Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 223102.50 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 738595 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Trollking.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 62.10km
  • Czas 02:11
  • VAVG 28.44km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wpis na wysokim poziomie :)

Wtorek, 14 września 2021 · dodano: 14.09.2021 | Komentarze 10

Dzisiejszy wpis podzielę na dwie części: bieżącą i tę lekko zaległą. Zaczynamy od końca :)

Wyjazd przedpracowy, czyli wiadomo jaki: zaspany. I zasapany, bo wiaterek się zrobił już jesienny, czyli może niezbyt silny, ale zmienny całkowicie, więc wmordewindzik towarzyszył mi z grubsza przez całą drogę, jak nie dłużej :) 

Trasa znów wschodnia, ale tym razem w tę i z powrotem: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Krzesiny - Jaryszki - Żerniki - Tulce - Krzyżowniki - Śródka - Szczodrzykowo - Runowo i nawrotka, powrót swoimi śladami.

Szczodrzykowo oczywiście nieprzypadkowe - odwiedzenie zalewu staje się powoli moim rytuałem. Jak zwykle się nie zawiodłem, bo dopisały dziś czaple, tak siwe, jak i białe. Zdjęcia lepsze lub gorsze, bo ptactwo czujne. Ale są.
Wyzoomowana czapla siwa
Czapla siwa od przodu
Odbita czapla biała
Biała się poddaje
Odlatujące czaple: siwa i biała
Biała ma odlot
Nad zalewem w Szczodrzykowie
Po powrocie ogarnięcie się i dojazd do pracy. Tyle na dziś o rowerze.

Czas na drugą część, na wyższym (dosłownie) poziomie :) W ostatnią niedzielę miałem pracową integrację na Malcie. Gry, zabawy, pierdoły - takie tam. I ognisko. Oczywiście menu bezmięsne było na nim... mniej kaloryczne, hehe.
Bezmięsne menu na ognisku :)
Ale ja nie o tym. Najważniejszą atrakcją (dla chętnych) był park linowy Pyraland. Nigdy na czymś podobnym nie byłem, ale spróbować chciałem. Do wyboru było kilka tras, od najłatwiejszej po najbardziej hardkorową czarną. Pięciu z nas stwierdziło: co, my jej nie przejdziemy? I się zgłosiliśmy. Po krótkim szkoleniu mały zonk - żeby stanąć na starcie trzeba wejść o tam:
Wejście na start czarnej trasy, Pyraland Poznań
W tym momencie z pięciu chłopa na kozaku zrobiło się trzech :) Dwójka stwierdziła, że jednak woli coś niższego, w tym kolega, który wyglądał, jakby z siłowni wychodził tylko w celu spożycia suplementów diety i ewentualnie pójścia do pracy. Ja stwierdziłem, że zaryzukuję.

Oto pierwsza przeszkoda - wężyk. Już było mi wesoło :)
Pierwsza przeszkoda do pokonania - wąż, Pyraland Poznań
Potem dziurawy mostek. Nie, nie trzeba czyścić ekranu - tak, tam się nie ma czego trzymać, są tylko linki do uprzęży, poza tym dziesięć metrów przepaści pod nogami :)
Dziurawy mostek - druga przeszkoda, Pyraland Poznań
Następnie jeszcze ciekawiej, tym bardziej, że akurat trwała akcja ściągania z góry jednej z osób, która się poddała i trzeba było ją ewakuować na linach.
Wąski mostek 10 metrów nad ziemią. Po prawej ściąganie osoby, która się wycofuje, więc kolejka :), Pyraland Poznań
Swoje odczekałem też zanim zostałem pajączkiem :)
Czekając na swoją kolejkę przed wejściem na sieć, Pyraland Poznań
Po tym jazda snowboardem w drzewach była czystym relaksem :)
Snowboard na drzewie bez trzymanki, Pyraland Poznań
Jednak prawdziwa rzeź była dopiero przede mną. Na tę siatkę musiałem wskoczyć po rozbujaniu liny i wspiąć się na platformę. Istny Tarzan.
Przeszkoda Tarzan - za chwilę będę leciał na tę sieć i wspinał na platformę, Pyraland Poznań
Ale najwięcej emocji dał mi koala. Nazwa nieprzypadkowa: jedynym sposobem przejścia tego cholerstwa było obejmowanie dech i próba przeskoku na kolejną. Było co robić.
Chyba najtrudniejsze - koala. Było co robić ;), Pyraland Poznań
Było tego jeszcze masa, ale nie ma sensu opisywać wszystkiego. Jeszcze trzy mało wyraźne fotki poglądowe (pod koniec już mi się łapy trzęsły)...
Końcówka, czyli lajcik. Choć jak widać ręce już zmęczone :), Pyraland Poznań
To już za mną :), Pyraland Poznań
Widok z 10 metrów nad ziemią, Pyraland Poznań
I wreszcie finisz.
Veni, vidi, vici - czarna trasa zdobyta! :), Pyraland Poznań
Jaki ja byłem (w sumie wciąż jestem) z siebie dumny! :) Dostałem gratulacje za bycie w trójce tych, którzy mają z głową, a piwo smakowało po tym jak nigdy. Zakwasy mam do teraz :) Świetna zabawa, ale gdybym wiedział co mnie czeka, pewnie bym się... też zdecydował :) Polecam każdemu, kto lubi adrenalinkę, i to sporą.

