Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198654.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2014

Dystans całkowity:1530.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:50:26
Średnia prędkość:30.35 km/h
Maksymalna prędkość:55.70 km/h
Suma podjazdów:4357 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:52.78 km i 1h 44m
Więcej statystyk
  • DST 52.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 134m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Psiarnia i świniarnia

Środa, 10 września 2014 · dodano: 10.09.2014 | Komentarze 4

Dziś bez historii. Wsiadłem, ruszyłem, przejechałem. "Samochodzik" przez Dopiewo i Trzecielin zaliczony. Jedyne co zwróciło moją uwagę to mijający mnie w Komornikach konwój policyjny na sygnale, ale nie byle jaki - kilkadziesiąt samochodów, karetki, amfibia... Ciekawe co to było - szukałem jakichś informacji w necie, ale nic nie wyszperałem. Za to czułem się jak na wojnie gdy ten niebieski wąż dumnie miałem za plecami. Ciekawostka.

Wiatr znów stał się męczący i strasznie niezdecydowany, za to temperatura dla mnie miodzio - 17 stopni i czuję, że żyję. Ale wywalczyć dziś średnią w okolicach trzydziestki było ciężko. Na koniec tradycji dożynkowej musi stać się zadość (nawet zrobiłem sobie osobną kategorię), dziś znów upolowałem świnki, tym razem w Trzcielinie :)


Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 20.40km
  • Czas 00:47
  • VAVG 26.04km/h
  • VMAX 38.70km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

...no i jeszcze Dębinka

Wtorek, 9 września 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 0

Dzień wolny, niby służący odpoczynkowi, a mi jakoś roweru było mało. Żona w pracy, więc ogarnąłem mieszkanie i wybrałem się do Lidla zobaczyć co zostało od wczoraj z promocji rowerowej do kupienia. Zostało całkiem sporo, choć nic mnie nie zachwyciło. Kaski brzydkie, zresztą już takie mam, koszuli i bluzy jakieś nijakie, jedyne co sobie zafundowałem to długie spodnie niby-zimowe, w tamtym sezonie miałem podobne i się sprawdziły, do czasu gdy zaczęły się przecierać na d... To znaczy w jednym dość istotnym miejscu :) Pięć dych nie majątek, a jeden z koniecznych zakupów mam z głowy. Za to segment kupujących niezmiennie ten sam - najpierw widziałem brzuchy, a potem ich właścicieli. Sprawa "promocje sportowe w Lidlu a konsumenci" zdecydowanie powinna być badana przez socjologów. Albo najlepiej psychiatrów.

Tak jak pisałem roweru było mi mało. 55 km niby rano zrobione szosą, więc kombinowałem: może jakoś nietypowo dla mnie, po lesie? Jak pomyślałem tak zrobiłem. Góral zawieziony do Jeleniej Góry, więc pozostał mi cross na slikach, ale cóż - zew zieleni był silniejszy. Kierunek: najbliższy możliwy, czyli położony kilometr ode mnie Lasek Dębiński. Oj, tego mi było trzeba! Gdzieś miałem statystki prędkości, skupiłem się na nawrotach, skrętach i przeżyciu :) Dawno nie kręciłem po terenie, więc musiałem sobie przypomnieć z czym to się je, a jako że sam teren jest śliczny, ale ma tylko kilka kilometrów to zrobiłem po nim 2,5 kółka, zarówno po wąskich ścieżkach, jak i tych szerszych. Mój cross z powodu gabarytów jest dość ciężki w nawigacji, więc miałem okazję do fajnej zabawy. Po lesie wyszło kilkanaście kilosów, do tego dołożyłem kurs po parku Jot-Pe-Dwa i powrót do domu. Wyszło lekko ponad 20 km i to był strzał w dziesiątkę - po powrocie uznałem, że tego mi brakowało. Na koniec parę focisi i raz jeszcze filmik sprzed roku, jakby ktoś chciał wirtualnie pojeździć po Dębince :)






  • DST 55.50km
  • Czas 01:47
  • VAVG 31.12km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Manta

Wtorek, 9 września 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 2

Po pierwsze - wyspałem się. Po drugie - byłem na rowerze. Punkt pierwszy był dla mnie zdecydowanym zaskoczeniem :)

Uwielbiam gdy tak jak dziś wiatr wieje z kierunków zachodnich - do przejechania pozostaje mi tylko kilka kilometrów po mniej uczęszczanych częściach Poznania i nagle znajduję się w spokojniejszych rejonach, gdzie mogę skupić się na jeździe, a nie na walce z daltonizmem w temacie trzech kolorów: czerwonego, żółtego i zielonego. Postanowiłem pojechać dziś do dawno nie odwiedzanego Tarnowa Podgórnego, ale w związku z tym, że jeszcze niedawno najprostszą drogę stanowiła tarka po zrytym asfalcie dotarłem tam trasą przez Lusowo (ach, ta będąca kwintesencją polskości ścieżka z kostki i ze słupkami, którą kiedyś uwieczniłem na filmiku). Tarnowo objechałem całe kółeczkiem, znów ciesząc się jak dziecko chyba jedynym w WLKP dobrze zrobionym DDR-em i wróciłem "92-ką", już na szczęście z remontem na finiszu. Na mapce wyszła z tego jakaś manta, względnie ślimak z jednym ślepiem :)

