Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 209051.80 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 700083 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Trollking.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:6972.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:272:50
Średnia prędkość:25.55 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:74000 m
Liczba aktywności:132
Średnio na aktywność:52.82 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Zapora Szybowcowa :)

Środa, 24 czerwca 2020 · dodano: 24.06.2020 | Komentarze 33

Krótki międzycovidowy urlop trwa. Udało się w końcu zajrzeć w rodzinne strony, czyli do Jeleniej Góry, ogarnąć kilka rzeczy, a i przy okazji pokręcić się po Sudetach. Dawno mnie tu nie było, więc głodek mielenia korbą był już całkiem mocny :)

Zapewne nie jest przypadkiem, że wczoraj pięknie świeciło słońce, a dziś... nie świeciło :) Po co miałbym sobie patrzeć na widoczki w komfortowych warunkach, skoro mogę robić to ze szczytami przysłoniętymi chmurami? No ale nie czepiajmy się szczegółów - mogło być gorzej. A w sumie pod sam koniec tak było :)

Dobrze, że wyjechałem dość wcześnie (najpierw musiałem odkurzyć zoMTBiaka), jakoś przed dziewiątą, bo coś tam się ze swoich miejscówek udało zobaczyć. Na pierwszy rzut wpadł Jeżów Sudecki i Góra Szybowcowa. Lubię ten sympatyczny wjazd i spojrzenie na miasto ze szczytu.
W dole Kotlina Jeleniogórska i panorama Sudetów
Przy raju dla paralotniarzy, Góra Szybowcowa
Siedziba Aeroklubu Jeleniogórskiego, Góra Szybowcowa
Panorama Jeleniej Góry z Góry Szybowcowej
Niestety widoczność średnia, Góra Szybowcowa
Udało mi się wyzoomować centrum Jeleniej, skąd przyjechałem (7 kilometrów w dół, około 220 metrów różnicy w pionie)...Centrum Jeleniej Góry, zerknięcie z Góry Szybowcowej
...oraz ukochane Rudawy Janowickie, wraz z ich symbolem :)
Wyzoomowane Sokoliki w Rudawach Janowickich
Gdy już się napatrzyłem, zjechałem z powrotem do Jeżowa i skierowałem swe rowerowe kroki do Siedlęcina i w końcu do Pilchowic. A skoro Pilchowice, to nie mogło się obyć bez tamtejszej zapory na Bobrze. Zanim jednak ona, najpierw sama wieś, położona malowniczo wzdłuż rzeki. Trochę straszy tam fabryka tektury, ale śluzy dają radę...
Fabryka tektury, Pilchowice
Jedna ze śluz na Bobrze, Pilchowice
...tak samo jak wiadukt kolejowy na trasie do Lwówka Śląskiego.
Wiadukt kolejowy na trasie do Lwówka Śląskiego, Pilchowice
Sama zapora oraz położona przy niej elektrownia jak zwykle dawały radę. Kawał dobrej roboty :)

Zapora i elektrownia w Pilchowicach
Schodki XXXXXXXXXXXXL :), Pilchowice
Zapora w Pilchowicach wraz z panoramą
Nad Jeziorem Pilchowickim
Jezioro Pilchowickie cieszy oko
Malownicze cyple nad Jeziorem Pilchowickim
W tle nieczynna kolejowa stacja Pilchowice
Po zjeździe zabrakło jeszcze kilometrów, więc postanowiłem nawiedzić mało popularną miejscówkę, czyli położoną wśród Wzgórz Radzionowskich wieś Maciejowiec.
Szeroko to tu nie jest :), most w Pilchowicach
Rzeka Bóbr, widok z Pilchowic
Spojrzenie w dół podczas wspinaczki
Na górze jest kompleks interesujących zabytków (jest potencjał: kościół, dwór oraz pałac), niestety część albo niedostępna, albo w stanie rozkładu. Normalnie Polska w ruinie :)
Riuny zabytkowgo dworu, Maciejowiec
Polska w ruinie :), Maciejowiec
Kaplica w Maciejowcu
Przytuliłem się też do upadłego olbrzyma. Może średnio widać, ale na zdjęciu jest też rower :)
Upadły olbrzym, rower przy nim jest jak mrówka
Powrót do Siedlęcina nastąpił swoim śladem, skorygowałem tylko samą końcówkę, wspinając się przez wieś do krajówki. Gdzieś w połowie zaczęło kropić, a potem centralnie lać, więc do samej Jeleniej dotarłem mokry. Przecież nie mogło być inaczej :)

TUTAJ Relive.


Kategoria Góry


Trollowisko

Piątek, 17 stycznia 2020 · dodano: 17.01.2020 | Komentarze 19


Od razu ostrzegam – dzisiaj zdjęć choć minimalnie klimatycznych będzie jak na lekarstwo. Powody są dwa: paskudne zimowe światło współpracujące z chmurami akurat układającymi się na wysokości gór, oraz warunki drogowe.

Teoretycznie nie było tragedii. Na starcie jeden stopień powyżej zera, słońce, brak opadów. W ścisłym centrum Jeleniej drogi rano całkiem przejezdne. Wesoło zaczęło się robić na pierwszym wiadukcie, w okolicach PKP, gdy pojawiły się delikatne pasy bieli. A potem było już tylko ciekawiej.

