Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198654.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2018

Dystans całkowity:1607.29 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:54:18
Średnia prędkość:29.60 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:7186 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:53.58 km i 1h 48m
Więcej statystyk
  • DST 54.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.57km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 242m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Końskie zdrowie...

Poniedziałek, 10 września 2018 · dodano: 10.09.2018 | Komentarze 14

...mieć trzeba, żeby chorować. To powszechnie znana prawda.

Dziś nie musiałem iść do pracy. W związku z tym wstałem o godzinie... szóstej trzydzieści. Bowiem wziąłem wolny dzień, żeby towarzyszyć osobistej Teściowej w przyjęciu do szpitala, na przełożoną miesiąc temu operację. Poranne korki irytowały koszmarnie, jednak jak się okazało - niepotrzebnie. Bowiem po raz kolejny okazało się, iż główna zasada w tego typu przybytkach jest z grubsza taka: "szanowny pacjencie, umawiamy cię na godzinę ósmą, pamiętaj, żeby być punktualnie, dzięki temu będziemy mogli zauważyć twoją obecność gdzieś około dziesiątej, a już o jedenastej masz nawet szansę pojawić się na oddziale".

Cóż, tak właśnie było. W pewnym momencie pomyślałem, czy i ja bym sobie nie pyknął przy okazji badania krwi, skoro jestem na czczo :) W sumie jednym plusem długiego oczekiwania była możliwość podziwiania tej bardziej nowoczesnej części Starego Miasta, zza szpitalnego okna.

W końcu przyjęcie stało się faktem, a ja wróciłem do domu, mając w planach rowerowanie, choć niewyspanie plus zaiste letnia temperatura nie prognozowały przyjemnej jazdy. Jednak o dziwo poszło przyzwoicie. Wiatr lekko, ale bardzo lekko, dokuczał, korki w Luboniu i Mosinie były jak zawsze, choć dzięki ruszeniu w samo południe udało mi się uniknąć tych najbardziej upierdliwych.

Z trasą nie kombinowałem: Poznań - Luboń - Łęczyca - Mosina - Żabno - Żabinko, tam nawrotka i powrót swoimi śladami.


W drodze powrotnej, z grubsza przez całą Mosinę, towarzyszył mi taki widok. Na szczęście było to kino maksymalnie 2D, bez efektów zapachowych ;) A konie w pewnym momencie odwróciły łby na ile się dało i dały znać, że mnie widzą, choć to może być jedynie moja wyobraźnia. Co ciekawe, przyczepa miała po bokach napisy z logo PKP Cargo, co mi jakoś zupełnie nie pasuje do rumaków sportowych.

Tutaj Relive.


  • DST 55.10km
  • Czas 01:49
  • VAVG 30.33km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pół godziny w Mieście Rzeźników

Niedziela, 9 września 2018 · dodano: 09.09.2018 | Komentarze 8

W końcu udało mi się jako tako wyspać. Fajne to :) W związku z tym ruszyłem późno, zupełnie nie jak ja, bo przed jedenastą, jednak paradokslanie dało mi to pewien luz na dalszą drogę. Planów - prócz rodzinnego spaceru z psem - większych nie miałem, więc i niespiesznie zabrałem się za nabijanie kilometrów.

Ale ani specjalnie mocno nie wiało (o dziwo), ani ruchu czterokołowego dużego nie było, w związku z czym nie narzekałem, tylko spokojnie robiłem swoje. Minąłem Luboń, Łęczycę (tym razem niedzielniaki zamiast dziadygi, co jest nawet gorsze), Puszczykowo i dotarłem do Mosiny. Skoro już tam byłem, trzeba było skopać średnią - podjazd Pożegowską wydawał się więc naturalny. Wykonałem, a na zjeździe udało się dobić do sześciu dych.

Na dole rozkręcała się moja ulubiona mosińska impreza - zbierała się Kolej Drezynowa na Osową Górę, więc zatrzymałem się na chwilę pozazdrościć, bo to kolejny rok, kiedy nie mogę się zmobilizować czasowo i nią przejechać.


