Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 205925.25 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

  • DST 206.30km
  • Czas 07:22
  • VAVG 28.00km/h
  • VMAX 55.10km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 763m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z Poznania przez Bydgoszcz do Torunia na raz, czyli wietrze, ty (z małej litery) mendo!!!

Wtorek, 5 kwietnia 2016 · dodano: 05.04.2016 | Komentarze 23

Jak wyglądały plany, ustalane pod koniec poprzedniego tygodnia: cześć, tu Dariusz vel Lipciu, mamy fajne mapy i prognozy pokazujące kierunek wiatru. One się nie mogą mylić w tak krótkim czasie. Zaplanujmy coś, jakiś dłuższy dystans. OK, rzekłem, pewnie, pokręćmy z wiatrem, coby było szybciej i łatwiej, a rozważane były trzy warianty - bardzo na północ, bardzo na wschód oraz pośredni, łączący w sumie wszystkie. Salomon przecież też by wybrał ten trzeci, prawda? Więc wybraliśmy solidarnie, czym współuczestniczymy w winie.

Jak wyglądała rzeczywistość: na fajnych mapach i prognozach pokazujących kierunek wiatru coś się zaczęło dziać od wczoraj. Bardzo zaczęło się dziać. Panie i panowie od meteorologii jak zwykle się popisali i przewidzieli wszystko źle na przyszłość, za to byli genialni w tym samym dniu (ja chcę taką pracę!), gdy trasa już była skrzętnie opracowana i nawet wgrana przez Dariusza do Stravy. Pozostawało więc zapakować się na rowery, zabrać niezbędną elektronikę na solidny jakby nie było dystans. Oto jak było w praktyce.

Umówiliśmy się na Śródce pod stacją napełniania puszek substancjami oleistymi oraz innymi o 7:45 rano, czyli dokładnie w połowie drogi. Ja miałem o tyle łatwiej, że póki co z Dębca jedzie się w miarę ok (choć pod wiatr, o którym będzie i będzie), czego nie można powiedzieć o trasie z/do Koziegłów z remontowaną Gdyńską, którą niniejszym miałem niezmierną przyjemność pokonać po raz pierwszy i jak sądzę ostatni raz w życiu (w takim stanie). Jak to mówią młodzi, cytując Szpaka w Fifie - masakracja. Wcześniej jednak w ramach kontrastu poznałem uroki Wartostrady, która ma ode mnie zdecydowany plusik.

Do Murowanej Gośliny szło standardowo - czyli zgodnie ze ścieżkowymi polskimi absurdami. Pod wiatr. Bo był północny, wschodni, północno-zachodni, ale w żadnym momencie nam nie sprzyjający. Ciekawiej zaczęło robić się po minięciu Sławy Wielkopolskiej, gdzie tereny zaczęły graniczyć z Puszczą Zielonką. Tam udało wyhaczyć się przepiękne miejsce, bodajże wg mapy Jezioro Czarne, gdzie niestety wystraszyliśmy po skręceniu wszelakie spokojnie sobie dotąd egzystujące ptactwo. Za to udało mi się cyknąć fotę, ryzykując zamianę roweru w ten wodny :)

W Skokach, hmmm, uprzedzę szarżę, bo wiem, że dostanie mi się za planowanie jazdy po Bydgoszczy :) - trochę się zgubiliśmy. Nie z mojej winy :) W sumie po pokonaniu kilku DDR-ek oraz fantastycznej wedle standardów zbliżonych do księżyca miejskiej drogi dotarliśmy do miejsca, w którym już byliśmy kilka minut wcześniej, a nawet robiłem zdjęcie tamtejszego kościoła. Ale nie o to, nie o to :)

Jak już się wydostaliśmy to okazało się, że... no właśnie. Skończyły się co prawda mijające nas TIR-y, zrobiło się sielsko i anielsko, do tego świeżo pachnąco obornikiem, ale znacznie pogorszył się stan asfaltów. Luzik, do przeżycia przecież.

Na chwilę zatrzymaliśmy się w celu zredukowania ciuchów do warunków, bo zrobiło się naprawdę ciepło - w okolicach 20 stopni, może wtedy ciut mniej. Czym zainteresowały się tamtejsze mućki, a co gorsza - pan muciek. Lekko zaniepokojeni pokręciliśmy dalej :)

Chwilę później ostre hamowanie z mojej strony pod OSP w.... eeee... Kłodzinie, żeby sfocić piękny, zabytkowy wóz strażacki.

