Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198536.50 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2019

Dystans całkowity:1627.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:45
Średnia prędkość:28.68 km/h
Maksymalna prędkość:61.20 km/h
Suma podjazdów:5708 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:52.50 km i 1h 49m
Więcej statystyk
  • DST 52.65km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.72km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 148m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Upierdliwerek

Sobota, 11 maja 2019 · dodano: 11.05.2019 | Komentarze 6

Atrakcją dzisiejszego dnia był upierdliwerek. To taki wiaterk-wmordewind w wersji light (nazewnictwo własne), który niby nie powinien mieć wpływu na jazdę (bo nie był jakoś specjalnie silny), ale oczywiście ma, i to całkiem niemały. No bo jeśli gdziekolwiek się człowiek obróci, tam ma w pysk, zaczyna mieć też gdzieś chęć do jazdy i człapie nóżka za nóżką, niczym niepełnosprytny żółw.

Przekonałem się o tym, gdy po dwudziestu kilometrach jazdy pod wiatr postanowiłem zawrócić i pokombinować z trasą. A tu... pod wiatr. Więc znów nawrotka. A tam... pod wiatr! I tak przez całą drogę.

Trasa: Dębiec - Górczyn - Kopanina - Junikowo - Skórzewo - Wysogotowo - Batorowo - Lusowo - Zakrzewo - serwisówkami do Skórzewa - Dąbrowa - Zakrzewo - serwisówki - Plewiska - Poznań. Z tego błądzenia wyszła personalizacja upierdliwerka na mapie - oto on (musiałem jedynie dorysować łapki i lewą nóżkę):

Kilka fotek z trasy:



Tutaj Polska w wiosennej pigułce, czyli życie rowerzysty mieszczące się między rzepakiem a gównianą DDR-ką...

...a tu dowód na to, że z wiatrem nie ściemniam. W tym momencie robiłem zakręt na wschód, a według prognoz wiało z zachodu, więc teoretycznie w plecy. Jak było - widać po flagach.

Tak poza tym jeszcze jedynie akcja na ulicy Ostatniej, gdzie ja oraz jadący z naprzeciwka kolarz zostalibyśmy skasowani przez jakiegoś torglo, dla którego nasze pierwszeństwo na DDR-ce kontra jego skręt w przecinającą ją uliczkę oznacza klasycznie polskie "mam to gdzieś, bo jestem cięższy". W zamian za to dowiedział się solidarnie z dwóch gardeł kilku łacińskich słów o sobie.

Jutro ma lać cały dzień, więc zapowiada się chomik. Normalka, przecież wolny dzień :/

PS. Od dziś do obejrzenia za darmo i w całości dokument Tomasza Siekielskiego "Tylko nie mów nikomu" (tutaj link) o pedofilii wśród polskiego kleru. Na razie obejrzałem dopiero kilkanaście minut, ale już wiem, że to mocna rzecz i zdecydowanie prawdziwa (niestety). 


  • DST 54.65km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 208m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mgiełko w tunelu

Piątek, 10 maja 2019 · dodano: 10.05.2019 | Komentarze 5

Dzisiaj w przeciągu (w sumie dosłownym, bo znów towarzyszył mi non stop wmordewind) zaledwie dwóch godzin zaliczyłem pogodowe dwa światy.

Świat pierwszy ujawnił mi się w chwili ruszenia, czyli po ósmej rano. I trwał z grubsza przez połowę drogi. Jego dominującym elementem była mgła, która typowo wiosennie zaległa nad okolicami Poznania, dając jednocześnie wybitnie zimową wartość temperatury na start - sześć stopni. 

Oznaczało to dwie rzeczy - ponowne odkopanie grubszej warstwy ciuchów oraz motywację do sprawdzenia, czy działają lampki przód-tył. Działały, śmiało mogłem więc marznąć i świecić jak grudniowa choinka :)

Trasę wykonałem w tę i z powrotem, ale z pętelką pośrodku. Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Sowiniec - Baranowo - Żabno - Żabinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Najfajniej było, gdy między Baranowem z Żabnem mgły zaczęły parować. Zabrakło mi jedynie zombiaków w tle, wychodzących z lasu i pełznących w moim kierunku :)

Nawet Luboń prezentował się dzisiaj całkiem uroczo - tu akurat im mniej widać, tym bardziej na plus :)

Drugi świat to świat z powrotu, gdy nagle zrobiło się przejrzyście, słonecznie, no i zdecydowanie za ciepło jak na zestaw zimowy - skończyło się to lekkim przegrzaniem.