Planu jazdy nie miałem, więc zdałem się na żywioł. Najpierw na Rudawy, w kierunku Łomnicy, a chwilę później Karpnik, gdzie mało co widząc wykonałem fotki nad jednym ze stawów.


Chwilę wcześniej wpadły jeszcze z daleka cycuchy…

...oraz specjalność zakładu o nazwie Polska, która ostatnio jeszcze okrasza swój przepis wyjątkowymi uprawnieniami. Czyli polowanko. Tu akurat teren prywatny, więc ciężko się do czegoś formalnie doczepić, ale ja bym z chęcią odgórnie ową prywatę ogrodził, żeby zwierzęta publiczne również wiedziały, że nie należy tu bywać :)

Kolejnym etapem miała być przełęcz Kowarska i nawet zacząłem się ku niej wspinać, ale w połowie Strużnicy zdezerterowałem. Bo co prawda na stokach i stoczkach ani grama śniegu…

...jednak im wyżej, tym gorzej. Już nie mówiąc o zakrętach, które nawet kawałek niżej wyglądały tak:

Życie było mi miłe. Tym bardziej, iż powyżej był głównie teren mocno zacieniony (i bardzo dobrze), więc moja dość bogata wyobraźnia wiedziała, z czym to się je.

Zawróciłem, a w zamian wjechałem sobie na inną przełęcz – Karpnicką. Tu od strony południowo-zachodniej idealna, sucha droga, a po drugiej stronie grzbietu ślizgawica.



Wykonałem więc kolejną taktyczną nawrotkę, wracając do Karpnik, a stamtąd docierając do Krogulca i Bukowca – tam mą uwagę przykuł lekko zmutowany zając. Lub królik.


Zrobiło się w międzyczasie ciepło, lód wyparował z dróg, za to zaczęło konkretnie wiać. No nie ma lekko :)

Powrót wykonałem przez Mysłakowice, Miłków i Sosnówkę, gdzie zatrzymałem się na chwilę, żeby uwiecznić Zbiornik Sosnówka znany z momentów przed d...eweloperską zmianą (kawałek jeszcze da się zobaczyć)…

...oraz w trakcie jego upiększania. Po prawej ledwo już widoczne ruiny Zamku Henryka. To to małe coś wyrastające nad żurawiem, który buduje nam tak niezbędne w Polsce kolejne spa i jakiś tam resort.


Końcówka wyprawy to hopka do Staniszowa – jeden z lepszych "niskich" punktów widokowych na Karkonosze...


...oraz zjazd do Jeleniej przez osiedle Czarne. Na sam Plac Ratuszowy, bliski mi nad wyraz :)

Dziwny to był wypad, najpierw na łyżwach, potem na rowerze. Grunt, że jakieś tam (niezbyt duże) przewyższenia wpadły, co zapewne zaprocentuje.

Relive ani GPS z Endo znów nie ma. Awaria. Albo remanent. Lub inwentaryzacja. Cholera wie. A BS-a nadrobię dopiero wieczorem.

Aha, wczoraj zapomniałem, więc leci przesłanie na dziś :)


Kategoria Góry


Perłowo, szklarsko, szybowcowo

Czwartek, 16 stycznia 2020 · dodano: 16.01.2020 | Komentarze 18


Rano nastąpiła szybka analiza, zakończona pytaniem: gdzie jeszcze z moich stałych miejscówek w tym roku (a przecież mamy już styczeń!) mnie nie było? Karpacz zaliczony, Rudawy również, do trio zabrakło Szklarskiej Poręby. I właśnie tam się dziś wybrałem.

Wiało… Cholera wie skąd. Ale na szczęście nie jakoś silnie, choć momentami upierdliwie. Ale tak to już jest, że jak gdzieś się wyjeżdża na krótko, to upierdliwości odczuwane są ciut mniej, więc nie narzekałem.

Na początek, żeby nie było zbyt banalnie, zamiast obrać kierunek zamierzony, pokręciłem bardziej na zachód, sympatycznym i łagodnym szlakiem do Perły Zachodu. Opisywałem miliard razy, więc tym razem w telegraficznym skrócie.
Szlak na Perłę Zachodu
Schronisko - Perła Zachodu
Taras widokowy - Perła Zachodu
Mostk do innego świata - Perła Zachodu
Po zjeździe do Siedlęcina czekała mnie wspinaczka ulicą Górną (nazwa nie kłamie) do krajówki, którą wróciłem do Jeleniej. Wiało w pysk, więc rozpędzić się nie miałem okazji, a fałmaksa zrobiłem wcześniej, niemalże w lesie. Nawet nie chciało mi się zatrzymywać, żeby zrobić zdjęcia kolejnej spóźnionej wyborczo mordy - bo w sumie nie warto :) Cyknięte więc w locie. A w tle znów jakieś pokoje i apartamenty, hm :)

W stolicy Karkonoszy obrałem już prawidłowy azymut, przez Wojcieszyce i Piechowice...
Chojnik i Karkonosze w lekkiej mgiełce
Rowerowe zombie na pierwszym, Karkonosze skromne
...docierając do sześciokilometrowej – bardzo przeze mnie lubianej – podjazdówki do innej stolicy: Radiowej Trójki (chyba d. zmiana jeszcze tego nie zdążyła spieprzyć?). Szło stabilnie...


