Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197810.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2017

Dystans całkowity:1378.85 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:31
Średnia prędkość:26.26 km/h
Maksymalna prędkość:61.50 km/h
Suma podjazdów:5259 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:51.07 km i 1h 56m
Więcej statystyk
  • DST 33.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 26.05km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 104m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut osiemnastotysięczny

Poniedziałek, 18 grudnia 2017 · dodano: 18.12.2017 | Komentarze 10

Oj, miałem dziś mentalnego gryzia, co mnie molił. Stan mojego BS-owego kilometrażu wynosił na godziny poranne dokładnie 17 970 km. Jak łatwo policzyć - nawet mi - brakowało równiutko trzech dych do osobistego rekordu, który wynosił 18 tysięcy owych jednostek metrycznych. Problem był jeden - stan dróg, które po nocnych przymrozkach zachęcały do wyruszenia raczej średnio, oraz fakt, że w samo południe musiałem być w pracy.

Wymyśliłem więc kompromis - odczekałem do maksymalnej godziny, do której mogłem (czyli kilkanaście minut po dziewiątej), wcześniej wykonując misę rozpoznania terenu w postaci desantu piechotą na piekarnię. Jego wynik był na tyle dodatni, że ruszyłem powolutku crossem, w każdej chwili licząc się nie tyle z powrotem, ile z glebą.

Jednak byłem sprytniejszy niż ustawa przewiduje i trasę wymyśliłem taką z prawie zerową ilością DDR-ek, co łatwe nie było, ale znacznie ograniczyło ryzyko upadku. Bo jak wiadomo polskie ścieżynki to największe zagrożenie dla szanującego się rowerzysty :) Ruszyłem z Dębca przez Luboń i Wiry do Komornik, tam skręciłem w kierunku Szreniawy i Rosnówka, a stamtąd wróciłem przez ponowie Komorniki i Plewiska do domu. Bez upadku i żywy, choć w Luboniu mogłem skończyć tragicznie. gdy wyprzedził mnie na zakręcie na gazetę wciśniętą między mnie a samochód jadący z naprzeciwka, troglodyta spod szyldu PZ, do tego pędzący Golfem. No nie pomógł mi w walce ze stereotypami :)

Tym samym - fanfary! - cel został osiągnięty, a nawet przekroczony o całe trzy kaemy. Na więcej czasu nie miałem, ale dobre i to. Teraz mogę odsapnąć, to, co się uda dokręcić to moje, ale że końcówkę roku będę miał z musu nierowerową, to uważam swój wynik za całkiem przyzwoity i ciężki do powtórzenia. Że tak nieskromnie przyznam sam przed sobą :)


  • DST 52.30km
  • Czas 02:05
  • VAVG 25.10km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kontrastując

Niedziela, 17 grudnia 2017 · dodano: 17.12.2017 | Komentarze 11

W sumie fajnie, że pogoda się o mnie troszczy i zapewnia co jakiś czas sporo atrakcji, ale może jednak za takie, jakie miałem dzisiaj, na przyszłość podziękuję. Jeśli mogę. Pewnie nie mogę :)

Maksymalną godziną, o której musiałem wyjechać, żeby zdążyć do pracy, była ósma rano z małym poślizgiem. Co wykonałem, a jak się okazało słowo "poślizg" było tu nieprzypadkowe, Gdyż zero stopni dało co prawda w miarę przejezdne drogi, ale już na samym początku zaliczyłem glebę. Gdzie? Ano na DDR-ce, o dziwo tej całkiem fajnej, zaraz przy tunelu na Dębcu. Ma ona jeden minus - żeby na nią wjechać z ulicy trzeba wejść w zakręt, co robiłem w skupieniu, jednak spory lodowy kawałek mnie pokonał i nanosekundę później podziwiałem zamarznięte kryształki z bliska. Na szczęście nic poważnego się nie stało, będę miał siniaka i na razie mam obity bok, ale kręciłem dalej. Pocieszam się, że z takiego poślizgu nie wyszedłby bez szwanku nawet Kubica w wersji bike-owej, a poza tym to bodajże mój trzeci glebson w tym roku, a każdy z nich odbył się na ścieżce. Co po raz kolejny potęguje moją miłość do nich.

