Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 206038.55 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2018

Dystans całkowity:1649.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:30
Średnia prędkość:28.69 km/h
Maksymalna prędkość:59.20 km/h
Suma podjazdów:6653 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:53.22 km i 1h 51m
Więcej statystyk
  • DST 51.45km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.12km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 224m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ropując

Wtorek, 10 kwietnia 2018 · dodano: 10.04.2018 | Komentarze 6

Najpierw raport ze szczeniakowego frontu: powoli komendy zaczynają skutkować, więc prócz przerwy około piątej rano na przeflancowanie psa z okopów "od podłogi do łóżka" na swoje posłanie nawet się wyspaliśmy. Choć słowo "nawet" ma tu spory margines optymizmu :)

Ruszyłem około 8:30, licząc na jakiś sympatyczny wynik, ale znów było "tak se", bo kawałki miejskie (Poznań) i wiejskie (Luboń) sporo mnie kosztowały, a do tego klasycznie wiatr śledził mnie bardzo pilnie, coby nie ułatwić sprawy wiejąc z jednego kierunku. No i na samym początku, przejeżdżając przez Lasek Dębiński musiałem uważać podwójnie, bo Naród (koniecznie z dużej) tak prorodzinnie celebrował niedzielę wolną od handu, że rozbitych butelek i innego syfu leżało jeszcze sporo.

Natomiast co innego leżało, a w sumie pełzało mi koło koła (ciekawe wyrażenie) na asfalcie za Jaryszkami. Początkowo nie skojarzyłem co to, więc się cofnąłem i wiedziałem, że już to widziałem w tym roku, ale nie na żywo, tylko u naszego duetu: AniaGrigor :) A że szkoda mi się zrobiło, bo ropuchy ewidentnie były zajęte konstruowaniem młodego płaza, to zsiadłem z roweru i dałem znak kierowcy tira, który zbliżał się powoli, żeby nas ominął aż nie przejdą na trawkę. Tym samym mam na koncie dwa, a w sumie to trzy, uratowane ropusze duszyczki :)


Żeby nie było za ekologicznie, to w Łęczycy znów piłują, tym razem poleciało kolejne drzewo, które cholera wie komu przeszkadzało. Więcej, jeszcze więcej pustyni, bądźmy drugą Libią! W sumie Kaczafiego już mamy... :)

Trasa dzisiejsza: 'muminek" w wersji klasycznej: dom - Lasek Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Rogalinek - Mosina - Puszczykowo - Luboń - Poznań.


  • DST 72.10km
  • Czas 02:29
  • VAVG 29.03km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 224m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyjcomotywator

Poniedziałek, 9 kwietnia 2018 · dodano: 09.04.2018 | Komentarze 6

Nadszedł dzień wytrzymałości czteronogiego kurdupla, jak i - a może przede wszystkim - sąsiadów. Wczoraj zostawiliśmy psa na ponad półtorej godziny i poszliśmy na obiad, dziś już polecieliśmy na całość. Najpierw rano wybrałem się na rower, a potem... O tym kawałek dalej.

Ruszyłem lekko po ósmej, żegnany skomleniem rozdzierającym serce. Ale że twardym cza być i takie tam, więc słuchawki do uszu i wio. Znów byłem niewyspay, bo od czwartej do piątej trwały próby oblężenia i wspięcia się na łóżko, na co się zgodzimy, ale dopiero jak sami o tym zdecydujemy, a nie pod presją, aż w końcu wpadłem na pomysł nalania wody do pustej butelki po płynie do szyb i broń w postaci Pana Syfona załatwiła sprawę, nastąpił foch i można było jeszcze trochę pospać :)

Trasa to klasyczne "kondominium" w wersji o takiej (tam też więcej zdjęć, bo wklejać ich na bloga nie mam siły), czyli Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Stęszew - Łódź - Dymaczewo - Mosina - Puszczykowo - Luboń - Poznań. Nawet się spieszyłem, a może bardziej: chciałem się spieszyć, ale tu korki w Luboniu, Mosinie, Komornikach i Poznaniu, tam wahadło w Puszczykowie autorstwa szyszkopodwładnych, no i wiatr, który zmieniając się z południowo-zachodniego na północno-wschodni dobiły mnie kompletnie.