Gdy jechałem przez Mosinę, byłem pewien, że swój obowiązek w postaci wykręcenia fałmaksa na poziomie równym lub większym niż 50 km/h spełnię bez problemu w tamtejszym tunelu. Niestety - tak jak już pisałem, wmordewind miałem w obydwie strony, więc gdy zobaczyłem na liczniku 49,4 km/h, postanowiłem zawrócić i raz jeszcze pyknąć sobie kursik w tunelu. Tym razem się udało, a manewr widać dobrze na Relive.

No i na sam koniec jeszcze jedno zdanie o moim "ukochanym" Luboniu. Wiem, nie jestem obiektywny, bo jak na moje posiada on tylko jedną, acz istotną zaletę - kiedyś się kończy, jednak zawsze mnie śmieszyły miejscowości, które muszą udowadniać, że są miastami, a nie wioskami, bo inaczej nikt by w to nie uwierzył. I tym samym nie zaprasza nas z kilku stron po prostu "Luboń", ale "MIASTO Luboń" :)



  • DST 52.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.36km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 197m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nałogowo

Czwartek, 9 maja 2019 · dodano: 09.05.2019 | Komentarze 6

Co robi rowerowy nałogowiec w swój wolny od pracy dzień? Wstaje między siódmą a ósmą rano, ogarnia się, oporządza psa i godzinę później rusza. Wszystko po to, żeby zdążyć przed deszczem, który wszystkie możliwe prognozy pogody solidarnie zapowiadały na punkt jedenastą.

A co robi wspomniany wyżej deszcz? Ano zaczyna padać przed dziesiątą. Dzięki czemu jakieś dwadzieścia z pięćdziesięciu kilometrów mokłem, a w zestawie atrakcji był jeszcze wiaterek, może nie najmocniejszy, ale w 99% wiejący w pysk. No i jest jak jest.

W sumie nie zaczęło się najgorzej, bo na szarym niebie były czasem widoczne jaśniejsze fragmenty. I rzepak, choć ten nie na niebie :) Dopiero później pojawił się rower wodny.

Trasa dzisiejsza to "muminek": Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Świątniki - Sypniewo - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Sasinowo - Rogalinek - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. Zaliczone Babki pojawiły się jako echo wczorajszej dyskusji w temacie nazw polskich miejscowości. Tu z całym nadleśnictwem.

Grunt, że się udało wykręcić kolejne pisiont. Można spokojniej patrzeć za okno, za którym już regularnie leje.


  • DST 53.85km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.20km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 218m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzykolny Klemens

Środa, 8 maja 2019 · dodano: 08.05.2019 | Komentarze 35

Trochę pogoda wyluzowała - wiało dziś ciut słabiej, rozpogodziło się, zrobiło się nieco cieplej. Super.

Więc? Od jutra deszcze! Super :/

Jednak udało się dzisiaj jeszcze pokręcić w miarę przyzwoicie. No i w ogóle pokręcić, bo co będzie jutro i pojutrze, ciężko powiedzieć :)

Wiatr zmienił kierunek na południowo-wschodni, co mnie niezwykle ucieszyło, gdyż w końcu mogłem ruszyć przez szosowe części WPN-u i Rogalińskiego Parku Krajobrazowego. Mają one ten plus, że są zadrzewione i urokliwe, czego o częściach zachodnich za cholerę napisać się nie da.

Trasa: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - Radzewice - Trzykolne Młyny - Radzewice - Rogalin - Rogalinek - Sasinowo - Wiórek - Czapury - Starołęcka - Las Dębiński - dom.

Tak, Radzewice :) Nie mogłem sobie odmówić - jak zwykle - chwili relaksu w porcie. Dziś towarzyszył mi... Klemens, bo tak nazywała się łódka (łódek?) tam zacumowana/y :)




Poza tym podjąłem dość karkołomną - ze względu na koszmarny asfalt - decyzję o dokręceniu do Trzykolnych Młynów. To jedna z lepszych nazw miejscowości w Wielkopolsce, przynajmniej jak na moje :)

A w Świątnikach przyuważyłem, że w końcu "oddano do użytku" Matkę Boską, po długim remoncie. Zamontowanej tęczy nie odnotowałem :)

Na koniec mini konkurs bez nagród: która ze śmieszek jest bardziej gówniana? :) Czy ta przy Armii Poznań w Luboniu...

