Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197967.60 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2014

Dystans całkowity:1400.75 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:47:12
Średnia prędkość:29.68 km/h
Maksymalna prędkość:53.10 km/h
Suma podjazdów:4036 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:53.88 km i 1h 48m
Więcej statystyk
  • DST 52.20km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.22km/h
  • VMAX 41.70km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Crossujemy - c.d.

Czwartek, 20 listopada 2014 · dodano: 20.11.2014 | Komentarze 2

Wczoraj rano padało, więc jedyne co zrobiłem w temacie aktywności rowerowej to zaniesienie szosy z duszą na manetce przed pracą do serwisu. Części mają podobno być dzisiaj, ale kiedy odbiorę sprzęt pojęcia nie mam, bo na weekend wyjeżdżam, więc pewnie dopiero w następnym tygodniu. Póki co pozostał mi do dyspozycji cross, który też ma, o czym się dziś przekonałem, lekko zdezelowaną kasetę, ale chyba jakoś do końca zimy na nim się pokulam.

W sumie fajnie jest wrócić do jazdy czymś, co ma w sobie urok i grację średniej wielkości czołgu, po roku głównie na szosówce robi to niesamowite wrażenie. Także na naszych drogowych zapuszkowanych pupilkach - dziś dźwięk klaksonu pełnego kompleksów usłyszałem już na trzecim kilometrze, na Drodze Dębińskiej - oczywiście w temacie DDR-a znajdującego się po jej drugiej stronie. Nastrój od razu mi się poprawił, puszkowy bezmózg otrzymał krótką instrukcję co musi zrobić jeśli nie załatwił rano podstawowych potrzeb fizjologicznych. Potem niestety jazda przez miasto to już tragedia, zaliczyłem m.in. przy stacji Poznań Wschód postój na przejeździe - żeby nie było za szybko to pooglądałem sobie aż trzy składy. Po wyjeździe poza metropolię było już lepiej, ale biorąc pod uwagę, że 25 kilometrów zaliczyłem po Poznaniu to uszczerbki na mojej psychice pojawiły się znaczne. 

Średnia - średnia. Crossowa :)



  • DST 57.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 29.48km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 135m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wąski Zwieracz Poznania

Wtorek, 18 listopada 2014 · dodano: 18.11.2014 | Komentarze 4

...czyli znów w roli g(ł)ównej ulica Starołęcka. Dziś zablokowana nie tylko przez standardową śmieciarkę, ale - co jest dla mnie pewną nowością - samochód do transportowania toi toi, który nie dość, że się wlókł masakrycznie to jeszcze w pewnym momencie źle wyliczył mijankę z autobusem, więc pół ulicy, w tym ja, cofało się na wstecznym. Cała dzisiejsza walka o przyzwoity wynik została zabita przez te niecałe 2 kilometry - więc oficjalnie zmieniam nazewnictwo tego drogowego koszmaru z wąskiego gardła na wąski zwieracz. Jednocześnie przepraszając co wrażliwszych.

Niestety ominąć tej ulicy nie mam jak, tak samo jak przy wschodnim kierunku przejazdu przez miasto, który dziś poszedł standardowo, czyli źle :) Jakoś jednak udało się dopchać do Antoninka, gdzie zaczęła się walka z wiatrem na DK92. Wiało znów bardzo silnie, do tego temperatura wynosiła coś około maks pięciu stopni, więc schowany za barankiem człapałem obrót za obrotem - i tu przydało się po raz pierwszy jedyne przełożenie, które jeszcze mam, czyli lekkie, środkowe. Dotarłem jakoś do Kostrzyna, tam zawróciłem i już z podmuchem w plecy mijając Siekierki i Tulce dotarłem do Starołęckiej, gdzie... (patrz akapit pierwszy).

Jutro i pojutrze ma padać - zapowiada się przerwa.