W uszach jeden z audiobooków Henninga Mankella, co prawda Nesbø to z niego nie jest, ale patrząc na zachowania niektórych kierowców motyw rozkładających się zwłok na opuszczonym pośrodku morza pontonie w jeździe nie przeszkadzały, a wręcz powodowały błogie marzenia :)



  • DST 51.50km
  • Czas 01:39
  • VAVG 31.21km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 108m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

"King of mountain" :)

Poniedziałek, 8 września 2014 · dodano: 08.09.2014 | Komentarze 6

No proszę, jednak pogoda potrafi czasem pozytywnie zaskoczyć. Miało dziś od rano padać, a okazało się, że co prawda w nocy owszem, lało, ale rano wyszło słoneczko i mogłem ruszyć przed pracą, zabijając w głowie lenia, który postanowił, że się wyśpię. Morderstwo nie przyszło łatwo, ale okazałem się jednak mistrzem zbrodni :)

Jechało się fajnie - wiaterek niespecjalny, choć jak zawsze zmienny, regulowany pode mnie - w ryj, a czasem w pysk. Dobrze, że zachodni, bo praktycznie mogłem ominąć uroki miasta i skupić się na samej jeździe. Zrobiłem kółeczko do Dopiewa, potem do Więckowic i powrót trasą na Buk, gdzie w końcu mogłem się rozpędzić i korzystając z kawałeczka z wiatrem na płaskim prostym przekroczyłem 50 km/h.

Przy okazji, zupełnie bez premedytacji, udało mi się zdobyć drugiego w życiu KOM-a. Generalnie Stravę trzymam w kieszonce w drugim telefonie od niedawna tylko po to, żeby mieć mapkę w razie awarii Endomondo, które zdarzają się nader często. A tu proszę - po powrocie okazało się, że na podjeździe między Szachtami a Plewiskami pokonałem kogoś o 5 sekund, zdobywając tytuł "king of mountain". Patrząc na te wielkopolskie "górki" czuję się naprawdę dumny :D

Aha, na koniec - chyba odkryłem u siebie nową pasję i nie jestem w stanie odpuścić żadnej dożynkowej prezentacji. Muszę się zatrzymać. Dziś więc kolejna do kolekcji, ta co prawda tyłka nie rwie, ale mus to mus :)


Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 54.25km
  • Czas 01:45
  • VAVG 31.00km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie-maratońsko

Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 3

Dziś w Poznaniu o 11-tej rozpocząć się miał jakiś-tam-chyba znany-maraton, jako że imprezy tego typu z natury omijam szerokim łukiem to... nie brałem udziału :) Tym bardziej, że czekał mnie upojny dzień w pracy. Odczułem za to jeden megazpozytyw organizacji czegoś takiego - normalnie gdy w niedzielę ruszałem w drogę to co zakręt obijałem się o jakiegoś kolarza, rodzinkę na rowerach lub mentalną kalekę snującą się środkiem szosy. Dziś - pusto. Spotkałem może ze trzech rowerzystów, którym raźnie pomachałem. Reszta zapewne pchała się samochodami na maraton. Nie krytykuję, nie oceniam, fajnie, że ludziom sprawia to fun, ale ja bym nie mógł stawiać się o którejśtam godzinie w określonym czasie, czekać na gwizdek i jechać z góry wydzieloną trasą... No bo nie :)

Za to spokojnie pojechałem sobie lekko po ósmej przy przyjemnej temperaturze i niemęczącym wietrzyku przez Puszczykowo, Rogalin do kawałka za Mieczewem, wróciłem tak samo, posłuchałem sobie audiobooka, słoneczko mi przyjemnie grzało plecki... No ideał. Nie szalałem ze średnią, bo w sumie po co - w końcu nie biorę udziału w maratonie, prawda? :)

Upolowałem jeszcze naśladowców "reklamy dożynkowej" - dziś wersja góralska (chyba...), cholera wie czemu na płaskim terenie w Mieczewie. Ale ludziki, lub jak kto woli po poznańsku pamperki, prezentują się dumnie.

Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 52.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 47.40km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 178m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nieuskrzydlony

Sobota, 6 września 2014 · dodano: 06.09.2014 | Komentarze 0

Wczoraj popełniłem podstawowy błąd mentalno-taktyczny, zakładając, że wyjdziemy z dawno niewidzianymi znajomymi na „jedno piwo”. Yhmmm... No i znów okazało się, że taka kategoria po prostu nie istnieje, chyba że w bajkach i to tych najmniej wiarygodnych :) Nie powiem, było grubo, ale w końcu nie co dzień wizytuje się osoby mieszkające na stałe w Rumunii, spragnione smaku swojskiego Żywca czy Lecha Pils... W każdym razie warto było, dostaliśmy w prezencie rumuńskie wina, które podobno są bardzo godne, co pewnie zweryfikujemy za tydzień :)

Było fajnie, ale z mobilizacją dziś rano na rower nie było za ciekawie – zresztą, co się będę rozpisywał, sami pewnie znacie temat. Udało się jednak zwlec trochę po dziewiątej, później już bym nie miał jak, bo do roboty trzeba się było wyrobić. Zrobiło się strasznie ciepło, co akurat tego dnia średnio mi odpowiadało, do tego wiaterek nie mógł się zdecydować co i jak, więc jechało się ciężko. Tym bardziej, że spisek na moją osobę trwa – jak wybrałem już trasę wolną od objazdów to na trasie zorganizowali mi... obchody 60-lecia Polskich Skrzydeł na Krzesinach, z różnymi F-16-tkami i innymi latającymi pierdołami, co spowodowało, że droga została w pewnym momencie praktycznie zablokowana przez jadące na pokaz samochody. Nie powiem, dość pomysłowy sposób uwalenia mnie z kolejnym treningiem :)

Jako że była to moja jedyna nierozkopana trasa to nie mogłem nawet wrócić inaczej niż jechałem w jedną stronę – dotarłem przez Tulce i Gowarzewo do Siekierek, gdzie zrobiłem zwrot, znów zahaczając o Krzesiny. Średnią praktycznie wyrzygałem, bo polotu w tym moim treningu nie było.

Aha, a wczoraj czekając na znajomych zaobserwowałem na poznańskim rynku Rycha „Szczotę” Grobelnego, który pajacował z jakimiś niebieskimi balonikami Nivea, fotografował się i w ogóle prezentował och i ach. Wybory coraz bliżej, pajace zaczynają wychodzić na powierzchnię...



  • DST 53.70km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 46.90km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ech :)

Piątek, 5 września 2014 · dodano: 05.09.2014 | Komentarze 2

6:45. Nie, to nie skomplikowane równanie matematyczne. To godzina, o której ruszyłem w swój jedyny w tym tygodniu wolny od pracy dzień na rower. Chore? Nie... obietnica dana Teściowe w delikatnej pomocy w temacie remontu. Nie ma to jak rodzinka :)

Jechałem w półśnie, ale szybko się obudziłem. Objazd trasy na Wiórek wzbudził we mnie bowiem dużo emocji, gdyż w znacznej części prowadzi przez Głuszynę, trasę... remontowaną. Wyjazd z jednego objazdu łączy się z wyjazdem z drugiego. Tak więc stałem dziś na jednej ulicy na mijance cztery razy. Na odcinku dwóch kilometrów. Najlepsze były jednokierunkowe kawałki - miesza się tam tyle elementów gleby, kamieni, asfaltu i Bóg wie czego, że niejeden miłośnik wykopalisk skakałby z radości na ten widok... Ja nie. Ale był jeden pozytyw - sam z siebie zjechał mi trochę na bok jeden (słownie: jeden) kierowca! I to... w BMW :)

Udało się w końcu wydostać na wolną przestrzeń i mogłem przyspieszyć, ale w Robakowie shaltowały mnie TIR-y koło Rabena, Znów sobie postałem, podobnie jak dwukrotnie na przejazdach kolejowych. Kurde, wszyscy mi chwalą spokój na wiochach, a dziś gnój był wszędzie - pozostało mi spuścić karnie główkę i przyjmować ciosy :) Dojechałem do domu i odetchnąłem z ulgą. A potem do Teściowej, żeby nie było za miło :)



  • DST 57.30km
  • Czas 01:53
  • VAVG 30.42km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bo w mieście nudno być nie może

Czwartek, 4 września 2014 · dodano: 04.09.2014 | Komentarze 2

Co mnie, kurde, podkusiło, żeby wybrać dziś trasę przez Swarzędz - nie wiem. Wiem natomiast, że był to podstawowy błąd, bo ruch wahadłowy zaskoczył mnie tam jak arcybiskup Peatz ministranta w zakrystii. Koreczek, sznurek kilometrowy, wyobraźnia kierowców, która pozwalałaby samemu z siebie zjechać troszkę w lewo, żebym mógł się przecisnąć rowerem - na poziomie ujemnym. Machanie do lusterek, pokazywanie łapami o co mi chodzi - niezauważane. Polska. Na szczęście udało mi się wykonać w pewnym momencie slalomik między pojazdami i mogłem miniętym puszkarzom pokazać wyszczerzone zęby, tym razem jednak powstrzymując się od inwektywów. Niestety jazda na mijance przez jakiś kilometr z prędkością 15 km/h zrobiła swoje względem finalnej średniej.

