Info

Suma podjazdów to 738595 metrów.
Więcej o mnie.












Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Lipiec13 - 71
- 2025, Czerwiec30 - 147
- 2025, Maj31 - 187
- 2025, Kwiecień30 - 156
- 2025, Marzec31 - 204
- 2025, Luty28 - 178
- 2025, Styczeń31 - 168
- 2024, Grudzień31 - 239
- 2024, Listopad30 - 201
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 210
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
- DST 62.10km
- Czas 02:11
- VAVG 28.44km/h
- VMAX 50.40km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 184m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wpis na wysokim poziomie :)
Wtorek, 14 września 2021 · dodano: 14.09.2021 | Komentarze 10
Dzisiejszy wpis podzielę na dwie części: bieżącą i tę lekko zaległą. Zaczynamy od końca :)
Wyjazd przedpracowy, czyli wiadomo jaki: zaspany. I zasapany, bo wiaterek się zrobił już jesienny, czyli może niezbyt silny, ale zmienny całkowicie, więc wmordewindzik towarzyszył mi z grubsza przez całą drogę, jak nie dłużej :)
Trasa znów wschodnia, ale tym razem w tę i z powrotem: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Krzesiny - Jaryszki - Żerniki - Tulce - Krzyżowniki - Śródka - Szczodrzykowo - Runowo i nawrotka, powrót swoimi śladami.
Szczodrzykowo oczywiście nieprzypadkowe - odwiedzenie zalewu staje się powoli moim rytuałem. Jak zwykle się nie zawiodłem, bo dopisały dziś czaple, tak siwe, jak i białe. Zdjęcia lepsze lub gorsze, bo ptactwo czujne. Ale są.
Po powrocie ogarnięcie się i dojazd do pracy. Tyle na dziś o rowerze.
Czas na drugą część, na wyższym (dosłownie) poziomie :) W ostatnią niedzielę miałem pracową integrację na Malcie. Gry, zabawy, pierdoły - takie tam. I ognisko. Oczywiście menu bezmięsne było na nim... mniej kaloryczne, hehe.
Ale ja nie o tym. Najważniejszą atrakcją (dla chętnych) był park linowy Pyraland. Nigdy na czymś podobnym nie byłem, ale spróbować chciałem. Do wyboru było kilka tras, od najłatwiejszej po najbardziej hardkorową czarną. Pięciu z nas stwierdziło: co, my jej nie przejdziemy? I się zgłosiliśmy. Po krótkim szkoleniu mały zonk - żeby stanąć na starcie trzeba wejść o tam:
W tym momencie z pięciu chłopa na kozaku zrobiło się trzech :) Dwójka stwierdziła, że jednak woli coś niższego, w tym kolega, który wyglądał, jakby z siłowni wychodził tylko w celu spożycia suplementów diety i ewentualnie pójścia do pracy. Ja stwierdziłem, że zaryzukuję.
Oto pierwsza przeszkoda - wężyk. Już było mi wesoło :)
Potem dziurawy mostek. Nie, nie trzeba czyścić ekranu - tak, tam się nie ma czego trzymać, są tylko linki do uprzęży, poza tym dziesięć metrów przepaści pod nogami :)
Następnie jeszcze ciekawiej, tym bardziej, że akurat trwała akcja ściągania z góry jednej z osób, która się poddała i trzeba było ją ewakuować na linach.
Swoje odczekałem też zanim zostałem pajączkiem :)
Po tym jazda snowboardem w drzewach była czystym relaksem :)
Jednak prawdziwa rzeź była dopiero przede mną. Na tę siatkę musiałem wskoczyć po rozbujaniu liny i wspiąć się na platformę. Istny Tarzan.
Ale najwięcej emocji dał mi koala. Nazwa nieprzypadkowa: jedynym sposobem przejścia tego cholerstwa było obejmowanie dech i próba przeskoku na kolejną. Było co robić.
