Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198654.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

  • DST 62.10km
  • Czas 02:23
  • VAVG 26.06km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 244m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rezerwat Krajkowo

Piątek, 19 lipca 2019 · dodano: 19.07.2019 | Komentarze 9

Powoli robi się ze mnie rasowa terenówka. Czy tam terenowiec :) Jestem już bowiem na takim etapie, że cieszy mnie perspektywa wyjazdu czołgiem, a tęsknota za szosą jest minimalna. Niestety paczka z bębenkiem wciąż krąży między jakimiś działami, więc wrócę na wąskie koła dopiero po weekendzie. Życie. Przynajmniej będzie bardziej smakowało.

Dzisiaj od początku do końca wiedziałem, jaki będzie cel wycieczki, ale nie do końca wiedziałem, jak owa końcówka będzie wyglądać. I chyba dobrze :) 

Postanowiłem dostać się w miejsce jeszcze przeze mnie nieodkryte - to znaczy kilka razy się kręciłem obok, niekoniecznie rowerowo (na przykład podczas tego wypadu), a trafić nie mogłem. Tym samym najkrótszą drogą, z Dębca przez Luboń, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę, Sowiniec...

...oraz Baranowo dotarłem do wsi Krajkowo, w której kończy się nie tylko asfalt, ale i świat. A chciałem dostać się do bardzo mało znanego, lecz bardzo chwalonego przez wielkopolskich ornitologów miejsca, czyli Rezerwatu Krajkowo. 

I tu się zaczęła walka :) Oto z czym musiałem się mierzyć (screeny z kamerki, więc jakoś żadna). Przy wyzwaniu pod tytułem "nie zejść z roweru, bo mnie piaski wciągną" wszelkie Przełęcze Karkonoskie to mały pikuś. Udało się, co jest moim małym zwycięstwem :)


Jakoś doczłapałem na kołach do granic samego rezerwatu.




Od razu na dzień dobry przywitał mnie polujący myszołów, którego jednak uwiecznić nie zdążyłem, za to zacząłem się zagłębiać dalej w las. Znów relacja "kamerkowa", żeby udowodnić, że nie było lekko :)


Dopchałem się w końcu do miejsca, które na mapie wygląda arcyciekawie...

...a w realu też całkiem przyzwoicie:


Tam chwilę postałem, poodganiałem się od miliarda much i komarów, by zawrócić swoimi śladami te dobre kilka kilometrów ku cywilizacji.

Niestety, miałem pecha i nie widziałem już żadnego większego ptactwa (widocznie byłem ciut za późno lub za wcześnie), lecz słychać było wszędzie w gąszczu, że ono tam jest. Rower jednak robi taki hałas, że lepszym wyjściem jest wybranie się tam innym środkiem transportu i skupić się na spokojnym spacerze, bo miejsce jest genialne - nie spotkałem ani jednego człowieka, jak to na prawdziwym końcu świata. Aż by się chciało tam zostać... :)

Nie odjechałem jednak z kwitkiem, bo tuż przed samym końcem szutru wyskoczyło mi na drogę takie coś:

Nie, to nie zając, tylko pełnokrwista sarna, tyle że w wersji mini i niewyraźna. Zdjęcia oczywiście zrobić nie zdążyłem, więc to jedyny dowód, że takowa tam żyje.

W samej wsi wpadły mi w oko jeszcze dwa bociany...

...i mogłem z czystym sumieniem wracać do domu. Oj, odcywilizowałem się za wszystkie czasy - cudowne uczucie. I to niecałe trzydzieści kilometrów od Poznania.

Jeszcze hit z Lubonia. Znów postanowiłem być hardkorem i zaliczyć śmieszkę na Armii Poznań, bo co mi tam na mtb grozi (kozak ze mnie), po gorszym gównie się jeździło. Ale już pod sam koniec, zaraz przez wiaduktem, gdy zjechałem z jednego z krawężników, usłyszałem i poczułem, że coś ciężkiego mi wypadło. Pierwsza myśl - telefony. Ale nie, są. Koła na miejscu. Siodełko też. Zerknięcie na ramę i... bingo. Odpadł bidon, przy okazji łamiąc koszyczek. 

