Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198707.80 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2021

Dystans całkowity:1701.55 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:61:19
Średnia prędkość:27.75 km/h
Maksymalna prędkość:58.60 km/h
Suma podjazdów:4772 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:56.72 km i 2h 02m
Więcej statystyk
  • DST 51.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 27.32km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 143m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na brodato

Sobota, 10 kwietnia 2021 · dodano: 10.04.2021 | Komentarze 14

Dzisiaj zaspałem. Skończyło się to po pierwsze tym, że zmokłem, a po drugie, że ledwo zdążyłem do roboty. Bo sobotę miałem pracującą, niestety.

Skoro zaspałem, to żeby się wyrobić musiałem się też zasapać. Gdy wyruszałem, pogoda jeszcze była w miarę w miarę, ale na piętnastym kilometrze zaczęło kropić i nie odpuściło do samego końca, nawet wręcz zamieniając się w regularny deszcz. Miałem nawet myśli o wcześniejszym powrocie, jednak wytrzymałem, z czego jestem dumny niczym paw. Taki puszczony po solidnej imprezie :)

Trasa: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Plewiska - Gołuski - Palędzie (nawrotka na zamkniętych rogatkach) - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Trochę skróciłem dystans, bo inaczej bym się nie wyrobił, więc najpierw pojechałem do domu się ogarnąć, a potem dobiłem do pięciu dych trasą do centrum.

Było paskudnie i wietrznie. Już nie tak jak wczoraj, ale za to zmienił się kierunek podmuchów z południowego na północny, dokładnie kiedy wracałem, więc nie tylko musiałem uważać na kałuże, ale też walczyć z mordewindem.

W Palędziu trafił mi się pierwszy w tym roku bocian. I to jaki! Z brodą :) Widocznie długo leciał, po drodze barberzy polockdownowani, znajomości nie miał i proszę :) Fotka niewyraźna, bo mi zaparowało od deszczu.
Bocian z brodą :)
Pierwszy tegoroczny, lekko zdegustowany warunkami :)
Tamże wykonałem fotę artystyczną, którą nazwałem "uwaga, maluchy" :)
Uwaga, maluchy :)
Były jeszcze i niewyraźne sarenki. Najpierw w resztkach słońca...
Sarenki jeszcze przy resztkach słońca...a potem już kryjące się przed deszczem.
Sarny kryjące się przed opadami
No i obowiązkowa fotka z rowerem.
Chwila przed opadami
Gdzieś tutaj zaczęło mocniej kropić.

Generalnie zawsze mogło być gorzej. Rower usyfiony, ale jedyny słuszny dystans wykonany :)


  • DST 56.70km
  • Czas 02:01
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 175m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z podzikowaniem :)

Piątek, 9 kwietnia 2021 · dodano: 09.04.2021 | Komentarze 14

No, w końcu mogłem dzisiaj posadzić cztery litery na szosie. Jak ja za tym tęskniłem! Fajnie co jakiś czas pojeździć po bagnach czy potaplać w błocku, ale jednak co twardy asfalt to twardy asfalt.

Wyjazd przed pracą, w stanie jak zwykle niewyspania kompletnego. Cieszyło, nawet bardzo, piękne słońce, co jednak nie oznacza, że było przyjemnie. Bowiem wciąż masakrycznie wiało, a temperatura była daleka od kwietniowego optimum. Postanowiłem więc nie walczyć, tylko spokojnie robić swoje bez szaleństw.

Trasa to dawno niezaliczane "kondominium": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Kriosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań.
Słoneczny (w końcu!) widok na WPN
Będę w Góglu :) I to pewnie kilka razy, bo ich auto najpierw czekało na podporządkowanej, potem mnie wyprzedziło, a w końcu i ja je minąłem na światłach. Ciekawe zapewne będzie ujęcie z telefonem w łapie, gdy cykam mu zdjęcie :)
Będę w Góglu :)
Ze zwierzakami skromnie. Żurawie, w tym jeden na tle kibla...
Żuraw i kibel
Żuraw brodzący
Zbliżenie na żurawia
Od kupra strony
...oraz łabędź polno-podleśny.
Łabędź polno-podleśny
Skubany, a w sumie to skubiący, łabędź
Po powrocie szybkie ogarnięcie się i do pracy.

