Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198654.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2014

Dystans całkowity:1449.77 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:47:33
Średnia prędkość:30.49 km/h
Maksymalna prędkość:56.40 km/h
Suma podjazdów:4335 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:55.76 km i 1h 49m
Więcej statystyk
  • DST 53.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 181m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tańczący z liśćmi

Wtorek, 7 października 2014 · dodano: 07.10.2014 | Komentarze 0

Tak jak zapowiadałem wczoraj - dziś wiatr ruszył ku ostremu natarciu. Nie było co prawda jakiejś wielkiej tragedii, bo przeszkadzały bardziej podmuchy niż ciągłość, ale jednak trochę mnie to wszystko wymęczyło. Tym bardziej, że znów chcąc jechać na wschód musiałem ruszyć na południowy zachód.

Nie ma jednak tego złego - jeśli już szukać pozytywów to w związku z tym, że jakieś 2/3 mojej dzisiejszej trasy przez Puszczykowo, Mosinę, Rogalin i do Radzewic wraz z nawrotem prowadziło przez lasy i puszczę, a jesień już jest zdecydowanie widoczna, to podrzucane wiatrem liście dawały mi przepiękny pokaz, fruwając, zmieniając kierunki, tworząc malownicze wiry, a niektóre nawet co jakiś czas spadając mi na strój i kask niczym pijane motyle. Bajka :)

Żeby nie było jednak za różowo to obowiązkowo jak już znalazłem się na terenach zabudowanych to miejsce pozytywnych liści zajęły zdecydowanie negatywne korki złożone z samochodów i ciężarówek, w związku z czym aż od Lubonia po sam Dębiec wbrew sobie skorzystałem z cudownie już wybrzuszonej i usyfionej kostki na tamtejszej śmieszce, tracąc oczywiście średnią.



  • DST 53.10km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.34km/h
  • VMAX 56.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 179m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Git

Poniedziałek, 6 października 2014 · dodano: 06.10.2014 | Komentarze 0

Dziś - w przeciwieństwie do wczorajszego elaboratu - krótko. Fajnie się jechało!

Mimo wschodniego wiatru odpuściłem tym razem walkę z remontowanym przejazdem kolejowym i pojechałem naokoło, czyli na południowy zachód przez Puszczykowo i potem skręciłem do Rogalina, dalej Mieczewa, zawijając się i wracając tą samą trasą. Praktycznie ciągle wiało mi z boku, więc nie siliłem się na bezowocne wyciskanie średniej tylko na sympatyczne kręcenie. Skończyłem jedną, a zacząłem kolejną książkę zawijaną na uszach, cieszyłem się widokiem jeszcze zielonych i pięknych lasów na trasie, a przede wszystkim celebrowałem te momenty wolności przed całym dniem w pracy i użeraniem się z przyłażącym tam bydłem (wiem, wiem, miłość bliźniego to moja podstawowa cecha)...:) No i jeszcze sympatyczna temperatura, idealna na lekką, długą bluzę i trochę przedłużone spodnie - jakby dostosowana dokładnie pode mnie.

Tyle dziwnego u mnie optymizmu :) Wracamy do realu - na jutro zapowiadany jest mega silny wiatr.



  • DST 54.10km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.34km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 152m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kościelnie i elegancko :)

Niedziela, 5 października 2014 · dodano: 05.10.2014 | Komentarze 8

To, że zamknęli mi wszystkie drogi na wschód z delikatnym południowym odchyłem nie oznacza, że mnie tam nie będzie :) Dziś z powodu wiatru znów z kierunku E ruszyłem swoimi wczorajszymi śladami, zaliczając zamknięty przejazd kolejowy, tym razem pokonałem go o tyle łatwiej, że z remontujących nie było nikogo i jedyne co musiałem zrobić to poskakać nad wykopanymi dziurami.