Wróciłem na swój stały szlak, przez Krosinko, Dymaczewo, Łódź, Witobel, by zawitać w końcu do Stęszewa, który zwykle pokonuję "centralnie", bo na obwodnicy straszy koszmarna DDR-ka, więc wybieram mniejsze zło. Generalnie, nie ma co ukrywać, owo miasteczko nie jest pierwszym wyborem turystów z całego świata, więc staram się przemykać jak najszybciej, jednak dziś było inaczej. Kątem oka zauważyłem bowiem otwarte drzwi pewnego przybytku, który od zawsze bardzo mi się wizualnie podobał (drugi - zaraz po kościele najstarszy budynek w mieście) - szybka nawrotka i byłem pod nimi :)

To był strzał w dziesiątkę dzisiejszego wypadu. Muzeum Regionalne w Stęszewie, bo właśnie tam się znalazłem, już na starcie mnie kupiło. A w sumie pani, która po pierwsze nie tylko nie miała obiekcji, żeby zerknąć podczas zwiedzania na rower, ale nawet zaproponowała, żeby wprowadzić go do środka. Moja owijka zdecydowanie tam pasowała :)

Drugie co mnie ucieszyło, to opłata za wstęp. Zero złotych. W tej niewygórowanej cenie zostałem oprowadzony po trzech salach, w tym jednej na piętrze. Wspomniana miła pani zachowała się jak antyteza stereotypowej muzealniczki, czyli wyjaśniła co i jak, poopowiadała o ciekawostkach, po czym dała mi wolną rękę na kompleksowe zwiedzanie - nikt mnie nie pilnował, mogłem pooglądać na luzie, nie spiesząc się i nie czuć się jak potencjalny złodziej. Super. A wbrew pozorom było co robić - muzeum nie jest bowiem jakimś państwowym wynalazkiem, a pomysłem ludzi stąd (nawet budynek został wyremontowany "oddolnie") - większość eksponatów pochodzi od mieszkańców. Jest też specjalna sala poświęcona stęszewskim Powstańcom Wielkopolskim. Co tu dużo pisać, lepiej obejrzeć - zapraszam:













Mega podobał mi się dział AGD :) Te pralki są kosmiczne!


Natomiast podczas dyskusji (nie tylko ze wspomnianą panią, bo był jeszcze pan - razem w międzyczasie z pasją wybierali zdjęcia na jakąś nadchodzącą wystawę) na temat tego typu atrybutów do wysyłania zwierząt na tamten świat oraz ich porcjowania...


...okazało się, że najbardziej popularnym cechem w tych okolicach był właśnie rzeźniczy. Cóż, nie powiem, żebym trafił w miejsce idealnie dla mnie, ale z faktami się nie dyskutuje :)

Na sam koniec poproszono mnie o wpisanie do księgi pamiątkowej, ukradkiem wrzuciłem kilka złociszy do "świnki na szczęście" i opuściłem muzealne progi.

Szczerze pisząc, to spodziewałem się jakiejś skromnej wystawki, a dostałem prawie pół godziny znakomicie spędzonego czasu. Uwielbiam takie miejsca, stworzone z potrzeby serca, bez jakiegoś patosu, a po prostu oddające historyczne realia i zawiłości, których było tu niemało. Polecam każdemu, kto może się na chwilę zatrzymać w codziennym pędzie. Muzeum Regionalne w Stęszewie dodaję oficjalnie do listy miejsc przyjaznych rowerzystom :) Aha, dodam tylko, że mieliśmy dziś niehandlową niedzielę, czas na rozwój osobisty, oddech od komercji, galerii, bla bla bla, więc... w środku byłem sam. Tymczasem w mini parku rozrywki kawałek dalej, w Rosnówku, nie było gdzie zaparkować :)

Przy wyjeździe obrazu Stęszewa dopełnił mi - jak na zawołanie - taki obrazek :)

Powrót do domu nastąpił przez wymienione Rosnówko, Szreniawę i Komorniki. Wiatr się oczywiście zmienił, jakoś jednak dopełzłem.

Po południu jeszcze wspomniany rodzinny spacer przez Lasek Dębiński nad Wartę (osiem kilosów) i niniejszym dzień uważam za niezwykle udany.


A limit zdjęć wyczerpałem chyba do końca roku ;)

Relive z "konodminium" - tutaj.


