Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198707.80 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2019

Dystans całkowity:1614.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:44
Średnia prędkość:28.46 km/h
Maksymalna prędkość:58.40 km/h
Suma podjazdów:6418 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:53.82 km i 1h 53m
Więcej statystyk
  • DST 53.20km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.52km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 234m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na kanapie, bez gumy

Środa, 10 kwietnia 2019 · dodano: 10.04.2019 | Komentarze 9

Już widzę, jak na sam widok tytułu rodzime mohery zaczynają szykować co większe elementy bruku, żeby wykonać na mnie egzekucję za obrazę moralności. Spokojnie, wytłumaczę się :)

Najpierw jednak o aurze - zimniej niż wczoraj, za to bardziej słonecznie. Tylko wiatr wciąż ten sam - arktyczny, przenikliwie zimny, mocny i zniechęcający do jakiegokolwiek mocniejszego tąpnięcia. Co widać po ostatecznym wyniku.

Duło raz z północny, raz ze wschodu, więc znów miałem okazję przeturlać się przez całe miasto. Wyszła z tego "pietruszka": Dębiec - Wartostrada - Malta - Główna - Janikowo - Kobylnica - Wierzonka - Mielno - Kicin - Koziegłowy - Gdyńska - Bałtycka - Wartostrada - Dębiec.

Dobra, to czas na rozminowanie tytułu, ale najpierw jeszcze jeden motyw. Żeby pasowało do konwencji, to będzie nim... Dziewicza Góra :) Dziś z daleka, czyli z wysokości Klinów:


Wiem, wiem, Rysy to to nie są, a ja muszę wymienić owijkę :)

Co do kanapy... Proszę bardzo, można się sadowić :) 

Jeśli ktoś jest zainteresowany, to znajduje się ona na wjeździe na Wartostradę od strony Drogi Dębińskiej. Oczywiście nie biorę odpowiedzialności za ewentualne choroby wywołane przez żyjące w niej istotki :)

A gumka? Gdy ruszałem po zrobieniu powyższego zdjęcia, zauważyłem po jakichś pięciuset metrach, że brakuje mi właśnie tego elementu od jednej ze słuchawek. Zawróciłem, ale oczywiście tropienie zguby przypominało szukanie igły w stogu siana, albo - bądźmy na czasie - winy Tuska przez Antoniego dziewięć lat temu pod Smoleńskiem. W związku z tym - nie chcąc ryzykować - objechałem całość na mono.

Tak, rękawiczki wyglądają obleśnie po kilku sezonach, ale tylko w przybliżeniu :)

Na koniec moje lekkie zdziwienie, które pojawiło się, gdy podczas podjazdu na Czechosłowackiej ledwo dogoniłem taki oto rowerek:

Ciut zwątpiłem, ale po chwili mi ulżyło - elektryk (silniczek widać na prawo od lewej nogi). W sumie dziwne, że młody koleś pyka czymś takim (emeryta bym zrozumiał), ale w końcu mamy czasy dopalaczy, więc to chyba znak naszej epoki...


  • DST 53.30km
  • Czas 01:58
  • VAVG 27.10km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 287m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziewiczo, (O)wińsko i wariatkowo + spotkanie pod szczytem :)

Wtorek, 9 kwietnia 2019 · dodano: 09.04.2019 | Komentarze 15

Jak ja uwielbiam stabilność pogody w naszym kraju... Nie dalej jak przedwczoraj tłumaczyłem, że w związku z prażącym słońcem olewam rękawiczki, a dziś były mi niezbędne. Te z... długimi palcami :) Wczoraj było około dwudziestu stopni, dziś w momencie wyjazdu... dwa.

No i wiaterek wrócił do swojego ukochanego sposobu komunikacji z rowerzystami, czyli walił w pysk. A podczas powrotu złagodniał i uderzał z boku. Do tego ktoś skasował to żółte, dokoła czego krąży ziemia.

Trasa dzisiejsza miała być nieskomplikowana, ale... nie wyszło :) Jednak od początku.

Z Dębca wystartowałem w kierunku Wartostrady, ale zanim do niej dojechałem, zatrzymałem się na chwilę przy samej rzece, zrobić początkowe zdjęcie z wypadu.

