Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197863.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2018

Dystans całkowity:1607.29 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:54:18
Średnia prędkość:29.60 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:7186 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:53.58 km i 1h 48m
Więcej statystyk
  • DST 54.60km
  • Czas 01:49
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 298m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kondominium: upadek. Prolog

Czwartek, 20 września 2018 · dodano: 20.09.2018 | Komentarze 18

Pogoda taka sama jak wczoraj i przedwczoraj, więc rozwijał się w temacie nie będę, bo nie mam ambicji zostania papierem toaletowym. Gorąco, słonecznie, wiatr w miarę pod kontrolą. Jeszcze jutro będzie podobnie, a od weekendu solidne ochłodzenie, wiatr i deszcze.

Zanim przejdę do rozkminy tytułu, mały wstęp. Wykonana dziś trasa, czyli "kondominium" (lekko odwulgaryzowana i poszerzona wersja "kondomika"), jest od zawsze moją ulubioną na południe od Poznania. Jej szczegóły znałem do tej pory niemal na pamięć, wiedziałem, gdzie nie jechać, jak najlepiej omijać korki (o ile się dało), gdzie jest jaka dziura. W związku z tym wsie i miasteczka (Komorniki, Szreniawa, Rosnówko, Stęszew, Łódź, Dymaczewo Nowe i Stare, Mosina, Puszczykowo, Łęczyca, Luboń) mogłem mijać z zamkniętymi oczami.

Do tego szlak prowadzi dokoła WPN-u, można przy nim zobaczyć pola, lasy, jeziora, nawet zaliczyć kilka hopek.

Jednak, co da mnie było chyba najważniejsze - ilość DDR-ek była tu ograniczona do minimum. Gdy więc dziś zaraz za Witobelem stanąłem na wahadle, mając po prawej rozryte pobocze, zapalił mi się w głowie alarm: czy "oni" czegoś tu nie kombinują?

Gdy już ruszyłem, podjechałem do operatora koparki i zapytałem, co jest w planach. No i niestety moje najczarniejsze myśli się potwierdziły: cały odcinek od Dymaczewa Nowego do Stęszewa będzie poszerzony, a po jednej stronie zakwitnie DDR-ka. Niestety nie uzyskałem informacji kluczowej: z czego to cholerstwo będzie. Co nie zmienia faktu, że dalszą jazdę miałem już skopaną, bo w tym temacie moje wizje zawsze są czarne.

Jakby na złość, gdy już dojechałem do jedynej śmieszki na trasie, czyli tej w Łęczycy, napotkałem najpierw na swoistego klasyka (jak widziałem we "wstecznym", paniusia wzięła sobie do serca moją subtelną sugestię w temacie myślenia przy parkowaniu)...

...by kawałek dalej zostać trafiony cięższym argumentem. Przedstawiał się on mianowicie tak:






Co tu się zdarzyło? Zgodnie z informacją z epoznan.pl, wczoraj za dnia tę oto DDR-kę przeryła ciężarówka jadąca w kierunku Poznania. Według komentarzy kierowca zasłabł, ale ciężko mi to zweryfikować. Szczęście w całym nieszczęściu jest takie, że nikt akurat nie jechał tu rowerem (czy po niej, czy po drodze) lub nie doszło do zderzenia z innym samochodem - placuszek byłby gwarantowany. Smutny to widok, bo oczywiście, że gdyby ścieżki tu nie było, to skutek mógł być podobny, jednak jak człowiek uświadomi sobie, że nie ma dla niego miejsc bezpiecznych, robi się lekko słabo...

