Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197540.60 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2014

Dystans całkowity:1168.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:40:27
Średnia prędkość:28.89 km/h
Maksymalna prędkość:54.50 km/h
Suma podjazdów:2519 m
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:50.81 km i 1h 45m
Więcej statystyk
  • DST 52.70km
  • Czas 01:42
  • VAVG 31.00km/h
  • VMAX 48.90km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sympatycznie

Środa, 17 grudnia 2014 · dodano: 17.12.2014 | Komentarze 4

Ale mi się dziś genialnie kręciło! Mimo, że asfalt jeszcze częściowo mokry, a wiatr się wzmógł i przyjął nazwę "wredny i upierdliwy" to jechało się jakoś zupełnie niezimowo. Może to wpływ odwrócenia trasy "kondomika", bo dziś zacząłem od Komornik a skończyłem na Luboniu, co okazało się chyba rozsądnym krokiem, bo zawiewało mi najczęściej z boku. Zrobiłem tylko jeden poważny błąd idąc po bandzie i na letniaka wyjechałem z rękawiczkami z obciętymi palcami, co na piątym kilometrze skutkowało tym, że ogrzewałem się... zamrożonym bidonem :) Udało się wycisnąć przyzwoitą średnią, co jak na ostatnie czasy ucieszyło mnie niezmiernie.

Towarzyszyła mi świeżo nabyta drogą kupna płyta Grzesia Turnaua - co prawda z powodu nastroju wybitnie melancholijnego bardziej mnie demotywowała do przyspieszenia niż motywowała, ale album jest naprawdę godny. Etap odchamiania nadszedł.

Niestety kolejne dni zapowiadają się mega wietrznie i deszczowo - chyba pauza na jakiś czas.





  • DST 52.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.36km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 145m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Za-błocki

Wtorek, 16 grudnia 2014 · dodano: 16.12.2014 | Komentarze 5

Cała dzisiejsza trasa przebiegała według schematu: chmury - mżawka - deszczyk - mżawka - chmury - mżawka. Wróciłem tak usyfiony, że jeśli ktoś na tym forum prowadzi może jakieś przydomowe SPA to jestem w stanie charytatywnie dostarczyć około tony błocka zeskrobanego zarówno ze mnie, jak i z crossa, bo dziś nim kręciłem. I znów doceniłem zaletę szerokich kół, bo i torowiska można było pokonać bez zawału serca, i DDR-y, nawet tak koszmarne jak w Mosinie i między Pecną a Iłówcem, irytują jakby mniej niż szosą. Choć ich użytkownicy wciąż tak samo - dziś wygrał Pan Komandos, czyli brzuchato-wąsaty dziadek pełznący na składaczku, obowiązkowo napompowanym do poziomu 0,5 atmosfery, w kurtce z logo jakiegoś tam security, który tak idealnie wycyrklował środeczek ścieżki, że ani lewą, ani prawą -  dziadka musiałem niemal przeskoczyć. Kocham ten polski DDR-owy standardzik konsumencki... A ty, biedny szosowco-crossowcu, męcz się i współdziel. męcz się i współdziel :)

Z rzeczy optymistycznych - dziurka w ziemi w Luboniu przy Armii Poznań została w końcu pokonana i nie ma wahadła. W zaledwie dwa tygodnie. A między Iłówcem a Starym Tarnowem zrobili niekolizyjną ścieżkę. Z asfaltu!!!!!!


  • DST 54.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

12 miesięcy, 15 tysięcy

Poniedziałek, 15 grudnia 2014 · dodano: 15.12.2014 | Komentarze 5

Kilometrów oczywiście. W bólach bo w bólach, czasem wbrew sobie, z lekkim zwątpieniem, ale jednak się udało. 

Porąbało mnie w tym roku :)

Dobiłem dzisiaj tego piętnastego tysiaka w ramach zemsty za wczoraj. Każdego synoptyka spotkanego na trasie bym najchętniej porozjeżdżał, ale w związku z faktem, że jest to wada psychiczna a nie fizyczna nie mogłem rozpoznać kto zacz. Za to ja bym został rozjechany przez imbecyla wyprzedzającego z naprzeciwka drugi samochód tak, że minął mnie o centymetry, ewidentnie widząc, że jadę, a do tego kierującego z telefonem przy ryju. Niestety wyciągnąłem łokieć o chwilę za późno i nie trafiłem w lusterko. Wielka szkoda.

