Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198536.50 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:1567.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:02
Średnia prędkość:30.12 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:6151 m
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:55.98 km i 1h 51m
Więcej statystyk
  • DST 53.10km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.34km/h
  • VMAX 50.30km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 193m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Linia Maginota

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 09.08.2014 | Komentarze 2

Antyrowerowa Linia Maginota, która pierwotnie i permanentnie kumulowała się w większości na północ od mojego mieszkania zaczęła obejmować już południowe tereny, także poza miastem. Aktualnie w którymkolwiek kierunku bym się nie ruszył czeka mnie COŚ. I tak: styk Luboń-Wiry - droga zamknięta; Łęczyca - opisywany kilka dni temu remont DDR-a, a obok zakaz jazdy rowerem; Starołęka-Głuszyna - kilkukilometrowa tarka, która tylko się co pare dni powiększa o kolejny kawałek zamiast zanikać... Dziś trafiłem na ostatnią do tej pory przejezdną przestrzeń, która przestała nią być, a co za tym idzie wyjazd gdziekolwiek na południowy wschód czy zachód bez przepychania się przez piasek, błoto i kawałki wylewanego asfaltu lub bez stania w mijankach spowodowanych ruchem wahadłowym jest po prostu niemożliwe. Trasa ze Starołęki przez Wiórek do Rogalinka jest i będzie aktualnie zamknięta, z powodu remontu mostu w Czapurach. Mostu, z którego istnienia do tej pory nawet sobie nie zdawałem, taki był mikroskopijny. Od dziś już sobie zdaję sprawę, bo pokonałem go chodnikiem po piasku z prędkością ujemną. Over, koniec. Aktualnie nie mam pytań - mieszkam w twierdzy.

Pojechałem do Mieczewa i wróciłem już inną trasą, przez Mosinę. Mniej inwazyjnie dla kół, bo omijałem tylko ścieżkę w Łęczycy. Średnia - masakra, wiatr, wcale nie słaby, co chwilę dawał mi w kość. Dojechałem, bo dojechałem. I tyle.


  • DST 53.10km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.93km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 74m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

No ups

Piątek, 8 sierpnia 2014 · dodano: 08.08.2014 | Komentarze 2

Wczoraj wieczorem sprawdzałem prognozy i wg nich miało dziś wiać z południowego wschodu. Dziś rano okazało się, że jednak z zachodu i to z północną okrasą. Ups. Tyle w temacie wiarygodności portali - wydaje mi się, że jak w latach dziewięćdziesiątych zamieszczano w gazetach prognozy to były one o wiele bardziej precyzyjne niż te wspomagane współczesną techniką.

Ale zmiana mnie nie zmartwiła - dawno nie kręciłem na zachód, więc dziarsko wyruszyłem przez Skórzewo do Dąbrowy, potem do Drwęsy i do granic Niepruszewa, gdzie na zakolu jeziora zawróciłem swoimi śladami. Jechało się o tyle sympatycznie, że nie ma już tego koszmarnego skwaru, da się oddychać - za to wiatr się wzmaga. Pisać za bardzo nie ma o czym, może oprócz tego, że chyba za bardzo przechwaliłem Stravę, bo dziś już taka precyzyjna nie była, choć i tak o niebo od Endo lepsza.

Smaczek, a właściwie trzy smaczki zdarzyły się tylko na końcu, na odcinku pięciuset metrów na wysokości giełdy na Górczynie, oczywiście na DDR-ku (no bo gdzie??). Licząc od końca: koleś otwierający drzwi po stronie kierowcy sekundę po zatrzymaniu bez patrzenia w lusterko, kretyn cofający na wstecznym wyjeżdżający z posesji - dla odmiany bez patrzenia w lusterko i niemal mnie tyłkiem taranujący - oraz polski klasyk. Jaki? O taki:

Dosłownie: UPS. Nie muszę dodawać, że kierowcy, któremu można by było co nieco wytłumaczyć w środku nie było...



