Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197597.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2019

Dystans całkowity:1627.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:45
Średnia prędkość:28.68 km/h
Maksymalna prędkość:61.20 km/h
Suma podjazdów:5708 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:52.50 km i 1h 49m
Więcej statystyk
  • DST 53.55km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.03km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Buenos dias

Wtorek, 21 maja 2019 · dodano: 21.05.2019 | Komentarze 9

No to co... Kolejny dzieńdoberek, o dziwo! ;) Ale spokojnie, chyba dość już tego sympatycznego, od jutra całodniowe deszcze zapowiadają. Oby i tym razem wyzyskiwacze publicznej kasy, czyli pogodynki i pogodynkowie, się mylili.

Było ciepło do ogarnięcia, wiało umiarkowanie, nie padało - perfectamente, skoro jesteśmy przy języku hiszpańskim. Co prawda pod koniec już lekko się przegrzewałem, jednak jeśli tak mają wyglądać upały, niech będą - byle nie większe.

Wykonałem wschodnie kółeczko o postaci pieska bez nóżek: Dębiec - Las Dębiński - Starołęcka - Czapury - Babki - Daszewice - Kamionki - Borówiec - Gądki - Robakowo - Dachowa - Śródka - Krzyżowniki - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Las Dębiński - dom.


Z wydarzeń wartych odnotowania mogę wymienić... absolutne nic :) Za to spędziłem dobre kilka minut z rozdziawioną papą, podziwiając trening jednego z pilotów F16, który raz to spadał w dół, raz latał do góry nogami, raz robił beczki, raz latał centralnie nad ziemią. Wszystko w upojnym towarzyszeniu dźwięków wydawanych przez sprzęt osiągający prędkości przewyższające dwa machy. Niestety był za daleko, żeby wyszło jakieś rozsądne zdjęcie, więc jedynie fotka poglądowa, z dużym zoomem.

Z tematów nierowerowych: z zainteresowaniem śledziłem losy wyroku na zwyroli z Polski, Białorusi i Niemiec, którzy w roku 2017 zrobili "happening" (info tutaj) pod bramą z napisem "Arbeit mach frei" w Oświęcimiu, polegający na rozebraniu się do naga, pokazaniu napisu "Love", oraz... zarżnięciu jagnięcia. Miał być to - według tych chorych umysłów - "antywojenny protest, a zabita przez nich owca miała być symbolem ofiar toczonych na świecie wojen".  O dziwo polski sąd obniżył kary, główny rzeźnik z grupy tych oszołomów dostał rok więzienia, pomocnik osiem miesięcy, a reszta grzywny w wysokości 7,5 tysiąca złotych. Ja żałuję tylko jednego - że nasi antywojenni aktywiści nie wpadli na pomysł popełnienia zbiorowego samobójstwa, przynajmniej świat by odetchnął, a także lekko wzrósłby poziom IQ ogółu ludzkości...


  • DST 52.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 156m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Guten Tag

Poniedziałek, 20 maja 2019 · dodano: 20.05.2019 | Komentarze 9

W związku z faktem, że było ciepło, lecz nie gorąco, nie padało (choć groziło) oraz wiało całkiem solidnie, lecz sprawiedliwie, uznaję dzisiejszy poranny wyjazd za ten z gatunku "dobrych dni" - stąd tytuł.

Pierwotnie myślałem, że cały wypad będzie paniczną ucieczką przed burzą. bo słońce podejrzanie romansowało z ciemnymi chmurami na horyzoncie, ale jak się okazało martwiłem się niepotrzebnie - dopadła mnie co prawda jakaś pojedyncza kropla, jednak jedynie zagubiona. I oczywiście sprawdziłem - nie była to zemsta jakiegoś przelatującego nade mną ptaka :)

No i w związku z pogodą wybrałem szosę, kolega Czarnuch jeszcze troszkę musi poczekać na swój pełnometrażowy wyjazd.

Trasa to wschodnie kółeczko: Dębiec - Wartostrada - Malta - Warszawska - Swarzędz - Paczkowo - Siekierki - Gowarzewo - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Koninko - Starołęka - Las Dębiński - dom.