  • DST 53.20km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 315m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Myk-myk

Sobota, 8 września 2018 · dodano: 08.09.2018 | Komentarze 13

Dziś znów krótko, bo czas - w przeciwieństwie do obietnic potylików podczas trwającej kampanii wyborczej - nie jest z gumy.

Wyjazd dość późny - lekko przed dziesiątą, ponownie w całkiem milusiej aurze (choć wczesnym rankiem jeszcze padało). Wiatr z północnego zachodu, solidny, ale na szczęście przewidywalny, ruszyłem więc znów przez calutkie miasto, z Dębca przez Górecką, Hetmańską, Grunwald, Jeżyce, do Strzeszyna i Kiekrza. Ten poznański odcinek był wyjątkowy i niespotykany, bo całkiem przejezdny - na potencjalny miliard czerwonych świateł trafiło mnie tylko tysiąc. Istne myk-myk :)

Od Psarskiego przez Kiekrz do zjazdu w Rogierówku jechałem sobie z sympatycznym, a co najważniejsze - mimo teamowego stroju - normalnym w temacie podejścia do wyścigów, kolarzem. Potem już, do Sadów i dalej SS-ką (Sady-Swadzim), następnie przez Batorowo, Lusowo, Zakrzewo, serwisówki i Plewiska do domu, samotnie. Finalnie wyszło przyzwoicie, jeśli weźmie się pod uwagę, że łącznie co najmniej dwadzieścia kilometrów to przepychanie się przez tereny miejskie.

Klasyczny kadr z Koszalińskiej zaczyna się już powoli zmieniać na jesienny.

Relive będzie, jak będzie. Android jeden wie, kiedy :)
O, jest.


  • DST 54.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.72km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 295m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

BS tu, BS tam... :)

Piątek, 7 września 2018 · dodano: 07.09.2018 | Komentarze 9

Ładnej i sympatycznej pogody ciąg dalszy. Temperatura niemal idealna, niegroźne słońce i brak opadów - to jesień, którą rozumiem, akceptuję, wręcz popieram :) Jedynie ten wiatr, umiarkowany, wcale nie silny, lecz najpierw wiejący mi w pysk i z boku, a podczas powrotu już tylko w pysk (zamieściłem zdjęcie flag na Relive jako dowód) zrobił swoje i uwalił mi potencjalny przyzwoity wynik. Chlip :)

Trasa dziś południowo-wschodnia: z Dębca przez Hetmańską, Starołęcką (korusie wróciły na swoje miejsce), Czapury, Wiórek, Rogalinek, Rogalin, Świątniki, za nimi jak zwykle nawrotka przy grochówce, znów Rogalin, Rogalinek i powrót przez Mosinę, Puszczykowo, Łęczycę (dziadygi brak) i Luboń do domu. Bez przygód, no bo wyprzedzanie na gazetę w ilościach hurtowych na pewno do nich nie należy, a do zwykłej rodzimej codzienności.



W samo południe miałem być w pracy, więc jak zwykle zamierzałem skorzystać z usług miejskiej komunikacji, ale tak się zdarzyło, że niespodziewanie spotkałem naszego BS-owego Jurka, który zaoferował mi podwózkę. A że skandalem by było nie skorzystać z usług zacnego szofera prosto z Buku, to przejechałem sobie te kilka kilometrów w doborowym towarzystwie, choć ze zwłokami na pace, czego oczywiście nie należy czytać literalnie :) Jurek, dzięki, i trzymam kciuki za ten Twój cichy plan rozklepania Biekstatsa :)


  • DST 51.10km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śmieszkonesans

Czwartek, 6 września 2018 · dodano: 06.09.2018 | Komentarze 20

Ależ miło i jesiennie było dziś rano. Chłodek, mroczek, a nade wszystko mgła, ale taka fajna - gdzieś tam migocząca na horyzoncie, jednak nie włażąca mi pod koła, z przyzwoitym poziomem widoczności (jak na mgłę, oczywiście). Przypomniało mi to o istnieniu lampek rowerowych - do tej pory od końca zimy woziłem je tylko pro forma, jak się okazało - nienaładowane. Myślę, że jakiś rasowy pro w tym momencie złapałby się za głowę, że niepotrzebnie obciążałem sobie dwa kółka tymi kilkoma gramami przez tak długi czas :) 

