Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 206038.55 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2017

Dystans całkowity:1608.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:16
Średnia prędkość:28.09 km/h
Maksymalna prędkość:61.50 km/h
Suma podjazdów:6139 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:53.61 km i 1h 54m
Więcej statystyk
  • DST 54.50km
  • Czas 01:52
  • VAVG 29.20km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 110m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

SPC 2017 :)

Czwartek, 11 maja 2017 · dodano: 11.05.2017 | Komentarze 4

No proszę. Całkiem całkiem pogoda się w końcu zrobiła. Co prawda wiatr jeszcze daje solidnie znać o sobie, ale jest cieplejszy, przez co mniej odczuwalny. Do tego wróciło na wokandę coś dawno zapomnianego, czyli niebieskie niebo... Czyżby JUŻ przyszła wiosna? Nieeeee noooo.... Bez przesady :)

W sumie gdyby nie miejski koszmar pomiędzy Dębcem a Starołęcką razy dwa to można by się było pokusić o jakąś przyzwoitą średnią. A tak to wyszła po prostu mniej wstydliwa :) Wykonałem dawno nie odwiedzany klasyk z Poznania przez Koninko, Gądki, Szczodrzykowo, Krzyżowniki, Tulce, Jaryszki, Krzesiny i do domu. Jako od niedawna świadomy uczestnik rywalizacji European Cycling Challenge starałem się nie rozpędzać ponad 45 km/h, ale się nie udało :). do tego nie mieć średniej powyżej 30 km/h (to akurat wyszło). Największy problem był z dystansem, bo za cholerę 50 kilometrów z małym plusem nie łapało się na mniej niż 35. Choćbym się zes...tresował to się nie łapało :) Zrobiłem więc rzecz karygodną, niedopuszczalną i zasługującą na karę, czyli podzieliłem trening, co jest zakazane. Wiem, śmieć ze mnie i oszust, oczekuję teraz tylko wizyty odpowiednich służb i rozstrzelania w obecności komisji konkursowej. A tak w ogóle to mam postulat, żeby zmienić nazwę rywalizacji na Stosunek Przerywany Challenge 2017 :)

Poniżej fota, dzięki której będę miał odfajkowaną coroczną "misję rzepak". Jest zdjęcie? Jest. No to mam spokój :) A przy okazji gratka dla każdego miłośnika filozofii, bo tam gdzie zaczynają się drzewa można również osiągnąć Granicę Poznania :)

A tu owa aleja kasztanów w od środka, uchowana przed szyszkowcami chyba tylko dlatego, że jest pomnikiem przyrody. I dobrze, że wciąż jest.



  • DST 54.35km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.61km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 105m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Regulaminowo

Środa, 10 maja 2017 · dodano: 10.05.2017 | Komentarze 11

Całe siedem stopni! Analizując stopień owego ocieplenia rozważałem nawet czy nie jechać dziś całkiem na krótko i nie nasmarować się olejkiem do opalania. Ale nie, powstrzymałem swe upalne "chucie" i zostawiłem sobie tę przyjemność na dzień, gdy nadejdzie prawdziwa Sahara, czyli dycha, a może nawet jedenaście kresek na termometrze :)

Wiatr - wciąż silny, męczący i upierdliwy - przynajmniej zmienił na jeden dzionek kierunek na południowo-zachodni. Tyle dobrego, Wykonałem więc "kondomika" od strony Lubonia, Puszczykowa, Mosiny, Dymaczewa, Stęszewa, Szreniawy, Rosnowa i przez Plewiska do domu. Wyjątkowo zdążyłem przed deszczem, bo lunęło minutę po tym jak wszedłem do domu. Zadziwiające.

Wyjaśniła się zagadka z niezaliczaniem mi niektórych wyjazdów do European Cycling Challenge. To znaczy wyrażenie "wyjaśniła się" jest lekko na wyrost, bo włączył się lekko absurdalny klimat. Oto wyjątki z regulaminu:

"7. Przejazdy o średniej prędkości większej niż 30 km/h ORAZ JEDNOCZEŚNIE o maksymalnej prędkości większej niż 45 km/h są niekwalifikowane do wyzwania, tym samym do tabeli wyników, pojawiają się jedynie w statystykach. To samo dotyczy przejazdów dłuższych niż 35 km" - hehe, jak się okazało nawet moje ślimacze tempo z ostatnich dni byłoby jeszcze do ogarnięcia, ale już dystanse mnie dyskwalifikują, tak samo jak Vmax.

