Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 209489.40 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.79 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 701166 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad20 - 110
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Grudzień, 2020
Dystans całkowity: | 1392.22 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 50:16 |
Średnia prędkość: | 27.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.00 km/h |
Suma podjazdów: | 3826 m |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 48.01 km i 1h 44m |
Więcej statystyk |
- DST 53.20km
- Czas 01:52
- VAVG 28.50km/h
- VMAX 50.30km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 140m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzwońcowo i gazeciarsko
Piątek, 11 grudnia 2020 · dodano: 11.12.2020 | Komentarze 8
Ostatni póki co w miarę luźny, a jedyny w pełni wolny dzionek za mną - nastąpiło kolejne wyspanie. No i znów nie zdążyłem rano z pieczywem :)
Wyjazd godzinę wcześniej niż wczoraj, czyli po jedenastej. I od razu miłe zaskoczenie - co prawda jest zimno, ale już tak nie wieje. Można było człapać spokojnie i bez nerwu.
Nerw za to zdarzył mi się gdzieś na piątym kilometrze, w Luboniu (no bo gdzie?), na głównej ulicy o nazwie Sobieskiego. Przed jednym ze świateł nagle zobaczyłem po swojej lewej gazeciarza, ale takiego, który jakby za punkt honoru postawił sobie bliższą znajomość mojej kierownicy z jego lusterkiem. Zazwyczaj staram się być spokojny, pokażę gestykulacją, żeby odbił, coś tam krzynkę. Dziś już nie wytrzymałem i walnąłem dłonią w karoserię, oczywiście niezbyt mocno. To w sumie była samoobrona. Zostawiłem delikwenta za sobą, wyprzedzając z prawej i zatrzymałem się na światłach. Widząc, że się szyba otwiera, odezwałem się pierwszy:
- Wyprzeda się o metr, a nie o centymetr! - pokazałem do tego za pomocą łap, jaka jest różnica między jednym a drugim.
Nastąpiło skupienie, chwila ciszy, a w końcu:
- Ale ty jechałeś za mną!
O co mu chodziło, nie mam pojęcia. Wyjaśniłem więc tylko szybko (już w ruchu, bo zapaliło się zielone), że akurat rowerem mogę z prawej brać takich ćwoków jak on. Nie wiem czy o to chodziło, bo na dalszy dialog nie było szansy - widziałem już tylko znikającą rejestrację PZ (a jak!).
Dobra, czas na trasę. Południowa pętelka: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Żabno - Baranowo - Sowiniec - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.
Ciągle szaro, ale zatrzymałem się na jednej se swoich stałych miejscówek, mając nadzieję na uchwycenie jakiegoś ptaszyska. Udało się, co prawda nic spektakularnego, ale za to żywego na maksa, czyli dzwońca. To taki jeden z europejskich kanarków, przynajmniej jeśli chodzi o barwy :) Szkoda, że światło było paskudne, bo wyszło nieostro.
Tu nie jestem pewien, co to za ptak (chyba też ów dzwoniec), ale lekko mi zaorał błędnik :)
No i ulubiona brama, lub jak kto woli drzwi do lasu :)
Od jutra znów maraton dwunastkowy :/ Idę się pochlastać.
- DST 52.50km
- Czas 01:52
- VAVG 28.12km/h
- VMAX 51.20km/h
- Temperatura -1.0°C
- Podjazdy 126m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Błłeee-łwanek
Czwartek, 10 grudnia 2020 · dodano: 10.12.2020 | Komentarze 9
Oj, ciężko było się zwlec z wyra. Na szczęście nie musiałem dziś jechać do pracy, tylko swoje porobić w domu. Lenia miałem takiego, że nie zdążyłem chleba kupić przed godzinami dla seniorów, a to już jest wyczyn :)
Z samym wyjazdem też lekko nie było. Gdy spojrzałem na ziąb za oknem, stwierdziłem, iż najpierw porobię połowę tego, co sobie "pracowo" zaplanowałem i poczekam aż się trochę ociepli. Tym samym ruszyłem w okolicach dwunastej dwadzieścia, gdy na termometrze było już w miarę komfortowe... minus jeden. Plusem było jedynie to, że wiało ciut słabiej, czyli "tylko" mocno i przenikliwie.
Trasa wschodnia, kombinowana: Dębiec - Hetmańska - Starołęka - Minikowo - Głuszyna - Sypniewo - Szczytniki - Koninko - Gądki - Robakowo - Gądki - Borówiec - Kamionki - Daszewice - Babki - Głuszyna - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom.