...czy może ta słynna ze Starołęckiej w Poznaniu?

Jak się po nich jeździ? Nie pamiętam :)

TUTAJ Relive.


  • DST 53.25km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.03km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Paskud

Wtorek, 7 maja 2019 · dodano: 07.05.2019 | Komentarze 8


Jak w tytule - to, co mogłem zawrzeć w nim pieszczotliwego, zawarłem :) 

Z grubsza było tak jak wczoraj, tylko jeszcze zimniej, wietrzniej i wmordewindziej. Dośc napisać, że gdy tylko koło ósmej wróciłem z krótkiego spaceru z psem, od razu zabrałem się za odkopywanie zimowych ciuchów, które - niepoprawny ze mnie optymista - schowałem głęboko do szafy. Oj, przydał się ten manewr.

Wykonałem zachodnie w tę i z powrotem z wariacjami, czyli: Poznań - Plewiska - Wysogotowo - Dąbrowa - Sierosław - Więckowice - Drwęsa - nawrotka do Dąbrowy i powrót serwisówkami od Zakrzewa przez Plewiska do domu. Tak jak na Relive.

Gdy w Plewiskach stanąłem w korku-gigancie, który udawało mi się jedynie zneutralizować poprzez ostrożne wyprzedzanie stojących aut lewym pasem i wykonywanie żabich skoków co kilkadziesiąt metrów, wiedziałem, że już dalej nie mam się co spieszyć. I się nie spieszyłem. Tym bardziej, że jak to zazwyczaj bywa - jak tylko siadam na rower, to jakbym uruchamiał jakieś prywatne call center - telefony dzwonią jeden za drugim, oczywiście wszystkie ze sprawami niecierpiącymi zwłoki. A że rozmowa przez słuchawki przy dującym wietrze to pomysł z góry skazany na porażkę, z lekka pięć razy musiałem się zatrzymać i odebrać. Suuuper :/ 

Podsumowanie wypadu może być tylko takie:

A tak poza tym standardowo i rzepakowo.

Z atrakcji wymienić mogę jednie dziadka, który najpierw wpieprzył mi się z podporządkowanej na rondo, oczywiście wtedy, gdy ja już się na nim znajdowałem, a potem tak się włączał do ruchu, że gdy już się znalazł na środku skrzyżowania, stwierdził, iż warto się zatrzymać, żeby sprawdzić, czy nic nie jedzie. Więc się zatrzymał, a ja prawie na niego wpadłem. Tak więc, drodzy poznaniacy, gdy zobaczycie na horyzoncie takiego oto merca, lepiej miejcie się na baczności :)



  • DST 52.50km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.64km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 163m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Masakracja oraz w krainie Borostworów

Poniedziałek, 6 maja 2019 · dodano: 06.05.2019 | Komentarze 17

"Jak to mawiają młodzi - masakracja" - znów zacytuję pana Szpakowskiego z Fify :)

Masakracja pierwsza - temperatura. W robocie musiałem być w samo południe, co oznaczało start po ósmej. A tu radosne... cztery stopnie. Ale przynajmniej na plusie, więc bez przymrozków :) 

Masakracja druga - wiatr. Permanentny, stuprocentowy wmordewid, gdziekolwiek bym się odwrócił. Nawet jak jechałem niby z powiewem w plecy (patrząc po flagach), lało po pysku. Fenomen. Albo po prostu moja rowerowa rzeczywistość.

Finalnie wyszła żałosna średnia, ale większej wycisnąć się nie dało. Gdyby chociaż jakiś sympatyczny New Holland lub John Deere po drodze chciał mi pomóc, ale gdzie tam. Żodyn :)

Trasa to kombinowana zachodnia pętelka: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Głuchowo - Chomęcice - Konarzewo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - dom.


Korekta w stałym szlaku miała jeden cel - ominięcie niekończącego się remontu w Chomęcicach. W rezultacie wylądowałem na... wahadle w Chomęcicach, tylko że w innym miejscu. Wiem już, że tam płynnie przejechać się nie da. Ale warto było odstać swoje, żeby przyuważyć pewien manewr. Grzecznie czekałem sobie bowiem za tą oto ciężarówką, przed którą stała jeszcze osobówka, a z naprzeciwka sunęły pojazdy.

