Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197597.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

  • DST 103.70km
  • Czas 03:42
  • VAVG 28.03km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 435m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Droga krzyżowa (Sieradz - Zduńska Wola - Łask - Piotrków - Sulejów)

Piątek, 22 marca 2019 · dodano: 22.03.2019 | Komentarze 11

Na ten weekend prognozy rowerowe miałem bardzo nieciekawe. Wszystko z powodu planowanego… chrztu. Nie, nie mojego, a syna kuzynki. Musiałem się na nim pojawić choćby ze względu na to, że z wiadomych (katolikiem nie jestem, więc byłoby to zdeka nieszczere) względów odmówiłem bycia chrzestnym, ale obiecałem za to pełnić nad nim pieczę mentalną. Nawet taką na granicy…

Gryzł mnie jednak temat pięknej pogody, którą zapowiadali synoptycy. Postanowiłem więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, co zostało mi ułatwione przez fakt, że Żona i tak w sobotę musiała pojawić się w pracy, stanowiłem więc solową delegację. Niestety w piątek na miejscu (a było nim niewielkie miasteczko Sulejów pod Piotrkowem Trybunalskim) musiałem być z kilku względów dość wcześnie, więc odpadało wykonanie całej trasy na dwóch kółkach. No ale część, według moich wyliczeń, była do zrobienia. Tym bardziej, że w dniu decyzji (wczoraj wieczorem) zapowiadano wiatr zachodni, czyli w plecy. A że już rano podczas odprawy okazało się, iż będzie jednak… północno-wschodni, to już zupełnie inna, klasycznie wmordewindowa bajka. Ale było postanowione, więc do dzieła.

Aha, kwestia techniczna. Przy jeździe samochodem, autobusem czy nawet pociągiem bez roweru, temat tego, jak przetransportować garnitur jest niezauważalny. W tym przypadku – może przyprawić o ból głowy. Chcą nie chcąc wziąłem więc ze sobą klasycznej wielkości plecak, gdzie załadowałem marynarkę, spodnie i koszulę, a buty wpakowałem do opisywanej wczoraj sakwy. Tym samym jeszcze przed startem wyglądałem jak połączenie wielbłąda z osą cierpiącą na przepuklinę. No i w sumie miejsce dla osła w tym zestawie też by się znalazło :)

Finalnie około 8:30 rano stawiłem się na stacyjce Poznań Dębina i wsiadłem do pociągu, którym z przesiadką w Ostrowie Wielkopolskim dostałem się do Sieradza, gdzie postanowiłem rozpocząć właściwą podróż. Pełen obaw o wiatr, ale też o jakość polskiej infrastruktury antyrowerowej, bo szybka przebieżka po mapach Google nie napawała optymizmem.

*********************************************************************************************************************************************

Ta część wpisu powstała jeszcze w pociągu. Jako że nie zdążę już dziś dodać reszty, to opis masakry, która za mną, niech symbolizuje to zdjęcie.

Dziękuję, dobranoc :) Pełen wpis zamieszczę zapewne dopiero w niedzielę. Wtedy też nadrobię zaległości na BS.

Na pocieszenie Relive.

***************************************************************************************************************************************************

Jest niedziela, wróciłem już do Poznania, doszedłem w miarę do siebie, czas dokończyć wpis. Temat jest ciężki i boli do teraz, ale po kolei :)

Najpierw dokończę jeszcze wątek "pociągowy". Gdy ruszałem z poznańskiej Dębiny...

...i wsiadłem do nowoczesnego EZT-a...

...byłem pełen optymizmu. W Ostrowie wykonałem małą rundkę po tamtejszych uliczkach i zacząłem się pakować na właściwy peron. W momencie, gdy usłyszałem zapowiedź swojego pociągu, który finalnie wiózł ludzkość do Łodzi, poczułem się, jakbym wygrał zdrapkę z kolejnym losem na loterii. Okazało się bowiem, że w związku z remontami od Sieradza prowadzona jest autobusowa komunikacja zastępcza, o czym oczywiście nikt mnie nie informował wcześniej. Ale (to na plus) jeszcze przed odjazdem podeszła do mnie miła pani konduktor, z troską pytając, dokąd jadę. Gdy odpowiedziałem, że zaplanowałem sobie start właśnie w miejscu, gdzie kończy się kolejowy świat, widocznie jej ulżyło, bowiem podobno kierowca robi jakieś problemy. Co prawda ja byłem pewny, że w razie "w" i tak bym pojechał, nawet gdyby autobusiarz musiał trzymać rower w zębach, ale dzięki mojemu pomysłowi na wycieczkę nie trzeba się było denerwować, tylko zająć tył w ukochanym "kiblu" :)

Lekko przed południem stałem już na właściwej stacji.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to kostkowe DDR-ki. Wszędzie. Dosłownie wszędzie. Kilka ominąłem, ale w końcu na jednej się pojawiłem, żeby zapytać jakiegoś starszego pana, czy dobrze jadę w wybranym kierunku. Ten, pełen dumy ze swojego miasta, potwierdził, dodając jeszcze, iż przez cały czas jest tam taki dobry rowerowy... chodnik, taki jak tu. Mina mi zrzedła, ale była okazja do wygłoszenia pierwszego dwukołowego wykładu tego dnia. Widziałem zrozumienie na widok moich opon :)

Nie mając wyjścia, ruszyłem przed siebie, mając jeszcze nadzieję. Ale niestety. To była tytułowa droga krzyżowa.



