Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198592.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:1661.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:25
Średnia prędkość:28.93 km/h
Maksymalna prędkość:63.50 km/h
Suma podjazdów:8787 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:53.58 km i 1h 51m
Więcej statystyk

Burzość, górskość i bezinteresowność

Piątek, 11 sierpnia 2017 · dodano: 11.08.2017 | Komentarze 11

Mimo że wylądowałem w górach, to dziś nie będzie pięknych widoków ani godnych przewyższeń. Generalnie za cud można uznać fakt, iż w ogóle w temacie dystansu pojawiła się piątka z przodu. Oraz to, że ten wpis powstał, mimo późnej pory :)

Na piątek zapowiadano deszcze, ale na godziny popołudniowe, więc miałem szatański plan wstania wcześnie i powrotu grubo przed południem. Pewnie by się udało, lecz niestety w Jeleniej Górze lokum mam w samym rynku, a tu jakieś młode bydło urządziło sobie darcie ryja do drugiej w nocy, w wyniku czego się nie wyspałem i udało się ruszyć dopiero około dziewiątej. Założenie było takie, że ruszam na kółko do max 30 km, oceniam sytuację i albo wracam, albo kręcę dalej.

Już na starcie wiedziałem, że zmoknę, ale oszukiwałem sam siebie, że nie. Czasem to potrafię, gdy szkoda dnia :) Najpierw trasą na Karpacz dotarłem do Łomnicy, tam przywitały mnie pierwsze krople, więc taktycznie zawróciłem do Wojanowa, by z niego odbić w kierunku Jasiowej Doliny i znaleźć się w jeleniogórskiej Maciejowej.



Zdjęcia robiłem jadąc, z rąsi, więc efekt jest taki, jaki jest. Gdy dość ostrożnie z uwagi na kałuże kręciłem wzdłuż wspomnianej Maciejowej, kawałek kostkową DDR-ką, a potem, gdy się skończyła lub była nieoznaczona, już drogą, podczepił mi się na ogonie autobus, który nagle wyprzedził mnie na gazetę, przy okazji jeszcze używając klaksonu. Wymsknęło mi się kilka słów, ale pewnie i tak poszły w próżnię, gdyż autobus miał ukraińskie blachy. Cóż, moja poznawcza niechęć do tego narodu powoli zaczyna przeradzać się w skromną nienawiść.

Na wysokości Zabobrza zaczęło się przejaśniać...

...na tyle, żebym po przejechaniu całego koszmarnego pod względem rowerowym odcinka - od jego początku do centrum - podjął decyzję o kontynuowaniu wyprawy.

Za azymut wybrałem sobie podjazd do Staniszowa, a następnie zjazd do Sosnówki. Coś mi mówiło, że wiem, jak to się skończy :)



Chwilę potem usłyszałem grzmot, a nagle jak lunęło.... to lunęło :) W kilka sekund byłem cały mokry, udało się jednak dopłynąć na podgórzyńską stację Statoi... to znaczy już Circle Cośtam, gdzie zakotwiczyłem na dobre kilkanaście minut, które wykorzystałem skrupulatnie w celu zakupienia Snickersa. A miejscowi żule na jak zwykle merytoryczną krytykę niemieckich turystów na motorach. Szczegółów oszczędzę, bo jak zwykle wstyd mi się zrobiło, że urodzono mnie tu, gdzie urodzono. Jakby co - sokole oczy mogą wypatrzeć pełne zamyślenia facjaty rodaków w prawej części zdjęcia, za rowerem :)

To, że ruszyłem, było błędem. Kawałek jechałem bez opadów, zatrzymując się nawet na widok boćków w wydaniu górskim...

 ...lecz po chwili znów był grzmot, oberwanie chmury i musiałem się jakoś ratować. Pierwotnie wylądowałem pod drzewem, ale się zreflektowałem i wybrałem dalsze kręcenie. Tym samym dotarłem do największego pozytywu tego wyjazdu. Uwaga - do smażalni! A konkretnie - tej na samym dole Zachełmia, czyli Przystani pod Chojnikiem, bo tak się nazywa.


Grzecznie zapytałem czy mogę chwilę przeczekać, bo pada, na co usłyszałem:
- No pewnie! Może herbaty?
- Nie dziękuję...
- Ale w gratisie.
- Naprawdę, bardzo to miłe, ale nawet nie zdążę wypić, zaraz przestanie padać...