Zmarzłem, swoje zrobiłem, tyle. Wyjazd bez historii. Wciąż szaro i buro. Spotkałem kilku bałwanów za kółkiem oraz jednego w czapce :) Tego przy OSP w Kamionkach.
Miałem też w końcu czas, żeby obejrzeć sobie budynki przy dawnej szkole w Borówcu, która aktualnie pełni zaszczytną funkcję świetlicy wiejskiej. Ma klimacik cały ten historyczny kompleks, zrobiony częściowo z muru pruskiego (albo to szachulec, nigdy nie wiem).
A naprzeciwko znaleźć można ruiny cmentarza z XIX wieku. Po jego stanie można się domyślić, że nie jest to nekropolia katolicka, tylko ewangelicka. Do tego zapewne niemiecka. Czyli w Polsce niewarta odnowienia.
Podsumowanie dzionka: błłeeee! :)
- DST 53.70km
- Czas 01:55
- VAVG 28.02km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 190m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Paskudyzm
Środa, 9 grudnia 2020 · dodano: 09.12.2020 | Komentarze 13
Krótki wpis dzisiaj. Szarość mnie pokonała mentalnie i nie mam pomysłu na napisanie czegoś więcej niż kilku zdań.
Wyjazd późny, bo musiałem odespać. Jednak za dużo czasu nie miałem, gdyż czekało mnie coś, co z grubsza można nazwać home office. Zresztą nawet bez tego nie wyruszyłbym nigdzie dalej, bo aura nie zachęcała, ze szczególnym uwzględnieniem silnego wiatru, zimna oraz tego, że widokowo było paskudnie.
Trasa w tę i z powrotem: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - Radzewice, gdzie nastąpiła nawrotka.
W radzewickim porcie nawet nie było sensu robić zdjęć innych niż podstawowe. I tak by mało było widać.
Jedna biedna czapla się zdarzyła gdzieś w oddali. Bez cudów więc :)
Z braku atrakcji rzymski kościół w greckim wydaniu :)
No nic, odfajkowane. Mus to mus :)
- DST 37.60km
- Czas 01:22
- VAVG 27.51km/h
- VMAX 51.20km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 82m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Szaroburość - glutem w mordę #16
Wtorek, 8 grudnia 2020 · dodano: 08.12.2020 | Komentarze 10
Dzisiejszy wyjazd przeddwunastkowy to szaroburość wybitna. Słońca nie widziałem ani przez moment, za to wszelkich możliwych odmian szarości z miliard. Za to nie padał śnieg ani deszcz - i niech to służy za codzienną dawkę optymizmu :)
Trasa znów wschodnia, znów z upierdliwym wiatrem: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Głuszyna - Sypniewo - Szczytniki - Koninko - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - centrum. Nawet Relive powstało.
Uchwycić oka nie było na czym, więc... a co, wycinka. Świeżutka, jeszcze soki z drzew nie obeschły. Najpierw moje ulubione hasło mend z Nadleśnictwa Babki: "dla lasu, dla ludzi". Coś jak "dobra zmiana", czyli 100% kłamstwa, bo jak już to powinno być "dla kasy". Nie sądzę bowiem, żeby mieszkańcy Koninka byli zachwyceni, że mieli piękne miejsce do spacerów, a będą mieli pustynię, na której może za kilkadziesiąt lat coś urośnie. Coś, co potem się zetnie, oczywiście.
Wiem, jestem nudny w temacie. Chciałbym nie być i zamiast tego wklejać radośnie hasające w gęstwinach zwierzaki, no ale jest jak jest.
Na koniec sroka z wyrazem twarzy typowego cwaniaczka :) Często budzą nas nad ranem wielkie kłótnie srok z kawkami, gawronami oraz śmieszkami. Jednak nawet ten rwetes jest lepszy niż poranny atak pana z kosiarką pod oknem w ciepłe dni.
- DST 36.20km
- Czas 01:20
- VAVG 27.15km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 91m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Na Babkach - glutem w mordę #15
Poniedziałek, 7 grudnia 2020 · dodano: 07.12.2020 | Komentarze 9
Powrót do glutów i dwunastek. Błee.