A tak poza tym to jechało się w miarę fajnie - a już na pewno nie było nudno. Po przeciśnięciu się przez Poznań i ten cholerny Swarzędz kawałek na Kostrzyn pokonałem pod silny wiatr, ale bez specjalnych przeszkód. W Siekierkach - w momencie gdy podmuch miałem chwilowo w plecy - udało mi się na prostej, bez kawałka pochyłu, rozkręcić do 50 km/h, co na płaskich terenach zawsze mnie cieszy. Zrobiłem kółeczko do Tulec, potem na Krzesiny i do Poznania. Właśnie w Krzesinach, na wąskiej drodze, gdzie ledwo mijają się dwie osobówki, jakiś troglodyta w ciężarówce postanowił jadąc z naprzeciwka wyprzedzić traktor, tak jakbym nie istniał. Gdybym się nie zatrzymał to pewnie teraz moje kawałki z asfaltu zeskrobywałby specjalny oddział drogówki. Na szczęście lata poruszania się rowerem nauczyły mnie jeździć z wyobraźnią, więc żyję - ale tym razem w kierunku idioty poleciało sporo, szkoda, że nie wożę ze sobą w kieszonkach jakiegoś skromnego zestawu kamieni, bo wiedziałbym co z nimi zrobić...

A na koniec z atrakcji były jeszcze dwie. Na ścieżce przy Hetmańskiej jak gdyby nigdy nic trzymając w jednej ręce telefon i pisząc smsa, w drugiej kierownicę, jadąc środkiem z prędkością 5 km/h, pojawił się przede mną kurier-hipster, w spodniach rurkach, gejowskich okularkach i obowiązkowym fryzem na boczek. Żeby go wyprzedzić musiałem się sporo napocić, bo koleś na rzęsach by chyba szybciej się przemieszczał. Jeśli takie nam pokolenie kurierów rośnie to ja rezygnuję z nadawania czegokolwiek. Druga atrakcja - pogoda ładna, więc misja działeczka trwa. I nie będą nam - Koneserom Trzeciego Wieku - rowerzyści pałętać się po ścieżkach rowerowych! :)

Nie wiem, może te niebieskie znaczki za mało widoczne są, czy co... :)



  • DST 54.40km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.22km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 95m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koniec deszczowej posuchy

Środa, 3 września 2014 · dodano: 03.09.2014 | Komentarze 2

W końcu! Po trzech dniach posuchy, co w praktyce oznaczało tyle samo dni deszczu, udało mi się ruszyć dziś tyłek kolektywnie z siodełkiem i zrobić te swoje obowiązkowe, a w sumie wymarzone 50 kilometrów. Oj, był głodek, trzy doby zrobiły swoje. W sumie w niedzielę udałoby się znaleźć bezdeszczową lukę po południu, ale wcześniej zaplanowane kino i wizyta u Teściowej skutecznie jej istnienie anulowały. W poniedziałek chciałem ruszyć przed pracą, około 9 byłem ubrany, rower przygotowany i w tym momencie oczywiście lunęło. Wczoraj z kolei nawet nie byłem w blokach startowych - padało cały czas. Popedałowałem na pseudochomiku grając w Fifę i tyle miałem ze sportu :) No i oczywiście zapieprz w pracy, co wysysało ze mnie wszystkie siły, nie miałem nawet kiedy wejść na BS sprawdzić czy ktoś w ogóle jeździ w tych smutnych czasach - do nadrobienia.

Dziś wreszcie warunki były do przyjęcia i mogłem ruszyć. Podsumowanie niech będzie takie: nie narzekam!! Nie narzekam!! Ani na korki, ani na 15 minut stania na przejeździe kolejowym i podziwianiu w jednym ciągu pociągu TLK, szynobusa i samej lokomotywy, ani na wiatr, ani na nowe remonty, ani na... No nieważne. Ważne, że znów mogłem wsiąść na rower :) Radocha nieziemska. Średnia jak zwykle przy jeździe przez miasto słabiutka, ale nie ma co czepiać się szczegółów. Kurs do Biskupic i kawałek dalej do Promna, bo mi się Endomondo zwiesiło i musiałem zrobić coś na górkę.

No i jeszcze podsumowanie sierpnia: ponad 1500 km, mimo kilku treningów odbytych w górach na starym złomie i jednym na crossie udało się skończyć ze średnią delikatnie powyżej trzech dych. Generalnie miesiąc udany.