Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197540.60 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:1650.37 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:44
Średnia prędkość:29.09 km/h
Maksymalna prędkość:61.00 km/h
Suma podjazdów:4138 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:56.91 km i 1h 57m
Więcej statystyk
  • DST 53.20km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 74m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Masakra za pięć groszy

Środa, 20 kwietnia 2016 · dodano: 20.04.2016 | Komentarze 11

Najpierw o masakrze. Kasą zajmiemy się później :)

Przede wszystkim wiatr. Wczoraj narzekałem, że masakrował? No to cofam. Wczoraj to był delikatny zefirek. Dziś za to zabijał, miażdżył, gnoił. Wyrywał kaski z zapięć. Rozwiązywał sznurówki w butach. Zmazywał napisy z bluzy. I takie tam. Do tego kierunek, z jakiego raczył dmuchać był tak nieokreślony, że czułem się poniewierany jak nowy uczeń w klasie. Dodam, że rudy.

Jakoś udało mi się dotrzeć, człapiąc noga za nogą, przez Plewiska, Skórzewo oraz Zakrzewo do Lusowa, gdzie czekała mnie niespodzianka. Ktoś bowiem po wielu latach postanowił trochę ucywilizować tamtejszą drogę pieszo-rowerową, co oznacza, że wciąż jest to kawał szajsowatego chodnika pomalowanego na dwa różne kolory, ale nie ma już grożących życiu barierek z każdej możliwej strony - zostało tylko po samotnym pasie na środku. Choć jedna rzecz do czepiania się mniej :)

Moim celem było dotarcie do Tarnowa Podgórnego, co na finiszu oznaczało pokonanie jeszcze jednego rzeźniczego kawałka, przy którym najgorsza DDR-ka wydaje się jak garniec miodu dla Kubusia Puchatka. Oto najlepszy element tego dwukilometrowego piekła, robionego pewnie jeszcze za młodu na praktykach szkolnych przez małego Adolfika.

Jeszcze zanim wjechałem na to coś zrobiłem sobie pamiątkowe selfie, na wypadek gdybym nie wyszedł żywy z tego, co przede mną :)

Udało się jednak. Koszmar się zakończył, ja zgrabnie zawinąłem się na tarnowskim wiadukcie i przez kilka kilosów miałem wiatr w plecy! Naprawdę! Oj, przydało się, bo pierwsza połowa wyszła tak żałośnie, że ogarnął mnie drobny rumieniec wstydu. Bez większych, a nawet mniejszych przygód dotarłem do granic Poznania (co zawsze wywołuje u mnie filozoficzne skojarzenia) i wzdłuż Bułgarskiej kręciłem ku domowi, zatrzymując się jak zwykle na światłach. Nudząc się cyknąłem zdjęcie jednego z moich ulubionych budynków w mieście...

...oraz znalazłem kasę! I to nie byle jaką! Wprost nie wierzyłem w swoje szczęście. Nikt mi już nie zaimponuje wygraniem talonów, kół do szosy czy innych banałów. Aktualnie mam dylemat - czy kupić jakiś wypasiony karbonik czy może zacząć w końcu remont kuchni, a z tego co zostanie pozwolić sobie na coś skromniejszego z aluminium. Na razie rozważam, ale wcześniej czeka mnie wizyta w banku, gdyż takiej kasiory nie zamierzam trzymać w domu :) 

Na finiszu, na górczyńskim wiadukcie zatrzymało mnie takie oto coś poniżej. Barwy na tym kawałku latającego pro-obrusa wydawały mi się dość znajome i się nie myliłem, bo gdy wiatr się na chwilę uspokoił to zaczął prześwitywać herb Lecha. Pozostaje pogratulować kibolskich umiejętności montażowych oraz myślenia o innych. Chętnie bym się odniósł do treści, ale nie jestem w stanie, gdyż wyczytać się z tego nic nie dało, ale istnieje podejrzenie graniczące z pewnością, że gdzieś małą czcionką zawarto główną życiową myśl fanów tej drużyny, iż Legia, Legia kur...czak :)


  • DST 54.14km
  • Czas 01:52
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 67m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

O deszczu, co to go nie było

Wtorek, 19 kwietnia 2016 · dodano: 19.04.2016 | Komentarze 10

Wczoraj miałem pewne obawy czy uda m się dziś cokolwiek pokręcić, bo bębniono w internetach o nadchodzących deszczach. Uspokajało mnie jednak to, że przewidziano je również na portalu epoznan.pl, co dawało jakieś szanse na to, że ich nie będzie. I rzeczywiście - rano przywitało mnie niebem zachmurzonym, ale pozbawionym opadów. Hura.