Nie pozostało mi nic innego, jak spakowanie napoju do tylnej kieszeni, puszczenie wiązanki na temat Lubonia w eter i pojechaniu dalej. A jeśli ktoś jest ciekawy, jak wygląda miejsce, w którym się to wydarzyło, to proszę, poniżej do obejrzenia, myślę, że warto:

Cudo, prawda? Kwintesencja "lubońskości". Wpadło mi na myśl, żeby pozwać zarządcę, ale myślę, że 15 PLN nie jest warte zachodu :)

TUTAJ Relive. A ja nawet o dziwo zdążyłem do pracy :)



Komentarze
Trollking
| 20:12 czwartek, 25 lipca 2019 | linkuj A to fakt :) I oby to miejsce jak najdłużej pozostało dzikie i niełatwe do "zdobycia"!
Lapec
| 21:42 środa, 24 lipca 2019 | linkuj - a kto powiedział że niby ja bym miał prowadzić? :D
- rowerem to by się postój zrobiło, 2/3 to można wylać ... bezalkoholowego, chyba że to Radler, to wtedy nie :P
- na ciepłe się nic nie poradzi, chyba że zimą się pójdzie heh

Oczywiście wsio żartobliwie, takie miejsca nie potrzebują "upiększaczy" ;)
Trollking
| 20:57 wtorek, 23 lipca 2019 | linkuj Z tym piwkiem w ręce jest tylko drobny problem, bo:

- samochodem nie podjedziesz, jeśli chcesz pić;
- rowerem od biedy można, ale tak wytrzęsie, że po otwarciu puszki 2/3 napoju poleci w kosmos;
- od cywilizacji do tego miejsca jest jakieś 5 km. Nawet bardzo zimny browar zmieni się w paskudną zupę.

Niemniej jednak polecam, bo dzicz jest tam cudowna :)

Z tym krawężnikiem to klasyczna lubońska szkoła :)
Lapec
| 06:56 wtorek, 23 lipca 2019 | linkuj Super miejsce, piwko w dłoń i można o świecie zapomnieć. Aaaa i dobry środek na komary i wtedy dopiero można zapomnieć ;)

Co do krawężnika, to kiedyś próbowałem zgłosić taki uskok i dowiedziałem się że jest spoko - trzeba ino skręcić w prawo, pojechać 15 metrów i tam (przy przejściu dla pieszych) jest obniżony krawężnik, a później ino trzeba wrócić na DDR-kę Polska ;)
Trollking
| 21:46 niedziela, 21 lipca 2019 | linkuj Jeśli chcecie odpocząć od ludzkości po Sudetach, jedźcie do Krajkowa pod Poznaniem. Ot, paradoks :)

Pewnie częściej bym w Luboniu elementy tracił, ale albo jeżdżę objazdem tego czegoś, albo po prostu olewam :)
anka88
| 21:35 niedziela, 21 lipca 2019 | linkuj W Krajkowie nie byłam, ale widać, że warto. O, z takiego krawężnika dobrze, że tylko bidon wypadł, bo mogło być różnie..
Trollking
| 20:41 piątek, 19 lipca 2019 | linkuj Huann - uróżradniać fajnie, ale tydzień uróżnoradniania to już ciut dużo :) Mimo wszystko to dobra opcja na poznawanie tego, co zostawiałem sobie zawsze "na zaś", widocznie tak być musiało. Luboń zrównany z ziemią - oj, jaka to piękna by była perspektywa :) Kamerka tania i przyzwoita, choć stabilizacja na dzisiejszej trasie była średnia, w sumie nie jest to dziwne. Może kiedyś uda mi się filmik obrobić.

DaruS - tylko najgorsze jest to, że to coś ma już ze dwadzieścia (a może więcej?) lat i twórcy tego czegoś siedzą już pewnie na emeryturze. A powinni w pierdlu za takie wynalazki :) Oj, warto było, cisza, spokój, brak cywilizacji... Cudowna sprawa.
DaruS
| 19:55 piątek, 19 lipca 2019 | linkuj Trzeba by tego jegomościa zarzadcęwsadzić na rower i przepjścić przez tę zacną infrastrukturę. A co do jazdy w terenie to najlepiej widać na załączonych przez Ckebiefotkach, że warto się szarpać w piachu i innym błocie.
huann
| 18:54 piątek, 19 lipca 2019 | linkuj Fajnie jest uróżnorodniać jazdy - sam też czasem macham ręką na średnią i zapuszczam się w jakiś teren, choć od czasu młodości (Meridy;) w aż tak kopne piachy nie wjeżdżam, bo kiedyś ich zwiedziłem robiąc mapy w terenie zdecydowanie zbyt wiele. Luboń: koszyki opadają :/ A fotki z kamery całkiem niezłej jakości!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ypang
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]