Dalsza jazda była troszkę bardziej ostrożna, tak na wszelki wypadek, zgodnie z zasadą, że jak rano dostaniesz w pysk, to potem przez cały dzień chodzisz grzeczniejszy :) Ruszyłem przez Luboń, Wiry, Komorniki w kierunku serwisówek i Gołusek, gdzie nawet pojawiło się na jakiś czas słońce. I teraz uwaga. Oto zdjęcie zrobione o godzinie 9:27:

Natomiast to cyknąłem o 10:20.

Quizu pod tytułem "znajdź dziesięć różnic" raczej nie ma sensu ogłaszać :) Pogoda zmieniła mi się w ciągu kilkudziesięciu minut jak w górach - a zaczęła to robić na chwilę przed połową dystansu, więc jedyne, co mogłem wykonywać to kręcenie dalej. Oj, wesoło fragmentami było... Jednak gleba nr dwa tego samego dnia nie była mi dana. Uff.

Reszta trasy (z duszą na kierownicy) to: Palędzie, Dąbrówka, Zakrzewo, Dąbrowa, Wysogotowo, Skórzewo, Poznań Junikowo, Plewiska i znów Poznań, tyle że Górczyn i Dębiec. Pokonywana głównie w tak komfortowych warunkach:

Pod koniec upolowałem jeszcze autobus, którego kierowca czuł się w nich na tyle dobrze, że uznał włączenie świateł za zbędne. No ale przecież to TransLub z Lubonia, więc nic w tym dziwnego :)


  • DST 58.10km
  • Czas 02:16
  • VAVG 25.63km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 201m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Buro-nie-glut

Sobota, 16 grudnia 2017 · dodano: 16.12.2017 | Komentarze 7

Gdyby nie to, że grubo przed południem musiałem być w pracy, to pewnie właśnie bym wstawał. Tymczasem wykonałem ową czynność w samym środku nocy, czyli około 7:30 :) Podświadomie miałem małą nadzieję, że nie będę musiał, bo łóżko jak zwykle magicznie przyciągało, ale o dziwo - wbrew ostrzeżeniom synoptyków - wielkich przymrozków nie było, a jedynie pozostały mokre ulice po wczorajszych opadach. Osiodłałem więc szybko crossa, pochłonąłem kawę i ruszyłem.

Pierwotnie miałem zamiar wykonać jedynie gluta, i w sumie to zrobiłem, na trasie z Poznania przez Plewiska, serwisówki, Dąbrówkę, Palędzie, Gołuski, znów Plewiska i do domu. No ale jechało mi się na tyle nie-niebezpiecznie, że wpadłem na rzadko uskuteczniany u mnie pomysł dojazdu swoim rowerem (a nie miejskim) do pracy. Podjechałem więc do domu, ogarnąłem się, skonsumowałem na szybko skonstruowane przez Żonę śniadanie i wcieliłem swój plan w życie. Było jedno "ale" - brakowało mi do pięciu dych dobrych kilkunastu kilometrów. Czasu było mało, a że w linii prostej do roboty mam zaledwie kilosów pięć, to czekała mnie jeszcze rowerowa nadbudowa w postaci kółeczka przez miasto. Jak zwykle był to błąd, bo więcej stałem, niż jechałem. Czyli klasycznie :) Sobota prawie przedświąteczna jak się okazało to coś porównywalnego z październikowym deszczowym poniedziałkiem. Przepchałem się jakoś z Dębca przez Górczyn i Ogrody na Sołacz, tam nawrotka do Kaponiery i doczłapanie do samego centrum. W robocie byłem na styk. I niech taka wersja będzie obowiązującą :)

Poznań był dziś szary, bury i ponury. Fuj.

Tu Relive.

PS. Dokręciłem jeszcze wieczorem kilka kilometrów na trasie kołchoz - dom, dodając je do dzisiejszego dystansu.


  • DST 54.20km
  • Czas 02:05
  • VAVG 26.02km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 252m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lodówkowo

Piątek, 15 grudnia 2017 · dodano: 15.12.2017 | Komentarze 3

Wczoraj zostałem pokonany przez pogodę (rano breja, potem musiałem iść do pracy, a poza tym zaczęło padać), więc udało mi się jedynie pomęczyć godzinę na chomiku (33 km ze średnią 32,6 km/h) i przejść do roboty piechotą (na dystansie dokładnie pięciu kilometrów). Dziś za to miałem dzień wolny, w związku z czym najpierw się wyspałem (tu posiadam mistrzowskie umiejętności), a potem zacząłem kombinować w temacie rowerowym.

