Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 206038.55 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2020

Dystans całkowity:1661.15 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:62:55
Średnia prędkość:26.40 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Suma podjazdów:7663 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:53.59 km i 2h 01m
Więcej statystyk
  • DST 52.60km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.44km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

DeSzczyny

Sobota, 11 stycznia 2020 · dodano: 11.01.2020 | Komentarze 12

Ma ktoś może jakąś wiedzę, czy można pozwać pogodynki o zasyfienie roweru? Jeśli tak, będę wdzięczny za info, pozew się odpowiedni napisze :)

A co chodzi? Ano o to, że jak zwykle przed wyjazdem wykonałem dogłębną analizę kilku portali pogodowych, na których jak byk stało: w nocy opady, od rana przejaśnienia. Połowa się zgadzała - w nocy lało. W momencie wyjazdu, czyli około dziewiątej rano, niebo było zachmurzone, jednak nie leciała z niego ani kropla. Dobra moja, jest okazja na przetestowanie nowego, jeszcze w miarę czystego, napędu - pomyślałem. O ja naiwny!

Jakieś pięć minut po ruszeniu zaczęło mżyć, przestawać, mżyć, przestawać, mżyć - i tak przez całe miasto (bo wiało niby z północnego zachodu, więc miałem tę atrakcję jako niemal obowiązek), od Dębca przez Grunwald, Jeżyce i Golęcin do Strzeszyna. A potem... zaczęło już regularnie padać, raz słabiej, raz mocniej, ale prawie non stop. Typowe regularne deSzczyny...

W związku z tym mało było przekleństw, których nie użyłem podczas dzisiejszego wyjazdu. W sumie nawet nie wiem, czy nie wyczerpałem pełnego arsenału, w kilku różnych językach. Bowiem niemal cała reszta trasy (TU Relive), przez Psarskie, Kiekrz, Rogierówko, Kobylniki, Sady, Swadzim, Batorowo, Lusowo, Zakrzewo oraz Plewiska do domu to chlupanie w butach, przecieranie okularów oraz zbieranie błota z pyska. Do tego wiatr, klasycznie najpierw w mordę, a porem w mordę. Generalnie masakra.


Czysty napęd poszedł się dziobać. Do pracy też miałem jechać rowerem, ale się poddałem.

Oficjalnie oświadczam: POGODYNKI - NIENAWIDZĘ WAS! :)

A propos nienawiści - dziś Światowy Dzień Wegetarian. Szukałem w związku z tym jakichś sensownych memów, ale większość jest tak beznadziejna i nieśmieszna (cudów się nie spodziewałem, ale jest gorzej niż myślałem), że udało mi się wyłuskać zaledwie kilka minimalnie zabawnych :)








  • DST 61.20km
  • Czas 02:26
  • VAVG 25.15km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chrapkowo

Piątek, 10 stycznia 2020 · dodano: 10.01.2020 | Komentarze 6

Taaa... Miałem chrapkę na przejechanie się poserwisową szosą. I na chrapce się skończyło. Bowiem od rana lało, a dopiero co wczoraj wyczyściłem nowy napęd po jeździe z punktu naprawy do domu. Nie, nie mogłem T-rek(s)owi tego zrobić :)

Ruszyłem więc Czarnuchem, który - jeśli dalej tak pójdzie - również niedługo będzie musiał zostać rozbebeszony. Ale póki co jeździ dzielnie.

Trasa zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Gdy ruszałem, akurat tylko kropiło. Kilka kilometrów dalej w ogóle przestało, więc żałowałem, że jednak nie wziąłem szosy. Jednak po chwili nastrój mi się polepszył, bo.. znów zaczęło padać. Ot, prosty sposób na likwidację dysonansu :) Aha, no i wiało, paskudnie, mocno i nieprzyjemnie. Ale za to było dość ciepło.

Jedna rzecz, która mnie zdziwiła, to to, że miałem niewątpliwą przyjemność być mijanym i wyprzedzanym w różnych miejscach przez radiowóz lub radiowozy. Przypadek? Nie sądzę, bo najczęściej działo się to w okolicach śmieszek, które akurat na góralu w części zaliczam. Choć nie wszystkie, oczywiście :)

Nawet fotki dziś nudne, tradycyjne, bez polotu.