Po chwili mogłem podziwiać samobój... wrrróćć, pasjonatów kajakarstwa, którzy ledwo utrzymywali pion na Warcie. W sumie szacun :)

Na Śródce koło ICHOT-u kolejna pauza...

...tak jak pod mostem przed Bałtycką :)

Po pokonaniu Gdyńskiej zaczęła się rzeź - nie tylko przeszkadzał wiatr, ale i spory ruch. Doczłapałem przez Koziegłowy i Czerwonak do granic Owińsk, gdzie jak zwykle zostałem zabity przez combo: zakaz jazdy rowerem plus najbardziej gówniana z polskich DDR-ek. O taka (tu fota z drogi powrotnej):

Oczywiście najzupełniej przypadkiem widziałem kursującą w tę i z powrotem Straż Gnijną, czy co tam mają :)

Jako ze w perspektywie miałem jeszcze jeden taki odcinek, postanowiłem "zaszaleć" i zamiast niego pozwiedzać nowe (dla mnie) drogi w kierunku Puszczy Zielonki. Cóż... kicha, przynajmniej na szosie. Próba numer jeden, gdy już pokonałem półtorej kilometra kostki...

Nawrotka!

Próba numer dwa, gdy już pokonałem coś, co było asfaltem jakieś pięćdziesiąt lat temu...


Nawrotka!

Za to w końcu udało mi się zlokalizować miejsce, o którym od dawna myślałem, ale na miejscu jakoś zapominałem, czyli ruiny opuszczonego szpitala psychiatrycznego - miejsca jednej z pierwszych masowych egzekucji wykonanych przez Niemców podczas II Wojny Światowej (akcja T-4). Potem było to ośrodek szkolenia dla SS-manów. Niestety do środka już dostać się nie można, żeby zrobić zdjęcie, więc jedyne wyraźne wykonałem zza płotu. 

Tak samo przez płot pyknąłem widok na dawny kompleks cysterski.

Wracając miałem w głowie, że muszę dokręcić jeszcze kilka kilometrów do pięciu dych. Miałem jednak już w głowie plan na kolejny skok w bok, z Czerwonaka w kierunku Dziewiczej Góry. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Przy okazji wyhaczyłem solidny mural z Powstańcami. Początkowo co prawda myślałem, ze część po prawej to jakaś sztuka nowoczesna i rozstrzeliwany jest laptop, ale po przyjrzeniu się drugi raz skorygowałem pierwsze wrażenie :)

Chwilę później, gdy ruszałem, miałem okazję się... zatrzymać :) Bowiem w sylwetce pędzącego w dół rowerzysty na MTB rozpoznałem BS-owego Kamila, który też mnie skojarzył, mimo że na razie widzieliśmy się na żywo jakieś... pół raza :) Ręce uściśnięte, parę słów zamienionych, pamiątkowe cyknięcie (wersja lekko ocenzurowana, bo zło - tu można wstawić moich przeszłych, teraźniejszych i przyszłych pracodawców - nie śpi)...

 ...i już miałem kompana do wspinaczki na Dziewiczą Bazę, czyli punkt wypadowy do kolejnego etapu, już niestety nie dla szoszonów. Wstyd przyznać, ale byłem tam po raz pierwszy (raz się pogubiłem i pojechałem gdzieś w innym kierunku), tym razem z przewodnikiem trafiłem do celu. Podobało mi się, może to nie prawdziwe górki, ale kilmacik jest zachowany :)

Razem zjechaliśmy do głównej drogi, gdzie z musu poleciałem pierwszy już solo - niestety pech chciał, że musiałem być w pracy o godzinę wcześniej niż kolega. Kamil, miło było poznać i pogadać, dzięki za oprowadzkę, dzielnie cisnąłeś :) Jesteśmy wstępnie ugadani na jesień na szosę!

Powrót przy bocznych porywach, Gdyńską i Wartostradą. Średnia wyszła tragiczna, ale dziś priorytetem było zwiedzanie oraz ratowanie się przed wiatrem. 

Relive ze wszystkimi moimi dzisiejszymi wariacjami TUTAJ.


  • DST 53.70km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 196m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zacność pogodowa oraz rekonwalescencja WPN-owska

Poniedziałek, 8 kwietnia 2019 · dodano: 08.04.2019 | Komentarze 13

O dziwo fajna pogoda utrzymała się przez więcej niż jeden dzień. Szok i niedowierzanie :) Ale spoko, jutro wraca normalność - w nocy trochę ledwo powyżej zera, a w dzień coś koło siedmiu w najcieplejszym momencie. No i oczywiście silny wiatr.