...na górze obowiązkowe fotki...
W końcu w dół - Szklarska Poręba
Szrenica w tle - Szklarska Poręba
A jak!!!! :) - Szklarska Poręba
Szrenica w tle - Szklarska Poręba
...i jak zwykle wypełnienie ”misji oscypek”. Pełen sukces – sześć z siedmiu egzemplarzy zjechało nawet na dół, ten siódmy również, ale w lekko zmienionej formie ;)
Miscja Oscypek - Szklarska Poręba
Zjazd świetny, bez przygód, choć był jeden klakson z gatunku: czemu się rowerzysto nie przyklejasz do rzeki? W ogóle mnie nie zdziwiła rejestracja: PCT, czyli wielkopolski powiat czarnkowsko-trzcianecki :)

Końcówka najkrótsza z możliwych: Piechowice – Sobieszów – Cieplice – Centrum.
Cieplice Śląskie... no i Zdrój! :)
A po południu zrobiliśmy sobie z Żoną (i Kropką oczywiście) solidny, ponad dziesięciokilometrowy spacer z Jeleniej na Górę Szybowcową. Dawno nie testowałem wersji nieasfaltowej i najładniej (oraz najbardziej kulturalnie), jak mogę opisać swe wrażenia to: ”pozmieniało się”. Tam, gdzie jeszcze jakiś czas temu były i las, i pola, i szutrowe trakty, i przyroda kwitnąca, teraz rosną kolejne osiedla – jest syf, błoto i nowobogaccy w wypasionych autach. Z pierwotnej trasy została jedynie końcówka, a i ta nie wiadomo na jak długo. Pociecha w tym, iż szybowce do cholery gdzieś muszą lądować awaryjnie, już nie mówiąc o paralotniach. Mimo wszystko fajnie, że udało się jeszcze raz zobaczyć to, co pamiętałem z lepszych dla natury czasów, w jako takim stanie. Światło było dziwne, więc telefon wariował, jednak coś tam się sfocić udało. Wytęskniona tu przez fanklub Kropa jest gratis. Zresztą - jak widać - nawet gdybym chciał, nie dałbym rady jej usunąć z niektórych kadrów :)
Cały świat niech sobie będzie - Góra SzybowcowaPatyczki muszą być - Góra Szybowcowa
Hangar aeroklubowy - Góra Szybowcowa
Bez skrzydeł też się da - Góra Szybowcowa
Góry górami, są ważniejsze sprawy :) - Góra Szybowcowa
Pieski świat - Góra Szybowcowa
...albo zachód słońca... - Góra Szybowcowa
No i co... Chciałbym wkleić mapkę i Relive, ale coś się spieprzyło na Endo i moich wypadów nie widać :/ Jak mi powiedzą, że znów żyję, nie omieszkam poinformować :)


Kategoria Góry


Po Cycucha

Środa, 15 stycznia 2020 · dodano: 15.01.2020 | Komentarze 18

Chyba już po tytule wiadomo, gdzie dziś byłem :)

No ale są zapewne jeszcze osoby, które nie wiedzą, z czym się je (a w sumie pije) moje ukochane Rudawy Janowickie, więc po kolei.

Ruszyłem późno, bo noc przespana była średnio - pies znów coś na spacerze zżarł i regularnie przez trzy godziny, te bliżej poranka, wymiotował. W końcu jednak temat się unormował, na szczęście. Plus z tego, że zrobiło się o godzinie wyjazdu w miarę ciepło. Oczywiście jak na zimę, nawet tak nienormalną. Wiało z południa, raz słabiej, raz mocniej, jednak ja tak się stęskniłem za wspomnianymi Rudawami, że nie bacząc na nic na wschód skierowałem swe kroki... to znaczy koła :)

Z Jeleniej najpierw do Łomnicy i Wojanowa, gdzie można podziwiać tamtejszy pałac, ale nie na rowerze. A co!
Palac Wojanów z ulubionym zakazem
Następnie przez Bobrów oraz Trzcińsko do Janowic. Czyli wzdłuż rzeki, w towarzystwie łabędzi.
Bobrów, łabędzie gratis

Bobrów, perspektywa
Łabędzi program 20+, Trzcińsko

Sokoliki, Trzcińsko
W Janowicach jak zwykle odwiedziny u swoich :) Dziś wykonałem aż dwie wariacje. Wiem, normalnie troll jak żywy :)
Z dobrym kumplem, Janowice
Ulepszenie pierwsze :)
Wersja ostateczna :)

No i w końcu do celu właściwego, jakim była Miedzianka: miasteczko-trup, na szczęście wciąż senna o właściwej porze roku. W tym uwielbiana wspinaczka, której znam już chyba każdy centymetr, no i zjazd - musiałem lekko hamować przy prawie 65 km/h :)
Koniec Miedzianki i częściowo świata
Miedzianka... rynek (kiedyś)
Ale oczywiście - jak się rzekło w tytule - cel był z góry określony. Zobaczyć Cycucha z widokiem na cycuchy :) Udało się, bowiem pięknie położony, nowoczesny Browar Miedzianka serwuje kilka świetnych piw, w tym wspomniane. Na szczęście było już otwarte, więc zakupiłem dwa najlepsze z mi znanych. Miła pani zapytała, czy na miejscu czy na wynos, na co - jako człowiek z zasadami - ze smutkiem stwierdziłem, iż wchodzi w grę tylko ta druga opcja :)
Cycuchy bez Cycucha - Miedzianka
Piwnym szlakiem, MiedziankaNajlepszy widoczek, Miedzianka
No i... mam to :)
Cycuch z kolegą, na wynos oczywiście, Miedzianka
Kawałek dalej poznałem nowego ziomka. Początkowo nieśmiały, ale jednak okazał się całkiem kontaktowy :)


