Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197967.60 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

  • DST 58.00km
  • Czas 02:11
  • VAVG 26.56km/h
  • VMAX 56.60km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rowerem do Krokowej, czyli wielka cywilizacja na małym zadupiu

Środa, 3 sierpnia 2016 · dodano: 03.08.2016 | Komentarze 2

Ewolucja godzinowa moich nadmorskich startów jest zadziwiająca. Kolejno: 8:30, 7:30, 6:30. Jeszcze tydzień i w ogóle bym się nie kładł :) Nie miałem dziś jednak innego wyjścia, o czym na koniec.

Po wczorajszym ludzko-ścieżkowo-kostkowym koszmarze podczas drogi na Hel miałem ochotę lekko odżyć, więc postanowiłem uciec od morza. Kierunek mógł być tylko jeden - zachodni, bo na południe od Władka też było morze, a na północ bardziej się już nie dało :) Pierwsze rowerowe kroki skierowałem na Swarzewo, gdzie dotarłem jeszcze przez korkami. Następnie skręciłem na Gnieżdżewo i tym samym po minięciu tych metropolii znalazłem się w krainie wiatraków, które doprowadziły mnie do Łebcza.

Tam przypomniałem sobie o kawałku znakomitej drogi rowerowej, którą odkryłem w poniedziałek, odnalazłem więc znów szlak i z radością stwierdziłem po przeanalizowaniu przydrożnej mapy, że dojadę nią aż do wstępnego celu wybranego jeszcze w pensjonacie na mapie, czyli do miejscowości Krokowa. Zdjęcia tablicy nie zrobiłem, więc dokonam samokradzieży praw autorskich i wkleję to z przedwczoraj :)

Minąłem miejsce widoczne powyżej, czyli Starzyński Dwór i ruszyłem dalej w nieznane. Od tego momentu nie wierzyłem własnym oczom. Jechałem bowiem GENIALNĄ ddr-ką wytyczoną w miejscu zlikwidowanej trasy kolejowej, która po pierwsze była w 100% z masy bitumicznej, po drugie położona w odległości od zabudowań, po trzecie niezwykle malownicza, a po czwarte - pusta... Minąłem się tylko z kilkoma rowerzystami, w tym z dwoma szoszonami. Zresztą, co tu dużo gadać - spójrzcie. Prócz może czasem zbyt gorliwie ustawionych słupków na skrzyżowaniach z drogami publicznymi (i to naprawdę małej ich ilości) jeśli ktoś chce się do czegoś przyczepić to... śmiało. Nawet ja nie byłem w stanie :)




Z rozdziawioną papą dotarłem do jej końca. Czas mnie gonił, więc w Krokowej cyknąłem tylko z daleka wieże kościoła p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej, a po fakcie okazało się, że wart zobaczenia był jeszcze zespół pałacowy. No cóż, być może następnym razem.

Zawróciłem, mając przed sobą już lekko oślepiające słońce i końcówkę "Czasu pogardy" Sapkowskiego. Nie mogłem znaleźć lepszych okoliczności, bo jedno z drugim uzupełniało się doskonale.


Wracałem swoimi śladami, z prawdziwym smutkiem żegnając tę przepiękną wyspę komfortu dla rowerzysty na polskiej pustyni miażdżenia nas i stresu na każdym stąpnięciu pedała. Ścieżka jak wyczytałem powstała w 2011 roku, czyli ma już pięć lat, a jak się przekonałem jest niemal nieznana. Mnie to akurat cieszy, bo znalezienie momentu ciszy w mekce komerchy i tandety, jakim jest polskie morze w sezonie to jak odkrycie nowej, lepszej Ameryki. I to dosłownie, bo obok Sulicic znajduje się miejscowość o tej nazwie :) Ponad trzydzieści kilometrów cywilizacji - to wciąż szokuje w naszym kraju. Brawo, brawo, brawo!

A tymczasem we Władku:

To moje ostatnie zdjęcie znad morza w tym roku, przynajmniej wakacyjne, zrobione o dziesiątej rano. Zgodnie z planem wróciliśmy bowiem dziś do Poznania. Osobiście nie dałbym rady wytrzymać już tam ani połowy dnia dłużej. Czuję się mentalnie zgwałcony i dousznie spenetrowany samochodami puszczającymi w ramach zachęty do jakiegoś spędu disco-polo. Oczy i trzewia mnie bolą od widoku wielkich bebechów bezwstydnie wałęsających się nie tylko po plaży, ale i po mieście. I narąbanych penerów w hicie sezonu, czyli koszulkach z dnia na dzień coraz bardziej wyklętych.

A Pomorskie rowerowo? Pełne paradoksów. Piękne widoki mieszają się tu z paskudztwem tego, co oferuje sobą część nadmorskich miejscowości. Morze jak zwykle kusi, nęci i zachwyca, ale w przypadku perspektywy ponownego odwiedzenia choćby drogi na Hel musiałbym wziąć na starcie relanium. No i ten dzisiejszy luksus ścieżkowy jako kontrast dla wczorajszej rzeźni... Chyba po prostu jeżdżenia tutaj trzeba się nauczyć :)

PS. Dzisiejszy wpis zawiera wyjątkowo jeszcze 5 kilometrów dojazdu z Poznania Shity Centre do domu. Umieszczam, bo zapomniałem wymontować licznika i niech już tak zostanie :)
Kategoria Morze



Komentarze
Trollking
| 19:06 niedziela, 22 października 2017 | linkuj Trasa na Hel jest cudowna. Nie mylić z trasą rowerową na Hel :P

A ta ścieżka, mimo ścisku we Władku, była pusta, że aż miło!
Lapec
| 14:19 niedziela, 22 października 2017 | linkuj No i prawda że szkoda że nie zgapiłem ale kto wiedział, dzięki za pokazanie linku do wakacyjnego obrazu tej ścieżki, jest kapitalna i jesienią i latem ino ja miałem miej ludzi we Władku :-P


A i ja uwielbiam trasę na Hel :-P
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iazaw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]