Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197597.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2019

Dystans całkowity:1660.25 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:60:08
Średnia prędkość:27.61 km/h
Maksymalna prędkość:61.00 km/h
Suma podjazdów:5800 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:55.34 km i 2h 00m
Więcej statystyk
  • DST 54.20km
  • Czas 01:56
  • VAVG 28.03km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 244m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niezły kibel

Środa, 20 listopada 2019 · dodano: 20.11.2019 | Komentarze 10

Dzionek z gatunku zalatanych. Formalnie określa się takowe jako "wolne", ale u mnie z tym ciężko :)

Dwie godziny na rowerowanie znalazłem lekko przed jedenastą. Było tak sobie - niby nie najzimniej, lecz snuł się wschodni, umiarkowany, ale i upierdliwy wiatr, który zniechęcał do walki. Więc jej nie było. Założenie było tylko jedno: wykonać swoje.

W związku z remontami, nie mogłem wybrać żadnej ze swoich klasycznych tras w kierunku E, wymyśliłem więc odchudzone "kórełko": Dębiec - Las Dębiński - Starołęcka - Głuszyna - Daszewice - Kamionki - Borówiec - zemsta Adolfa - Skrzynki - Kórnik - Mościenica - Mieczewo - Świątniki - Rogalin - Rogalinek - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Najważniejsze odkrycie - znalazłem idealny tron dla aktualnego nadleśniczego Nadleśnictwa Babki, oczywiście za zasługi widoczne z tyłu :)
Tron dla nadleśniczego za widoczne z tyłu Tron dla nadleśniczego za widoczne z tyłu
Poza tym wciąż podziwiałem "atrakcje" na Głuszynie.
Jak tu się teraz zrobiło uroczo :/ - Poznań Głuszyna
Cięcie trwa :/ - Poznań Głuszyna
A był tu las... :/ - Poznań Głuszyna
Resztka drzew trzymających wartę - Poznań Głuszyna
Zemsta Adolfa niezmiennie się trzyma. Dochodzę już do etapu, że jadę całą szerokością, bo udało mi się znaleźć jej kilka fragmentów, gdzie plomby mnie wypadają :)
Zemsta Adolfa - Borówiec
A tu nie moje dzieło :) To chyba w sumie nawet nie spełnia definicji dewastacji, bo chyba nie można zniszczyć czegoś, co już nie powinno istnieć? Zresztą Tadeuszowi D. do twarzy bez twarzy :)
Tadeusz D., cenzura zapewne oddolna - Kamionki
No i puszczykowskie klimaty. Na pierwszy ogień klimatyczna restauracja "Lokomotywa", która powstała z pasji i chęci odratowania stacji PKP Puszczykowo. Pizzę mają godną i lubią psy :)
Restauracja Lokomotywa - Puszczykowo
Przy okazji przyjrzałem się pewnemu "czemuś", co okazało się schronem przeciwodłamkowym z 1943 roku. Nazywa się toto Ein Mann Bunker, czyli kibelek ochronny dla wartownika, w którym chował się w wypadku nalotu. Sprytne, lecz dość klaustrofobiczne.
Schron przeciwodłamkowy - Puszczykowo
Tablica inofrmacyjna - Puszczykowo
Dróżnik musi mieć swoje miejsce :) - Puszczykowo
Kawałek dalej klasyka. Ale całkiem fajna, bo legalnie mogłem dzięki niej olać śmieszkę :)
Klasyka klasyk - Puszczykowo
Zawitałem jeszcze do paczkomatu, odebrać zapas dętek i niewielki stojak rowerowy, Wróciłem jednak z pustymi rękoma, bo człek wciskający paczkę do skrytki zrobił to zapewne tak sprytnie, że drzwiczki się nie otwierały. Nawet upojne siedem minut na infolinii oraz sugestia (nie moja, tylko pani) użycia siły, nie pomogły. Jutro musi przyjechać fachman, wyskrobać moją własność i raz jeszcze ją umieścić, gdzie trzeba. Suuuuper :/



  • DST 61.70km
  • Czas 02:09
  • VAVG 28.70km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 203m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stojakowo

Wtorek, 19 listopada 2019 · dodano: 19.11.2019 | Komentarze 11

Dzisiaj w pracy musiałem być wcześniej niż wcześnie (czyli po ludzku: spóźnić się nie mogłem), więc rowerowanie nastąpiło bez zwłoki, choć ze mnie zwłoki jeszcze były, mimo wypitej kawusi - około 8:30 znajdowałem się już w blokach startowych. Nie było oczywiście też żadnych opcji na kreatywne kręcenie - po prostu szosowa rundka dobrze znanymi szlakami.