Dziesięć minut później.
- To ja może jednak poproszę tę herbatę. Tylko normalnie płatną.
- Przykro nam - kasa przestała działać :)

Nie miałem wyjścia - zgodziłem się. Niech stracę :) Zostałem jeszcze wypytany przez miłe panie z obsługi skąd jestem i ile jeżdżę, herbatka zrobiła swoje in plus, pożartowaliśmy w temacie tego, kto pojawi się tu w długi weekend, a w końcu przestało lać i pożegnałem się bogatszy o miłe wrażenia. Ryb nie jadam, więc się nie wypowiem co do nich, ale to ludzie tworzą miejsca, więc tutaj zdecydowane brawa! Poza tym napój z teiny był pyszny.

Końcówka wyjazdu to już jedynie gnębienie butów na jeleniogórskich kałużach, od Sobieszowa przez Cieplice (tam fotka z kategorii cyniczny ironista przy kurtynie wodnej) i powrót do centrum.

Zmokłem, nie ma co. Plusy? Pokręciłem, były górki i nie wiało za mocno. Oraz to, że zostałem pozytywnie zaskoczony czynnikiem ludzkim. Lubię to :)

Za to jutro znów ma padać :(

Kategoria Góry


  • DST 54.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 301m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

ZIelonkowo

Czwartek, 10 sierpnia 2017 · dodano: 10.08.2017 | Komentarze 8

Nocą nad Wielkopolską, a pewnie i znaczną częścią kraju, przeszły burze i ulewy, które utrzymywały się jeszcze do rana. Z racji wolnego dnia nie martwiłem się tym za bardzo, a już na pewno nie robił tego w ogóle niekryjący swojego istnienia mój wewnętrzny leń :) Gdzieś w okolicach wpół do dziesiątej zrobiło się już w miarę sympatycznie, choć temperatura rosła z minuty na minutę. Trzeba było ruszać, żeby uniknąć karnego spalenia.

Wiatr miał wiać z północnego wschodu, ale jak zwykle mnie oszukał. Tym razem jednak był na tyle łaskawy, że nie miażdżył z wielką siłą, a wmordewind o stopniu lekkim już mi niespecjalnie przeszkadza. Mimo jego fochów nie zmieniłem dzisiejszego założenia co do trasy - postanowiłem bowiem wybrać się w okolice Puszczy Zielonki. Lubię te tereny, nawet jadąc asfaltem, jednak istnieje jeden spory mankament - żeby tam się dostać muszę przejechać przez Poznań z południa na północ i z powrotem. O dziwo jednak poszło to całkiem sprawnie, do czego jeszcze nawiążę pod koniec.

Od momentu wyjechania na trasę w kierunku Gniezna mogłem trochę rozwinąć skrzydła, a już w ogóle dobrze zrobiło mi się po skręceniu na odcinek Kobylnica - Wierzonka. Kilka kilometrów takiej drogi to marzenie, pewnie nie tylko moje:

Pozdrowiłem mentalnie małą ojczyznę bikestatsowego Grigora i zabrałem się za mini wspinaczkę po mikrohopkach do Karłowic, a następnie do granic Puszczy, gdzie na chwilę się zatrzymałem. Oj, chciało się wjechać w teren, ale ani sprzęt nie ten, ani - mimo wolnego - czasu nie było.


Wracając do Wierzonki tak się zapatrzyłem na pola i lasy, że zapomniałem się rozpędzić z górki :) Musiałem to potem nadrabiać po płaskim, bo Vmax się sam nie zrobi. Na powrót wybrałem już inną trasę - przez Mielno, Kicin i Koziegłowy. Malowniczy, nie da się ukryć, z Dziewiczą Górą w tle. Co prawda bardziej "górą" niż górą, ale zawsze coś :)


Ostatni odcinek to już walka o wywalczenie minimalnej średniej. Udało się, mimo ponownej jazdy przez miasto. I tu wrócę do kwestii z początku - jestem bardzo, bardzo zadowolony z tego, co dzieje się w Poznaniu pd względem rowerowym przez ostatnie dwa lata. Bez zmian po wyborach samorządowych - jestem tego prawie pewien - byłoby tak, jak kiedyś - kostkowo, nielogicznie, niespójnie i po prostu pod górkę nam, którzy codziennie jeżdżą na dwóch kółkach. Wiem, że już o tym pisałem, ale że rzadko chwalę urzędasów, to niech mają. Zresztą, wystarczy spojrzeć.