Nawet wiało dziś przyzwoicie - ani mocno, ani słabo, choć na tych polach na wschód od Poznania dość odczuwalnie, jednak to już nie ten paskudny gorący letni podmuch, a jeszcze nie ten przejmujący zimny, późnojesienno-zimowy. Podsumowując: można było kręcić dziś bez większego marudzenia, czyli jakoś tak... dziwnie :)

Wyjątkowo miałem wybrany cel podróży - szukając jakiejś luki między jednym a drugim remontem, postanowiłem ocenić stan postępów budowy pewnego cosia. W tym celu ruszyłem przez Lasek Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Żerniki, Tulce, Krzyżowniki, Kleszczewo, przejechałem nad S5 i pojawiłem się na odnawianej aktualnie drodze do Gowarzewa. Droga jak droga, równiutki asfalt zawsze cieszy, ale mnie interesowało bardziej to, co drogowcy wymyślą tym razem w temacie DDR-ek, bez których jak wiadomo świat istnieć nie może. No i tak: ogólnie plus za to, czego obawiałem się najbardziej - pas dla rowerów NIE JEST z kostki. Połowa sukcesu. Jednak im bardziej zerkałem, tym więcej widziałem, co niekoniecznie było dobre dla mojej psychiki :) Otóż bowiem ścieżka (jeszcze w budowie) zaczynać się będzie najpierw po lewej stronie drogi, jeśli patrzy się od strony Kleszczewa, by po chwili w niewyjaśniony sposób skierować nas na stronę prawą, którą pędzić sobie będziemy z kilometr, aż nagle z powodu nagłego pojawienia się nieprzewidzianej przez projektanta przeszkody, czyli budynku mieszkalnego stojącego tu zapewne kilkadziesiąt lat, znów z musu zjechać na lewo na... kilkadziesiąt metrów, żeby ponownie przywitać ścieżkę z drugiej strony. Ot, polski standard. Dodam jeszcze, że już oczyma wyobraźni zerkam na tę przyszłą barierkozę, a i widoczny na zdjęciu rów wskazuje na to, że niedługo będzie tu płynęła rzeczka, dzięki której żaden samochód nie zostanie zmiażdżony przez agresywnego kolarza. Mam już dla niej nawet roboczą nazwę - Śmieszkówka.

Czepiam się? Owszem :) Zobaczymy jak wyjdzie w praniu, gdy już skończą budowę - obym był złym prorokiem. Jednak widzę już w tej chwili co najmniej dwa miejsca do potencjalnego mandaciku, szczególnie podczas jazdy w odwrotną stronę.

Wróciłem sobie spokojnie, bez głupot, przez Tulce, Żerniki, Jaryszki, Krzesiny, Starołękę i Lasek Dębiński, czyli prawie swoimi śladami, co widać na Relive.


  • DST 54.35km
  • Czas 01:52
  • VAVG 29.12km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 277m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Biedrusko i bogatopoznańsko :)

Środa, 5 września 2018 · dodano: 05.09.2018 | Komentarze 14

Wciąż wieje z północy, więc w dalszym ciągu połowa moich tras to przepychanie się przez miasto w tę i z powrotem. Podczas powrotu było ok, bo dopełzłem do Wartostrady, ale sam "początek" (czyli dobrych kilkanaście kilometrów), z Dębca przez Górecką, Hetmańską, Głogowską, centrum, Sołacz, Piątkowo i Morasko, to istna rzeź i walka o życie jak tylko się dało między samochodami. Na tym etapie średnia na poziomie żałosnych 26 km/h była naprawdę dobrym rezultatem.

Jednak zostałem raz pozytywnie zaskoczony, bo już na pierwszym kilometrze, na zjeździe ze ścieżki przy Czechosłowackiej, uprzejmie zwolnił i przepuścił mnie kierowca dostawczaka firmy Koloprter. Byłem w takim szoku, że ze trzy razy podziękowałem. Brawo dla tego pana, miejskiemu rodzynkowi :)



Odetchnąłem pełnym cycem dopiero gdzieś na wysokości Radojewa i - o dziwo - na DDR-ce przy granicy Poznania. Pisałem już o niej, więc nie ma co rozwijać tematu - jest bardzo, ale to bardzo przyzwoita, choć fragmentami wciąż (ile to już trwa?) nieoczyszczona (czyżby czekano na... wiosnę?), a ślimak pod drogą (postarałem się zawrzeć go na Relive) wciąż mnie fascynuje.