Było tego jeszcze masa, ale nie ma sensu opisywać wszystkiego. Jeszcze trzy mało wyraźne fotki poglądowe (pod koniec już mi się łapy trzęsły)...
I wreszcie finisz.
Jaki ja byłem (w sumie wciąż jestem) z siebie dumny! :) Dostałem gratulacje za bycie w trójce tych, którzy mają z głową, a piwo smakowało po tym jak nigdy. Zakwasy mam do teraz :) Świetna zabawa, ale gdybym wiedział co mnie czeka, pewnie bym się... też zdecydował :) Polecam każdemu, kto lubi adrenalinkę, i to sporą.
Wracając uchwyciłem jeszcze wieczorną Maltę.
- DST 61.70km
- Czas 02:12
- VAVG 28.05km/h
- VMAX 50.70km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 151m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sarnik :)
Poniedziałek, 13 września 2021 · dodano: 13.09.2021 | Komentarze 2
Dzisiaj wpis miał być dłuższy, ale wróciłem do pracy i nie nadążam za rzeczywistością, już nie mówiąc o sobie samym :)
Wyjazd oczywiście poranny, niewyspany i jakiś taki nijaki. Temperatura ok, wiatr upierdliwy, mimo że niezbyt mocny. Wynik więc słabiutki.
Trasa zachodnia: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.
W skrócie: wczoraj narzekałem, że wróciłem, a zwierzaki jakby o tym nie wiedziały. Dzisiaj zostało nadrobione. I to gdzie? Ano w okolicach Lisówek. Bo przecież nie ma lepszej miejscówki :) Sarny najpierw latały sobie po polu, potem przeleciały przez drogę przy granicy z Trzcielinem. No i mam dzięki temu fajną sesję pod kryptonimem "sarnik" :)
Przepiękne istoty...
Jeszcze obowiązkowa fota rowerowa i koniec.
Dystans zawiera dojazd do pracy.
- DST 52.80km
- Czas 01:53
- VAVG 28.04km/h
- VMAX 53.30km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 158m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Płasko
Niedziela, 12 września 2021 · dodano: 12.09.2021 | Komentarze 3
Dzisiaj wpis już z Poznania. Wczoraj nastąpił powrót, a po całym wyjeździe czuję się zdecydowanie zbyt słabo wypoczęty. Tak jeszcze z miesiąc i byłoby ok :)
Plan na poranek miał być taki, żeby oprowadzić Bobiko i jego kolegę po Szachtach, ale po drodze z Gniezna do stolicy Wielkopolski... pękła guma. I to nie byle jaka, tylko opona. Na szczęście blisko stacji kolejowej. Zamiast więc zabawy w przewodnika wróciłem do łóżka odespać. Zdecydowanie było mi to potrzebne, a poza tym i tak w Poznaniu zaczęło padać.
Ruszyłem w okolicach 9:30, gdy drogi były jeszcze mokre, ale jechać się dało. Fajnie było znów być tyłkiem na szosie, choć średnio fajnie robić to zaspanym. Wynik więc zdecydowanie ziewający.
Trasa zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.
Górek już nie było, ale za to klasyczny klasyk owszem :)
Zwierzaki chyba się ode mnie odzwyczaiły, bo nie było żadnych. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe. Jedynie pod domem spotkałem srokę, która mnie zaciekawiła iluzją podwójnego oka.
W Plewiskach trafiłem na ślady prawdziwego romantyka, czyli miłość w czasach peneriady :) Tak odo Dobi wyznaje uczucia Ani:
Tyle na dziś, bo czas goni - przede mną integracja firmowa. Bikestatsa nadrobię wieczorem. A żeby łagodnie przejść z wyżyn na płaskość, jeszcze jeden kadr z Karkonoszy: jeleniogórski zamek Chojnik na tle Śnieżnych Kotłów (zdjęcie z czwartku).