Wracając do głównego tematu: na tyle mnie on nurtował, że wykonałem po przyjeździe telefon do urzędu w Stęszewie i dopytałem w odpowiednim referacie miłego pana o więcej szczegółów. Uspokoiłem się jedynie częściowo: śmieszka będzie na 100% (shit :/), poza miejscowościami podobno z asfaltu (plus), w nich - z kostki frezowanej (chlip :/). Prowadzona będzie po jednej stronie drogi, poza wsią Witobel, gdzie - jak usłyszałem - trzeba się będzie skierować z jednej strony na drugą. Yhm, już to widzę :) No nic, planowane zakończenie jest za rok, do tej pory będzie można się cieszyć tym, co najlepsze dla szoszona - zwykłym, przyzwoitym asfaltem, bez wynalazków antyrowerowych. No, może nie do końca - dziś przez kilometr jechałem już po tarce, bo zryto kawał drogi (widać to na Relive).

Mamy prolog tej sagi, zapewne kolejne rozdziały będą dziać się na moich oczach. Niestety.


  • DST 55.10km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.05km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 217m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Smaczkowo

Środa, 19 września 2018 · dodano: 19.09.2018 | Komentarze 9

Pogodowo z grubsza czekało mnie dziś to, co wczoraj - lato pełną (aż za bardzo, bo gorąco) gębą. Mimo że wyruszyłem po ósmej, podczas powrotu już lekko parowałem, a do pracy niemal dopłynąłem.

Jest ciepło, więc i na mieście dwukołowców na pęczki. Przeróżnej maści i jakości. Już na samym początku na horyzoncie zobaczyłem paniusię na miejskim, która ofuknęła jakąś babuszkę, którą (wiek ma swoje prawa) zawiało z chodnika na skraj pasa dla rowerów. Zrobiła to chwilę po tym, jak sama... z impetem przejechała na czerwonym przez pasy.

Samą trasę chętnie bym zwizuwalizował na Relive, ale niestety znów GPS się nie popisał - załączył się dopiero na piętnastym kilometrze, gdy zachciało mi się spojrzeć na światłach na telefon, stwierdzić, że nie działa i dać mu z teoretycznego buta. W związku z tym odcinek początkowy, to jest z Poznania przez Luboń i Wiry do Komornik, to wg Endo czysta teleportacja. Potem już ślad jest, więc część zachodniego kółeczka - Szreniawa, Rosnowo, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówka, Plewiska i Poznań - jakoś tutaj widać.

Widać też, że wiosna przyszła - rzepak kwitnie, aż miło :)

Przy wjeździe do Plewisk, ale jeszcze na terenie niezabudowanym, tak się zapatrzyłem na jadący z naprzeciwka pojazd (w którym w sumie nie było nic ciekawego), że nawet nie wiem kiedy, ale wylądowałem z czterema dychami na liczniku na poboczu. Jakoś intuicyjnie udało mi się nie wylecieć w kosmos, choć łatwe to nie było. Za to ja byłem z siebie dumny, coś jednak zostało z dzieciństwa, gdy pomykałem jak (jeszcze bardziej) głupi rowerem po górskich lasach. O dziwo nawet wleciałem z powrotem na drogę bez zatrzymania, oczywiście udając, że ten paniczny manewr był zamierzony :) A gdyby nawet coś mi się stało, wpadłbym pod samochód lub na drzewo, mógłbym mieć pretensje tylko do siebie, bo to moje gapiostwo spowodowałoby tragedię, a nie przyroda, obojętnie czy ożywiona, czy nie ("słynne" mordercze drzewa).

A już spod domu dwa smaczki, serwowane w zestawie, polane dębieckim sosem :) Trochę się naszukałem, jaki to model Skody (110 LS), a co tandemu - nawet nie próbowałem :)



  • DST 53.10km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.34km/h
  • VMAX 50.30km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

666 + EP07

Wtorek, 18 września 2018 · dodano: 18.09.2018 | Komentarze 13

Oj, słoneczko dziś dało popalić. Szczerze mówiąc myślałem, iż temperatury, którym ciut bliżej trzydziestu niż kilkunastu kresek, już za nami, ale niestety się przeliczyłem. Ale cóż, to tymczasówka - na weekend zapowiadane są (w kolejności alfabetycznej): deszcze, ochłodzenie i wiatr. Z czego punkt środkowy jako jedyny mnie cieszy :)

