Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197915.40 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:1410.86 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:46:36
Średnia prędkość:30.28 km/h
Maksymalna prędkość:55.40 km/h
Suma podjazdów:3982 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:52.25 km i 1h 43m
Więcej statystyk
  • DST 52.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 138m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fatum

Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 19.07.2014 | Komentarze 0

No to sobie wykrakałem. Dopadło mnie jakieś rowerowe fatum, codziennie coś. Najpierw banał, czyli dętka. Wczoraj drift po krawężniku, gleba na ścieżce i skrzywiona klamka przy kierownicy. A dziś? Raz, że rano gdy chciałem dopompować to same przednie koło, w którym wymieniałem przedwczoraj gumę to końcówka od wentyla została w pompce i dętka oczywiście out. Na szybko założyłem kolejną, bo staram się mieć w domu zapas i ruszyłem w trasę przez Krzesiny i Tulce do Siekierek. Gdzieś przed Tulcami stwierdziłem, że jakoś za ciężko mi się jedzie, zatrzymałem się i ku swojej irytacji stwierdziłem, że z przodu powietrza mam może jakoś z 1-1,5 bara. Co jest? Dopompowałem ile się dało, pomyślałem sobie, że to może niedokładnie dokręcony wentyl i pojechałem dalej. Do Siekierek jakoś dojechałem, ale znów na może nie kapciu, ale na bamboszu na pewno. Powrót to już zatrzymywanie i pompowanie co 5-6 kilometrów, stwierdziłem, że dętki wymieniać na trasie nie będę, jakoś dotrę, a w domu na spokojnie, nie w ponad trzydziestostopniowym upale obejrzę sobie felgę i oponę. Przy okazji starałem się jeszcze ambicjonalnie trzymać jakieś w miarę tempo, udało się wyrzygać tę trzydziestkę i sam jestem z siebie dumny.

W domu przed pracą szybka wiwisekcja sprzętu - i winny został znaleziony. Rysa od szkła na oponie, po tej samej stronie na dętce. Urok polskich dróg. Nawet nie wiem czy to od dziś, czy już jakiś czas jeździłem z defektem, dobrze się stało, że nie przy okazji jakiejś setki. Nie lubię bawić się w jakieś łatanie, sklejanie i tego typu rzeczy, więc poleciałem jeszcze szybko do chłopaków z Bike Inc., którzy niedawno przeprowadzili się na nowe miejsce przy Czechosłowackiej. Niestety nie mieli akurat opony z biało-czarnym designem, więc zakupiłem z musu podobną do tej dotychczasowej, tylko z paskiem czerwonym. Wieczorem zamontuję i zobaczę jak będzie się prezentowała taka biało-czerwona krowa. O ile to nie coś z kołem. Tfuuu, wypluć!



  • DST 52.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 85m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gleba

Piątek, 18 lipca 2014 · dodano: 18.07.2014 | Komentarze 4

Od kiedy mam szosę zaliczyłem już tysiące zakrętów na asfalcie, kilka dobrych treningów w ostrym deszczu i przemknąłem przez niezliczoną ilość rond i niebezpiecznych skrzyżowań. No i nic mi się nie stało, do tej pory na tym sprzęcie zero upadków. Gdzie może jednak w Polsce nastąpić ten pierwszy bolesny raz? Oczywiście na tym cholernym, debilnym i zagrażającym w naszych warunkach życiu oraz zdrowiu wynalazku, czyli ścieżce rowerowej... A konkretnie na krawężniku będącym jej oczywistym i jakże swojskim elementem. Trafiło mi się to w momencie gdy analizowałem czy koło Polibudy zaufać rozsądkowi i dalej jechać po asfalcie czy może wybrać DDR-a, zgodnie z obowiązującymi u nas przepisami, które spychają rowerzystów do getta zbudowanego z kostki Bauma. Niestety dla siebie wybrałem tę drugą opcję, nie wiem czy źle podniosłem koło czy może żeby w tym miejscu wjechać bez ryzyka trzeba zwolnić do zera, fakt jest taki, że podczas pokonywania krawężnika (no bo po co robić ścieżki z wygodnym i bezpiecznym wjazdem) wylądowałem nawet nie wiem kiedy na ziemi, zyskując w gratisie rozorane kolano i łokieć. Rower na szczęście wytrzymał całą akcję, ale mam skrzywioną prawą klamkomanetkę (to że nie da jej się wyprostować świadczy o sile z jaką szosa spotkała się z nawierzchnią) oraz zryty kawałek siodełka. Początkowo bałem się, że skrzywiły się też obręcze, ale po wypięciu na chwilę kół i zamontowaniu ponownie wszystko wygląda raczej ok. Ocenię to przy kolejnym treningu.

