Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198592.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2019

Dystans całkowity:1217.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:45:52
Średnia prędkość:26.55 km/h
Maksymalna prędkość:53.60 km/h
Suma podjazdów:4402 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:45.10 km i 1h 41m
Więcej statystyk
  • DST 51.70km
  • Czas 02:04
  • VAVG 25.02km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 211m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed i po

Środa, 9 stycznia 2019 · dodano: 09.01.2019 | Komentarze 35

Przed i po czym? Wytłumaczę pod koniec wpisu.

Przed - czyli start na klasycznego gluta, trochę przed wpół do dziesiątej rano, na trasie z Dębca przez zakorkowaną i zablokowaną dzięki zamkniętym rogatkom Kopaninę, następnie opłotkami do Junikowa, samobójczy odcinek śmieszkami w Skórzewie, zakręt na serwisówki przed Dąbrówką i powrót przez Plewiska. Tutaj Relive z tego wypadu.

Natomiast lekko po trzynastej postanowiłem dobić do pięciu dych (brakowało siedemnastu kilometrów), w tym celu skierowałem się na północ Poznania, czyli lewą stroną Wartostrady do Śródki i kawałka dalej, tam nawrotka i powrót, tym razem prawobrzeżną częścią wspomnianego traktu. Tu Relive z tej części.

Pogoda była... hm. Jak na styczeń - mogła być gorsza :) Oto typowy widoczek z dziś:

Czyli: mżawica plus kilka mocniejszych oberwań chmur. Nic przyjemnego, ale do ogarnięcia - lepsze to niż chomik oraz śnieżne zaspy.

W Skórzewie mój "ulubiony" miks dwóch różnych nawierzchni tej samej DDR-ki wciąż trzyma się mocno. Niestety.

Jadąc w kierunku Śródki miałem nadzieję, iż dokończono już odcinek trasy na "W" między Mostem Rocha a Chwaliszewem - niestety, miodzio jest do pewnego momentu, ale dalej wciąż mamy do wyboru albo błocko, albo bruk.

Na miejscu niewiele się zmieniło przez tydzień, więc fotki jedynie pro forma :)


Chciałem przy okazji posłuchać "zielonej symfonii", ale jak na złość akurat przestało padać. No nic, następnym razem może uda mi się trafić na ulewę :)

Jutro mam wolne, ale czy pokręcę - szanse są pół na pół, bo na noc zapowiadane są opady śniegu, a na dzień zero na termometrze. Się zobaczy. Tym bardziej, że będę miał ważniejsze sprawy na głowie...

Tym samym przechodzę do wyjaśnienia tytułu. W jego centrum jest bowiem Kropka, a dokładnie zabieg sterylizacji, na którą dziś byliśmy umówieni w samo południe. Oj, siedziała ta sprawa od dawna w tyle głowy, bo to nic przyjemnego, tak dla psa, jak i opiekunów, ale w końcu trzeba się było zdecydować, głównie z powodów zdrowotnych. Przeżyliśmy już pierwszą cieczkę i ciążę urojoną, teraz nadszedł idealny czas na działanie. Oczywiście zasięgnęliśmy języka wszędzie, gdzie to możliwe (Michuss, dzięki raz jeszcze za uspokojenie, masz u mnie przy okazji zapas "Piekielnej" od Pegaza gratis), wiedzieliśmy więc z grubsza z czym to "się je".

Całość poszła dość szybko i sprawnie - Kropa dostała najpierw "głupiego Jasia", czyli odpływała pod moją opieką. A że jest hardkorem, to jeszcze poszczekała na dzwoniący telefon w gabinecie. Po niecałych czterech godzinach była do odebrania, już wybudzona - oczywiście pies naćpany, ale generalnie kumaty. Po przetransportowaniu do domu powoli dochodziła do siebie (robi to do teraz, a że co chwilę jest głaskana, ten wpis dodaję już chyba trzecią godzinę), ale już zdążyła sobie pospacerować po pokoju, wysikać się tam, gdzie nie powinna, a także nauczyć zdejmowania kołnierza (trzeba pomyśleć o jakiejś alternatywie). Cóż, uznaję to za dobry prognostyk na szybką rekonwalescencję, choć noc zapewne będzie średnio przespana. No i czeka nas kilka ciężkich dni z gojeniem w centrum. A patyczki niestety muszą poczekać te kilkanaście dni na najbardziej zainteresowaną nimi czworonożną mieszkankę Poznania :)

Miejsce "akcji" mijałem dziś podczas dokrętki dwukrotnie.