"9. W zakładce "Tablica wyników" będą zliczane tylko km z części przejazdu odbytego wewnątrz granic administracyjnych miasta" - no ok, tłumaczy to mikrodystanse, które mi się zaliczają, zamiast tych pełnych.

"13. Przejazdy podczas treningów sportowych są niekwalifikowane" - cokolwiek to znaczy.

"14. Niedopuszczalne jest dzielenie przejazdów na kilka części" - to jest mój ulubiony zapis, gdy weźmie się pod uwagę, iż:

"15. Jeśli nie posiadasz smartfona możesz ręcznie wprowadzać swoje przejazdy rowerowe. Jednakże, ręcznie można wprowadzić jedynie 6 przejazdów rowerowych dziennie" - czyli: możesz ściemniać poprzez ręczne wpisy, ale jak już legalnie przejedziesz więcej niż 35 km to kiszka.

Jesteśmy w domu. Albo w czymś innym na "d' :) To tylko zabawa, więc nie zamierzam się czepiać. Za uczciwy chcę być po prostu :) A że po raz kolejny okazało się, iż regulaminy czytam po fakcie to już inna moja przypadłość :)


  • DST 55.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 27.27km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 131m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komisja T.

Wtorek, 9 maja 2017 · dodano: 09.05.2017 | Komentarze 11

Wczorajszy anons nic nie dał. Dziś wciąż na trasie towarzyszyła mi zła, paskudna, pochmurna i brzydka pogodowa dz...iewoja :) A idź pan, już się nie bawię.

Gnoiło tak jak wczoraj, czyli nie będę pisał znów na ten temat elaboratów. Za to upał się zrobił jeszcze większy, całe pięć stopni. Ale chociaż na plusie :) Ruszyłem najpierw przez miasto, ale w związku z tym, że już znudziły mi się kursy przez Golęcin to postanowiłem wykonać kolejny szturm na Kaponierę. Gdy tam dotarłem przez zakorkowaną Głogowską poczułem się wreszcie jak swój - powoli zaczynam ogarniać o co tam kaman, a co najdziwniejsze - ma to nawet ręce i nogi. Pasy dla rowerów są połączone ze śluzami, nie ma za dużo koszmarnych pauz... Jeszcze jakieś dwa tysiące lat i uznam, że warto było czekać zaledwie pięć na remont jednego ronda.

Chwilę po minięciu punktu zero wpadłem na najbardziej debilny pomysł roku. A mianowicie ruszyłem sobie rowerową trasą wzdłuż Pestki, czyli ulicą Mieszka I. Koleś mi już podpadł dając cztery litery i zgadzając się na chrystianizację, a za ten DDR-kowy koszmar jest skreślony na zawsze. Ostatni raz jechałem tędy dobre osiem lat temu, gdy mieszkałem na Piątkowie i codziennie rano na mtb kursowałem do roboty, Co się zmieniło od tej pory? Kostka - jest jej jeszcze bardziej do dupy, za to jej ubytki zostały uzupełnione przez imponujące dziury i takie same krawężniki. Nigdy więcej.

Jakoś dotarłem do Obornickiej - na piętnastym kilometrze byłem zmasakrowany jak po dwustu. Średnią miałem bliską zeru, trzeba było więc nadrobić - ruszyłem więc przez Suchy Las do Złotkowa, gdzie skręciłem w kierunku Soboty, a następnie Rokietnicy. Powrót to zaliczenie Starzyn, Kiekrza, Smochowic, Ogrodów, Bułgarskiej, Górczyna i do domu. Generalnie jeśli chodzi o dzisiejsze relacje z kierowcami to tragedii nie było, prócz jednego wyjątku - na wąskiej ulicy Słupskiej pewien troglo wyprzedzał traktor. Najpierw wychylił się, żeby zobaczyć czy nic nie jedzie z naprzeciwka. Jechałem ja. Więc... zaczął wyprzedzać. Finalnie musiałem się praktycznie zatrzymać, żeby nie zostać placuszkiem drogowym, ale zdążyłem jeszcze uświadomić mistrzowi kierownicy, cytując tekst motywujący z Football Managera, co sądzę o cnocie jego matki.

