Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 213051.35 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.74 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 711922 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń21 - 100
- 2024, Grudzień31 - 239
- 2024, Listopad30 - 201
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Listopad, 2020
Dystans całkowity: | 1390.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 49:38 |
Średnia prędkość: | 28.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.80 km/h |
Suma podjazdów: | 4097 m |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 46.34 km i 1h 39m |
Więcej statystyk |
- DST 54.40km
- Czas 01:56
- VAVG 28.14km/h
- VMAX 52.20km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 176m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
KKK - Klemens, kormoran, katar
Wtorek, 10 listopada 2020 · dodano: 10.11.2020 | Komentarze 15
Ranek był trochę nie po kolei. Najpierw bowiem podjechałem do serwisu, zostawiłem tam T-rek(s)a, poszedłem z Kropą na spacer, a na rower ruszyłem dopiero koło południa. Miałem już bowiem dość latającego koła wydającego dziwne dźwięki. Pan serwisant jak zwykle uporał się z problemem szybko, oczyścił i nasmarował łożyska, coś tam wymienił, jest ok póki co, ale obawiam się, że bez wymiany piasty się finalnie nie obejdzie, bo to już któraś interwencja po deszczu. Przy okazji zmieniłem łańcuch.
Sama jazda - jak to ostatnio - w szarości i zestawie "jeszcze nie zima, ale coś więcej niż jesień". Czyli bez rewelacji i bez ciśnięcia. Wiatr niezbyt mocny, ale za to wciąż nastawiony na jedno: bycie upierdliwym, czyli wianie w pysk.
Trasa prościutka: Dębiec - Las Dębiński - Minikowo - Starołęka - Czapury - Wiórek - Sasinowo - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - Radzewice i z powrotem.
Dawno mnie nie było na odcinku Wiórek - Sasinowo. Tam rządzi Nadleśnictwo Babki. Chyba nie muszę więcej pisać? Miałem ochotę dodać do tytułu jeszcze jedno określenie na "K', ale się powstrzymałem.
I tak kilometrami... A jeszcze nie skończyli :/ Niedługo widok drzewa będzie tam jak spotkanie Yeti...
Musiałem odreagować i posiedziałem sobie chwilę w znanym z tych "łam" Porcie Radzewice. Jak widać zacumował tam gość - Klemens. I to jakiś arystokrata, bo drugi :) Całkiem wypasiony.
Warta rośnie w siłę - tam, gdzie jeszcze niedawno mogłem wleźć suchą stopą, teraz znajdują się barwne rozlewiska i mokradła.
Nad kaskiem przeleciał mi myszołów...
...lecz czekała też inna nagroda za marznięcie (teraz wiem, że inną jest lekki katar, na szczęście bez innych - wiadomo jakich - objawów). Bowiem tam, hen, daleko, gdzie przy brzegu jest niebieska kropka...
...wypatrzyłem kormorana. Czyli nie tylko w Grzybnie da się je spotkać. Żałuję tylko, że światło było tak marne, a i odległość zbyt duża na dobre zdjęcie. Szkoda.
No i jeszcze Dębina.
A jutro może się wyśpię. Czas zbierać siły przed dwunastkami :/
- DST 51.60km
- Czas 01:50
- VAVG 28.15km/h
- VMAX 51.70km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 149m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Późna żurawinka
Poniedziałek, 9 listopada 2020 · dodano: 09.11.2020 | Komentarze 18
Pochwaliłem wczoraj wiatr za bycie sprawiedliwym i jak zwykle mam za swoje - dzisiaj już walił z każdej strony w ryj. No ale zawsze lepszy jeden dzionek fajności niż brak jednego dzionka fajności :)
A generalnie wciąż szaro, buro, ponuro. Dzień formalnie wolny, ale wstać musiałem wcześnie. Nie ma lekko. Jednak biorąc pod uwagę, że pod koniec tygodnia czekają mnie trzy dwunastki pod rząd, nie będę narzekał.
Trasa wschodnia: Dębiec - Hetmańska - Starołęcka - Minikowo - Starołęka - Czapury - Babki - Głuszyna - Sypniewo - Szczytniki - Borówiec - Kamionki - Szczytniki - Koninko - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom. TUTAJ Relive.
Wydarzeń brak, ale mam jeden powód do zadowolenia. Zazdrościłem bowiem innym na BS-ie, że widują jeszcze gdzieś żurawie, które generalnie powinny już dawno odlecieć z Polski, a tu proszę - i ja na takie natrafiłem. Zdjęcia słabe, tak samo jak widoczność, ale ważne, że cokolwiek da się zauważyć.