Ruszyłem lekko po dziewiątej rano, bo znów rozpocząłem maraton w pracy i czasy wysypiania się skończyły. Wiem, wiem, inni o tej porze już najczęściej rozpoczynają drugą godzinę z niezwykle ważnymi dla świata zadaniami, ale że trzeba mieć w życiu priorytety, to ja wtedy kręcę :) Wiało niby to ze wschodu, niby to z południa, w każdym razie tragedii z powiewami nie było. Wykonałem "muminka", czyli kółko z domu przez Lasek Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Jaryszki, Koninko, Szczytniki, Sypniewo, Głuszynę, Babki, Czapury, Wiórek, Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo, Łęczycę i Luboń do Poznania.

Przyroda wciąż w miarę kolorowa, na późnojesienną łysinę i szarzyznę na szczęście jeszcze czas nie nadszedł.


Endomondo znów mi poszalało, ale tym razem głównie w temacie przewyższeń. Choć generalnie wyjątkowo nie mam mu tego za złe, gdyż liczba, która pojawiła się po zakończeniu wypadu, wydawała się jakaś taka znajoma :) Przypadek? Aj dont fink soł!

Tutaj z kolei moja codzienna aktywność na trasie - stanie na zamykających mi się przed pyskiem rogatkach. I tak jednak dziś było skromnie, bo oddałem się owej czynności tylko raz, a mogłem co najmniej cztery.

W internetach przed chwilą znalazłem informację, że  widoczna tu "ep-ka" o tym numerze ma 28 lat, stacjonuje sobie zazwyczaj w lokomotywowni w Gdyni, a w tym miesiącu miała już okazję transportować kiboli Lecha do Warszawy na mecz z Legią. Co to ma do bloga rowerowego? Nic, ale może komuś przyda się ta informacja :)


  • DST 53.04km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.02km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 144m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

G(łu)P(ta)S

Poniedziałek, 17 września 2018 · dodano: 17.09.2018 | Komentarze 5

Wpis ekspres, bo jednak wciąż czas nie jest z gumy, mimo że tyle razy go o to prosiłem :)

Dzisiaj jazda już nie taka komfortowa jak wczoraj, głównie przez korki, oczywiście w Luboniu. Jakiś inteligent bowiem postanowił naprawić sygnalizację świetlną, przez co jest gorzej niż było bez niej. Do tego wiatr wrócił, jednak dało się z nim żyć. Poza tym - całkiem spoko.

Wykonałem "kondominium prawe", czyli wersja od strony: Poznań - Komorniki - Szreniawa - Stęszew - Łódź - Dymaczewo - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. Pokazałbym to w całości na Relive, ale GPS zwariował, więc jedną trzecią trasy mam na nim prostą jak drut. W sumie nie obraziłbym się, gdyby było tak w rzeczywistości :)

Jak widać, dziś bez kontrowersji. No, może wydarzyło się jedna wyjątkowa rzecz - kierowca lubońskiego Translubu podziękował mi za umożliwienie wyjazdu z zatoczki. Istny cud :)



  • DST 53.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.81km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Genialnościowo

Niedziela, 16 września 2018 · dodano: 16.09.2018 | Komentarze 11

Genialność pogodowa powróciła. Jakby takie dni były częściej, sumiennie bym obiecał na piśmie, że marudzić nie będę, co przyszłoby mi o tyle łatwiej, że nie miałbym na co. Interes życia :)