Ale czekała nagroda: demolki nie było, kilka poobgryzanych książek oraz gazet plus burdel w płytach zaledwie. I ten wzrok niewiniątka pytający: "znaki zębów na egzemplarzach RowerTouru? Ja tam nic nie wiem" :)

Dalszy plan był taki, że jadę do pracy rowerem (starą szosą tym razem) i się z niej wyrywam po dwóch-trzech godzinach, żeby dokonać kontroli. Dojechać w jedną stronę dojechałem spokojnie, ale gdy kręciłem na rekonesans coś mnie podkusiło, żeby zrobić to Dolną Wildą po DDR-ce. Efekt? Tak mocno w pewnym momencie uderzyłem w podłoże podczas zjazdu z (a jak) krawężnika, że usłyszałem tylko specyficzny brzdęk i już wiedziałem, co się święci - szprycha postanowiła zrobić veto i raczej umrzeć niż jeździć po takich gównach jak polskie śmieszki. Po dojeździe do domu, w asyście Kropy, ancymona nad ancymonami wyciągającym papierowe ręczniki spod roweru, zdjąłem koło w celu umycia, mając nadzieję, że ma sens oddanie go dziś na centrowanie. Uprzedzam fakty: w zaufanym serwisie na Półwiejskiej powiedzieli mi, że mają taki zapieprz, że nawet dętek na poczekaniu nie wymieniają, terminy napraw są na za tydzień, ale jak przywiozę tylko koło (bo rowerów już nie mają gdzie wciskać) to postarają się gdzieś między jedną a drugą robotą temat ogarnąć. Jak ja kocham ów "początek sezonu", zawsze to samo... Jakby myślenie o cyklozie zaczynało się dopiero po ułożeniu czterech liter na siodełku, a nie przed tą czynnością.

W związku z tym po jednym kursie z poluzowanym hamulcem, czeka mnie wieczorem jeszcze jeden. A może jutro podjadę już z sama obręczą pod pachą.

Grunt, że pies cały, mieszkanie też, a - jak pokazał zostawiony dyktafon - wycie kończy się po kilkunastu minutach i nikt nas raczej nie oskarży o sadystyczne skłonności :)

Edit: dodałem już wszystkie kilometry przejechane dziś na trasie dom - praca razy dwa.


  • DST 51.70km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.20km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 220m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Człapologia

Niedziela, 8 kwietnia 2018 · dodano: 08.04.2018 | Komentarze 13

Jak człowieka kompletnie wypruć z energii do jazdy? Zrobić pakiet: szczeniak w chałupie + silny wiatr. Sił po tych trzech średnio przespanych nocach miałem gdzieś na poziomie raczkującego rowerowo świeżaka, których zresztą na trasie widziałem dziś tysiące, w konfiguracjach wszelakich :) Było oczywiście i sporo szoszonów, w większości ładnie pozdrawiających. A wiatr? Nawet pisać się nie chce, kto kręcił, ten wie, kto nie - w sumie niewiele stracił. Ja ledwo człapałem, co widać po średniej.

Trasę wykonałem w postaci "muminka", ale dziś w wersji odwrotnej niż zazwyczaj: zacząłem przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, następnie skręt na Rogalinek, tam wspiąłem się na hopkę w celu z niej zjechania, skierowałem na Wiórek, Czapury, Babki, Daszewice, a wróciłem przez Kamionki, Koninko, Krzesiny, Starołękę i Lasek Dębiński do domu. Tego ostatniego etapu nie przemyślałem, bo czułem się jak na nordicwalkingowej autostradzie.