Tu kawałek odnowionej ścieżki przy Jana Pawła, zaraz przy Malcie:

Tu Wartostrada:

Tu... no tak :) Rodak.

Jednak do sedna - jeśli ktoś pamięta moją dość szeroko komentowaną kolizję z pewnym imbecylem, właśnie z okazji unikania ścieżek (wtedy był tu jakiś kostkowy potwór), to teraz jest tu inny świat. Ulica Gdyńska aż krzyczy - kręć mną!

Dojechałem zadowolony do domu, wcześniej jeszcze zahaczając o stację PKP, z zamiarem kupna biletu na mój drugi, zaraz po rowerze, ulubiony środek transportu. Teraz czeka mnie weekendowy wyjazd, czy połączony z kręceniem - zależy od pogody (a ma padać). Nie chcę zapeszać.

A skoro już jesteśmy przy PKP na Dębcu to jeśli ktoś tęskni za komuną to gorąco zapraszam do żywego skansenu :) Jak się okazało zamiar płatności kartą należy zgłosić przed zamiarem zakupu biletu, czego oczywiście nie doczytałem (mały napis w lewym dolnym rogu, zaraz pod godzinami otwarcia tej skamieliny) i zgłosiłem po. Głośne sapnięcie, które wydało się z płuc pani, samej niewiedzącej pewnie, czemu jeszcze nie zdecydowała się na emeryturę, słuchać było chyba na Głównym :) Musiała ANULOWAĆ! Poczułem się jak robaczek, do tego grzeszny, Jednak skończyło się happy endem, czyli finalnym zakupem, a do tego nie zostałem zamieniony w kamień. Uff :)

Jakby co - to zdjęcie oddaje sedno tego miejsca. Ciekawe kiedy zaczną tu sprzedawać wejściówki, jak do każdego uznanego muzeum? :)




  • DST 52.45km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.41km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 214m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

(Foto)szoping

Środa, 9 sierpnia 2017 · dodano: 09.08.2017 | Komentarze 6

Wyjazd bez historii. Wbrew zapowiedziom synoptyków rano nie było jeszcze w Poznaniu Sahary, a sympatyczne dwadzieścia stopni z malutkim plusem. No i o dziwo nie wiało jakoś masakrycznie, niestety zupełnie nieprzewidywalnie, więc do średniej trochę zabrakło. Za to wziąłem dziś ze sobą kamerkę i pobawiłem się trochę w straszenie kierowców - tyle, ile przeprosin uzyskałem, gdy nasi mistrzowie kierownicy zauważali tego obcego na moim kasku, po tym jak albo chcieli mnie zmasakrować, albo nagle wyłączały im się synapsy w mózgu, nie otrzymałem chyba nigdy. Zdecydował się na to nawet wódz autobusu TransLub, co oznacza, że koniec świata jest bliski! :)

Trasa to "kondomik", znów aktywny: Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Łódź - Dymaczewo - Stęszew - Komorniki - Poznań. Pisać nie ma za bardzo o czym, więc tylko kilka printscreenów, bo filmik wyszedłby z tego tak nudny, że Złota Malina byłaby pożądaną nagrodą :)

Przy w miarę nowej ścieżce przy Drodze Dębińskiej zaczął się budować kolejny kościół, bo jak wiadomo jest ich u nas za mało. Jak już powstanie to będzie tu wesoło. GTA w wersji live da zapewne dużo nieplanowanych wcześniej emocji :)

W uroczym Luboniu w ogóle nie da się przyuważyć znaków oznaczających śmieszkę. Kompletnie :) Szczególnie jeśli wychodzi się z założenia, że świat jest iluzją. Ja wychodzę :)

Tu z kolei intuicyjny (szczególnie dla szosowców) i zadbany wjazd z drogi na kolejną ścieżynkę (Łęczyca). Dodam, że po prawej (poza kadrem) bije po oczach zakaz jazdy rowerem.

Kawałek dalej - dwa okazy bicykli: dwunożny oraz czterokołowy.

Asfaltowe drogi dokoła WPN-u jak zwykle sympatyczne. Ale cóż, jak wiadomo każde drzewo to potencjalny morderca, więc jeszcze kilka lat Szyszki na stolcu i mogą tu być równie dobrze przepięknie rosnące w górę osiedla mieszkaniowe,



Już bliżej Poznania - zwykły, przeciętny dzień w Komornikach. Jak widać jakoś sobie poradziłem na tym kilometrze korka nad korkami, ale dokładnie wtedy pożegnałem się w myślach ze średnią.