Jeszcze chwilę o wietrze. Pewnie nikogo nie zdziwi fakt, że gdy jechałem na północ to wiał z północy, jak skręciłem na zachód to z zachodu, a gdy już miałem nadzieję na wyluzowanie - zmienił kierunek na południowo-zachodni. Co najmniej 70% ZUA. Generalnie to w celu wyjaśnienia owego owego fenomenu powoli zabierałem się do zwołania jakieś Komisji Trollkingiewicza i już, już miałem zacząć znęcać się nad parówkami, żeby wykluczyć jakiś wewnętrzny defekt w mojej głowie, gdy nagle wczoraj, przeglądając BS, trafiłem na taki oto cytat niezależnego eksperta aż ze Śląska, który niedawno nawiedził WLKP:

"Dwa tripy i zaś wiatr xD jak rany co z tym Poznaniem? Gdzie nie pojedziesz tam wieje xD" - cyt. za Lapec.

Święte słowa... :) Czyli jednak nie zamkną mnie w pomieszczeniu bez klamek. Póki co :) Chyba że zacznę analizować dzisiejszą średnią...


  • DST 52.30km
  • Czas 01:53
  • VAVG 27.77km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 112m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Anonsując i frustrując

Poniedziałek, 8 maja 2017 · dodano: 08.05.2017 | Komentarze 13

Uwaga, anons!

Już nie taki młody, ale wciąż zaangażowany rowerzysta pozna dobrą pogodę, w celu miłego spędzania dwóch godzin dziennie. Nie musi być piękna, wystarczy, że będzie przyzwoita, nie za zimna, ale i nie za gorąca, nie ciskająca piorunami i przede wszystkim nie tak zmienna co do kierunków silnych wewnętrznych powiewów jak dziś. A, no i nie może być tak płaczliwa jak cała ta tegoroczna hetera. Cel - niematrymonialny: chęć odzyskania wiary w to, że da się po prostu jeździć, bez miliarda przeszkód niezależnych od kręcącego :)

Coś czuję, że marne szanse na sukces. Ale próbować warto :)

W skrócie: jechało się gówniano, o czym świadczy dzisiejsza średnia. Trasa: Dębiec - Górczyn - Bułgarska - Ogrody - Kiekrz - Rogierówko - Sady - Lusowo - Zakrzewo - Plewiska - Poznań. Samo przedarcie się przez miasto trwało jakieś miliard lat, potem było już lepiej, ale z kolei kierunek powiewów mocnego wiatru był klasyczny - w pysk, a potem w pysk. Natomiast na trzydziestym kilometrze zaczęło padać i już do końca nie przestało.

W Sadach zrobiłem zdjęcie baranka przy koziołku. Prawdopodobnie Matołku. Musiałem jednak szybko oddzielić jedno od drugiego, bo moja szosa zrobiła się agresywna, nie dając sobie wytłumaczyć, że to nie członek rządu.

W Lusowie zwykle staram się nie zauważać tamtejszego czegoś o nazwie DDR, ale dziś wyjątkowo skrzętnie ją lustrowałem. Powodem był fakt, iż w kilku miejscach była rozkopana, dzięki czemu miałem przygotowane wytłumaczenie do ewentualnej dyskusji z policją. Takowa nie nastąpiła, za to ja postanowiłem podjąć męską decyzję i w końcu rozwiązać zagadkę stulecia - gdy mijałem rozkopane pobocze przy wyjeździe z tej miejscowości zagadnąłem jednego z robotników:

- Przepraszam, co tu będzie? Chodnik czy ścieżka?
- Noooo, coś takiego pół na pół, chodnik ze ścieżką.
- Ale całe z kostki?
- Tak.

Shit :( Resztki nadziei prysły. Tak więc pod koniec drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku buduje się oto takie coś. Łapy opadają pod łańcuch.