A wczoraj podczas spaceru z psem po Dębinie spotkałem dobrych znajomych. Generalnie w miejscach, gdzie najczęściej przebywają, biorę Kropę na smycz, ale i tak już się do naszej dębieckiej parki się przyzwyczaiła. Mogłem więc spokojnie porobić kilka ujęć.
Dogłębna lustracja autorstwa dzika :)
Marchewkowy uśmiech dzika :)
Jakaś marchewa wlazła między zęby :)
Jak widać leśniczy (prawdopodobnie) wysypał im marchew, więc Dzikowscy zajęci byli najważniejszą rzeczą w życiu - jedzeniem:) Jedna pani w panice zaczęła się cofać, ale uspokoiłem, że z daleka można je swobodnie podziwiać, byle ich nie prowokować, nie przychodzić do lasu z pachnącym żarciem (tak jak niedawno paniusie z popcornem, przez co najadły się, ale strachu, co był najmniejszym rodzajem kary) i dać im po prostu żyć. Podziałało, a młody człowiek miał genialną lekcję przyrody.
Grunt to spokój. Pani została uspokojona, że to
To spotkanie zmotywowało mnie do zmontowania kilku momentów z tego roku. kiedy miałem okazję spojrzeć dzikom oczy w oczy. Oto krótkie podsumowanie:


  • DST 54.60km
  • Czas 02:11
  • VAVG 25.01km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 148m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Misja "Trzcielińskie Bagno" (nieudana)

Czwartek, 8 kwietnia 2021 · dodano: 08.04.2021 | Komentarze 15

Dzisiejszy wypad to moja osobista porażka. A miało być tak pięknie :)

Dzionek wolny, więc po pierwsze w końcu odespałem, co było bardzo fajne. Gorzej z pogodą, która wciąż trzyma poziom szanującego się przełomu listopada z grudniem. Padało, wiało, było zimno – jedna wielka masakra.

Ale postanowiłem w końcu zrealizować mały planik, który łaził mi po głowie od jakiegoś czasu. Bowiem ile razy przejeżdżałem szosą przez okolice Trzcielina, marzyło mi się na chwilę mieć przy sobie drugi rower, żeby skręcić w bruk, pole i syf, żeby dotrzeć do położonego w tych okolicach obszaru ochrony ścisłej Trzcielińskie Bagno. Kompletnie nieznane, z kilkoma gatunkami rzadkich ptaków. Czyli super sprawa.

Jako że warunki na jazdę na wąskich kołach były średnie, znów postanowiłem wsiąść na Czarnucha i w końcu nawiedzić wyżej wymienione miejsce. No i ruszyłem, z Poznania przez Plewiska, Gołuski, Palędzie, Dopiewiec i Konarzewo do Trzcielina. O samej jeździe nawet nie chcę pamiętać, bo to był pełznący młynek w tempie ślimaczym. Jednym słowem tragedia. Ale był cel, trzeba było zrealizować.