Oj, my niewinni.. My nieświadomi... Mapy sobie, a realia sobie. Niczym zwierzęta do rzeźni zbliżaliśmy się do... TEGO:

Nastąpił około dwu, trzykilometrowy odcinek Kłodzin - Łupienno, który gdyby wyciekł werbalnie w jakich taśmach to na Pudelku pobiłby wszelkie newsy o PO. Chyba nie było w języku polskim słowa uważanego za wulgarne, którego zupełnie anonimowi kolarze nie użyli przez tę gehennę. Jednak potem wyszło słoneczko i po przejrzeniu kół wróciliśmy na asfalt. Ufff.

Granicę województw przekroczyliśmy zupełnie nieświadomie, gdyż nie poinformowała nas o tym żadna tablica. Dla mnie nowość. Okazało się, że zaraz za nią jest Janowiec - uwaga! - Wielkopolski (czyli de facto już kujawsko-pomorski), a następnie Cerekwica, ze zjazdami na Biskupin. Tam się nie wybieraliśmy, ale wcześniej upolowałem przepiękne drewniane domki. Ze studniami, do tego pewnie aktywnymi!

W Żninie chwila na popas. Udało się upolować pyszne drożdżówki. To znaczy mogę mówić o swojej z czarną porzeczką, bo nawet gdybym chciał spróbować z jabłkiem to ostatnia zniknęła w połowie dotarcia do kasy w przełyku pokarmowym Dariusza :)

Do tej pory wiatr wiał nam standardowo. Czyli w pysk oraz z boku. O dziwo na małe chwile sytuacja się zmieniała, gdy już uwolniliśmy się od paskudnych żnińskich ścieżek (a muszę sobie przyznać medal, że na całej trasie starałem się trzymać przepisów!). Powtarzam: małe chwile, ale jednak.

Do Szubina zaprowadził nas... przypadek? Ledwo zauważony po fakcie zakaz wjazdu na S-cośtam? W każdym razie jak już go wyhaczyliśmy to byliśmy winni, ale nasz szybki nawrót świadczy o niewinności. Na szczęście nie trzeba jej było nikomu udowadniać i cofając się trafiliśmy do wspomnianego miasteczka na S. Bez cudów.

Podczas jazdy zaczął nawalać gps oraz wgrana trasa Dariusza. O czym świadczy fakt, że jadąc jedną drogą trafiliśmy do:

...Szkocji

...Rzymu

...a w końcu Zamościa, choć ten był jakiś niewyraźny :)

Niestety. Nagle znaleźliśmy się niemal u jednego z celów, czyli wsi pod Bydgoszczą, zwanej "Białe Błota", co jak się okazało zyskało u mnie roboczą nazwę "Biała Dupa". Czemu? Już tłumaczę. Trasa zrobiła się zbyt piękna - szerokie pobocze, zjazdy, wiadukty - czy my nie jesteśmy już na jakiejś kolejnej "esce"? Zakazu nie było, ale to Polska, więc cholera wie. Pierwszy zakręt w prawo - gps wariuje. Plus - udało się sfocić jednego z pierwszych w 2016 roku boćka, choć zoom jak widać nie domagał.


Pytanie do pana malującego słup na wysokości: dojedziemy do Bydgoszczy omijając ekspresówkę? Nie ma szans. Dobrze jedziemy? Nie. Trzeba inaczej. No to jedziemy. Coś mi śmierdziało, stop, pytamy panią w samochodzie. Oj nie, nie ma szans, chyba że panowie się przejdą prosto, jakieś 10 minut, prosto wzdłuż lasu, potem będzie asfalt i dojazd do miasta. Eee - szuterek, szosy, my po 140+ km? No dobra. Prowadziłem ja. Wykluczyły mi się dwa komunikaty: prosto oraz wzdłuż lasu. No na zucha się nigdy nie zgłaszałem, sorry, więc skończyło się tak:

To nie było to :) Dwa nawroty, została jedna możliwość - las. A potem piasek. A potem jeszcze więcej piasku. I jeszcze piasek. Szybka decyzja - pytać nie sensu, a poza tym kogo. Rowery na plecy i idziemy. Decyzja o dziwo słuszna - asfalt się pojawił, zapytanie u taksówkarza pomogło i w końcu osiągnęliśmy właściwy azymut.