Za to w Poznaniu byłem za daleko, żeby bezmózg włączający się do ruchu z podporządkowanej przyuważył kamerkę, więc o mało co byłbym świadkiem poważnego wypadku. Na szczęście chociaż jeden z prowadzących wykazał się refleksem, odbijając szybko w lewo. 

A prawie pod sam dom mam aktualnie super hiper nowoczesny dojazd wiaduktem pod torami. Spóźnili się z nim zaledwie rok od zaplanowanej daty, ale czekać było warto. W ramach ciekawostki - KOM obejmujący zjazd i wjazd pokazuje średnią... 88,9 km/h. I zapewne w ogóle nie jest on związany z przebiegającą lekko poniżej ulicą, po której pędzą samochody. Gdzie tam... :)


  • DST 52.50km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 237m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

O krrr(o)wa! :)

Wtorek, 8 sierpnia 2017 · dodano: 08.08.2017 | Komentarze 11

Czy będę narzekał na wiatr? Oczywiście! Gnoiło dziś złem ze wschodu, czyli z kierunku, którego w linii prostej nie mam jak pokonać dzięki atrakcji w postaci autostrady A2. Więc kluczę, zmieniam fronty i pokonuję ostre zakręty, co kończy się takim wynikiem jak dziś. I nawet nie było aż tak dużo wmordewindu (zaledwie jakieś 70%), za to boczne kopniaki z prędkością powiewu 30-40 km/h skutecznie zniechęciły mnie do walki. Więc nie walczyłem, tylko zrezygnowany pełzałem.

Wykonałem MAPSK (Lasek Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Koninko - Głuszyna - Daszewice - Rogalinek - Mosina - Luboń - Poznań). Z tym, że nawet nie wiem czy z PiS, czy bez, choć analizując warunki - bardziej pasuje mi tu intuicyjnie pierwsza opcja :) Rozpędzić się nie miałem jak, bo mnie blokowało, więc w Puszczykowie specjalnie zrobiłem wjazd i zjazd na jedną z górek, żeby dojść do tych pięciu dych Vmaxa.

Przy wjeździe na A2 stało dwoje azjatyckich (!) autostopowiczów z napisem "WARZAWA". Powodzenia RZyczEM.

Wpis szybki, bo zaraz lecę do roboty. Dziś wyjątkowo czeka mnie jednodniowa zsyłka do oddziału w Luboniu, bo się tam ludzkość pochorowała i trzeba łatać luki. W sumie nawet przyjąłem tę ofertę przyjaźnie, bo w końcu mam szansę w wakacje, w godzinach pracy, wyjechać na wieś :) W związku z tym specjalnie wykonałem na trasie odpowiednią fotkę, mimo że wiatr mi rower zwiewał podczas jej robienia, krowa jego mać! :)

PS. Dementuję plotki, jakby była to pewna, znana z ław sejmowych, Krystyna! Ta tutaj niewiasta konsumowała kulturalnie! :)


  • DST 54.05km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.03km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zawziuuu...

Poniedziałek, 7 sierpnia 2017 · dodano: 07.08.2017 | Komentarze 11

Zawziąłem się dziś. Gdy w połowie trasy, po intensywnej walce z wmordewindem, zmieniłem kierunek, a ten razem ze mną, zacisnąłem zębiszcze i postanowiłem wygrać z gnojem. Łatwo nie było, bo oznaczało to praktycznie 100% intensywnego pedałowania bez chwili przerwy, do tego zahaczającego o spory kawałek miasta oraz szutrowe momenty przez Dębinkę. Ale finalnie się udało wycisnąć te trzy dychy średniej - pewnie dlatego, że nie wiało aż tak mocno.

Z trasą dziś pokombinowałem - ruszyłem przez Lasek Dębiński, Starołękę, Krzesiny, następnie skręciłem na Tulce, Gowarzewo i Siekierki, w Paczkowie wtoczyłem się na DK92, z której wydostałem się na wysokości Swarzędza, kierując się przez Zalasewo i Garbce znów na Tulce i wracając swoimi śladami. O dziwo na trasie nie wydarzyło się nic niespodziewanego - prócz kilku o-mało-co-czołówek-z-debilami-za-kółkiem oraz hamowań na widok nieodpowiedzialnego zachowania. No ale przecież to wszystko jest immanentną częścią codzienności :)

Na koniec zatrzymałem się na chwilę w Lasku Dębińskim, który po lekkim ucywilizowaniu ścieżek dorobił się już jakiś czas temu swoje KOM-y. Jednak dziś miałem je głęboko w... lesie. Wolałem pooddychać.