  • DST 53.25km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.72km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 107m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stravianie

Czwartek, 7 sierpnia 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 0

Wczoraj z ciekawości ściągnąłem sobie nieużywaną jeszcze do tej pory Stravę, po pierwsze chciałem przetestować coś nowego, a po drugie katowane przez kilka lat Endomondo zaczęło już kompletnie wariować. Normą było to, że ucinało co najmniej kilometr na pięćdziesiąt, co strasznie zaniżało prędkość, a ostatnio bywało, że nagle GPS zaczynał szukać sygnału i tak przez 5 czy 6 kilometrów - czas leciał, a dystans stał w miejscu. Stało się to strasznie irytujące, co prawda plusem była możliwość edytowania wyników zgodnie z licznikiem, no ale ile można tak się bawić?

No więc Strava. Obsługa nieskomplikowana, menu proste, tylko funkcji w wersji podstawowej wydaje się mało. Postanowiłem zadziałać dzisiaj na dwa baty. I jest mega dobrze. Endomondo klasycznie zjadło mi dziś 3 kilosy, Strava pokazała wynik nawet lepszy niż licznik. Dziwnie się czułem nieokradany z dystansu :)

Dzisiejsza trasa Poznań - Sulejewo - Poznań tak oto wygląda po "stravieniu" (wersja pełna ze średnią widoczna jest chyba dopiero po zalogowaniu): http://www.strava.com/activities/176695586. A na dole jak zwykle wersja z Endo. 3 kilometry w plecy. Oj, karne cośtam leci :)



  • DST 120.15km
  • Czas 03:57
  • VAVG 30.42km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 348m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Seta, obornicki syf oraz wiatr. Czyli pozytywnie :)

Środa, 6 sierpnia 2014 · dodano: 06.08.2014 | Komentarze 4

Od dawna - niczym stary alkoholik - miałem ochotę na jakąś setę. Ale wciąż praca, jak nie praca to wyjazdy i nie było jak. Dziś w końcu po wczorajszej pauzie spowodowanej deszczem udało się zrobić konkretniejszy dystans. Oj, brakowało mi tego.

Wszystkie prognozy mówiły, że wiatr będzie północno-zachodni. No dobra, skoro tak to przemęczę się kawałek i powrót będę miał z przyjemnym podmuchem w plecki - jak zwykle sam sobie stworzyłem w głowie nierealną bajkę. O czym później. Plan był taki, że jadę do Obornik, tam pomyślę gdzie skręcić, a potem się zobaczy. Postanowiłem nie marudzić podczas jazdy przez miasto, zacisnąłem zęby i jakimś cudem do momentu zjazdu z Obornickiej (jak zwykle dzięki koleinom osobiście uznaję to za etap górski) udało mi się dobrnąć ze średnią lekko ponad 28 km/h, czyli jak na Poznań przyzwoicie.

Przede mną rozwinęła się prosta na Oborniki, a na niej obowiązkowo.. no co? Remont. Postałem sobie w ruchu wahadłowym i ruszyłem dalej, by w końcu znaleźć się w tym jednym z najbardziej znienawidzonych przeze mnie pod względem rowerowym miejsc w Wielkopolsce. Oborniki Wielkopolskie to miasteczko, które ma chyba jakieś wielkie europejskie aspiracje, ale jak to w życiu bywa gdy się za bardzo chce to wychodzi odwrotnie. Wystarczy tam spróbować wjechać od strony Bogdanowa, żeby po pierwsze kompletnie zgłupieć, a po drugie puknąć się w głowę i z rezygnacją machnąć łapami. Nie wiem, może ja się za mało znam na przepisach drogowych, ale jeśli jest coś na kształt ścieżki, na której jest niebieski znak drogi pieszej, poniżej napis "nie dotyczy rowerów", a na asfalcie zakaz jazdy rowerem to niech ktoś mi mądry powie czym mam jechać? Na logikę wychodzi, że chyba muszę po obowiązkowej kostce, ale jeśli ona nagle zakręca, kończy się przejazdem na drugą stronę szosy i niknie w jakichś krzakach, a tam gdzie chcę jechać (czyli - o dziwo - prosto przed siebie) zostaje tylko antyrowerowy zakaz to nie wiem, mam przelecieć sobie na skrzydłach na tym kawałku urzędniczego debilizmu czy co? A, bym był zapomniał - zaraz przed przejazdem nad Wartą następuje ścieżkowo-kostkowa rezurekcja, tylko że potem przechodzi na samym moście w coś, czym nawet ciężko się idzie, nie mówiąc o jeździe szosą. Po prostu masakra. Wylądowałem na jakimś chodniku, przede mną wieniec czterech przejazdów po pasach, stwierdziłem, że jak pojadę prosto to z tego co kojarzyłem wykwitnie mi jeszcze więcej kostki, więc pojadę w lewo. Dopytałem przypadkową starszą panią gdzie dojadę, powiedziała, że na Czarnków, dodając z dumą w głosie: "a tam to pan już będzie miał ścieżkę rowerową". No tylko tego mi brakowało - po tych słowach miałem chęć nawrotu i desperackiej ucieczki gdziekolwiek poza tę dziurę :) Ruszyłem jednak dalej i po zupełnym zignorowaniu ścieżki - bo oczywiście była - wyskoczyłem poza Oborniki.