A najbardziej znanym i lubianym szlakiem jest "kondominium" - Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań.

Jechało się nawet przyzwoicie, choć wiaterek dawał popalić na polach. No i oczywiście zmieniał wrednie zdanie co do kierunku. Jednak jak na listopadowy poranek mogę uznać, że było w miarę ok, mimo że skrzydeł specjalnie nie rozwinąłem.

Klimatycznie było momentami, muszę przyznać.


Gdzieś tak od Stęszewa w radio zaczęło lecieć expose Gomułki, sorry, Gierka, sorry raz jeszcze, Morawieckiego. Nie powiem, populizm całkiem sprawny, okraszony narodowym i swojskim smalczykiem, idealny pod elektorat. No i jeden żart się udał: "polskość oznacza normalność". Dedykuję to w tym momencie - który to już zresztą raz - tym, którzy dziś chcieli ze mnie zrobić marmoladę podczas wyprzedzania na gazetę oraz jednemu klaksoniarzowi z Komornik, któremu zapewne o coś chodziło, choć o co? Nie mam pojęcia. Nie chcę znać definicji nienormalności :)

Aha, przy okazji. W Łodzi znalazłem kolorowy stojak rowerowy. W sumie miło, że pan ze zdjęcia taki postawił koło kościoła, bo przecież nie jest to raczej plakat wyborczy, prawda? Takie powinny być usuwane - zgodnie z prawem - maksymalnie do 30 dni po wyborach, które - przypomnijmy - odbyły się 13 października tego roku. Więc skorzystałem, rozprostowałem kości i pojechałem dalej. Dzięki, panie "vel"!

A na poważnie - mam już sporą kolekcję "przeterminowanych" ryjków wyborczych. Są z każdej opcji - znalazłem kilka hitów: Millera jeszcze z czasów... Koalicji Europejskiej, Szłapkę z N., kogoś tam z Konfederacji i jeszcze z Lewicy, ale nie da się ukryć, że najwięcej  śmiecia zalega partii rządzącej (co mogę udokumentować). Przypadek? :)

Dystans poszerzony o dojazdówkę do pracy.


  • DST 62.80km
  • Czas 02:16
  • VAVG 27.71km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 163m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Alternatywnie

Poniedziałek, 18 listopada 2019 · dodano: 18.11.2019 | Komentarze 8

Dzisiaj niestety już nie mogłem sobie pozwolić na wyjazd późniejszy niż przed dziewiątą rano, więc kręciłem w warunkach już nie tak pozytywnie listopadowych jak wczoraj - było chłodniej i zdecydowanie bardziej wietrznie. Co za tym idzie, wymęczyłem się dość srogo, a wynik wrócił do standardów kiepskiej kiepskości :)

Wiało wciąż ze wschodu, a ten kierunek oznacza u mnie aktualnie pole minowe związane z pozamykanymi ulicami i objazdami. Postawiłem sobie więc za punkt honoru znalezienie jakiegoś alternatywnego, a przy tym rozsądnego, objazdu jednej z najbardziej gównianych poznańskich ulic, czyli Starołęckiej, z tą cholerną kostkową, krawężnikową i wjazdoposesjową śmieszką, którą co prawda najczęściej omijam, ale gdy na horyzoncie miga mi radiowóz, jednak od czasu do czasu muszę zaliczyć.

No i napiszę tak: sukces jest połowiczny. Bo objazd ulicami: Dolina Głuszynki, Minikowa, Ożarowska, Czernichowska, Staszowska oraz Klimontowska do Głuszyny jednak istnieje. Niestety, nie jest idealny, bo nagle asfalt zamienia się w nierówną kostkę, w bocznych osiedlowych uliczkach można się pogubić, a i jest kilka zupełnie niepotrzebnie zaprojektowanych skrzyżowań równorzędnych, jednak ważne jest to, iż da się. Co cieszy, bo wciąż żyjemy w kraju,gdzie najbardziej zniechęca do jazdy rowerem... infrastruktura "rowerowa". Przynajmniej mnie.