W Krzesinach zatrzymałem się na chwilę przy drewnianym kościółku, bo zobaczyłem rzadki tam widok, czyli otwarte drzwi. Niestety na zdjęcie nie było szansy (nie płakałem - wnętrze tyłka nie rwie), bo ciemnica tam zapadła straszna, ale za to jak już się zbierałem to z pieczary wyłonił się dość sympatyczny ksiądz ze słowami: "czołem rowerzyście!" i z zapytaniem skąd jestem. Wyjaśniłem, że Poznań, ale w sumie to Jelenia Góra, stąd moje zainteresowanie akurat tym zabytkiem, bo drugi podobny w Polsce to tylko Wang i więcej nie ma. Dostałem życzenia szerokiej drogi oraz prośbę o pozdrowienie Karpacza i ruszyłem. Generalnie czarnej stonki unikam jak mogę, ale akurat to spotkanie uznaję za pozytywne :)

Trasę dziś skorygowałem - poleciałem na Gądki i podjazd do Szczodrzykowa, potem zakręt do Śródki i w Nagradowicach nawrót na Tulce. Tam znów wątek kościelny, bo akurat miałem moment ciszy w słuchaniu death metalu i mijając tamtejsze sanktuarium usłyszałem jakiś dziecięcy chór - ciekawy kontrast :) Końcówka trasy to już typowe nudy, bo taka sama jak zwykle. O dobrej średniej jadąc tamtędy nie ma co myśleć, więc z tego co wywalczyłem jestem w miarę zadowolony.

A po południu kopsnęliśmy się z Żoną do Mosiny, ogarnąć w końcu widok z wieży na Osowej Górze. Na piechotę, żeby nie było - razem ze spacerem po miasteczku wyszło 9 kilometrów. Nie powiem, coraz lepiej to wygląda, choć Mosina to zadupie wybitne, że ho ho :) Fajnie, że rewitalizują tory na tej trasie  fajnie zaczyna działać kolej drezynowa (aż żal, że dziś na to czasu nie było, bo pani Maria, która ożywia ten szlak, a była i jest moją klientką, ma naprawdę serce do tej sprawy) - oby tak dalej.

Kilka fotek z góry i jedna z dołu:



A na koniec rzeźba z podwórza żydowskiej bożnicy, no i znany w Poznaniu Elegant z Mosiny :)





  • DST 53.40km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odcięcie

Sobota, 4 października 2014 · dodano: 04.10.2014 | Komentarze 0

Dzisiaj w sumie z porannego treningu warto wymienić tylko jeden element: kolejną zamkniętą z powodu remontu drogę, po której zazwyczaj jeżdżę. Tym razem padło na wymianę torowiska na przejeździe kolejowym przy Sandomierskiej. Wyznaczono jakiś objazd, ale znając topografię tej części miasta jedyną opcją, którędy może prowadzić to autostrada, a czasu miałem mało, więc nie ośmieliłem się sprawdzić i dwukrotnie miałem okazję przedzierać się na piechotę między ciężkim sprzętem zdzierającym szyny.

Tym samym podczas jazdy na wschód mam: zamnkiętą Sandomierską, rozkopaną do bitej ziemi Głuszynę oraz rozwalony most w Czapurach. Oficjalnie potwierdzam, że zostałem odcięty od wschodu, może i dobrze, jakby co Ruscy mnie tak szybko nie wezmą :) Gorzej, że teraz będę musiał jechać w lewo, żeby dojechać na prawo.

Trening z motywem "V". czyli Krzesiny, Tulce, Gowarzewo i z powrotem tak samo. Wiatr już mocniejszy niż ostatnio i jak zwykle idealnie dostosowany pode mnie, czyli albo w pysk, albo z boku. Średnia słaba.