Wjechałem w las i w końcu było mi dobrze. Dość dobry asfalt, mało samochodów - tego właśnie szukałem.

No ale do czasu. Remont. Sterowanie ręczne ruchem. Zaprawdę, ile można? O tyle dobrze, że poczekałem sobie w cieniu, podziwianie wozów remontowych na długości ponad kilometra też było ok, bo widok przedstawiał się imponujący. Gorzej, że gdy już znalazłem się poza zasięgiem remontu to na oponach został mi po raz kolejny osad od smoły i nawet kilka razy się zatrzymałem zastanawiając skąd ten dziwny dźwięk podczas jazdy, bojąc się jakiejś nieprzyjemnej niespodzianki na trasie. W końcu jednak większość się starła, ja w międzyczasie załączyłem ostrą muzę na empetrójce i raczej bezstresowo jechałem dalej - pod wiatr, który się stopniowo wzmagał.

I tak dojechałem do wsi Ludomy, która to powitała mnie... skarbonką. Bo ja inaczej nazwać sprytne rejestrujące urządzonko podłączone do świateł, które co kilkadziesiąt sekund zmieniają się na czerwone, mimo że droga jest kompletnie pusta, podobnie jak pasy dla pieszych (których nawet nie ma), a sam moment zmiany jest tak szybki, że nawet ja jadąc rowerem ledwo zdążyłem się zatrzymać? Jestem ciekawy ile daje taka maszyneria zysków z mandatów sołtysowi, ale sądzę, że za kilka lat będzie to najbogatsza wiocha w Polsce. Zrobiłem zdjęcie tego czegoś w akcji, już wracając.

A właśnie, co do powrotu. Nastąpił on kawałek dalej, dojechałem do miejscowości Gorzewo i zawróciłem, bo 50 km zostało przekroczone i tęskniłem już za tym wymarzonym wiaterkiem w plecy. Tylko, że... go nie było. Wiało mi z boku. No dobra, pewnie chwilowo - pocieszałem się. Gdzie tam. Non stop upierdliwy, boczny nawiew. Znów odczekałem swoje przy remoncie, znów koła mi się zasmoliły, znów nie widziałem ścieżek, znów po jakimś czasie byłem w Obornikach, gdzie się lekko pogubiłem dzięki specyficznemu oznakowaniu kierunków i musiałem wbrew sobie kawałek jechać po chodniku - alternatywą była droga pod prąd. Zatrzymałem się na tych samych światłach co poprzednio, wziąłem głęboki oddech na myśli o kontynuowaniu dalszej podróży przez Oborniki, gdy nagle zobaczyłem napis kierujący na Murowaną Goślinę. Poczułem się jak w "Seksmisji" na widok bociana - jest ratunek, mam alternatywę!

Cieszyłem się póki nie trafiłem na prostą poza Obornikami. Nie wiem jak to możliwe, ale tym razem wiatr znów miałem centralnie w pysk. I tak do końca. Zatrzymałem się na chwilę w Łukowie, bo jako agnostyk-miłośnik drewnianych kościołów nie mogłem ominąć kolejnego do kolekcji. Fotka wyszła tak sobie, bo było mało miejsca i słońce ostro dawało, ale za to udało mi się zrobić zdjęcie w środku, choć przez szybkę, więc jest mało wyraźne.