Jechało się fajnie, ale dość ciężko, bo przy wczorajszej wymianie dętki przestawiły mi się lekko klocki hamulcowe, co zauważyłem dopiero po powrocie, więc inteligentnie sam sobie zafundowałem (znów nie wiem co sobie zafundowałem, bo zawsze mi się to myli) siłę? Moc? Własną głupotę? :) Biorąc więc po uwagę, że w pakieciku dostałem jeszcze zakorkowane: Luboń i Mosinę to wyrzyganie dziś trzech dych średniej uważam za sukces. Kim jestem? Jestem zwycięzcą.


Nierowerowo - synoptycy na szafot!

Niedziela, 14 grudnia 2014 · dodano: 14.12.2014 | Komentarze 5

Wczoraj wieczorem spojrzałem sobie na trzy prognozy pogody - na każdej piękne słoneczko, powyżej zera, lekki wiatr SW - nic tylko wcześnie wstawać nazajutrz i raźnie ruszać.

Dziś rano podnoszę żaluzje i... leje. O co chodzi? Włączam kompa, patrzę na prognozy, a tam... słoneczko. No nic, może jakieś chwilowe załamanie pogody, pewnie zaraz przejdzie. Przecież synoptycy się nie mylą (taki niesmaczny żarcik). Jedna, druga, trzecia prognoza, na nich piękna, żółta paskuda z promieniami, a za oknem... leje coraz bardziej. Wciąż nie traciłem wiary, godzina 10, 11, 12, 13... Wtedy uświadomiłem sobie po raz kolejny, że Boga nie ma. Wolna niedziela, ja łaknę szosy, a tu obietnica dana Żonie, że zimą w deszczu nie śmigam niestety okazała się prorocza :/ Fakt, przestało padać. Po 15-tej, kiedy bez dobrych lampek zdążyłbym może skoczyć rowerem do Żabki po browara.

Nie znaczy to, że z rowerem nie miałem dziś nic do czynienia. Wściekły na synoptyków postanowiłem zająć się czyszczeniem szosy i doprowadzeniem do ładu po kilku dniach nieużywania. Finał był tego taki, że chcąc dopompować tylne koło tak niefortunnie zahaczyłem końcówkę wentyla, że... została mi w pompce. A podmuch z dętki niemal wywiał mnie za okno. Konstruktorów zaworów presta powinno się wysłać na przymusową kastrację za to, co wymyślili i opatentowali. Po raz enty się w tym upewniłem. Aha, zrobiłem jeszcze godzinkę na domowym marketowym chomiku, co można potraktować jako element komediowy tego dnia.

Nie potrafię funkcjonować bez świeżego powietrza, więc tuż przed zapadnięciem zmroku wybrałem się na szybki, sześciokilometrowy spacer po Lasku Dębińskim. Moim głównym celem było sprawdzenie jak wygląda aktualnie stan kładki nad Wartą, opisywanej już przeze mnie, kiedyś łączącej Dębiec ze Starołęką tak, że szło się z jednej do drugiej dzielnicy w sumie 2 kilometry, a po jej zamknięciu jedyna dostępna trasa wiedzie przez ulicę Hetmańską, dookoła, łącznie przez 5 kilometrów. Czemu? Bo PKP stwierdziło, że wyremontują wiadukt, a jego element, czyli kładkę dla pieszych już nie - bo im się nie opłaca. Więc ją po prostu zlikwidują. I nie ma, że boli. Polazłem więc w te okolice, proszę jaki piękny, sielski, typowo polski widok: zakaz, za nim zakaz, a jeszcze dalej zakaz:

Tak sobie stałem, podziwiałem, cyknąłem fotkę i nagle spojrzałem w lewo, na drugą stronę torów. A tam... zza nasypu wystawał ukryty w krzakach SOK-ista. Sama główka, a jego wzrok skupiony na mnie spowodował, że poczułem się jak partyzant na wojnie zamierzający wysadzić co nieco :) Machnąłem mu ręką, zapytałem czy może już wyjść i w ramach ukazania swych dobrych intencji oświadczyłem, że spokojnie, nie zamierzam przechodzić na drugą stronę, tylko oglądam. Pan się uśmiechnął, w sumie okazał się sympatyczny, za nim ukazał się drugi, chwilę pogadaliśmy na temat tego, że wszyscy mamy nadzieję, że jednak kładka powróci, przekazałem wyrazy współczucia z powodu tego, co każą im tu robić, życzyliśmy sobie miłego dnia i tyle. W sumie stówka do przodu :))))

Generalnie nie umieszczam wpisów wtedy, gdy nie jeżdżę. Dziś zrobiłem wyjątek z powodu chęci wykonania tego co w drugiej części tytułu.