Jednak jeszcze dziś było miodzio. Milusia temperatura, podmuchy do ogarnięcia, zachodnie generalnie, lecz z wariacjami do wyboru, przez które skierowałem się delikatnie na północ, czyli przez miasto. Jak zwykle miałem obawy, lecz i tu nie było źle, bo co prawda tranzyt oraz czerwone światła zrobiły swoje, jednak ruch było o wiele mniejszy niż zazwyczaj. Mam swoją teorię, chyba nawet prawdziwą, że to dzięki wybitnym negocjatorom z partii rządzącej, która po trudnych rozmowach podpisała porozumienie sama ze sobą i tylko ze sobą, więc dzieciaki mogły w poniedziałek olać szkołę, a co za tym idzie - korki zniknęły. Mała dygresja - pan Proksa, szef Solidarności i zarówno radny PiS, w jednym usłyszanym przeze mnie zdaniu użył "włANczania" oraz "standarTów". Zaiste, inteligent :)

Dobra, wracam do rowerowania :) Gdy już przejechałem przez Górecką, Grunwald i Jeżyce do Golęcina, stanąłem na kilka minut przed zamkniętym szlabanem. Potem Koszalińską dotarłem w okolice Jeziora Strzeszyńskiego, gdzie postanowiłem zrobić na chwilę skok w bok.


Pusto, cicho - genialnie. Nawet na Koszalińskiej rowerzystów okrągłe zero. Nie chcę wiedzieć, co tu było wczoraj :)

Reszta trasy to już klasyk - Psarskie (gdzie... poczekałem kilka minut przed szlabanem), Kiekrz, Rogierówko, Kobylniki, SS-ka (Sady i Swadzim), Lusowo, Zakrzewo, serwisówki, Plewiska i do domu.

Średnia - mimo miasta - wyszła przyzwoita. A tu Relive.

Jako że wzięliśmy z Żoną dziś wolne "na psa", bo jeszcze wieczorem nie wiedzieliśmy, czy nie będzie trzeba lecieć na sygnale do weterynarza, to dalsza część dnia była wolna. Na szczęście Kropa rano wróciła do pełni normalności, czyli zareagowała podskokami na hasło "jeść!", można było więc odetchnąć. A w nagrodę zrobiliśmy rodzinnie około ośmiu kilometrów po Wielkopolskim Parku Narodowym, zaliczając m.in. Wiry, Puszczykowskie Góry oraz same Puszczykowo. Warunki do spaceru również były idealne, zielono się robi w imponującym tempie.
Moczenie kija :) - WPN
Agrobiznes - WPN
O taką wiosnę walczylim! - WPN
Zając! :) - WPN
Cel wyznaczony - WPN
Tylko iść - WPN
Upadły rycerz - WPN
Skolioza - WPN
Jesieniowiosna - WPN
Lokatora nie udało się wywabić :( - WPN
Borostwór - WPN
Błocko, błocko, błocko! - WPN
Górki, górki, górki! - WPN
Dziko rosnące opony - WPN
Puszczykowskie Góry w tle - WPN
Człowiek opryskliwy - WPN
A na koniec ogłoszenie. Jakby ktoś gdzieś widział lub coś wiedział o jakiejś szajce kradnącej czerwone Mercedesy, to podaję kontakt na jednego z poszkodowanych :)



  • DST 52.40km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.52km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 267m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pochwalony. I... nie :)

Niedziela, 7 kwietnia 2019 · dodano: 07.04.2019 | Komentarze 22

Obiecałem - co prawda tylko sobie, ale to zawsze coś - że pochwalę pogodę, gdy na to zasłuży. No i... oficjalnie mogę to zrobić. Było GENIALNIE. Oczywiście dojdzie do zachwytu łyżka dziegciu, lecz niezwiązana z aurą :)

Wiatr się uspokoił - wiał, ale tak milusio, czyli flagi powiewały, jednak w końcu człowiek nie stawał w miejscu przy wietrznej ścianie. Super sprawa, czemu nie może być tak codziennie? Wiem, bo życie nie jest sprawiedliwe, chłoszcze i bla bla bla, no ale kurde... :)

Najpierw o trasie, związanej z północno-wschodnimi podmuchami: Dębiec - Wartostradą przez Śródkę do Bałtyckiej - Chemiczna - Gdyńska - Koziegłowy - Kicin - Kliny - Mielno - Dębogóra - Karłowice - Wierzonka - Kobylnica - Janikowo - Bałtycka - Wartostrada - Dębiec.