Udało mi się uchwycić miejsce, w którym jakieś siedem lat temu straciłbym życie: w widocznych koleinach zimą zamarzła woda, ja nie zdążyłem tego zauważyć i wylądowałem na środku krajówki, w ostatniej chwili turlając się na pobocze na widok pędzącego na mnie tira. Na szczęście skończyło się jedynie skasowaniem części roweru (wtedy to właśnie mój stary góral zyskał miano zombiaka), lecz lekka trauma co do tego miejsca została do dziś,

Z ciekawostek - od kilku dni krąży po poznańskich parafiach peregrynacja. Co to takiego? Ano ludzie mają okazję obejrzeć sobie obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Ale uwaga - to nie oryginał, a jednie kopia, co już mi trąci lekkim absurdem. Bo choć nie kumam modlenia się nawet do autentycznych malowideł, jednak rozumiem, że jakoś to dla niektórych może trzymać się kupy (cuda, objawienia, w co kto tam wierzy, poza tym liczy się wartość artystyczna oryginału), to nawet poświęcona podróba jest wciąż tylko podróbą. Ale co ja tam wiem :) W każdym razie już za tydzień na Starołęce...
No i na koniec polski wartostradowy klasyk - dziś reprezentuje go działkowicz-klapkowicz. Do sadzenia kalarepy najwidoczniej umiejętność czytania obrazków nie jest niezbędna :)

Relive TUTAJ.


  • DST 65.30km
  • Czas 02:10
  • VAVG 30.14km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Postburzowo + jazda testowa :)

Niedziela, 19 maja 2019 · dodano: 19.05.2019 | Komentarze 18

Dzionek zaczął się od burzy. O tyle niespodziewanej, że nasi kochani synoptycy zapowiadali opady na okolice godziny trzynastej. Ale - jak wiadomo - wróżka analizująca położenie fusów względem księżyca w niedomytej szklance ma więcej kompetencji niż eksperci w tym fachu, więc... może jednak urwanie (i to solidne, z gradem) chmury było całkiem przewidywalne?

Na szczęście burze mają to do siebie, że są gwałtowne, ale za to dość szybko przechodzą. Tak więc lekko po jedenastej mogłem zasiąść na siodle, mimo jeszcze mokrych dróg, szosowym.

Jak się okazało, pogodynki i pogodynkowie dali jeszcze ciała z wiatrem - miał być południowy, a wiał z północy. Tak mi coś nie pasowało, że duje w pysk, ale jedynie słabo, w pierwszej połowie. Konkret w ryj miałem za to podczas powrotu - trzeba było ostro cisnąć, żeby utrzymać 30 km/h. Jakoś się udało.

Trasa to "kondominium": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Trzebaw - Szreniawa - Komorniki - Poznań.

Wyjaśniło się (chyba) skąd od wczoraj w Mosinie takie korki. Oto odpowiedź:



Lubię takie maszyny i nawet chwilę myślałem, czy nie zafundować sobie jednego lotu, ale zerkając na mordki zbierające się pod (takie, co to lubią "kierownikować") tym placem uciech, postanowiłem nie ryzykować :)

Ciekawie było też w Luboniu. Poznałem dzięki temu nowe rejony, bo szukanie objazdu było niezbędne.

No i jeszcze kadr z ulicy Opolskiej w Poznaniu.

Jak widać, mamy na pierwszym planie prawdziwą hybrydę - autobusu, taksówki i roweru, z możliwością parkowania na ulicy. Jak się zdobywa takowe uprawnienia? Nic skomplikowanego - wystarczy być mieszkańcem podpznańskiej wsi i poczuć nagłą chęć na kebaba :)

A teraz wyjaśnienie, czemu nie zgadza się dystans z Relive z tym wpisanym na BS. Otóż wczoraj wyszedłem z pracy na chwilę na przerwę i wróciłem... z rowerem :) Nie, nie jestem typem zakupowego szaleńca, który pod wpływem impulsu nadwyręża budżet, ale raz, że zbierałem się za zakup jakiegoś sprzętu na okres gorszej pogody już od dawna, a dwa - po ostatnich wypadach STaRuszkiem okazało się, że do wymiany są na pewno pancerze oraz linki, a także klocki i być może szczęki tylnego hamulca. Pod koniec jednego z wyjazdów ryzykowałem już życiem, zatrzymując się za pomocą butów, co w deszczu nie jest najbardziej rozsądne. Nie mówiąc już o tym, iż przednia przerzutka ogarniała dwa ze trzech biegów, a amor zakończył swój żywot jakieś trzy czy cztery lata temu.