Cała sytuacja zdarzyła się na szczęście już podczas powrotu, zaledwie kilka kilometrów od domu, bo gdyby było na samym początku to chyba bym się nie zdecydował na dalszą jazdę, bo kapało ze mnie ostro na czerwono. A wcześniej zafundowałem sobie rundkę przez Puszczę Zielonka - dojechałem przez Koziegłowy i Wierzonkę do Karłowic, gdzie zawróciłem i pomknąłem swoimi śladami, zaliczając obowiązkowe stanie na wiecznie remontowanych kawałkach trasy. Średnia mogła być lepsza, ale wierzcie mi, że lekko mi się na końcu odechciało cisnąć.

Po raz kolejny ostrzegam: ścieżki rowerowe albo zdrowie - wybór należy do ciebie...


  • DST 52.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 43m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pana (premiera) i PEKA (kontynuacja)

Czwartek, 17 lipca 2014 · dodano: 17.07.2014 | Komentarze 0

Po pierwsze - tak jak twierdził Księgowy smoła z opon powoli schodzi. Z tym że bardzo powoli, dziś przez połowę trasy jechałem jak na samochodowych zimówkach w środku lata, taka skorupa mi się zrobiła. Dźwięk jaki wydawały też był bardzo zbliżony :)

Po drugie (mam nadzieję, że nie jest to związane z punktem pierwszym) zasnęła dziś snem spokojnym i wiecznym przednia dętka, jeszcze pierwotna, ta sama od momentu zakupu szosy. Przejechałem na niej w sumie ponad 8 tysięcy kilometrów, więc nawet nie mam jej tego za złe, staruszka swoje zrobiła. Tym bardziej, że flak zauważyłem już w domu, po powrocie. I szczerze mówiąc miałem pewne obawy przy wymianie, bo w szosie jeszcze tego nie robiłem, wydawało mi się, że z wąską oponą będą problemy, a tu proszę, wszystko poszło zgrabnie w kilka minut, więc zdążyłem jeszcze przed pracą. Mam tylko nadzieję, że nie jest to grubsza sprawa, czyli np. opona przegrzana od smoły...

Dzisiejsza trasa z powodu nawrotu północno-wschodniego wiatru prowadziła przez miasto, więc standardowo postałem sobie na wszystkich możliwych światłach, powdychałem spaliny i powkurzałem się na korki. Dzień jak co dzień. Oddechu nabrałem dopiero po dziesiątym kilometrze, już poza granicami Poznania, choć dzięki zmiennym podmuchom sobie specjalnie nie poszalałem, co widać po średniej. Dojechałem do Biskupic, tam chciałem zażyć chwili relaksu nad Jeziorem Kowalskim, ale gdy skręciłem z głównej trasy to czekał na mnie za zakrętem... No co mogło czekać? Oczywiście remont. Poślizgałem się więc po piachu rozsypanym na całym asfalcie, zakopałem się w dwóch miejscach, dojechałem nad jeziorko, cyknąłem fotkę i wróciłem przez te same wertepy.