Było i pięknie...

...i tak typowo polsko, jak od kilku lat.

Odkryłem też nową (?) drogę przez Dębogórę do Wierzonki, która jeszcze jakiś czas temu była szutrowo-piaskowo-syfiasta. Teraz jest... kostka (bo po co asfalt?), ale taka przyzwoita, do przejechania nawet na szosie. Zatrzymałem się na chwilę przy jednej z kapliczek, bo wydawała się całkiem zabytkowa, a i gustowna, choć do zostania wybitnym miłośnikiem kultu maryjnego jeszcze nie dorosłem :)

Jednak bardziej ucieszyło mnie towarzystwo napotkane chwilę wcześniej. Zapoznałem się bowiem z kolejną sympatyczną koleżanką (KOlezaŃką?). której mi się szkoda zrobiło, bo trawka rosła wszędzie, tylko nie w zagrodzie. Nakarmiłem, a w zamian dostałem możliwość pogłaskania po chrapach :)



Przy okazji - oficjalnie przestałem jeździć w rękawiczkach, żeby uniknąć odwróconego syndromu hydraulika - czyli białych dłoni oraz brązowych rąk :)

Dobra, czas na największą masakrę tego dnia. O co chodzi? Oczywiście o ludzi - gdy ruszałem koło dziesiątej, było jeszcze nawet przyzwoicie, ale co minuta, to gorzej. A Wartostrada była jedną wielką rzeźnią - było na niej WSZYSTKO: od pieszych przez rowerzystów, rolkarzy, biegaczy, monoelektrycznocosiów, no i oczywiście hitu sezonu - użytkowników elektrycznych hulajnóg, które już szczerze znienawidziłem, po zaledwie kilku miesiącach ich egzystencji w Poznaniu. Oczywiście ilość ludożerki była odwrotnie adekwatna do ilości jej szarych komórek, do tego stopnia, że - choć starałem się być bardzo tolerancyjny - pod sam koniec już nie wytrzymałem i grubą łaciną musiałem uświadomić kilkoro bezmózgom, na czym polega poruszanie się we wspólnej przestrzeni oraz co oznaczają pewne znaki i piktogramy. Wybuchłem, gdy musiałem kilka razy nagle hamować, oczywiście przez zupełnie nieprzewidywalne manewry.

Proszę, oto mały kolaż. Choć kolarzy na częściach rowerowych tu niewiele.

Za to jedną delegację muszę pochwalić :) Ale to chyba jakaś zagraniczna wycieczka.

Po południu jeszcze spacer z Kropą, która czuje się już lepiej i lata za kijkiem jak zawsze, ale wciąż ma jakieś problemy żołądkowe (zrobiła sobie głodówkę, co nie jest u niej normalne i chyba jutro trzeba będzie jednak zawitać do weterynarza). Tu również trafił mnie szlag, bo przez moją - w tygodniu genialnie pustą - Dębinę dziś nie dało się przejść. Piesi ok, ale już z rowerzystami pełzającymi tak, że nawet zatrzymywanie się, żeby ich przepuścić trwało kilka minut, był duży problem. A takich były dziś setki. Chwilę spokoju można było znaleźć dopiero nad samą Wartą, gdzie już nie dało się dotrzeć inaczej niż przedzierając się przez chaszcze.



Raz jeszcze powtórzę swój stały apel: otwórzcie te cholerne galerie w niedziele, bo niedługo zabraknie powietrza, żeby upchnąć to wszystko, co normalnie by się w nich mieściło. Najgorsze jest to, że praktycznie gdziekolwiek się pojedzie (testowałem) jest to samo - ludzkie robactwo łazi bez ładu i składu w tę i z powrotem, zamiast klasycznie robić to, co uwielbia, czyli wydawać bez sensu kasę. A tak to zrobiły się wszędzie Krupówki, nawet na równinach. Koszmar.

Rowerowe Relive TUTAJ. A kropkowe (z jakimiś dziwnymi literówkami) - TU.