Z grubsza wiedziałem, gdzie się kierować, jednak musiałem wspomóc się nawigacją. Ta, jak się okazało, spieprzyła mi cały zamysł, kierując faktycznie na miejsce, ale – pisząc dosłownie – od dupy strony. Znalazłem się bowiem w sumie tam, gdzie powinienem, lecz w okolicy, w której nie widać było dosłownie nic. Nawet wlazłem na jedną z ambon (na szczęście ta była zamknięta)…
Jedna z wielu ambon, ta na szczęście zamknięta, Trzcielińskie Bagno
...wypatrzyłem to, czego szukałem za drzewami…
Niestety, widok na Trzcielińskie Bagno tylko taki :/
Tablica informacyjna, Trzcielińskie Bagno
...ale dostać już tam się nie dało. Chodziło mi bowiem o wieżę widokową, która GDZIEŚ tam mi zamigotała. Raz idąc, raz jadąc, poruszałem się po lesie jak pijany w poszukiwaniu otwartego nocnego i… kicha. Google Maps nie chciał mnie kierować, a dopiero w domu zobaczyłem, że od początku jechałem źle – powinienem skręcić w pola i las nie w Trzcielinie, a za inną wsią – Joanką. Cóż, będę mądrzejszy na przyszłość. I chyba już kolejny wypad jednak będzie bez roweru, bo dreptania było tam więcej niż kręcenia. Oto jakie widziałem atrakcje:
Dalej nie ryzykowałem, a i tak mi prawie buta zjadło :), Trzcielińskie Bagno
Trzcielińskie Bagno w pełnej krasie
Fotka na szybko, zanim zacząl się zapadać :), Trzcielińskie Bagno
Tu się prawie utopiłem :), Trzcielińskie Bagno
W poszukiwaniu zaginionego roweru, Trzcielińskie Bagno
Jeszcze dzika dzikość, Trzcielińskie Bagno
Przejazdu zdecydowanie brak, Trzcielińskie Bagno
Jedno się potwierdza - nazwa nie wprowadzała w błąd :) Naprawdę się nie poddawałem, próbowałem przedrzeć przez te mokradła, ale gdy w pewnym momencie zaczęło mi wsysać buta, zdezerterowałem :) Pokręciłem się jeszcze po okolicznych leśnych drogach, jednak okazały się ślepe - finalnie wylądowałem gdzieś w polu.
Leśna droga, Trzcielińskie Bagno
Przy drodze na Trzcielińskie Bagno
Krzywe drzewa, Trzcielińskie Bagno
Łąka między bagnami, Trzcielińskie Bagno
Generalnie porażka. Ale przynajmniej próbowałem. Miałem smaka na foty ptactwa, a tymczasem to ja byłem obserwowany przez jedną jedyną Sikorę Mroku :) Aż mnie ciary przeszły.
Sikora Mroku :)
Aha, no i nieopodal na polach, dość daleko, widziałem samotnego koziołka (trzy sarny uciekły mi zresztą spod nosa na bagnach)...
Samotny koziołek
...i dwa żurawie...
Wędrujące żurawie
...jednak nie na to liczyłem. Raz co prawda przeleciał mi nad głową jakiś drapieżnik (chyba nawet błotniak stawowy), ale gałęzie nie dawały szans na zrobienie zdjęcia. A żeby było jeszcze bardziej depresyjnie, oto obszar Natura 2000 w wersji Polska 2021 :/
Obszar ochrony ścisłej... Taaa, przecież to Polska :/
W poszukiwaniu szlaku trafiła się wycinka :/, Trzcielińskie Bagno
Natura 2000. wersja PL 2021
Gnoje...

Był jeden jedyny plus - wiatr w plecy podczas powrotu (Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań). Choć też bez jakiegoś cudu. Aha, do tego padał jeszcze deszcz. Oraz śnieg. Miodzio :)


  • DST 52.30km
  • Czas 02:05
  • VAVG 25.10km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 131m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Takiego wała

Środa, 7 kwietnia 2021 · dodano: 07.04.2021 | Komentarze 10

Dzisiaj miałem nawet okazję się wyspać, bo formalnie nic mi nie przeszkadzało. Ale widocznie zbyt komfortowe warunki to coś dziwnego dla mojego organizmu, bowiem w zamian co jakiś czas się budziłem. No nie ma lekko :)

Wyjazd więc znów na levelu "zombie". Do tego za oknem samochody jeszcze świeciły bielą po nocnych opadach śniegu, było cholernie zimno, no i wciąż wiało koszmarnie. Wybór padł więc znów na rower od mokrej roboty, czyli Czarnucha.

Trasa najprostsza jak to możliwe, z Poznania przez Luboń, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę, Krosinko i Dymaczewo Stare do Bolesławca, gdzie nastąpiła nawrotka.

Jako że pogoda robi nas w wała, ja też, korzystając z okazji, wybrałem wał. A w sumie wałek, wzdłuż Kanału Mosińskiego.
Takiego wała z tym wiatrem!
Prowadzi on do zapory, jak na taki mały ciek, całkiem konkretnej. Nawet udało mi się na niego zerknąć z dołu - bo był zakaz wchodzenia, ale nie jazdy :)
Był zakaz wstępu, ale nie zakaz wjazdu :)
Zapora na Kanale Mosińskim
Zdegustowany aurą był nawet myszołów. Nie dziwię mu się.
Nawet myszołów ma dość takiej wiosny
Jednak najważniejsze, że rozwiązała się zagadka, która nurtowała mnie od jakiegoś czasu. Daniele z Bolesławca wciąż są! :) Widocznie albo miałem pecha co do momentu, gdy tam bywałem, albo po prostu ktoś stwierdził, że nie ma sumienia ich wypuszczać na taką zimnicę. Dzisiaj więc udało się uwiecznić całe solidne stado.
Prawie całe stado
Trzy samce w dobrej komitywie
Stadko danieli
Co najważniejsze, pojawiło się sporo młodzieży.
Drapanko :)
Młódź wśród danieli
Tu trzy normalne, a jedno z autyzmem :)
Trzy młode daniele zaciekawione, jeden z autyzmem ;)
Widoczne tu poruszenie wywołał... kot.
Chyba widzieliśmy kotka! :)
Zacnie prezentował się również albinos.
Daniel-albinos
Miło było je zobaczyć. Tak samo jak królika :)
Zmarznięty króliczek
Szkoda, że światło do zdjęć żadne. No ale mogło być gorszej, W sumie było, bo wracałem w lekkim śniegu, przez który nawet nie pojechałem rowerem do pracy, dystans więc dzisiaj nieco krótszy.