Gdzieś w połowie zagadnąłem kolejną osobę, tym razem miłą panią, pytając, czy to coś się kiedyś skończy. Najpierw zapytała: a czemu pan pyta? Po chwili została moją drugą studentką w temacie polskich realiów tego dnia :) Niestety, nie miała dobrych wieści. Łącznie było tego szesnaście kilometrów. A to był dopiero początek koszmaru, gdyż w końcu dotarłem do miejsca, które sam sobie wybrałem ze względu na nazwę, czyli do Zduńskiej Woli :)


Miałem zamiar zamienić do zdjęcia palcami "ń" na "l", ale było za wysoko. Nie żałuję, bo bym się teraz tego wstydził. Co do walorów turystycznych - chciałem tu zobaczyć coś, co by można było uwiecznić, jednak nawet mój pogłębiony wywiad z kolejną (tu plus dla łódzkiego) uśmiechniętą osobą na rowerze skończył się na tym, że są kościoły, kościoły, do tego kościoły, a także coś na pamiątkę ojca Kolbego.

Nawet ratusz wygląda jak sztuka nowoczesna wykonana przez miłośnika PRL. Masakra.

Ale - co jasno widać po pierwszym dodanym zdjęciu - główne skrzypce na tym zadupiu (piszę to z pełną odpowiedzialnością) grały śmieszki antyrowerowe. Żeby się za bardzo nie traumatyzować wspomnieniami, jedynie jeszcze dwie fotki.


Tak jest tam WSZĘDZIE (wiem, bo się lekko pogubiłem dzięki genialnym oznaczeniom). Do tego kwitną zakazy jazdy rowerem po drogach, tak abstrakcyjne, że wniosek jest jeden: tam muszą szczerze nienawidzić rowerzystów. Gdybym miał tu mieszkać, pewnie z musu musiałbym oddać się jakiejś innej pasji, typu chlanie denaturatu na czas... A na tę chwilę, gdyby była prowadzona klasyfikacja na najgorszą gminę rowerową w Polsce, ta wygrywa w przedbiegach.

Gdy w końcu się wydostałem z tego gównianego miasta (jedyne, co mi się podobało, to szkielet parowozu na rogatkach)...

...miałem za sobą 23 kilometry rzezi, do tego z kokonem za tyłkiem. Miałem dość. Na szczęście drogowo zaczęło być lepiej, a mijany dalej Łask nawet wzbudził moją sympatię, bo nie natrafiłem na żadną śmieszkę - brawo :)

Niestety w międzyczasie wiatr zaczął robić to, czego się obawiałem - wiać albo z boku, albo w pysk. Cóż, wyjścia nie było, trzeba było jechać dalej, a kończąc ten wątek - pomógł mi dopiero na ostatnich kilku kilosach.

Jednak jakościowo miałem teraz przez sobą najlepszy odcinek. Cały czas prosta droga, prowadząca przez Aleksandrówek, Gucin, Kuźnicę, Chynów, Wadlew, Rusociny, Szydłów i jeszcze sporo mniejszych wiosek, z gładkim, choć wąskim asfaltem. Częściowo przez las, tam gdzie jeszcze był. A i z fajną akcją społeczną.

Tak w ogóle to przez kilkadziesiąt kilometrów co chwilę widziałem worki ze śmieciami. Chcę wierzyć, że to wynik sprzątania, a nie wręcz czegoś przeciwnego. Spotkałem też oryginalny słup ogłoszeniowy.

A także sporo ciekawych drewnianych domków.

W końcu doczłapałem się do Piotrkowa.


Miasto znam, więc bez problemu się przezeń przedarłem. Mam wrażenie, że trochę wyładniało ostatnimi czasy.


Jednak pewne rzeczy są tu niezmienne :/

A i szkoda takich budynków (dawna przędzalnia).

Przede mną jednak był jeszcze kurs tutejszym lokalnym przekleństwem, czyli kilkanaście kilosów wąską drogą bez pobocza, za to z korkami i tirami za plecami, oraz w końcu (na nic się nie przydał) powiewem w plecy.

Jakoś się jednak udało dotrzeć do celu.