Decyzję przyspieszyła promocyjna cena roweru, na który czaiłem się już od jakiegoś czasu, ale póki cross jako tako dawał radę, nie miałem motywacji. No ale stało się, więc, Panie i Panowie, oto mój nowy sprzęt na cięższe dni - Kross Level 2 Black Edition, czyli narzuca się od razu nazwa - Czarmuch :) Tu jeszcze czysty i przed pełną regulacją wysokości siodła.

Wybrałem wersję z kołami 29 cali, popularnym amortyzatorem oraz po raz pierwszy w życiu przeze mnie testowanymi hamulcami tarczowymi. O dziwo dorwałem egzemplarz dość oryginalny, bo według specyfikacji na stronie sklepu powinien mieć z tyłu przerzutkę Acera, a ma troszkę lepszą, bo Alivio. Nie protestowałem :) Rower jest oczywiście bardzo średniej klasy, nie pościgałbym się na nim, ale nie do tego potrzebuję sprzętu - ma to być głównie jesienno-zimówka, z opcją wjechania raz na jakiś czas w las.

No właśnie, fota czystego Czarnucha jest już archiwalna, bo wybrałem się po powrocie z szosy na testy, oczywiście na Dębinkę. I na dzień dobry czekała mnie zabawa polegająca na jedenastu kilometrach babrania się w poburzowym błocku, piachu i tym podobnych. Super sprawa :) Wróciłem usyfiony jak świnka, ale zadowolony. Mam co prawda kilka drobnostek do zgłoszenia przy pierwszym przeglądzie, ale nie wpływających na komfort jazdy.




O, tutaj wersja ochrzczona, na chwilę przed wejściem do domu - czyszczenie zajęło mi z grubsza gdzieś tyle, ile same testy :)



  • DST 54.10km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.34km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 202m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Good morning

Sobota, 18 maja 2019 · dodano: 18.05.2019 | Komentarze 6

Wczoraj było na samej górze "dzień dobry", bo rowerowo dzionek był własnie taki, dzisiaj również, ale że tytuły się powtarzać nie mogą, więc jest "po angielskiemu" :)

No właśnie - było naprawdę godnie (choć niestety krótko, bo praca wzywała). Kij z całkiem sympatyczną temperaturą, kij z brakiem opadów i z ładnym, niebieskim niebem. Najważniejsze było to, że nie wiało mocno, a to, co dmuchało, było w miarę przewidywalne. Brawo!

Ostatnio nie wyszedł mi muminek (musiałem uciekać przed ulewą), postanowiłem więc nadrobić zaległości i wykonałem wspomnianą trasę w wersji: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Świątniki - Sypniewo - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Sasinowo - Rogalinek - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. TUTAJ Relive.


Powyprzedzałem kogo trzeba, mijałem się ze sporą ilością szoszonów, a poza tym przygód brak, chyba że za taką uznać próbę przepchania się przez Mosinę - najpierw zakwitłem tam na przejeździe kolejowym, a następnie w takim oto korasie. Nie do ruszenia z żadnej strony, przynajmniej na moich kółkach.

Jutro będzie deszcz albo... nie będzie deszczu. Bo jeśli mam ufać pogodynkom, to wolę zaufać tej starej góralskiej zasadzie :)


  • DST 52.05km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.03km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 118m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień dobry

Piątek, 17 maja 2019 · dodano: 17.05.2019 | Komentarze 6

No bo w sumie to był dobry dzień. A właściwie poranek. W końcu!

Po pierwsze - nie lało. Po drugie - łba nie urywało. Co prawda wiało ciągle w pysk, ale maksymalnie umiarkowanie, więc nie ma tematu, szczególnie po tym, co w ostatnich dniach nam zafundowano.

Wykonałem zachodnią pętelkę, z Dębca przez Plewiska, Skórzewo, Wysogotowo, Dąbrowę, Sierosław, Więckowice, Fiałkowo, Dopiewo, Dopiewiec, Palędzie, Gołuski i Plewiska do domu. Gdzieś w połowie jazdy dostałem smsa z informacją, że jest u nas "na zakładzie" szef wszystkich szefów, postanowiłem więc prawie nigdzie się nie zatrzymywać, bo z czasem byłem na styk. O dziwo zdążyłem (mimo korków przed i za Plewiskami, które raz nawet zmusiły mnie do nawrotki), ale za to dzisiaj tylko jedna fotka, z Poznania Głównego, czyli... Fiałkowa :) Znana to i lubiana rowerowa lokalizacja.