Obiecałem jeszcze słów kilka o wspominanej wczoraj karcie PEKA. W końcu mam już ją aktywną, ale to nie koniec przebojów. Wczoraj próbowałem zalogować się jeszcze do konta w internecie, naiwnie sądząc, że skoro podałem we wniosku o wydanie karty maila to uda mi się to raz-dwa na jego podstawie. Gdzie tam! Konto po adresie nie istniało. No to spróbowałem się zarejestrować. Przeszedłem kilka kroków, podając swoje dane, dodając też nie wiadomo po co zdjęcie, w końcu szczęśliwie dotarłem do etapu ostatniego, gdzie system zapytał mnie o to... gdzie chcę odebrać swoją kartę PEKA! Którą przecież mam juź od ponad roku... Ręce mi opadły, anulowałem całą operację i zacząłem się wgłebiać w dział "pytania i odpowiedzi". To był właściwy trop. Okazało się, że ci, którzy nie podali maila w formularzu (ja podałem, ale urzędasy wiedzą lepiej, więc nie podałem) mogą zalogować się przez podanie numeru karty oraz numeru PESEL. Jeeeeest! Byłem już w matrixie! Ale... tylko przez chwilę. W momencie bowiem, gdy dodawałem swój adres mailowy do danych wszystko się zawiesiło, zostałem wylogowany i już za cholerę zalogować się nie mogłem na podstawie żadnych parametrów. Odpuściłem więc sprawę, a wieczorem po kilku godzinach dostałem dwa maile z takim samym linkiem aktywacyjnym... I o dziwo zadziałało, udało mi się nawet, jako że jest to karta prepaid, wpłacić na nią próbne 10 PLN. Dotarło na kartę. Dzień później.

Mam nadzieję, że póki co to moje ostatnie przeboje z szumnie nazwaną Poznańską Elektroniczną Kartą Aglomeracyjną. Przy okazji wspomnę tylko, że bilet liniowy podrożał w moim przypadku o 10 złotych, a te jednorazowe, które do tej pory kosztowały 2,80 na 15 minut, teraz są za 3 złote... na minut 10. W ramach dodatkowych atrakcji - firmie, która wypuściła w/w system kilka dni temu przepaliły się serwery - raz. Dwa - PEKA miała służyć jako karta do parkomatów od 1 lipca. Do tej pory działa na terenie kawałka Jeżyc i koniec. Bo trzeba ręcznie wgrać oprogramowanie, a jakoś nikomu się do tego nie spieszy. Eh, tego Bareję można by jeszcze mnożyć i mnożyć... I to wszystko dzieje się na moich oczach - dziękuję :)



  • DST 56.35km
  • Czas 01:48
  • VAVG 31.31km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 99m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

PEKA, czyli komuno wróć

Środa, 16 lipca 2014 · dodano: 16.07.2014 | Komentarze 4

Pierwszy raz zaczynam pisanie wpisu do Bikeloga z... kolejki. I to nie byle jakiej, bo kolejki w oczekiwaniu na doładowanie słynnej karty PEKA. Kto jest spoza Poznania i jeszcze nie słyszał o tym megabublu, który zakorkował wszystkie dostępne w mieście punkty obsługi klienta ZTM ten niech wklepie sobie w góglu te słynne cztery litery i spośród steków całkowicie uzasadnionych bluzgów wybierze sobie pierwsze tysiąc punktów spod znaku "co zostało spieprzone". Ja napiszę tylko tyle: kartę do przejazdów komunikacją miejską wyrobiłem sobie ponad rok temu, świadomy, źe kiedy będzie to juź obowiązkiem to będę musiał pewnie sobie postać wśród tłumów rodaków oblegających punkty obsługi. Jeździłem więc sobie rok wedle starego systemu z czystym sumieniem, źeby teraz dowiedzieć się, że moja karta nie będzie od czasu wyłączenia starej KomKarty działać, bo ma... za starą wersję oprogramowania! Żeby doładować bilet miesięczny muszę czekać z ręką na zegarku ponad 1,5 godziny, przy okazji dostając nowy soft. O tym, że spóźniam się właśnie do pracy nic nie mówię, bo szkoda nerwów. Pani stojąca trochę przede mną i tyle samo czekająca po odbiór karty dowiedziała się, że jeszcze za wcześnie, a w związku z tym, że nie posiada maila i siłą rzeczy nie podała go we wniosku o wydanie PEKI to nie ma innej możliwości dowiedzenia się czy jest po co przychodzić, bo telefonicznie o tym nie poinformują. Masakra. Na plus można wymienić tylko panie w okienkach, które dwoją się i troją, żeby wszystkich obsłużyć, no i może pomysł na rozdawanie wody czekającym w kolejkach. Jeśli w wyborach samorządowych na jesień Poznaniacy nie wywalą w końcu Grobelnego i jego zastępcę odpowiedzialnego za wdrożenie PEKI na zbity pysk i czuprynę i nie wybiorą KOGOKOLWIEK innego to po raz kolejny upewnię się, że żyję w narodzie ślepych idiotów... Sorry za tę polityczną wstawkę, ale nerwy puszczają nie tylko mnie...