  • DST 33.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 25.38km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 126m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut solno-dziadowski

Wtorek, 8 stycznia 2019 · dodano: 08.01.2019 | Komentarze 14

Miała być pogodowa kicha i.. była. Ale taka, że w porównaniu z ostatnimi kichami, była to kicha lepszego sortu :) Najważniejszym jej elementem był brak zalegającego białego ścierwa na drogach, z prostej przyczyny - w nocy i nad ranem lało i było na plusie, dzięki czemu zostało ono spłukane niemal do zera.

Deszcz nie był jakoś specjalnie mocny, ot, zwykły kapuśniak+, ale wyszedł dziś jedynie glut, bo po pierwsze rano czasu nie miałem za wiele (robota wzywała), chciałem jeszcze z psem zaliczyć spacer przed jutrzejszym ciężkim dla niej dniem (udało się), poza tym wiało. No i po prostu więcej mi się nie chciało - czasem trzeba wiedzieć, kiedy z roweru zejść, mniej usyfiony :)

Trasa to pętelka dokoła Puszczykowa, z zaliczeniem jeszcze obowiązkowo Lubonia i Łęczycy, w wersji takiej jak na Relive. Tempo znów ślimacze, bo chlapało (nawet jak przestawało padać) i duło nieprzyjemnie.

Jak zwykle nie obeszło się bez śmieszek, w tym tych umiarkowanych..

...debilnych, czyli bez wjazdu i wyjazdu...

...oraz tych, które już dawno powinny być skasowane i zalesione, ale w zamian szykuje się ich remont i dewastacja przyrody...

Po takim kursie i tonach błocka oraz solanki, które pochłonął rower (niedawno czyszczony), mój łańcuch śmiało może brać udział w castingu do drugiej części filmu "Pustynna burza", a napęd i jego okolice - do konkursu na najbardziej usyfione dwa kółka stycznia... :/

Na koniec zdjęcie, które zapewne ucieszy grono fanek i fanów pewnego tajemniczego jegomościa z DDR-ki w Łęczycy, co to pojawia się i znika... :) "Dziadyga z solanką w tle" - dzieło współczesne, w stylu brutalnego realizmu.

Na najbliższe dni pogodę sprawdziłem raz, i więcej ochoty na to nie mam. Wiatr, śnieg, deszcz, a w związku z tym zapewne w końcu znów chomik.


  • DST 51.55km
  • Czas 01:48
  • VAVG 28.64km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 198m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zimnominium

Poniedziałek, 7 stycznia 2019 · dodano: 07.01.2019 | Komentarze 16

Przed dzisiejszym ruszeniem w drogę w mej głowie zakwitł ten sam dylemat co wczoraj, tylko że bardziej :) Chodzi oczywiście o wybór sprzętu do kręcenia - przy lekkim minusie i pozamarzanej jeszcze na poboczach wodzie, intuicyjny wydawał się cross, ale że dopiero na szosie czuję, że żyję, to z lekkim drżeniem serca wybrałem jednak bramkę numer dwa. 

I... chyba dobrze zrobiłem. Poruszałem się co prawda ostrożnie niczym człony pewnej partii pod drzwiami prezesa, ale wróciłem w jednym kawałku, bez zaliczonej gleby. Do tego pod koniec wypadu na termometrze było już prawie-prawie zero, więc nawet mogłem się lekko rozkręcić i wycisnąć średnią choć minimalnie graniczącą z tą, którą uznaję za mniej wstydliwą.

Trasa wyszła na spontanie, bo pierwotnie chciałem dostać się na południe, ale "się mi" skręciło na zachód i wyszło "kodnominium": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań.