  • DST 61.70km
  • Czas 02:28
  • VAVG 25.01km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 135m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ambonalnie

Wtorek, 6 kwietnia 2021 · dodano: 06.04.2021 | Komentarze 18

Mam wrażenie, że jakieś niecne siły się zmówiły, żebym w tym tygodniu wyspać się nie mógł. Święta to wiadomo, ciągle coś, dzisiaj za to zadziałał czynnik czworonożny. Bowiem wczoraj zaaplikowaliśmy Kropie zapobiegawczo tabletki odrobaczające, które zadziałały z opóźnionym zapłonem i o czwartej rano miałem niezwykłą okazję do podziwiania trawki na Dębcu. Oraz transportowania czegoś średnio pachnącego do kosza na psie odchody :)

Tak więc pobudka kilka godzin później była ciężka, tak samo jak uświadomienie sobie, że za oknem jest niewiele powyżej zera. Spoko, w lutym bym się cieszył z takich wartości, ale w kwietniu to jednak bym poprosił o to moje wymarzone plus piętnaście, a może nawet plus osiemnaście...

Do tego z zachodu zaczęły nadlatywać szare chmury. Pogodynki zapowiadały deszcze, więc zapobiegliwie wybrałem do jazdy Czarnucha. Miało to jeszcze jeden plus - wiało tak mocno, że tylko bym się wkurzał, że kręcę i kręcę, a średnia żałosna. A tak? Młynkiem, młynkiem, spokojnie, bezstresowo, do przodu, bez specjalnego patrzenia na licznik.

Trasa znów polna: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Finalnie (na szczęście) z opadów nici, wręcz przeciwnie - wyszło piękne słońce. A ja skorzystałem z okazji, że mam pod tyłkiem ciężki sprzęt i zacząłem głębiej eksplorować okolice Lisówek. Niestety tylko przez chwilę, bo i tak byłem do tyłu z czasem. Znalazłem jednak raj dla grubych mend zwanych myśliwymi, czyli ambonę - typowo polski element sielksiego krajobrazu.
Gdyby nie to, że było blisko zera, to wizualnie faktycznie wiosna :)
Tak żeby grubasy mogły łatwiej mordować :/
Przy ambonie, Lisówki
Oczywiście nie mogłem się nie wdrapać :) A w środku normalnie Bizancjum, wszystko wyściełane, fiu fiu. Tylko pety nie pasowały, choć zabrakło mi walających się flaszek.
Wnętrze ambony niemal takie jak tej kościelnej :)
Widoczek sympatyczny. Takie wielkopolskie milusie łysiny :)
Widok z okna ambony, Lisówki
O sam las jedynie zahaczyłem kołem.
W lesie w okolicach Lisówek
Trzeba się tu kiedyś faktycznie wybrać na dłużej nie szosą. Ale do tego potrzebuję wolnego dnia.

Jakieś tam zwierzaki w pośpiechu cyknąłem po drodze. Zaspane bardziej ode mnie sarenki...
Obserwujący mnie koziołek
Ziewająca sarenka
...tutaj do wyboru, zamiast pyrek :)
Pyry albo sarenki - wybór należy do Ciebie :)
Jak zwykle wysoko na niebie latał myszołów.
Kołujący myszołów
Jednak najciekawiej było przy autostradzie. Jak zwykle bowiem czyhają tam sępy, takie rodzime :) Czyli kolejny myszołów, który oczywiście mi uciekł zanim wyjąłem aparat, udało się więc jedynie uchwycić niewyraźnie jego odlot - na dość ciekawym tle... pędzącego tira :)
Wznoszący się myszołów na tle tira przy autostradzie
A po drugiej stronie wypatrzyłem pliszkę siwą. Co ona tu robiła? Nie mam zielonego, a nawet biało-czarnego pojęcia :)
Pliszka siwa relaksująca się przy A2 :)
W domu nastąpiło szybkie ogarnięcie się i do pracy. Rowerem.


