Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197863.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

  • DST 42.30km
  • Czas 01:39
  • VAVG 25.64km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 274m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gdynia - Władek. Lost-zagubieni

Niedziela, 31 lipca 2016 · dodano: 31.07.2016 | Komentarze 7

Mój cichy i nieśmiały plan jednak wszedł w życie. W tym roku uparłem się, żeby choć na jeden wyjazd spod znaku "odmóżdżacz", czyli popularne polskie ośrodki wypoczynkowe kontra dwuosobowa delegacja kultywatorów rodu na literę "zet" zabrać rower. Do dzisiejszego rana wszystko jednak zależało od pogody, która na szczęście dopisała. Zgodnie z umową dzieląc role w tematyce dostarczenia bagaży na poznański dworzec (kolejne niewpisane pięć kilosów jakby co) wsiedliśmy do pociągu IC do Gdyni Głównej. Jak dla mnie nie ma bowiem lepszego sposobu przemieszczania się niż pociąg. Oczywiście poza dwoma kółkami :)

Do Gdyni dotarliśmy cali i bezpieczni, o dziwo nawet mając pod kontrolą mojego crossa w wydzielonym przedziale. Dalsza wersja wydarzeń miała zależeć od tego czy uda się zorganizować transport inny niż czekanie ponad godzinę na szynobus w kierunku Władysławowa, gdzie docelowo mieliśmy się znaleźć. Udało się, choć wywalczyć miejsce dla Żony w busiku w klimacie typowego letniego folkloru w PL, łatwe nie było. Kolejne moje zwycięstwo w życiu, hurra :)

Zgodnie z ustalonym planem ruszyłem rowerem wstępnie wyhaczoną w necie trasą, która jak zwykle w realu okazała się mitem. Wyjazd z Gdyni może jest bowiem łatwy, ale dla wszystkiego, co posiada co najmniej cztery koła oraz znajomość terenu, czego w tym przypadku nie mogłem sobie pozazdrościć. Finalnie zgłupiałem pod jakąś zakręconą estakadą i musiałem się ratować wiedzą tamtejszego bikera, który chwilę mnie podprowadził ścieżkami i zasugerował ominięcie elektrociepłowni. Podziękowałem, wszystko fajnie, bo proponowana trasa prezentowała się smacznie:

...było jednak małe "ale". Nagle urywała się w środku pola. Dosłownie. Poczekałem na kolejnego rowerzystę - tu po raz pierwszy błogosławiłem taki dzień jak niedziela :) - który z kolei zaproponował mi pomoc i poprowadzenie szlakiem spod znaku "tu, zaraz w prawo". Ku mojemu przerażeniu, bo nagle zostałem skierowany w jakieś piachy, dziury, ścieżynkę gruntową i cholera wie co jeszcze było na tym zadupiu prowadzącym wzdłuż torowiska przez jakieś dwa kilometry, zauważyłem, że kolega kręci na solidnym mtb. Dziękowałem tylko swojemu rozsądkowi, że nakazał mi on (rozsądek, nie pomocny kolega) kowewnętrznym impulsem nie brać szosy :)

Gdy już znalazłem się na w miarę normalnej trasie musiałem znów pytać co i jak. Tym razem była to grupka mieszana pod względem plci, którzy jako kolejni ostrzegli mnie przed tutejszymi górkami. Cholera, mnie każde wzniesienie cieszy, a jak widać w tych okolicach zakrawa to o jakieś zagrożenie mentalne :) Oczywiście po instrukcjach źle skręciłem, więc musiałem zawracać, ale i tak zdublowałem miłych instruktorów, stając się chyba kolejnym miłośnikiem ulicy Puckiej, bo serpentynki są na niej godne i malownicze. Szkoda, że nie miałem czasu się zatrzymywać, bo czas naglił, zrobiłem więc tylko dwa kiszkowate zdjęcia w pośpiechu.


Po dotarciu do Kosakowa świat stał się prostszy. Oczywiście musiałem jeszcze się pozatrzymywać i popytać jakichś kilkunastu osób, ale znałem już z grubsza dalszy zarys. Kolejnym celem było Mrzezino (i znów "oj, ale czeka tam pana ładny podjazd"), do którego dotarłem kręcąc jakimiś cholernymi betonowymi płytami.