Wiało raz mocniej, raz słabiej, ale przede wszystkim przewidywalnie. Plus największy. Nie było gorąco. Plus następny. Był mały ruch. Plus kolejny. Na koniec plus ewenementowy: chyba po raz pierwszy w życiu udało mi się przejechać przez cały Luboń bez ANI JEDNEGO zatrzymania (zdarzały się jedynie zwolnienia przy włączaniu do ruchu), co po części wynikło z kilku powyłączanych świateł, niespotykanej zielonej fali, ale przede wszystkiej mojej autorskiej trasy, która zamiast prowadzić drogą najprostszą, jest szeregiem skrętów, podjazdów, zjazdów i liczenia na cud. Pewnie druga taka okazja trafi mi się po kolejnej epoce lodowcowej, więc jest co celebrować :)

Cała dzisiejsza trasa: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Dąbrówka - serwisówki - Plewiska - dom. Tutaj Relive.

W Dopiewie czekała mnie niespodzianka. Byłem pewien, że sezon dożynkowy już się skończył, a tu proszę:

Rok temu były tu Minionki :) A tak w ogóle, to zrobienie tego zdjęcia kosztowało mnie sporo nerwów, bo w kadr właził mi co chwilę jakiś bachor, wrrrrróć, poprawność polityczna, miła mała osóbka, która będzie mnie utrzymywała na emeryturze. Dopiero jak rodzice odkleili ją od tego czegoś po prawej, dało się przejść do rzeczy :)

A po południu jeszcze osiem kilometrów spaceru z Kropą wzdłuż reklamowanego tu już kilka razy genialnego Nadwarciańskiego Szlaku (Rowerowego) między Łęczycą a Puszczykowem. Ludzi masa, rowerzystów masa, psów masa, ale na szczęście bezmózgów nie odnotowano, więc w ten ciężki dla miłośnika ciszy i przyrody dzionek (niehandlowa niedziela) wypad udany. Kilka fotek poniżej, co oznacza, że pod koniec miesiąca będą albo relacje tylko tekstowe, albo znów nastąpią przeprosiny z PBS :)









Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 52.10km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.35km/h
  • VMAX 53.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szoszowrót

Sobota, 15 września 2018 · dodano: 15.09.2018 | Komentarze 23

Dwa dni bez szosy i już się ckniło :) Na szczęście nastąpiło dziś polepszenie pogody do wersji niemal idealnej: zachmurzone niebo i kilkanaście stopni na plusie, czyli w to mi graj, więc i w ruch poszły węższe opony. Głodek niniejszym został zaspokojony.

Wiało całkiem solidnie z południa i zachodu, ale bardziej przejmowałem się korkami, względnie one przejmowały się mną. Pomiędzy nimi dało się jednak całkiem rozsądnie kręcić, stąd lekki smuteczek, że spieprzyły mi średnią, jednak mimo wszystko wyjazd na plus - nie mam na co narzekać, zupełnie jak nie ja :)

Trasa to najbardziej klasyczne "kondominium": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Komorniki - Poznań.

W Łęczycy wciąż dziadyga strajkuje (nie żebym tęsknił), za to w dość szybkim tempie rośnie ilość liści na DDR-ce, więc gwarantowana jesienna gleba zbliża się wielkimi krokami. Lub kołami :)

Wyjątkowo kręciłem dziś w Luboniu najkrótszą drogą z Dębca, czyli przez ulicę Armii Poznań. Każdy, kto nią kiedykolwiek jechał wie, czemu należy jej unikać, ale jakoś tak dziś wyszło. Oczywiście olałem na całej długości śmieszkę leżącą po lewej stronie, ale pod sam koniec zlitowałem się nad dwoma tirami sapiącymi centralnie za mną i wjechałem sobie na mający mniej niż rok wiadukt lubońsko-pkp-owski. Nie ma co, jak takie combo zrobi DDR-kę, to nie ma... wiadomo czego gdzie :)


Pewnie już ten kadr zamieszczałem, ale wciąż mnie fenomen drogi donikąd nurtuje. Jak i to, że jeszcze nikt przez taki czas nie rozkradł tych kostek z pozbruku - byłoby to o tyle proste, że jedną z drugą łączy jedynie grawitacja :)