Po chwili jednak zrobiło mi się jaśniej przed oczami, gdyż kierowca rodem z Piły jak nie ruszył! Na... czerwonym! 

Dodam, że jakieś trzy sekundy później było już zielone, ale musiał, po prostu musiał.

Żeby było jeszcze "zabawniej", choć starałem się nie utrudniać, a nawet lekko przekraczałem pod wiatr widoczne ograniczenie do trzydziestki, i tak dwóch troglodytów wyprzedziło mnie na gazetę. A przez resztę drogi też nie brakowało asów tępoty. Eh, moja teoria sprzed kilku dni, mówiąca o tym, że wielkopolskie drogi są wolne od bezmózgów jedynie w długie weekendy, gdyż ci przebywają wtedy nad morzem, w Karpaczu czy na Krupówkach, zyskuje coraz więcej dowodów.

A na koniec, jako że długi weekend za nami, małe podsumowanie wypoczynu, przerwanego dniem pracującym. Przez ten ostatni nie odbył się żaden wyjazd, i dobrze, bo pogoda była koszmarna. Za to przez trzy z czterech dni odbywały się spacery po "mojej" Dębinie, w warunkach codziennie innych. Pierwszy maja był jedynym ładnym dniem, więc cały las zakwitł od smrodu grilla i paskudnego polsko-ukraińskiego szwargotania. Trzeba się było ratować przez bydł... eee... ludźmi, co zaowocowało odkryciem prawdziwej dżungli, w odległości trzech kilometrów od centrum i dwóch od mojego domu. Istna kraina Borostworów :) Nie zdradzę dokładnie tego, gdzie należy skręcić, bo mi zadepczą :)
Martwy olbrzym - Las Dębiński
Rogaty Borostwór - Las Dębiński
Zakaz wstępu - Las Dębiński
Pułapka czy nie? - Las Dębiński
Kąt padania obliczony - Las Dębiński
Śpij... - Las Dębiński
Uroczysko - Las Dębiński
U siebie... - Las Dębiński
Przegląd rewiru - Las Dębiński
Leśny łupież - Las Dębiński
Trzeciego maja pogoda zbiesiła się do tego stopnia, że w tej samej okolicy zrobiły się pustki. Można było szaleć, pod warunkiem, że lubi się powódź w butach. Ja niekoniecznie, ale spacer sam się nie zrobi :)
Mgielnie - Las Dębiński
D(r)eszczowy świat - Las Dębiński
Klonowanie - Las Dębiński
No a wczoraj pełen miks - znów słonecznie, ale zimno. Czyli pustki, które tu uwielbiam.
Wartościowo - Las Dębiński
Soczystość - Las Dębiński
Zabagnione - Las Dębiński
I niech ten mój las taki już zostanie! Jeśli jakiś gnój-deweloper zaczai się na Borostwory, będę bronił własną - wątłą, bo wątłą - piersią. Kropa na pewno też! :)


  • DST 58.20km
  • Czas 01:54
  • VAVG 30.63km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 233m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Obok skrzydeł

Niedziela, 5 maja 2019 · dodano: 05.05.2019 | Komentarze 17

Gdy rano koło ósmej "odpaliłem" termometr i zobaczyłem na nim cztery stopnie... wróciłem do łóżka. Sorry, ja już zimę zostawiłem za sobą. Choć pewnie ona ma zdanie odmienne, jak widać :)

Na szczęście po odczekaniu do jedenastej dało się odczuć... jesień :) Dwanaście stopni dawało już jako taki komfort jazdy, mogłem więc ruszać. Co do kierunku, to jak zwykle uzależniłem go od wiatru, dziś północnego. Od razu jednak odpuściłem azymut północno-wschodni, bo oznaczałby "kolizję" z Wings For Life, czego nie chciałem. Nie tylko z powodów formalnych, ale także z szacunku dla tej charytatywnej imprezy - w końcu tu biega się z myślą o czymś ważnym, a nie jakimś tandetnym medalu i nagrodzie dla "amatora" z Afryki. Zresztą - cóż za zdziwienie - jakoś dziś za dużo takowych nie widziałem :)