Wracając uchwyciłem jeszcze wieczorną Maltę.
Wrześniowy wieczór nad poznańską Maltą




  • DST 61.70km
  • Czas 02:12
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 151m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sarnik :)

Poniedziałek, 13 września 2021 · dodano: 13.09.2021 | Komentarze 2

Dzisiaj wpis miał być dłuższy, ale wróciłem do pracy i nie nadążam za rzeczywistością, już nie mówiąc o sobie samym :)

Wyjazd oczywiście poranny, niewyspany i jakiś taki nijaki. Temperatura ok, wiatr upierdliwy, mimo że niezbyt mocny. Wynik więc słabiutki.

Trasa zachodnia: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

W skrócie: wczoraj narzekałem, że wróciłem, a zwierzaki jakby o tym nie wiedziały. Dzisiaj zostało nadrobione. I to gdzie? Ano w okolicach Lisówek. Bo przecież nie ma lepszej miejscówki :) Sarny najpierw latały sobie po polu, potem przeleciały przez drogę przy granicy z Trzcielinem. No i mam dzięki temu fajną sesję pod kryptonimem "sarnik" :)
Rodzinka w komplecie
Czujna dwójka
Zbliżenie na koziołka
Chwila zastanowienie
Pędzące trio
Matka i dziecko w pędzie
Sarny przebiegające przez drogę
Przepiękne istoty...

Jeszcze obowiązkowa fota rowerowa i koniec.
Chwila odpoczynku w Trzcielinie
Dystans zawiera dojazd do pracy.




  • DST 52.80km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.04km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 158m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płasko

Niedziela, 12 września 2021 · dodano: 12.09.2021 | Komentarze 3

Dzisiaj wpis już z Poznania. Wczoraj nastąpił powrót, a po całym wyjeździe czuję się zdecydowanie zbyt słabo wypoczęty. Tak jeszcze z miesiąc i byłoby ok :)

Plan na poranek miał być taki, żeby oprowadzić Bobiko i jego kolegę po Szachtach, ale po drodze z Gniezna do stolicy Wielkopolski... pękła guma. I to nie byle jaka, tylko opona. Na szczęście blisko stacji kolejowej. Zamiast więc zabawy w przewodnika wróciłem do łóżka odespać. Zdecydowanie było mi to potrzebne, a poza tym i tak w Poznaniu zaczęło padać.

Ruszyłem w okolicach 9:30, gdy drogi były jeszcze mokre, ale jechać się dało. Fajnie było znów być tyłkiem na szosie, choć średnio fajnie robić to zaspanym. Wynik więc zdecydowanie ziewający.