Gdy zatrzymałem się na chwilę na moście nad Wartą, rower prawie mi odfrunął. Tak to mitologicznie w Wielkopolsce nie wieje... :)

...a tak jest płasko :)

Dobrze, że nie wszystkie lasy JESZCZE wycięto, bo robi się powoli malowniczo.

Na śmieszce w Łęczycy sezon w pełni... na trójkołowce z obstawą. Niech ktoś do cholery w końcu zlikwiduje ten zakaz jazdy rowerami zwykłą drogą, bo mam przez tę DDR-kę coraz więcej siwych włosów.

A winowajczyni mojej tragicznej formy kupiła już nas kompletnie :) Jutro sądny dzień - test kilkugodzinnego samotnego zostawania w domu. Jest lekki stresik, nie ma co :)



  • DST 52.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.36km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 316m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pożegnywalnie

Sobota, 7 kwietnia 2018 · dodano: 07.04.2018 | Komentarze 4

Pobudka dziś przypadła aż na szóstą rano, do tego bez gotowej, śmierdzącej niespodzianki na podłodze. Idzie ku dobremu :) Niestety nauka zostawiania psa samemu w pokoju (i mieszkaniu) póki co jest traumą, szczególnie dla sąsiadów. Ale twardym trza być, nie miętkim! A poza tym wychowywanie takiego kurdupla to nieziemskie i pozytywne wyzwanie.

Natomiast ja na rower ruszyłem około dziewiątej, pożegnać rodziców, którzy dziś rano wyjeżdżali z agroturystyki w Radzewicach. Znów jechałem w półśnie i znów wiało mocno, więc tym bardziej nie chciało mi się cisnąć. Zresztą się nie dało, szczególnie na trasie pełnej zakrętów, z domu przez Las Dębiński, Starołękę, Czapury, Wiórek, Rogalinek, Rogalin do Radzewic, tam nawrotka na Rogalinek i dalej Mosinę, Puszczykowo, Luboń do Poznania.

Z drogi szybkie spojrzenie na rogaliński port rzeczny i kamień z serca: coś budują, więc infrastruktura będzie. Plus pewnie kibel :)

Jeszcze tylko motyw ze Starołęckiej - jak pewnie tubylcy wiedzą, na jej odcinku od przejazdu kolejowego w kierunku południowym znajduje się po przeciwnej stronie klasyczna polska śmieszka (kostka, posesje, krawężniki, Lidl), którą jeżdżę jedynie, gdy zdarzy mi się kręcić crossem, natomiast tak jak 99% szoszonów olewam na wąskich kołach. Zdarza się trąbienie, ale o dziwo rzadko, dziś jednak pojawił się troglo w BMW (no bo w czym...) jadący z naprzeciwka, który ewidentnie z premedytacją wyprzedził inny samochód po to, żeby minąć mnie o centymetry i w zamiarze "ukarać" za brak jazdy DDR-ką. Dziękuję, debilu, udowodniłeś mi... że stereotypy mają w sobie sporo prawdy.

Aha, uświadomiłem sobie, że nie podsumowałem marca. Nie ma się czym chwalić, bo był to kolejny rzeźniczy miesiąc, w znacznym stopniu przez zimowy klimat ogarniany crossem. Wyszło z tego 1570 km i średnia 27,3 km/h. Oby teraz było już tylko lepiej :)


  • DST 51.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 27.57km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 152m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

ZaKropiony :)

Piątek, 6 kwietnia 2018 · dodano: 06.04.2018 | Komentarze 10

Pierwsza noc z Kropką na pokładzie, zgodnie z przewidywaniami, lekko się skróciła. Gdzieś do piątej rano, gdy nowy miesz(k)aniec postanowił aktywnie przypomnieć o swojej obecności i niczym wytrawny emeryt przywitał się ze światem. My - chcąc nie chcąc - też, ale oczywiście z tym się liczyliśmy, jednak z ilością tego, co szczeniak jest w stanie z siebie wydobyć - już nie do końca. Powoli myślimy o zmianie imienia na Kupka :)