  • DST 53.20km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chromolę Olę

Sobota, 13 grudnia 2014 · dodano: 13.12.2014 | Komentarze 8

...czyli słynną Aleksandrę. W sensie orkan. Generalnie dziewczę okazało się całkiem miłe, wiało bo wiało, ale rano już tylko mocno, a nie supermocno. Do tego się ociepliło, jedyny minus to deszcz, który jak sądziłem miał mi zablokować dzisiejszą jazdę, jednak rano już nie padało, było mokro, ale na crossa do przeżycia, bo szosy pod uwagę nawet nie brałem. Widziałem potem podążając do pracy, że zrobiło się już praktycznie suchutko, ale nie było mi dane rowerowo tego sprawdzić.

Trasa bez kombinowania - "kondomik" przez Puszczykowo, Mosinę i Stęszew. Zaczynam się powoli do crossa przyzwyczajać, jednak wygoda pod czterema literami uzależnia :)

Pisałem, że wiatr aż taki mocny nie był, no ale... zatrzymałem się na chwilę, żeby wykonać połączenie telefoniczne, przy okazji cyknąłem fotkę pod (chyba) Nepomucenem w Łodzi. Chwilę potem rower runął na bok z łoskotem pod naporem podmuchu. Zdarzało mi się to w przypadku szosy, ale crossa powaliło mi po raz pierwszy.

Aha, dziś okazało się, że rowerzyści to nie dinozaury i nie wymarły. Jedna parka pozdrowiona za Mosiną, potem jeszcze pojedyncze jednostki na trasie. No proszę...


  • DST 52.20km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.22km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 86m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

I foch :)

Czwartek, 11 grudnia 2014 · dodano: 11.12.2014 | Komentarze 9

No proszę. Aż się nie spodziewałem, że mam taki wpływ na rzeczywistość. Wystarczyło omyłkowo wziąć we wczorajszym wpisie orkanicę Alexandrę za orkan Alexander i się babsztyl obraził i nie pojawił :) Przynajmniej nie w godzinach rannych. Gdybym miał pewność, że to naprawdę działa to bym wziął szanowną zimę (w końcu też nominalnie płci żeńskiej) i pomylił z obleśnym, gorącym latem, poszedłby foch i sprawę wszyscy byśmy mieli załatwioną. Ale może lepiej nie ryzykować, bo zaraz pojawi się jakieś narciarskie lobby powiązane z  mafią i moje zwłoki zostaną znalezione któregoś dnia dyndające głową na talerzyku od orczyka :)

Ale do sedna. Do pracy na 12, ja odprowadziłem po 7 rano Żonę na komunę miejską, jednocześnie lustrując stan nawierzchni. No i co prawda mokro, fragmentami kawałeczki śniegu, ale rzadko.... Hmmm. Po powrocie kawusia i decyzja: jadę crossem, obiecując sobie, że jeśli będzie ślisko to zawracam. Niczym saper z syndromem pourazowym pokonałem pierwszy kilometr i stwierdziłem, że jest ok. Przynajmniej na taki czołg jak mój cross.

Jechałem ostrożnie, przez Luboń, Wiry, Mosinę, Dymaczewo, w końcu Będlewo, gdzie zawróciłem i popędziłem swoimi śladami. "Popędziłem" to zdecydowanie słowo na wyrost, bardziej poczłapałem, ale liczy się, że na dwóch kółkach. Wiało "tak se", spodziewałem się armageddonu, a była jakaś marna namiastka. I dobrze. Choć co się odwlecze... Podobno czeka nas to jutro. Jak przejdzie foch :)



  • DST 54.70km
  • Czas 01:52
  • VAVG 29.30km/h
  • VMAX 46.50km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeszcze przed orkanem