Po przebojach jest! Ryj mam skwaszony, bo jestem na DDR-ce. Co, nie widać? Tak będzie przez większość tego miasta.

W Bydgoszczy - co biorę na siebie - pobłądziliśmy. U Dariusza Strava zaczęła pokazywać właściwy trop, ja polegałem na ludziach, ale w sumie nie wyszło finalne źle. Wyszła nam droga naokoło, ale dzięki niej nie było problemu ze zrealizowaniem zaplanowanego przeze mnie dystansu. Gorzej jednak z jakością dróg dla rowerów - bo były i te z asfaltu, ale większość to jakieś popierdółki, jedna z nich mnie zmiażdżyła, bo bliżej jej było do trasy na biwak niż kawałka dla ludzi na dwóch kółkach. Dodając do tego koszmarne światła - nie, nie i nie. Rowerowo miasto nie do zdzierżenia.

Udało się jakoś przepchnąć. Korkami, jak się okazało spowodowanymi potrąceniem pieszego, prawdopodobnie przelatującego w miejscu niedozwolonym (średni widok, ale się ruszał, więc chyba bez tragedii). Jedyny plus to imponujący most, choć zdjęcie zrobiłem ze złej perspektywy.

Jako że moralnie pogubiłem właściwy, założony wcześniej ślad to do Wisłę przekroczyliśmy od północy (Fordon), gdy jeszcze kawałek wiało w plecy, a potem zaczęła się rzeź. Dosłowna, Mając jakieś 150 km w nogach i trafić na centralny wiatr - to jest to! Nie było łatwo. Motywował nas tylko fakt, że pociąg odjeżdżał za dwie godziny z minimalnym plusem, następny był za kolejne dwie, co miało jeden plus - żarcie :) No ale założenie wstępne było, że damy radę, a jak nie to żremy. Kuszące.

Wszystko prócz powiewów było świetne - droga, asfalt, ruch. Ale z naturą się nie wygra. Jedna zmiana za drugą (szacun Dariusz, naprawdę) i do przodu, Coraz bliżej Rydzyka... Sorry! Torunia. W międzyczasie pozdrowiliśmy jeszcze szosowca z naprzeciwka, w swej próżności licząc, żeby miał Stravę i docenił nasz wyczyn. Miał, jak się później okazało :)

W końcu!!!!!!


Na wjeździe - konsternacja. Cyrk otworzyli???? A nie, ups :) Jak dla mnie znak ślepej uliczki pasuje idealnie :)

Toruń lubię i minimalnie znam, więc jak sądzę zrehabilitowałem się za Bydgoszcz. Raz, że w przeciwieństwie do poprzedniczki na ścieżki z małymi wyjątkami nie ma co narzekać, dwa, że miasto jest zgrzebne i logiczne, więc omijając niestety centrum (robiąc jedynie na szybko paskudne zdjęcie z mostu, zza przęseł, na panoramę) przekroczyliśmy Wisłę i 20 minut przed czasem znaleźliśmy się na PKP.


I tu wyjdzie ze mnie zboczeniec aplikacjowy. Do 200 km na Endo/Stravie zostało... 4 km. Na szczęście Dariusz ne widział problemu, obiecał kupić bilety, a ja.... pokręciłem dwa razy koło dworca i wymarzony dystans oficjalnie stał się faktem. Wymarzony, bo dwóch stów jeszcze nie udokumentowałem, choć pewnie nie raz i nie dwa taki dystans za młodziaka pokonywałem kręcąc po górkach przez całe dnie.

Finalnie wsiedliśmy na sam tył lekko zmodernizowanego kibla (czyli wielbionego przeze mnie i niezniszczalnego EN57) na Poznań przed czasem. Ruszając chciałem udokumentować choć nazwę rozdzieli, ale jak na złość ją... zamalowano.