Z newsów: kościół w Dopiewie będzie JESZCZE piękniejszy :)

Dystans zawiera dojazd do pracy. W deszczu, a jak.


  • DST 58.70km
  • Czas 02:18
  • VAVG 25.52km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 212m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Baranowo i ostrozębowo

Czwartek, 9 stycznia 2020 · dodano: 09.01.2020 | Komentarze 11

Dzisiaj padać miało i padało. Czasem nawet pogodynkom coś się uda - niestety.

Na szczęście rano nie były to opady wielkie, raczej mżawka, ale i tak szosowanie raczej odpadało. Średnio też było z nastrojem, bo w nocy niemal zabił mnie ból zęba - zazwyczaj jestem odporny na takie atrakcje, ale tym razem pomógł dopiero drugi Ibuprom, i to nie od razu. Łącznie ponad godzina męczarni gdzieś między trzecią a czwartą.

Dobrze, że miałem wolne i mogłem choć częściowo odespać. Gdy już ruszyłem Czarnuchem, najpierw pojechałem do swojego dentysty, zapytać o terminy - niestety, wszystko pozajmowane na dwa tygodnie do przodu, więc zostałem wpisany jedynie na listę rezerwową. Nie wiem, czy wszystkim w nowym roku zęby zaczęły się dziurawić, ale ma się to szczęście :/ Jakoś może wytrzymam do swojego właściwego terminu.

Jazda była w sumie całkiem przyjemna, mimo mokrych dróg. Wykonałem spokojnego "wisielca", czyli: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Sowiniec - Baranowo - Żabno - Żabinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Miałem ciut czasu, miałem mtb, więc sobie pozwiedzałem przez chwilę tereny nadwarciańskie w Baranonowie. Uwielbiam ten ich powolny, częściowo leśny, częściowo łąkowy, klimat.
Przed zakrętem - Baranowo
Warto stanąć nad Wartą - Baranowo
Łąki, pola, woda - Baranowo
Kawałek lasu też był.
Po oddech - okolice Żabna
A jakby ktoś chciał sobie kupić pałac w Sowińcu, to zapewne ten samolot dostanie gratis :)
Dwa ciężkie kalibry - Sowiniec
Dodawany do pałacu gratis - Sowiniec
W Mosinie nawet drona by nie trzeba było zatrudniać, żeby znaleźć tego, kto nas morduje...

...a w Luboniu wciąż bez zmian. Standardy rowerowe idealne dla miłośników wspinaczki wysokogórskiej...
Lubońskie standardy rowerowe. Przydałby się zestaw wspinaczkowy
...no i sytuacja w trzecim miesiącu po wyborach.
Trzy miesiące po wyborach... - Luboń
A po południu... odbiór T-rek(s)a! :) Klasycznie w praniu wyszło, że po rozkręceniu roweru ilość części do wymiany rośnie nawet szybciej niż żądania suwerena, gdy wyczuje on, że władzy dobrze idzie kupowanie głosów. Finalnie do wymiany poszły: kaseta, kółeczka od przerzutki, obydwa blaty (jeden niestety srebrny, bo czarny owszem, by był, za... jakieś sześć tygodni), łańcuch, wyprostowana została przerzutka oraz wymieniona szprycha w starym kole. Jak zwykle dostałem spory rabat, bo kwota była, hmmm, typowa szosowa. No nic, liczyłem się z tym. Fajnie, że części JESZCZE gdzieś były i że chłopaki szybko (plus zimowych terminów) ogarnęli temat, nie po raz pierwszy zresztą, potwierdzając wysoką pozycję w rankingu moich ulubionych serwisów.
Szosa po serwisie - czysta
Czystością cieszyłem się kilka minut, bo całe pięć kilometrów do domu wracałem już w ulewie.
Szosa po pięciu kilometrach w deszczu - już usyfiona
Dla zainteresowanych: tak wyglądają części po tym, jak tylko ja potrafię je zmasakrować :) No ale na czymś te 20 tysięcy trzeba było w tamtym roku zrobić :)