Niestety w pakiecie był też wiatr. Wiatr? Sorry. Huragan, który urywał mi na trasie wszystko. A najbardziej zapał do pokonywania kolejnych kilometrów. I tak przez 2/3 trasy, dokładnie takiej jak wczoraj, tyle że w odwrotnym kierunku i z małymi korektami (Poznań - Luboń - Wiry - Szreniawa - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Gołuski serwisówką - Plewiska - Poznań), starałem się nabrać jak najbardziej aerodynamicznej pozycji, ale szuranie kaskiem po asfalcie niespecjalnie wpływało na widoczność :) Przyznać jednak trzeba, że jakieś 8 kilometrów z tych 54 wiatr nie przeszkadzał. Bo o jego pomocy nie zamierzam napisać, coby się nie ośmieszyć historią rodem z powieści science-fiction.

Gdy w Komornikach zaświeciło się na dwa dwa samochody przede mną czerwone światło, a z doświadczenia wiem, że oznacza to dobre kilka minut leżakowania, chciałem być mądrzejszy niż ustawa przewiduje i postanowiłem skorzystać z kawałka chodnika oraz przejścia dla pieszych. W sumie nawet dwóch. Efekt był taki, że zanim udało mi się przejecha... przejść na drugą stronę to dawno już zrobiły to samochody, które wcześniej stały za mną. Brawo ja. Za to odbyłem ożywioną i konstruktywną dyskusję z towarzyszącą mi na światłach autochtonką na temat irracjonalności tego, co dzieje się w tych okolicach (odwieczne korki) i jako wybitni eksperci od budowlanki roztoczyliśmy szeroko zakrojony plan rozwoju cywilizacyjnego. Niestety całość rozmyła się w teorii, bo na 5 sekund włączyło się zielone i można było ruszać :)

Z innych wydarzeń: w Dąbrówce jakiś nowo-wiejski, czyli zapewne mieszkaniec świeżutkiego osiedla w tej miejscowości, tak się spieszył z wyjazdem z jednej z bocznych uliczek, że ów manewr zaczął jeszcze gdy moje przednie koło było na równi z maską jego puszki. Byłem co prawda lekko głodny, bo śniadania nie jadłem. ale preferuję raczej coś bardziej namacalnego niż porcję adrenaliny. Zrewanżowałem się solidną dawką łaciny.


  • DST 53.30km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.34km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 179m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Randka ze skrytobójcą

Poniedziałek, 18 kwietnia 2016 · dodano: 18.04.2016 | Komentarze 7

Po weekendzie (o dziwo wolnym) przyszedł czas na powrót do brutalnej rzeczywistości, czyli roboto witaj. A skro witaj to trzeba było być za pan brat również z wczesnym wstawaniem, co jest zadaniem wybitnie trudnym, ale wykonalnym. Choć siły drzemiące w budzikowej funkcji "drzemka" są przeogromne :)

I tak o 8:45 wystartowałem i.... stanąłem. Pokonanie pierwszego kilometra zajęło mi bowiem coś około wieczności. Jeśli trochę przesadziłem to przepraszam, ale takie odniosłem wrażenie poruszając się szosą z prędkością o wartościach ujemnych. Wahadło, objazd, przejazdy kolejowe, autobusy wyjeżdżające z zatoczki, śmieciarka oraz ludzie kursujący z misją samobójczą z jednej na drugą stronę, oczywiście nie zwracający uwagi na to czy akurat trafili na pasy (czy nie trafili, bo ta opcja zdecydowanie była bardziej popularna). Po wydostaniu się z piekła z moich ust wyrwało się jedno wielkie "uffffff...." i pozostało mi nadrabiać stracony czas.

Nadrobiłem niewiele, głównie za sprawą wiatru, co to niby go nie było, a przynajmniej nie widziało się go zerkając na liście (tak, pojawiły już się takowe gdzieniegdzie), ale z zapałem skrytobójcy wbijał zimne ostrza w poszczególne fragmenty próbującego się rozwinąć kolarza. Skończyło się "tak se", ale co tam. Trasa: Dębiec - Plewiska - Gowarzewo (serwisówką) - Dąbrówka - Dopiewo - Trzcielin - Konarzewo - Komorniki - Wiry - Luboń - Poznań. Dość zimno.