Trasa zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Górek już nie było, ale za to klasyczny klasyk owszem :)
Mroczne słońce nad WPN-em
Znów na klasycznym klasyku
Zwierzaki chyba się ode mnie odzwyczaiły, bo nie było żadnych. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe. Jedynie pod domem spotkałem srokę, która mnie zaciekawiła iluzją podwójnego oka.
Sroka z niby podwójnym okiem
W Plewiskach trafiłem na ślady prawdziwego romantyka, czyli miłość w czasach peneriady :) Tak odo Dobi wyznaje uczucia Ani:
Romantyk z Plewisk :) Dobi i Ania, czyli patologia przystankowa
Tyle na dziś, bo czas goni - przede mną integracja firmowa. Bikestatsa nadrobię wieczorem. A żeby łagodnie przejść z wyżyn na płaskość, jeszcze jeden kadr z Karkonoszy: jeleniogórski zamek Chojnik na tle Śnieżnych Kotłów (zdjęcie z czwartku).
Zamek Chojnik i Śnieżne Kotły




Pioruńskie ostatki

Sobota, 11 września 2021 · dodano: 11.09.2021 | Komentarze 16

Ostatni dzionek krótkiego górskiego wypadu. Fajnie było, ale się skończyło.

Do dzisiaj pogoda była aż za idealna. Co oznaczało jedno - coś musi się spieprzyć. Pogodynki jak zwykle nie nadążały za rzeczywistością, twierdząc najpierw, że w sobotę będzie jakiś armageddon, potem zmieniając zdanie i sugerując, iż w sumie to luz, może lekko popadać jakoś pod wieczór. Jak było - wyszło w praktyce.

Wyjazd w słońcu, choć coś tam straszyło na niebie. Na tyle, że olałem swój pierwotny zamiar wjazdu na Okraj i zafundowałem sobie bardziej lajtową trasę: Jelenia Góra - Łomnica - Wojanów - Bobrów - Trzcińsko - Przełęcz Karpnicka - Karpniki - Strużnica - Gruszków - Przełęcz Pod Średnicą - Kowary - Ścięgny - Karpacz - Mysłakowice - Łomnica - Jelenia Góra.

Fotki najlepiej oddadzą to, co za mną. Najpierw klimatyczne i słoneczne klimaty dojazdu w Rudawy, czyli okolice Bobrowa...
Malowniczo płynący Bóbr w Bobrowie
Spojrzenie na widok z mostu w Bobrowie
...w tym mijany Pałac Wojanów. Za moich czasów kompletna ruina.
Pałac Wojanów
Do tej pory obrodziło w zwierzaki. Przy wyjeździe z Jeleniej trafiła się czapla, choć bardzo daleko...
Czapla przy wyjeździe z Jeleniej Góry
...to samo z pustułką w Wojanowie.
Oczko w oczko z pustułką
Pustłka w szarości i z kompaktu
Pustułka z profilu
Kompakt zdecydowanie lepiej radził sobie z większym kalibrem, na przykład ciekawskimi krówkami :)
Ciekawskie krówki
Po raz ostatni na jakiś czas zerknąłem na Sokolik...
Ostatnie póki co spojrzenie na rudawski Sokolik
...a kawałek dalej, w Strużnicy, na sympatyczną zabytkową remizkę.
Zabytkowe OSP w Strużnicy
Tu zresztą zaczęła się wspinaczka na Przełęcz Pod Średnicą, którą zawsze bardzo lubiłem, a tym razem przywitała mnie niespodzianką, czyli pięknym, nowym asfaltem. Ryjek się ucieszył.
Nowiutki asfalt na Przełęczy Pod Średnicą - aż się ryjek cieszy :)
A oto dowody na to, iż tej przełęczy nie lubić się nie da:
Na Przełęczy pod Średnicą
Rudawy z perspektywy Przełęczy Pod Średnicą
Zjazd do Gruszkowa
Zjazd do Kowar miał być poezją, i w sumie nawet zaczął się sympatycznie, odwiedzeniem strumyka Jola (podobno smaczne piwa kiedyś na tej wodzie warzono), gdzie niedawno zainstalowano żabę i jakiegoś krasnala...
Przy źródełku Jola w Kowarach
...ale już kilometr niżej nie pozostawało mi nic innego jak poszukiwanie schronienia. Powód? Nagła burza. Jak to w górach. Udało się znaleźć wiatę, pod którą poczekałem sobie kilkanaście minut.
Nagłe oberwanie chmury i burza nad Kowarami
Chwilowe schronienie przed burzą
W tym momencie powinszowałem sobie decyzji o odpuszczeniu Okraju, jak i poczułem niechęć do dalszych eksploracji, więc gdy tylko ulewa zamieniła się w deszcz, zjechałem do centrum Kowar i skierowałem się do Ścięgien i Karpacza, by dobić dystans do pięciu dych. Dzięki temu poznałem nowych ziomków. O tego:
Cokolwiek to jest, lubię to :)
...którego mianuję odkryciem wrześniowego wypadu, czymkolwiek jest, oraz sympatyczne koniki. Musiałem się zatrzymać i dokarmić, to jest silniejsze ode mnie. Radość na twarzach (bo ryje i pyski mają tylko ludzie) mówiła sama za siebie - dobrze zrobiłem :)
Karmienie musi być :)
Z końskiego profilu
Koń (by) się uśmiał
Pełna radocha! :)
Na koniec tej dość później relacji jeszcze panorama burzowych Karkonoszy, wraz z - o dziwo wykonanym w najgorszych warunkach - najlepszym zoomem z kompaktu szczytu Śnieżki.
Przedburzowa panorama Karkonoszy
W końcu w miarę ostre zbliżenie na szczyt Śnieżki, mimo chmur
No i jeszcze ideologia LBG :) Aż dziw, że jacyś naziodowcy, z ich małymi móżdżkami, jeszcze tego nie zniszczyli. Bo przecież to im MUSI się kojarzyć :)
Ideologia LBG? :) Aż dziw, że jeszcze jakiś nadgorliwy tego nie zniszczył :)
Tyle z górek we wrześniu. Czuję się chwilowo zresetowany. Było mi tego potrzeba, oj bardzo. Ciągnie swojego w swoje.