Na szczęście nad ranem nie było dziś przymrozków, tylko w miarę bezpieczny jeśli chodzi o przyczepność jeden stopień na plusie. Niestety wiatr nie odpuszcza, więc odczuwalny lekki minus. Na szaleństwa przestrzeni więc nie było :)
Trasa ponownie wschodnia; z Dębca przez Las Dębiński, Starołękę, Minikowo, Głuszynę i Babki do Daszewic, gdzie nastąpiła nawrotka i po powrocie na Dębiec kursik do centrum. Chciały mnie zabić tylko dwie osoby, akurat płci żeńskiej: gazeciarka milimetrowa za Głuszyną oraz olewaczka pierwszeństwa na drodze dla rowerów na Dolnej Wildzie. Czyli polski standard.
W sobotę w TOK FM słuchałem wywiadu z Michałem Książkiem, leśnikiem, o tym, jak Lasy Państwowe są państwem w państwie, mającym gdzieś zdanie obywateli, a nawet istniejące jeszcze jakiś czas temu zasady etyki leśnej. Jako przykład masakrowania terenów podmiejskich, które powinny być wybitnie chronione, wymienił okolice Puław, Zielonej Góry oraz... Poznania. A że dzisiaj mijałem Babki, to poleciało w kierunku tych gnoi po raz kolejny kilka ciepłych sówek pod nosem.
To drugie zdjęcie mogę zamiennie stosować w przypadku, gdybym potrzebował mieć fotkę z rzeźnikiem. Aha, podobno niektórzy nadleśniczy potrafią zarabiać więcej niż minister środowiska. Zapewne premia "za zasługi" jest tego sporym elementem, co tłumaczy nadgorliwość w działaniu. Przynajmniej w ludzkim rozumieniu tego pojęcia.
Żeby nie było tak tylko Babkowo, na koniec coś optymistycznego.
A nie, sorry, to nie to, nie miało być o pandemii :) Chodziło mi o sarenki, które wczoraj spotkałem. Prezentowałem już samego koziołka, tym razem całe pięcioosobowe (a co, sarna też człowiek!) stadko.
- DST 51.80km
- Czas 01:52
- VAVG 27.75km/h
- VMAX 52.70km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 129m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Koziołkowanie
Niedziela, 6 grudnia 2020 · dodano: 06.12.2020 | Komentarze 18
Leniwy, wolny weekend - takie to ja zdecydowanie rozumiem. Szkoda, że mam ich tak mało. No ale może dzięki temu bardziej doceniam?
Na rower wyruszyłem późno, gdzieś po jedenastej. Wciąż ciepło (super!) i wciąż mega wietrznie (nie super!). Co do tego drugiego elementu - zaznaczam, że będę o nim wspominał, bo mam taką ochotę, można psioczyć i pisać o tym, że na drugim krańcu świata duje dwa razy mocniej, jednak mnie interesuje to, co pod nosem. A walka z regularnymi podmuchami na poziomie 30 km/h+ to coś, czego nienawidzę, tym bardziej (tak jak dziś), gdy podczas nawrotki wcale nie odczuwa się jakiejkolwiek pomocy w plecy. Tyle w temacie dygresyjki :)
Trasa wschodnia: Dębiec - Hetmańska - Starołęka - Minikowo - Głuszyna - Sypniewo - Szczytniki - Koninko - Borówiec - Kamionki - Daszewice - Babki - Czapury - Starołęka - Minikowo - Hetmańska - Dębiec. Nawet Relive jest.
Trafił się koziołek. Nie sam, ale w towarzystwie stadka (może jutro wkleję, dziś już późno) oraz... kruka.
Jedyny plus (wolałbym, żeby go nie było) z wycinek: jakieś tam widoczki się ukazują. Jednak wolę gęsty las. Tu dojazd do poznańskiej Głuszyny:
No i na koniec Zemsta Adolfa w Borówcu. Skorzystałem z niedużego ruchu i zaparkowałem rower pośrodku tego kilometrowego koszmarku :)
A od jutra znów dwunastki... Cholera jasna :/
PS. Mam nadzieję, że Mikołajki się udały :)
- DST 52.80km
- Czas 01:53
- VAVG 28.04km/h
- VMAX 52.60km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 140m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Dziewiętnastak
Sobota, 5 grudnia 2020 · dodano: 05.12.2020 | Komentarze 17
Przedwczoraj zima, dziś przedwiośnie. Oszaleć można. W sumie byłoby teraz idealnie, gdyby nie nieodłączny element takich nagłych zmian, czyli silny, a nawet bardzo silny wiatr. Był tak męczący, że olałem walkę i po prostu cieszyłem się ponowną możliwością jazdy szosą. No i temperaturą - dziesięć stopni to mój ideał o tej porze roku.