  • DST 53.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

+10 do psychy

Piątek, 3 października 2014 · dodano: 03.10.2014 | Komentarze 3

W końcu wygrałem walkę ze swoją psychiką i zdecydowałem się wrócić własnymi śladami na trasie Poznań - Zalasewo - Swarzędz. Do tej pory po przejechaniu tego zestawu, będącego wielkopolskim odpowiednikiem Mordoru i Minas Morgul, nie dawałem rady i w Paczkowie skręcałem na Tulce, byle jak najdalej od tego, co już za mną. Dziś stwierdziłem, że pokażę, iż nerwy mam twardsze niż Stallone oraz Macierewicz razem wzięci i dokonam tego czynu. I tak się stało - pierwsza połowa jak zwykle masakryczna, ale ciekaw byłem tej drugiej. W ramach przygotowań przed nawrotem pokręciłem się jeszcze trochę po wsiach i dojechałem do Sarbinowa, po czym nabrałem powietrza i poleciałem.

Do granic Swarzędza było jeszcze ok, ale już na pierwszym skrzyżowaniu nie zmieściłem się oczywiście w granicach zielonego, w przeciwieństwie od trzech TIR-ów, którym to się udało - ja byłem tym, który zobaczył nad nimi pomarańczową barwę. 5 minut później "już" ruszałem. Potem dziury, światła, światła, światła, korki, a do tego już w Poznaniu na ścieżkach (nie chcąc ryzykować mandatu musiałem korzystać) pojawił się coroczny "odpaździernikowy" koszmar, czyli studenci. Ja rozumiem, że w Napachaniu czy Srocku nie za bardzo jest jak się uczyć co to oddzielony pas dla pieszych i kolarzy, no ale narysowany na ziemi symbol roweru chyba powinien być zrozumiały? Niestety, zapewne za bardzo wierzę w gatunek ludzki. Do tego zaskoczył mnie jeden złomiarz, który nagle postanowił wykonać nagły atak wózkiem z żelastwem na DDR-a, na szczęście mój krzyk go na czas z niej usunął. Oj, ciekawie było :)

Nie muszę pisać, że dobra średnia w takich warunkach to oksymoron. Jednak założyłem sobie, że do tych trzech dych muszę honorowo dociągnąć i się udało, a że nie było to łatwe niech świadczy fakt, że przy okazji zdobyłem KOM-a na Drodze Dębińskiej! Ha, nie ma tego złego... :)

A na fotce jedyny motyw spokoju zaoferowany mi dziś przez naturę.




  • DST 52.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 132m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mały głód

Czwartek, 2 października 2014 · dodano: 02.10.2014 | Komentarze 4

Wczoraj niestety przegrałem z aurą i obowiązkami zawodowymi, dziś więc miałem już małego głoda po jednym dniu bez roweru. Głód głodem, a jazda przez miasto przypomniała mi o mrocznej części całej tej zabawy - ruch może nie był specjalnie duży jak na Poznań, ale zagęszczenie ciężarówek i samochodów skręcających wszędzie - lewo, prawo, tył, bok, a jakby jeszcze można było do góry to pewnie i tego by próbowali - było masakryczne. Przy granicy miasta miałem średnią niewiele ponad 26 km/h, więc jak tylko ujrzałem wyjazd z Gnieźnieńskiej na wolną przestrzeń poczułem się jak prosiak, który uciekł z transportu do rzeźni :)

Końcową średnią, mimo że słabą, musiałem ostro wypocić, ale sama trasa przez Kobylnicę do Biskupic z bocznym wiatrem upłynęła bez przygód. No, może prócz dwukrotnego puknięcia się w kask na widok zawsze i wszędzie spieszących się kierowców, dla których wyprzedzanie, podwójna ciągła i zakręt wcale się nie gryzą, a nawet potrafią być kompatybilne. I jak się tu dziwić, że cała droga na Gniezno upstrzona jest przydrożnymi krzyżami...

No i jeszcze podsumowanie września: 1,5 tysiąca kilometrów, średnia 30,3. Przeciętnie, ale chyba przyzwoicie, a za nami prawdopodobnie ostatni w tym roku miesiąc, gdy pogoda była całkiem ok. Za to pobiłem chyba rekord miesięczny w ilości przesłuchanych audiobooków i płyt. I to mnie cieszy najbardziej, troszku qltóry nie zaszkodzi :)