Niedaleko zauważyłem jeszcze mniej wyraźne w obiektywie sarny.
Poza tym coraz bardziej łysiejąca Dębina...
...oraz koszyk z Biedry na DDR-ce wzdłuż Dębca.
Porzucone hulajnogi widuję codziennie, ale ten typ pojazdu w tym miejscu po raz pierwszy. Dodam, że do najbliższej Biedronki jest jakiś kilometr, może ciut mniej. Mają rozmach... :)
- DST 53.10km
- Czas 01:46
- VAVG 30.06km/h
- VMAX 52.40km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 135m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Koziołkowanie
Niedziela, 8 listopada 2020 · dodano: 08.11.2020 | Komentarze 20
Dzisiaj spałem prawie do dziesiątej. Ale czuję się wytłumaczony - dwunastki mnie zmasakrowały, deficyt snu należało zniwelować. Udało się.
W związku z tym ruszyłem nieco przed zmrokiem, czyli koło południa :) Siedem stopni na plusie były ok, ale co innego mnie ucieszyło - wiatr. Tak, tak, rzadko się zdarza, że go chwalę, lecz dziś muszę: był słaby, momentami umiarkowany, do tego dość sprawiedliwy. Wyjątkowo brawa dla niego.
Trasa to południowa pętelka: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Żabinko - Żabno - Baranowo - Sowiniec - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Wiry - Luboń - Poznań.
Znów, podobnie jak tydzień temu, samochodów od cholery. Wszystkie leśne drogi zawalone, zapewne przez grzybiarzy. Co za tym idzie, zwierzaki gdzieś pouciekały, więc nawet nie było czego fotografować. Na szczęście przewidziałem to i postanowiłem lekko skorygować stały szlak, odwiedzając pewne miejsce w Łęczycy. mało znane, na szczęście :) No i od razu wzbudziłem zainteresowanie :)
Przy okazji został wykonany wstępny przegląd roweru. Tak, wiem, te łożyska są zapewne do wymiany :)
Z innych motywów: ledwo znaleziony kawałek lasu bez ludzi. Między Żabnem a Baranowem.
Na trasie do Sowińca w Mosinie remonty nie mają końca. Dzisiaj już nie chciało mi się kręcić objazdami, więc część pojechałem na szagę, a część przespacerowałem. Nie było lekko :)
Na Polnej w Luboniu musiałem jeszcze wyjaśnić pewnemu klaksoniarzowi, że przed użyciem sygnału dźwiękowego należy się upewnić, jakie znaki znajdują się przy drodze. Te pionowe, nie poziome. A narysowanie rowerka na chodniku nie obliguje mnie do musu jazdy po czymś, co ma w założeniu dopuszczenie, czyli wolną wolę. No dobra, ten wykład nie trwał tak długo, ale za to był bardzo treściwy :)
No i na koniec, z tych samych okolic (przy granicy z Wirami) - parkowanie po lubońsku :)
- DST 36.10km
- Czas 01:16
- VAVG 28.50km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 117m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Apokaliptycznie - glutem w mordę #4
Sobota, 7 listopada 2020 · dodano: 07.11.2020 | Komentarze 18
No i znów dwunastka, do tego w klimacie częściowo przed czy tam post apokaliptycznym. Połowa świata nie działa, po ulicach snują się jakieś dziwne istoty, które do pracy dotrzeć muszą, choć do końca nie wiadomo po co. Jedno jest tylko niezmienne - wzmożony ruch samochodowy i czerwone światła. Przerabiałem to i dziś.
Ja w sumie też wyglądałem rano jak zombie, bo to poranne wstawanie to zdecydowanie nie moja bajka. A jeśli już to horror. Trzymała mnie jednak w zdrowiu psychicznym świadomość, że jutro niedziela i będę mógł odespać.
Wyjazd w całkowitej szarości, brzydkiej i paskudnej. Do tego drogi jeszcze mokre po nocnej mżawce, więc nawet nie myślałem o zbytnich przyspieszeniach - jedyne co mogły dać to zgrabny lot na liściach.
Trasa nieskomplikowana: Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Komorniki - Plewiska - Dębiec - centrum.
Szarość była tak wielka, że nawet nie było sensu bawić w jakieś lepsze focenie tak myszołowa ukrywającego się daleko na drzewie, jak i znów uciekających saren. No i czasu nie miałem, więc cyknięte na szybko, żeby cokolwiek było :)
Więc jako zapełnienie blogaska małe retro z piątku, z kolejnego spaceru z Kropą. Tym razem na drugą stronę torów, w okolice starego cmentarza. Zawsze chciałem mieszkać w takim miejscu, z którego będę słyszał przejeżdżające pociągi - ot, takie zboczenie :) Generalnie się udało - do stacji mam w linii prostej jakieś pięćset metrów, a tyle samo do lasu na Dębinie. I jak tu nie uważać, że poznański Dębiec to świetna miejscówka? :)
Tu SA139 jadący do Wolsztyna stoi przy specyficznym niebieskim budynku stacji.