- DST 51.70km
- Czas 02:04
- VAVG 25.02km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 536m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Pioruńskie ostatki
Sobota, 11 września 2021 · dodano: 11.09.2021 | Komentarze 16
Ostatni dzionek krótkiego górskiego wypadu. Fajnie było, ale się skończyło.
Do dzisiaj pogoda była aż za idealna. Co oznaczało jedno - coś musi się spieprzyć. Pogodynki jak zwykle nie nadążały za rzeczywistością, twierdząc najpierw, że w sobotę będzie jakiś armageddon, potem zmieniając zdanie i sugerując, iż w sumie to luz, może lekko popadać jakoś pod wieczór. Jak było - wyszło w praktyce.
Wyjazd w słońcu, choć coś tam straszyło na niebie. Na tyle, że olałem swój pierwotny zamiar wjazdu na Okraj i zafundowałem sobie bardziej lajtową trasę: Jelenia Góra - Łomnica - Wojanów - Bobrów - Trzcińsko - Przełęcz Karpnicka - Karpniki - Strużnica - Gruszków - Przełęcz Pod Średnicą - Kowary - Ścięgny - Karpacz - Mysłakowice - Łomnica - Jelenia Góra.
Fotki najlepiej oddadzą to, co za mną. Najpierw klimatyczne i słoneczne klimaty dojazdu w Rudawy, czyli okolice Bobrowa...
...w tym mijany Pałac Wojanów. Za moich czasów kompletna ruina.
Do tej pory obrodziło w zwierzaki. Przy wyjeździe z Jeleniej trafiła się czapla, choć bardzo daleko...
...to samo z pustułką w Wojanowie.
Kompakt zdecydowanie lepiej radził sobie z większym kalibrem, na przykład ciekawskimi krówkami :)
Po raz ostatni na jakiś czas zerknąłem na Sokolik...
...a kawałek dalej, w Strużnicy, na sympatyczną zabytkową remizkę.
Tu zresztą zaczęła się wspinaczka na Przełęcz Pod Średnicą, którą zawsze bardzo lubiłem, a tym razem przywitała mnie niespodzianką, czyli pięknym, nowym asfaltem. Ryjek się ucieszył.
A oto dowody na to, iż tej przełęczy nie lubić się nie da:
Zjazd do Kowar miał być poezją, i w sumie nawet zaczął się sympatycznie, odwiedzeniem strumyka Jola (podobno smaczne piwa kiedyś na tej wodzie warzono), gdzie niedawno zainstalowano żabę i jakiegoś krasnala...
...ale już kilometr niżej nie pozostawało mi nic innego jak poszukiwanie schronienia. Powód? Nagła burza. Jak to w górach. Udało się znaleźć wiatę, pod którą poczekałem sobie kilkanaście minut.
W tym momencie powinszowałem sobie decyzji o odpuszczeniu Okraju, jak i poczułem niechęć do dalszych eksploracji, więc gdy tylko ulewa zamieniła się w deszcz, zjechałem do centrum Kowar i skierowałem się do Ścięgien i Karpacza, by dobić dystans do pięciu dych. Dzięki temu poznałem nowych ziomków. O tego:
...którego mianuję odkryciem wrześniowego wypadu, czymkolwiek jest, oraz sympatyczne koniki. Musiałem się zatrzymać i dokarmić, to jest silniejsze ode mnie. Radość na twarzach (bo ryje i pyski mają tylko ludzie) mówiła sama za siebie - dobrze zrobiłem :)
Na koniec tej dość później relacji jeszcze panorama burzowych Karkonoszy, wraz z - o dziwo wykonanym w najgorszych warunkach - najlepszym zoomem z kompaktu szczytu Śnieżki.