  • DST 54.10km
  • Czas 02:00
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na sucho-mokro

Poniedziałek, 5 kwietnia 2021 · dodano: 05.04.2021 | Komentarze 19

Znów się nie wyspałem. Ale tym razem winna była tylko i wyłącznie pogoda, która miała się skopać maksymalnie w okolicach południa. Uprzedzając fakty – prognoza się wyjątkowo sprawdziła. I to jak!

Wyjazd rowerowy nastąpił o 9:30, gdy jeszcze było sucho. Ale za to jak wiało! Fiu, fiu… Napiszę tylko, że w połowie trasy miałem średnią gdzieś na poziomie 24 km/h, co jak na szosę jest wynikiem naprawdę zacnym. Dla stulatka :) Oj, ciężko było, podczas powrotu zdecydowanie lepiej, choć o dziwo bez cudów, bo kopało podmuchami dość często z boku. Cały wypad więc wyszedł/wyjechał poniżej krytyki.

Trasa to ”odwrotne kondominium”: Poznań – Luboń – Komorniki – Szreniawa – Rosnówko – Trzebaw – Dębienko – Stęszew – Witobel – Łódź – Dymaczewo – Krosinko – Mosina – Puszczykowo – Łęczyca – Luboń – Poznań.

Jak zwykle asfaltowy odcinek DDR-ki wzdłuż WPN-u z musu (zakaz) zaliczyłem…
Wietrznie, ale z klasycznym widokiem na WPN
...ale wciąż mi jakoś nie po drodze z bublem na styku Stęszewa z Witoblem. To znaczy po drodze, tej zwykłej :) O dziwo dzisiaj obyło się bez klaksonów, zapewne dzięki małemu ruchowi.
Ciągle mi z tym badziewiem nie po drodze. To znaczy po drodze, tej zwykłej :), Witobel
W samym Stęszewie w końcu udało mi się zatrzymać i uwiecznić ciekawą chatę, z taką typową zabudową tych okolic. Być może bamberską, ale pewności nie mam.
Typowa zabudowa w Stęszewie
O dziwo w ptactwo dziś obrodziło, choć takie średnio oryginalne. Hamowania więc było sporo. Przede wszystkim żurawie…
Zawiany żuraw
Żurawia wędrówka ku sobie
...kruk…
Kruk z brudnym dziobem
...ledwo widoczna dzierlatka…
Ledwo widoczna dzierlatka
...potrzeszcz…
Potrzeszczyk
...oraz gęgawy.
Dwie gęgawy
Gęgawa z boczku
A z daleka przyuważyłem jeszcze sarenki.
Polny klimacik w okolicach Dymaczewa
Generalnie warto było wstać wcześnie, bo jakieś pół godziny po powrocie lunęło. Najpierw nieśmiało, a potem już konkretnie. A po południu nawet zdarzyła się śnieżyca. W sumie lepsze to niż jakiś debilny śmigus-dyngus ludzkiego autorstwa :) Tylko spacer w deszczu był dość upierdliwy, ale z jednym wielkim plusem – lasem bez tłumów. Uwielbiam :)
Na spacerze też nie było lekko :)
Najgorzej ze zdjęciami, bo obiektyw mi albo parował, albo był zalewany. Jednak kilka kurdupli udało się uchwycić, niestety jakość jest… opadowa :)

Oto wściekłe gągoły…
Wściekłe gągoły :)
...zięba…
Zmokła zięba z jakimś jedzeniem w dziobie
...rudzik…
Rudzik, czyli kolejny zmoknięty kurdupel
Rudzik konsumuje kulruralnie, bo na stole :)
...kowalik…
Kowalik chowający się przed kroplami
...oraz sikora uboga.
Sikora uboga
Na koniec drzewolud ze śmieszki w Łęczycy. Fajny, no nie? Niestety, idzie do wycinki. Polska :/
Drzewo patrzy przerażone, bo jest oznaczone do wycinki :/
Kolejne dni mają być rzeźnicze pogodowo. Chyba całkiem realna jest przerwa od rowerowania. Za to powrót do roboty jest pewny. Wrrr.


