Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197915.40 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2014

Dystans całkowity:543.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:19:36
Średnia prędkość:27.71 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Suma podjazdów:3563 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:49.37 km i 1h 46m
Więcej statystyk
  • DST 50.90km
  • Czas 01:47
  • VAVG 28.54km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 306m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Burak to stan umysłu :)

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 4

Wszystko dziś by było ładnie i cacy, gdyby nie moja wrodzona niechęć do buraków. A stado takich - nazwijmy ich Sadzonka I - z tyłkami umieszczonymi na wypasionych szosach, w klubowych strojach i z eskortującym je samochodem dojechało mnie przez Żabnem, z jednym wyjątkiem (chwała mu) nie potrafiąc nawet pozdrowić kogoś, kto nie jest tak "pro" jak oni i porusza się zwykłym crossem. Za karę siedziałem im kawałek na plecach, a właściwie na kole samochodu, niestety ten zwolnił i czekał, żeby tworząc komin powietrzny pomóc Sadzonce II (około 6 osób), którym jakoś ciężko szło trzymanie tempa. Sadzonka II gdy już do mnie dotarła nie wyraziła ani kawałka chęci pozdrowienia, nie znalazł się ani jeden sprawiedliwy.

Ot, taką mamy - oczywiście generalizuję - kulturkę wśród naszych zorganizowanych grupek. Barszczyk mi się zamarzył :)

A sam trening fajny - droga mokra, błocko fragmentami przyjemnie wchodziło w zęby. Ot, idealny styczeń.






  • DST 51.10km
  • Czas 01:47
  • VAVG 28.65km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Podjazdy 294m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Już na płaskim. Zupełnie nieokrągłe kółeczko Poznań - Stęszew - Poznań

Sobota, 4 stycznia 2014 · dodano: 04.01.2014 | Komentarze 0

Po jednodniowej przerwie wróciłem do świata rowerowo żywych, już na płaskich, codziennych terenach. Musiałem wyjechać zaraz po 8, gdyż na 12 wzywał ohydny pracowniczy zew. W nocy padało, więc zdecydowałem się nie na szosę, tylko na crossa, co okazało się dobrym pomysłem, bo wróciłem z twarzą namaszczoną piękną błotną maseczką, a sprzęt wyglądał jak po solidnym jesiennym mtb.

Trasa klasyczna, wiatr jak zwykle niby miał pomagać podczas powrotu, a jak zwykle tego nie robił. Menda :)

Cieszy już normalniejsza średnia niż w górkach.



Sylwester 2013/2014 w Karkonoszach - podsumowanie

Piątek, 3 stycznia 2014 · dodano: 05.01.2014 | Komentarze 0

Jeżeli Rodziciele w Sylwestra obchodzą 35-lecie małżeństwa (podobno koralowe, choć jako zdeklarowany daltonista nie wiem o co chodzi) nie ma opcji, żeby ten dzień spędzić gdzieś indziej niż w miejscu, skąd pochodzę, a gdzie szanowni jubilaci wciąż mieszkają, czyli stolicy Karkonoszy - Jeleniej Górze.

Tak się więc stało - ale wycieczka do jeleniogórskiej kotliny miała też jedno ukryte założenie: zawiezienie już na stałe górskiego roweru, który przeżył ze mną (wiem, hardkor) kilkanaście lat i sam nie wiem czemu nagle wylądował w Pyrlandii. Jako że niedawno moja stajnia wzbogaciła się o szosę, którą przytulał cross, awans na wyższe partie dla wysłużonego Authora był przesądzony. Transport miał miejsce bydlęcymi wagonami oferowanymi przez ukochane PKP Przewozy Regionalne, które o dziwo idealnie dały radę. O czekaniu na przesiadkę we Wrocławiu przez ponad 2 godziny nie będę wspominał, bo obiadek w "Semaforze", do którego dali mi nawet bicykl wprowadzić, zrekompensował niedogodności. Gdybym był Macierewiczem już by był jakiś semaforsko-pkp-owy spisek w temacie zysków tej restauracji a czasem oczekiwania na zmianę składu na tapecie, ale niestety czasem używam też mózgu, więc zapomnijmy - ważne, że ów czas wystarczył na napełnienie żołądków aż nadto :)

No i w końcu wraz z Żoną dojechaliśmy, a naszym oczom ukazała się ukochana Ojco-Matkowizna, czyli Jelonka. Od tego momentu można pisać o czymś w rodzaju treningów.