Wczesnym rankiem (czyli po dziesiątej) jeszcze nie padało, a drogi wydawały się w miarę przejezdne, stąd zakiełkowała mi nawet myśl o wyjeździe szosą. Jednak sam się za nią skarciłem, co jak się okazało było zdecydowanie słuszne, gdyż może w mieście było jeszcze całkiem komfortowo, ale już za nim zaliczyłem kilka zakrętów ze sporą zawartością błota pośniegowego, gdzie zwalniałem niemal do zera. A wisienką na torcie była ścieżka w Łęczycy, na której pojawiło się to, co pojawia się tam co roku, jak i co roku nikt nic z tym nie robi, a zakaz poruszania się drogą jak stał, tak stoi. Po tym, jak udało mi się wyjść cało z nagłego driftu (wciąż jestem w szoku co do swoich umiejętności), cyknąłem fotę i olewając debilne ograniczenie kręciłem dalej szosą, najpierw jednak uskuteczniając trening łyżwiarski, żeby wydostać się z tej pułapki.

Trasa (tu Relive) to "muminek", najpierw przez Lasek Dębiński, potem Starołękę, Krzesiny, Koninko, Sypniewo, Głuszynę, Babki, Czapury, Wiórek, Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo, wspomnianą Łęczycę, Wiry oraz Luboń do domu. W Krzesinach skręciłem w kierunku bram 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego (to ci od F16), bo chciałem zrobić zdjęcie choćby przy bramie, jednak najpierw - nauczony doświadczeniem - zapytałem pilnujących, czy mogę. Panowie z przykrością poinformowali, że jest zakaz, a ja się cieszyłem, że wpadłem na pomysł, żeby najpierw spytać, bo z dziurą od kuli w głowie mogłoby mi się dość ciężko dalej jechać :)

Żeby wpis nie był łysy, to w zamian udokumentowałem mglisty klimat nad Wartą przy moście pomiędzy Rogalinkiem a Puszczykowem.


Mam dużą sympatię do tego miejsca. Jak zresztą do całych okolic granic WPN-u i Rogalińskiego PK. I nie jestem sam w tej sympatii.

Kilka ostatnich kilometrów pokonywałem w deszczu, a jutro nie dość, że idę wcześniej do roboty, to jeszcze mają być w nocy przymrozki. Słabo - a w sumie to w ogóle - widzę sobotnią jazdę.


  • DST 52.40km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.10km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

KKK + Sejtan light

Środa, 13 grudnia 2017 · dodano: 13.12.2017 | Komentarze 9

Dzisiaj towarzyszył mi Szatan wersja light. Pysk miał nawet ładny, bo było zadziwiająco słonecznie, ale już zaledwie jeden stopień na termometrze plus zimny i niechcący współpracować mocny wiatr (choć przyznać trzeba, że zdecydowanie słabszy niż wczoraj) ukazały jego prawdziwą naturę. Pozwoliła mi ona na wynik godny jazdy na składaku, mimo że po przerwie znów wsiadłem na szosę. Ale nic to, jest kolejne pisiont? Jest! :)

Trasa: "kondomik" w wariancie przez Luboń (korki!), Komorniki, Szreniawę, Stęszew, Łódź, Dymaczewo, Mosinę. Puszczykowo, Łęczycę i Luboń (korki!) do domu. Bez przygód, jedyne co mnie zdziwiło to kumulacja tirów wiozących świnie do rzeźni - wyprzedziły mnie chyba ze cztery takie, serwując nie tylko doznania dla nosa, ale jak zwykle przykre dla umysłu.

Nowość. Klu Klux Klan, szwadron Luboń, zadbał o odpowiednią świąteczną oprawę :) Niestety nie dało się z jej okolic usunąć cienia mojego cynizmu :)



  • DST 53.55km
  • Czas 02:08
  • VAVG 25.10km/h
  • VMAX 61.50km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 185m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sejtanic trip

Wtorek, 12 grudnia 2017 · dodano: 12.12.2017 | Komentarze 3

To, co dziś urywało łby, to nie był wiatr. To był istny, wściekły Szatan. Co oznacza, że powinienem być z nim w komitywie i czuć doń choć lekką miętę, ale nie, nie i jeszcze raz nie - to była wojna, bez choćby nutki sympatii. Dość napisać, że gdy na chwilkę, malutką chwilunię, zaczęło mi wiać w plecy, to rozpędziłem się na niemalże płaskim terenie do ponad sześciu dych. Crossem! O tym, co przeżywałem na otwartych, polnych terenach, lepiej nie pisać.