  • DST 53.60km
  • Czas 01:59
  • VAVG 27.03km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 253m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Słodkościsk

Piątek, 14 września 2018 · dodano: 14.09.2018 | Komentarze 14

Noooo, dziś to już padało. Oczywiście w realu, bo prognozy pokazywały słońce, ale przecież wiadomo, że nie służą one uzyskiwaniu jakichkolwiek wiarygodnych informacji, a bardziej zapewnieniu stabilnej posadki upadłym celebrytom i niedojrzałym paniom oraz panom wróżącym z pogodowych fusów.

Jak wiadomo, naród polski jest niezwykle słodki. Czyli z cukru. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, iż nawet najmniejsza mżawka (a taka dzisiaj była) powoduje, że ludzkość zapomina o komunikacji miejskiej, spacerach czy rowerze, tylko pcha swe szanowne litery w samochód, oczywiście przy okazji jeszcze bardziej korkując miasto. A że naturę mam taką, iż idę (jadę) pod prąd, ruszyłem o tej ósmej rano właśnie na dwóch kółkach.

Wykonałem północno-wschodnią pętelkę, z domu przez Lasek Dębiński...

...zachodnią część Wartostrady, okolice Malty, Główną, Bogucin, Janikowo, Kobylnicę, znów kopsnąłem się traktem leśnym pomiędzy nią a Wierzonką (na Wierzenicę jeszcze czas przyjdzie)...

...wykonałem podjazd i zjazd z Karłowic (uciekła mi sprzed pyska czapla biała, zanim zdążyłem wyjąć telefon :/), następnie Mielno, Kicin, Koziegłowy, Gdyńska, Bałtycka i przez wschodnią część Wartostrady do domu. Tak jak na Relive. Pod wiatr, a potem pod wiatr, bo się zmienił, ale jadąc crossem miałem mniejsze ciśnienie na przejmowanie się tym gnojem.

Do dziś nie mogę zrozumieć idei, która zrodziła się w głowie konstruktora tego czegoś, co jest elementem oddanej rok temu do użytku DDR-ki przy Gdyńskiej.

Dodam tylko, że zdjęcie robiłem stojąc pod kątem prostym od piktogramu na pierwszym planie. Po śladzie na trawniczku widać, czym się różni świat rowerzysty od świata projektanta. To zdecydowanie dwa odrębne wszechświaty :) Pochwalę się, że raz udało mi się jadąc szosą wejść w te "dwa razy po 90 stopni" bez zatrzymywania, ale potraktowałem to jako zabawę i zbieranie doświadczenia na wypadek, gdybym zechciał kiedyś zostać cyrkowcem.


  • DST 54.10km
  • Czas 02:00
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Misja "stopka"

Czwartek, 13 września 2018 · dodano: 13.09.2018 | Komentarze 20

Prognozami pogody dostępnymi w internecie zajmował się dziś prawdopodobnie jakiś stary góral. Po analizie kilku portali wiedziałem bowiem jedno: będzie deszcz.

Albo go nie będzie.

Obie wersje były tak samo wiarygodne. Zachmurzenie było spore, jednak na moje oko nie groziło ulewą, więc że pokręcę wiedziałem, nie wiedziałem jedynie czym.

Jako że jazda szosą po potencjalnym mokrym zakrawa o sport ekstremalny, do tego lubię mieć sucho w okolicach swoich czterech liter, wybrałem do jazdy crossa, zaopatrzonego w zapas błotników - tak z tyłu, jak i od niedawna z przodu. Miałem również ku temu jeszcze jedną motywację: w końcu, po bodajże siedmiu latach od zakupu, pozbyłem się stopki rowerowej, która była w takim stanie, że służyła mi za podpórkę również podczas jazdy, do tego na większości lewoskrętów robiła dziury w asfalcie :) Podczas ostatnich miesięcy jej użytkowania nabawiłem się nawet natręctwa w postaci kompulsywnego uderzania podczas jazdy nogą w tylną część ramy, żeby w miarę skierować podpórkę w kierunku poziomym, a nie pionowym. Nadeszła jednak wiekopomna chwila i rano przed wyjazdem zamontowałem nową, tym razem nie z boku, a na środku, zaraz za korbą. Dla mnie nowy patent, wygląda tak samo pokracznie, ale zawsze to jakiś powiew nowości na rozpadającym się trupie.