A górka, nie powiem (na fotce nie widać) wymęczyła mnie solidnie. Lubię ją :)

Zresztą tych podjazdów naprawdę było sporo, co najlepsze - prawie w ogóle nie rekompensowanych zjazdami. Może o to chodziło tubylcom? :)

Dojazd do Pucka jakoś minął, ja minąłem Puck, by skręcić w kolejną ddr-kę rodem z Pomorskiego. A ten ród ma swoją specyfikę - jest genialnie, ale strzeż się rowerzysto, bo do czasu. Nie znasz dnia ani godziny. Najpierw jednak zobaczyłem w końcu morze i dopiero uwierzyłem, że jestem na właściwym szlaku :)

A potem? Rozwijałem się na asfaltowej trasie dla cyklistów, tu wyprzedzając, tam mijając, żyjąc złudną nadzieją, że jak coś jest przez X kilometrów prowadzone dobrą jakościowo drogą to nie może nagle zamienić się w... to?

Lub to?

Odpowiedź brzmi - TU MOŻE. Bo co? Bo morze :)

We Władku znalazłem się nie wiem kiedy. A nie. Wiem. Ten obrazek z gatunku marketingu bezpośredniego mi to uświadomił :)

Podsumowując:
- zrobiłem dziś łącznie osiem dych z małym plusem;
- Żona czekała na mnie tylko około pół godziny;
- już nienawidzę Władysławowa w sezonie;
- pomorskie ma genialne podjazdy i zero zjazdów :);
- ludzie w pomorskim są bardzo pomocni, ale boją się genialnych podjazdów;
- wiało mi dziś centralnie w pysk, bo wiatr był z kierunku NW;
- jeszcze bardziej nienawidzę Władysławowa w sezonie :).

Czy jutro gdzieś pokręcę zależy od pogody. Kierunków nie ma za dużo, więc czuję się jak w ruskiej ruletce :)

Kategoria Morze



Komentarze
Trollking
| 21:02 wtorek, 2 sierpnia 2016 | linkuj Widziałem i biało-zielone i zielono-białe. I teraz bądź tu mądry :)
Jurek57
| 10:45 wtorek, 2 sierpnia 2016 | linkuj Michał
To tak jak z flagą narodową zawieszoną pionowo ! Suma (kolory) się zgadza ... i tego się będziemy trzymali ! :-)
michuss
| 07:23 wtorek, 2 sierpnia 2016 | linkuj One są zielone z białym napisem, więc to na pewno nie oni :P ;)
Trollking
| 21:56 poniedziałek, 1 sierpnia 2016 | linkuj Remik - no właśnie jestem po takiej dzisiejsze trasie :) i ze zdziwieniem stwierdzam, że nic nie napisałem o wietrze, który rył mi kask z NW. Nic a nic :)
Trollking
| 21:54 poniedziałek, 1 sierpnia 2016 | linkuj Michuss - busik był jedyną opcją, bo PKS był spóźniony ponad pół godziny :) poza tym jeśli piszesz o tych białych z zielonym napisem to dziś taki jeden minął mnie na odległość działu "praca" w Wyborczej. Więc sympatii doń nie podzielam :)

Ścieżki fajnie, że znasz, będę pytał w przyszłości jeśli znów sie pojawię, bo dla mnie to jakiś kosmos. Coś się nagle urywa, co wyglądało jak autostrada rowerowa, zamieniając w kartoflisko. Ale przyznam, że jak już coś jest zrobione od-do to wychodzi tu dobrze. To jest fajne :)

Dzięki za gratulacje. Negocjacje łatwe nie były, ale w końcu się udało. Zgodziłem się nawet na karaoke (fuuuuuuuuuuuuuj) :)
rmk
| 12:48 poniedziałek, 1 sierpnia 2016 | linkuj A gdzie pojedziesz biedaku jak zawieje z północy, no gdzie? :))))))))
michuss
| 06:24 poniedziałek, 1 sierpnia 2016 | linkuj Za wsadzenie Żony do busika należy Ci się minus jak z Gdyni do Poznania. Tam się jeździ tylko i wyłącznie zielonymi autobusami PKS Gdynia (dawniej Wejherowo, jako lokalny, wejherowski patriota nie mogę pogodzić się z tą zmianą) :D

Co do ścieżynki przy ciepłowni - aż uśmiechnąłem się sam do siebie. Przez kilka miesięcy codziennie pokonywałem ten "szlak" w ramach DPD, gdy pracowałem w gdyńskim porcie.

Super, że udało Ci się tak zorganizować dojazd nad morze - brawo, brawo, jeszcze raz brawo! :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa afree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]