Trwa European Cycling Challenge. Niby o tym wiem, ale gdyby nie taki przypominacz, na który natrafiłem gdzieś na siódmym kilometrze, zapomniałbym po raz enty o włączeniu aplikacji zliczającej kilosy. Biorąc pod uwagę, że codziennie ruszając aktywuję co najmniej dwie, do tego radio lub odtwarzacz muzyki - czuję się rozgrzeszony. Ale zachęcam tutejszych kręcących, bo Poznań póki co jest daleko w tyle, do walki.



  • DST 55.45km
  • Czas 02:04
  • VAVG 26.83km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 97m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ocrossówka

Niedziela, 7 maja 2017 · dodano: 07.05.2017 | Komentarze 4

Nocą, w momentach chwilowych przerw we śnie, słyszałem stukanie kropel deszczu o parapet, w związku z czym ranek rozpoczął się od zagadki: co zastanę za oknem? Była to zagadka zadana praktycznie "na śpiocha", bo żeby wykonać potencjalne kręcenie i zdążyć do pracy musiałem wstać w okolicach godziny siódmej. Gdy podniosłem rolety ucieszyło się pół mojego "ja", to odpowiedzialne za rower, natomiast drugie, ostatnio dominujące, posiadające niesamowitą moc przyklejania do poduszki, było zdecydowanie zdegustowane. Podsumowując - na drogach zalegały jeszcze spore kałuże, ale już nie padało. Nie było wyjścia - trzeba było iść do wyjścia, z dwoma kółkami pod pachą :)

Wczoraj umyłem szosę, więc dziś na ofiarę wybrany został cross, delikatnie bardziej usyfiony. Po powrocie słowo "delikatnie" zamieniło się w "zdecydowanie". Do tego mam talent wyborny :) Wiało z północy, ale na północy miał się dziś odbywać bieg Wings For Life (generalnie jedna z niewielu masówek, która jak na moje ma sens), wybrałem więc kierunek zachodni, kręcąc lekko pozmieniany klasyk, z Dębca przez Górczyn, Junikowo, "centrum" Skórzewa, Dąbrowę, Sierosław, Więckowice, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówkę i Plewiska. Prócz tego, że mocno duło, w sumie nic się nie wydarzało, więc ja mogłem zanurzyć się w muzyce. A miałem ją dziś zacną, bo zakupiłem sobie nie tak dawno w wersji "empeci" nową płytę Pablopavo z Ludzikami - "Ladinola". Jak zwykle mistrzostwo - mało kto tak pięknie i klimatycznie potrafi mówić o codzienności i zakończonej już niewinności. Idealny klimat na tę naszą tegoroczną "wiosnę".


  • DST 57.50km
  • Czas 02:03
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 202m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Padaka

Sobota, 6 maja 2017 · dodano: 06.05.2017 | Komentarze 14

Świat wraca do normalnych, sprawdzonych od dawna patentów. W sumie fajnie, szkoda jedynie, że oznaczają one jedno - mój wolny dzień = deszcz. Jeśli więc ktoś planuje jakieś konkretniejsze eskapady to chętnie udostępnię swój grafik :)

Dziś było nie inaczej - wstałem nawet dość wcześnie, ubrałem się w strój rowerowy i w tym momencie lunęło. Jako że w planach miałem podskoczenie po południu do Teściowej po wykonaną specjalnie dla nas wałówę, lekko owe plany zmodyfikowałem i poszedłem po śniadaniu, pokonując te łącznie siedem kilometrów spacerkiem, w drodze powrotnej stukając słoikami jak pierwszoroczniak z Wyższej Szkoły Gotowania na Parze wracający od rodziny w niedzielę wieczorem.

Gdy wypiłem drugą tego dnia kawkę zauważyłem, że zaczyna się wypogadzać. Cud jakiś. Otrzymałem warunkową zgodę od Cenntrali na wyjazd, więc nie zwlekałem :) Krótko zastanawiałem się jedynie, który rower wybrać i finalnie padło na szosę, bo była ciut bardziej usyfiona. Polecam się jako fachowy doradca w takich sytuacjach :) Wiało z północy, więc zacząłem przepychać się przez miasto, wolno mijając Górczyn, Grunwald, by przez Golęcin wydostać się na bardziej przejezdne tereny, czyli Strzeszyn oraz Kiekrz. Tam skręt na Rokietnicę i Mrowino, nawrotka na Napachanie i... W tym momencie znów zaczęło lać i nie przestało aż do mety. Minerałów łyknąłem za wszelkie czasy, poczułem to ulubione przez każdego rowerzystę chlapanie w butach, a z kasku mogłem doprowadzić sobie rurkę do ust i w ten sposób uzupełniać braki w nawodnieniu.

