Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 206038.55 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2016

Dystans całkowity:1671.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:34
Średnia prędkość:29.03 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Suma podjazdów:6291 m
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:52.23 km i 1h 47m
Więcej statystyk
  • DST 63.20km
  • Czas 02:06
  • VAVG 30.10km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 161m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kawo-ciacho + podsumowanie kwietnia

Poniedziałek, 2 maja 2016 · dodano: 02.05.2016 | Komentarze 2

Okazało się, że wczoraj zapodana przeze mnie dawka ruchu lekko zmasakrowała rodzinkę (ups), choć podobno ważenia mega pozytywne, dziś więc ostatni dzień przed wyjazdem postanowili spędzić na miejscu, delektując się przyrodą. Co oznaczało brak planów, a co z kolei oznaczało, że się mogłem wyspać. Od razu dementuję plotki, że wszystko było zaplanowane :)

Mimo wiatru z północy postanowiłem dostosować trasę do miejscówki, więc pokręciłem wbrew swoim zasadom, udając że nie wiem skąd wieje. Ruszyłem po dziesiątej, w głowie mając trasę zdeka inną niż zazwyczaj wersję przejazdu. Przez już bardziej ruchliwą niż wczoraj Starołęcką, Krzesiny i Jaryszki dotarłem do Gądek/Robakowa, potem w Dachowej zakręciłem na Kórnik. Tam... stanąłem w korkach. Czyli tam one się przemieściły z Poznania! Ha! Drogą jechać się nie dało, musiałem więc sprawdzić przyczepność nawierzchni płyt na rynku (przyzwoita) i znalazłem się pod zamkiem i arboretum. W sumie nie wiem po co, bo samochodów było tyle, że nawet zrezygnowałem z planowanej foty, zakręciłem się jedynie dokoła i ruszyłem w drogę powrotną.

Ta prowadziła znaną chyba wszystkim wielkopolskim rowerzystom przepiękną zieloną trasą Kórnik - Mosina, z zakrętem w Radzewicach. Tam szybka kawka i ciacho, przegląd zdjęć ptactwa, pożegnanie (bo ewakuacja zaplanowana jest na jutrzejszy poranek) i do domu. W Puszczykowie rowerowe pielgrzymki - nawet gdybym chciał jechać jakimiś DDR-kami (a nie ma co ukrywać, że nie chciałem) to bym się na nich nie zmieścił. Ojej :) Ostatni kawałek to ostra walka z wiatrzyskiem, który wzmagał się i wzmagał, znacznie obniżając odczuwalną temperaturę.

No i jeszcze zaległość w postaci podsumowania kwietnia. Niemal równe 1650 kilometrów, głównie szosą, ale i crossem, ze średnią 29,1 km/h. Może być. No i przede wszystkim pierwsze oficjalne dwie stówy stały się faktem :)



  • DST 52.20km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.41km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 90m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rodzinnie muss sein :)

Niedziela, 1 maja 2016 · dodano: 01.05.2016 | Komentarze 4

Kolejny wolny dzień, który zacząłem pobudką przed siódmą rano. Ale tym razem nie narzekam, gdyż powód był wreszcie inny niż załatwianie miliarda zaległych spraw. Zgadaliśmy się mianowicie z moją rodzinką, że podjedziemy w okolice ich wielkopolskiego "agroturystycznienia się", zresztą poleconego przeze mnie. Wczoraj pracowałem, więc okazji nie było, dziś się udało.

Najpierw jednak kursik rowerem. Pogoda zrobiła się zacna - słonecznie, kilkanaście na plusie, wiatr już do zjedzenia. Do tego drogi genialnie puste, więc nawet Starołęcka, od której zacząłem przejazd nie gryzła. Zresztą cała trasa - do Krzesin, Tulec, Gowarzewa, Siekierek, Palędzia, zakrętu na Swarzędz, Antoninek i Poznań - przebiegła zadziwiająco bezkonfliktowo, a mimo że spory jej kawałek była "czystym" miastem to udało się w końcu wykręcić jakąś w miarę normalną średnią. Do cholery, czemu świąt nie ma codziennie? No czemu? :) Tylko czerwone światła działały jak zwykle, o czym miałem okazję porozmawiać z sympatycznym szosowcem zaopatrzonym w lemondkę oraz zamontowanym przy niej zestawie pitnym przy Garbarach.

Wróćmy do pierwszego akapitu. Jestem mile zaskoczony pozytywnym odbiorem południowej części Wielkopolski przez moją familię (zaciąg jeleniogórsko-łódzki, na razie czujki bardziej proprzyrodnicze), która co jednostka ma inne wymagania, a i turystycznych wypraw za sobą niemało. Tu bez szemrania zachwycili się Jeziorem Kociołek i "górskimi" etapami docierania doń, przyszłościowo zaakceptowali drezynę na Osową Górę, jak i same jej okolice, z fascynacją połykali muzealne truchła Muzeum Przyrodniczego w Grajzerówce (foto nr 3), a zachwyty Taty nad ilością ptactwa oraz zwierzyny do sfotografowania przy kawałku Warty oraz baigen w Radzewicach (czyli miejscówce noclegowej) powodowały, że rosło serce :)

Jutro pewnie w końcu się wyśpię. Mam przynajmniej taką nadzieję.