  • DST 52.50km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 71m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Patent na spokój + filmik z dwusetki

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · dodano: 17.04.2016 | Komentarze 15

Mimo że od rana padało to do tematu i możliwości pedałowania podszedłem dziś wyjątkowo spokojnie. Bowiem lata doświadczeń oraz analizowania prognoz powiedziały mi to, czego nie objawi najbardziej światły Pan lub Pani Pogodynek lub Pogodynka. Cała tajemnica zawarta jest na jednej jedynej stronie.... Nazywa się ona "epoznan.pl", zakładka "pogoda". Jeśli coś na niej jest zawarte to trzeba odwrócić to dokładnie o 180 stopni i wszystko będzie wiadomo. Dziś przykładowo gdy za oknem lało to na ikonce było przepiękne słoneczko, a deszcz miał pojawić się po godzinie dwunastej. A ja zacząłem szykować crossa w samo południe i w tym momencie woda z nieba pozostawała już tylko na poziomie asfaltu. Jakie to proste :)

Początkowo jeszcze po kałużach, potem już po wysuszonych drogach wykonałem kółeczko od Dębca przez Plewiska, powrót na chwilę do Poznania, potem Skórzewo, Wysogotowo, Sierosław, Więckowice, Dopiewo, Gołuski, Plewiska i Poznań. Centrum omijałem szerokim łukiem, bo po ostatnich blokadach "chrzestnych" dziś nastąpiła półmaratońska. Tę przynajmniej jestem w stanie zrozumieć :) Na wysokości wyjazdu z Wysogotowa drogą krajową nr 307 po raz pierwszy w życiu przejechałem się ścieżką, położoną na boku bocznego odjazdu od bocznej drogi. Wcześniej na to nie wpadłem, ale dziś doznałem iluminacji dzięki jadącemu za mną radiowozowi :) Wiaterek - upierdliwy.

Udało mi się w końcu ogarnąć nagranie z wyjazdu do Torunia z Dariuszem. Siedziałem do późna i po fakcie znalazłem literówkę (grr, jak ja tego nie lubię), ale nie chce mi się raz jeszcze całości przerabiać. I tak zrobienie skrótu z takiego dystansu zajęło mi sporo czasu. Pozdrawiam :)



  • DST 52.60km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.50km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Agro-turystycznie

Sobota, 16 kwietnia 2016 · dodano: 16.04.2016 | Komentarze 9

Dziś cele były dwa.

1. Zdążyć przed deszczem. Udało się, bo - zgodnie z wieloletnią tradycją - umiejętność przewidywania pogody z dokładnością do 5-6 godzin przekracza możliwości polskich meteorologów. Tym razem - na szczęście :)

2. Drugi cel to znaleźć na szybko jakąś niedrogą agroturystykę na weekend majowy, gdyż mojej rodzinie zmieniły się plany na ten okres i być może pojawią się w WLKP. Z założenia ma być cicho, niedrogo i niekoniecznie blisko cywilizacji (ale bez przesady), więc postanowiłem nawiedzić miejsce, które zainteresowało mnie swoim szyldem jakiś czas temu. Czyli gospodarstwo na zadupiu, w Radzewicach, leżących 3 kilometry od Rogalina i jakieś 10 od Kórnika. Inspekcja poszła sprawnie i nawet zabawnie, dokumentacja zdjęciowa powędrowała łączem tam, gdzie miała, zobaczymy co z tego będzie. Czas nauczyć rodzicieli, że moja migracja z gór na płaszczyzny ma i swoje urokliwe elementy :)

Tempo miałem dziś gdzieś. Licznik o dziwo zadziałał, ale na wszelki wypadek i tak nabyłem wczoraj w Lidlu rezerwowy, który jest tak samo pro jak emeryt na kozie wyposażonej w koszyczek. Idealnie komponuje się z led-em w kolorze rose :)

Przed deszczem nawiedziliśmy jeszcze z Żoną spacerem - po raz pierwszy wiosną - Lasek Dębiński. Stęskniłem się.