Aha, to blog rowerowy... sorry, zapomniałem się :) Dziś rundka do Rokietnicy i powrót przez Napachanie. Po przepchaniu się przez miasto jechało się całkiem spoko, szkoda tylko że ten pierwszy i ostatni etap zabrał mi tak dużo ze średniej, bo mógł być całkiem zacny wynik. Skończyło się w miarę spoko, jedyne co mi zaburzyło dobry nastrój do fakt, że chcąc ominąć korki spowodowane remontem wjechałem na część ulicy ze świeżo wylanym asfaltem, wpadłem w jeszcze ciepłą smołę i... aż do domu miałem zdecydowanie lepszą przyczepność :) Mam nadzieję, że te pozostałości smoły i żużlu na oponach, całkiem spore, szybko się zetrą. I że w ogóle się zetrą...



  • DST 52.20km
  • Czas 01:41
  • VAVG 31.01km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po-pomorski powrót do żywych

Wtorek, 15 lipca 2014 · dodano: 15.07.2014 | Komentarze 2

Wróciłem z krótkiego wypadu do Trójmiasta, gdzie jedynym co łączyło mnie ze sportem to spacery, których w sumie mało nie było, bo wyszło mi przez trzy dni ponad 30 kilometrów. Żonie ciut mniej, ale i tak szacuneczek, że dała radę. Oprócz wybitnie turystycznego w negatywnym rozumieniu Sopotu, gdzie bydło przewalało się falami, a za wejście na kawałek drewna zwanego molo życzą sobie dobrych kilka złotych ogarnęliśmy też głównie atrakcje Gdańska, a także tamtejsze ZOO (to już tradycja każdego wyjazdu). Zboczenie zawodowe kazało mi obserwować i oceniać stan infrastruktury rowerowej, tak chwalonej przez wszystkich speców od tej tematyki. I powiem, że prócz zaniedbanego pod tym względem centrum to wszystkie dzielnice poboczne z tego co widziałem mają naprawdę genialne ścieżki, nie takie barachło jak u nas, tylko z gładziutkim asfaltem, wydzielone od pasa dla pieszych zielenią, są też kontrapasy, no miodzio... Nie wiem co prawda jak to się sprawdza w praktyce, tego jak zweryfikować nie miałem, może w przyszłości. 

Dziś już wróciłem do rowerowego życia, dwa dni pozwoliły na mały głodek, więc jechało mi się niezwykle przyjemnie, pomimo wiatru zmieniającego kierunek z pasją schizola oraz znów już dość wysokiej temperatury. Zrobiłem "samochodzika" przez Skórzewo, Dopiewo, Trzcielin i Luboń, cisnąłem tak sobie, bez specjalnej spinki, wyszło w miarę ok. Ciśnienie podniosło mi się tylko raz na końcu, gdzie na wiadukcie nad A-2 jacyś zapuszkowani nadgorliwcy uwiesili się na klaksonie, tak czysto po polsku, żeby pokazać mi moje getto na pasie pieszo-rowerowym... Na światłach zatrzymałem się przy nich i niezwykle kulturalnie (o dziwo) wytłumaczyłem, że mają spadać na drzewo i kolejny dźwięk klaksonu nad uchem może skończyć się moim nerwowym tikiem na wysokości lusterka. Eh, dobrze wrócić do normalności :)

Na koniec zdjęcie znad morza - opisująca w jakich warunkach czuję się jak ryba w wodzie:



  • DST 53.10km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.34km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 161m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wypoczyn przed wypoczynem

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 12.07.2014 | Komentarze 0

Wyjazd lekko po siódmej rano, na szybko - przede mną wyjazd na północ Polski i co najmniej dwa albo trzy dni bezrowerowe, więc można się było poświęcić :)

Prosta droga na Murowaną, zrobiona na tyle wcześnie, że jeszcze samochody nie przeszkadzały za bardzo, za to wiaterek i ścieżki - owszem. Klasycznie na tej najgorszej, kostkowej między Owińskami a Bolechowem znów paniusia z trzema pekińczykami rozbijała się na całej szerokości, w panice zwijając pętlę ze smyczy w momencie gdy mnie jednak raczyła zauważyć. Eh, ten podmiejski folklor.

