Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 206038.55 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

  • DST 53.50km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.72km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 145m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

T(ł)uczno i tłoczno

Wtorek, 3 maja 2016 · dodano: 03.05.2016 | Komentarze 0

Ostatni dzień długiego weekendu to też ostatnia okazja na porządną dawkę snu, z czego skrzętnie skorzystałem. Rodzinka rano ruszyła z Radzewic w drogę do domu, ja natomiast dość późno, bo po dziesiątej, zebrałem się w sobie i wykopałem samego siebie na rower. Pora jak się okazało była jedną z najgorszych możliwych, bo na podobny pomysł wpadli wszyscy - regularsi, sezonowcy, babcie, dziadkowie, wnusie, pozerzy, lanserzy, lidlowcy, pro i nie pro. W skrócie: wszyscy. A w tym wszystkim ja, próbujący przepchać się na północ Poznania, bo w teorii wiało z kierunku NE.

W okolicach Malty wszystko toto skumulowało się w takich ilościach, że moje i tak wyczulone radary zgłupiały. Pół biedy, gdyby ci nasi trzeciomajowi kolarze znali choć podstawowe zasady poruszania się na dwóch kółkach... A tu co na drugim pyszczku radość połączona z fascynacją, że coś co nie ma silnika też może się poruszać, że dokoła tyle powietrza, że nie trzeba otwierać szyby, żeby poczuć powiew wiatru... Spoko, spoko, wszystko fajnie, ale owa fascynacja wykluczała się z odpowiedzialnym zachowaniem... Nie zliczę ile razy musiałem hamować, bo jakiś delikwent nie raczył poinformować o skręcie w lewo/prawo, bo jak jest czerwone światło to należy tak stanąć czekając na zielone, żeby zablokować całą drogę, bo jedna paniusia z drugą muszą poplotkować jadąc całą szerokością DDR-ki oraz sporym kawałkiem części dla pieszych, a trzecia w najlepsze uskutecznia konwersację telefoniczną kręcąc niemal w miejscu, ręką wolną od trzymania komórki poprawiając sobie fryz narażony na zło, czyli dewastację od tego dzikiego pędu... Ech, może jednak te obowiązkowe karty rowerowe to nie jest taki najgorszy pomysł?

Zmasakrowany wyprułem z miasta niczym karp w grudniu z wanny do jeziora. W Kobylnicy zakręciłem w lewo, do drzew, przyrody i lasu. Czyli trasą: Wierzenica, Wierzonka, Karłowice a kawałek dalej, już na granicy Puszczy Zielonka, zawitałem do Tuczna. Albo lepiej jak w tytule - T(ł)uczna, bo jakość "asfaltu" (w przeciwieństwie do genialnego kawałka z idealną drogą przy samej Kobylnicy) jest tam taka, że jazda szosą powinna być zakazana ustawowo, chyba że z pisemną zgodą Miodka i Bralczyka na legalne używanie słów powszechnie uznawanych za wulgarne :) Tam też zawróciłem, mając w myślach optymizm, bo przecież teraz miałem mieć łatwiej, bo z wiatrem. I? Zgadnijcie co. Oczywiście, miałem centralnie pod wiatr. Tak z nim walcząc zastanawiałem się jak to jest - wczoraj świadomie wybrałem trasę, której druga połowa miała być z wmordewindem i była. Dziś wybrałem taką, żeby wmordwindu z powrotem nie było. I był. Gdzie jest Bóg, ja się pytam? :)

W domu zawitałem jako kłębek nerwów, bo znów przejechałem cały Poznań. A cały Poznań jechał przez cały Poznań. Na rowerach. Zazwyczaj bez użycia mózgów.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa echcz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]