Dojechałem do obwodnicy Murowanej, na której nie wiem czemu byłem po raz pierwszy w życiu i muszę przyznać, że tamtejsza hopka jest rewelacyjna: długi jak na warunki WLKP zjazd i od razu wjazd - uwielbiam to. Szkoda tylko, że pod wiatr. Nie będę komentował samego powrotu, bo musiało by się tu znaleźć dużo baaaardzo brzydkich słów. Z mojej bajki o przewidywalnych warunkach wyszło to, co zwykle. Wróciłem strasznie wymęczony, nie przymierzając jak poseł Grodzki - czy tam Grodzka - po nocnych naradach z posłem Biedroniem.

Dystansu wyszło dokładnie 119 kilometrów. Ostatni kilometr zrobiłem więc dokoła osiedla, bo by głupio bez tego wyglądało :) Średnia - średnia. Miało być lepiej, ale reklamacje proszę składać na wredna łapska Pana Wiatra.



  • DST 52.35km
  • Czas 01:40
  • VAVG 31.41km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 79m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kondopowrót

Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 2

Ale się stęskniłem za tą trasą! Nie pamiętam kiedy ostatnio objeżdżałem "kondomik", pewnie coś koło miesiąca temu. Dlatego dzisiejszy trening smakował wybitnie, mimo że sytuacja na szlaku się trochę skomplikowała przez naszych kochanych drogowców. Najpierw chcąc uniknąć remontów w Łęczycy pojechałem przez centrum Lubonia, gdzie na drodze do Wirów czekał na mnie... zryty asfalt na całej długości. Jakoś się przebiłem, by w Krosinku obowiązkowo odczekać na kolejnych ustawionych na niekończący się czas remontu światłach. Żeby uniknąć ścieżki na obwodnicy Stęszewa popedałowałem przez samo miasteczko, gdzie co chwila ktoś skręcał przede mną w lewo, a mieszkańcy jak rasowe zombie z bezmózgami na twarzach przełazili z jednej na drugą stronę ulicy, zupełnie nie przejmując się ruchem. Itp, itd...

Ale, ale! Cieszyłem się jak dziecko, że znów tu jadę. Ta trasa ma wszystko, co lubię: przejazd wzdłuż lasu w Puszczykowie, kilka fajnych hopek, widoczek na jeziorko za Dymaczewem, kawałek krajowej "piątki", gdzie można się rozpędzić... No lubię :) Nie lubię tylko Komornik, gdzie nawet w wakacje są korki, przez które dziś straciłem sporo ze średniej i zamiast powtórki z wczoraj jest trochę słabiej, ale też tragedii nie ma.

Wyjechałem po ósmej rano, więc temperatura jeszcze była milutka, ale w pewnym momencie zaczęły pojawiać się wielkie, bure chmury. Nie powiem, żebym nie miał wątpliwości co do kontynuowania jazdy, mając w pamięci m.in. wczorajszy etap TdP. Jednak postanowiłem zaryzykować i się opłaciło - wróciłem suchy, ale gdy dodaję ten wpis za oknem robi się coraz ciemniej. Ale teraz jak dla mnie już może lać :)



  • DST 52.30km
  • Czas 01:38
  • VAVG 32.02km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 96m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Syndrom flądry

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 03.08.2014 | Komentarze 2

W końcu średnia, której nie będę się wstydził. Paradoksalnie, bo jako osoba, która generalnie nienawidzi słońca, a na temperaturę powyżej 20 stopni reaguje - delikatnie mówiąc - mało pozytywnie, zauważyłem ostatnio, że prędkości wychodzą mi czasem lepsze niż przy ulubionych warunkach. Sam sobie tłumaczę to w ten sposób, że mam syndrom flądry uciekającej przed kurtuazyjną wizytą w smażalni - im szybciej będę w bezpiecznym miejscu tym lepiej. Poza tym jak się jedzie to jest w miarę ok, problem zaczyna się przy pierwszym zwolnieniu czy zatrzymaniu - wtedy informacji o tym, że człowiek składa się w większości z H2O nie trzeba przypominać :)