Cała dzisiejsza trasa to glista w tę i z powrotem: Dębiec - Las Dębiecki - opisany objazd Starołęckiej - Głuszyna - Sypniewo - Koninko - Jaryszki - Żerniki - Tulce - Gowarzewo, gdzie na rondzie nastąpiła nawrotka.



Jako bonus objazdu miałem okazję do "podziwiania" z daleka sypialni F16-tek w Krzesinach.

Na przejeździe kolejowym na Starołęce wielka awaria szlabanów - działała sygnalizacja, lecz one same się nie zamykały. O dziwo, przynajmniej podczas mojego przejazdu obok, żaden inteligent nie zdecydował się wjechać na torowisko, mimo sporego korka. Za to pociągi jechały wybitnie wolno, co oznacza, że PKP o usterce wie. A jak wie, to już za jakiś tydzień jej nie będzie :)

Relive TUTAJ, a górka to dojazd do pracy.


  • DST 52.60km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.22km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 224m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielkanocniak, oponowanie oraz Provinz Posen

Niedziela, 17 listopada 2019 · dodano: 17.11.2019 | Komentarze 13

Dziś nie będę w ogóle narzekał. Ani ani. Zero. Null. Gdybym sobie na to pozwolił, znaczyłoby to, że mam z głową bardziej niż mam :) Bo co prawda mógłbym skrobnąć coś o momentami upierdliwym i zmiennym wiaterku, który męczył na otwartych przestrzeniach, ale po co? Przecież takich warunków jak dziś życzyłbym sobie przez całą jesień i zimę.

Wykonałem dziś lekko zmodyfikowane (bo Minikowo nieprzejezdne będzie jeszcze długo, więc trzeba kombinować) "kórełko": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Rogalinek - Rogalin - Mieczewo - Mościenica - Kórnik - Skrzynki - zemsta Adolfa - Borówiec - Kamionki - Daszewice - Głuszyna - Starołęcka - Las Dębiecki - Poznań.


Będąc w Puszczykowie, postanowiłem sprawdzić, jak aktualnie z zewnątrz prezentuje się dawno nieodwiedzane przeze mnie Muzeum Arkadego Fiedlera. Skręciłem więc w jedną z bocznych uliczek, gdzie chowa się willa mieszcząca ów przybytek.

Właśnie sobie uświadomiłem, że nie bylem w środku już ponad pięć lat - czas nadrobić czym prędzej. Jakby ktoś chciał sprawdzić, co tam się znajduje, to proszę, tu link do archiwalnego wpisu. Tymczasem dziś tylko uwieczniłem zza płotu Wielkanocniaka :)


Gdy jechałem sobie przez Rogalinek, zaraz za hopką zauważyłem dwóch kolarzy, w dość nietypowej pozie, bo skupiających się nad rowerem leżącym w rowie. Jeden z nich pomachał, więc się zatrzymałem i po chwili mogłem odpowiedzieć na ciekawe pytanie: czy mam może przy sobie... oponę? Wbrew pozorom nie było ono pozbawione sensu, bo gdy ostatnio jedna z moich gum była na wykończeniu, woziłem ze sobą zapasową, zwijaną oczywiście. Niestety (lub stety), od jakiegoś czasu nie mam potrzeby posiadania przy sobie takiego balastu, który ewidentnie by się teraz przydał, bo jak się okazało, jeden z rowerowych ziomków założył zimowy komplet, druciany. I właśnie drut pękł, praktycznie uniemożliwiając dalszą jazdę. Jedyne co można było zrobić, to wypchanie wnętrza trawą i doczłapanie jakoś do Mosiny, skąd dało się łapać pociąg, lub wezwać wóz techniczny (z tego co wiem, tak się właśnie skończyło). Chłopaki byli na tyle sympatyczni, że naprawdę żałowałem, iż mogę ich poczęstować jedynie dętką (ale nie było sensu brać nawet tego, zresztą zapas mieli). No pech.