Zęby dla rekina, czyli blat po trzydziestu tysiakach


  • DST 52.20km
  • Czas 02:00
  • VAVG 26.10km/h
  • VMAX 41.10km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niepad

Środa, 8 stycznia 2020 · dodano: 08.01.2020 | Komentarze 12

Miał być dziś opad, a był niepad. Nie żebym narzekał, bo to zdecydowanie miłe zaskoczenie, ale trzeba było straszyć? To pytanie oczywiście do pań i panów pogodynek, jak już wielokrotnie wspominałem - wróżek i magików, przy których Wróżbita Maciej to niemal utytułowany fizyk nuklearny.

W związku z zapowiadanym tym, czego nie było, ruszyłem Czarnuchem, sprzętem opancerzonym (przynajmniej z tyłu) antydeszczowo. Niebo, raz jasne, raz ciemne, było problemem mniejszym. Tym istotnym, upierdliwym był wiatr, który przez pierwsze kilkanaście kilometrów (Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo) robił ze mną co chciał. Ale tym razem miałem szczęście i gdzieś przed Mosiną mogłem zacząć grzać się w ciepełku wydzielanym przez ciągnik z naczepą, który może nie był demonem prędkości, ale te 25 do 30 km/h wyciągał, za wyjątkiem samej Mosiny, gdzie jakby na złość wlókł się poniżej dwudziestki. Co najważniejsze - wiedział, dokąd zamierzałem jechać, towarzysząc mi przez Krosinko i oba Dymaczewa do granic Będlewa, gdzie niestety skręcił na jakąś posesję, jednocześnie otrzymując ode mnie podziękowania. Bo taką pomoc się chwali. A wracałem swoimi śladami - TUTAJ Relive.

No właśnie, Będlewo. Dawno mnie tu nie było. Cieszy, że tamtejszy pałac, aktualnie restauracja, hotel oraz centrum konferencyjne Polskiej Akademii Nauk, pięknieje. Jeszcze kilka lat temu stan obiektu wydawał mi się o wiele gorszy.
W pełnej krasie - Pałac Będlewo
Fontanna, aktualnie bez wody. Potencjał na lodowisko zmarnowany - Pałac Będlewo
Fajne jest też otoczenie, czyli leśne ostępy chronione przez Obszar Natura 2000, któremu nawet szyszkopodobne bestie nie za bardzo mogą podskoczyć. Ale oczywiście musi być też jakieś "ale", czyli specjalność zakładu zwanego Nadleśnictwem Konstantynowo - zakaz wprowadzania psów. Szkoda, że obok nie ma zakazu wprowadzania myśliwych - o, to by miało jakiś sens.
Dobrze, że oddychać jeszcze w lesie można - okolice Będlewa
Moczarowe czarowanie - okolice Będlewa
Bagienko - okolice Będlewa
Gdy jechałem śmieszką w Łęczycy, prawie na jej środku zobaczyłem... rower. A w sumie trupa roweru, bo jego stan był gorszy nawet niż mojej szosy (przy okazji raport z frontu - części jeszcze nie doszły, jest minimalna szansa, iż stanie się to jutro). A że do czego jak do czego, ale do dwóch kółek mam sentyment, zatrzymałem się i przestawiłem ów wehikuł na bok drogi.


Co ciekawe - gdy wracałem (w sumie minęła może godzina) nie było po nim już śladu. Chciałbym wierzyć, iż przyjechał po niego właściciel, ale coś mi się wydaje, iż raczej jakiś rodak zwietrzył interes życia i dostarczył go na pobliskie (kilkaset metrów dalej) złomowisko :)


  • DST 58.20km
  • Czas 02:09
  • VAVG 27.07km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 246m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Snickersa

Wtorek, 7 stycznia 2020 · dodano: 07.01.2020 | Komentarze 16

Dzisiaj już normalny, czyli nienormalny, dzień pracy, więc czasu na wylegiwanie nie było. Powinni tego zabronić. Pracy, a nie wylegiwania, oczywiście.