Powrót nastąpił przez Janowice, gdzie jeszcze odwiedziłem "swój" strumyk w środku Rudawskiego Parku Krajobrazowego...
Strumykowo, Janowice Wielkie
...a następnie Trzcińsko, Przełęcz Karpnicką (wyprzedziłem na niej jednego ambitnie kręcącego zawodnika, czyli moja poznańska forma nie jest jednak taka zła), Karpniki, Krogulec, Bukowiec, Kostrzyca, Mysłakowice i Jelenia.
Zerknięcie na wschód, Rudawy
To na dole to góry, KarkonoszeŚnieżka, średnio śnieżna
Last view :)
Aha, nic dzisiaj nie zgubiłem :)

TUTAJ
Relive.


Kategoria Góry


Góry żądają ofiar

Wtorek, 14 stycznia 2020 · dodano: 14.01.2020 | Komentarze 22


Oj, ciekawy to był dzionek. Niekoniecznie w sensie pozytywnym. Ale po kolei.

Wczoraj wieczorem wylądowaliśmy w Sudetach, czyli – jak się nietrudno domyśleć – w Jeleniej Górze. Wieczór z rodziną, spokojny, więc dziś rano można było w miarę wyspanym ruszać w trasę, po odkopaniu z piwnicy zombiaka.

Początkowo wszystko szło zadziwiająco fajnie. Temperatura była przyzwoita, w kotlinie wiatr wiał słabo z południa, ino śmigać. No to śmignąłem tam, gdzie latem pchać się nie ma sensu, czyli w kierunku Karpacza. A co mi tam :)

Jelenia, Mysłakowice, Miłków…
Kurs na południe - Jelenia Góra
Chmurogóry - Jelenia Góra
...i już Karpacz.
O, tego tu nie było :) - Karpacz
Tyle że Karpacz i Karpacz Górny to delikatna różnica. Polegająca na tym, że do tego drugiego trzeba się jakoś wspiąć, co jest zadaniem dość sympatycznym, ale i minimalnie kondycji jakiejś tam wymaga.
Wyjąc, wcale nie z ropaczy - Karpacz
Te osiem kilometrów zimą nie jest wielkim wysiłkiem, gorzej mam tam latem, gdy łeb mi pęka od upału. Więc poszło nawet zgrabnie, a nagrody jak zwykle były na szczycie, zepsute klasycznym już widokiem na Hotel Gargamela, czyli Gołębiewskiego. Fuj :)
Rowerów zasady parkingu nie obowiązują :) - Karoacz
Góry i zamek Gargamela - Karpacz
Śniegu tylko jakoś brak. Nawet mi. Bo na szczytach jednak powinno być biało. Jedynie momentami Kotły i Śnieżka trzymały poziom :)
Aż po Rudawy... - Karpacz
Tylko Śnieżka broni śniegowego honoru - Karpacz
Dokręciłem do Wang i zacząłem się zastanawiać, jak wrócić – czy tą samą trasą, czy zjechać do Sosnówki. Wybrałem bramkę numer dwa i to był błąd. Bo zjeżdżało się suuuuuper, tylko że ta droga remontowana była gdzieś za króla Ćwieczka. Jak nie wcześniej. No i na jednej z miliarda dziur wypadł mi telefon. Zorientowałem się dość późno, bo gdzieś ze trzy kilometry poniżej Karpacza. Oczywiście od razu nawrotka i znów wspinaczka, z nosem przy ziemi. Kilka razy nawet się zatrzymałem i robiłem mały spacer, żeby sprawdzić, co leży w rowie. Na górze nic. No to w dół. Gdy już byłem w połowie tego, co zaliczyłem nieplanowo, stwierdziłem, że to bez sensu. I tu się przydał drugi smartfon – przypomniałem sobie, że oba mam zalogowane go Google, ściągnąłem więc sprawdzoną aplikację i już z grubsza wiedziałem, gdzie leży zguba. Nie wiedziałem tylko, w jakim jest stanie, bo dodzwonić się mogłem, ale to jeszcze nic nie oznaczało.