Nie wiedziałem, czy uda mi się wyjść na rower, ale psa trzeba uczyć, że często domowników nie będzie w domu (w sumie dobra wymówka, a jaka praktyczna!), więc Żona została, a ja ruszyłem po dziewiątej, ze słuchawkami na uszach i w pogotowiu mentalnym, że gdyby za bardzo piszczała, to wracam. Jednak udało się wykonać całe pięć dych, choć dziś było to znów zadanie dość hardkorowe, nie tylko z powodu niewyspania, ale przede wszystkim przez (ehh) wiatr o stałej sile co najmniej 5 m/s z kierunku wszelakiego, byle nie pomocniczego. Przez to średnia masakryczna, wykonana do tego znów w zimowym stroju.

Trasa to kółko na zachód z północnym odchyłem: Poznań - Plewiska - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Palędzie - Plewiska - Poznań. W Więckowicach na chwilę się zatrzymałem po raport z domowego frontu pod tamtejszym pałacem.

A tymczasem koło Giełdy Odzieżowej w Poznaniu... Bardzo mi przykro, że musiałem przerwać tak ważne w kontekście światowych problemów tlące (?) się gdzieś tam w mózgu (?) dylematy co do nowej kreacji :) Jednak nie miałem litości :)

No i znów ten niedługi wpis powstawał jakieś trzy godziny - Kropka w końcu chwilowo zasnęła, już chyba pewna, że jest u siebie :) Nauczyła się dziś reagować na imię, ogarnęła swoje posłanie, zawiązała mocniejsze niż wczoraj więzi z psem moich rodziców (jutro wracają do Jelonki), a nawet wysikała się dwa razy na specjalna matę. I tak w tym ostatnim jest 2:10, ale cieszy, że nie do zera :)


Dobra, póki co na jakiś czas pauza z fotami z psem, to nie fejsbuk, a ja nie "madka" męcząca ludzkość fotami swoich dwunożnych potwor... eee... pociech :)


  • DST 51.80km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.05km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 223m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

No i Kropka :)

Czwartek, 5 kwietnia 2018 · dodano: 05.04.2018 | Komentarze 14

Dobra, to najpierw o pierdołach, bo w końcu to chyba wciąż blog rowerowy :)

Wcześnie rano (między siódmą a ósmą) wykonałem szosą "kondominium" w wersji z Poznania przez Luboń, Komorniki, Szreniawę, Stęszew, Łódź, Dymaczewo, Mosinę, Puszczykowo, Luboń i do domu. Zdjęć z trasy nie wklejam, jakby co są na Relive. Wiało solidnie, korki też były - jak to o tej porze na wsiach typu Luboń - spore. Ale w sumie... nie o tym dziś.

Bowiem w końcu nadejszła wiekopomna chwila... :) A wiem, że choć jeden Bajkstatowicz jest zainteresowany tematem... :) No więc: w końcu wzięliśmy psa. Proces adopcji był przeprowadzony od początku do końca pod nadzorem fundacji tym się zajmującej (ankieta, wizyta w domu, zapoznanie wstępne z psimi "kandydatami" na miejscu). Mieliśmy jedynie dwa założenia - pupil miał być albo ze schroniska, albo po prostu w potrzebie, czyli odrzuciliśmy hodowle i ludzi zarabiających grubą kasę na selekcjonowaniu ras (ot, takie moje antyrasistowskie korzenie z młodości, hehe), oraz raczej chcieliśmy szczeniaka, choć nie broniliśmy się przed jakimś kilkuletnim.