Z ptactwa - kwiczoł:
...oraz nieśmiała samica dzięcioła dużego, która dzioba pokazać za nic nie chciała :)
No i pies w klimatach "Znów wędrujemy". Muzyka i tekst mojego dzieciństwa.
Aha, jakby ktoś chciał dziś kupić meble i się na to nastawiał jeszcze wczoraj, to nastąpiła nagła i mega istotna zmiana :)
- DST 36.60km
- Czas 01:18
- VAVG 28.15km/h
- VMAX 50.60km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 86m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyginnie - glutem w mordę #3
Piątek, 6 listopada 2020 · dodano: 06.11.2020 | Komentarze 17
No to wracamy do dwunastek. Cały dzień w robocie, a przed pracą jedynie glut. Oj, nie lubię tego, zdecydowanie.
Wczesny wyjazd był o tyle do przyjęcia, że nie mroziło. Osiem stopni na plusie jest ok, ma też tę zaletę, iż człowiek nie do końca żałuje, że już musi wracać :) Tym bardziej, że wiatr wiał, a pierdółki w kole, a także coś w suporcie, stukały niemiłosiernie.
Trasa: Poznań - Plewiska - Gołuski, tam nawrotka, powrót swoimi śladami na poznański Dębiec i kurs do centrum.
Było paskudnie i wyginnie. O tak:
Wydarzeń zero, bo ledwo uchwyconych sarenek nie ma co wymieniać. Pikseloza na maksa.
Więc - w ramach kontrastu - kilka scenek z Dębiny, bodajże z przedwczoraj, gdy jeszcze było ładnie, a liście dzielnie walczyły o byt.
A pod domem zrobiła mi się jednoosobowa loża szyderców - sroka zerkająca z pogardą :)
Z tego co widzę, wracał wieczorem będę w deszczu. Którego oczywiście w prognozach nie było :/
- DST 51.55km
- Czas 01:50
- VAVG 28.12km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 173m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Dziobopalczasto
Czwartek, 5 listopada 2020 · dodano: 05.11.2020 | Komentarze 10
Z okazji jeszcze jednego wolnego dzionka znów nie obyło się bez wysypianka. Trzeba korzystać, bo jutro znów dwunastka, czyli rzeźni ciąg dalszy.
Prócz wiatru nie było źle. A wręcz całkiem sympatycznie, choć dość chłodno - palczaste rękawiczki były musem. Wciąż jednak są one lepsze niż upały :)
Trasa to prawie klasyczne, bo bardziej słoniowe, kondominium: Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Trzebaw - Dębienko - Stęszew - Witobel - Łódź - Dymaczewo - Krosinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.
Może bym i depnął mocno, ale po pierwsze mi się nie chciało, po drugie wiało, a po trzecie tam, gdzie mogłem się rozpędzić, co chwilę widziałem jakiegoś ptaszora. No nie ma co, jazda z aparatem i kolarstwo szosowe zupełnie nie są kompatybilne :) A skoro już napisałem o nieplanowanych pit-stopach, to miejmy to za sobą. Oto dwa dziobate, które warte były hamowań. Najpierw trznadel o trzech obliczach. Punka...
...modela...
...oraz filozofa :)
No i do kompletu czapla, która nie ma na BS-ie najlepszej prasy :)
Znów - zgodnie z daną sobie obietnicą - nie skorzystałem z niewątpliwych walorów kostkowego odcinka nowej śmieszki ze Stęszewa do Dymaczewa. Oczywiście kwestią sekund był dźwięk klaksonu. Pojawił się, a jak. Oj, nie będzie tu lekko, ale się nie poddam, honor jest ważniejszy :)
Na dalszym kawałku, tym asfaltowym, już nie miałem problemu - jedzie się tym w miarę dobrze, o czym zresztą pisałem. Niech już będzie, skoro musi być. A że bez sensu i z niepotrzebną wycinką, to już inna sprawa.
A po południu atrakcja w postaci wizyty u Teściowej. Jak nie pandemia, dwunastki w robocie, to... Ekhm, żarcik, oczywiście... :)
- DST 53.30km
- Czas 01:54
- VAVG 28.05km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 132m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Trzeszcząc
Środa, 4 listopada 2020 · dodano: 04.11.2020 | Komentarze 19
Dzisiaj wolne, po dwóch dniach dwunastogodzinnej masakry w pracy. Można było się wyspać.