No i z braku laku upojny widok pewnego przybytku w Dopiewie, też już tu omawianego. Oddaje on w sumie idealny poziom polskiego Kościoła katolickiego, szczególnie ostatnimi czasy :)

TUTAJ Relive.

Na koniec smaczek z mojej ulubionej podpoznańskiej miejscowości. Jest taka jedna, nie do podrobienia, o której często rozprawiam. Nie ma co, Luboń to stan umysłu, o czym można się przekonać podziwiając poziom lubońskich strażniczek miejskich :) 


  • DST 51.10km
  • Czas 01:53
  • VAVG 27.13km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rower wodny

Czwartek, 16 maja 2019 · dodano: 16.05.2019 | Komentarze 10

Na początek chciałem gorąco pozdrowić wszystkich ludzików zajmujących się prognozowaniem pogody. Tak Was lubię, że chętnie znalazłbym Wam nową pracę, najlepiej z daleka od tego, co robicie dotychczas. Będzie to zapewne mniej szkodliwe dla osób trzecich :)

Do czego piję? Ano do solidarnej wersji autorstwa powyższych, według której gdzieś od dziesiątej rano nie miałem się co martwić opadami. Spokojnie więc odczekałem swoje do tej godziny, zjadłem śniadanie, a gdy ledwie kropiło o wspomnianej porze, ruszyłem. Szosą...

Początkowo było całkiem ok - niebo nawet chwilowo się przejaśniło, kręciłem więc pełen optymizmu. Z Dębca wyruszyłem przez Las Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Jaryszki, Koninko do poznańskiego Sypniewa, gdzie... No właśnie. Lunęło. I nie przestało. I nie była to mżawka, tylko konkretna ulewa. Po paru kolejnych minutach miałem już w butach ocean, a strój mogłem wyżymać. Postanowiłem więc zamiast planowanego "muminka" skrócić trasę, kierując się przez Głuszynę i Starołęcką znów na Dębinę. Tam miałem skończyć, ale stwierdziłem, że już bardziej mokry nie będę, a glutów mam dosyć, więc przemęczę się i zrobię pełne pięć dych. Tym samym zaliczyłem jeszcze Wartostradę oraz kółeczko dookoła Malty, by w końcu przypłynąć do domu. Tu trasa z Relive, a poniżej kilka zdjęć, które udało się zrobić, gdy akurat deszcz na chwilę odpuszczał.




Również przez synoptyków (kolejne gorące pozdro!) nie pomyślałem, żeby obudować swój wodoszczelny super hiper gówniany licznik Sigma folią, żeby był faktycznie wodoszczelny. Efekt? Proszę bardzo:

Pędziłem gdzieś przez dwadzieścia kilometrów z prędkością... zero na godzinę. A według owego sprzętu zrobiłem jednak zaledwie gluta. Dobrze, że jako tako działają jeszcze Endo i Strava...

Gdyby nie ten BS-owe obowiązki, pewnie o dzisiejszym wypadzie wolałbym zapomnieć. Jedynie pralka była zachwycona.

A po południu czekała mnie wizyta w... Sądzie. Nie, nie dopadła mnie Dupna Zmiana, spokojnie. W końcu - po czterech latach! - zakończyła się wojna, którą wytoczyłem pseudo firemce o nazwie PGT, działającej pod szyldem Telefonii Polskiej Razem, która naciągnęła moją Teściową na przeniesienie do nich numeru przez podszycie się pod Orange. Batalia polegała na korespondencji liczonej w dziesiątkach, próby telefonicznego załatwiania sprawy (burdel, niekompetencja, kłamstwa - tyle mogę napisać) oraz aktywizacji Miejskiego Rzecznika Praw Konsumenta (brawa za chęć pomocy!) i UOKiK-u (w 2017 poszło nawet ostrzeżenie w temacie PGT). Efektem było wycofanie się firemki poprzez próbę wmówienia nam zerwania umowy, sprzedanie domniemanych roszczeń firmie windykacyjnej, która się też (po kilkunastu oficjalnych listach) poddała i sprzedała domniemane roszczenia... innej firmie windykacyjnej. Ta wystosowała pozew, który doprowadził mnie do szału, poszło więc grube pismo do Sądu, a dziś wraz z Teściową pojawiłem się na rozprawie jako świadek. Nie nagadałem się za dużo, bo windykator wycofał pozew, dostając jeszcze w prezencie koszty postępowania (tu miałem największą radochę).