Tył kibla (w sensie: zespół trakcyjny) to od wieków zagłębie nowych towarzyszy, nawet jak jest pusto wszędzie indziej. Tym samym poznaliśmy pewną specyficzną, aczkolwiek sympatyczną ferajnę, a mój towarzysz nawet skonsumował (wcześniej kupując na legalu) pewien napój o zasobach leczniczych, o czym zapewne nie omieszka wspomnieć w swojej relacji :)

Do domów dotarliśmy: ja - z Poznania Głównego, Dariusz - z Poznania Wschód. W domu czekał na mnie (zupełnie niezbieżny z w/w) pewien napój o zasobach leczniczych marki takowej oraz ciepły obiad. Lepszej Żony nie można sobie wyobrazić :)

Na koniec jeszcze licznik z poziomu Torunia...

...oraz podziękowania dla Pana Lipcia. Szacun, rispekt i w ogółe. Oraz wielkie dzięks za pomysł (Twój, jakby nie było) oraz motywację! :) Aaaa, no i walkę z tym cholerstwem, co to miał pomagać przez całą trasę, a przeszkadzał przez jej 80%.

EDIT: W końcu udało mi się zmontować filmik z wyjazdu. Zapraszam do oglądania :)





Komentarze
Trollking
| 19:24 sobota, 23 kwietnia 2016 | linkuj Dzięki :)
rolnik90
| 14:27 sobota, 23 kwietnia 2016 | linkuj Filmik zacny:-) Nie ma co. Oby więcej takich solidnych produkcji:-)
Trollking
| 20:26 piątek, 22 kwietnia 2016 | linkuj E tam! Dobre piwo nie jest złe, a akurat Czerwony Lager, mimo że wiem, iż to jakaś popierdółka, mi smakuje. Przepraszam :)

Zobacz lepiej co Dariusz wkleił pod koniec wpisu, wtedy docenisz Książęce :)

Dziękuję za gratki. Mam nadzieję, że filmik się spodobał.
rolnik90
| 19:53 piątek, 22 kwietnia 2016 | linkuj Yo! Przegapiłem ten wpis:-o Gratulacje za dystans. Tylko tym piwie na koniec mnie zniesmaczyłeś. Rozumiem, że nie każdy jest Beer Geekiem, ale Książęce to jakaś mistyfikacja nie piwo;-)
Trollking
| 14:07 sobota, 9 kwietnia 2016 | linkuj Ano faktycznie! Naprawione. Dzięki :)
mors
| 00:12 sobota, 9 kwietnia 2016 | linkuj Zapomniałem o najważniejszym: nie wpisałeś jakim rowerem jechałeś i Ci się statystyki ich przebiegów rozjadą. ;]
Trollking
| 21:26 piątek, 8 kwietnia 2016 | linkuj Morsie, jak to z ludzką? Proszę mnie nie obrażać, trolle są moralnie lepsze niż ludzie moim skromnym zdaniem :) średnia faktycznie nieludzka, bo zaniżona strasznie warunkami, można było lepiej :)

Na audiencję w Rydzyjku by mnie nie wpuścili - mam za tani rower, a chyba nie ma Maybachów w wersji na dwa koła nawet jakby co :)
mors
| 20:47 piątek, 8 kwietnia 2016 | linkuj No nareszcie dożyłem: T-king z ludzką twarzą! ;))
Tylko ta średnia nieludzka.

A wjazd do Bydzi to faktycznie wyzwanie. ;]
PS. Szkoda, że nie starczyło czasu na audiencję u Ojca Dyrektora. ;)
lipciu71
| 19:38 piątek, 8 kwietnia 2016 | linkuj Remik - innych nie było hehe. Lans nie grzech :)
Trollking
| 13:16 piątek, 8 kwietnia 2016 | linkuj Tak, porównuję Twoją trasę i naszą i to jest dokładnie ten sam, ciężki do zapomnienia odcinek :) W Żninie żałuję, że czasu nie starczyło na wąskotorówkę, ale konsumpcja okazała się ważniejsza :)

Ten wjazd do Bydgoszczy do "Archiwum X" się nadaje. Jest nowa seria, może zgłosić? :)

Dzięki!
Trollking
| 12:53 piątek, 8 kwietnia 2016 | linkuj Zamienię wszystkie przyszłe wycieczki na mniej porządne, byle uniknąć bruku. Dziękuję :)

Z tymi skarpetkami to może być prawda. Że też ja o tym nie pomyślałem :)
rmk
| 09:49 piątek, 8 kwietnia 2016 | linkuj Nie ma bruku, nie ma porządnej wycieczki :))