Finalnie... ze wsi pod Szamotułami odebraliśmy dziś dumnego dwumiesięcznego wielorasowca, z największym elementem jamnikowości. No i Kropka... jest u nas :) Już przepadliśmy. Samo napisanie tego krótkiego wpisu zajmuje mi już trzecią godzinę, bo pies zdecydowanie czuje się już jak u siebie, stał się fanem czytania gazet zębami, odczuwa lekkie zainteresowanie elektryką (ale kable zabezpieczone), panele póki co są najlepszym substytutem kibla, a ponadto zasypia w pół słowa, ogon działa jak śmigłowiec i jest mega słodki. Co z niej wyrośnie - cholera wie, ale czy to ważne? :) W każdym razie wzięte wolne na najbliższe dni się przyda. Może też trzeba będzie teraz czasem przystopować z rowerem, ale to wyjdzie w praniu. Już wiemy, że Kropa po prostu musiała do nas trafić :)







  • DST 53.85km
  • Czas 01:51
  • VAVG 29.11km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 242m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po kostki

Środa, 4 kwietnia 2018 · dodano: 04.04.2018 | Komentarze 8


Wczoraj deszcz i bezwietrznie, dziś bezdeszczowo, ale już podmuchy konkretniejsze. To kolejny dowód na to, że Bóg nie istnieje, chyba że jedynie jego złośliwa wersja :)

Ale fakt faktem, czekałem na dzień, w którym stwierdzę na trasie, że ubrałem się za ciepło. Nadszedł :) W sumie takie kilkanaście stopni to mój ideał, może być tak cały rok, ekstremom w stylu 25+ mówię stanowcze nie.

Trasę wykonałem ponownie nieskomplikowaną, z Dębca przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Żabinko i do hopki za Żabnem, gdzie zawróciłem i pokręciłem do domu swoimi śladami.


Jeśli chodzi o średnią mogło być dużo lepiej, ale ten brakujący kilometr z niej został solidarnie na światłach i korkach w Luboniu oraz Mosinie. Nadrobić tego nie zdołałem.

Aha, w Łęczycy znów dziadyga. Dziś udało mi się uchwycić - jak sądzę - jego styl jazdy. Środek ścieżki, prędkość w porywach 15 km/h, a ty weź człowieku kombinuj z wyprzedzaniem, skoro droga jego. Coraz poważniej myślę o zainstalowaniu na kierownicy przenośnej piły mechanicznej :)

No i jeszcze zbliżenie na fragmenty tej samej DDR-ki, tylko już przed wiaduktem w Luboniu, oddanym do użytku całkiem niedawno. Szczerze mówiąc nie znam się na kładzeniu kostki, ale wiem jedno - fachmani, którzy to montowali również nie :) Pływa się po tym jak po górskim strumyku.




  • DST 52.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.13km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 282m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powitalnie

Wtorek, 3 kwietnia 2018 · dodano: 03.04.2018 | Komentarze 12

Idzie wiosna, powiadali. Będą idealne warunki, twierdzili. Od wtorku tylko śmigać, mówili.

I co? 

I deszcz. Od rana padało, raz mocniej, raz słabiej, ale padało. Początkowo miałem nadzieję, że przejdzie czy coś (z naciskiem na "czy coś"), ale nic z tego - ruszyłem więc crossem, choć marzyła się szosa, bo wiatr w końcu przystopował i nie gnoił.

Wyjątkowo kierunek wypadu: Poznań - Luboń - Łęczyca (dziadyga był, a owszem) - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - Radzewice i z powrotem, nie zależał ode mnie, a od osobistych rodziców, którzy wylądowali w tej ostatniej miejscowości w zaprzyjaźnionej agroturystyce na kilka dni. Ja wstępnie miałem je też mieć wolne, ale ludziuff w pracy nie ma, więc póki co łatam w niej luki, a na rodzinne integracje czas przyjdzie dopiero później. Dziś więc tylko krótka wizyta powitalna, szybkie ciasto, herbata i z do domu, gdyż w samo południe musiałem wylądować w swoim kołchozie.

Przy okazji zajrzałem do portu rzecznego, który jakoś tak... zbiedniał. Nie ma ławeczek, nie ma pomostu, nie ma miejsca na ognisko, a także - o zgrozo! - przenośnego kibla. Mam nadzieję, że to tylko kwestia pozasezonowości i wszystko wróci na swoje miejsce, bo to naprawdę fajne miejsce. Jak i same Radzewice.