1. Pierwszy dzień to rundka zapoznawczo-przypominająca. Osiodłanie roweru, zwanego dalej Zombie (z racji wieku) lub Frankenstainem (z racji wyglądu i nowego przodu po wypadku w styczniu 2013) wymagało przypomnienia co oznaczają takie słowa jak "rdza", "brak amora", "licznik z Lidla" czy "latające tylne koło w promocji z brakiem hamulców". Praktyka uczyniła mistrza - oto klimatyczne pierwsze zdjęcie znad stawu w Karpinikach :)


Paradoksalnie pierwszy dzień był też dniem z najlepszą średnią, bo wiaterek był jeszcze mało irytujący. Oczywiście słowo "najlepsza" oznacza też tragiczna, ale cóż... jaki rower takie wyniki. Bo przecież to nie moja wina :)

Dojechałem sobie przez Bukowiec do Kowar, gdzie minąłem deptako-rynek niemal tracąc zęby na bruku i skręciłem w kierunku Karpacza, z tym że nie jechałem na górę, tylko na wysokości skrzyżowania z drogą ze Ścięgien pomknąłem w dół, do Mysłakowic, Łomnicy i już po płaskim do Jeleniej. Nawet nie zmarzłem, więc inaugurację końca roku uważam za udaną.

http://trollking.bikestats.pl/1069157,Koleczko-starym-zlomem-po-Karkonoszach.html

2. Sylwester to już kurs do Janowic Wielkich, czyli w moje ukochane Rudawy. Rano był delikatny przymrozek, było ślisko, więc musiałem jechać bardzo ostrożnie, a na łeb założyłem kominiarkę, którą po pierwszej rozsądnej górce w Radomierzu cisnąłem głęboko do plecaczka. Za saunę podziękowałem.


Dojechałem do Janowic, potem wzdłuż rzeki przez Trzcińsko do pięknie odnowionego pałacu w Wojanowie.




 Jako że do 50 kilometrów zabrakło mi całkiem sporo pognałem przez relikt przeszłości, czyli Łomnicę do jeszcze większego reliktu - Mysłakowic, a finalnie znów do Kowar. Odpuściłem już sobie rynek i skręciłem na Ścięgny, gdzie w końcu miałem kawałek w dół, a potem już lotem koszącym do Jeleniej, na końcu wjeżdżając na jedyną znaną mi tu dobrze zrobioną asfaltową ścieżkę.


http://trollking.bikestats.pl/1069804,Przedsylwestrowa-rundka-rudawsko-karkonoska.html

3. No i nastąpił nowy rok, spędzony na celebracji rocznicy. Jeleniogórski rynek w miarę się zapełnił, wystąpiły dinozaury z Oddziału Zamkniętego oraz nastąpiło coś na kształt próby imitacji pokazu fajerwerków. Noo, to najlepsze co można o tym powiedzieć, a komfort był o tyle dobry, że wszystko miałem za oknem.


Procenty trzeba było oczywiście wypocić, za co zabrałem się chętnie, ale jak już wiedziałem, że przy najbliższej kontroli smerfów nie będzie jakiejś wpadki, czyli trochę po nastaniu południa. Stwierdziłem, że nie ma zmiłuj i na dzień dobry ruszam do Karpacza. Zrobiłem odwrotną rundkę niż pierwszego dnia, czyli najpierw Karpacz, potem Ścięgny.



Po zjeździe kurs na zachód, przez Miłków i Sosnówkę. Właśnie nad zalewem w Sosnówce trafił mnie boczny wiatr, który raz dosłownie przesunął mnie z asfaltu na szutrowe pobocze, niemal wywracając. Potem towarzyszył mi w Podgórzynie i Zachełmiu, niemal zatrzymując w miejscu. Takie to uroki górek, w momencie wyjazdu podmuchu nie było prawie w ogóle.