Ruszyłem po ósmej, zaopatrzony w plecak, w którym schowałem kurtkę przeciwdeszczową. Wiało solidnie z północy, więc doczłapałem się najpierw do Watostrady, a w sumie to do jej starej, "lekko" już zdemolowanej części, do której da się od niedawna dojechać od strony Hetmańskiej bez konieczności (jak przez jakieś ostatnie, eeee, dziesięć? lat) schodzenia po schodach. Na styku z nowszą częścią wyhaczyłem marinę nad Wartą, więc korzystając z okazji, że nie jadę szosą, skręciłem na pomost. Zresztą niezbyt stabilny.


Potem myk przez Śródkę i dalej naszą najlepszą poznańską ścieżką rowerową do skrzyżowania z Hlonda, pod którym faktycznie, tak jak pisał Remik, da się jednak przejechać. Dzięki za info, to ułatwia kilka spraw :) 

Dalej, na Gdyńskiej, widząc koszmarne korki na ulicy, doceniłem, że faktycznie czasem dobrze zrobione (i tylko pod tym warunkiem) DDR-ki się przydają. Minąłem Koziegłowy i Czerwonak, by pojawić się w 'słynnych" Owińskach, na które przez zakazy nie ma mocnych i trzeba się masakrować dwukrotnie lewo-prawo-lewo-prawo po najbardziej klasycznej z gównianych kostek. Na tle których pięknie prezentuje się nowa stopka :)

Przy okazji cyknąłem z daleka dachy zespołu pocysterskiego

Finalnie dotarłem przez Bolechowo do obwodnicy Murowanej Gośliny, gdzie zawróciłem i popędziłem swoimi śladami. Tym razem z wiatrem bocznym i takim lekko w ryj, bo oczywiście raczył się zmienić.

Nad Wartą wyprzedziłem jeszcze statek "Bajka" (kiedyś nim płynąłem)...

...a jeszcze wcześniej, na wspomnianym odcinku pod Hlonda, uwieczniłem jeszcze takie oto coś:

Myślałem, czy nie zrobić z powyższego widoku pierwszego zdjęcia we wpisie, co by pewnie przez ukazanie go w ikonce z miniaturkami skutkowało biliardem wejść i zapchało mi bloga, ale stwierdziłem, że jednak od tanich prowokacji są inni :) 

W sumie fajnie mi się kręciło dawno nieużywanym crossem. A stopka spisała się na medal.

Tu Relive.

Aha, oczywiście nie padało :)


  • DST 51.80km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.32km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 232m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Błee...

Środa, 12 września 2018 · dodano: 12.09.2018 | Komentarze 21

Wszystko, co dobre, szybko się kończy, więc i fajnej pogody nastał kres. Dziś było nie tylko znów gorąco (błeeee), słonecznie (błeeee), ale przede wszystkim ponownie wietrznie (błeeeeeeee), i to jak najbardziej standardowo - gdy jechałem na południe, to walczyłem z wiatrem, gdy skręciłem na zachód, to walczyłem z wiatrem, a gdy zawróciłem na północ, to oczywiście walczyłem z wiatrem. Co lepsze, flagi pokazywały na tym ostatnim odcinku, że mi pomaga, gdy tymczasem co chwilę dawał w pysk. Więc nie tylko media, z największym akcentem na jedno, kłamią, ale również siły natury. Zła zmiana poszerza swe kręgi :)

Wykonałem "kondominium" w wersji: Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Stęszew - Łódź - Dymaczewo - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. Korki i ludzka tępota zmiażdżyły mnie jak zwykle w Luboniu (przerabiałem dwukrotnie), w Mosinie udało mi się je sprytnie ominąć bokiem. Na światła wszędzie i zawsze czerwone patentu już nie miałem.