  • DST 52.50km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.72km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 177m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślimako Gonlazes

Niedziela, 6 sierpnia 2017 · dodano: 06.08.2017 | Komentarze 14

Zaspałem dziś. Wiem, że w niedzielę wydaje się to lekką abstrakcją, ale niektórzy muszą pracować również w weekendy, żeby spać mógł ktoś. Jedynie ja potrafię połączyć to w jedno :) To znaczy zaspanie nie było jakieś kosmiczne - zaledwie godzinne i spowodowanie moim gapiostwem. Tak sobie bowiem poradziłem w ustawieniem piętnastominutowej drzemki, że ta obudziłaby mnie o zaplanowanej 7:30, tyle że jutro. Brawo ja :)

O dziwo jednak w pracy wylądowałem prawie o godzinie zero, czyli w samo południe. Speedy Gonzales, który się we mnie obudził, umożliwił szybką konsumpcję obowiązkowej kawy, zebranie dupy w troki i wyjazd w podskokach. Ruszyłem na zachód, z Dębca przez Plewiska, Zakrzewo, Sierosław, Więckowice, tam nawrót przez Dopiewo, Palędzie, serwisówki, Komorniki i znów Plewiska do domu, niespecjalnie cisnąc, ale starając się utrzymać jakieś tam półwolne tempo podczas walki z wiatrem, wciąż solidnym, ale już mniej upierdliwym niż wczoraj.

No i pewnie średnia wyszłaby na granicy przyzwoitości, ale zaraz za przejazdem kolejowym w Dopiewie minąłem pełznącego sobie swoim tempem takiego oto jegomościa:

Szkoda mi się go zrobiło, bo jego przyszłość rysowała się raczej dość płasko, biorąc pod uwagę kierunek, w którym podążał oraz prędkości, jakie rodacy rozwijali dziś na trasie, ryzykując życie obiektów ciut większych, na przykład moje. Jako że jechałem dokładne z odwrotnej strony niż zrobione zdjęcie, też pewnie bym nie mógł za wiele zrobić, ale gdy już minąłem ślimaka, w duszy go żegnając, usłyszałem za sobą dźwięk zamykających się rogatek, odebrałem to jako znak "mięczaku, przeżyjesz" i już nie miałem sumienia - zawróciłem te sto czy dwieście metrów i przeniosłem kurdupla wraz z całym dobytkiem na drugą stronę ulicy. Nie podziękował, ale mam nadzieję opowiedział swoją historię ziomalom od skorupy i nauczy ich to większego rozsądku :)

Tym samym ze Speedy Gonzalesa zrobił się Ślimako Gonzales, ale i tak się wyrobiłem. W końcu robota nie zając. Ani nie ślimak :)

Aha, GENIALNA temperatura - dziewiętnaście stopni latem, w to mi graj!


  • DST 52.15km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.71km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 162m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

1,7 z V(i)AT(r)

Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 05.08.2017 | Komentarze 2

Już się przyzwyczaiłem, że jeśli jednego dnia pochwalę wiatr, iż zachowywał się rozsądnie i odpowiedzialnie, to ten - zamiast godnie przyjąć miłe słowa i starać się zasłużyć na kolejne - zamienia się niczym dr Jekyll w pana Hyde'a. Dziś nie było inaczej - jak wgryzł we mnie zęby na starcie, tak nie odpuścił praktycznie do mety, i to z prędkością średniej klasy huraganu. Gdy zdarzały się momenty powiewu w plecy, to jakby ktoś założył niewidoczną blokadę - mogłem się rozkręcić do 40 km/h max, każda próba przyspieszania napotykała na atak niewidocznej siły, która nagle jakby stawiała przede mną wietrzną ścianę. Ale w końcu raz się zaparłem i ciężko dysząc wysapałem na jednym odcinku do lekko ponad pięciu dych.