Lipciu za skarpetki ma +10 do lansu i +100 do szybkości ;))
Trollking
| 19:34 środa, 6 kwietnia 2016 | linkuj Chwała - niech będzie. Drożdżówki w końcu wyhaczyłeś mistrzowsko :)

Dzięki i wzajemnie wielki gratki!!!! :)
lipciu71
| 19:14 środa, 6 kwietnia 2016 | linkuj Tomasz - jako uczestnik tej wycieczki nie mam nic do powiedzenia, nic do dodania, nie czuję się za nic winny, nie ponoszę za nic odpowiedzialności, lecz równocześnie chętnie przyjmę na siebie całą chwałę. Jeszcze nie wiem skąd ta chwała i za co by się mi należała, ale jednak przyjmę ;-)

Kolejny raz gratulacje!!!


starsza - droga była kręta i zawiła w początkowej fazie, bo jak pisałem u siebie "musiałem" chapnąć trzy Wielkopolskie gminy. I chapnąłem aż mlasnęło hehe
Trollking
| 17:34 środa, 6 kwietnia 2016 | linkuj Michuss - a dziękuję :)

Jurek - a dziękuję :) post factum okazało się, że błądzenia można było uniknąć, ale... się nie udało.

Starsza - co do trasy się nie wypowiem, bo ja tylko sprzątałem. A wierz mi - w B. zaliczyliśmy prawie każdą możliwą DDR-kę. Nigdy więcej!!! :) Aha, i posłuchaliśmy mimo to chyba wszystkich możliwych klaksonów. Ludzie w Bydgoszczy bardzo lubią ten dźwięk, jak zauważyłem :) Dariusz żyje, przynajmniej jeśli świadczą o tym smsy. A ja blady jestem z natury, choć analizując różnicę po wczoraj między rękoma a dłońmi, na których miałem rękawiczki bliżej mi do zebry.
starszapani
| 17:20 środa, 6 kwietnia 2016 | linkuj Właśnie sobie analizowałam Waszą dojazdówkę do B i masakra. Trzeba było jechać przez Nakło i Lisi Ogon. A przez miasto można spokojnie przejechać DDRkami, chociaż kosztem takiej pięknej średniej jak Wasza.
Coś Lipciu siedzi cicho. Pewnie zdycha ;) Z kolei Ty Tomaszu jakiś taki bladzieńki ;)
Jurek57
| 16:47 środa, 6 kwietnia 2016 | linkuj Świetnie !
"Błądzić jest rzeczą ludzką". :-)
Dwie setki to jest coś .
Gratulacje !
michuss
| 09:34 środa, 6 kwietnia 2016 | linkuj Chapeau bas! ;)
Trollking
| 22:35 wtorek, 5 kwietnia 2016 | linkuj Starsza - no cóż, to był zaledwie półtygodniowy spontan :) co do samej Bydgoszczy to spoko, można było wszystko, ale najważniejsze było wydostanie się z niej. Oraz przeżycie, Obydwie misje zakończone sukcesem, ale łatwo nie było :) przez co zapewne nie dotarliśmy do Gdańska ;) dziękujemy :)

Walery - taaaaak, kierunek: lubuskie zawsze ma w sobie owo "ale" :) poza tym: ciut więcej emocji???? To można więcej???? :)
Walery
| 22:08 wtorek, 5 kwietnia 2016 | linkuj Hm... Taka kostka to super sprawa :) Lubuskie kocie łby dostarczają ciut więcej emocji ;) Choćby te w Bogaczowie lub Bobrowicach :)
starszapani
| 22:07 wtorek, 5 kwietnia 2016 | linkuj Hehehe, popaprańcy :D Trzeba było dawać znać wcześniej o swych planach to bym Wam wyrysowała piękną asfaltową trasę do Bydzi. No ale jak nie to nie (foch :P). Dobrze Wam tak :P W Bydzi trzeba było przelecieć się na Wyspę Młyńską chociaż i potem wzdłuż Brdy myknąć rzucając okiem na Spichrza i 3 Gracje. Ad. foto nr 9 - zawiedzionam, że nie dotarliście do Gdańska ;)
A poza tem? Graty :D:D:D
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ksree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]