Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 206038.55 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

  • DST 53.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.65km/h
  • VMAX 45.20km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

O marchwi, komisji i jasności felg

Sobota, 6 lutego 2016 · dodano: 06.02.2016 | Komentarze 3

"Weekend od rana przywita nas ładną i słoneczną pogodą". Taki oto komunikat wbił mi się w mózg po wysłuchaniu wieczorem prognozy dla Poznania. Taaa... Jeśli jako "słoneczne" rozumieć deszcz ze śniegiem (choć przyznać trzeba, że lekki) oraz niebo szczelnie pokryte chmurami to faktycznie, nie mam zastrzeżeń :) Faktycznie, zrobiło się ładnie (i sucho), ale dopiero około południa. Jeśli dla moich ukochanych synoptyków oznacza to "rano" - szczerze im zazdroszczę godzin pracy, za to na wątrobę bym się z takimi nie zamienił.

Ja musiałem wyjechać z domu najpóźniej po dziesiątej, bo mimo dnia wolnego czekało na mnie kilka obowiązków. Analizując sytuację na drogach (mokro, mokro) zupełnie bez żalu wybrałem na dziś crossa. Zimowe dni przypomniały mi bowiem, o ile mniej wnerwiająca jest walka z polskimi wynalazkami drogowymi, gdy zasiada się w czołgu zamiast na sprzęcie o oponach przyprawiających o stres każdego anorektyka.

Wiało z południa i tam się udałem. Wczorajszy wpis Remika przypomniał mi o tym, że w tym roku jeszcze nie nawiedziłem okolic leżących na południowy wschód od Mosiny. Tym samym po pokonaniu jak zwykle zakorkowanego i syfiastego Lubonia oraz ulubionego Puszczykowa znalazłem się w wymienionej miejscowości, gdzie przywitał mnie zamknięty przejazd kolejowy. Przywitał? Nie! On chciał mnie potraktować jak długo wyczekiwanego gościa, zatrzymać u siebie, a najlepiej nie wypuścić. W końcu jednak się udało - po około 10 minutach czekania między jednym a drugim pociągiem - ruszyłem. Gdybym wiedział to zabrałbym ze sobą książkę, a tak z nudów pozostało mi jedynie podziwiać dziury, które czekały przede mną zanim dojadę do Sowińca.

Bo tam właśnie chciałem cyknąć w końcu fotkę pałacu pana Ś. (podobno wystawionego na sprzedaż - pałac nie jego właściciel. O kwocie nie będę wspominał, bo tego bloga mogą czytać zawałowcy). Oczywiście się nie udało, bo bramy były zamknięte na miliard spustów, dokoła cicho i pusto, co jak wiadomo oznacza, że gdybym jakimś cudem przekroczył prywatny teren choćby o milimetr to miałbym przy sobie sympatycznego pana w czarnej kominiarce z przystawioną mi radośnie do skroni lufą. Nie zaryzykowałem i pojechałem dalej.

Dotarłem do Krajkowa, gdzie kończy się nie tylko świat, ale i asfalt. Wjechałem więc w las i pooddychałem przez kilka kilometrów pełną zieloną piersią. Mimo fiachu było pajnie. Czy odwrotnie - mimo piachu było fajnie :)

Zawracając cyknąłem sobie jeszcze niewyraźną fotę. Czemu o niej piszę? Bo odnalazłem swój trójkąt ber... wielkopolski. Jeśli ktoś pamięta o zębatce, która zniknęła mi w tamtym roku po kursie w te strony, to dziś nieokreślone siły porwały mi do kompletu to coś, co na manetce po lewej pokazywało mi jaki bieg mam z przodu. Było - nie ma. Zdjęcie więc ma swoją wagę.

Panie Antoni...? Jakby co - jestem otwarty na kolejne komisje :)

Wracając swoimi śladami natrafiłem jeszcze w Krajkowie na wyjątkową odmianę marchewki. Gatunek rzadko spotykany, ale za to w promocji :)

Im później tym więcej rowerzystów. Mój szlak wybrało kilka mtb-owców i co najmniej jeden kolarz. Każdy ładnie pozdrawiał - brawo!

Jak już ogarnąłem obowiązki to przed nadejściem ciemności postanowiłem jeszcze porwać się na próbę wykonania rzeczy niemożliwej. Czyli odsyfienia crossa. Ręcznie. Szło ciężko, oczywiście do sukcesu dużo zabrakło. Ale czekało mnie kilka zaskoczeń. Okazało się, że felgi mojego tylnego koła nie są czarne, ale jednak jasne! Szok! :) To samo z kilkoma elementami amortyzatora. Lubię takie niespodzianki. Zapewne kolejna znów za dobrych kilka lat :)



Komentarze
Trollking
| 19:44 niedziela, 7 lutego 2016 | linkuj Remik - hasło nęci, ale nie. Nie jem mięsa, więc nawet zielone ryby odpadają :)

Dariusz - to Cię zaprowadzę, jeśli Twoje znikną to dzień później zadłużam się w jakimś szwajcarskim banku :)

Remik/Dariusz - pierwotnie miałem napisać, że dwa liczniki mam dlatego, że jeden mi kiedyś nie stykał na mrozie i zamontowałem drugi, ale wytłumaczenie, które dziś tu przeczytałem bardziej do mnie przemawia :) Nie zgadzam się tylko co do butów. Dwa??? Po co??? Przecież na wystawach sklepowych zawsze prezentowany jest tylko jeden...
lipciu71
| 10:53 niedziela, 7 lutego 2016 | linkuj Musisz mnie zaprowadzić do tego trójkąta, może znikną tam też moje długi ;-)???

Tomasz ma dwa liczniki, bo już jest przygotowany na to gdy mu jeden zniknie. Podobno ma też dwa buty w czasie jazdy ;-)
rmk
| 07:51 niedziela, 7 lutego 2016 | linkuj A ja widziałem w Obrzycku taką reklamę: "Świeży śledź - zielony. 14,99zł" Spróbowałbyś? ;)

Dlaczego masz dwa liczniki?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wskie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]