Oczywiście najważniejszym punktem dnia było - jak pół roku temu - oczekiwanie na konferencję premiera i przystawek. Ta w końcu nadeszła i na szczęście jeszcze będziemy mogli z domów wychodzić przez jakiś czas. Wreszcie też, oczywiście za późno, w pisowskim chaosie pojawił się jakiś plan, którego domagali się wszyscy, czyli zarysowanie z grubsza tego, co będzie, jeśli liczba zakażeń przekroczy kolejny punkt krytyczny. Oczywiście nie obeszło się bez szpili w kierunku ostatnio protestujących, niestety poniekąd słusznej. Bo wkurzenie było zasadne, pokazanie niezgody imponujące (choć forma mnie osłabiała, prymitywizmem się niczego nie zbuduje), ale już czas, żeby imprezująca jakby nic się nie działo gówniarzeria została w domu, bo w innym przypadku wszyscy skończymy tam, gdzie słońce nie dochodzi.
Co do rowerowania: pogoda była dziś całkiem fajna, choć wiało mocno. Jednak nie chciało mi się cisnąć, tym bardziej, iż po wczorajszym wyjeździe, gdy pogodynki nastawiły mnie na słońce, a trafiłem w środek ulewy, zalało mi bębenek w tylnym kole i prawdopodobnie w jakimś stopniu uszkodziło łożyska. Wstępnie umówiłem się na poniedziałek w serwisie na sprawdzenie. A póki co jeżdżę i trzeszczę. Muza w słuchawkach musi być na maksa, żeby to nie irytowało :)
A dzisiejsza trasa to zachodnia kombinacja: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. TU Relive.
Wizualnie było dzisiaj prawie lato :)
Z ptactwa trafiła się kania ruda, ale bardzo daleko na niebie...
...oraz coś pikującego.
Jedynie kaczki dało się uchwycić wyraźnie. Jedna spała...
...a druga drapała się za uchem :)
- DST 36.20km
- Czas 01:18
- VAVG 27.85km/h
- VMAX 52.10km/h
- Temperatura 11.0°C
- Podjazdy 103m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Paskud - glutem w mordę #2
Wtorek, 3 listopada 2020 · dodano: 03.11.2020 | Komentarze 14
Kolejny dzień pod kryptonimem "masakra w postaci dwunastu godzin w robocie". A co za tym idzie - konieczność wczesnego wstawania. Błeee...
Udało się również wykręcić gluta. Dzisiaj o dziwo bez niespodzianki w postaci pany. To zawsze jakiś sukces :)
Niestety, Sasiny od pogody znów dały ciała. W nocy miało kropić - ok, ale gdy rano odpaliłem trzy różne prognozy, wszystkie pokazywały słońce. No dobra, osiodłałem więc szosę. Efekt? W połowie drogi tak lunęło, że zrezygnowałem z jazdy naokoło i wróciłem swoimi śladami. Tym bardziej, że przy okazji zerwała się wichura. No nie ma lekko.
Trasa: Poznań - Plewiska - Komorniki - Głuchowo, tam nawrotka, a potem z Dębca do centrum. Ostrożnie, ostrożniutko, bo śmieszki są aktualne średnio bezpieczne. A jazda przez miasto jak zwykle urocza, więc średnia adekwatna do wyzwania.
Odwiedziłem T(t)-Kinga :)
Z racji małej ilości czasu na focenie, wciąż wklejam spacerowe zaległości. Wczoraj była Kropa urocza, dziś wampirza :)
Z tego samego spaceru zresztą. Dębina już zrobiła się strasznie senna i smętna.
Póki co żadne topielice ani dziwożony nie atakują :)
- DST 35.50km
- Czas 01:21
- VAVG 26.30km/h
- VMAX 40.60km/h
- Temperatura 11.0°C
- Podjazdy 103m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Pech i dobroć - glutem w mordę #1
Poniedziałek, 2 listopada 2020 · dodano: 02.11.2020 | Komentarze 15
Zaczęła się gehenna. Dwunastki w pracy to coś, od czego zawsze uciekałem, ale tym razem nie mam jak, bo - a jakże inaczej ostatnimi czasy - Covid. Czyli praca w zespołach, które mają się nie wymieniać między sobą, więc międzyzmiany odpadają. Więc kiszka - poranne wstawanie w środku nocy, żeby nie tylko zdążyć, ale i może jeszcze wykręcić chociaż gluta. Stąd nazwa tego cyklu, lekko nawiązująca do "guten Morgen".