No i… była. Szczęście w nieszczęściu, że nie została przejechana przez żadne auto i spadła… centralnie na ekran. Bowiem po raz kolejny w życiu przydało mi się szkło hartowane. Rozbite koszmarnie, ale – tu już uprzedzam fakty – sam wyświetlacz skończył tylko na delikatnej rysce w rogu. Ufff, głupi ma szczęście, to fakt, ale szczęściu trzeba pomagać :)



Zjechałem do Sosnówki, tam jeszcze fotka z góry i z telefonem-pechowcem w łapie…
Telefon po crashteście, z widokiem na góry :/ - Sosnówka
Zalew w Sosnówce
...a potem ”podziwiałem” szkaradztwo, które zakwitło nad zbiornikiem w Sosnówce. Cóż, jeśli kogoś bawi płacenie kupy szmalu, żeby mieć chatę z widokiem na góry i wodę, ale do tej drugiej zakaz wstępu, a w góry niemały kawałek naokoło, to… nie bronię :)
Niby fajnie, ale wszędzie zakazy - Sosnówska
Perspektywicznie - Sosnówka
Skierowałem się na zachód, gdzie nastąpił akt drugi dramatu. Tak zaczęło wiać od strony wspomnianego zalewu, iż ledwo udawało mi się kręcić, momentami praktycznie stałem w miejscu. I gdzieś tam, na dróżce do Podgórzyna, wiatr zerwał mi słuchawki. Niestety nie byle jakie, porządne JBL-e na bluetooth :/ Oczywiście znów zacząłem bawić się w detektywa, jeżdżąc i łażąc na odcinku kilometra w tę i z powrotem. Jednak tym razem nie było happy endu :( Albo poleciały gdzieś dalej w pole, albo wpadły głęboko w trawę, albo wleciały do jednej z dwóch kratek ściekowych. No nic, może znajdzie je jakiś spacerowicz albo lubiący schodzić w dół rowerzysta – taki prezent ode mnie gratis :) Niepocieszony wróciłem do centrum Jeleniej przez Stawy Podgórzyńskie oraz Cieplice.

Oj, to nie był jak widać mój dzień. Góry me rodzinne widocznie mają na mnie focha, że tak rzadko do nich zaglądam. Dobrze, że nie zgubiłem roweru :)

TUTAJ Relive.


Kategoria Góry


Chmury, krasule i Nazgule

Środa, 16 października 2019 · dodano: 16.10.2019 | Komentarze 11

Eh… Wczoraj widocznie przechwaliłem, bo dziś pogoda – na ostatni dzień pobytu - sprawiła mi przykrą niespodziankę. Zamiast sympatycznego jesiennego słońca połączonego z fajną temperaturą, dostałem chmury, momentami deszcz, a w pakiecie jeszcze trochę mocniejszy wiatr. Szkoda, no ale co zrobić, skoro nic nie można zrobić? :)

Niestety, skutkiem ubocznym będzie brak jakiegokolwiek ładnego zdjęcia. Szukałem jak mogłem choć fragmentu, który nie byłby szary i zachmurzony, za to do przyjęcia, ale się nie udało.

Wiało z zachodu, taki więc kierunek sobie obrałem. Najpierw skierowałem się do Cieplic, ale tym razem bocznymi, syfiastymi dróżkami, w które lepiej się nie zapuszczać. Przypomniałem sobie czemu :) Ale nie ma tego złego – przy okazji, jakieś trzy kilometry od ścisłego centrum, napotkałem na bezzębną babcię… wypasającą krowy. O takie.

Oczywiście najpierw się upewniłem, czy mogę cyknąć co nieco, a po otrzymaniu zgody w rewanżu zdradziłem tajną informację, którą dysponowałem tu tylko ja. A mianowicie: która jest godzina :) Niepotrzebnie tylko zadałem pytanie o to, ile mleka dają, bo się okazało, iż one nie są po to, by nim się dzielić, tylko pojawić się u niektórych na talerzu :/ A mogłem nie pytać.

W Cieplicach odbiłem na Wojcieszyce, gdzie przywitałem się z mamutem i dwoma Nazgulami. Ot, zwykła rzecz, nie widzę w tym nic dziwnego :)


Trasą Czeską…



...dotarłem do Piechowic, gdzie jeden taki już się zabierał za zajumanie mi roweru (samobójca jakiś?), ale był na tyle nieruchliwy, że nie miał szans.

Następnie postanowiłem wykonać ponad siedmiokilometrowy podjazd do Szklarskiej Poręby…


...w celu zrobienia zakupów. Oczywiście interesowały mnie tylko i wyłącznie oscypki. I choć cel osiągnąłem…

...to z wypadu zadowolony nie jestem. Nie tylko bowiem nie zobaczyłem ani kawałka Szrenicy tam, gdzie ona zawsze dumnie wystaje…

...ale jak niepyszny musiałem korygować plany, wracając swoimi śladami zamiast przez Szklarską Dolną. Powód? Rozpadało się, a wersja ”klasyczna” była bardziej bezpieczna, gdyż zawierała mniejszą ilość zakrętów, na których można było rypsnąć. Żeby sobie poprawić nastrój, dokręciłem jeszcze do wysokości jakiegoś Gargamela psującego panoramę, oraz zatrzymałem się na chwilę przy Kruczych Skałach.



W Piechowicach jeszcze jedna pauza, w celu uwiecznienia pewnego przesłania ludu (nie)pracującego tych ziem. Wbrew pozorom może ono mieć bowiem wiele interpretacji, od tej dosłownej po takie zahaczające o tożsamość i walkę klas :)

Zaliczyłem również świetną, bo oldskulową stację kolejową.


Zjechałem do Sobieszowa, tam mignął mi zamek Chojnik…

...postarałem się też wychwycić choć kawałek widoku na Stawach Podgórzyńskich. Niestety :/


Jak niepyszny przez Cieplice dokręciłem do domu.