  • DST 54.15km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.81km/h
  • VMAX 42.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 161m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hamst'a style

Poniedziałek, 17 listopada 2014 · dodano: 17.11.2014 | Komentarze 2

Wiatr dziś się już na szczęście w miarę uspokoił, za to po nocnych opadach rano na drogach było ślisko. Mimo to ruszyłem szosą, bo stęskniłem się za garbem na plecach po jednym dniu kręcenia crossem w pozycji bardziej humanoidalnej. Roweru na serwis jeszcze nie oddałem, więc kontynuowałem jazdę w stylu "hamst'a style", czyli na środkowym tylnym przełożeniu i z wariacjami w temacie przedniego, szkoląc chomiczą technikę. Tak więc bliżej zapoznałem się w końcu z pojęciem "kadencja" i nie chodzi tym razem o wybory. Nie chcę więcej :)

Spodziewałem się, że dobrze nie będzie i nie było. Zakrętów na trasie, którą jechałem (Poznań - Krzesiny - Żerniki - kółeczko Tulce, Krzyżowniki, Dachowa - i powrót tak samo) było sporo, więc na mokrej nawierzchni poszaleć nie mogłem, do tego bałem się mocniej depnąć na pedały, bo już mi się włączyła schiza i uraz psychiczny związany z przeskakiwaniem łańcucha (wiem, wiem, sadomasochizm to moje drugie imię). W sumie dobiłbym pewnie do tych trzech dych średniej, ale jak zaraz za zakrętem na Starołęce zobaczyłem śmieciarkę prowadzącą sznurek kilkunastu samochodów pędzących z V max 15 km/h to się poddałem. Życie.



  • DST 52.20km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.23km/h
  • VMAX 45.20km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 173m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cross + wiatr = miazga

Niedziela, 16 listopada 2014 · dodano: 16.11.2014 | Komentarze 2

Dziś, gdy wstałem, otworzyłem okno i jednocześnie drzwi do pokoju to... chwilę później m się zamknęły. O nie, powiedziałem sobie - no risk no fun, ale bez przesady - nie będę ryzykował, że na trasie obudzę się nagle w jakimś rowie czy krzakach z szosą na głowie. Rozpatrywałem czy w ogóle ruszyć, ale stwierdziłem, że w końcu jeśli już jestem o tej ósmej rano w niedzielę na nogach to spróbuję. I wykombinowałem, że dopompuję i uruchomię wykopalisko pod nazwą cross.

Rozsiadłem się na tym czołgu wygodnie, ruszyłem powoli, jak żółw ociężale... i tak było przez całą drogę :) Wiatrzysko wedle prognoz osiągało prędkość maksymalną do około 45 km/h, co zdecydowanie organoleptycznie potwierdziłem. Na odcinku między Koninkiem a Tulcami, gdzie jest kilka wiaduktów i hopek czułem się jakbym wjeżdżał na Rysy - tak mnie kilka razy zastopowało. W sumie trochę za tym tęskniłem - jesień mnie rozpieściła aż za bardzo. nie miałem motywatora do walki, a dziś samo dotarcie do celu nim było. Co nie znaczy, że mi się podobało. Dojechałem do Gowarzewa, zawróciłem już z wiatrem, który faktycznie chwilami mi pomagał, ale równie często masakrował z boków.

Wynik ostateczny jest jaki jest, ale był to maks, wyrzygany resztkami sił. Jednak te 20 kilo pod tyłkiem robi swoje, tak samo jak kilka postojów na mijankach na Głuszynie oraz kumulacja trzech watah wyjeżdżających z kościołów akurat w momencie, gdy ja przejeżdżałem. Nie marudzę jednak - cieszę się, że dojechałem, że się zwlokłem i że wiatr dostał ode mnie psychicznego pstryczka w nos.

A propos pstryczków to jeszcze udało mi się przed pracą zaliczyć wybory :)


  • DST 51.80km
  • Czas 01:45
  • VAVG 29.60km/h
  • VMAX 53.10km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 186m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Urywki

Sobota, 15 listopada 2014 · dodano: 15.11.2014 | Komentarze 0

Z dzisiejszej jazdy pamiętam jedynie urywki. Głowy, rąk i nóg. Tak wiało. To plus zębatki skaczące jak pawian z nadprogramowym zatwardzeniem spowodowało, że wynik jest poniżej jakiejkolwiek samokrytyki. Nie pomogła nawet zapodana jako motywator upojna muzyka zespołu o nazwie Anaal Nathrakh, choć pierwszy człon dość precyzyjnie oddaje po czym dziś dostałem. Masakra.

Dziś była tylko i wyłącznie walka o przeżycie, trasa przez Tulce do Siekierek mnie zmasakrowała na tyle, że zamiast wracać swoimi śladami doczłapałem się do Paczkowa i z wiatrem w plecy dokręciłem się do domu DK92, oczywiście zaliczając wszystkie światła w kolorze red. Jutro wiać ma tak samo, do tego podobno ma padać, więc tego typu uroki raczej mnie ominą i pewnie nie uda mi się ruszyć, tym bardziej, że znów będę gnił w robocie.