Kategoria Góry


Północ-południe

Piątek, 10 września 2021 · dodano: 10.09.2021 | Komentarze 6

Był kiedyś serial "Północ-południe", dość nudny, ale z ciekawym wątkiem politycznym. Dzisiaj politykę olałem, skupiłem się na kręceniu, choć w kraju, który jest podobnie podzielony jak USA w XIX wieku :)

Wyjechałem sobie bez planu po dziewiątej rano, uważając słusznie, że gdziekolwiek pojadę, będzie ok. Góry mają to do siebie. I jakoś tak wyszło, że skierowałem się najpierw na jeleniogórskie Zabobrze, sam nie wiem czemu. A gdy już przez nie przejechałem, wymyśliłem, że skoro jest ładna pogoda, to trzeba z niej skorzystać i cyknąć kilka fotek na Kotlinę Jeleniogórską z komórki i kompaktu. A jakie jest jedno z lepszych miejsc ku temu? Ano Kapella, czyli brama na świat północy.

Zacząłem się więc mozolnie piąć przez Dziwiszów, a następnie już bezimienne serpentynki do Podgórek, dobrze znanym szlakiem (udokumentowanym choćby na tym filmiku). Jak ja to lubię! :) Oto kadry z podjazdu:
Słoneczna panorma Jeleniej Góry i Karkonoszy
Windows XP - wersja podrasowana :)
Podczas wjazdu na Kapellę
Z przodu Rudawy, z tyłu Karkonosze
Śnieżka widziana z Kapelli
Na szczycie...
Szczyt Kapelli, czyli Podgórki
...zerknięcie na najczęściej kolorowe Pogórze Kaczawskie...
Góry Kaczawskie - niewysokie, a najczęściej kolorowe
...i w dół, znów do Jeleniej.
Początek zjazdu z Kapelli
No dobra, co dalej? Skoro była północ, to teraz czas na południe. Najpierw jednak wizyta na jeleniogórskim lotnisku i cyknięcie Antka. Kiedyś nim leciałem. I do tego przeżyłem :)
Siedziba Aeroklubu Jeleniogórskiego
SP-FIY, czyli Antek na jeleniogórskim lotnisku
Dalej już kierunek Karpacz, przez Łomnicę oraz Mysłakowice. Po drodze miła niespodzianka: okazało się, że dożynki dopiero będą, więc trafiły się pszczółki do kolekcji :) Oraz rozmowa z sympatycznym panem - konserwatorem zieleni.
Pszczółki dożynkowe :)
W Miłkowie dom na głowie z oddali...
Widoczek na głowie w Miłkowie
...i wjazd do miasteczka, które ostatnio upatrzyły sobie dziwne ludziki z pewnego forum.
Granica Karpacza
Chłopaki się bawią w forum, Karpacz
Głównie dlatego (policji jak mrówków, telewizji i gapiów również) nastąpiła szybka nawrotka na Ścięgny...
Karpacz, zjazd na Ścięgny
... skąd też rozpościerają się godne widoczki. W tym po raz kolejny na Śnieżkę.
Spojrzenie za siebie na Karkonosze
Karkonosze - widok ze Ścięgien
Kolejne spojrzenie
Potem już szybki (na ile napęd pozwalał) powrót wojewódzką przez Mysłakowice i Łomnicę. Na więcej rowerowania czasu dziś nie było, bo znów zaległości towarzyskie do nadrobienia :)