Na trasie jak to w niedzielę na szosach w kierunku Kórnika (ja dziś szanując zdrowie dotarłem do Mieczewa i zawróciłem) masa ludu mniej lub bardziej pro. Generalnie wyprzedziłem wszystkich, których miałem okazję, ale poległem w jednym przypadku: za Świątnikami dopadła mnie grupa pięciu czy sześciu szosowców, których chwilę wcześniej pozdrawiałem jak wyjeżdżali ze stacji benzynowej. Kolesie mieli tak idealnie wypracowaną jazdę w teamie, że minęli mnie precyzyjnym kominem środkiem szosy, tak że nawet nie miałem szansy się podłączyć, bo chwilę później nastąpiła zmiana lidera i było pozamiatane. No cóż, takie uroki rowerowego singlowania.

Nie wiem jak z pogodą w kolejnych dniach, zapowiada się deszczowa. Po południu podczas spaceru w Lasku Dębińskim dopadła nas burza, po której temperatura spadła do jakichś 20 stopni - i niech tak kurde zostanie!



  • DST 54.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.86km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 208m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pff...

Sobota, 2 sierpnia 2014 · dodano: 02.08.2014 | Komentarze 8

Parówa wraca. Ruszyłem dziś po dziewiątej a i tak wróciłem już w wersji skroplonej. Nienawidzę takiej pogody, ale cóż - nikt nie mówił, że będzie łatwo. Zrobiłem sobie kurs, który od jakiegoś czasu uskuteczniam, ale tym razem odwrotnie, gdyż zacząłem przez Głuszynę, dojechałem do Dachowej, Śródki i wróciłem przez Koninko. Zmieniłem opcję, bo wolę mieć to co najgorsze za sobą, a nie zostawiać na koniec, więc tarkę przez caaaaaaałą Głuszynę i czekanie na trzech mobilnych światłach zaliczyłem w pierwszym etapie. Czekam na kolejne prezenty od drogowców - w końcu wakacje są dopiero w połowie :/

Krótko, bo piszę z pracy. Jeszcze tylko podsumowanie lipca - mimo wakacyjnych wyjazdów wykręciłem 1400 km ze średnią 30,3. Nie za dobrze, ale biorąc poprawkę na to, że została ona zaniżona przez jazdę starym góralem-zombie po Karkonoszach to tez tragicznie nie jest.




  • DST 55.70km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.38km/h
  • VMAX 53.50km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Falstart, ślimak oraz kolejny poznański Ghostbike

Piątek, 1 sierpnia 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 8

W temacie mojej wczorajszej rowerowej abstynencji: odczekałem rano do 9 aż przejdą największe chmury. Nie padało. Przeanalizowałem prognozy. Nie padało. Ubrałem się, wykopałem rower i ruszyłem. Minutę później już lało. Dystans całkowity: 2 km i rower usyfiony jak przedstawiciel gimbazy po tygodniu na Łódstoku. Pozostało pedałowanie na chomiku jako marne pocieszenie. Za to zrobiłem sobie dziesięciokilometrowy spacerek do pracy przez Las Dębiński, gdzie - biorąc przykład z któregoś wpisu Remika - przetestowałem możliwości swojego aparatu w temacie ekstremalnych zdjęć ślimaków :) Wyszło tak:

A dziś? Nie padało, ja bonusowo w robocie, więc tylko szybki poranny kursik na NE, najpierw przez miasto, potem na Biskupice, a że miałem chęć na więcej to mimo upływającego czasu dotarłem do Promna, skąd już niestety musiałem się ewakuować, bo czas gonił. Średnia - jak zwykle dzięki dziesięciu kilosom razy dwa przez miasto - nie mogła być dobra i wyszła taka jaka wyszła.

Na koniec - jako kontynuacja z któregoś z moich ostatnich wpisów świeży niestety - kolejny - ghostbike z Poznania. Ocena winy/niewiny rowerzysty jest dyskusyjna, ale fakt pozostaje faktem - kolejny w mieście niebezpieczny przejazd powiązany z idiotycznym systemem świateł i kolejna ofiara. Do przemyślenia - tylko dla kogo?