Świat zaczyna już powoli, na szczęście bardzo powoli, łysieć.

Koło Stęszewa miałem okazję zapoznać się z bliska z programem CzłowiekToGnój+, bo wyprzedzały mnie dwa transporty śmierci (i śmierdzi) pod rząd: najpierw ze świniami jadącymi na rzeź, a potem drobiem, podążającym z grubsza w tym samym celu. Zawsze mnie dołują takie obrazki. Homo sapiens jest zaskakująco pomysłowy i ekonomiczny, gdy na tapecie ma masowe pozbawianie gatunków, także swojego, życia.


  • DST 53.50km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.28km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

W DPS-ie :)

Wtorek, 11 września 2018 · dodano: 11.09.2018 | Komentarze 15

Jeśli ostatnio pogoda była idealna, to dziś była najidealniejsza :) Temperatura nie przekraczała dwudziestu stopni, przez większość czasu słońca nie widziałem w ogóle, a do tego towarzyszył mi - a chyba najbardziej pasuje tu słowo popierdywał - delikatny deszczyk. Taki przyjemny, ledwo odczuwalny. Nic, tylko kręcić.

No to kręciłem. Skierowałem się na zachód, bo stamtąd wiało (też niezbyt silnie) - z Poznania przez Luboń, gdzie znów nastąpiła awaria świateł, dzięki czemu nawet dałoby się przejechać całkiem płynnie, jednak lubońscy kierowcy to klasa sama w sobie, więc i tak stałem, potem Wiry, Komorniki, Szreniawa, Rosnowo, Chomęcice, Konarzewo, Trzcielin, gdzie wpadłem na pomysł odwiedzenia Lisówek. Wiem, wiem, mało komu mówi to cokolwiek, ale znajduje się tam Dom Pomocy Społecznej, który sam w sobie wabikiem jest słabym, jednak ponad dwa kilometry w jedną stronę przyzwoitego asfaltu w środku pięknego lasu to coś, za czym raz na jakiś czas tęsknię.

Udało mi się akurat trafić na możliwość wjazdu na teren DPS-u (po raz pierwszy) i w sumie mógłbym tam się trochę postarzeć. Ale maks kilka dni :) Cisza, spokój, ptaki śpiewają, choć jak na moje budynek kościoła mógłby być ciut mniejszy względem reszty zabudowań. Najlepiej o sto procent :)


Wróciłem do Trzcielina, następnie dotarłem do Dopiewa, które objechałem "obwodnicą", czyli kilometrem pustej i sympatycznej drogi wzdłuż torów, na której niestety zauważyłem, że budują 'coś"... To zapewne będzie śmieszka, może z asfaltu, może nie, ale mi się nasuwa jedno podstawowe pytanie: po ch...olerę? :) Przecież jest tyle dziurawych traktów w gminie, które można by było wyremontować, zamiast wtapiać kasę w DDR-kę prowadzącą z pola prosto na pole :/ No nic, póki co można kręcić bez dylematów, co będzie później, się zobaczy.

Potem już standardowo: Dopiewiec, Palędzie, Gołuski (tam wciąż wahadło) i przez Plewiska do domu.

We wspomnianych Plewiskach zostałem bohaterem. Uratowałem życie. Swoje :) Bowiem gdyby nie mój wyjątkowo głośny ryk, który dotarł przez blachę jakiegoś czterokołowego szrotu do uszu dziadka wyjeżdżającego z bocznej uliczki, pewnie teraz pisałbym z OIOM-u...

Tutaj Relive.