Najgorzej było... No gdzie? Oczywiście, na śmieszkach :) Łęczyca jak zwykle niezawodna. Choć przyznać trzeba, że troszkę solą napierdziano..

A na Świerczewie w Poznaniu... nie napierdziano :) Za to prócz śladów kół wyraźnie wyodrębniają się na części rowerowej odciski stóp i psich łap.

Natomiast w temacie domniemanej śmieszki na odcinku Dymaczewo Nowe - Stęszew wciąż znak zapytania, na razie jedynie straszy rozkopane pobocze. Jednak miałem dziś już siłą rzeczy wizualizację, jak zimą będzie się ona prezentowała - i miałem w uszach ten przyszłościowy dźwięk klaksonów... :)

Fajnie dziś było. I nawet nie wiało mocno. Niestety - zerkam na prognozy jutrzejsze i dalsze, a tam... chomik welcome to :/

Relive TUTAJ.


  • DST 52.30km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.53km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 258m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślimacznie

Niedziela, 6 stycznia 2019 · dodano: 06.01.2019 | Komentarze 13

Gdy ruszałem dziś koło dziesiątej rano, miałem pewną obawę, czy szosa jest odpowiednim sprzętem na tę eskapadę. Nie padał śnieg, nie walił deszcz, ale jednak drogi się lekko szkliły. Postanowiłem, że jednak zaryzykuję, ale poruszać się będę wolno i kompletnie bez ciśnienia, żeby nie prowokować bliższego spotkania pierwszego stopnia z glebą. Uprzedzając dalszą relację - udało się.

Wiało niby z północy, a jak się okazało podczas powrotu - ze wschodu (dziękuję w tym miejscu pogodzie za znakomity miks wmordewindu ze zboczkiem, pochlastać się było można), wykonałem więc trasę (o) pietruszkę: Dębiec - Hetmańska - Wartostrada - Śródka - Chemiczna - Gdyńska - Koziegłowy - Kicin - Mielno - Wierzonka - Karłowice - Wierzonka - Kobylnica - Janikowo - Główna - Malta - Wartostrada - Dębiec.

Chyba po raz pierwszy w życiu cieszyłem się, gdy wyjechałem z Wartostrady i pojawiłem się na normalnych drogach - powodem była solanka, która na tych drugich została już całkowicie wchłonięta, a na rowerówce wciąż zalegała tonami. A przecież wystarczyłoby zamontować na niej ogrzewanie podłogowe i nie byłby tematu. Czy coś tam :)

Podsumowaniem dzisiejszej średniej jest ślimaczek na Gdyńskiej, a w sumie jego środek. Kto jechał, ten wie, że projektanta powinno się w nim zamurować za karę :)

Na trasie Wierzonka - Kobylinica wciąż trwa dobra zmiana. Trwa i trwa, a zamiast się zwijać, wciąż poszerza... :/

Tu dowód koronny w temacie wiatru. Wrrr :)

Pozytywy? Zdecydowanie brak białego ścierwa na drogach oraz temperatura "plus zero". Zobaczymy jak będzie jutro.

Relive TUTAJ.


  • DST 54.20km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.28km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 225m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szosa!

Sobota, 5 stycznia 2019 · dodano: 05.01.2019 | Komentarze 20

No proszę. Wczoraj wieczorem i w nocy roztopiło się całe białe gów..., to znaczy puszek, a nad ranem ”jedynie” padało, ale z potencjałem na późniejszą jazdę. Spokojnie więc poszedłem z psem na sześciokilometrowy spacer, a po powrocie zacząłem się przygotowywać do rowerowania.

Główną wątpliwością było to, który rower wybrać. Lekko bowiem już rzygałem jazdą starym crossowym trupem i pojawił się głodek szybszego tempa. W związku z tym, po raz pierwszy w tym roku, zasiadłem na szosie. Hurra :)

Wiało z NW, co oznaczało jak zwykle jedno – przepychanie się przez miasto. Zaliczyłem więc kilkanaście kilometrów czerwonej fali z Dębca przez Górczyn, Grunwald, Jeżyce, Golęcin do Koszalińskiej, gdzie cyknąłem zwyczajową fotę. Dokładnie w tym miejscu mój napęd już charczał od ton syfu, który przyczepił się doń na wspomnianym dystansie.