  • DST 55.20km
  • Czas 01:58
  • VAVG 28.07km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 167m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spóźniony pana-aprilis

Niedziela, 4 kwietnia 2021 · dodano: 04.04.2021 | Komentarze 14

Jak zwykle podczas świąt nie mogę się wyspać. Niby wolne, niby pandemia, a i tak czasu na wszystko brak. W moje rodzinne strony z wiadomych względów znów się nie wybraliśmy, jednak spotkanie online trzeba było zorganizować, tak samo jak na chwilę odwiedzić teściową, oczywiście zachowując odpowiedni dystans. Do tego zrobić Kropie solidny spacer. No a rano jeszcze skonsumować solidne śniadanie. Padam na ryj :)

Na rower wyruszyłem lekko po jedenastej, przy pięknym słońcu, ale w towarzystwie zimnego i całkiem solidnego wiatru. Postanowiłem się nie spieszyć i spokojnie zrobić swoje, tym bardziej, że znów wybrałem trasę polną, jedną z ostatnio najczęściej wybieranych: Poznań - Luboń - Wiry - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Wiedząc, że większość miejscówek będzie zapchane ludzkością, chwilę relaksu zaplanowałem sobie w Lisówkach, nad mało popularną częścią Jeziora Tomickiego. Nie zawiodłem się, zaliczając spacerek po ulubionym trapie, takim z gatunku "nigdy sucho, nigdy pewnie" :)
Oaza spokoju
Dalej już trzeba było bez roweru ;)
Klimatyczny trap na Jeziorze Tomickim
Trap z gatunku nie zawsze sucho, nie zawsze pewnie :)
Same Lisówki wciąż niezmiennie nie do końca na szosę :)
Przycięte wierzby za Lisówkami
Jednak nie zawiodłem się pod względem ptactwa. Jeden samotny żuraw...
Żuraw czegoś lub kogoś wypatruje
Drepczący żuraw
...jeden kwiczoł...
Kwiczoł na drucie
...oraz jeden potrzeszcz. Ale taki wdzięcznie się prezentujący i mną zaciekawiony :)
Potrzos z profilu
Zaciekawiony potrzos
Przeciągający się potrzeszcz :)
Natomiast na polach w okolicach Dopiewa zobaczyłem dwa snujące się cienie. Dopiero w zoomie okazało się, że to jakieś półdzikie (?) szwendające się psy w typie labradora. Zapewne niegroźne, ale jako człowiek wychowany na "Cujo" Stephena Kinga, wolałem tego nie sprawdzać :)
Bezpańskie psy na polach w okolicach Dopiewa
Gdzieś daleko przy autostradzie wypatrzyłem jeszcze sarenki.
Stado saren przy autostradzie
No i na koniec spóźniony prima aprilis - na trzy kilometry od domu trafiła mi się pana. Taka nagła. Odzwyczaiłem się. Miałem do wyboru: albo dreptać pół godziny, abo szybko wymienić dętkę. Wybrałem bramkę numer dwa. Na szczęście guma poszła w przednim kole, więc połowę roboty było mniej. A ja przy okazji w końcu się dowiedziałem, czemu służą te paskudne biało-czerwone barierki przy śmieszkach: to wieszaki! :) Patent przekazuję w świat, można korzystać, oby jak najrzadziej były ku temu okazje.
Przy okazji dzisiejszej pany w końcu rozgryzłem, czemu służą barierki przy śmieszkach :)
A jutro... deszcz ze śniegiem :/


  • DST 55.60km
  • Czas 01:55
  • VAVG 29.01km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 122m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Parująca sobota

Sobota, 3 kwietnia 2021 · dodano: 03.04.2021 | Komentarze 29

Dla mnie, praktykującego agnostycyzm niekatolika, święta wszelakie mają jeden jedyny plus - czas wolny. Zamierzam korzystać, ile się da :)

Dzisiaj niestety jeszcze dzionek miałem zalatany. Nie tylko ja, bo korki na mieście były całkiem niezgorsze. Nie zabrakło oczywiście również idiotów za kółkiem - dwa razy zostałem świątecznie strąbiony - raz na Dąbrowskiego na wysokości Woli, gdzie jakiemuś frustratowi wydawało się, iż jest śmieszka (nie ma), a potem na DK92, bo widocznie dla bezmózgów każda droga z pasem zieleni pośrodku to z automatu autostrada. Winszuję :)

Trasę wykonałem północno-zachodnią: Dębiec - Górecka - Grunwald - Jeżyce - Ogrody - Wola - Smohowice - Baranowo - Swadzim - Sady - Tarnowo Podgórne - Lusowo - Lusówko - Sierosław - Zakrzewo - Dąbrowa - Skórzewo - Plewiska - Poznań.