To właśnie tu wszystko się zaczęło. I człowiek kształtować się zaczął, i szkoła się zaczęła, i rowerowanie się zaczęło :) Czy jak to tam szło. Tylko kremówek (błeeee) nie było, za to pyszne lody włoskie – owszem :)

Sudety pożegnały mnie pochmurnie i częściowo mokro. Co ciekawe – lekko padało na samym początku, potem przestało, kumulacja trafiła mi się w Szklarskiej, w Cieplicach znów było sucho, a w centrum Jeleniej – mokro. Ot, całe góry.

Ważne, że pokręcone. Czas wracać do rzeczywistości. A zaległości na BS nadrobię wieczorem.

TUTAJ Relive, ale znów beznadziejne, bo samo mi się "klikło" i weszły tylko fotki, które program z automatu raczył wybrać. A edycja jest tylko w wersji płatnej, i to za niemałe pieniądze jak na apkę, która w sumie nie jest potrzebna do życia :)


Kategoria Góry


Rude Rudawy i łysa Łysa Góra :)

Wtorek, 15 października 2019 · dodano: 15.10.2019 | Komentarze 16

W sumie w tytule zawarłem większość tego, co chciałbym dzisiaj poruszyć :) No ale coś naskrobać trzeba.

Niestety, musiałem ruszyć dość wcześnie, bo koło ósmej, więc widoczki początkowo były jeszcze zamglone, a chmury malowniczo mieszały się ze szczytami. To jednak cale piękno gór - niby te same i takie same, a zawsze inne.

Na początek za swój cel obrałem przepustkę do płaskiej północy, czyli słynną Kapellę. Żeby jednak tam dotrzeć, najpierw musiałem przedrzeć się przez Zabobrze, bo dopadła mnie jakaś pomroczność jasna i zamiast ominąć tę najbardziej gównianą z jeleniogórskich dzielnic objazdem, wybrałem sobie wersję najkrótszą. Do tego jeszcze postanowiłem jechać zgodnie z przepisami, czyli śmieszkami. Oj, nigdy więcej - nie dość, że wytrzęsło, to jeszcze czekały na mnie zawsze czerwone światła, które w Jeleniej ustawione są jeszcze bardziej debilnie niż w Poznaniu. A to już sztuka. Plus jedyny? Widok na centrum z estakady.
Jelenia Góra - panorama
No i jeszcze mural klubu mojej młodości - Karkonosze w sercu noszę! :)
Karkonosze w sercu noszę! :)
W końcu zaczęła się wspinaczka - z domu do szczytu miałem ponad dwanaście kilometrów, z czego jakieś osiem pod górę. Lubię to ;)

Najpierw jednak - ku swemu zaskoczeniu i swej radości - natrafiłem na zapomnianą, przeterminowaną o ponad miesiąc, dożynkę! Dziwiszów, dzięki za sprawienie mi frajdy :)

To zdecydowanie była PANI dożynka :)

O samym podjeździe nie ma co za wiele pisać, lepiej popatrzeć :)
Podczas wspinaczki - Kapella
Jeszcze kolorowo - Kapella
Gdzie chmury, gdzie góry? - Kapella
Panoramcia - Kapella
Prawie na górze - Kapella
Głównym celem była Łysa Góra. Czemu? A, znów nie będę się rozpisywał :) Aż muszę dodać serię zdjęć podobnych do siebie, bo nie mogę się zdecydować, które wkleić.
Wjazd na Łysą Górę
Zaduma na szcycie - Łysa Góra
Tak tu zostać... - Łysa Góra
Pewnie by się dało prosto w dół - Łysa Góra
I raz jeszcze to samo, ale inaczej - Łysa Góra
Jeszcze rzut okiem na zupełnie niedoceniane Góry Kaczawskie...
Pogórze Kaczawskie z Łysej Góry
Góry Kaczawskie i czarny szatan
...i sru w dół :)

Trochę kilometrów miałem jeszcze do zrobienia, więc kierunek był oczywisty - Rudawy Janowickie.
Kierunek Rudawy - Jelenia Góra
Najpierw przetestowałem po raz kolejny obwodnicę Maciejowej (świetna sprawa, choć pobocza wciąż brak), by dotrzeć najpierw do Radomierza...
Barierkoza zaawansowana - Rudawy
Cycuchy na swoim miejscu - Rudawy
...a następnie do Janowic Wielkich, gdzie zahaczyłem o "mój" leśny strumyk...
Zjazd do Janowic
Obowiązkowy element w Rudawach
Coraz mniejszy, ale się jakoś wije
...i podrapałem za uszkiem znajomego trolla :)
Każdy troll lubi drapanko za uszkiem :)
Potem już nawrotka przez Trzcińsko, gdzie w okolicach najlepszego widoku na Sokoliki...
Właściwy kurs - Trzcińsko
Sokoliki w pełnej krasie - Trzcińsko
...czekała mnie niespodzianka. I to jaka! :) Piękno w pełnej krasie.
Patataj i takie tam :) - Trzcińsko
Cóż tu więcej dodać... - Trzcińsko
Potem już nuuudy....
Ostatni rzut okiem z Trzcińska
...i do domu.