Jazda bez spinki, ale za rowerem już tęsknię :)


  • DST 52.20km
  • Czas 01:45
  • VAVG 29.83km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 102m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puszcza Antyzielonka

Piątek, 11 lipca 2014 · dodano: 11.07.2014 | Komentarze 0

Zachciało mi się dziś romantycznej, pełnej kwitnącej zieleni, śpiewu ptaków i pachnących kwiatków wycieczki asfaltem przez Puszczę Zielonka. Zew natury godny polecenia, do tego jeszcze chciałem zrobić jakieś fajne zdjęcie, żeby Bikestats tak łyso nie wyglądał. No, to szosa w ruch, przyrodo i przygodo przybywaj!

Etap pierwszy - miasto. Do AWF-u jeszcze jakoś płynnie żarło, potem zaczęło się classico - ścieżki, koreczki, światełka. Co najmniej 15 minut sobie łącznie postałem na skrzyżowaniach, wdychając wszystko to, co wydobywa się z rur wydechowych, ale w końcu udało osiągnąć się wymarzony punkt, czyli znak graniczny miasta Poznań. To teraz poszaleję, pomyślałem, mamy w końcu świeżo wyremontowany asfalt od Koziegłów w górę, będę miał co pochwalić na blogu i jechało się będzie przyjemnie. Asfalt faktycznie przez chwilę był bardzo och i ach. Przez chwilę... Bo w Kicinie zaczęło być normalnie. Mijanki, żużel, wszystko rozryte i ręczne sterowanie ruchem. Potem: to "coś" co zaczyna się w Mielnie i ciągnie aż do Wierzonki, co być może przy dużej ilości dobrej woli i łapówki od tutejszego sołtysa dałoby się nazwać asfaltem... Miałem tak serdecznie dość, że nawet nie chciało mi się stawać na trasie i gdzieś wjeżdżać w las, bo przez korki i stanie w Kicinie straciłem masę czasu, a jeszcze czekała mnie tego dnia praca. Dojechałem więc na górkę do Karłowic, odkryłem że Endomondo na dobitkę zamiast przejechanych 26 kilometrów pokazało mi niecałe 17, zmieniłem radio na agresywną muzę i zawróciłem. 

Z wycieczki przyjemności nie miałem żadnej, zostałem dobity jeszcze miastem w drodze powrotnej, raz bym wpadł w szczelinę między torami tramwajowymi i po tym już straciłem serce do szybkiej jazdy, co widać po średniej.

Tak więc moja fotorelacja z Puszczy Zielonka, gdyby ktoś mnie zgłosił do jakiegoś konkursu fotograficznego dla przedszkolaków wyglądałaby tak:


Romantycznie, prawda? :)

Teraz trzydniowy bezrowerowy wyjazd na północ Polski, może jutro uda mi się rano coś jeszcze wykręcić, ale się jeszcze okaże. 

Na koniec, dla ukojenia nerwów - widok z daleka na Dziewiczą Górę.




  • DST 52.20km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.41km/h
  • VMAX 55.40km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 70m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Standardowo

Czwartek, 10 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0

Kolejny poranek, podczas którego na szczęście jeszcze nie padało, za to wiało na potęgę. Z kierunków wschodnich i północnych, więc w gratisie jazda miastem, jednak prócz świateł i DDR-ów mało problemowa. Temperatura już normalna, więc wyglądałem dziś na rowerze jak człowiek a nie jak czerwone monstrum z wywieszonym jęzorem :)

Trasa - bez kombinowania, bo do pracy na dwunastą: Kobylnica i Biskupice, powrót swoimi śladami. Wiatr mnie nieźle zmęczył, więc kosmicznych prędkości dziś brak.