No i na koniec wytłumaczenie ostatniego członu tytułu. Provinz Posen brzmi dość dziwnie, prawda? Jednak to nie tylko historyczna pruska nazwa Wielkiego Księstwa Poznańskiego, ale też nowy projekt kilku niezależnych muzyków (między innymi z Much oraz Afro Kolektywu), który w wersji mp3 (legalnej, kupionej online) słuchałem sobie dziś kręcąc. Jeśli ktoś pamięta słynnego Grzegorza z Ciechowa i lubił klimat tego odkrywczego na ówczesne czasy albumu (szczerze mówiąc, to Grzegorza Ciechowskiego toleruję jedynie w tym wydaniu), będzie zachwycony. Tyle że tym razem sięgnięto po wielkopolskie inspiracje, łącznie z użyciem regionalnych instrumentów (m.in. "kozła", czyli lokalnej wersji dud) i zsamplowaniu ich w arcyciekawy sposób. Aha, co ważne akurat dla mnie - graficzną oprawą zajął się koleś znany z płyt... Metalliki, Slayera czy... Lady Gagi.

Tu próbka, zaiste prowincjonalna :)



  • DST 57.10km
  • Czas 02:01
  • VAVG 28.31km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 197m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Babkowania ciąg dalszy

Sobota, 16 listopada 2019 · dodano: 16.11.2019 | Komentarze 9

Nastąpił dziś chwilowy powrót jako tako sympatycznej jesieni - czyli zrobiło się umiarkowanie ciepło. Co prawda wciąż gnoił upierdliwy wiatr, a rano padało, więc idealnie nie było, jednak sam fakt, że mogłem pokręcić w rękawiczkach bez długich palców, cieszył.

Miałem dziś do wykonania misję: podjechać do kumpla na Głuszynę zawieźć mu kilka zaległych papierów do podpisania. Co prawda sprawa się nie paliła, ale że nie lubię mieć pewnych rzeczy w tyle głowy, to postanowiłem specjalnie pod ten temat wybrać kierunek jazdy. Generalnie pojechałbym "muminka", ale jak wiadomo mi go skopano. To znaczy rozkopano.

Tym samym skazany byłem na Starołęcką. Dotarłem tam z Dębca lekko naokoło, przez Hetmańską. Oczywiście olałem kostkowy koszmarek z niebieskim znakiem roweru po mojej lewej, czyli nieobowiązującej stronie (bo na postawienie zakazu na szczęście jeszcze nie wpadnięto), co spotkało się jak zwykle z sympatyczną reakcją kochanych rodaków - jeden z nich pozdrowił mnie przeciągłym dźwiękiem klaksonu, z kolei pasażer innego auta coś tam krzyczał przez otwarte okno (zapewne jakieś pozdrowienia), ale miałem słuchawki i stwierdziłem, że nie ma sensu ich ściągać, żeby usłyszeć przekaz.

I tak oto dotarłem do lubianych zawsze przeze mnie leśnych terenów na Głuszynie. 

Nieeee, korekta, przecież znak owego podleśnictwa...

...oznacza aktualnie, że ostatnią rzeczą, jaką można zastać na terenach leśnych to... drzewa. Dawno mnie tu nie było, więc doznałem po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku lat szoku wizualnego. 





Kilka kilometrów drzewnej rzezi... Tu były piękne bory... Powinienem się już niestety przyzwyczaić (przecież mieszkam w Polsce za czasów dupnej zmiany), ale cholera nie mogę :/

Dotarłem do kumpla, zostawiłem mu papiery (wracając odebrałem) i pojechałem dalej - przez Sypniewo, Szczytniki, Koninko, Gądki, Robakowo, Borówiec, Kamionki, Szczytniki, Sypniewo, Głuszyna, Starołęcką i Las Dębiński do domu. Tak jak na Relive.

Domyślam się, że każdy ma już odruch wymiotny na widok wycinek zaprezentowany na moim blogu. Ja również. Ale uparte ze mnie bydlę, więc niestety póki one będą na taką skalę, nie odpuszczę.

Dystans zawiera dojazd do pracy. Wczoraj wieczorem niestety ostatni kilometr wracałem na piechotę, bo zaliczyłem pierwszą panę w Czarnuchu. Plusem było przypomnienie sobie, jak milusie jest zdejmowanie grubaśnych opon - zero łyżek czy pozadzieranych paznokci :)


  • DST 62.35km
  • Czas 02:18
  • VAVG 27.11km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ale objazd!

Piątek, 15 listopada 2019 · dodano: 15.11.2019 | Komentarze 13

Jednak takiego listopada to ja nie rozumiem :)

Wczoraj było całkiem fajnie, dziś było całkiem niefajnie. Chłodek chłodkiem, ale wiatr. koszmarnie zimny i silny, zmasakrował mnie kompletnie. Jedyny plus, że nie padało, co jest pocieszeniem może marnym, ale i dość istotnym.