Oj, piękna mi się jesień trafiła, muszę przyznać. Warto było przełożyć wolne o kilka dni, bo nie widzę tu siebie tydzień wcześniej, gdy lało, wiało i generalnie nap... nooo..., nie było ładnie :) I się nawet dożynka trafiła! A sama trasa powinna zostać przeze mnie opatentowana, bo to istny jelonek :)

TUTAJ Relive.


Kategoria Dożynki!!! :), Góry


Smarkacz na krańcu Polski (Przełęcz Okraj)

Poniedziałek, 14 października 2019 · dodano: 14.10.2019 | Komentarze 15

Jak to zwykle u mnie bywa, gdy jest okazja pojawić się w rodzinnych górach, a pogoda sprzyja wraz z wolnym czasem, to... jestem. Nawet na krótko. Generalnie dwa razy nie trzeba mnie namawiać, a czasem nawet nie trzeba tego robić jeden raz :)

W związku z tym wczoraj wieczorem wylądowałem w Jeleniej Górze, a dziś rano miałem z niej startować na luzaku, bo po planowanym wyspaniu się. Wszystko fajnie, bo i aura całkiem spoko, wiatr nie dokazywał, faktycznie spałem długo, ale przecież nie może być róży bez kolców. Owym kolcem był katar, który dopadł mnie dzień wcześniej, połączony z lekkim stanem przed przeziębieniowym, który chyba jednak opanowałem za pomocą ogólnodostępnych medykamentów.

Naładowałem do kieszonki paczkę chusteczek i ruszyłem koło jedenastej. Planu nie miałem, zdając się jak zwykle na powiewy. Były one generalnie z południa, czasem ze wschodu, więc najpierw zawitałem w Łomnicy, następnie Mysłakowicach...

...potem Kostrzycy...

...by pojawić się w końcu w Kowarach, miasteczku powoli odgruzowywanym z ruiny, do której doprowadziła komuna. Baaaaardzo powoli, ale jakieś tam efekty są już widoczne.

Cyknąłem sobie fotkę przy ratuszu, ale taką nietypową.

Czemu? Bowiem nie ma na niej ANI jednej osoby pochodzenia romskiego. Jednak po chwili wszystko wróciło do normy i mam wersję legitną, z Cyganką na pierwszym planie :)

Doczłapałem na samą górę tej miejscowości i już miałem zawracać, ale spojrzałem przed siebie...

...i już wiedziałem, co muszę dziś zrobić :) Kierunek: Przełęcz Okraj! Byłem przecież już blisko, czyli zaledwie o dziesięć kilometrów wspinaczki non stop pod górę  :) No to... do dzieła!




Gdy robiłem tę fotkę, akurat minęło mnie na podjeździe dwóch szoszonów, postanowiłem więc sprawdzić, czy ich dogonię. Okazało się, że owszem, i od tego momentu aż do samej góry miałem towarzystwo sympatycznych kompanów (jeden z Zielonej Góry, drugi z Gdyni, ale obaj pochodzący z lubuskiego).


Gadało się na tyle miło, że na górze dostałem zaproszenie... na piwo :) Ale nie pijam tak wcześnie, do tego przy moim stanie hamulców w starym trupie wolałem nie ryzykować podczas zjazdu, więc grzecznie podziękowałem, żegnając się, chłopaki zrozumieli i szybko popędzili szukać knajpy po czeskiej stronie, a ja cyknąłem tylko jak zwykle kultowe fotki i zawróciłem.



Zjazd - jak to zjazd - był genialny, nawet bez klocków hamulcowych.


I tyle :) Weny - przez smarkanie - za wielkiej nie mam, fotki wyszły takie sobie (ciągle pod słońce, za późno wyjechałem), ale lepsze takie niż żadne.

TUTAJ Relive.

A zaległości na BS później, bo muszę nadrobić te towarzyskie :)


Kategoria Góry


Turking, czyli usiąść na Okraj :)

Czwartek, 15 sierpnia 2019 · dodano: 15.08.2019 | Komentarze 14

Dzisiaj, ze względów logistycznych, musiałem wyjechać dość wcześnie, bo przed dziewiątą. Najpierw jednak wyszedłem z psem, przy okazji oceniając temperaturę. I  hmmm… po powrocie zdecydowałem się na koszulkę termo jako niezbędnik :) Oj, przydała się.

Za cel wybrałem sobie Przełęcz Okraj, czyli plus minus piętnastokilometrowy podjazd, raz mniej, raz bardziej upierdliwy, ale generalnie do ogarnięcia bez większego problemu. Ruszyłem z Jeleniej Góry najkrótszą drogą: przez Mysłakowice, Kostrzycę i Kowary, a potem już tylko do góry :)

Sama jazda bez specjalnej historii, bo wjazd jest dość popularny i lubiany, również przeze mnie, bo ”rzeźniczych” fragmentów jest tylko kilka, a największym plusem (w przeciwieństwie do Przełęczy Karkonoskiej) jest w miarę równy asfalt, który pozwala rozwinąć się na zjeździe, mimo sporej liczby serpentyn.