Kategoria Góry, Dożynki!!! :)


Karkomisyjnie

Czwartek, 9 września 2021 · dodano: 09.09.2021 | Komentarze 8

Dzisiaj miało być ciut ambitniej, ale okazało się, że mam misję do wykonania, więc skończyło się lajtowo.

Misja polegała na tym, że Żona mnie poprosiła, żebym obczaił, jak wygląda plac budowy nowego oddziału jej firmy, która ma się instalować w Jeleniej. Zamiast więc jechać na południe, skierowałem się na zachód, w kierunku Cieplic, a konkretnie wyjazdówki na Wojcieszyce. I co? Nico. Pod adresem hulał wiatr, co biorąc pod uwagę, iż wielkie otwarcie ma być za rok, wieszczy, że... go pewnie wtedy nie będzie :)

Potem już bardziej sympatyczne kierunki: Sobieszów, Zachełmie, Podgórzyn, znów Jelenia i Cieplice, bliżej centrum odbicie na Staniszów, następnie Sosnówka, Miłków oraz powrotna droga przez Mysłakowice oraz Łomnicę do Jeleniej.

Jak to w górach, nie ma się co rozpisywać, tylko wklejać zdjęcia :) Spektakularnych nie było, bo dość płasko, ale coś tam się udało uchwycić.

Najpierw klimaty ze styku Jeleniej i Wojcieszyc. A w sumie to zabawa kompaktem. Czyli zoomy na Śnieżne Kotły.
Widok na Karkonosze z wysokości Wojcieszyc
Panormacia części Karkonoszy
Zbliżenie na Śnieżne Kotły
Aha, Śnieżka też się trafiła, tylko nie pamiętam czy z tego samego miejsca.
Śnieżka, wciąż zamglona
Szczyt Śnieżki na maksymalnym możliwym zoomie w kompakcie
Skoro byłem gdzie byłem, odwiedziłem znajome Nazgule i mamuta.
Nazgule i mamut z Wojcieszyc
Próba spojrzenia w twarz Nazgula
Nie mogło zabraknąć Stawów Podgórzyńskich. Ptactwo tam skromne, zaledwie kilka łysek.
Stawy Podgórzyńskie
Przy Stawach w Podgórzynie
Łyski z Podgórzyna
To nie koniec zwierzaków. W Staniszowie był muflon, choć sztuczny. Bo jak wiadomo te żywe można spotkać głównie pod Poznaniem :)
Muflon ze Staniszowa
Zakręcony muflon
Natomiast w Jeleniej straszy zielony smok :)
Jeleniogórski zielony smok
Przyssany do smoczka :)
Jeszcze widok ze zjazdu do Sosnówki...
Zjazd do Sosnówski
Widok z Sosnówki
...z której wyjeżdża się adekwatnie do straszącego wciąż patrona...
Jaki patron, taka droga :)
...drogą na Miłków.
Miłków, sympatyczna i niedoceniana miejscowość
Na koniec dożynki po covidzie...
Dożynki po covidzie :)
...oraz Teatr Norwida w Jeleniej.
Teatr Norwida w Jeleniej Górze
I tyle. Lajtowo, ale fajnie było.

Aha, proszę pamiętać, że wynik Polski z Anglią był taki tylko dzięki dopingowi. Cycuchowemu :) Choć nie każdy był chętny, jak widać.
Dopingowanie Lewego :)
Krychowiak stanowczo odmawia :)


Kategoria Góry


Z Cycuchem w łapie :)

Środa, 8 września 2021 · dodano: 08.09.2021 | Komentarze 19

No! W końcu znalazło się trochę czasu, żeby zawitać w górach. A konkretnie w Sudetach. A konkretnie w Jeleniej Górze, oczywiście :)

Przyjazd wczoraj, wieczór rodzinny i sprawdzenie stanu starego trupa. Prócz pompowania większych interwencji nie było, ale niestety kaseta na mniejszych zębach ewidentnie pokazuje, że jest głodna, co odczułem podczas dzisiejszej jazdy.