Wiało ze wschodu, więc pierwotnie miałem zamiar wykonać klasycznego "muminka", ale... się nie udało. Bowiem czekała mnie niespodzianka na Minikowie, a dokładnie na ulicy Niżańskiej, którą jeździłem dość często, nawet nie wiedząc, że tak się ona zwie. Niespodzianka była średnia - informacja o nieprzejezdności. Iiiii tam, ja nie przejadę? - pomyślałem sobie. I... nie przejechałem :) Czemu? Ano proszę:

Kilkaset metrów ryłem w tym niczym ambitny krecik, ale w końcu musiałem się poddać, przy którejś rurze i podtapianiu w błocku. Muszę stwierdzić, że oznaczono toto zgodnie z realiami. tym samym zamykając mi jedną z głównych tras. Z ciekawości zapytałem jednego z z robotników, jak długo będzie trwał ten Sajgon, na co usłyszałem:

- Panie, my idziemy z tej, druga ekipa idzie z drugiej. Pewnie nie spotkamy się przed końcem roku. I do tej pory będzie tu na pewno tak nasrane.

Gdy znów wsiadłem na rower, zmieniłem plany i postanowiłem pojechać tak, żeby poznać, jaki to objazd wymyślono. Najpierw jednak dokręciłem przez Jaryszki i Gądki do Robakowa, Dachowej, Szczodrzykowa, Śródki, Krzyżownik, Nagradowic, Komornik, Tulec, Żernik, Jaryszek oraz poznańskich Krzesin, gdzie postanowiłem podążać za tablicami.

I napiszę tak: mało brakowało, a wylądowałbym gdzieś pod Warszawą. Zaliczyłem koszmarne i paskudne okolice, kryjące się pod nazwami: Pokrzywno, Franowo oraz Żegrze, by chyba najbrzydszą w Poznaniu ulicą Obodrzycką dostać się na konkurującą z nią pod tym względem Starołęcką, a dopiero tam trafił się element sympatyczny, czyli Dębina.

Generalnie już mogę stwierdzić, że za ten objazd podziękuję, bo jest koszmarnie długi (TU Relive) oraz razi moje uczucia estetyczne :) No nic, trzeba będzie kombinować dalej - alternatywą jest tylko i wyłącznie wspominana Starołęcka, czyli jakby wybierać, czy ma nami rządzić dalej Kaczyński, czy może jednak Orban.

Pogoda paskuda, objazd paskuda, generalnie paskuda. Fuj! 

Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 53.10km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.70km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 258m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pana i Bozia

Czwartek, 14 listopada 2019 · dodano: 14.11.2019 | Komentarze 10

Po dwóch glutowych dniach fajnie było wrócić na szosę w pełnym wymiarze. Tym bardziej, że wyjątkowo mogłem odespać wczorajsze nienormalne wstawanie przed siódmą rano w celach okołozawodowych. Oby jak najmniej takich głupot w przyszłości :)

Pogoda, prócz chłodku, była całkiem przyzwoita. Wiatr męczył, ale nie zabijał, słońce ładnie świeciło, no i najważniejsze - już nie padało. Taki listopad to ja rozumiem. Gdyby nie tona ciuchów na sobie oraz ciężkie powietrze, pewnie średnia byłaby przyzwoita.

Wykonałem "szczurka": Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - Radzewice, tam nawrotka - Świątniki - Rogalin - Rogalinek - Sasinowo - Wiórek - Czapury - Starołęcka - Las Dębiński - dom.