Pogoda była dziwna - wyruszałem w słońcu, w połowie zaczęły pojawiać się solidne chmury, do tego mocno wiało. Jednak miałem szczęście, gdyż ominęła mnie solidna ulewa, która nadeszła nad sam Poznań, bo akurat byłem pod inną, suchą chmurką :) Tylko dupa mi zmokła później w kałużach. A godzinę później spadł... grad.

Skoro byłem na Ogrodach, wstąpiłem na chwilę na dawno nienawiedzany Cmentarz Jeżycki (piękny), cyknąć fotę grobowca Kulczyków. Rzeźba autorstwa Mitoraja zdecydowanie tworzy klimat.
Rzeźba autorstwa Mitoraja na grobowcu Kulczyków, Poznań
Napisy na grobie Kulczyków, Poznań
Grobowiec Kulczyków,  Cmentarz Jeżycki, Poznań
Tak jak napisałem, za Tarnowem aura zaczęła się psuć.
Nagła zmiana pogody
Nad Jeziorem Lusowskim nawet zaczęło być mi zimno.
Dziko nad Jeziorem Lusowskim
Z ptactwem średnio. Jedna samotna łyska z farfoclem w dziobie...
Łyska i jakiś farfocel
...oraz kania ruda, jednak zbyt daleko do dobrego uchwycenia w szarzyźnie.
Kania ruda manewruje wśód drzew
Kania ruda (za) wysoko na zachmurzonym niebie
Tu z kolei się nieźle nabrałem :)
Z daleka się nabrałem :)
Wolna sobota ma dla mnie jeszcze jeden fajny motyw - możliwość uchwycenia parowozu z Wolsztyna. Najczęściej o tym zapominam, dzisiaj jednak zaplanowałem sobie dwa spotkanka. Jeden rano...
Bezkolizyjna mijanka rowerzystki z parowozem
...drugi po południu, już na stacji Dębiec.
Wjazd na stację
Parowóz na stacji Dębiec, Poznań
Ol49 z Parowozowni Wolsztyn z bliska
Koła w ruch, para buch! :)
Szkoda tylko, że ten egzemplarz Ol49, zresztą polskiej produkcji, ma taki mało subtelny dziób :) Ale i tak genialną sprawą są te cotygodniowe regularne kursy Wolsztyn - Poznań - Wolsztyn. Ewenement i pozytyw na skalę światową.


  • DST 57.10km
  • Czas 01:58
  • VAVG 29.03km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 126m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dwuwpis

Piątek, 2 kwietnia 2021 · dodano: 02.04.2021 | Komentarze 17

Kolejny dzionek ze schematem: "wstać, wciągnąć kofeinę (nie kokainę), ruszyć, wrócić, pojechać do pracy" za mną. Szósty pod rząd. Hafcik :)

Zgodnie z prognozami pogoda się zmieniła. Wczoraj wieczorem wracałem w ulewie (nie polecam), dzisiaj na szczęście znów wyszło słońce, ale za to się zrobiło zimniej - w najcieplejszym momencie było sześć stopni. 

Trasa zachodnia: Poznań - Plewiska - Skórzewo - Wysogotowo - Batorowo - Lusowo - Lusówko - Sierosław - Zakrzewo - Dąbrowa - Wysogotowo - Skórzewo - Plewiska - Poznań.