Wyjazd wyjątkowo po śniadaniu, na wschód. Czemu? Bo mi tęskno było za ukochanymi Rudawami Janowickimi. Lepiej trafić na przypominajkę nie moglem, bo pogoda udała się póki co wybitnie - słońce, zero opadów, temperatura do przyjęcia, choć jak na moje nawet za ciepło - striptiz w postaci zdejmowania koszulki termo nastąpił gdzieś na dziesiątym kilometrze.

Trasa: Jelenia Góra - Maciejowa - Wojanów - Bobrów - Trzcińsko - Janowice Wielkie - Miedzianka - Janowice - Trzcińsko - Przełęcz Karpnicka - Karpniki - Krogulec - Bukowiec - Mysłakowice - Łomnica - Jelenia Góra.

Tempo nawet nie było emeryckie, ale przystanków wiele, więc średnia leciała na łeb na szyję. Trudno :) No to zaczynamy. Na początek kilka widoczków z dojazdu w Rudawy, czyli z odcinka Wojanów - Bobrów - Trzcińsko - Janowice.
Krowy w Bobrowie
Rzeka Bóbr w Bobrowie
Na zjeździe z Wojanowa
Górska pasmanterka
Dwa kółka w Trzcińsku
Rudawy z perspektywy Trzcińska
Na trasie w Rudawach
Wiadukt kolejowy nad Bobrem
W Janowicach oczywiście musiałem zatrzymać się przy starym dobrym trollowym znajomym :)
Stary znajomy troll z Janowic :)
Trollowi jak wiadomo w kasku najlepiej :)
Kolejny obowiązkowy punkt to Miedzianka. Miejsce, o którym pisałem już wiele, nagrałem też filmik, więc nie ma co się rozpisywać. Fajnie, że remontują stary browar. Poza tym rynek, którego nie ma, wciąż jest rynkiem, którego nie ma. A był. Na samym szczycie natomiast wciąż stoi budynek po knajpie Schwarzer Adler, w którym podczas II Wojny Światowej odbyło się kilka tragedii - między innymi samobójstwa kobiet, które wolały odebrać sobie życie niż trafić w ręce radzieckich żołnierzy.
Wjazd do Miedzianki
Powoli odbudowywany stary browar w Miedziance
Przy nieistniejącym starym mieście w Miedziance
Resztki rynku w Miedziance
Tablica informująca o nieistniejącym rynku w Miedziance
Kamienica, która jeszcze sto lat temu była knajpą Schwarzer Adler, Miedzianka
Nawrotka, ale nie na sam dół, tylko do głównego punktu wycieczki, czyli do Browaru Miedzianka. Zakupiłem u miłej pani dwa piwka na zaś - Cycucha Janowickiego oraz Wołka. Ta sama pani pozwoliła mi wejść na taras widokowy z rowerem, mimo zakazu, nie tylko palenia :)
Browar Miedzianka z zewnątrz
Wnętrze Browaru Miedzianka
Na tarasie widokowym w Miedziance
Cycuch i Wołek kupione na zapas
Cycuchy, czyli Rudawy Janowickie
No i srrrrruuuu do Janowic. 65 km/h bez sprawnych hamulców - lubię to ;)

Tamże skręt na chwilę do Rudawskiego Parku Krajobrazowego, nad ulubiony strumyk. Niestety gnoje wycinkowi tu również robili swoje :/
Przy granicy RPK
Przy ulubionym rudawskim strumyku
Górski strumyk w Rudawach
Próbowałem też sfocić czarną wiewiórkę, ale średnio mi to wyszło. Ewidentnie nie miała ochoty na sesję, kryjąc się w cieniu drzew.
Ledwo uchwycona czarna wiewiórka
Jeszcze kadry z Przełęczy Karpnickiej, z Cycuchem w łapie i zoomem na Sokolik.
U stóp Sokolika
Sokoliki w zoomie
Cycuch w łapie to podstawa :)
I na koniec konik...
Falujący konik
...oraz z daleka panorama Karkonoszy, ze zbliżeniem na Śnieżkę, oraz wsi Bukowiec.
Panorama Karkonoszy z daleka
Majestat Śnieżki
Zbliżenie na szczyt Śnieżki
Panorama Bukowca
Tego mi było trzeba :)