Skoro Radzewice, to obowiązkowa chwila relaksu w porcie. Ładowanie akumulatorów udane.
Zimowanie, Port Radzewice
Widok z portu, Radzewice
Łyk wód... łódki :), Radzewice
Warta zza szuwarów, Radzewice
Gdy stamtąd wyjeżdżałem, akurat pędził od strony Śremu kolarz, którego - mimo kilkuset metrów przewagi na starcie - udało się dogonić, a potem aż do Czapur powieźć na kole (potem skręcił w kierunku Babek). Czyli aż tak źle ze mną nie jest :)

Niestety, była też łyżka (a i łyżki do opon) dziegciu, oczywiście wylana na Starołęckiej. Dobrze, że przednie, a nie tylne koło.
Codzienność każdego rowerzysty
Miałem też przez chwilę sympatycznego pomocnika, ale gdy zaczął wykonywać niepokojące ruchy wskazujące na załatwienie pewnej potrzeby fizjologicznej na ramę Trek(s)a, jego pani skierowała go na szczęście w inne rejony :)
Pomocnik rowerowy przy wymianie dętki
Aha, spotkałem też Bozię, która ostatnimi tygodniami jest częstym gościem na tym blogu :) Żeby się przywitać, zaryzykowałem nawet mandat za olanie zakazu jazdy rowerem w Łęczycy, co - mam nadzieję - nie zostanie mi zapomniane :)
Ot, rodzima codzienność przydrożna, Łęczyca


  • DST 31.30km
  • Czas 01:15
  • VAVG 25.04km/h
  • VMAX 36.50km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 162m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut mrocznowodny

Środa, 13 listopada 2019 · dodano: 13.11.2019 | Komentarze 15

No dobra. Udało się jakoś oszukać przeznaczenie. Na swoje usprawiedliwienie muszę przyznać, iż sam sobie nie dawałem na to najmniejszych szans jeszcze rano - słowo harcerza. Gdzieś jakiś na pewno się znajdzie :)

Dowodem niech będzie to, że żeby zapewnić sobie minimalną dzienną porcję ruchu do centrum z Dębca, podreptałem na piechotę. Te 5,5 kilometra marszu było średnim substytutem, ale jakoś pozwalało na przeżycie szkolenia, które pierwotnie miało trwać do 17.00, lecz jakimś cudem udało się je skrócić (warto było za tym lobbować) i wyjść po 15:30. Ku memu zdziwieniu okazało się, że nastąpiła wtedy przerwa w dość solidnych opadach.

W domu byłem koło 16:15, a po drodze nastąpiła analiza aktualnej sytuacji. Mrok już zapadał, a ja miałem w perspektywie albo godzinę na chomiku, albo próbę wykręcenia choćby gluta, ale w ciemnościach, co praktykuję jedynie na krótkich dystansach podczas wieczornych powrotów z pracy. Wybór był prosty :)

No to ruszyłem, Czarnuchem oczywiście. I wykręciłem jedną z klasycznych kombinacji miejskich: z Dębca do Wartostrady, potem przez Most Rocha na Maltę, którą okrążyłem, następnie Zawady, Hlonda i znów Wartostrada, tylko że odcinek wschodni, z zaliczeniem Śródki, powrót zaś przez Rondo Starołęka.

Byłoby nawet spoko, gdyby na dziesiątym kilometrze nie zaczęło kropić, a potem już regularnie lać. I nie przestawać do samego końca. Wróciłem kompletnie przemoczony, co przy całych czterech stopniach na termometrze było średnio komfortowe. No ale ważne, że glut wpadł. A coś czuję, że kolejne będą wypadać, wraz z postępami w kichaniu, które właśnie mnie dopadło.

Kilka fotek na koniec. Jakość - ze względów oczywistych - tragiczna.








  • DST 30.80km
  • Czas 01:11
  • VAVG 26.03km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 119m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut smętny

Wtorek, 12 listopada 2019 · dodano: 12.11.2019 | Komentarze 16

Udało mi się jakimś cudem trafić na ten 0,01% szansy, żeby dziś pokręcić. Co prawda dystans mikro, między jednym a drugim opadem, ale jednak. Wyjątkowo więc nie będę psioczył na pogodynki, bo dziś pomyliły się one pozytywnie :)

Najpierw jednak poranny pogrzeb. Cóż, przykra i smutna sprawa, tym bardziej, że ostatnimi laty częściej bywam na tego typu uroczystościach niż na przykład na weselach. Smętna to konstatacja :/

Oczywiście padało, miałem więc jechać od razu do pracy, ale nagle się wypogodziło i postanowiłem wykorzystać nadgodziny i wykonać chociaż gluta. Tym samym marne trzy dyszki zostały naliczone na zachodniej pętelce, z Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Rosnowo, Komorniki i Plewiska do domu.