Tutaj
Relive.

Mam nadzieję, że kolejne dni będą już bez niespodzianek. Wiem, nadzieję to ja sobie mogę mieć... :)


  • DST 52.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.13km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 159m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Virgin hunter

Poniedziałek, 2 kwietnia 2018 · dodano: 02.04.2018 | Komentarze 7

Z wiatrem jest jak z tytułowym łowcą dziewic - nigdy nie oddaje tego, co odebrał. O taka głęboka myśl a la Paulo Coelho lub Małgorzata Rozenek przyszła mi na myśl podczas dzisiejszej walki z tym gnojem, który miażdżył i miażdżył, a gdy już zawróciłem (nie nawróciłem, nie mylić) pomagać nie chciał praktycznie w ogóle. No dobra, może kilka razy dmuchnął mi w plecy, ale niech te plusy nie przysłaniają nam minusów :)

Trasa była zachodnia, typowo międzyśniadaniowa: Poznań - Plewiska - Skórzewo - Dąbrowa - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Palędzie - Dąbrówka - serwisówki - Plewiska - Poznań. W skrócie: rzeź. W pewnym momencie, gdy wiatr szarpał mi szprychami jak chciał, a ja z wiaduktów, z których normalnie bez pedałowania rozpędzam się do wartości 50+, dziś ledwo dobijałem do 25 km/h, po prostu stwierdziłem, że luzuję, odpuszczam, zmieniam blat i przestaję się irytować. I tak już było do końca.

Terenów zielonych miałem po drodze łącznie może z pięć kilometrów, m.in. ten przed Sierosławiem. Poza tym - pustynia.

Jest jeden plus: to chyba ostatni taki dzień, od jutra spokojniej i cieplej. Czyli: czas do pracy :/ Świąt mi nie szkoda, wolnego owszem. A w ogóle to znów miałem niewątpliwą przyjemność obejrzenia pod rząd kilku wydań "Dziennika Telewizyjnego" czy jak się tam nazywa to coś nadawane o 19:30 w Telewizji Partyjnej, i jestem jak zwykle pod wrażeniem (byłby pewnie tak Gomułka, jak i Goebbels). Polecam szczególnie tę analizę z soboty - sam nie wiedziałem, że podwyżki cen przed świętami to... dobra wiadomość :)


  • DST 32.70km
  • Czas 01:12
  • VAVG 27.25km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 102m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prima glut #2

Niedziela, 1 kwietnia 2018 · dodano: 01.04.2018 | Komentarze 8


Jako że rano wykonałem już tego gluta, ciśnienia jakiegoś wielkiego na dalsze kręcenie po południu nie miałem. Ale... :)

Wystarczyło kilka godzin w ciepełku i katar, z którym męczę się od kilku dni wrócił ze zdwojoną siłą. Tak jakoś mam, że jedyne, co u mnie działa, jest zamrożenie choróbska. A przynajmniej tak sobie to tłumaczę :)

W związku z tym po śniadaniu u Teściowej (hip hip!), jak zwykle pysznym, postanowiłem jeszcze ruszyć.

Jakby co - to nie Teściowa! :)

Różnice były dwie główne - zabrałem tym razem szosę oraz, w co ciężko uwierzyć, ale jednak... wiało jeszcze mocniej. Momentami mój maks to było 17-18 km/h, a na wiaduktach przy bocznych podmuchach przestawiało mnie w prawo lub w lewo. Jako że gnój był z zachodu, to czekała mnie pustynna mordęga, praktycznie bez fragmentów z osłoną w postaci drzew (z chęcią zaprosiłbym po te doznania morsopodobnych miłośników cięcia zieleni). Oto typowe perspektywy, pochlastać się można.

Ten glut to: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dąbrówka - Plewiska - Poznań. Brr...

Podsumowując: bałem się, że będzie dziś zero, wyszło 60+. Jak na Prima Aprilis - spoko :)

Jutro... wiać ma co najmniej podobnie.