Cała sprawa nie rozchodziła się o jakąś wielką kasę, bo w grze było 1,5 tysiaka, ale chodziło o zasadę. Mam wielką satysfakcję, że nie odpuściłem gnojom, którzy bazują na naiwności starszych osób. Wygrałem swoją pierwszą walkę sądową, mam nadzieję, że więcej ich nie będzie :)


  • DST 30.90km
  • Czas 01:14
  • VAVG 25.05km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut klemensowy

Środa, 15 maja 2019 · dodano: 15.05.2019 | Komentarze 13

Jak tak dalej pójdzie, to w samym maju będę miał więcej glutów niż przez całą zimę... No nie ma lekko :)

Dziś było podobnie jak wczoraj, przedwczoraj, przed-przedwczoraj, bla bla bla-wczoraj, z tą różnicą, że tym razem nie było złudzeń - lało już w momencie, gdy się obudziłem. Poza tym zimno, mega wietrznie - normalnie monotonny się robię :)

Tak jak wczoraj, pseudo przerwę w opadach znalazłem po dziewiątej rano, a że w pracy musiałem być w południe, pozostał jeno czas na gluta. Oczywiście chwilę po ruszeniu znów witałem się z deszczem, ale skoro siedziałem już na siodle, to... kopiuj-wklej z wczoraj.

Nie chciało mi się wymyślać cudów z trasą, bo północne powiewy skazywały mnie i tak na rundkę po mieście, wykonałem więc rundkę kombinacyjną zawierającą Wartostradę, Maltę, Śródkę oraz ulicę Hlonda w różnych wariacjach, co widać na Relive.

Licznik z autorską funkcją wodoszczelność+ wciąż działa nawet-nawet :) A przy okazji - mogę pocieszyć tych krytyków Wartostrady, którzy boleją nad tym, że miało co roku być zalewana, a nie jest. Można uznać, że dziś tonęła :)


Jak widać - puściutko, ale towarzystwa (i to tego najlepszego) nie zabrakło, gdyż przed nosem przebiegła mi sarna. Niestety zanim zdążyłem wyjąć telefon, pognała już w siną dal, czyli w zielone krzaki, więc uchwyciłem jedynie kadr jakby robiony kalkulatorem. Jeśli komuś się nudzi, mam zagadkę na popołudnie - gdzie jest czworonóg? :)

Na Śródce nie ma już niestety Cafe La Ruina (przenieśli się na Świętego Marcina), ale słynny mural został - jednak oszpecony elementami remontowymi.

A nad Maltą udało mi się w końcu dopchać do Klemensa, zazwyczaj obleganego w dni każde inne niż taki jak dziś. Klemens miał na nazwisko Mikuła i to głównie jemu zawdzięczamy aktualny wygląd Malty. Brawa dla tego pana. Szkoda tylko, że nie przewidział tłumów w weekendy - ja bym proponował dla każdego na początek tor przeszkód jako bilet wstępu, może wtedy dałoby się tu wtedy bywać bez chęci zamordowania gatunku ludzkiego :)



I na koniec Maltanka. Niestety w bezruchu. 

Prognozy na kolejne dni? Deszcz, wiatr, zimno... Aha, z nowości - mają być jeszcze burze!


  • DST 32.10km
  • Czas 01:17
  • VAVG 25.01km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut mutant

Wtorek, 14 maja 2019 · dodano: 14.05.2019 | Komentarze 17

Przedwczoraj jesień, wczoraj zima, dzisiaj za to zaszczycił nas mutant - miks jednego i drugiego. 

Wstałem koło siódmej trzydzieści i ze zdziwieniem stwierdziłem, że świeci słońce. Żona pojechała do pracy, ja pełen optymizmu zacząłem się ogarniać, a w momencie gdy wyszedłem z psem... lunęło. Normalnie jak górach - pół godziny i kompletnie inny świat.

Mina mi zrzedła, ale dawałem sobie jeszcze nadzieję na wyjazd. Jednak aura nie pomagała, a czas naglił. W końcu udało znaleźć się (jak sądziłem) lukę w opadach i ruszyłem, jak zwykle w takich przypadkach crossem. Perspektywa była jedna - dystans okrojony, bo inaczej bym nie zdążył do pracy.