Wyruszyłem późno, bo jak zwykle priorytetem było wyspanie się. Generalnie znów sukces w tym temacie. Zawsze jakiś :)
Trasa jedna z ulubionych: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Sasinowo - Baranowo - Żabno - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.
Miły gest ze strony śniegu. Przestał istnieć :) Mam nadzieję już na zawsze.
W Mosinie - prócz masakrycznych korków - zakwitła szopa śniętego Mikusia. Z aniołem gratis.
No i bonusik: udało mi się jako tako uwiecznić myszołowa. Nie było lekko, musiałem zatrzymać się sporo wcześniej, schować za drzewem i cyknąć fotę. Czujny cwaniak po chwili i tak mnie zauważył i odleciał.
Jeśli dobrze liczę, wpadło mi dziś dziewiętnaście tysiaków w tym roku. Na dwadzieścia się nie nastawiam - może być różnie, jeśli się uda to super, jeśli nie - trudno.
- DST 36.20km
- Czas 01:24
- VAVG 25.86km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 106m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
A jednak :) - glutem w mordę #14
Piątek, 4 grudnia 2020 · dodano: 04.12.2020 | Komentarze 11
Gdy wczoraj się kładłem, byłem pewien, że rano na dwunastkę podrepczę do pracy zamiast pojechać. Prognozy bowiem nie nastrajały optymistycznie. Co prawda miało się ocieplić. ale dopiero po południu. Dawałem sobie jednak jakiś promil nadziei.
Poranna pobudka, spojrzenie za okno, a tam breja. Nie było innego wyjścia jak wykonać krótki kurs do piekarni, przy okazji organoleptycznie oceniając przyczepność nawierzchni. Wniosek był taki: da się jechać, ale tylko głównymi ulicami, jakikolwiek skok w bok może oznaczać szybką znajomość z podłożem. Jak wymyśliłem, tak zrobiłem. Oczywiście zabierając w drogę do roboty Czarnucha, który jakby nie patrzeć został dodany do mojej stajenki dokładnie na tego typu wypadki. I trzeba przyznać, że sprawił się bez zarzutu.
Sama trasa to południowa wariacja: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Plewiska - Dębiec - centrum.
Generalnie nie było źle. Co prawda usyfiłem się koszmarnie, więc zapasowe ciuchy się przydały. Jednak prócz korków całość poszła w miarę płynnie. Za to ciekawostkę zaobserwowałem w Luboniu (no bo gdzie?): latarnie zgasły o 7:35, tymczasem wschód słońca nastąpił o... 7:40. Logiko... :) Zresztą w stykającej się z tą uroczą miejscowością Łęczycy zachwycił mnie jeszcze stan odśnieżenia śmieszki. Dokładnie zerowy. A kawałek dalej oczywiście zakaz jazdy rowerem przy drodze. Oj tam, oj tam, pewnie się czepiam.
Muszę jednak przyznać, że przynajmniej Poznał dał radę z ogarnianiem białego gówna ze śmieszek. Co prawda nie wszędzie zdążyli, ale widziałem szuflujące ekipy, więc pewnie uwinięto się jeszcze przed roztopami.
W robocie znalazłem się nawet trochę przed czasem. Wstyd :)
Korzystając z tego paskudnego zimowego klimatu, na szczęście rzadko tu spotykanego, wklejam jeszcze kilka fotek z wczoraj, ze spaceru po Dębinie. Jedynym plusem aury była możliwość obserwowania bogatek, z czego skwapliwie skorzystałem.
No i Kropa raz jeszcze.
Niestety :( - chomik #1
Czwartek, 3 grudnia 2020 · dodano: 03.12.2020 | Komentarze 15
No niestety. Gdzieś w tyle głowy miałem nadzieję, że uda mi się pierwszy raz w życiu kręcić przez wszystkie dni w roku. No ale - po ponad jedenastu miesiącach - dzisiaj zostałem pokonany. I to przez co? Przez to białe cholerstwo, które znienacka napadło na Poznań. Przejechałem cały lockdown, a tu taki banał ze mną wygrał :/
Najgorsze jest to, że nic nie wskazywało na taką kolej rzeczy. Wszystkie pogodynki mówiły o lekkich opadach w okolicach południa. Tymczasem gdy o dziewiątej rano spokojnie poszedłem do piekarni, zaczęło być delikatnie biało. E, przejdzie, pomyślałem. No nie przeszło :/
Dawałem sobie jeszcze nadzieję, że nagle się rozpogodzi. No się nie rozpogodziło :/
Miałem wolne, poszedłem więc z psem na spacer (6 kilometrów po Dębinie). I mina mi coraz bardziej rzedła.