Drogi częściowo mokre, częściowo suche, postanowiłem więc zaryzykować jazdę Ventylem, który o dziwo jeszcze się całkowicie nie rozleciał. Co jest już pierwszym tegorocznym sukcesem marki Kross :)

Jechało się przyzwoicie, ale ostrożnie, bo świat wolę jednak podziwiać znad ziemi, a nie z jej poziomu. Z plusów - nie wiało mocno.

Trasa to najprostsza glizda południowa: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Żabno - Żabinko - hopka i nawrotka.


W tym zimowo-wiosennym miejscu - niczym Kubuś Puchatek czekający na miodek - miałem plan, żeby z plecaka wyjąć Snickersa, którego, byłem pewien, tam mam, i się nim delektować. Nawet macałem go łapczywie łapą. A tu zonk - to, co wyczuwałem, to multitool. W sumie dla ślepego nie do odróżnienia :) Byłem niepocieszony - ale główka pracuje, więc skojarzyłem, że w Żabnie jest sklepik (był, czysty PRL z niePRL-owską, bo miłą, panią), więc tym samym pozbywając się dwóch zlociszy spełniłem swą zachciankę.

Na śmieszce w Łęczycy postawili nowe (?) kierunkowskazy - na Wrocław (195 km) oraz Mosinę (8,5 km). Tu i tu rowerem bywałem, wybieram zdecydowanie tę drugą miejscowość. Nie tylko ze względu na mniejszą ilość bruku :)

Dystans zawiera dojazd do pracy, ale tylko w jedną stronę. I tak już dziś zostanie. Bowiem te pięć kilometrów to podróż T-rek(s)em do najbardziej sprawdzonego poznańskiego serwisu, z duszą na ramieniu (na najlżejszym przełożeniu, błagając o jak najmniejszą ilość startów i pauz. Dobrze, że miałem z wiatrem). Była co prawda nadzieja na odbiór szosy jeszcze tego samego dnia, bo chłopaki na miejscu mieli kasetę (dziesięciorzędowe są już na wymarciu), łańcuch oraz kółeczka do przerzutki, ale oczywiście coś musiało pójść nie tak, a tym razem negatywnym bohaterem (także finansowym) okazał się zamiennik dużego blatu, który zęby miał już takie, jak gadzi patron całego sprzętu. Wyszło w praniu, iż ten pod mój system już jest ciężki (choć nie niemożliwy) do dostania, więc gdzieś tam został zamówiony - dojdzie w wersji optymistycznej jutro, w wersji realnej pewnie pojutrze. No nic, od tego są ludzie, którzy się na tym znają, pewnie ja, gdybym zamówił, dzisiaj bawiłbym się w czytanie regulaminów zwrotu. Najbardziej przeraża mnie to, że z dwoma kółkami robi się ostatnio to samo, co ze sprzętem elektronicznym - naprawa ciut starszych modeli przypomina wyprawę archeologiczną. Oczywiście dość drogą.


  • DST 53.20km
  • Czas 02:02
  • VAVG 26.16km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 271m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pełnobrzuchowo

Poniedziałek, 6 stycznia 2020 · dodano: 06.01.2020 | Komentarze 10

Niestety - albo raczej stety - wczoraj nie udało się wrócić od znajomych o kulturalnej godzinie, tylko gdzieś po pierwszej w nocy. W związku z tym poranne wstawanie nie za bardzo wchodziło w grę, z kilku względów :) Ale dzięki temu – po raz pierwszy od zakupu – zegarek powiedział mi, że długość snu była ”odpowiednia”. Coś czuję, że prędko się to nie powtórzy, więc niech to będzie dzisiejsze właściwe święto.

Ruszyłem gdzieś koło południa, nakawowany i najedzony. Czyli w stanie dla mnie niemal nieznanym :) Długo się zastanawiałem, który rower wybrać do jazdy – starą szosę czy górala, aż w końcu zdecydowałem się na tę drugą opcję. Przekonały mnie jeszcze lekko świecące się, mokre drogi oraz wszechogarniająca szarość za oknem.