Przy okazji, przejeżdżając przez Wiry, poznałem prawdę :) Czyli realny sens opisywanego przeze mnie już od kilku miesięcy tourne z kopią pewnego obrazu z Jasnej Góry. Pieniążki! Wczoraj wizyta, dziś jeszcze kram z pamiątkami (magnesiki, zdjęcia z kościoła itp.) kwitnie...


A wracając trafiłem akurat na transmisję z otwarcia nowej kadencji cyrku. Sejmu i Senatu, znaczy się. O dziwo dość pozytywnie swą przemową zaskoczył mnie el presidente Duda (no ale przecież mamy wybory za pasem, więc aktualnie strzela walcząc o pokój), za to grozą powiało - jak zwykle - przy bełkocie (ekhm) marszałka seniora Macierewicza. Kto nie słuchał, niech będzie świadom, że przed nami co najmniej cztery lata walki o Polskę narodową, katolicką, rozliczającą się ze wszechobecną postkomuną, ideologią gender, agenturą oraz oczywiście z prawdziwą prawdą o Smoleńsku.

Jutro nie ma szans na cokolwiek rowerowego, tak jak pisałem - na sto procent. Szkolenia i deszczu nie mam jak oszukać :/


  • DST 55.20km
  • Czas 01:57
  • VAVG 28.31km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 187m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wolno i ściowo

Poniedziałek, 11 listopada 2019 · dodano: 11.11.2019 | Komentarze 8

Wczorajsza domówka - jak zwykle - "lekko" się przeciągnęła, więc poranne wstawanie nie szło zbyt intuicyjnie :) Jednak po kawie, śniadaniu i "wykropkowaniu" można było ruszać. A była już godzina jedenasta i czas na dwie godziny rowerowania.

Pogoda była ani dobra, ani zła. Bo co prawda pochmurno, zimno, powietrze ciężkie, a wiatr snująco się upierdliwy (oczywiście bez opcji pomocy), ale za to nie padało, co jest największym plusem dodatnim tego dnia. Jechało się średnio, bo jak to w takich warunkach - oddychanie wymaga większego wysiłku, wynik więc jest zdecydowanie średni, ale i tak lepszy niż ten, który czeka mnie przez kolejne dni :/ O czym na koniec.

Trasa to kombinowany piesek bez nóżek: Dębiec - Hetmańska - Starołęcka - Czapury - Babki - Daszewice - Kamionki - Borówiec - Gądki - Robakowo - Dachowa - Szczodrzykowo - Śródka - Krzyżowniki - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Las Dębiecki - dom.

W Borówcu postanowiłem na chwilę nawiedzić okolice tamtejszego kościoła, bo terenu tam jest sporo i w sumie nawet ciekawie on wygląda. Ale już po chwili wiedziałem, że to miejsce nie dla mnie, a do tego... nie dla mnie :) Bowiem sama świątynia jest tylko skromną przybudówką do wielgachnego budynku parafii, wszędzie straszy monitoring, a wisienką na torcie są zakazy. Najbardziej urzekł mnie ten w temacie czworonogów (przy terenach zielonych, nie ściśle przy kościele). Czy nie lepiej by było zamiast tabliczek postawić pojemniki z woreczkami na psie odchody zamiast stawiać zasieki przed - tu termin dla wierzących - bożymi istotami? Taka skromna sugestia :)


No i jeszcze dwa smaczki rodzime, z okazji święta wiadomego. Najpierw wycinka przy jednej z moich ulubionych alei, w okolicach Krzyżownik... :(

...a do zestawu DDR-ka w Szczodrzykowie. Czy coś jest nie tak na tym obrazku, prócz tego, że wszystko? :)

Gdybym jednak nagle pożegnał się ze zdrowym rozsądkiem i postanowił pojechać tym czymś, miałbym co robić. Bo chodzenie to też jakaś czynność :)

Brawa dla tego, kto oznacza drogę przed jej ukończeniem, oraz dla tego, kto na to pozwala. Najciekawsze jest to, że mnie to w ogóle nie dziwi :)

No i przyszedł czas na prognozy rowerowe na kolejne dni. Niestety, zapowiadają się niczym koszmar: jutro nie pokręcę na 99,9% (pogrzeb, zapowiadane opady i praca), a w środę na 100% (szkolenie, potrzebne mi jak koszula w d...ętce, od rana do późnego popołudnia, oraz zmrok i deszcz). Cóż, nogi odpoczną. Co mnie wcale nie cieszy :/