W sumie coś jest na rzeczy, bo jak wiadomo to na Wildzie mieszka Szatan, a że Dębiec to subdzielnica takowej, to chyba mam odpowiedź na swe bolączki :) I co z tym mogę zrobić? Gów... Eeee... Nic :)

Trasę dzisiejszej walki o przetrwanie można porównać jedynie do kroków Bety Szydło po gabinecie wicepremiera - smutno, beznadziejnie i w poczuciu wydymania. Tylko że u mnie wróg był zawsze wrogiem, a nie kaczym Brutusem :)

Tak jak na Relive - ruszyłem z Poznania w kierunku Plewisk, serwisówkami dotarłem do Dąbrówki i Palędzia, tam skręciłem na Gołuski i Chomęcice, z nich znów nawrotka do Komornik, krajową piątką do Poznania, gdzie wpadłem do przychodni po wyniki badań, a dokrętka kilkukilometrowa to Luboń i prawie swoimi śladami do domu.

Focisie dziś dwie z trasy:


No i jedna z jej braku :) Odcinek Chomęcice - Konarzewo jak na moje otworzą ponownie gdzieś za tryliard lat.

Aha, a czemu wybrałem dziś crossa? Bo przelotnie popadywało i wiało. Nie wiem, czy o tym już wspomniałem :)


  • DST 32.50km
  • Czas 01:15
  • VAVG 26.00km/h
  • VMAX 44.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 144m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut odwilżowy

Poniedziałek, 11 grudnia 2017 · dodano: 11.12.2017 | Komentarze 3

Szok i niedowierzanie. To białe gów... eee, to znaczy ten uroczy puchaty śnieżek, stopniał! W nocy można było lepić bałwana, a nad ranem było już jedynie mokro i lekko deszczowo. W sumie jeśli to ma być zimowy kompromis, to jestem - od biedy - za :)

Niestety czasu miałem mało, bo praca w gorącym okresie wzywała, więc udało mi się jedynie wykręcić gluta na trasie z Poznania przez Luboń, Wiry, Łęczycę, Puszczykowo, dojazd do Mosiny ulicą Mocka, nawrotka i znów przez Puszczykowo, Łęczycę oraz Luboń do domu.

Klimatycznie było, nie powiem. Aż żałowałem, że tym moim crossem nie mogłem puścić się w dal i w dal. Ten żal zawsze mi się nasila, gdy w perspektywie mam robotę :)

Jeszcze chwilę zatrzymam się na słynnej ścieżce w Łęczycy. Dziś wyglądała ona głównie tak:

Czyli klasycznie :)


  • DST 52.50km
  • Czas 02:04
  • VAVG 25.40km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Co się...

Niedziela, 10 grudnia 2017 · dodano: 10.12.2017 | Komentarze 6

Jednak pokręciłem. Moje wczorajsze obawy okazały się na szczęście przesadzone, ale co się odwlecze to nie uciecze... O czym na samym końcu.

Świecące rano słońce dawało nawet nadzieję na szosę, ale gdy ją ogarnąłem i byłem gotowy do jazdy zaczął... padać śnieg. Przy niemal bezchmurnym niebie! Nic mnie jednak nie mogło zniechęcić do wyruszenia, zmieniłem więc jedynie sprzęt na crossa i przed siebie.

Było zimno - zero stopni - ale drogi nawet przejezdne, choć DDR-ki już mniej. Oto jedna z moich "ukochanych", lubońska. Zresztą kawałek dalej, w Łęczycy, też za milusio nie było.