I zdecydowanie nie żałuję tego wyboru. Co prawda terenu było dziś minimalnie, ale za to fajnie mi się kręciło, bo na luzie, bez większego pośpiechu, zaliczając także dwa sympatyczne podjazdy: jeden w Starym Puszczykowie, drugi na Osową Górę (pierwszy raz w tym roku), ale nie Pożegowską, tylko wersją mniej popularną, od strony Szosy Poznańskiej. No i bez większego ryzyka gleby, co na wąskich kółkach nie byłoby w tych warunkach wykluczone.

Trasa to znów "kondominium", a że ostatnio często je wykonuję, skrócę przejechane miejscowości do tych większych: Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Stęszew - Komorniki - Poznań.

Jedna z moich ulubionych miejscówek, czyli glinianki i wieża widokowa na Pożegowie, jest sympatyczna niemal zawsze: latem można się tu legalnie wykąpać unikając tłumów, a o każdej innej porze roku po prostu cieszyć bliskością lasu.

Gdy robiłem fotkę, zagadał mnie sympatyczny pan, pytając czy jestem zadowolony z roweru, bo myśli o zakupie Krossa. Oczywiście zareklamowałem Czarnucha, bo powodów do narzekań nie mam, a po chwili rozmowy jeszcze zapaliłem mojego rozmówcę do nabycia szosy. Jak zwykle były obawy, że samochody i w ogóle (w sumie słuszne), ale gdy w toku gaworzenia wyszło, ile można dzięki temu zrobić kilometrów rocznie, widziałem, iż ten środek transportu zdecydowanie zyskał. Gdy już się pożegnaliśmy, usłyszałem tylko, jak małżonka pana komentuje: ”nooo, dwadzieścia tysięcy to już jest dużo”. Hehe :)

Zjazd Pożegowską to jak zwykle miodzio :)

Natomiast wjazd pod Stare Puszczykowo ciężko jest dobrze sfocić, ale też potrafi troszkę zmęczyć.


Jak widać wziąłem kamerkę, więc… żaden idiota, któremu się coś wydaje, się nie napatoczył. A szkoda :) W zamian więc tylko klasyczny gazeciarz, z Kościana zresztą, gdzie olewanie przepisów to regionalna tradycja i obowiązek.

Na koniec wyznanie od serca. Jego autorem może być:

a) jakiś krótko obcięty jegomość, niezadowolony z tego, że musiał pójść siedzieć, oczywiście za niewinność;
b) ”dziennikarz” TVP lub poseł partii rządzącej :)

Aha, zanim znajdę czas na odkopanie się z BS-a, chwilę potrwa – jak się okazuje, jeden dzień to tu wieczność. No i dobrze – dobrze to świadczy o jego użytkownikach :)


  • DST 53.20km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.76km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 144m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po-lew-ka

Niedziela, 5 stycznia 2020 · dodano: 05.01.2020 | Komentarze 6

Wpis-ekspres, bo wolna niedziela. Czyli oczywisty brak czasu: najpierw musiałem odespać, potem rower, pies, odwiedziny u Teściowej, a na wieczór mamy zaplanowaną wizytę u znajomych. Tak na przyszłość: jeśli ktoś czuje, że ma za długą dobę, chętnie przyjmę ową nadwyżkę :)

Wyjazd nastąpił po jedenastej, gdy temperatura była lekka powyżej zera, choć na drogach jeszcze momentami pojawiały się placki lodu. O dziwo nie wiało jakoś specjalnie mocno, ale na tyle upierdliwie, że odczucie chłodu było znaczne.

Trasa północno-zachodnia: z Dębca przez miasto, czyli Hetmańską, Przybyszewskiego i Jeżyce na Golęcin, tam odbicie na Ogrody oraz Wolę, potem Przeźmierowo, Sady, Swadzim, rundka po Tarnowie Podgórnym i powrót przez Lusowo, Dąbrowę, Wysogotowo oraz Plewiska. O tak.