Wróciłem przez Chyby i Baranowo, a w Przeźmierowie zapragnąłem być sprytniejszy niż ustawa przewiduje, chcąc jednocześnie lekko skrócić trasę oraz ominąć tamtejszą gównianą DDR-kę. Radośnie skręciłem w jedną z bocznych odnóg DK92, będąc pewnym, że wyjadę na wysokości Toru Poznań, bo tak wskazywała logika. Okazało się, że w Przeźmierowie mają inną, przez co wylądowałem.... na gównianej DDR-ce. Brawo ja. Brawo też moje koła, że wytrzymały konfrontację z taką ilością krawężników.

Na granicy Poznania i Plewisk obowiązkowo postałem sobie jeszcze na przejeździe kolejowym (tym razem nie dało się dostać nagłego ataku jaskry w tematyce sygnalizacji, bo szlaban dawno już był zamknięty. Spryciule jedne), a już w domu wielką radość z mojego przybycia wyraziła pralka, jak zwykle głodna. Nażarła się dziś dwukrotnie, bo nie tylko strój, ale i buty można było wyżymać.


  • DST 52.25km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 56m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ze szprychami bez zmian

Piątek, 5 maja 2017 · dodano: 05.05.2017 | Komentarze 7

Wczoraj - zgodnie zresztą z prognozami - cały dzień padało. Wyjątkowo nie rozpaczałem z tego powodu, gdyż marzec oraz kwiecień jeśli chodzi o liczbę wyjazdów były zapełnione w 100%. Tym razem podczas chomikowania (32 km, średnia 30,7 km/h) nadrobiłem seriale - końcówkę "Paktu", a zacząłem "Tabu". Ale najważniejsze, że udało mi się na szybko załatwić wymianę szprych w szosie, znów na Półwiejskiej. Podjechałem z kołem, zostawiłem je na kilka godzin, poszedłem do pracy i odebrałem ładnie wycentrowane. Jedyny minus, że w "moim" rozmiarze nie było akurat czarnych (musiałbym czekać na zamówienie, a nie lubię), więc teraz tył roweru ma design "na zebrę". Żaden problem - i tak te srebrne się szybko pobrudzą :) O dziwo ta wymieniana roboczo na trasie w Plewiskach, o rozmiar za duża, twardo się trzymała, jednak zapobiegawczo też poszła do wymiany.

Dziś więc mogłem już spokojnie pokręcić szosą. Nawet lekki rowerowy głodek już się pojawił :) Wykonałem klasyk przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówkę i Plewiska na Dębiec, z nawet całkiem optymistycznym nastawieniem do jazdy, skorygowanym jednak już na trasie przez wmordewind, nie za mocny co prawda, ale standardowo towarzyszący mi przez jakieś 80% drogi. Zresztą mniej istotne - priorytetem było dziś sprawnie, bo w linii prostej, a nie na modłę studenta z soboty o czwartej rano, toczące się koło.

Skończyłem słuchać "Na zachodzie bez zmian" Remarque'a. Smutna to, ale bardzo mądra lektura, idealnie ukazująca abstrakt oraz okrucieństwo wojny, w tym przypadku tej pierwszej światowej. Wspominałem już podczas rozpoczynania słuchania o niejakim Kaczyńskim, który finalnie jednak skończył marnie, a pod koniec objawił się też... Lewandowski. Jest bowiem epizod związany z wizytą w niemieckim wojsku jego... żony z dzieckiem. Zaiste, Reamrque, urodzony jeszcze w XIX wieku, był genialnym wizjonerem ;)

Polecając każdemu tę książkę sprzed prawie stu lat, apeluję - Antoni, cytaciki dla Ciebie i innych podobnych twardogłowych wszystkich politycznych opcji (w przeszłości i przyszłości), przekonanych o narodowych "wyższościach" jednych nad drugimi:

"Ciągle jeszcze jest poruszony i natychmiast miesza się do rozmowy, dopytując się, jakże też właściwie wybucha wojna.
-Zazwyczaj tak, iż jeden kraj ciężko obraża inny - odpowiada Albert z niejaką wyższością.
Lecz Tjaden mówi z głupia frant:
- Kraj? Tego nie pojmuję. Jakaś góra w Niemczech nie może przecie obrazić góry we Francji. Albo jaka rzeka, las lub pole żyta.
- Czy jesteś tuman, czy tylko udajesz?- ze złością powiada Kropp. - Nie to mam przecież na myśli. Jeden naród obraża drugi.
- Po cóż więc jestem tutaj?- odpowiada Tjaden.- Ja nie czuję się obrażony
".

"Mieliśmy osiemnaście lat i zaczęliśmy kochać świat i życie, i do tego właśnie musieliśmy strzelić. Pierwszy granat, który uderzył, trafił nas w serce. Jesteśmy odcięci od czynnego życia, od dążeń, od postępu. Nie wierzymy już w nie, wierzymy w wojnę".

"Czego oczekują od nas, kiedy nadejdzie czas, że nie będzie wojny? Naszym zajęciem poprzez lata całe było ROBIENIE TRUPÓW: to był pierwszy zawód w naszym istnieniu. Nasza wiedza o życiu ogranicza się do śmierci".

Jutro znów podobno ma padać :/


  • DST 55.10km
  • Czas 02:01
  • VAVG 27.32km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 234m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Crossorekcja

Środa, 3 maja 2017 · dodano: 03.05.2017 | Komentarze 11

Ta moja majówka wygląda jak szwajcarski ser. Pierwszego maja wolne, drugiego w pracy, dziś znów wolne. Dobrze przynajmniej, że nie odwrotnie :) Jednak możliwość wyspania się wciąga niczym chodzenie po bagnach, więc już się uzależniłem.

Chwilę przedtem, zanim ruszyłem zawiesił mi się telefon i nawet moje umiejętności dogadywania się z tego typu sprzętami nie pomogły. Na szczęście akurat komórek u mnie dostatek, więc odkurzyłem jakiś szrot, który o dziwo całkiem sprawnie się sprawdził na trasie, rejestrując ją nawet lepiej niż to, co używam na co dzień. Ciekawostka. Tak samo jak rower, który wybrałem dziś do jazdy - mimo, że nie padało to padło na crossa. Czemu? Bo w szosie wczoraj pękła mi szprycha, a moja rowerowa ciężarówka jest w zadziwiająco dobrym, odrestaurowanym stanie. Ma hamulce i nawet przerzutki działają, co w jej przypadku nie zdarzyło się od niepamiętnych czasów :) Więc decyzja była logiczne nielogiczna, bo z kolei na jeden dzień przestało mocno wiać, ale nie żałuję.

Moją metą były dziś okolice Puszczy Wierzonka - dotarłem do niej przez świątecznie rozkorkowany Poznań, następnie Koziegłowy, Kicin, Mielno, Wierzonkę, dokręciłem do Karłowic i tam zawróciłem, lekko jedynie modyfikując drogę powrotną o Wartostradę. Jechało się naprawdę sympatycznie, mimo pochmurnej aury, było zielono, pagórkowato i zadziwiająco spokojnie.

W Koziegłowach znalazłem taki oto transparent:

No nie dla Lecha. Ale przekaz dnia (zresztą wczorajszego) dotarł pewne w międzyczasie, bo gdy wracałem autorzy-eksperci od wróżenia z fusów zlikwidowali to prześcieradło. Albo ja nie przyuważyłem, może wciąż kuło w oczy po pewnym blamażu :) Ostatnim zdjęciem, które dziś wykonałem było "nic nowego" ze Śródki, bo ile razy widzę ów mural to nie mogę się nie zatrzymać.

Reszta to screeny z kamerki, którą dziś zabrałem dla funu. Dzięki temu mam udokumentowaną "nową" Gdyńską, więc może kiedyś w przypływie wolnego czasu obrobię nagranie i zmontuję. Bo mimo, że jest całkiem dobrze, abstrakcji nie brakuje - ostre skręty i zakazy jazdy rowerem przy przedłużeniu.... DDR-ki. Polska ;)


Mam też dowód na to, że stereotypy na temat tego, że stereotypy na temat kierowców BMW to stereotypy, nie są tylko stereotypami. Czy jakoś tak :) On naprawdę wykonał widoczny tu manewr...