  • DST 53.40km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 152m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Circus licznikus

Piątek, 15 kwietnia 2016 · dodano: 15.04.2016 | Komentarze 15

W związku z tym, że do Poznania zawitał, do tej pory stacjonarnie obradujący na Wiejskiej, a od dziś również objazdowy, cyrk pełen osłów, którzy razem z dżentelmenami na co dzień latającymi do pracy w sukienkach zbierają się kolektywnie żeby uczcić pewną zabawną datę, miasto zostało zablokowane. Na szczęście wiatr okazał się łaskawy i mogłem wybrać kierunek wręcz odwrotny, czyli na południe.

Praktycznie bez żadnych przeszkód (prócz koniecznego kursu koszmarną DDR-ką w Mosinie. bo znów zaczęto remontować przejazd kolejowy) pokręciłem w tę i z powrotem do Żabna, gdzie zakręciłem na tamtejszym wzniesieniu i wróciłem swoimi śladami.
Jechałem jednak inaczej niż zazwyczaj, gdyż na samym początku zabrakło mi elementu, bez którego jak sądziłem do tej pory nie da się używać roweru. Czyli licznika, który oszalał: najpierw zaczął pokazywać prędkość jazdy w przedziale pomiędzy 200 a 700 km/h - na co jeszcze ewentualnie przymknąłbym oko :) - ale po chwili zgasł całkowicie i nie dało się go reanimować. Jednak się da, ale dane musiałem wziąć z Endo oraz Stravy, korygując standardową różnicę.

Prędkościomierza szkoda, bo miałem go prawie trzy lata i sprawdzał się bez zarzutu. Spróbuję jeszcze go reanimować, ale szanse małe. A sama sytuacja - biorąc pod uwagę tak silną obecność moich ulubionych czarnych sił w tych okolicach - czy na pewno jest przypadkiem? NIE SĄDZĘ! :)



  • DST 31.52km
  • Czas 01:09
  • VAVG 27.41km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 45m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut cud

Czwartek, 14 kwietnia 2016 · dodano: 14.04.2016 | Komentarze 3

Dziś po raz kolejny deszcz chciał mnie wykiwać. Nie ze mną te numery, Brunner! Do tematu bowiem podszedłem taktycznie i widząc krople za oknem uśpiłem uwagę gnoja. Dosłownie zresztą, bo przymknąłem oczy na jakąś godzinę, po czym wykorzystując chwilę zmęczenia wyżej wymienionego po szybkiej kawce znalazłem moment, gdy już nie padało i jeszcze nie padało. Czasu było niewiele, bo z rzeczy zupełnie niepotrzebnych w życiu czekała mnie jeszcze praca. Wybór roweru: oczywiście cross i glut w planach.

Trasa to niemal kopia niedzielnego glutowania - niełatwe wydostanie się z Dębca (bo znów na trzy tygodnie mam pod domem wahadło), Górczyn, Bułgarską koło Lecha, wyjazd na Bukowską koło Ławicy, w Wysogotowie zakręt na Skórzewo oraz powrót przez Plewiska. Ubabrany w błocie, mokry, z piaskiem w zębach - lubię wiosnę :) 

W związku z wybraniem bardziej odpornego na polskie realia roweru stała się rzecz rzadko spotykana, bo sumiennie zaliczyłem wszystkie DDR-ki. Było to widocznie szokiem dla ludzkości, gdyż nawet gdy ktoś zajechał mi nieopatrznie pas lub przejazd to grzecznie się cofał i przepuszczał, dostając ode mnie podziękowania. Dzień  cudów normalnie.


  • DST 54.20km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 128m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ofiarnie

Środa, 13 kwietnia 2016 · dodano: 13.04.2016 | Komentarze 8

Wczoraj w końcu po dłuuuugim czasie nastąpił odpoczynek od roweru (jak już żadne siły nie dawały rady to napuszczono na mnie jedną z plag antyrowerowych, czyli deszcz). Krótko tylko (33 km, średnia 32,8) pochomikowałem, a resztę dnia spędziłem w pracy. W sumie opady się przydadzą, bo może zrobi się w końcu zielono, więc tę ofiarę składam w tej intencji :)

Dziś rano (wyjazd 8:20) było już ładnie, a nawet delikatnie "pachło" wiosną. Nawet wiatr specjalnie nie męczył choć oczywiście co do kierunku trwał odwieczny spór między prognozami a rzeczywistością. Ta druga miała przewagę, co oznaczało, że tam gdzie miało pomagać przeszkadzało, a gdzie miało przeszkadzać... przeszkadzało :)

Trasa: "kondomik" od teoretycznie mniej zakorkowanej strony: Komorniki, Stęszew, Dymaczewo, Mosina, Puszczykowo, Luboń. Bez historii i histerii, bo wyjątkowo nikt nie raczył dziś chcieć mnie zlikwidować jakimś klasycznie polskim manewrem z użyciem samochodu. No i fajnie.