No i jeszcze ideologia LBG :) Aż dziw, że jacyś naziodowcy, z ich małymi móżdżkami, jeszcze tego nie zniszczyli. Bo przecież to im MUSI się kojarzyć :)
Tyle z górek we wrześniu. Czuję się chwilowo zresetowany. Było mi tego potrzeba, oj bardzo. Ciągnie swojego w swoje.
- DST 56.10km
- Czas 02:14
- VAVG 25.12km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 558m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Północ-południe
Piątek, 10 września 2021 · dodano: 10.09.2021 | Komentarze 6
Był kiedyś serial "Północ-południe", dość nudny, ale z ciekawym wątkiem politycznym. Dzisiaj politykę olałem, skupiłem się na kręceniu, choć w kraju, który jest podobnie podzielony jak USA w XIX wieku :)
Wyjechałem sobie bez planu po dziewiątej rano, uważając słusznie, że gdziekolwiek pojadę, będzie ok. Góry mają to do siebie. I jakoś tak wyszło, że skierowałem się najpierw na jeleniogórskie Zabobrze, sam nie wiem czemu. A gdy już przez nie przejechałem, wymyśliłem, że skoro jest ładna pogoda, to trzeba z niej skorzystać i cyknąć kilka fotek na Kotlinę Jeleniogórską z komórki i kompaktu. A jakie jest jedno z lepszych miejsc ku temu? Ano Kapella, czyli brama na świat północy.
Zacząłem się więc mozolnie piąć przez Dziwiszów, a następnie już bezimienne serpentynki do Podgórek, dobrze znanym szlakiem (udokumentowanym choćby na tym filmiku). Jak ja to lubię! :) Oto kadry z podjazdu:
Na szczycie...
...zerknięcie na najczęściej kolorowe Pogórze Kaczawskie...
...i w dół, znów do Jeleniej.
No dobra, co dalej? Skoro była północ, to teraz czas na południe. Najpierw jednak wizyta na jeleniogórskim lotnisku i cyknięcie Antka. Kiedyś nim leciałem. I do tego przeżyłem :)
Dalej już kierunek Karpacz, przez Łomnicę oraz Mysłakowice. Po drodze miła niespodzianka: okazało się, że dożynki dopiero będą, więc trafiły się pszczółki do kolekcji :) Oraz rozmowa z sympatycznym panem - konserwatorem zieleni.
W Miłkowie dom na głowie z oddali...
...i wjazd do miasteczka, które ostatnio upatrzyły sobie dziwne ludziki z pewnego forum.
Głównie dlatego (policji jak mrówków, telewizji i gapiów również) nastąpiła szybka nawrotka na Ścięgny...
... skąd też rozpościerają się godne widoczki. W tym po raz kolejny na Śnieżkę.
Potem już szybki (na ile napęd pozwalał) powrót wojewódzką przez Mysłakowice i Łomnicę. Na więcej rowerowania czasu dziś nie było, bo znów zaległości towarzyskie do nadrobienia :)
- DST 52.50km
- Czas 02:02
- VAVG 25.82km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 339m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Karkomisyjnie
Czwartek, 9 września 2021 · dodano: 09.09.2021 | Komentarze 8
Dzisiaj miało być ciut ambitniej, ale okazało się, że mam misję do wykonania, więc skończyło się lajtowo.
Misja polegała na tym, że Żona mnie poprosiła, żebym obczaił, jak wygląda plac budowy nowego oddziału jej firmy, która ma się instalować w Jeleniej. Zamiast więc jechać na południe, skierowałem się na zachód, w kierunku Cieplic, a konkretnie wyjazdówki na Wojcieszyce. I co? Nico. Pod adresem hulał wiatr, co biorąc pod uwagę, iż wielkie otwarcie ma być za rok, wieszczy, że... go pewnie wtedy nie będzie :)
Potem już bardziej sympatyczne kierunki: Sobieszów, Zachełmie, Podgórzyn, znów Jelenia i Cieplice, bliżej centrum odbicie na Staniszów, następnie Sosnówka, Miłków oraz powrotna droga przez Mysłakowice oraz Łomnicę do Jeleniej.