Jako ciekawostka: Rowerowy patrol wziął się za opisywanie poznańskich absurdów. Jakoś dziwnie mi się to wszystko składa w całość z własnymi spostrzeżeniami... W sumie to smutne. Tu link, między innymi z moim ulubionym smaczkiem, czyli ścieżką przy Przybyszewskiego: http://www.tvn24.pl/poznan,43/skrzyzowanie-absurdow-najgorsza-sciezka-w-polsce-rowerzysci-skontrolowali-jezyce,447933.html.


  • DST 52.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 169m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sauna z nawiewem

Środa, 9 lipca 2014 · dodano: 09.07.2014 | Komentarze 0

Temperatura powoli wraca do jako-takiej przyzwoitej normy, co prawda i tak dla mnie wciąż zdecydowanie za ciepło, ale przynajmniej można oddychać. Tym bardziej, że dziś wiatrzysko godne, powiewy ze wschodu zdecydowanie powyżej 20 km/h, więc miało co chłodzić. Choć i tak czułem się jak w saunie z nawiewem.

Akcja "Uwalić Zdulskiego Przez Remonty" trwa. Teraz żeby jechać na wschód i uniknąć objazdów i innych tego typu atrakcji mogę jechać właściwie tylko w dzisiejszym kierunku, czyli przez Krzesiny, Tulce i Gowarzewo do Siekierek i z powrotem. Alternatywy? Na północy droga "92" rozkopana w Swarzędzu i koło Paczkowa. Na południu Głuszyna - aktualnie tarka, która zamiast się zwiększać to się powiększa. Najchętniej bym jeździł A-2, bo z zazdrością patrzę na idealną prostą, no ale niestety - nie nam rowerzystom dany taki komfort..

O średnią łatwo dziś przez wiatr nie było, ale jakoś udało mi się z dość dużym wysiłkiem wyrzygać te 30 km/h :)



  • DST 56.32km
  • Czas 01:49
  • VAVG 31.00km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 147m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed ukropem

Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 08.07.2014 | Komentarze 0

Nauczony wczorajszym błędem polegającym na wyruszeniu już w momencie gdy piekarnik grzał całą parą (czyli po ósmej :/) dziś udało mi się zwlec z łóżka wcześniej i po odprowadzeniu Żony na transport publiczny kierujący do pracy ruszyłem piętnaście po siódmej, czyli wtedy, gdy wspomniany piekarnik został dopiero podłączony i się rozgrzewał. To zdecydowanie był strzał w dziesiątkę, bo słońce po wczorajszych wieczornych burzach bało się chyba jeszcze wpaść w swój klasyczny rytm i chowało się za chmurami. Nie, nie było lekko, ale w porównaniu z wczoraj jechało się zdecydowanie lżej.

Kierunek wschód, czyli obowiązkowa rundka przez miasto. Jednak widać te wakacje, bo korki niewielkie, oczywiście swoje na światłach musiałem odstać, ale jakoś bez stresu. Gorzej zaczęło być w Swarzędzu, gdzie drogowcy podłączyli się pod sezon remontowy i w jedną i drugą stronę zrobili wąskie gardła, a nie ma to jak mieć na zwężeniu za plecami oddech kilku TIR-ów. Udało się w końcu dojechać do Kostrzyna, tam skręciłem na Siekierki i Tulce i dojechałem do Krzesin, gdzie minąłem podzieloną na pół jakąś wielgachną, kilkudziesięcioosobową wycieczkę rowerową. Wszyscy uśmiechnięci jak nie Polacy, radośnie machający w pozdrowieniu, w przedziale wiekowym od późnej gimbazy po beneficjentów emerytury sprzed reformy wiekowej :) Miło było zobaczyć tyle istot, którym widoczną przyjemność daje jazda, bo jak spoglądam na niektórych "pro" bikerów na trasie, szczególnie tych, dla których pomachanie do kogoś to strata tych cennych 0,0003 sekund, z zacięciem na twarzach widzących tylko słupki średniej to mam szczere wątpliwości czy to jeszcze relaks czy już mentalny rowerowy sadomasochizm.

Aha, jest jeden jedyny plus tych upałów - wystarczyły dwa dni jazdy bez rękawiczek i już kontrast między dłońmi a rękami przestał tak wyraźnie przypominać Michaela Jacksona sprzed i po operacji :)