Dojechałem do dzielnicy Jeleniej - Sobieszowa, cyknąłem zdjęcia zamku Chojnik, ale wyszły średnio, i ruszyłem do Piechowic, już ciągle pod górkę. Dotarłem do rozjazdu na Szklarską i z wiaterkiem do Cieplic. Pierwszy dzień roku zainicjowałem tak, jak chciałem - z dwoma pedałami pod nogami. Myślę, że takie marzenia mieli i domorośli zwolennicy skrajnej prawicy :)

http://trollking.bikestats.pl/1070330,Najlepsze-lekarstwo-na-syndrom-dnia-poprzedniego.html

4. No i nadszedł dzionek czwarty, ostatni - musiałem wstać bardzo wcześnie, żeby ze wszystkim się wyrobić. Ale jak to bywa na koniec postanowiłem dać sobie w kość i wybrałem trasę z dużą ilością podjazdów, czyli Janowice, Trzcińsko, a następnie przełęcz do Karpnik, gdzie mogłem podziwiać Sokoliki. W sensie skały.


Po zjeździe w dół, za Karpnikami czekał mnie znów podjazd w Krogulcu - o tyle paskudny, że znów dał o sobie znać wiatr, więc pedałowanie było w klimatach Kukuczki. Potem już Borowice, Kostrzyca, Mysłakowice, Łomnica i Jelonka. Oraz tragiczna średnia :)

http://trollking.bikestats.pl/1071114,Okolosylwestrowej-sudeckiej-sagi-dzien-ostatni.html

Tak oto zakończyłem/rozpocząłem rok. Ponad 200 kilometrów w 4 dni może i nie powala, ale biorąc pod uwagę, że to grudzień, a do dyspozycji miałem starego gruchota i do ogarnięcia obowiązki rodzinne - jestem zadowolony.
Kategoria Góry


Okołosylwestrowej sudeckiej sagi dzień ostatni

Czwartek, 2 stycznia 2014 · dodano: 02.01.2014 | Komentarze 2

Ostatni i najcięższy. Musiałem wstać bardzo wcześnie, żeby zdążyć przed wyjazdem, do tego pierwotnie umiarkowany wiaterek w Kotlinie Jeleniogórskiej zamienił się w wyższych partiach w jakieś agresywne monstrum, które np. w Krogulcu i na Przełęczy Karpnickiej rzucało mną niczym ratlerkiem na widok listonosza - momentami centralnie stałem w miejscu. Stąd średnia poniżej jakiejkolwiek krytyki, choć moralnie czuję się zwycięzcą, bo to ostatnio modne :) Kółeczko Jelenia - Janowice - Przełęcz Karpnicka - Bukowiec - Mysłakowice - Łomnica - Jelenia okazał się o dziwo najbardziej hardkorowy ze wszystkich czterech.

Wpis krótki, bo dopiero zasiadłem w Poznaniu do kompa, jutro rano do pracy. Być może w sobotę podsumuję te 200 kilometrów z rodzinnych stron. A teraz tylko krótki poranny widoczek na Rudawy Janowickie.




Kategoria Góry


Najlepsze lekarstwo na syndrom dnia poprzedniego :)

Środa, 1 stycznia 2014 · dodano: 01.01.2014 | Komentarze 2

Czyli rower! :) W górach...

Jak już wyparowało to, co miało wypracować ruszyłem uczcić nowy rok i koniec bólu głowy. Jechało się genialnie, wjazd do dolnej części Karpacza wypocil ze mnie ewentualne % na cały styczeń. Jedyny minus to boczny wiatr na wysokości zalewu w Sosnówce, który centralnie mnie przeniósł nawet nie wiem kiedy z pobocza w krzaki. Taka sytuacja.



Kółko zrobiłem pełne: Karpacz ze skrętem na Ścięgny, Sosnówka, Podgórzyn, Sobieszów, Piechowice i Jelenia. Gębą mi się sama śmiała, mimo że łeb jeszcze dawał znać o sobie :)

A poza tym to takich pierwszych styczniów życzę sobie co rok! :)

Jutro powrót do Poznania, będzie czas moze zasiąść na chwilę normalnie do kompa i ogarnąć wpisy, a nie męczyć się na tablecie.


Kategoria Góry