatura wzrośnie do astronomicznych plus czterech. Boję się tylko, że się rozleniwię i zechce mi się przedłużyć wolne jeszcze na okres grudzień - luty :)

W nocy padało, a nad ranem drogi były jeszcze mokre, mimo to ruszyłem szosą, zakładając jednak błogosławiony tylni błotnik. Wiało z północnego zachodu, mocno, lecz już nie aż tak bardzo, ale z góry odpuściłem sobie walkę o dobry wynik - nie dość, że czekało mnie kilkanaście kilometrów jazdy miastem w najbardziej zakorkowanym rozumieniu tego słowa, to jeszcze wszechobecne liście i błocko na DDR-kach torpedowały myśli o przejmowaniu się o średnią. I tak już zostanie do końca roku, bo życie mi miłe :)

Trasa (tu Relive) okrągła niczym (chyba już przez tych na górze uznawane za coś normalnego i naturalnego w przestrzeni publicznej) celtyczki na marszu narodowców: Dębiec - Górczyn - Golęcin - Strzeszyn - Kiekrz - Rogierówko - Sady - Lusowo - Zakrzewo - Plewiska - Poznań.

Na ścieżce przy Niestachowskiej, zaraz obok Uniwerku Przyrodniczego, napotkałem na pozostawiony (bo na tym to polega) elektroniczny skuter do wypożyczenia. Chyba fajna rzecz, choć tania nie jest - minuta jazdy to 69 groszy, ma też póki co ograniczony zasięg, czyli centrum i północ Poznania. Ale plusik za to, że jest to elektryczne i ma wymienne baterie, które niby są na bieżąco uzupełniane. Jak na razie ochy i achy w necie mieszają się z krytycznymi uwagami, ale sama idea bardzo mi się podoba. Za to już zdecydowanie mniej parkowanie na DDR-ce, jednak postanowiłem wybaczyć i jedynie cyknąć sobie fotę :)



  • DST 51.30km
  • Czas 01:51
  • VAVG 27.73km/h
  • VMAX 52.10km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koza nostra

Niedziela, 12 listopada 2017 · dodano: 12.11.2017 | Komentarze 19

Orkan Marcin powoli odchodzi - i kij mu na drogę - ale jeszcze dziś w godzinach przedpołudniowych starał się uprzykrzyć życie ludziom, szczególnie tym na rowerach. Wybaczam gnojkowi, byle już sobie poleciał i nie wracał. A to, że mi dziś kompletnie uwalił przyjemność jazdy, w tym zmasakrował średnią, niech pozostanie jego słodkim zwycięstwem.

Wykonałem dziś trasę lekko dziewiczą, przynajmniej w takiej wersji. Ruszyłem z Dębca przez Luboń, Wiry oraz Komorniki, następnie skręciłem na Głuchowo, Gołuski i Palędzie, potem objechałem Konarzewo dokoła, dotarłem do Dopiewa i wróciłem częściowo swoimi śladami, ale korygując końcówkę o Plewiska. W pewnym momencie, gdy mijałem się, jadąc pod wiatr, z grupką trzech kolarzy, zauważyłem, że oni też... walczą z podmuchami. Czyli nie tylko ja tak mam, że do wyboru jest: wmordewind albo wmordewind. Ufff :)

Z tej dzisiejszej wariacji wyszedł jeden plus. Jako że w pewnym momencie w Konarzewie pokręciłem sobie skrótem, miałem okazję poznać nowego kumpla. Jest spoko - mało gada, nie je mięsa, wydaje się kontaktowy... :)


Było też kilku innych ziomali. Ale ci byli mniej gotowi do do pogaduszek :)

Lubię być wśród swoich :)


  • DST 54.20km
  • Czas 02:10
  • VAVG 25.02km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Za wolno(ść)

Sobota, 11 listopada 2017 · dodano: 11.11.2017 | Komentarze 14

No, to chyba dziś już legalnie mogę ponarzekać na wiatr, tym bardziej, że nikt mi nie powie, że czarne jest czarne (czy jakoś tak), twierdząc, iż nie wiało :) Bo duło jak cholera. To trzeci orkan w dość krótkim czasie, za co w sumie możemy jako ludzkość podziękować sami sobie, rozwalając środowisko nadmiernym użytkowaniem samochodów, paleniem jakimiś śmieciami, rozpylaniem freonu, wycinaniem lasów... I dobrze nam tak. Oby skończyło się jedynie na uprzykrzaniu jazdy na rowerze, a nie czymś poważniejszym, od czego - póki co - jesteśmy szczęśliwie w miarę wolni w naszej strefie geograficznej. Za to fajnie się patrzy w TV jak niejaki Marcin cofa dym z rac na pyszczki niektórych miłośników czystości Polski, tych z celtykami na sztandarach :)

Wyruszyłem na rower dość późno (lekko przed południem), bo pomimo faktu, że nigdy nie było mi do twarzy w biało-czerwonym, to każdy ustawowo dzień wolny świętuję solidnym wyspaniem. Cześć i chwała wygodnej pościeli! - oto moje hasło na dziś :) Coś tam kropiło, ale niezbyt mocno, jednak kilka spojrzeń na uginające się drzewa i myśli o szosie odeszły w niebyt. Ruszyłem crossem. Zresztą "ruszyłem" jest niezbyt adekwatnym pojęciem, więc zastąpię go wyrażeniem "wypełznąłem", a potem też jedynie pełzałem.

Z Dębca dokręciłem przez Świerczewo do wysokości Szacht, gdzie cyknąłem fotę pro forma, żeby jakakolwiek była i limit nie myślał, że o nim zapomniałem :)

Następnie przez opłotki Lubonia dotarłem do okolic rzadko mijanego, pustego dziś Autodromu wybudowanego przez Skodę, gdzie można się przeszkolić w wychodzeniu z poślizgów, jeździe po lodzie i innych tego typu atrakcji. Fajna sprawa.

Minąłem Komorniki, Szreniawę, Dębno i w Stęszewie w końcu skręciłem w kierunku Łodzi, Dymaczewa i Mosiny, z której przez Puszczykowo oraz Luboń dokręciłem do domu, tym samym znów wykonując "kondomika". A dzisiejszego wyniku komentować może nie będę, napiszę jedynie, że te marne 25 km/h kosztowały mnie sporo zdrowia.

Na koniec, specjalnie dla Bajskstatsowiczów z sąsiedniego województwa, robiona z rąsi panorama Łodzi. Za mną kościół, po lewej jezioro Dymaczewskie, po prawej cmentarz. Kilkaset metrów wcześniej można zajrzeć do świątyni Świadków Jehowy, a naprzeciwko kupić sadzonki. Koniec atrakcji :)