W Biedrusku jak zwykle trzeba było z kolei dostać nagłej zaćmy i nie widzieć kilku antyrowerowych wynalazków, podobnie jak w Promnicach, choć tam przez zakazy było to bardziej skomplikowane. A już nie było mocy na "słynne" Owińska, których lepiej nie opisywać, a spojrzeć na to zdjęcie, będącą czystą owińskowością...

Można zakląć pod nosem, pozwalam :)

Potem już lepiej - Czerwonak, Koziegłowy, Gdyńska. remonty przy Bałtyckiej i dostałem się jakoś do wspomnianej Wartostrady. Tym bajkowym traktem wróciłem do domu. Niestety średniej uratować się nie dało. No bo jak, jeśli jak nie korki, to na samym Dębcu...

Emeryten party to nic zdrożnego, wręcz przeciwnie, ale czemu tu, a nie gdzieś na działeczce, ewentualnie przy użyciu poduszek z pozycji blokowych parapetów?  :)

Na koniec fotki ze spacerów z Kropą (dla fanklubu). Wczoraj bowiem (a i dziś) odkryliśmy nowe rejony trzy kilometry od domu. Jakby co - to wciąż Poznań :)




Poszalałem z tymi zdjęciami na początku miesiąca, trzeba się będzie zacząć ograniczać :)


  • DST 53.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 355m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z D do 2D (Dębiec - Dębogóra)

Wtorek, 4 września 2018 · dodano: 04.09.2018 | Komentarze 12

Dziś wpis jeśli chodzi o treść krótki, bo mi się nie chce :) Czyżby syndrom wypalenia BS-owego w końcu i mnie dopadł? :) A może to te koszmarne korki, które znów zawitały na ulice i uwalają chęć do jazdy oraz do pisania o niej, a przy okazji średnią? Kto wie...

Trasa to prawie to samo coś, co zaliczyłem ostatnio w kierunku północno-wschodnim, ale odwrotnie: z Dębca przez Hetmańską, Wartostradę, Hlonda (w końcu da się nie jechać pod prąd), Chemiczną, Gdyńską, Koziegłowy, Kicin, Mielno, Kliny, Dębogórę, znów Kliny, Wierzonkę, znów Dębogórę, znów Wierzonkę, potem Kobylnica, Janikowo, Bogucin, Bałtycka i Wartostradą do domu.

No właśnie, dotarłem do momentu wyjaśnienia tytułu oraz wyrażenia "prawie to samo". Dziś bowiem w końcu odważyłem się w Klinach skręcić w bok, wiedząc co prawda z góry, że będę musiał zawrócić, jednak doskonały asfalt, jak i genialny widoczek na horyzoncie, nęciły.

Kilometr dalej, w Dębogórze, niestety wyglądało to już tak:

Do tej samej miejscowości dotarłem jeszcze z drugiej strony (na Relive widać to dość dobrze), niestety finisz wyglądał z grubsza podobnie. Ciekawa to wieś, do której jedzie się niczym król, a porusza po niej jak po miejscu, gdzie ten sam podmiot chadza piechotą :)

Podczas nawrotki spojrzałem jeszcze w mądre oczy kolejnego nowo poznanego ziomka.

A katedra na Śródce wciąż stoi, sprawdziłem :)



  • DST 52.80km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.33km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 301m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sacrum i bezmózgum

Poniedziałek, 3 września 2018 · dodano: 03.09.2018 | Komentarze 11

No to wróciła szara, zwykła rzeczywistość - upierdliwy wiaterek, korki, zasmrodzone ulice,... Roku szkolny witaj :/ A i tak nie jest najgorzej, bo studenci jeszcze się nie zjechali, więc na razie trauma półgwizdkowa. Co by nie gadać o upalnym lecie, to drogowe pustki są jedynym jego atutem.