Środa, 10 grudnia 2014 · dodano: 10.12.2014 | Komentarze 4

"Komfort". O, tego słowa mi dziś brakowało podczas jazdy. Po pierwsze - silny, zimny wiatr. Po drugie - zmrożony asfalt, który mnie lekko zdziwił, bo w nocy nie padało, a zaraz po wyruszeniu poczułem pod kołami, hmmm, może nie szklankę, ale jakiś źle wyprofilowany kubek na pewno. Stwierdziłem, że zobaczę jak się jedzie szosą i gdyby się okazało, że jest zbyt ryzykownie to się cofnę i ewentualnie uruchomię crossa. Na szczęście już poza terenami zabudowanymi o dziwo droga była sucha, jedynie fragmentami pojawiały się zamarznięte placki, które powodowały, że czujność miałem wzmożoną i nie szarżowałem z przyspieszeniem. No a po trzecie - Luboń, gdzie jak zwykle jest coś. Tym "cosiem" był dziś korek spowodowany przez drogowców, którzy od co najmniej tygodnia nie ogarniają zrobionej przez siebie dziurki w ziemi przy Armii Poznań - sznurek na wahadle miał co najmniej kilkaset metrów, ja w końcu po chwili jazdy z tempem 0-5 km/h wcisnąłem się wbrew swoim zasadom na chodnik i tak pokonałem ten kawałek.

Cała jazda do Sulejewa i z powrotem była w moim wykonaniu bardzo ostrożna, nawet na ulubionej hopce w Żabnie zamiast pocisnąć jak zwykle w okolicach 55 km/h z górki rozsądnie pokręciłem o 10 km wolniej. Do tego podczas nawrotu wybrałem drogę alternatywną - w Łęczycy skręciłem na Wiry i  tym samym Luboń pokonałem inną trasą - głównie z powodu wymiotów mentalnych na myśl o wspomnianym wahadle, ale także przez fakt, że w tamtej części tej wsi..., sorry, wciąż zapominam - miasta, na odcinku 3 kilometrów są trzy torowiska (z czego dwa nieczynne, ale po co usuwać? Niech służą za potykacze), których pokonanie szosą w sytuacji gdy szyny są zamrożone i przerażająco śliskie przypomina rosyjską ruletkę. Udało się dziś przeżyć, ale specjalnie nie dociskałem cyngla :)

Na najbliższe dni zapowiadają wizytę orkana o nazwie Aleksander. Co oznacza wiatr do 75 km/h oraz opady deszczu ze śniegiem, w nocy marznącego. Tak więc na 99% póki co rowerku na kilka dni żegnaj :/



  • DST 53.90km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.80km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 97m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ore, ore, na kole z traktorem :)

Wtorek, 9 grudnia 2014 · dodano: 09.12.2014 | Komentarze 5

Wczoraj przerwa: rano deszcz, a jak przestał padać to już gniłem w robocie. Życie. Za to zdecydowanie doceniam to, że się wyspałem.

Dzisiaj już szansy na dłuższy sen nie było - Żona rano do pracy, ja po obowiązkowej kawusi i odczekaniu aż się przejaśni i choć trochę ociepli wystartowałem lekko przed dziewiątą. W końcu mój najulubieńszy z ulubionych kierunek wiatru, czyli SW, co umożliwiło mi wykonanie klasycznego "kondomika" z lekką korektą wobec pierwowzoru, czyli: Wiry, Puszczykowo, Mosina, Łódź, Stęszew i nawrót przez Szreniawę i Komorniki (o dziwo dziś nie zakorkowane - patrzyłem i nie wierzyłem. Przetarłem okulary - to samo. Świat się kończy).

W Mosinie usiadł mi na kole... traktor. Wyprzedzały nas przeróżne samochody, motory i co tam jeszcze ma silnik i jeździ, a ten uparty mimo moich zachęt nie chciał się przede mnie wepchnąć. Jechałem pod wiatr około 30 km/h, więc może to był jakiś niespełniony rowerzysta, któremu pomyliły się środki transportu, oczytany w temacie prądów powietrznych, ale z pewną luką w wykształceniu: traktor może pomóc kolarzowi, kolarz traktorowi choćby chciał niewiele da :) No i tak się ciągnęliśmy aż do Dymaczewa, gdzie w końcu się wkurzyłem, zwolniłem i nie było wyjścia - musiał mnie wyprzedzić. Miałem chwilę dla siebie, 35 km/h non stop przez... max kilometr. Bo złośliwiec skręcił :/

Podsumowując dzisiejszą jazdę: miodzio. Jechałem ostrożnie, bo szron i momentami kawałki śliskiego asfaltu, a mimo to, głównie dzięki niewielkiemu podmuchowi i fajnej trasie, wycisnąłem jak na grudzień przyzwoicie. Szkoda, że od jutra wracać mają wichury, jeśli wierzyć prognozom to czwartek-piątek z prędkością do 80 km/h...