Już przed samym domem pokręciłem się jeszcze chwilę po Lasku Dębińskim, co w związku z dzisiejszą datą nie było najlepszą decyzją. A już na pewno nie komfortową :)


Ale w sumie - dobrze się dziś bawiłem. Jechałem na luzie, bez spiny i ciesząc się z odzyskania prawie całkowicie sprawnego crossa. Pewnie i tak niedługo go usyfię :) A w ogóle to jutro ma cały dzień padać, więc szykuje się przerwa. Aha, telefon ożywiłem hardresetem, który w końcu raczył zadziałać.



  • DST 51.35km
  • Czas 01:52
  • VAVG 27.51km/h
  • VMAX 55.10km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 167m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podróż w mniej znane

Wtorek, 2 maja 2017 · dodano: 02.05.2017 | Komentarze 3

Niestety trzeba się było dziś pojawić w robocie, nie ma, że boli... Żeby spełnić ów przykry obowiązek musiałem wcześnie wstać, co już samo w sobie jest cierpieniem niewyobrażalnym podczas długiego weekendu. Długi to może on jest, ale wolny - niekoniecznie :/

Ruszyłem wiedząc co mnie czeka - to, co wczoraj. Dwie godziny upojnego gnojenia przez wiatr. A że jeszcze jego kierunek wymusił na mnie jazdę przez miasto to... nawet nie starałem się cisnąć. Spokojnie ruszyłem w kierunku AWF-u, potem Mostem Rocha przedostałem się na drugą stronę Warty. W tym momencie wymyśliłem sobie, że z nudów pokombinuję z trasą, wybierając drogę w górę Malty, mijając zawsze cieszący oczy budynek browaru Lecha oraz wschodni klin zieleni, by znaleźć się na ulicy Kobylepole i wyjątkowo przejechać ją w całości. W tym momencie pojawiłem się w tytułowym "mniej znanym", czyli na zadupiu zwanym Szczepankowo. Ostatni raz byłem tam jakieś siedem lat temu i zapamiętałem, że jazda po tamtejszej ulicy o nazwie Borówkowa, nawet rowerem mtb, była hardkorem z powodu dziur. Ale przecież minęło tyle czasu, na pewno leży tam już nowy, piękny asfalt, prawda?

No nieprawda.

Nie wiem jak to możliwe, ale było gorzej niż wtedy. Tego nawet nie powinno nazywać się drogą, chyba że na księżycu. Kratery w nawierzchni to mało powiedziane. Efekt? Poszła mi znów szprycha w tylnym kole. Co ciekawe, nie ta wymieniana na trasie w Plewiskach, ale z drugiej strony piasty. W związku z tym serwuję dziś gratisową poradę techniczną - jeśli komuś wpadnie kiedyś na myśl, sugerując się ceną i dostępnością, żeby zakupić tylne koło marki Swift Arriv, niech lepiej złoży sobie nowe z tektury. Myślałem, że gówniane były te moje montowane w krossowym standardzie Alexrimsy, ale na nich przejechałem ponad 40 tysięcy kilosów. W przypadku tego shitu pierwszy drut poleciał już po jakichś ośmiu tysiącach. Ech... No ale trzeba było jechać dalej, bo nawet gdyby dziś działał jakiś serwis to i tak żadnego tu nie było. Szczęście w nieszczęściu, że z dużą ilością szprych można kręcić a kręcić, nawet przy takim defekcie.