Wiało dziś ze wschodu, a tam - gdziekolwiek bym się nie udał - remonty i zamknięte drogi. Od jakiegoś czasu odpuściłem sobie jedną z moich klasycznych pętelek przez Gowarzewo i Siekierki, bo lepiej bez czołgu się w tamte rejony nie zapuszczać. Pozostała mi więc wersja w tę i z powrotem, czyli z domu przez Lasek Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Jaryszki, Koninko, Szczytniki, Kamionki, Borówiec, Gądki i w Robakowie nawrotka swoimi śladami, tak jak na Relive.

W Borówcu aż się cofnąłem na poniższy widok. Proboszcz płakał, jak zatwierdzał :)

Używanie pojęcia "sacrum" (za Wikipedią: "Według religii judeochrześcijańskiej sacrum to głównie cecha Boga. Jest on epicentrum świętości, jego istotą, objawia się on jako Dobro Najwyższe. Zaznacza się jego potęgę, transcendencję i wzniosłość") w temacie zachowania ciszy (tę uwielbiam, więc nawet jestem za) jeszcze jakoś tam się pewnie na siłę mieści w kanonie, ale nieśmiecenie? Na moje to po prostu kultura, ale co ja tam wiem :) I w sumie nie jestem pewien, czy jeśli z mojego łańcucha skapnęła jakaś kropelka smaru, to czy to już było profanum? Jedna tablica, a tyle zagadek i pytań... :)

No i jeszcze wizualizacja pierwszego dnia dowożenia pociech do szkoły. Jak zwykle nastąpił wysyp możliwości tępotatusiów i bezmózgomamuś...


W sumie to lubię te kosztowne stojaki na DDR-kach. człowiek sobie stanie, odpocznie, no i nie musi inwestować w rowerowe nóżki, które w szosie pasują jak pięść do nosa... :)


  • DST 53.40km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 253m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolonizując

Niedziela, 2 września 2018 · dodano: 02.09.2018 | Komentarze 13

Dziś już nie było tak eeee... różowo (w sumie czemu jest to kolor oznaczający coś fajnego, jeśli na sam jego widok zbiera się człowiekowi na wymioty?) jak wczoraj - wiatr wrócił, ale tym razem znów go pochwalę choćby za jedno: był mocny, ale wiał niezmiennie z północnego wschodu, bez jakichś swoich standardowych wariacji, więc jechało się dzięki temu nawet spoko. A poza tym temperatura i poziom zachmurzenia niezwykle sympatyczne, niech żyją, żyją nam.

Z powodu podmuchów znów musiałem przemieścić się z południa na północ Poznania, a potem wrócić, jednak połączenie dwóch czynników: niedziela + Wartostrada (dziś tylko kawałek) złagodziło potencjalne katusze. Miałem też niestety świadomość, iż jest to ostatni dzień z pustymi drogami, bo od jutra zaczyna się sezon na korki. No nic, spieszmy się kochać pod tym względem miesiące wakacyjne, tak szybko odchodzą...

Trasę zrobiłem dziś po prostu w tę i z powrotem: z domu przez Drogę Dębińską (strażacy i policja pozwolili mi warunkowo przejechać przez zamkniętą dla ruchu z powodu samochodu, który ot tak sobie wypadł z drogi na zakręcie, drogę, czyli klasyczna niedziela, niedzieleczka, niedzelunia po aktywnej sobocie, soboteczce, soboteczuni), zachodnią część Wartostrady, Maltę, Miłostowo, Bogucin, Janikowo, Kobylnicę do Biskupic-Jerzykowa, gdzie po chwili ko(ntemp)lacji nad Jeziorem Kowalskim zawróciłem i pomknąłem swoimi śladami.