Wykonałem więc pętelkę północno-zachodnią: Dębiec - Górecka - Grunwald - Jeżyce - Golęcin - Strzeszynek - Psarskie - Kiekrz - Rogierówko - Kobylniki - Sady - Swadzim - Batorowo - Zakrzewo - serwisówki - Głuchowo - Plewiska - Poznań. Trochę ją poszerzyłem, bo postawiłem sobie za punkt honoru dogonienie trójki szoszonów na serwisówkach. Udało się :)



Na wspomnianych serwisówkach zaskoczyła mnie przebiegająca (tylko skąd dokąd?) grupa pięciu saren (niestety zanim wyjąłem telefon, były już daleko), a z kolei za Swadzimiem udało mi się na niewyraźnych zdjęciach "upolować" drapieżnika - niestety był za daleko. żeby ocenić czy to myszołów czy sokół.


W sumie wynik wyszedł dziś przyzwoity, biorąc pod uwagę jazdę przez miasto oraz wiatr, który praktycznie nie pomagał.

A jutro... przymrozek. Aż dziw, przecież idę do pracy, powinno być przecudownie :)


  • DST 55.80km
  • Czas 01:57
  • VAVG 28.62km/h
  • VMAX 61.20km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 265m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po(d)wiatowo

Sobota, 4 maja 2019 · dodano: 04.05.2019 | Komentarze 13


No! Czyli jednak pogoda zrobiła się idealna, jeśli punktem wyjścia jest złośliwość aury i fakt, że mamy weekend. Aż dziw, że to, z czym walczyłem dziś na trasie, nie zaczęło się już na przykład pierwszego maja... :)

Z plusów - ciut mniej wiało. Zawsze nastraja mnie to optymistycznie, ruszyłem więc koło dziesiątej w nie najgorszym nastroju do jazdy. Jako że postanowiłem wykonać "kondominium", ale w wersji odwrotnej, to z Dębca skierowałem się najpierw na Świerczewo, Górczyn i Komorniki. Za tymi ostatnimi, po drodze do Szreniawy, zdążyłem się nawet zatrzymać, żeby cyknąć fotę mówiącą o tym, że jest całkiem ok. Naiwny ja!

Bo już kilka kilometrów dalej, w Rosnówku, musiałem odwiedzić znany mi już przybytek. Nie, nie naszła mnie nagła potrzeba, tylko zaczęło padać, póki co jeszcze skromnie, jednak miałem nadzieję, że poczekam i przejdzie. Przy okazji sprawdziłem, czy gdzieś od roku coś się zmieniło w temacie tamtejszej wiaty. Póki co wciąż dość przewiewnie :)

Gdy w końcu wróciłem na szlak, mżawka nie ustępowała, ale nie zamierzałem wracać. Dokręciłem do Stęszewa, gdzie najpierw odczekałem swoje na wahadle, by po chwili "podziwiać" to, co na styku z Witoblem szykują nam geniusze polskiej inżynierii... Tym samym rozwiewam chyba już wszelkie wątpliwości niedowiarków - tak, to będzie kolejna gówniana rodzima DDR-ka z kostki, położona oczywiście tylko po jednej stronie drogi, z obowiązkowymi falami Dunaju... :/


No chyba że jakimś cudem na tej czerwonej kostce mają rozbijać się piesi, ale coś mi się nie wydaje. Za długo żyję w tym kraju... Czas szukać objazdów, choć niestety w tej okolicy nie za bardzo jest gdzie...

Dalsza część to już - po tym jak dotąd jechałem pod wiatr - powrót... pod wiatr. I z coraz mocniej siąpiącym deszczem. Przez Łódź, Dymaczewo, Krosinko, Mosinę, Puszczykowo, Łęczycę i Luboń do domu. Ten ostatni odcinek w mega korkach, bo na A2 był jakiś poważny wypadek (zginęły dwie osoby), a objazdy zorganizowano z grubsza po mojej trasie. Aha, zaliczyłem jeszcze podjazd Pożegowską na Osową Górę, w sumie tylko po to, żeby zrobić fałmaksa przy zjeździe. Udało się :)

Zmarzłem, przewiało mnie, no i trochę zmokłem. Generalnie i tak miałem sporo farta, bo gdzieś pół godziny po powrocie lunęło już konkretnie i aktualnie za oknem mamy listopad. Błeee.