Przy okazji…




I to wszystko na odcinku zaledwie kilometra.... Sorry za jakość, ale ledwo toto wszystko powyprzedzałem i powymijałem :) Znalazł się też jeden, jedyny osobnik, do którego się uśmiechnąłem :)

Potem było już luźniej, bo zniknęła DDR-ka, a ja poleciałem już stałym szlakiem, przez Strzeszyn, Psarskie, Kiekrz, Rogierówko, SS-kę (Sady i Swadzim), Lusowo, Zakrzewo, serwisówki i Plewiska do domu.

Pod koniec odczekałem jeszcze swoje pod myjką, zanim na nią wjechałem. W międzyczasie pooglądałem paniusię, która ewidentnie wrzuciła za dużo pieniążków, więc po dwudziestym okrążeniu czerwonego Punto zajęła się intensywnym pucowaniem kołpaków.

Zaległości na BS nadrobię później. Relive i korekta ewentualnych błędów nastąpi również wtedy, bo lecę - zaprzyjaźnionej parce urodziło się dziecko, więc jedziemy się, ekhm, pozachwycać. To będzie impreza, hehe :)

A na koniec... hmmm :)

"Już" jest Relive - o TUTAJ.


  • DST 32.50km
  • Czas 01:17
  • VAVG 25.32km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 101m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut prószący

Piątek, 4 stycznia 2019 · dodano: 04.01.2019 | Komentarze 10

Wczoraj rano napadało tyle białego gów... to znaczy puszku, że się poddałem. Wpadł jedynie chomik (32 kilometry w godzinę z małym dodatkiem oraz kolejny odcinek Westworld), a przedtem sześciokilometrowy spacer w Kropą po Dębinie (oraz jeden istotny wniosek - ciężko zimą o dobre patyki, bo namoknięte pękają zbyt łatwo. Ciekawe, czy można gdzieś to reklamować?).

Dzisiaj było z grubsza podobnie, więc rano wystartowałem z psem na jeszcze dłuższą wycieczkę (osiem kilometrów), z przystankiem i u Teściowej. W międzyczasie - niczym doświadczony globtroter - analizowałem sytuację na miejskich szlakach. Powiało optymizmem, bo temperatura urosła do zera stopni, dzięki czemu główne drogi wydawały się całkiem przejezdne. A że miałem do odebrania sporo nadgodzin i do pracy mogłem nie iść, skorzystałem z okazji i koło trzynastej ruszyłem, oczywiście crossem.

No i początkowo było nawet sympatycznie. Błocko co prawda właziło mi w każdą nieosłoniętą część pyska, ale że głodek po jednym dniu już się pojawił, to nie marudziłem :) Z Dębca skierowałem się do Lubonia, Wirów i Komornik. Tam mina mi zrzedła, bo znów zaczęło padać, początkowo lekki deszczyk, a po chwili już konkretny śnieg z deszczem. Przyspieszyło to moją pierwotną decyzję, iż glut to na dziś najlepszy dystans, tym bardziej, że im więcej syfu sypało z nieba, tym bardziej kierowcom zaczynało odbijać - trafił mi się nawet całkiem ładny zestaw bezmózgów: kilka niemieckich aut na polskich blachach plus frustrat w tirze. W Rosnowie więc zakręciłem się na pięcie i zawróciłem przez Komorniki i Plewiska do domu, tak jak na Relive. W międzyczasie przestało sypać, ale jak już wróciłem, znów zaczęło, co trochę zmniejszyło moje wyrzuty sumienia :)

Zanim przyjdzie czas na podsumowanie roku (a kiedyś przyjść musi, tylko jakoś nie idzie), parę słów o grudniu. Oj, ciężki to był miesiąc, oczywiście z powodu warunków pogodowych. Wyszło 1472 kilometrów, z nieciekawą średnią - 26,7 km/h. Jednak biorąc pod uwagę aurę - wiatr, deszcz i śnieg - uważam, że jestem wytłumaczony :)


  • DST 53.40km
  • Czas 02:08
  • VAVG 25.03km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hurra(gan)!