Kropa załatwiła swoje dość sprawnie, więc wyruszyłem zgodnie z planem. Super. Pogoda była średnia, bo w nocy padało, a w momencie startu jeszcze lekko kropiło, jednak bez jakiejś masakry. Oczywistym wyborem był więc Czarnuch, od jakiegoś czasu nieużywany. Wymyśliłem sobie krótką południową pętelkę, kierując się z Dębca na Luboń, następnie Wiry i Komorniki. Szło przyzwoicie, nawet wjechałem na sekundę do lasu...
...bo zapasu czasu miałem sporo. Więc luz, zdążę. A tu nagle... płynę. Pana, i to w tylnym kole. I jak tu nie wierzyć w prawa Murphy'ego? Tyle kilometrów przejechanych w wolne dni bez awarii, a gdy wyjątkowo muszę być w pracy, oczywiście klops :/ No nic, nie było czasu na rozkminy filozoficzne, szybko zjechałem na chodnik, zdjąłem koło i zabrałem się za wymianę, gdy nagle kątem oka zauważyłem, że ktoś parkuje obok i pyta, czy może pomóc. Odpowiedziałem, że nie, poradzę sobie, ale kierowca powiedział, że ma pompkę, do tego pasującego do zaworu Presta i może za chwilę z nią być, musi tylko podjechać do domu. I faktycznie, chwilę później miałem okazję pompować nie podręcznym badziewiem, a konkretnym sprzętem. Wyjaśniła się też zagadka - sympatyczny uczynny pan sam jest kolarzem, do tego głównie szosowym. Po raz kolejny okazało się, że rowerzyści to inny, lepszy gatunek, hehe :) W tym miejscu raz jeszcze wielkie dzięki: takie rzeczy się zapamiętuje, przywracają też wiarę w bezinteresowność. Chapeau bas! :)
Wymiana poszła szybko, ale i tak czas mi się nagle skurczył. Musiałem więc zredukować założenia - dojechałem do "piątki", następnie z niej odbiłem w okolice Kotowa, wzdłuż Szacht dotarłem na Dębiec, a potem już Dolną Wildą do centrum.
Generalnie zdążyłem. A w pracy przypomniałem sobie, jak bezsensowne jest siedzenie tu rano. Kawka, śniadanko, pierdółki. Normalnie jak w jakimś dziale księgowości, tylko pasjansa nie ma, bo nam nam odinstalowali :) No nic, trzeba to trzeba, choć czas można o wiele lepiej spożytkować, na przykład na dwóch kołach.
A że te poranne gluty nie dają szansy na uchwycenie czegokolwiek ciekawego, w zamian Kropa udająca muminka :)
- DST 56.30km
- Czas 01:56
- VAVG 29.12km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 134m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Misja "Kormoran"
Niedziela, 1 listopada 2020 · dodano: 01.11.2020 | Komentarze 11
Najpierw priorytet: wyspać się na zaś przed czekającymi mnie dwunastkami w robocie. Starałem się bardzo, ale obawiam się, że nawet gdybym spał cały dzień, i tak by to nie pomogło.
Fajnie było sobie pochrapać, ale miało to jeden minus: dość niespodziewanie pogoda zaczęła się psuć. Tego nie przewidziałem, a szkoda, bo sobie po pobudce wymyśliłem, że podjadę do Grzybna, gdzie dość niespodziewanie przyuważyłem podczas ostatniej setki kilka kormoranów. Wziąłem ze sobą tym razem aparat, niestety - gdy już dojechałem było całkowicie szaro, a po drodze nawet mnie zmoczyło. Foty wyszły więc bardzo średnio, choć biorąc pod uwagę warunki, jak i to, że sprytne ptaki pochowały się na samym środku stawu, więc przypominały bardziej pchełki, narzekać nie mam zamiaru :)
Cóż, oto to, udało mi się przyuważyć. Przede wszystkim wspomniane kormorany. Sztuk trzy. Nie było lekko, musiałem głęboko wleźć w szuwary, żeby je "upolować".
Tu wygrywa mistrz drugiego planu :)
Poza tym marzła gdzieś tam czapla siwa (bardzo daleko, więc pikseloza)...
...a odleciała biała.
Kaczki to już wiadomo :)
Tam musiałem wleźć:
No i resztka fotek z trasy (Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosno - Drużyna - Nowinki - Pecna - Grzybno - Żabno - Żabinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań).
Tyle. Jutro - jeśli w ogóle się uda - tylko jakiś symboliczny dystans. Innego przed robotą nie zdążę :(