Jak to w górach, nie ma się co rozpisywać, tylko wklejać zdjęcia :) Spektakularnych nie było, bo dość płasko, ale coś tam się udało uchwycić.
Najpierw klimaty ze styku Jeleniej i Wojcieszyc. A w sumie to zabawa kompaktem. Czyli zoomy na Śnieżne Kotły.
Aha, Śnieżka też się trafiła, tylko nie pamiętam czy z tego samego miejsca.
Skoro byłem gdzie byłem, odwiedziłem znajome Nazgule i mamuta.
Nie mogło zabraknąć Stawów Podgórzyńskich. Ptactwo tam skromne, zaledwie kilka łysek.
To nie koniec zwierzaków. W Staniszowie był muflon, choć sztuczny. Bo jak wiadomo te żywe można spotkać głównie pod Poznaniem :)
Natomiast w Jeleniej straszy zielony smok :)
Jeszcze widok ze zjazdu do Sosnówki...
...z której wyjeżdża się adekwatnie do straszącego wciąż patrona...
...drogą na Miłków.
Na koniec dożynki po covidzie...
...oraz Teatr Norwida w Jeleniej.
I tyle. Lajtowo, ale fajnie było.
Aha, proszę pamiętać, że wynik Polski z Anglią był taki tylko dzięki dopingowi. Cycuchowemu :) Choć nie każdy był chętny, jak widać.
- DST 53.10km
- Czas 02:07
- VAVG 25.09km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 547m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Cycuchem w łapie :)
Środa, 8 września 2021 · dodano: 08.09.2021 | Komentarze 19
No! W końcu znalazło się trochę czasu, żeby zawitać w górach. A konkretnie w Sudetach. A konkretnie w Jeleniej Górze, oczywiście :)
Przyjazd wczoraj, wieczór rodzinny i sprawdzenie stanu starego trupa. Prócz pompowania większych interwencji nie było, ale niestety kaseta na mniejszych zębach ewidentnie pokazuje, że jest głodna, co odczułem podczas dzisiejszej jazdy.
Wyjazd wyjątkowo po śniadaniu, na wschód. Czemu? Bo mi tęskno było za ukochanymi Rudawami Janowickimi. Lepiej trafić na przypominajkę nie moglem, bo pogoda udała się póki co wybitnie - słońce, zero opadów, temperatura do przyjęcia, choć jak na moje nawet za ciepło - striptiz w postaci zdejmowania koszulki termo nastąpił gdzieś na dziesiątym kilometrze.
Trasa: Jelenia Góra - Maciejowa - Wojanów - Bobrów - Trzcińsko - Janowice Wielkie - Miedzianka - Janowice - Trzcińsko - Przełęcz Karpnicka - Karpniki - Krogulec - Bukowiec - Mysłakowice - Łomnica - Jelenia Góra.
Tempo nawet nie było emeryckie, ale przystanków wiele, więc średnia leciała na łeb na szyję. Trudno :) No to zaczynamy. Na początek kilka widoczków z dojazdu w Rudawy, czyli z odcinka Wojanów - Bobrów - Trzcińsko - Janowice.
W Janowicach oczywiście musiałem zatrzymać się przy starym dobrym trollowym znajomym :)
Kolejny obowiązkowy punkt to Miedzianka. Miejsce, o którym pisałem już wiele, nagrałem też filmik, więc nie ma co się rozpisywać. Fajnie, że remontują stary browar. Poza tym rynek, którego nie ma, wciąż jest rynkiem, którego nie ma. A był. Na samym szczycie natomiast wciąż stoi budynek po knajpie Schwarzer Adler, w którym podczas II Wojny Światowej odbyło się kilka tragedii - między innymi samobójstwa kobiet, które wolały odebrać sobie życie niż trafić w ręce radzieckich żołnierzy.