  • DST 53.60km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.24km/h
  • VMAX 54.40km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 140m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie na Berlin :)

Piątek, 3 maja 2019 · dodano: 03.05.2019 | Komentarze 8


Dzisiaj było ciut lepiej niż wczoraj. Albo to ja się po prostu wyspałem? Cholera wie. W każdym razie – mimo wciąż masakrycznie silnego wiatru z zachodu – udało się jakoś wyciągnąć wynik na granicy wstydu. Ale nie poniżej :)

Temperatura wzrosła do upalnych dwunastu stopni, więc można było szaleć. W końcu mamy maj :) Wykonałem z grubsza tę samą trasę co przedwczoraj, czyli z Dębca przez Górecką, Grunwald, Jeżyce, Ogrody, Swadzim, Sady, Tarnowo Podgórne, Lusowo, Zakrzewo, serwisówki i Plewiska do domu.

Rzepak wciąż rządzi :)


Wciąż jestem w szoku, że między Tarnowem a Lusowem da się przejechać bez ryzyka utraty zębów. A nawet we względnym komforcie. Co prawda na DDR-ce jest troszkę nieprzemyślanych elementów (za wysokie progi) oraz lekka barierkoza, ale ktoś wpadł na pomysł, żeby na większości jej długości posadzić drzewka (na fotach akurat tego nie widać, bo zatrzymałem się pod sam koniec). Brawo!




A w tle marzenie każdego Prawdziwego Polaka (tego z tych białych niczym Vizir, przepraszam, Dosia) - czysta Polska :)

W związku z małym ruchem, udało mi się dziś olać koszmar śmieszkowy w Lusowie samodzielnie, bez ochrony kupy :)

No i jeszcze motyw z początku trasy - na Dąbrowskiego na wysokości Ogrodów, gdzie dobra droga dla rowerów styka się z taką klasycznie polską, napotkałem specyficzne dwa kółka:

Po chwili z pobliskiej kwiaciarni wyszedł pan kierowca, pytając, co robię. Odpowiedziałem - a co, tajemnicy nie zdradziłem - że robię zdjęcie uwieczniające jego popis. Mistrz parkowania zaczął się tłumaczyć, że tylko na chwilę i że nie ma gdzie tu stanąć, zresztą zaraz odjeżdża. Ale że był przy tym kulturalny, powiedziałem, że ok, niech to będzie pamiątka na przyszłość oraz niech ma świadomość, że ja mam niestety obowiązek jeździć po takich gównach (oczywiście kawałek dalej kręciłem już ulicą), fotki nigdzie nie wyślę. A tu zamazałem tablice.

A na DK92 stała parka autostopowiczów, chcących dostać się do Berlina. Podczas mijania ich pokazałem, że już wszystkie miejsca mam zajęte, poza tym akurat wyjątkowo de Berlina dziś nie jadę. Zrozumieli, co wywnioskowałem z uśmiechów i pozdrowień :)

TUTAJ Relive.


  • DST 51.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 27.32km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 129m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kontrastowo

Czwartek, 2 maja 2019 · dodano: 02.05.2019 | Komentarze 9

Jak to mawia Dariusz Szpakowski w Fifie - "ładnie się zapowiadało, ale się ze...psuło". Tak samo z długoweekendową pogodą. 

Wczoraj było bosssko, to znaczy diabelssssko. Niemal wszystko było idealne, co przełożyło się na przyzwoity wynik. Dziś za to totalny kontrast - zimno (osiem, dziewięć stopni), pochmurno, no i przede wszystkim huraganowy wiatr (5-7 m/s), który nie pomógł mi ani przez chwilę. Wróciłem z tego wypadu bardziej zmęczony przy żałosnej średniej, niż wczoraj przy tej całkiem-całkiem. Ot, paradoks pogodowego udupiania.

Trasa to glizda w ciąży: Poznań - Plewiska - serwisówki - Palędzie - Dopiewiec - Dopiewo - Podłoziny - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Obrazek, który towarzyszył mi przez większość jazdy:

Uroczo :/

Z rzeczy ciut bardziej optymistycznych - rzepak. Choć to marne pocieszenie :)


Generalnie masakra. Dzień za dniem jak z nieba do piekła. A w sumie to odwrotnie :)

Jednak nie ma się co łamać. Przecież i tak siedzę w robocie Hurrra!!!! :)