Oczywiście nie omieszkałem zatrzymać się na chwilę przy Jeziorze Lusowskim, ale tam bida z ptactwem, jedynie samotny perkoz pływał w oddali.
Perkoz daleko na jeziorze
Jak zwykle chwila oddechu nad Jeziorem Lusowskim
Za to dalej na trasie napatoczyły się dwa żurawie...
Maszerujące żurawie
..szpak...
Lekko zasłonięty szpak
...oraz wróbel na dachu :)
Lepszy wróbel na dachu :)
No i tyłek koziołka sarny.
Koziołek ucieka w kierunku cywilizacji
Oczywiście nie mogło się obyć bez próby pozbawienia mnie życia. Między Wysogotowem a Skórzewem wyprzedził mnie jeden gazeciarz na milimetry, a że miałem akurat wyjątkowo wiatr w plecy, to po klasycznej wiązance zacząłem go gonić, z zamiarem wyprzedzenia i powiedzenia paru słówek podczas tego manewru. Generalnie by się udało, ale gnój specjalnie zahamował, gdy miałem na liczniku grupo ponad 40 km/h, przez co ledwo zdążyłem dać po hamulcach, po czym przyspieszył. Oj, tego już darować nie mogłem. Dogoniłem sukinsyna na skrzyżowaniu, ale tchórz bał się otworzyć szybę. Demolki robić nie chciałem, więc tylko poszło kilka sympatycznych słówek i odpuściłem. Menda ma na pamiątkę fotkę, w której nie zamierzam zamazywać blach.

Aha, a już w Poznaniu kolejny as. To, jak widać, część TYLKO dla rowerów, chodnik jest po prawej. Ale to zbyt skomplikowane. I jak ten kraj ma być normalny, skoro nadrprezentacja idiotów i chamów jest tak wyraźna...?
Tak, to oczywiście jest droga TYLKO dla rowerów. Nawet pismo obrazkowe jest zbyt skomplikowane dla niektórych
Na koniec zaległości z wczoraj, bo w końcu dorwałem się do karty, której zapomniałem :) W Lisówkach, na samym końcu, powstała stajnia, z całkiem zadbanymi konikami.
Widok na stajnię w Lisówkach
Konie z Lisówek
Obok, na dachu jednego z domów, odstrasza ptaki taki oto gustowny... ptak:
Klimatyczny straszak na dachu
Trafił się jeszcze myszołów, ale zbyt wysoko na wyraźne ujęcia. No cóż, przynajmniej jedno jest chociaż w miarę dynamiczne :)
Widziałem myszołowa cień
Może i niewyraźne, ale za to dynamiczne :)
Mam też na koncie kolejną uratowaną ropuchę - tym razem musiałem zasłonić ją rowerem, bo akurat dostawczak skręcał.
Kolejna wygrzewająca się ropucha do uratowania z asfaltu
Rozpoczynamy marsz :)
Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 58.10km
  • Czas 02:00
  • VAVG 29.05km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 141m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Samoprimowanie

Czwartek, 1 kwietnia 2021 · dodano: 01.04.2021 | Komentarze 18

Na początek moje samobiczowanie. Sam bowiem zrobiłem sobie dziś prima aprilis. 

Wziąłem ze sobą aparat, porobiłem nawet kilka zdjęć, nic specjalnego, ale cos tam się uchwyciło i... zostawiłem kartę pamięci w domu zamiast wciąć do pracy. Brawo ja :) Dzisiaj więc minimalna ilość fotek, tych, które miałem w komórce.

Wyjazd poranny, przedpracowy, na zachód: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Tym razem dojechałem do końca Lisówek, czyli z grubsza na koniec świata. Kiedyś KSU śpiewało, że są nim Ustrzyki, ale ja mam inne zdanie :)
Koniec świata to Lisówki :)
Lasek na skraju Lisówek
Z trasy to w sumie tyle :) Wciąż wiało, więc na polach było ciężko, poza tym bez przygód.

Żeby jakiś zwierzak był. wczorajszy przykład na to, że wiosna już przyszła - napotkany podczas wieczornego spaceru z Kropą jeżyk. Taki świeżo przebudzony, zaspany, ale żywy. Pewnie nie raz i nie dwa spotkam go jeszcze na osiedlu :)
Teraz to już nie ma żadnych wątpliwości - wiosna! :)
Przestraszony wieczorny jeżyk
Mógłbym jeszcze coś wspomnieć o zamieszaniu w pisowskim burdelu, ale nie chcę kopać leżącego, umieszczę więc jedynie coś, co znalazłem na fanpejjdźu "NIE" :)

Dystans zawiera dojazd do pracy. Wczoraj miałem zdecydowanie zbyt aktywny w niej dzionek, dzisiaj na szczęście luz, więc mogłem pobawić się w robienie nowego avatara na tablecie. Takim trollopaskudem od dziś będę się posługiwał :)
Czas na nowy avatar. Trollopaskud wykonany na tablecie :)
Rower już mi się nie zmieścił :)