Nawrotka, ale nie na sam dół, tylko do głównego punktu wycieczki, czyli do Browaru Miedzianka. Zakupiłem u miłej pani dwa piwka na zaś - Cycucha Janowickiego oraz Wołka. Ta sama pani pozwoliła mi wejść na taras widokowy z rowerem, mimo zakazu, nie tylko palenia :)
No i srrrrruuuu do Janowic. 65 km/h bez sprawnych hamulców - lubię to ;)
Tamże skręt na chwilę do Rudawskiego Parku Krajobrazowego, nad ulubiony strumyk. Niestety gnoje wycinkowi tu również robili swoje :/
Próbowałem też sfocić czarną wiewiórkę, ale średnio mi to wyszło. Ewidentnie nie miała ochoty na sesję, kryjąc się w cieniu drzew.
Jeszcze kadry z Przełęczy Karpnickiej, z Cycuchem w łapie i zoomem na Sokolik.
I na koniec konik...
...oraz z daleka panorama Karkonoszy, ze zbliżeniem na Śnieżkę, oraz wsi Bukowiec.
Tego mi było trzeba :)
PS. W Jeleniej powstały na Wojska Polskiego pasy rowerowe. Znów świat się kończy :) Co prawda częściowo z mało sensownymi progami i czasem zamieniającą się w DDR, ale przydatne toto. Brawo.
- DST 51.50km
- Czas 01:48
- VAVG 28.61km/h
- VMAX 50.20km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 154m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Krówki i antyrowerówki :)
Wtorek, 7 września 2021 · dodano: 07.09.2021 | Komentarze 7
Zalatany czas, więc wypad dzisiaj nieskomplikowany - ot, banalne w tę i z powrotem na północny wschód.
Rano było jeszcze chłodnawo, czyli całkiem fajnie, potem zrobiło się już ponad dwadzieścia stopni, więc niefajnie. Cóż zrobić?
Trasa: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Krzesiny - Jaryszki - Żerniki - Tulce - Garby - Zalasewo - Swarzędz - Zalasewo - Rabowice, gdzie nastąpiła nawrotka i powrót swoimi śladami.
Jechało się jakoś tak ciężkawo. Wynik więc bez rewelacji. Tak samo jak okazje do uchwycenia czegokolwiek fajnego po drodze. W sumie ciekawe były jedynie krówki w Tulcach, jak zwykle wdzięczne do focenia.
Mój ulubiony drzewny dom w Zalasewie stoi. I pewnie postoi o wiele dłużej niż te prawdziwe drzewa w tym dziwnym kraju.
Swarzędz też nie zawiódł. Zawsze było to rowerowe zadupie, a aktualnie ono się powiększa, sięgając już głęboko w okolice trzewi. Oto nowa inwestycja, oczywiście olana.
A tego gnoja prawie dogoniłem po tym, jak wyprzedził mnie nie tylko na gazetę, ale musiałem przez niego zjechać na nieutwardzone pobocze. Szkoda, że mi uciekł - jedne światła więcej i bym się wspinał do szoferki.
W ogóle tylu gazeciarzy, ilu miałem nieprzyjemność poczuć przy lewym uchu, nie odnotowałem od dawna. Widocznie odcinek Swarzędz - Zalasewo - Garby ma w sobie to coś, co wyzwala w Polaku rodaka-husarza-debila. I o dziwo tu nie było podziału na region - troglodyci byli zarówno spod Poznania, jak i Wrocławia. Przynajmniej jeśli wierzyć blachom.
- DST 58.10km
- Czas 02:00
- VAVG 29.05km/h
- VMAX 51.30km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 177m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Gościnnie :)
Poniedziałek, 6 września 2021 · dodano: 06.09.2021 | Komentarze 5
Wyjazd poranny, przedpracowy. Kolejny. Dzień świstaka normlanie :)
Trasa wschodnia, lekko kombinowana: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Głuszyna - Koninko - Gądki - Robakowo - Borówiec - Kamionki - Szczytniki - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - Dębiec.
