Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 209489.40 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 701166 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Trollking.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 53.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 25.24km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 561m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lu... lu... lu... i luz :)

Środa, 11 października 2017 · dodano: 11.10.2017 | Komentarze 4

Tak jak wczoraj przewidywałem, a może inaczej - analizowałem prognozy, od rana padało. W sumie nawet dobrze, bo poranek po urodzinach niekoniecznie jest idealnym czasem na wczesne wstawanie :)

Jednak po śniadaniu zaczęło się – o dziwo – wypogadzać, co w polskich warunkach oznacza, że już nie lało, a mżyło. Jak na moje wystarczyło. Krótkie negocjacje z lepszą połową, nawet niespecjalnie ciężkie, i już siedziałem na rowerze. Problem był tylko jeden – dokąd jechać, skoro wiało z zachodu, a jedyny dłuższy kierunek miałem już za sobą (Świnoujście)? Zerknąłem szybko na mapę, jedno miejsce zwróciło moją uwagę przez swoją nazwę i decyzja nastąpiła szybko – kręcę tam, potem będę kombinował.

Najpierw przez Międzyzdroje, czyli już mogłem jechać na ślepo. Minąłem jedno z pierwszych dziś „Lu”, czyli Lubiewo, które miłośnikom literatury kojarzy mało estetycznie :) Potem w kierunku horyzontu, który wczoraj przykuł moją uwagę. Są górki (nie traktory), jestem tam ja - to proste :)

Najpierw jednak minąłem jezioro Wicko Małe…

...oraz wystawę jakiegoś żelastwa. Moje nastawienie doń ukazuje kierunek ustawienia crossa.

W końcu drugie „Lu”, czyli… Lubin. Mój początkowy cel. Jakby zależało mi specjalnie na zaliczaniu gmin to bym poprosił o zdublowanie :)

Sama miejscówka… Hm. Napisać, że to zadupie byłoby pochwałą. Za to był podjazd, na końcu którego znajdowało się nic :) Jedyne co mogłem sfotografować to ślepa droga (czyli jak każda tam) oraz kościół. W sumie dobre i logiczne połączenie :)

Zjazd miał być szybki, ale… nie wyszło. Stan drogi pozwalał na lekkie ześlizgiwanie się, natomiast na końcu czekała na mnie groźba… Sorry, zachęta :)

Na najbliższym rozjeździe pojechałem prosto i trafiłem na Jezioro Turkusowe. To znaczy nie tak, że samo się pojawiło, bo skierowały mnie tam jakieś kierunkowskazy, a potem musiałem rower wciągnąć po schodkach. Czy było warto? Jakbym wiedział, jaki kolor to turkusowy, to może bym ocenił :) A tak - zobaczyłem sympatyczne jeziorko w paskudnej pogodzie, cyknąłem fotę i tyle.


Na mapie wypatrzyłem, że jak pojadę dalej to dojadę do głównej drogi. Tyle teorii… Praktyka – trzecie i ostatnie „Lu”, czyli bruk jak w lubuskim.

Zawróciłem, nie miałem na to zdrowia :) Luuuuz :)

Tym samym pojawiłem się znów w Międzyzdrojach. Minąłem nasz pensjonat („Słońce Bałtyku” zdecydowanie polecam, właściciele są mega) i chcąc nie chcąc kręciłem na wschód. Była najlepsza część dzisiejszego wypadu – gdy tylko pojawiłem się na terenie WPN (Woliński Park Narodowy, nie mylić z Wielkopolskim) to wiedziałem, że jest dobrze - las, górki (centralnie i bez ściemy – tu naprawdę można się zmęczyć, nawet jadąc asfaltem, tak jak ja dziś), jesień… Cudo! Stałem się fanem. Jedyne, co mnie martwiło to to, że w pewnym momencie zaczęło być w dół, przede mną do nawrotki jeszcze kilkanaście kilosów, a trzeba będzie wracać nie tylko pod górę, ale i pod wiatr. Ale że wyjścia nie było, to kręciłem.

W miejscowości Wisełka przywitał mnie woliński woj…

...a potem nic się nie zmieniało. Cel był jeden – dotrzeć do miejsca, gdzie będzie na tyle daleko, że jak wrócę to pojawi się pięć dych na liczniku. Stało się to w… eee… Kołczewku (?). Było tam na tyle fascynująco, że jedyne co mogłem tam sfocić to kościół (akt desperacji) i kawałek dalej zawrócić.

Swoimi śladami, walcząc z wiatrem i podjazdami (całkiem sporo ich wyszło jak na tereny okołomorskie, kto by się spodziewał), podziwiając ponownie WPN (raz jeszcze – genialny!) dotarłem znów do urlopowej miejscówki.


Pod koniec zaczęło kropić, a gdy wykonałem obowiązkowe zdjęcie spod mola, już centralnie lać, więc ostatnie trzy kilometry to darmowy prysznic. Ale i tak fuks, że udało się wykonać coś, czego się nie spodziewałem – piszę to bez ściemy.

Tak jak mam do polskiego morza stosunek ambiwalentny, to okolice Międzyzdrojów uważam za przepiękne. Polecam każdemu, kto lubi się zmęczyć na terenach teoretycznie zupełnie się z tym niekojarzących. Szkoda, że wypad tak krótki, a jutro niestety nie będzie wyboru – jak rano lunie (na co się zapowiada :/) to już nie będzie czasu na pokręcenie.

Trasa z Relive TU.


Kategoria Morze



Komentarze
Trollking
| 18:41 czwartek, 12 października 2017 | linkuj Bobiko - pewnie mogłem, ale to był mój pierwszy raz i podchodziłem do tematu z pewną taką nieśmiałością :)

Putin - czyli mogę spokojnie zakładać, że nie będą mieli Twojego głosu :) Choć faktycznie, beton to pasujące określenie :P

Ania - dowiedziałem się o tym punkcie, jak wróciłem - niestety żadna tablica nie informowała mnie o nim :/ Turskusowe kiedyś nawiedzę w normalnych warunkach, ocenię. Ale prócz tego, że było buro to wyglądało całkiem sympatycznie w deszczu, tym bardziej, że byłem koło niego sam, a nie w tłumie ludzi :)
anka88
| 10:14 czwartek, 12 października 2017 | linkuj W Lubinie znajduje się punkt widokowy na Zalew Szczeciński. Jezioro Turkusowe robi wrażenie jak pogoda dopisuje. Szkoda troszkę, że było pochmurno, jednak i tak cieszy fakt jazdy po nadmorskich drogach :)
putin
| 07:28 czwartek, 12 października 2017 | linkuj Jeśli Dobra Zmiana zaleje wszystkie bruki asfaltem, to ma moje dozgonne poparcie :P
bobiko
| 06:38 czwartek, 12 października 2017 | linkuj a mogłeś sobie kółeczko przez Wolin i Kodrąb ;-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ygasn
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]