Wiało (a jak!) mocno (czyli monotematycznie), było zimno (pięć-sześć stopni w momencie startu, może jeden więcej przy powrocie - czyli monotematycznie), do tego już na drugim kilometrze znów zaczęło lać. I tak już zostało niemal do końca, skoro jednak już siedziałem na siodle, postanowiłem być twardy, a nie "mientki".

Jako człowiek doświadczony, sprawiłem, że mój wodoszczelny super-hiper licznik Sigma stał się takim naprawdę. To znaczy wodoszczelnym, bo jak gównianym był, tak jest :) A że minus sto do estetyki i miałem po drodze szumidła? Trudno :)

Wykonałem gluta w tę i z powrotem, z Dębca przez Drogę Dębińską włączając się do Wartostrady, docierając najpierw na Śródkę, gdzie w końcu miałem okazję sprawdzić, co słychać, gdy "zielona symfonia" ma swój pokarm, czyli wodę cieknącą z nieba. Zdradzam tajemnicę -  nic nie słychać :) Nawet jak się zdejmie słuchawki z uszu.


Kawałek dalej cyknąłem jeszcze ICHOT oraz Katedrę w deszczu...


...i pokręciłem dalej. O dziwo nie byłem sam.

Nie brakowało też jednego obrazkowego analfabety, tym razem nie pieszego, a rowerzysty.

Lubię jeździć Wartostradą, zawsze tam coś ktoś... :)

Przez Gdyńską doczłapałem do Koziegłów (wpadł kolejny powstańczy mural do kolekcji)...

...które postanowiłem pozwiedzać, docierając aż do granicy z Czerwonakiem. Tym samym odkryłem nową drogę, którą widziałem wcześniej u Kamila, z widokiem na Dziewiczą Górę.


Przy okazji dopytałem panią inżynier wraz ze świtą, z czego będzie droga rowerowa. Usłyszałem tryumfalne "z asfaltu!" i poleciał kciuk w górę :)

Gdzieś tu zawróciłem i ślizgając się w większości po swoich śladach przypłynąłem do domu. Co łatwe nie było, bo czasem nie tylko krople utrudniały widoczność, ale i coś większego na przejazdach rowerowych... Wewnętrzna wróżka podpowiedziała mi, że tu akurat mam czerwone :)

Jak na złość, chwilę po wylądowaniu lać przestało i już nie zaczęło. Mogłem co prawda na siłę dokręcać do pięciu dych, ale wolałem polecieć jeszcze na skrócony spacer z Kropą po Dębinie - to jednak bardziej przyjemne niż walka w średnio atrakcyjnych warunkach.

Na jutro prognozy są równie nieciekawe (a może nawet bardziej?) - zobaczymy czy też się uda coś wyglucić. 

TUTAJ Relive.


  • DST 53.60km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.72km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 225m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zima!

Poniedziałek, 13 maja 2019 · dodano: 13.05.2019 | Komentarze 9

Nie wiem czy to z powodu premiery kolejnego odcinka "Gry o tron", czy z innych względów (kościelna klątwa za ujawnienie prawdy?), po wczorajszej jesieni nadeszła dziś zima. Co prawda taka łagodna, bezśnieżna, nawet bardzo słoneczna, ale męcząca głowę całkiem solidnie. No i z elementem niezbędnym, czyli arktycznym, zimnym wiatrem z północny, który tak mnie zdemotywował, że zamiast jakiejś żywej muzyki zapuściłem sobie "Lśnienie" Stephena Kinga, snujące się niczym flaki z olejem, żeby każdą myśl o mocniejszym tąpnięciu zdusić w zarodku :) Udało się, co widać po wyniku.

W sumie to nawet jakby mi się chciało, to by się nie dało, dzięki temu, że kilkanaście kilosów jazdy przez miasto głównie polegało na staniu i interwałach. Korki były tak koszmarne, jakby faktycznie zasypało Poznań śniegiem i nie było innej możliwości przemieszczania się. Efekt widać na początkowych fotkach zamieszczonych na Relive.

Trasa to kółeczko: Dębiec - Górecka - Górczyn - Jeżyce - Golęcin - Strzeszyn - Psarskie - Kiekrz - Kobylniki - Sady - Swadzim - Batorowo - Lusowo - Zakrzewo - serwisówki - Plewiska - Poznań.