Środa, 2 stycznia 2019 · dodano: 02.01.2019 | Komentarze 18

Hurra! jest w tytule - bo udało się na jeden dzień odroczyć wyrok skazujący mnie na chomika. A reszta - bo wiadomo. To, co dziś dmuchało, nie było zwykłym wiatrem - to był wściekły, agresywny gnój, który każde stąpnięcie na pedały zamieniał w mordęgę i walkę niemal o życie, a już na pewno o utrzymanie w pionie.

Gdy budziłem się nad ranem, jeszcze lało. Jednak jakimś cudem trochę później przestało, na co byłem średnio przygotowany psychicznie. Ale skoro dano mi szansę, to do dzieła :) Wystartowałem po dziewiątej, mając w planach zaledwie gluta (bo praca sama do mnie nie przyjdzie), a finalnie wyszło całe pięć dych, głównie dzięki temu, że niebo zrobiło się dziwnie niebieskie. 

Gdy z Dębca przez Górczyn dotarłem do Bułgarskiej, postanowiłem wykonać crossowi fotkę przy Ty-51. Ustawiłem rower, zrobiłem kilka kroków wstecz, nacisnąłem odpowiednie miejsce w telefonie i cyk.

Sekundę później obrazek wyglądał niby podobnie, ale zmienił się jeden detal.

Dziękuję, wietrze :/ Najgorsze jest to, że zapewne podczas upadku uszkodził się albo pedał, albo - co gorsza - ośka, bo zaczęło mi coś stukać w okolicach suportu pod koniec jazdy (a może i wcześniej, ale zagłuszały to podmuchy i muza w uszach). Przy kolejnej okazji (kiedykolwiek będzie, bo na noc zapowiadane są śnieżyce) postaram się to zweryfikować. 

Trzasnąłem jeszcze zdjęcie chrabąszczowi...

...i pokręciłem dalej, do Bukowskiej, którą po minięciu Ławicy dotarłem do Wysogotowa, a stamtąd zachciało mi się skręcić na Batorowo. Hmm. Człowiek czasem popełnia błędne decyzje :) I tak, to był jeden z niewielu momentów, kiedy dopuściłem u siebie jazdę chodnikiem :)

Dopłynąłem do S11, którą okrążyłem od zachodu, zaliczając Lusowo, Kobylniki i Sady...

...oraz wracając przez Zakrzewo, Dąbrowę, znów Wysogotowo, Skórzewo i Plewiska do domu. 

Dotarłem zmasakrowany, bo oczywiście wiatr tak jak uwalał w jedną stronę, tak nie pomagał w drugą. Mimo wszystko uznaję dzisiejszy wyjazd za udany, z jednego podstawowego powodu - bo w ogóle do niego doszło, w co jeszcze wczoraj w ogóle nie wierzyłem. Chomik zapewne ucieszy się jutro, niestety.

Relive TUTAJ.

Powoli trzeba się brać za podsumowanie poprzedniego roku. Jak dobrze pójdzie, spokojnie uporam się z tym jakoś do kwietnia :)


  • DST 53.60km
  • Czas 02:08
  • VAVG 25.12km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 202m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tęczowo i rzeźniczo :)

Wtorek, 1 stycznia 2019 · dodano: 01.01.2019 | Komentarze 15

No to mamy ten 2019 rok. Udało się wejść weń spokojnie, w kameralnym gronie, bo skoro to pierwszy Sylwester psa, to trzeba się było nad nim (psem, nie Sylwestrem) pochylić z większą troską. Jak się okazało – Kropa jest hardkorem. Debilną tradycję, każącą spędzić wieczór na wyczekiwaniu na popierdywanie pirotechniką, im głośniejsze, tym lepsze, miała głęboko w zadzie, raz tylko na chwilę chowając się pod łóżkiem z zabawką, a tak to ewentualnie sporadycznie poszczekując na petardowe porzygiwania osiedlowych troglodytów pod oknem. Resztę przespała :)

Generalnie rano mógłbym wystartować na rower wcześnie, ale – pisząc delikatnie – nie za bardzo było jak, bo oczywiście padało. Pozostałem jednak przy nadziei :) No i w końcu – gdy już zjadłem śniadanie i wypiłem dwie kawy – zaczęło się delikatnie przejaśniać. Na to czekałem, bo jak to tak nie przywitać nowego roku na rowerze, jeśli się da?