Po powrocie odczekałem godzinkę i koło drugiej wyszedłem na kontrolną
rundkę dookoła domu. Minę miałem nietęgą po powrocie. Oczywiście, mogłem
wyjść na chwilę, żeby wpisać coś w statystykach, ale nie, glut to glut,
czyli minimum 25-30 kilometrów. A patrząc na buksujące auta oraz
ślizgawicę na mniej uczęszczanych uliczkach, zaliczyłbym ze dwa czy trzy
razy glebę jeszcze na samym osiedlu. Tak bowiem wyglądała chociażby główna, czyli już niby rozjechana przez auta, ulica 28 Czerwca 1956 r:
Jednak jakieś resztki rozsądku
posiadałem, samobójcą nie jestem, skończyło się więc na odkurzeniu chomika. Eh.
Statystyki "jazdy":
- dystans: 33 km;
- czas: 1 godzina i niespełna 2 minuty;
- średnia: 32 km/h.
Oczywiście nie wpisuję tego w statystyki. Rower to rower, chomik to chomik.
Plus z tego jest jeden jedyny: nadrobiłem ostatni odcinek "Wiedźmina", który wisiał nade mną niczym wyrzut sumienia.
No i wiem, że jedna osoba będzie zadowolona. Kolega Marcin vel Lapec domagał się Kropy w śniegu, to ma. Mam nadzieję, że to wystarczy na najbliższą dekadę :) Aha, jutro mam dwunastkę, nic nie zapowiada, że to gówno się roztopi, więc spacer do roboty to maks, na co sobie będę mógł pozwolić.
- DST 53.30km
- Czas 01:55
- VAVG 27.81km/h
- VMAX 50.60km/h
- Temperatura -1.0°C
- Podjazdy 171m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Schematycznie
Środa, 2 grudnia 2020 · dodano: 02.12.2020 | Komentarze 10
Schemat się powtórzył. Wolny dzionek, więc dopiero wieczorem czas na cokolwiek, w tym BS-a. Tu trzeba się było wyspać, tam pokręcić, pozałatwiać zaległe sprawy na wczoraj, pokoordynować telefonicznie inne, odebrać skierowanie dla Teściowej, wyprowadzić psa... No i jak tu wypocząć? :)
Oczywiście kluczowym elementem był rower. Miałem nadzieję, że jeśli wyruszę po jedenastej, to temperatura pozwoli na jako taki komfort. Gdzie tam. Minus jeden z wariacjami - tyle mi dziś dano. No bez szału. A że wiało całkiem mocno, to walki po prostu nie było - średnia więc słabiutka.
Trasa to jeden z klasyków: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - Radzewice - Świątniki - Rogalin - Rogalinek - Sasinowo - Wiórek - Czapury - Starołęka - Minikowo - Las Dębiński - dom.
Napisałem Radzewice? A owszem :) Nie mogło mnie więc zabraknąć w porcie. Dzisiaj mega szarym, ponurym i średnio atrakcyjnym. I wciąż bez kotka, niestety.
Ptactwa jak na lekarstwo. Nie, nie tego na Covid :) Udało się jedynie uchwycić (ledwo) czaplę siwą w locie.
Za to aż za wyraźnie mogłem "podziwiać" kolejne działania mend z Nadleśnictwa Babki. Naprawdę miałem złudzenia, że choć kawałek lasu w okolicach Wiórka się ostanie, ale wygląda na to, że plany są inne. Polska drugą Saharą. Ma-sa-kra.
Na tej ostatniej fotce widać, że z troską pozostawiono jedną rzecz - ambonę dla gnoi, którzy mają problemy z pewnymi intymnymi kwestiami i muszą sobie to rekompensować. Eh, zrobiłbym tu wszystko odwrotnie. W sumie większość świata wykonałbym odwrotnie.
Znów wklejam dowód na brak upałów :)
Co jutro? Zapowiadają śniegi. Oby nie. Ale Sasiny od prognoz mają to do siebie, że akurat rzeczy złe przewidują dobrze.
PS. Tymczasem pan premier znów niedawno wygrał z koronawirusem. A że Polska jest trzynastym krajem z milionem zakażonych? Oj tam, oj tam.