Aha, na Dębcu byłem o 10:45. W domu, pół kilometra dalej o... 11:05. Bo czekał mnie jeszcze obowiązkowo przejazd kolejowy, ten towarowy, za który niedawno dostałem wspominany tu mandat, gdy spieszyłem się do pracy, a szlaban był zamknięty 5 minut, mimo że nic nie jechało. Dziś za to jechało. A w sumie stało. Towarowy sobie zaparkował na 15 minut, blokując ostatnimi pięcioma wagonami całkowicie przejazd. Nie skłamię, że tłum zebrany pod szlabanem to finalnie jakieś 50-60 osób, z czego część wkurzona obchodziła przejazd krzakami, była też próba przeskoczenia składu :) Po raz kolejny w tym miejscu ma-sa-kra. Oj, na komendzie pewnie płaczą teraz rzewnymi łzami - gdyby nasi dzielni obrońcy porządku byli na miejscu mieliby dziś statystyki nadrobione już na początek kolejnego roku. Bo w korPolicji słupki są jak wiadomo najważniejsze.




  • DST 53.40km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 99m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Juhu!

Niedziela, 7 grudnia 2014 · dodano: 07.12.2014 | Komentarze 7

Jak mnie cieszy ten znów zachodni, do tego praktycznie nieupierdliwy wiatr! Przy wyjeździe z Dębca muszę przemęczyć się tylko przez Luboń, a omija mnie miasto, omija mnie Starołęcka, omija mnie też większość DDR-ów. A nic tak nie raduje jak to gdy za brak jazdy po nich nie wyzywają mnie... gnoje :)

Mogłem więc dziś zafundować sobie trasę w kształcie samochodzika, względnie "pętlę rybną" przez Wiry, Komorniki, Trzcielin, Dopiewo i Skórzewo. Jechało się po prostu fajnie, bez szaleństw, ale też na równym poziomie, mimo o dziwo dość sporego jak na niedzielę ruchu w kierunku Poznania - prawdopodobnie spowodowanego naturalnym instynktem XXI wieku, czyli przedświątecznym szopingiem galeriano-marketowym.

Na jutro (nie jestem pewien kolejnych dni) zapowiadają niestety deszcz ze śniegiem, więc prawdopodobnie pas z rowerem. Ale i tak ten grudzień - pomijając koszmarny początek - mnie rozpieścił.



  • DST 52.35km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.30km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 109m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

I znów cross mi na drogę...

Sobota, 6 grudnia 2014 · dodano: 06.12.2014 | Komentarze 6

Połączenie mokrej nawierzchni pozostałej po nocnych opadach, temperatury niewiele ponad zero oraz szosy zdecydowanie nie jest pomysłem, który można uznać za dedykowany osobom mającym pod sufitem poukładane jak należy. W związku z tym, że jedyną opcją było dziś kręcenie przed pracą wybrałem ryk rozsądku i dopompowałem oraz nasmarowałem crossa. Niech ma!

Zawsze po takiej przesiadce muszę mieć chwilę na oswojenie się, tym razem jak po tym jak usiadłem na crossie zacząłem się zastanawiać jak tu zamyka się drzwi i włącza klimę. Chwila refleksji i zadumy wróciła mnie na właściwe tory, ogarnąłem co i jak i ostrożnie ruszyłem. Jechałem ostrożnie, bo co prawda na szerokich oponach nie było niebezpiecznie, ale wolałem nie ryzykować.

W końcu trasa prowadziła na zachód, co niezmiernie mnie ucieszyło, wiatr nie męczył, super. Tyle że... w połowie dystansu, zaraz przed Drwęsą padł mi licznik. Nie wiem co się z nim dzieje, zdarzają mu się takie problemy w móżdżku raz na jakiś czas, może to kwestia zimna, bo innej przyczyny nie widzę - kabelek raczej cały, czujnik też... No a w domu odżył. Staruszek się wybredny zrobił na stare lata :) Średnią wziąłem dziś więc na podstawie Endo i Stravy dokładając zwyczajową różnicę, która regularnie wychodzi względem licznika, lekko zaniżając. No bo końcu jak wszyscy wiemy zimą się nią nie przejmuję :)