Wydostałem się do głównej ulicy, dotarłem do Tulec, tam zrobiłem kółeczko przez Gowarzewo oraz Komorniki (też dawno tam nie byłem) i przez znowu Tulce, Żerniki, Krzesiny oraz Starołęcką wróciłem do domu. Swojego dzisiejszego wyniku komentować nie będę. Bo nie ;)

Podsumowanie kwietnia - 1525 kilometrów, średnia 28,1 km/h, wykonana na szosie oraz crossem. Był to kolejny miesiąc z dystansem przyzwoitym, ale za to z warunkami do jazdy dalekimi od wymarzonych. Było zimno, wiało, gnoiło. I w sumie sam sobie zadaję pytanie - po co mi to kręcenie? Sam nie wiem, po prostu musi być :)


  • DST 53.30km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.30km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 195m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez zwłok(i)

Poniedziałek, 1 maja 2017 · dodano: 01.05.2017 | Komentarze 12

W sumie to zwłoka była, ta związana ze wstawaniem. Wyspałem się dziś za wszystkie czasy (nooo, przynajmniej za ostatnie dwa-trzy dni), a zanim zdecydowałem się wyruszyć wyjątkowo zjadłem śniadanie i wypiłem nie tylko kawę, ale i herbatę. A co, stać mnie :) W związku z tym, że z przyszłościowych względów taktycznych zgodziłem się być w robocie drugiego maja i żaden weekendowy wjazd nie był realny, to plany na dziś były proste - żadnych planów. Prócz obowiązkowych pięciu dych na rowerze.

Zanim ruszyłem to spojrzałem na te kilka drzew za oknem, które póki co obroniły się przed Szyszkomanią. Mina mi zrzedła, bo miałem wrażenie, iż ich czubki intensywnie chcą przywitać się z korzeniami, tak wiało. Nic nowego od jakiegoś pół roku, ale to co miotało mną dziś (i jak widziałem wszystkimi bez wyjątku mijanym rowerzystami) to już była gruba przesada - kilka razy zostałem nawet przesunięty przy bocznych powiewach, co niekoniecznie wpłynęło pozytywnie na komfort jazdy :) No nic, wmordewind mieszany z bocznowindem przez prawie 100% drogi powoli staje się normą.

Za cel wybrałem sobie pewną miejscowość, o której już pisałem kilkukrotnie, wklejałem też zdjęcia. Chodzi o malutkie Radzewice (wieś, w której odkryłem bardzo fajną agroturystykę - polecam), do tej pory zupełnie nieznane i ciche. Ale kilka dni temu zdarzył tam się incydent, który był omawiany w ogólnopolskich mediach, a jak na moje jego bohater zasługuje na Nagrodę Darwina, przyznawaną (wręczyć osobiście niestety jej się nie da) osobnikom, którzy wybrali najgłupszy sposób odejścia z tego łez padołu. Ów inteligent, czyli jakiś dilerek narkotykowy eskortowany przez policję, uciekł z radiowozu pod pretekstem pożegnania się z mamusią. Drogą ucieczki była rzeka Warta, czyli od biedy w marę logiczna decyzja, problem w tym, że synalek miał na rękach kajdanki. Cóż, ciała nie znaleziono do dziś, ale skoro już tam byłem to i ja na chwilę postanowiłem zatrzymać się przy porcie i rzucić okiem. Niestety pudło, nie będę sławny :) Za to cyknąłem sobie fotki, żeby nie było, że kręciłem na darmo.


Zwłok nie było, więc ja się zawinąłem bez zwłoki. Jako że droga w jedną stronę prowadziła przez Starołęcką, Czapury, Wiórek i Rogalin, to powrót wykonałem ponownie przez zatłoczony dziś Rogalin, ale potem już kierując się na Mosinę, Puszczykowo oraz Luboń. Wiatr mnie masakrował, a zieleń kusiła, więc... W ramach nagłego zewu przyrodniczego zjechałem, a w sumie wlazłem w las. Nie żałuję - bo te leśne przestrzenie w Rogalińskim Parku Krajobrazowym są przepiękne. Połaziłem sobie chwilę, znalazłem przepiękny, stary, choć lekko już zdechły dąb, przy którym człowiek czuje się jak krasnal, oblazły mnie mrówki... Co więcej do szczęścia potrzeba? :)




Pozytywnie naładowany zawinąłem żagle (prawie dosłownie, bo czułem się jak podczas sztormu) i jakoś dotarłem do domu. Zdecydowanie żądam więcej czasu na takie spokojne wypady, a nie z perspektywą pędzenia do roboty. To jest mój postulat na 1 Maja. A skoro czas nam się lekko zapętlił politycznie, to... niech nam się święci :)