  • DST 52.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koko, koko, karotka spoko

Poniedziałek, 11 kwietnia 2016 · dodano: 11.04.2016 | Komentarze 7

Wstępnie planowane było na dziś niedługie kręcenie w dwuosobowym peletonie, ale Dariusz długo przegrywał z budzikiem, a jak już doprowadził do remisu i odebrał telefon to trzeba było owe plany przełożyć na przyszłość, bo było według mojej strefy czasowej za późno. Mimo wolnego dnia miałem dziś bowiem niewiele czasu, gdyż czekała mnie jeszcze wizyta u rzecznika praw konsumenta i kilka mniej ważnych rzeczy na mieście do załatwienia. Szkoda, ale pewnie co się odwlecze to się wyjeździ :)

Około 10:30 obrałem kurs na wymyśloną na szybko opcję rezerwową, czyli pod północno-wschodni wiatr: przez centrum, Maltę, Antoninek, Swarzędz, Paczkowo, gdzie skręciłem na Siekierki, Gowarzewo, Tulce, Krzesiny, a wyjechałem na Starołęckiej. Kształt trasy jest wybitnie polski i uskuteczniany przeze mnie wielokrotnie, ale wklejam mapkę jeszcze raz, może zapunktuję w końcu u jakiegoś polityka z opcji nam miłościwie panującej, tak na wszelki wypadek, jakby już po mnie jechali za poprzednie wpisy. Przed sądem będzie na moją korzyść :)

W Swarzędzu - pochwalę, bo mi się rzadko zdarza - dostałem podziękowania światłami od kierowcy autobusu za zwolnienie i pozwolenie na płynne wyjechanie z zatoczki. Co zawodowiec to zawodowiec. A pod koniec trasy w końcu rozejrzałem się na boki i przyuważyłem dość oryginalną, choć mało przyszłościową nazwę ogródków działkowych. Trzeba jednak przyznać, że prezentują się one godniej niż polska reprezentacja podczas wspomnianej imprezy :)




  • DST 31.75km
  • Czas 01:10
  • VAVG 27.21km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 43m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut niemal nieistniejący

Niedziela, 10 kwietnia 2016 · dodano: 10.04.2016 | Komentarze 4

Zimno, wietrznie, deszczowo. Wiosna przyszła! Cud, że w ogóle dziś cokolwiek pokręciłem, bo do godziny dziesiątej nic na to nie wskazywało - za oknem mokro i nieprzyjaźnie. W końcu jednak na chwilę odpuściło, ja chcąc wykorzystać okazję na choć symbolicznego gluta postanowiłem użyć jedną z zaległych nadgodzin i poinformowałem, że wjadę dziś do swojego kołchozu (bo mam dzień roboczy, w końcu jest niedziela) ciut później.

Wiało z północy, co oznaczało, że całą trasę przejadę miastem. Jupi. Na szczęście cross, którego odkopałem ma to do siebie, że wszelkiej maści DDR-ki są na nim jedynie wnerwiające, a nie w.... noo, nie jeszcze bardziej wnerwiające :) Po wyjechaniu z Dębca skierowałem się na Górczyn, stamtąd Bułgarską dotarłem do Bukowskiej, Ławicy, a zakręciłem do domu w Wysogotowie, zaliczając jeszcze Skórzewo oraz Plewiska. Nawet się specjalnie nie uwaliłem, bo zaczynało wysychać, do momentu, gdy wrócił - słaby bo słaby, ale jednak - deszczyk. Grunt, że glut zrobiony, w domu szybkie ogarnięcie i azymut na spędzenie kilku upojnych godzin ze zdaniem-klucz: "bo ja mam taki problem". Póki co inny temat, który dawałby mi kasę, nie wystąpił. Jupi cz.2.