Ruszyłem lekko przed południem, na wszelki wypadek ubierając deszczówkę, no i oczywiście zabierając ze sobą crossa. Początkowo szło całkiem, całkiem – mimo że urywało łeb (momentami ledwo wyciągałem 14-15 km/h), to mokro było jedynie na ziemi, a nie na niebie. Po wyjeździe z Poznania pierwszą miejscowością, którą odwiedziłem w 2019 był… Luboń. Średnia to wróżba :)

Doczłapałem przez Komorniki i Szreniawę do granic Rosnówka z Trzebawem i… musiałem się na chwilę poddać, bo na piętnastym kilometrze zaczęło lać. Schowałem się więc w te pędy pod najbliższą wiatę, jednak coś mi nie pasowało, bo niby pod daszkiem, a zacinało jak bez niego. Przyjrzałem się swojemu schronieniu i… no tak. Jak starałem się pokazać na fotach – zapewne tutejsi specjaliści od wystroju byli czynni :)


Po chwili pogoda trochę zluzowała, postanowiłem więc kawałek podjechać, ale dość szybko znów musiałem sobie zrobić pauzę, bo ulewa zrobiła się jeszcze większa – a ja wylądowałem po drugiej stronie drogi, gdzie już kiedyś byłem, wspominając na BS o radosnej twórczości rodzimych miłośników białej kiły i Kolejorza :)

Perspektywy na dalsze kręcenie wyglądały średnio:

Jednak kilkunastu minutach podjąłem decyzję, że jeśli mam marznąć, to lepiej w ruchu, a że cofać się nie było sensu, to wróciłem na szlak. Dojechałem do Stęszewa, stamtąd zaś skręciłem na klasyczny szlak, przez Witobel, Łódź i Dymaczewo.

W tym czasie znalazłem się w… innym świecie. Pięknym.
Styczeń to? :)
Bajka po horrorze (deszczowym)

Mijając oczywiście ten brzydszy :)

Trafiła się i tytułowa tęcza :)
Kolorowanka
Niestety, po dotarciu do Mosiny sytuacja wróciła do normy – i znów czekała mnie pauza, tym razem pod sklepowym pasażem.

Postanowiłem wykorzystać ją na sprawdzenie swojego nowego patentu, czyli zmianie rękawiczek na trasie w czasie deszczu – wziąłem bowiem zapasowe, bo doświadczenie nauczyło mnie, iż nogi jak nogi, ale najbardziej demotywują mnie przemoknięte ręce. Podziałało - wróciła mi chęć do jazdy i jakoś dopełzłem do domu, przez Puszczykowo, Łęczycę i znów Luboń. Po powrocie zżarłem pół słoiku miodku, wypiłem proszek na grypę i zaliczyłem gorącą kąpiel – oby to wystarczyło na to, co mnie mogło dziś złapać po tym wypadzie.

Oj, ciężkie to było rozpoczęcie. Postanowiłem się jednak nie poddawać, gdyż prognozy na następne dni mówią jedno: chomik, chomik, chomik. Bo tercetu: huragan + deszcz + śnieg okraszonego przymrozkami nie zamierzam testować, chyba że trafi się jakaś wyjątkowa przerwa w ich koncercie.

Niniejszym uznaję 2019 za rozpoczęty, psychicznie mi lepiej :) Teraz tylko odczekać na lepsze warunki i spokojne nabijać kilometraż na ten rok już bez żadnego ciśnienia.

Relive z "kondominium" TUTAJ - ale oczywiście zaczęli coś pieprzyć z tą apką (czytaj: "ulepszać") i aż się odechciewa z nią dalej współpracować :/