  • DST 55.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 49.20km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zostałem chomikem

Piątek, 14 listopada 2014 · dodano: 14.11.2014 | Komentarze 10

Ciemno i pochmurno od rana, więc wstanie dziś na rower było nie lada wyczynem, ale jakoś w bólach się udało. Nie za bardzo wiedziałem dokąd jechać, żeby znów nie deptać samemu sobie po śladach z kolejnych dni, więc ruszyłem... w tym samym kierunku co przedwczoraj, czyli do Mieczewa :) Ale zrobiłem jedną korektę - w Puszczykowie skręciłem skrótem przez obrzeża centrum, czego staram się zazwyczaj nie robić, żeby uniknąć ścieżki, która jest tam co prawda z asfaltu, ale kupionego pewnie na jakiejś promocji podczas otwarcia sklepu z chińszczyzną, bo wyrastające spod niej korzenie tworzą namiastkę skoczni narciarskiej K250. Wracać miałem tak samo, ale jeden przejazd mi wystarczył - z powrotem kopsnąłem się już klasycznie, przez Mosinę.

Całą drogę przejechałem na jednym przełożeniu - z przodu największym, z tyłu środkowym. Myślę, że dzikie chomiki miały ze mnie niezły ubaw :) Średnia została zniszczona przez szaleńców z Lubonia, dla których termin "podporządkowany" nie istnieje, oraz - jak zwykle - traktory.



  • DST 55.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 47.10km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 225m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Retro

Czwartek, 13 listopada 2014 · dodano: 13.11.2014 | Komentarze 8

Dziś zrobiłem sobie lekki back to the past, bo postanowiłem sprawdzić jak wygląda sytuacja na remontowanym od ho ho ho asfalcie w Głuszynie, a przy okazji zrobić klasyczne jeszcze jakiś czas temu kółko przez Koninko, Dachową, Krzyżowniki, Tulce i Krzesiny. Spodziewałem się, że będzie gorzej - mijanka była tylko w dwóch miejscach, asfalt już częściowo odnowiony, choć były i znane momenty elementów wulkanicznych. No cóż, pewnie za jakieś dwa-trzy lata już się to wszystko skończy i całość będzie przejezdna :) Jechało się spoko, ale nie poszalałem ze speedem, bo niestety zaczęły odmawiać posłuszeństwa ostatnie z możliwych zębatek, dwa razy mi tak przeskoczyło przy ruszaniu, że bym zęby stracił.

Pojechałem więc do zaprzyjaźnionego rowerowego obczaić co za ile. To ten... po podsumowaniu nie wiem czy nie lepiej jak kupię sobie nowe Ferrari :) nie wiedziałem, że części do szosy są takie drogie! A wymienić niestety muszę wszystko skoro nie dbałem - korbę, kasetę, łańcuch... Mądry Polak po szkodzie. Zapewne w kolejnym tygodniu pożegnam się na jakiś czas z szosą i poleci ona na serwis.



  • DST 53.25km
  • Czas 01:43
  • VAVG 31.02km/h
  • VMAX 48.70km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 186m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wataha powolności

Środa, 12 listopada 2014 · dodano: 12.11.2014 | Komentarze 5

Wracam do rowerowej regularności, a zawodowo niestety do kieratu. Czyli: wyjazd rano, prysznic i pędem do roboty. Jutro podobno ma padać, więc dziś odpuścić nie mogłem, mimo że wstawało mi się mega ciężko.

Z powodu południowo-wschodniego wiatru mogłem wybrać tylko jedyną dostępną aktualnie trasę, czyli "nochal", która mimo powtarzalności jakoś mi się nie nudzi. Tym bardziej, że o czymś takim jak nuda nie da się napisać w momencie, gdy zaraz za Mosiną natrafia się na watahę powolności, czyli (w kolejności): traktor, TIR, dostawczak, drugi traktor, ja. Wszystko to poruszało się z prędkością maksymalną 30 km/h, więc co chwilę musiałem dawać po hamulcach, wyprzedzić się za cholerę nie dało, więc taka patologiczna grupka dotarła razem do Mieczewa, gdzie w końcu zatrzymałem się, pokazałem jęzor i zawróciłem. Przez całą drogę miałem w uszach nową płytę The Birthday Massacre i to ostatnie słowo idealnie oddawało mój nastrój :)

Powrót już bez tego typu pieszczoszków, udało mi się nadrobić średnią, więc nie marudzę. Trochę mnie tylko przewiało, bo podmuchy dziś znów zrobiły się mocniejsze.