Na obrazkach wygląda to całkiem, całkiem. Obrazki kłamią :)


Tutaj mój "ulubiony" fragment przed Sadami. Oczywiście było na nim pusto DO momentu, gdy się na nim pojawiłem :)

W Plewiskach spotkałem dawno niewidzianego Dariusza vel Lipcia71, który powoli odżywa rowerowo, ale już nie BS-owo (a szkoda). Pogadaliśmy chwilkę i każdy w swoją stronę - ja z wywieszonym jęzorem do pracy, kolega dopiero w trasę. Wyjątkowo się cieszyłem, że ja już mam ten drugi etap prawie za sobą :)

Aha, jakby ktoś pytał, czy policja łapie za niejeżdżenie po abstrakcyjnej śmieszce położonej pośrodku ulicy Przybyszewskiego, to odpowiedź brzmi: nie. Mimowolnie się dziś o tym przekonałem :)


  • DST 33.20km
  • Czas 01:18
  • VAVG 25.54km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 211m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut maltański

Niedziela, 12 maja 2019 · dodano: 12.05.2019 | Komentarze 16

Jak było dziś w większości kraju, chyba każdy widział - od rano padało, potem lało, następnie padało, a w końcu lało. I tak dalej. Bez zaskoczenia - przecież była wolna niedziela :)

Z jednej strony nie narzekałem, bo po pierwsze się wyspałem, a po drugie nadrobiliśmy zaległości serialowe (prawie cała pierwsza seria rewelacyjnego hiszpańskiego "Domu z papieru" na Netflixie), lecz jak wiadomo nałóg nie pozwala zapomnieć :) Gdzieś tak koło piętnastej na szczęście zaczęło się lekko przejaśniać, jednak na tyle zaledwie, żeby pójść z Kropką na spacer po Dębinie. Tam pusto, dziko, bez ludzi - tak jak uwielbiam, podobnie jak przyroda (tu pozdrawiam przepiękną czaplę, której nie zdążyłem sfocić).

Gdy wróciłem, o dziwo nie padało. Udało się więc wynegocjować o półtorej godziny (kompromisowy glut) późniejszy obiad i myk na rower :) Kałuż było jeszcze pełno, więc oczywiście crossem. Tak się cieszyłem, że udało się w ogóle ruszyć, iż postanowiłem całkowicie olać średnią (jednak przy zachowaniu minimum przyzwoitości), więc prawie cały czas kręciłem na środkowym blacie z przodu i nie zamierzałem tego zmieniać. No a poza tym wymyśliłem sobie wypad lekko turystyczny.

Celem była Malta. Nieprzypadkowo - bałem się, że z grubsza do października nie znajdę już okazji do pojeżdżenia po niej bez masy bydł... to znaczy kochanych rodaków. W związku z tym z Dębca ruszyłem wschodnią częścią Wartostrady i przez Jana Pawła dotarłem nad jezioro, które okrążyłem dwukrotnie. Towarzyszyli mi w tym kajakarze, którzy rozgrywali akurat jakieś mistrzostwa.

Prócz samych okrążeń...




...zaliczyłem jeszcze górskie tereny i Polanę Harcerzy...




...oraz moje ulubione polskie ZOO, przynajmniej od czasu, gdy dyrekcja stawia tam nie na zysk, ale na ratowanie zwierząt i pełnienie misji edukacyjnej.

Tu przy okazji udało mi się upolować Jelcza, kursującego na turystycznej linii numer 100. Niestety nie miałem za to szczęścia do Maltanki.

Oczywiście nie zabrakło codzienności, czyli istot ludzkich nieogarniających pisma obrazkowego. Kilka przykładów:



Nie spieszyłem się, więc każdy dostał krótką, lecz kulturalną werbalną lekcję kierującą na część dla pieszych :)

Do gluta trochę zabrakło, z związku z czym doczłapałem do wysokości Hlonda, którą to ulicę objechałem i przy okazji znalazłem siedzibę "Barki", a następnie Wartostradą przez Śródkę wróciłem do domu.

Mimo zaledwie glutowania oraz nawet nie ruszenia tyłka poza granice Poznania, wróciłem zadowolony. Fajnie jest zrobić sobie czasem taki popołudniowy wyłom w zwyczajności, pokręcić się w kółko bez sensu i pozwiedzać... swoje (jedno z dwóch) miasto. Naprawdę fajne miasto :)

TUTAJ Relive.