W Tarnowie Podgórnym wciąż święta.

Wiem, że już kiedyś o to pytałem, ale chyba nie każdy miał okazję poznać odpowiedź. Zagadka: jakie zwierzę jest "wyrzeźbione" pod strojem Mikołaja?

Nie, nie mucha plujka, nie komar, nawet nie kaczka. To... lew :)

BS-a ogarnę albo wieczorem, albo jutro.


  • DST 51.30km
  • Czas 02:02
  • VAVG 25.23km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Saabotując

Sobota, 4 stycznia 2020 · dodano: 04.01.2020 | Komentarze 26

Prognozy na dziś były z grubsza pisane pod starego, doświadczonego bacę: miał być deszcz, albo go być nie miało. I w sumie zarówno był, jak i go nie było. Skomplikowane? No to po kolei.

W nocy lało, nad ranem przestało, ale pogodynki wieszczyły, że to tylko chwilowa przerwa. Oczywiście ją wykorzystałem, wyprowadzając Czarnucha, choć w zamierzeniu miałem wykonać jedynie gluta, a jeśli Latający Potwór Spaghetti da, to dokręcę do pięciu dych. No i dał, niech mu sosy lekkie będą :)

Trasa w związku z tym dość pokręcona, niczym drogi rodaków do domu nad ranem pierwszego stycznia. Wyruszyłem lekko przed dziewiątą, z Dębca kierując się do Plewisk, następnie przez Komorniki i Rosnowo do Chomęcic, gdzie nastąpiła taktyczna nawrotka znów na Komorniki i Plewiska do Poznania, z których - jako że jeszcze nie lało - obrałem kurs na Luboń, potem po raz trzeci Komorniki i "piątką" do Poznania. Wyszło takie cuś (skąd Relive od jakiegoś czasu bierze dystans i średnią nie mam pojęcia, ale ni w ząb nie ma tu zgodności z rzeczywistością).

Po drodze zlało mnie delikatnie tylko raz, za to gdy zbierałem się do wyjazdu do pracy nastąpiło prawdziwe urwanie chmury - więc z dojazdu rowerem nici. Dobrze jednak, iż stało się tak, a nie odwrotnie. Aha, no i łeb urywało koszmarnie.


Przy okazji budowy dojazdówek do S5 zbudowano koło Gluchowa śmieszkę. W sumie całkiem fajną, asfaltową, szeroką, z posadzonymi drzewkami...

...ale oczywiście musi być "ale" :) Oto ono:

Tam dalej już tylko pole. Oczywiście na równoległej drodze widnieje zakaz jazdy rowerem. Ot, Polska.

A skoro jesteśmy przy rodakach. Gdy jechałem ulicą Głogowską z Komornik, czyli aktualnie zwykłą drogą krajową, na tym odcinku z ograniczeniem do osiemdziesiątki, gdzie nie ma żadnego zakazu jazdy rowerem (najbliższy jest kilkanaście kilometrów dalej, przed Stęszewem) są za to po dwa pasy ruchu, pas zieleni i szerokie pobocze, więc niektórym troglodytom wydaje się, że to jakieś przedłużenie ekspresówki i co jakiś czas słyszę nad uchem klakson...


...dziś na mojej wysokości zaczął zwalniać samochód i jakiś mądrala w środku zaczął robić mi zdjęcia i/lub nagrywać. Niestety nie zdążyłem zareagować, bo po chwili pomknął dalej. Oświadczam oficjalnie: jeśli znajdę gdzieś na jakimś forum dla rozumiejących inaczej swój wizerunek, nie odpuszczę i zgłoszę ową istotę gdzie trzeba. Używanie telefonu podczas jazdy oraz spowodowanie ewentualnego zagrożenia przez niczym niewymuszone nagłe zwolnienie będą tylko wisienką na torcie :)

No i na koniec moje dzisiejsze znalezisko. Z czasów, gdy samochody miały jeszcze duszę: Saab 96 v4, czyli skarpeta, no cóż, ze że Szwecji :)


I to jeszcze na chodzie i w całkiem niezłym stanie!