  • DST 54.30km
  • Czas 01:44
  • VAVG 31.33km/h
  • VMAX 47.90km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 110m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pokrakowsko

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 11.11.2014 | Komentarze 2

Oj, jak dobrze było znów po tych trzech dniach posadzić cztery litery na siodełku! Groził mi już niemal syndrom odstawienia, na każdego rowerzystę, który mnie mijał w Krakowie (bo tam się z Żoną tradycyjnie wybraliśmy odchamić na długi weekend) patrzyłem wilkiem, tak samo jak na pogodę, która dopisała wybitnie. Udało się jednak wytrzymać bez rękoczynów, nie posadzili mnie za czynną napaść na żadnego miłośnika dwóch kółek, więc chyba tak źle ze mną jednak nie jest ;)

A powrót miałem dziś w warunkach wymarzonych, niemal cieplarnianych. Święto, więc nawet przejazd przez miasto nie irytował tak jak zwykle, wiatr oczywiście chory na paranoję w temacie kierunku, ale niezbyt silny, cieplutko, pusto... Nie licząc rowerzystów, biegaczy, rolkarzy i innych jednostek mobilnych, których pozdrowiłem dziś chyba z setkę. Trasę wybrałem na wschód, przez Zalasewo, Swarzędz, Paczkowo, Tulce i Krzesiny - wyszło na mapie z tego jakieś niepełnosprawne serducho z żyłką. Jechało mi się genialnie, a i średnia w miarę przyzwoita.

Jeszcze kilka zrobionych na szybko w krzywym zwierciadle fotek z Krakowa, miasta, które uwielbiam, a jeśli zapomni się o zachowujących się tam jak najgorsze menele Angolach oraz Irlandczykach i zna się odpowiednie miejsca, gdzie nawet barmani są poetami, a historia miejsca broni się przed nachalną rzeczywistością to spokojnie, acz konsekwentnie, można spędzić czas naprawdę godnie. Jedna rzecz mnie przeraziła - naganiacze do Piwnicy Pod Baranami, miejsca, które co prawda nigdy mnie nie swoją "kultowością" nie obezwładniało, ale zeszło całkowicie na psy i zmieniło się w mekkę sztukantów i hipsterów z ajfonikami pod pachami oraz obsługą, która równie dobrze mogłaby pracować w jakiejś sieciówce w stylu Cocomo.

Tak oto wyglądało wejście do naszego (naprawdę rewelacyjnego!!) hostelu na Wiślnej, przy samym rynku - żeby udowodnić, że od sportu nie odpocząłem :) po paru browarach te schody zmieniały się w Mount Everest
:)

Wawel: :)

Najlepszy miodek w jednym, jedynym miejscu:

I na koniec znak naszych czasów: prawdziwy Rowerowy Kraków :P




  • DST 52.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.43km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 111m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dyszcz

Piątek, 7 listopada 2014 · dodano: 07.11.2014 | Komentarze 0

Miało padać. I padało.

Na szczęście przestało, a że miałem ciśnienie na jeszcze jeden trening przed kilkudniowym wyjazdem, podczas którego rower będę mógł sobie pooglądać pod tyłkami innych, więc nie zważając na kałuże, błocko i inne jesienne przyjemności ruszyłem lekko po dziewiątej, żeby zdążyć przed pracą. Upojne wrażenia wody na plecach, łbie i spodenkach co prawda lekko zabiło mój zapał, ale się nie poddawałem i kręciłem, mając gdzieś średnią (ja!). W zakręty wchodziłem ostrożnie jak ciężko doświadczona życiem żona alkoholika, nad przejazdami kolejowymi pełzłem jak ułomna żaba, więc skończyło się finalnie jak się skończyło, ale grunt, że się udało :)

Trasa: bezsensowna logistycznie "fałka" przez Tulce do Swarzęda i z powrotem.

Oj, odpocznę sobie teraz od roweru i wcale mnie to nie cieszy.