PS. W Jeleniej powstały na Wojska Polskiego pasy rowerowe. Znów świat się kończy :) Co prawda częściowo z mało sensownymi progami i czasem zamieniającą się w DDR, ale przydatne toto. Brawo.
Pasy rowerowe w Jeleniej Górze. Świat się kończy po raz kolejny :)`
Droga rowerowa wzdłuż ulicy Wojska Polskiego w Jeleniej Górze


Kategoria Góry


  • DST 51.50km
  • Czas 01:48
  • VAVG 28.61km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krówki i antyrowerówki :)

Wtorek, 7 września 2021 · dodano: 07.09.2021 | Komentarze 7

Zalatany czas, więc wypad dzisiaj nieskomplikowany - ot, banalne w tę i z powrotem na północny wschód.

Rano było jeszcze chłodnawo, czyli całkiem fajnie, potem zrobiło się już ponad dwadzieścia stopni, więc niefajnie. Cóż zrobić?

Trasa: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Krzesiny - Jaryszki - Żerniki - Tulce - Garby - Zalasewo - Swarzędz - Zalasewo - Rabowice, gdzie nastąpiła nawrotka i powrót swoimi śladami.

Jechało się jakoś tak ciężkawo. Wynik więc bez rewelacji. Tak samo jak okazje do uchwycenia czegokolwiek fajnego po drodze. W sumie ciekawe były jedynie krówki w Tulcach, jak zwykle wdzięczne do focenia.
Od zada strony
Średnio estetyczna poza :)
Przeżuwanie spode łba
Odpoczywające krowy
...kręcąc mordą :)
A ty czego?
Mój ulubiony drzewny dom w Zalasewie stoi. I pewnie postoi o wiele dłużej niż te prawdziwe drzewa w tym dziwnym kraju.
Najfajniejszy z podpoznańskich budynków, Zalasewo
Pod genialnym deweloperskim muralem, Zalasewo
Swarzędz też nie zawiódł. Zawsze było to rowerowe zadupie, a aktualnie ono się powiększa, sięgając już głęboko w okolice trzewi. Oto nowa inwestycja, oczywiście olana.
Kolejna droga antyrowerowa w Swarzędzu
A tego gnoja prawie dogoniłem po tym, jak wyprzedził mnie nie tylko na gazetę, ale musiałem przez niego zjechać na nieutwardzone pobocze. Szkoda, że mi uciekł - jedne światła więcej i bym się wspinał do szoferki.
Gazaciarz XXL. Prawie dogoniłem gnoja
W ogóle tylu gazeciarzy, ilu miałem nieprzyjemność poczuć przy lewym uchu, nie odnotowałem od dawna. Widocznie odcinek Swarzędz - Zalasewo - Garby ma w sobie to coś, co wyzwala w Polaku rodaka-husarza-debila. I o dziwo tu nie było podziału na region - troglodyci byli zarówno spod Poznania, jak i Wrocławia. Przynajmniej jeśli wierzyć blachom.




  • DST 58.10km
  • Czas 02:00
  • VAVG 29.05km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 177m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gościnnie :)

Poniedziałek, 6 września 2021 · dodano: 06.09.2021 | Komentarze 5

Wyjazd poranny, przedpracowy. Kolejny. Dzień świstaka normlanie :)

Trasa wschodnia, lekko kombinowana: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Głuszyna - Koninko - Gądki - Robakowo - Borówiec - Kamionki - Szczytniki - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - Dębiec.

Bez przygód, bez wartych opisania chwil. Bo o podmuchach nie chce mi się pisać - nie były spore, ale upierdliwe.