Bez przygód, bez wartych opisania chwil. Bo o podmuchach nie chce mi się pisać - nie były spore, ale upierdliwe.
Z braku laku jedynie dwie fotki z trasy. Jedna z porannej, słonecznej Dębiny...
...a druga z Kamionek. Też fajna :)
I tym akcentem zgrabnie przechodzimy do gościa, który był u nas w weekend :) Znów mieliśmy przyjemność zajmowania się Piorunem, co jest dla mnie czystą przyjemnością. Pies to niełatwy podobno, facetom nie ufa, a jakoś u mnie zasypia na kolanach. Wielkie dzięki dla niego za to :) Niestety dzisiaj już wrócił do siebie. Szkoda.
Było też spotkanie z lochą. Na szczęście miałem psy na smyczy, a ona była akurat za płotem. Małe natomiast były po prostu ciekawskie, więc wszystko, prócz szczekania, było pokojowe :)
A tu już bestie zmęczone. O dziwo żadnych wspólnych przodków :)
Dystans zawiera dojazd do pracy.
- DST 54.30km
- Czas 01:56
- VAVG 28.09km/h
- VMAX 50.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 195m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sołtysowo
Niedziela, 5 września 2021 · dodano: 05.09.2021 | Komentarze 9
Wyspałem się. Choć nie do końca, bo zwierzęce siły miały inne plany.
Wyjazd przed dziesiątą, w fajnej temperaturze i nie do końca fajnych podmuchach ze wschodu, które nie mogły zdecydować się czy są z bardziej z południa czy może jednak z północy. Więc kręciło się dość ciężko.
Trasa taka jak wczoraj, tylko że odwrotnie, czyli najpierw z Dębca przez Las Dębiński, Starołękę, Minikowo, Krzesiny, Jaryszki, Żerniki, Tulce, Szczodrzykowo, Dachowę, Robakowo, Gądki, Borówiec, Kamionki, Daszewice, Babki, Głuszynę, Minikowo, Starołękę i Las Dębiński do domu.
Skoro tak samo, to nie mogłem nie zahaczyć o szczodrzykowski zalew. Małe deja vu - ponownie czapla biała, ale tym razem w zupełnie innym miejscu. Trochę się za nią nalatałem, ale dzięki temu mam w miarę wyraźne foty. I jedną niewyraźną z żurawiami w tle.
W końcu udało mi się trafić na otwartą Sołtysówkę w Dachowej :) Zjadłem pysznego loda z kawałkami pomarańczy, dostałem kolejną pieczątkę prowadzącą mnie do darmowej porcji i porozmawiałem z panem - jak się okazało mężem pani sołtys.
Dzięki tej rozmowie dowiedziałem się więcej o tym, czemu remont drogi okazał się takim rowerowym bublem - otóż w planach podobno była wydzielona asfaltowa droga, ale część mieszkańców nie chciała oddać jakichś kawałeczków swojej ziemi. Do tego to wojewódzka, a z zarządzającymi nimi nie ma za bardzo o czym gadać - projekt był taki, jaki był i nie ma negocjacji. Mendy jedne. Ponarzekaliśmy sobie (głównie ja, pan przyznawał mi rację), że lepiej tym czymś nie jechać niż narażać życie. Spoko człowiek :) Gdy już pojechałem, dopiero skojarzyłem sobie, że mogłem zasugerować jakąś petycję władz wsi, żeby zrobić chodnik z dopuszczeniem. Cóż, następnym razem. A tymczasem ująłem jeszcze kilka abstrakcji, oczywiście jadąc asfaltem.
W Tulcach jakieś dzikie tłumy. Albo pielgrzymka, albo dożynki.
Mieliśmy dziś gościa. Ale o nim więcej jutro :)