Trasę wykonałem dość premierową: Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Drużyna Poznańska - Borkowice - Bolesławiec - Dymaczewo Stare - Mosina - Rogalinek - Wiórek - Czapury - Starołęka - Lasek Dębiński - dom. Z atrakcji: poznałem nowego zioma, z jakimś krasnalem na pace... :)

...oraz sprawdziłem stan budowy ronda w kierunku Głuszyny. Cóż opóźnienie jest co najmniej miesięczne, ale oczywiście Maryjka już stoi. W Polsce priorytety muszą być :)

Więcej inwencji dziś z siebie nie wydobędę, bo jest późno, a miałem hardkor w pracy i jestem zmasakrowany. Proszę o wybaczenie :)

A teraz obiecany "cosięnieodwleczacz" :) Oto, co mnie zastało podczas powrotu z roboty. Jako że wciąż sypie, to już wiadomo, iż jutro odpocznę. No chyba że do dziewiątej rano nastąpi globalne ocieplenie i to gówno się roztopi.



  • DST 55.80km
  • Czas 02:04
  • VAVG 27.00km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 252m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Paskudność

Sobota, 9 grudnia 2017 · dodano: 09.12.2017 | Komentarze 6

Kolejny wyjazd, który się odbył i należy o nim jak najszybciej zapomnieć. Na termometrze jedna kreska powyżej zera, zimny, wciąż przejmujący i solidny wiatr, a do tego ostatnie dziesięć kilometrów wracałem w mieszaninie deszczu ze śniegiem. A że drogi były już wcześniej mokre, to chcąc nie chcąc musiałem poruszać się ostrożnie niczym pedofil po czacie dla małolatów.

Trasa to "kondominium": Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Stęszew - Łódź - Dymaczewo - Mosina - Puszczykowo (w tym podjazd i zjazd przez jego starą część) - Łęczyca - Wiry - Luboń - Poznań. Wynik generalnie tragiczny, jak to ostatnio, ale nie mam do siebie pretensji, bo mijałem się dziś z kilkoma kolarzami, którzy jak widziałem również nie cisnęli, a bardziej cierpieli :)

Co to ja jeszcze miałem... O, wiem. Luboń. Słowo klucz moich wypadów. Dziś byłem w nim dwukrotnie, co oznacza, że dwukrotnie zostałem zmasakrowany fizycznie i mentalnie, mimo soboty. W związku z tym wykonałem pocztówkę, prezentująca większość walorów tej miejscowości. Prawda, że uroczo i zachęcająco? :) A to miejsce to chyba jedyna przyzwoita przestrzeń do jazdy, bo po drugiej stronie torów znajduje się DDR-ka, tak gówniana i kostkowo-posesjowa, jak tylko w Polsce może zostać zbudowana, natomiast wszędzie indziej światła, korki i pezety :)

Jutro cienko widzę perspektywę rowerową. W południe muszę być w pracy, a aktualnie wciąż pada deszcz ze śniegiem, co przy nocnych przymrozkach zapowiada lodowisko. No cóż, najwyżej nogi i tyłek odpoczną.


  • DST 52.40km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.10km/h
  • VMAX 50.30km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 146m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

MusMisja

Piątek, 8 grudnia 2017 · dodano: 08.12.2017 | Komentarze 2

Mój dzisiejszy wypad miał widocznie wbudowaną misję podprogową, która wyszła na jaw w ostatniej chwili, a skoro tak, to i ja napiszę o niej pod sam koniec. W każdym razie zostało odfajkowane kolejne pięć dych, w wietrze i chłodzie (ale umiarkowanym), po polach, polach i jeszcze raz polach - oj, jak chętnie zafundowałbym budowę kilku lasów w okolicy... A przynajmniej miał kasę, żeby mieć taką możliwość :)

Trasa: Poznań - Plewiska - Dąbrówka - Palędzie - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Palędzie - Gołuski - Komorniki - Plewiska - Poznań. I w sumie tyle, jestem za tym, żeby ów wypad odnotować i zapomnieć ;)

A teraz o misji. Trafiła mi się kolejna pana, tym razem w tylnym kole i na szczęście kilkaset metrów od domu (widocznie ktoś na górze - lub na dole - czuwał). Drepcząc sobie w jego kierunku przypomniałem sobie, że nie mam już zapasu dętek, z poza tym muszę nabyć kilka pierdółek rowerowych, więc z okazji wolnego dnia postanowiłem nawiedzić swa obecnością Decathlon. Wizytę odwlekałem, w końcu jest okazja, a w sumie nie mam wyjścia - pytanie czy to przypadek? Nie sądzę :) A ja, mimo że shoppingu nienawidzę, zaraz wychodzę wypełnić ów mus.