Zawsze gdy jechałem ulicą Gnieźnieńską w Poznaniu, moje zainteresowanie budził specyficzny budynek przy niej leżący. Mur pruski, dość nietypowe wieżyczki oraz oryginalny styl wskazywały na wybitnie historyczny rys budowli, ale nie potrafiłem wydedukować co zacz. Pogrzebałem więc trochę i już wiem :) Uwaga, będzie nieco milusiego szwargotu - jest to część Kolonii Karlsbunne, czyli osiedla powstałego w celu poprawy warunków bytowania robotników, z inicjatywy spółdzielni Deutsche Arbeiter-Wohnungsgenossenschaft (mniam, mniam, te niemieckie zbitki słowne). Po I Wojnie Światowej (rok 1919) osiedle odkupiło HCP, czyli Ceglorz, a teraz - jak widać - panuje tam lekki syf, ale też bez przesady. Odremontować i będzie perełka, podobnie jak jest nią znaczna część zapomnianej poznańskiej dzielnicy o nazwie Główna. Rekomenduję ja :)

Jeszcze dwie moje ulubione scenki z polskich ścieżek rowerowych. Tutaj pismo obrazkowe jak widać jest zdecydowanie za trudne do ogarnięcia...

...a tu niedzielnialsi wyruszyli zdobywać rowerowy świat, więc cała Wartostrada oczywiście ich, tak samo jak prędkość jazdy, w granicach 10 km/h. Obyło się tym razem bez ofiar :)

Na koniec sympatyczne pozdrowienia od sympatycznej załogi całkiem sympatycznego wozu :)

Tutaj Relive dla zainteresowanych.


  • DST 54.30km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.74km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 291m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pietruszka smakowita

Sobota, 1 września 2018 · dodano: 01.09.2018 | Komentarze 15

Ja poproszę o cały miesiąc, ba!, o cały taki rok, jaki był dziś dzionek do jazdy. Genialna, ale to naprawdę genialna temperatura (rano osiemnaście stopni), cudownie zachmurzone niebo, a nade wszystko - słaby wiatr! Rzecz prawie tu niespotykana, więc tym bardziej trzeba ją odnotować w annałach. Lubię to.

Dzięki temu jechało mi się dziś rewelacyjnie. Pewnie gdybym nie pokonywał miasta z południa na północ, a potem z północy na południe, jechałoby się nawet wybitnie, ale marudzić nie zamierzam. Pysk mi się dziś cieszył, że można po prostu poruszać się do przodu, a nie walczyć non stop z przednimi i bocznymi podmuchami, bo jak wiadomo najczęściej inne nie występują :)

Zrobiłem "pietruszkę" (nać + korzeń, co widać na Relive, jak i na wklejonej mapce), z Dębca przez Hetmańską do Wartostrady, z niej Bałtycką do wyjazdu na Bogucin, Janikowo i Kobylnicę, następnie moim ulubionym leśnym traktem do Wierzonki, wjazd do Karłowic i zjazd z nich, a w końcu powrót przez Kicin, Mielno, Koziegłowy, Gdyńską i znów Wartostradę do domu.

Zgłupiałem tylko w jednym miejscu, na styku Wartostrady z DDR-ką na ulicy Hlonda, zaraz przed burzonym i budowanym od nowa moście Lecha, choć też nie w jego bezpośredniej okolicy. Zdębiałem, gdy ujrzałem to:

Teraz zagadka: co autor miał na myśli, informując o "przejściu drugą stroną ulicy"? Dodam, że znajduje się ona jakieś sześć pasów ruchu dalej, a pomiędzy znajdziemy jeszcze barierki łamane na pas zieleni. Tak to wygląda z drugiej strony:


Generalnie cieszy mnie każda zamknięta DDR-ka, ale w tym przypadku tylko w jedną stronę jest się z czego radować. Dziś musiałem po prostu pojechać pod prąd, bo inaczej się nie dało. Oczywiście skończyło się na wciśniętym klaksonie przez jakiegoś nadgorliwca, dla którego stanowi on zapewne substytut mózgu. A dla planistów - wielkie brawa za poziom abstrakcji oraz za zmuszenie do ryzykowania życiem :/

Na koniec podsumowanie paskudnego, bo gorącego i wietrznego sierpnia. Większość przejechałem szosą, ale zdarzyły się też i wypady crossem. Wyszło tego łącznie 1738 kilometrów ze średnią 29,43 km/h. Była w tym jedna stówa, mikra i zrobiona wyjątkowo, bo aktualnie priorytetem są spacery z psem - samych rejestrowanych wykonałem ich w poprzednim miesiącu na około 140 kilometrów.