Kilka fotek. Najpierw Jelenia Góra i DDR-ka, która w swojej głównej części powstała już dobre kilkanaście lat temu, a jakościowo jest lepsza niż cała masa gówien budowanych tam później. Oczywiście nie brakuje absurdów, takich jak za wysoki krawężnik w miejscu, gdzie styka się z wyjazdem z obwodnicy, lecz to jest właśnie przykład współczesnej (bez)myślni.
Ot, śmieszka :) - Jelenia Góra
Zerknięcie w bok - Jelenia Góra
DDR-ka z klimatem, jakościowo wyjątkowo przyzwoita - Jelenia Góra
Okolice Kowar to już widokowa uczta, oczywiście pod warunkiem, że wytnie się… Kowary :)
Kowary - obwodnica
Jak się wytnie Kowary, to nawet ładnie :)
No i sam podjazd – tu tylko kilka zdjęć, gdyż widoki są skrzętnie ukryte, i bardzo dobrze, bo teren jest pięknie zalesiony i niech tak zostanie. Oczywiście w pewnych miejscach zostało już ”podziałane” :/
Punkt widokowy - trasa na Okraj
Zbliżenie punktowe - trasa na Okraj


Powyżej świata - trasa na Okraj
Najbardziej męczące były… korki. Mometami czułem się jak w Poznaniu na Rondzie Śródka (przypomnę, że jest teraz w remoncie), a analiza tablic rejestracyjnych tylko mnie utwierdziła w tym skojarzeniu :) Kij z tym, że co chwilę ktoś mi siedział na kole, gorsze było to, że podczas powrotu musiałem zwalniać.

Czechy zostały nawiedzone po raz enty, ale wciąż pozytywne emocje budzi we mnie przejazd przez granice bez żadnych kontroli. Pamiętam oczywiście czasy, gdy bez paszportu dało się jedynie pocałować szlaban i trzeba było wracać jak niepyszny. A teraz? Bajka.
Bezgranicznie - Okraj
Poszczerbione, ale jest - Okraj
Pokręciłem się troszkę po terenach przygranicznych, żeby dystans się ładnie zaokrąglił. Przy okazji skorzystałem z wahadła i mam ujęcie bez samochodów :)
Czesię się - OkrajTamże znalazłem tura, a nawet Turkinga :) Z dzwoneczkiem. Tylko te rogi mogliby mu dosztukować, bo jakiś taki otępiały się wydaje.
Turking :) - Okraj
Czas naglił, więc oddałem się rozkoszy zjazdu. Moja ulubiona część tego typu wycieczek :) Gdy poezja się skończyła, pozostało mi już tylko człapanie swoimi śladami do domu, raz pod wiatr, raz z wiatrem, różnie, różniście :)
I jeszcze ze zjazdu - Okraj
Relive TUTAJ.

Zaległości na BS znów będą nadrobione z opóźnieniem, ale póki co w zamian jedna z niewielu Biedronek z dobrą perspektywą :)
Biedronka z perspektywą - Mysłakowice



Kategoria Góry


Jelotek

Środa, 14 sierpnia 2019 · dodano: 14.08.2019 | Komentarze 20

Dzisiejszy wypad nastąpił wyjątkowo późno, bo po jedenastej. Ale mam wytłumaczenie - wczorajsze nadrabianie jeleniogórskich zaległości towarzyskich "lekko" nam się przedłużyło, jednak nie każdego wieczora ma się okazję podyskutować z rzeczniczką prasową jednej z głównych państwowych spółek o jej uzależnieniu od rządzącej nam wszem i wobec partii. Grunt, że przyznała w końcu, że będzie głosowała na nią jedynie dla własnego partykularnego interesu, bo co stołek, to stołek. Ale poza tym dziewczę całkiem sympatyczne i ogarnięte - życzę, żeby utrzymała posadę jako... dobry fachowiec zatrzymany na nim przez nową ekipę :)

Co do rowerowania - na pierwszy ogień poszła dziś Kapella, czyli miejsce, na które wjeżdża się tylko w jednym celu: wykorzystania okazji do zrobienia fotek Kotliny Jeleniogórskiej i okolic, jeśli oczywiście pogoda pozwala. A ta prezentowała się całkiem sympatycznie, choć wiatr na górze był solidny i miałem problemy, żeby podczas zjazdu wycisnąć marne 50 km/h. Tylko ta zalegająca w kilku miejscach od ponad roku tarka już "lekko" irytuje :/

Fotki ze wspomnianej (Kapelli, nie tarki):


Niebiesko! :) - Kapella
Zielono! :) - Kapella


Na szczycie, czyli Łysej Górze, chwila relaksu...
Łysa Góra - Kapella
Uschnąć się nie da - Kapella
...i powrót swoimi śladami na jeleniogórskie Zabobrze. Na dole stwierdziłem, że mimo podmuchów z zachodu jednak ciągnie mnie w ukochane Rudawy, więc tam skierowałem swe koła, przy okazji po raz pierwszy zaliczając w całości obwodnicę Maciejowej - jest godna, ale pobocze to śmiech. Przez łzy.

Potem już klasycznie: Radomierz, Janowice Wielkie, Trzcińsko, Bobrów, Wojanów, Łomnica i do Jeleniej. Wszędzie dokoła - jak zwykle - cycuchy :)
Cycuchy Rudawskie


No i oczywiście nie zabrakło ziomala :)

Relive TUTAJ - na nim trasa wygląda niczym skaczący kotek, a na mapie niczym jelonek. Stąd tytuł wpisu.


Kategoria Góry