Trasa na zachód - z Poznania przez Luboń, Wiry, Komorniki, Rosnowo, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, serwisówki oraz Plewiska do domu. Tak mnie wymęczyła dzisiejsza jazda, że musiałem w pewnym momencie zatrzymać się i zawitać w spożywczym, żeby kupić i pochłonąć Snickersa. Jako że zazwyczaj przed wyjazdem nic nie jem, a śniadanie w podwójnej porcji zjadam po powrocie, wmordewind jest mi winny 1,7 PLN. Tylko jak go teraz zmusić do oddania tego astronomicznego długu? W sumie może to jest myśl - poczekać aż komornik wejdzie mu na konto, zapuszkować gnoja i będzie spokój? :)


  • DST 53.20km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 241m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Klu

Piątek, 4 sierpnia 2017 · dodano: 04.08.2017 | Komentarze 7

Najpierw trasa: condomico classico, czyli Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Komorniki - Poznań.

Teraz pogoda: całkiem, całkiem. 24 stopnie są jeszcze do wytrzymania, słońce nie masakrowało, a jedynie wymieniało się dość solidarnie z chmurami w temacie panowania nad światem.

No i w końcu klu programu: wiatr. Przez 30 kilometrów utrudniał życie, ale przez ostatnich 20 nie przeszkadzał, a kilka razy nawet pomógł. Zdębiałem - przecież zgodnie z zasadami powinien być wmordewind przez co najmniej 99% drogi!

W związku z szokiem, który przeżyłem, na tym kończę dzisiejszy wpis :)


  • DST 53.10km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.45km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 232m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

MAPSK

Czwartek, 3 sierpnia 2017 · dodano: 03.08.2017 | Komentarze 7

Czary, które magicznie przyklejają mnie rano do łóżka, działały dziś wybitnie mocno. Miałem wrażenie, że całe moce przeniosły się z Hogwartu na Dębiec. W sumie... klimat podobny, choć może bardziej do Morii... :)

Udało się jednak jakoś zwlec i ruszyć przed siebie, ale mój poziom witalności był na poziomie średniej klasy emerytki po całonocnym dzierganiu moherowych czapeczek dla wojowniczek Rydzyjka. Wykręciłem kółeczko przez Lasek Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Koninko, poznańską Głuszynę, Czapury, Wiórek, Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo, Luboń i do domu. Pod nim się obudziłem i stwierdziłem, że jestem na miejscu :) Niestety opcji dalszego snu już nie było - praca wzywała. 

Wiało jak zwykle upierdliwie i tylko na ostatnim kawałku, między Mosiną a Luboniem, w plecy. Ale przecież to już norma. Za to w końcu, po miesiącach próbowania, zawracania i kombinowania, powstał prawie idealny, finalny kształt trasy omijającej większość DDR-ek na południe i wschód ode mnie. Oto on:

...czyli po prostu MuminkoAlfoPistoletowoSmokowoKoń - w skrócie MAPSK. Bo już więcej skojarzeń nie odnaleziono:)


  • DST 52.25km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 52.10km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 171m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

High level...

Środa, 2 sierpnia 2017 · dodano: 02.08.2017 | Komentarze 13

Ale fajnie w nocy grzmiało, wiało, gradowało i inne -ało. Niestety wskutek tego ucierpiała spora część Wielkopolski, w tym sam Poznań (zmasakrowany ryneczek na Placu Wielkopolskim). Jednak rano (wyjazd po ósmej) dało się znów oddychać, a i temperatura wskazywała w miarę przyzwoitą wartość. Pozostał tylko mocny zachodni wiatr, który skutecznie wyleczył mnie z walki o dobrą średnią.

Wykonałem trasę z Poznania przez Plewiska, Komorniki, serwisówki, Palędzie, Dopiewo, Więckowice, Sierosław, Zakrzewo, Plewiska i do domu. Tempem niewymuszonym, po prostu noga za nogą. Nie brakowało atrakcji, wyjątkowo nie puszkowych, ale tych spod znaku H2O:

Niby od dwóch lat Polska przestała być w ruinie, a i tak wszystko płynie :)

Już poza dzisiejszym wyjazdem - od dawna ostrzegam przed polskimi DDR-kami. I co jakiś czas słyszę o tak tragicznych w skutkach informacjach jak ta: śmierć rowerzysty po uderzeniu w słupek. Ja akurat unikam tej okolicy, bo jest tam rowerowy trzeci świat (jak zresztą na większości zadupia o nazwie Rataje), ale miejsce kojarzę. Proszę bardzo, dzięki uprzejmości pana GógloMapa:

Jakim trzeba być imbecylem, żeby wymyślić, a potem przyklepać montaż tych betonowych słupków (lewa strona screena) tam, gdzie jest wydeptany skrót na osiedle? Moja (dość spora) znajomość poziomów imbecylstwa chyba awansowała na kolejny level... :/