Z braku laku jedynie dwie fotki z trasy. Jedna z porannej, słonecznej Dębiny...
Słoneczny poranek, poznańska Dębina
...a druga z Kamionek. Też fajna :)
Całkiem fajny baner :)
I tym akcentem zgrabnie przechodzimy do gościa, który był u nas w weekend :) Znów mieliśmy przyjemność zajmowania się Piorunem, co jest dla mnie czystą przyjemnością. Pies to niełatwy podobno, facetom nie ufa, a jakoś u mnie zasypia na kolanach. Wielkie dzięki dla niego za to :) Niestety dzisiaj już wrócił do siebie. Szkoda. 
Znów atakują klony :)
W kijkowym pędzie
Master of patyk :)
Latająca radość ze zdobycia patyka :)
Czysta radocha :)
Było też spotkanie z lochą. Na szczęście miałem psy na smyczy, a ona była akurat za płotem. Małe natomiast były po prostu ciekawskie, więc wszystko, prócz szczekania, było pokojowe :)
Kolektywne obszczekiwanie dzika. Na szczęście wyjątkowo był za płotem
Młode dziczki już bez pasków, ale za to wciąż ciekawskie
A tu już bestie zmęczone. O dziwo żadnych wspólnych przodków :)
O dziwo pokrewieństwa brak :)
Dystans zawiera dojazd do pracy.




  • DST 54.30km
  • Czas 01:56
  • VAVG 28.09km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 195m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sołtysowo

Niedziela, 5 września 2021 · dodano: 05.09.2021 | Komentarze 9

Wyspałem się. Choć nie do końca, bo zwierzęce siły miały inne plany.

Wyjazd przed dziesiątą, w fajnej temperaturze i nie do końca fajnych podmuchach ze wschodu, które nie mogły zdecydować się czy są z bardziej z południa czy może jednak z północy. Więc kręciło się dość ciężko.

Trasa taka jak wczoraj, tylko że odwrotnie, czyli najpierw z Dębca przez Las Dębiński, Starołękę, Minikowo, Krzesiny, Jaryszki, Żerniki, Tulce, Szczodrzykowo, Dachowę, Robakowo, Gądki, Borówiec, Kamionki, Daszewice, Babki, Głuszynę, Minikowo, Starołękę i Las Dębiński do domu.

Skoro tak samo, to nie mogłem nie zahaczyć o szczodrzykowski zalew. Małe deja vu - ponownie czapla biała, ale tym razem w zupełnie innym miejscu. Trochę się za nią nalatałem, ale dzięki temu mam w miarę wyraźne foty. I jedną niewyraźną z żurawiami w tle.
Bardziej sucha część zalewu w Szczodrzykowie
Daleko czapla biała, a jeszcze dalej żurawie
Czapla biała wznosi się do lotu
W końcu spokojna czapla biała
Szyi gięcie
W końcu udało mi się trafić na otwartą Sołtysówkę w Dachowej :) Zjadłem pysznego loda z kawałkami pomarańczy, dostałem kolejną pieczątkę prowadzącą mnie do darmowej porcji i porozmawiałem z panem - jak się okazało mężem pani sołtys.
Kawiarnia SołtySówka w Dachowej
Pyszny lód z kawałkami pomarańczy, SołtySówka, Dachowa
Dzięki tej rozmowie dowiedziałem się więcej o tym, czemu remont drogi okazał się takim rowerowym bublem - otóż w planach podobno była wydzielona asfaltowa droga, ale część mieszkańców nie chciała oddać jakichś kawałeczków swojej ziemi. Do tego to wojewódzka, a z zarządzającymi nimi nie ma za bardzo o czym gadać - projekt był taki, jaki był i nie ma negocjacji. Mendy jedne. Ponarzekaliśmy sobie (głównie ja, pan przyznawał mi rację), że lepiej tym czymś nie jechać niż narażać życie. Spoko człowiek :) Gdy już pojechałem, dopiero skojarzyłem sobie, że mogłem zasugerować jakąś petycję władz wsi, żeby zrobić chodnik z dopuszczeniem. Cóż, następnym razem. A tymczasem ująłem jeszcze kilka abstrakcji, oczywiście jadąc asfaltem.
Rok 2021, a na wsiach wciąż lata 90. rosną w siłę, Dachowa
Droga, dzięki której można dostać choroby morskiej
Nieskończone, ale niby jechać trzeba. Ot, Polska
Powinni dodawać sprzęt do wspinaczki, żeby pod to wjechać, Dachowa
Jak tu pojawią się pasażerowie, będzie ciekawie
W Tulcach jakieś dzikie tłumy. Albo pielgrzymka, albo dożynki.
Dożynko-pielgrzymka, Tulce
Jakaś pielgrzymka. Czy coś. Tulce
Mieliśmy dziś gościa. Ale o nim więcej jutro :)