  • DST 62.20km
  • Czas 02:18
  • VAVG 27.04km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 151m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nutkowo

Piątek, 3 stycznia 2020 · dodano: 03.01.2020 | Komentarze 19

Na początek nutka optymizmu: dziś nic mi w rowerze nie odpadło, nie pękło, nie postanowiło żyć własnym życiem. Choć co do tego ostatniego to nie mogę być pewien, bo zapobiegliwie miałem znów słuchawki ustawione na maksymalną głośność. Mniej stresu :)

A poza tym... Jazda wybitnie ciężka. Zimno (rano niewiele powyżej zera) i bardzo wietrznie. Szaleć się nie dało, a nawet nie było na to chęci - jedną motywacją była konieczność pojawienia się w samo południe w pracy.

Trasa zachodnia: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.



Bez przygód i czegoś wartego opisania. Choć to i tak więcej, niż będzie zapewne jutro - ma lać. A i wiać jeszcze mocniej.

Dystans zawiera dojazd do pracy.

Przypomniałem sobie, że zapomniałem. Podsumować grudzień :) Oj, zmęczył mnie ten miesiąc wybitnie, bo dobijałem do 20 tysięcy. Wykręciłem 1913 kilometrów (mój rekord miesięczny - w zimowym miesiącu!), co prawda kosztem tragicznej średniej: 26,9 km/h. 

Na podsumowanie roku przyjdzie jeszcze czas. Bo na to będę potrzebował duuuużo więcej czasu.


  • DST 52.85km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.82km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 208m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Serwus nieserwisowy

Czwartek, 2 stycznia 2020 · dodano: 02.01.2020 | Komentarze 13

Drugi w tym roku wypad rowerowy, drugi szosą, drugi trupem-Ventylem. Nie obyło się bez sprzętowej niespodzianki, ale o tym później. Najpierw raport w temacie naprawy T-rek(s)a. Czyli w sumie... brak raportu. Awaria (czyli spowodowane przeze mnie zarżnięcie sprzętu po świętach) trafiła mi się w tak beznadziejnym momencie, że mimo możliwości naprawy od ręki w zaprzyjaźnionych serwisach, części "na teraz" praktycznie nie ma. Bowiem dziesięciorzędowe kasety (urok starej 105-tki) najczęściej są na zamówienie, a większość sprawdzonych hurtowni ma... przerwę noworoczną. Co prawda w jednym miejscu była jedna jedyna sztuka, ale Tiagra, którą miałem pierwotnie i nie do końca mi pasowała....Oczywiście, mógłbym zamówić gdzieś na Alledgrogo, ale że znów mamy jakieś bezsensowne święto, to przyszłoby to może dzień czy dwa wcześniej, do tego nie ufam swojej wiedzy w tym względzie - wolę wymianę całości (kaseta + łańcuch + blaty + ewentualnie kółeczka od przerzutki) zlecić fachowcowi. Czyli, podsumowując, kicha.

Żeby było ciekawiej (to już moment na "ale o tym później"), gdzieś na czterdziestym kilometrze przestał mi działać licznik. Ale nie, nie, to nie żaden banał typu przecięty kabelek czy odpadający czujnik. Poszła... szprycha trzymająca ten ostatni... Cóż, jak nie urok, to sraczka. Szczęście w nieszczęściu, że to przednie koło, więc po powrocie po prostu podmieniłem je na to z drugiego roweru, a tamto pojedzie sobie jako kolejny element kupy serwisowej.

A co do dzisiejszej trasy, to znów zaliczone zostało "kondominium", ale od właściwej strony: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań.

Warunki całkiem przyzwoite, choć momentami jeszcze drogi oblodzone, a pola oszronione.




W Stęszewie miałem okazję wyprzedzić naprawdę godny duet. Potrafił się rozbujać nawet gdzieś do 10 km/h. W porywach :)

PS. Na życzenie kolegi 100mila - zdjęcie wampirzego blatu :)