Wpadła pierwsza (dopiero) w tym roku stówka, w założeniu mająca być lekka, a w praktyce - jak zawsze :) Jednak spotkanie z zawsze sympatyczną rodzinką warta była męczarni z wiatrem i ze Zduńską (i proszę nie przeinaczać) Wolą :)



Komentarze
Trollking
| 19:44 poniedziałek, 25 marca 2019 | linkuj Dziękuję :)

Też doceniłem to, co mam, po tej wycieczce. I... współczuję :) Tu się nawet powoli Luboń cywilizuje, tam... będą podobno drogę rowerową robić Piotrków - Sulejów. Aż się boję myśleć z czego :)

Na pomysł z kurierem nie wpadłem! :)
Lapec
| 13:37 poniedziałek, 25 marca 2019 | linkuj Graty setuni, trzy cyfry przed przecinkiem zawsze oko cieszą ;)
A co do nawierzchni, to teraz już wiesz czemu tak chwale poznańskie ścieżki :P Mam podobnie na Śląsku, a pierwsze zdjęcie (z płytami) to czyste Tychy :D

Szkoda że tam późno na ten plan wpadłeś - kurierem byś se mógł posłać ciuchy, a potem odesłać ;)
Trollking
| 21:14 niedziela, 24 marca 2019 | linkuj W Opocznie kiedyś byłem, chyba jechałem jakąś kozą ś.p. Dziadka, w Tomaszowie też, ale nie rowerem. Dawno temu. Skierniewice kojarzę z Twoich relacji i wiem, że Zduńska ma konkurencję. Niestety, Polska to rowerowe pole minowe :/
huann
| 21:02 niedziela, 24 marca 2019 | linkuj Takich kostkowuch Zduńskich jest niestety w regionie wiele...zwlaszcza nie polecam Skierniewic, Opoczna, Tomaszowa tez ;) Tak naprawdę to nie polecam żadnego z miast.
Trollking
| 20:53 niedziela, 24 marca 2019 | linkuj Huann - wiem, że były alternatywy i po nie się zgłoszę przy następnym wyjeździe, ale zaplanowałem sobie Zduńską, co - jak już wiem - zrobiłem po raz ostatni w życiu. Które jest mi mimo wszystko miłe :) W ładnym miejscu masz działeczki, a i wiedziałem, że to chyba u Ciebie widziałem tę instalację :)

BUS - pierwotnie był plan na dłuższy trip, ale w sumie do czwartku nie wiedziałem, czy w ogóle ruszę rowerem, więc wyszła wersja minimum. Wiem, znam Twoje podejście i chyba się domyślam, czemu ich nie widziałeś - szanuję konsekwencję i żelazne nerwy :)

DaruS - i buty! :) Cóż, gajer dojechał, ale prasowanie było obowiązkowe. A wpis już został uzupełniony, nadrabiam powoli zaległości.

Kamil - ta się akurat zapowiadała na bardzo złą :)

Ania - dziękuję :) To nie był niezły styl, tylko styl kreatywny. Nie wiedziałem, że znam tyle przekleństw :)
huann
| 20:27 niedziela, 24 marca 2019 | linkuj Miejsce z instalacją "Czy chcesz mieć taki las?" mijam zawsze w drodze na działkę - z tego miejsca to niecałe 5 km-ow, a skrótem terenowym - jakieś 3 :)
anka88
| 18:57 niedziela, 24 marca 2019 | linkuj Pomimo, że pierwsza stówka w tym roku to odbyta w niezłym stylu :). Gratulacje!
kamilzeswaja
| 17:09 niedziela, 24 marca 2019 | linkuj Dobra seta nie jest zła.
DaruS
| 18:58 sobota, 23 marca 2019 | linkuj Garnituru jeszcze rzeczywiście rowerem nie wiozłem. Czekam na resztę relacji ;)
BUS
| 02:36 sobota, 23 marca 2019 | linkuj Błehehehe.. jakbyś jechał z Poznania to byś grubo pobił swoją życiówkę... ja jechałem przez te wsie na trasie niemal 400 kilometrowej. Poznań-Września-Pyzdry-Kalisz-Sieradz właśnie-Zduńska właśnie-Łask właśnie-Piotrków właśnie-Sulejów właśnie no i dalej przez Żarnów-Kielce-w samo serce. Gór Świętokrzyskich.

Nie pamiętam żadnych takich guwien co tu masz na zdjęciu :P
huann
| 23:16 piątek, 22 marca 2019 | linkuj Było lecieć alternatywnymi bocznymi asfaltami wzdłuż S8 przez Marzenin, Czestków, Brodnię i dopiero do głównej na Piotrków w Gucinie. Ech. Służę zdalną lub bezpośrednią pomocą antydedeerowską następną razą.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa epatr
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]