  • DST 52.75km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Go east

Sobota, 6 kwietnia 2019 · dodano: 06.04.2019 | Komentarze 7

Oj, ciężko się było rano zwlec z wyra, bo co najmniej pięć razy mieliśmy w nocy pobudkę. Kropa bowiem musiała wczoraj ukradkiem coś zeżreć, gdyż zafundowała nam kuchenne - czyli gastryczne - rewolucje, a mówiąc wprost: nocne rzyganie. W końcu na szczęście sytuacja się ustabilizowała, lecz nie tylko ona rano się snuła, ale i ja. W moim przypadku wyjścia nie było, ogarnąć się musiałem, bo sobota pracująca, a kręcenie samo się nie wykona, natomiast pies wciąż jakiś nieswój. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe.

Niestety huragan wrócił na swoje z góry upatrzone pozycje i znów napieprza mocno ze wschodu. Wynik dzisiejszy więc ponownie dupy nie rwie, ale pocieszające jest to, że choiaż temperatura się ustabilizowała i nie ma ciągot do ekstremów w jedną czy drugą stronę.

Wykonałem - za zdrowie Kropy - takiego oto wschodniego pieska: Dębiec - Las Dębiński - Starołęcka - Czapury - Babki - Daszewice - Kamionki - Borówiec - Gądki - Robakowo - Dachowa - Szczodrzykowo - Śródka - Krzyżowniki - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Las Dębiński - dom.



Na koniec - z cyklu "ze świata absurdu (czyt. DDR-ek)" - Starołęcka, czyli postrach kolarzy. Dzisiaj wszyscy spotkani solidarnie ją olewali, co oznacza, że jakieś pokłady normalności w narodzie wciąż drzemią :)

A tu, w Borówcu - zgodnie z oznakowaniem po prawej - jedna z najlepszych dróg pieszo-rowerowych koło Poznania. Tylko nie wiem, co na niej robi samochód :) 

Uwielbiam, jak urzędasy nie potrafią zrobić czegoś zgodnie z - nie ma co ukrywać - niezbyt skomplikowanymi przepisami. Rowerzyści mają dzięki temu łatwiejsze życie, a nawet nadgorliwy policjant musiałby się poddać, gdyby chciał mnie tu zatrzymać. Bo za co - stosowanie się do znaku drogowego? :)


  • DST 51.60km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.21km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 224m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lepszość

Piątek, 5 kwietnia 2019 · dodano: 05.04.2019 | Komentarze 4

Nie szalejąc z przesadnym optymizmem, trzeba dziś stwierdzić fakt - pogoda była zacna. Oczywiście prócz wiatru, bo ten trzymał swój rzeźniczy poziom, jednak i tak wydaje się, iż jechało się lżej niż wczoraj. Co prawda to wrażenia przypalanego codziennie żelazkiem przez tatusia dziecka, które cios kończący się zaledwie wybiciem zębów traktuje jak pieszczotę, ale jednak... :)

Z trasą nie kombinowałem za bardzo, tylko wykonałem w tę i nazad, z jedynie małymi korektami. Ruszyłem z Dębca przez Luboń, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę, Rogalinek, Rogalin i Świątniki do moich ulubionych Radzewic, a wróciłem z grubsza tak samo, tylko olałem Mosinę i skróciłem drogę przez Puszczykowo, przejeżdżając znów przez felerny przejazd kolejowy (są znicze). 

W Radzewicach jak zwykle chwila relaksu. Jest już zainstalowany pomost.


No i przyuważyłem pierwszego w tym roku imigranta :)

W Świątnikach dopadło mnie dwóch szoszonów, ładnie pozdrowili, ale finalnie i tak do Radzewic ja prowadziłem peleton. Chłopaki chyba jednak dopiero zaczynali sezon, bo nawet nie musiałem oglądać się za siebie, sprawdzając czy siedzą mi na kole - wystarczyły przeraźliwe dźwięki wydobywające się z łańcuchów :)

Poza tym w końcu można się było cieszyć kręceniem - ciepło takie, jakie lubię (kilkanaście stopni, nie więcej, nie mniej), słońce nie prażące, a pozytywnie nastawiające, jeśli tylko mi skorygują wiatr, nie będę w ogóle marudził.


Relive TUTAJ.


  • DST 53.15km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.22km/h
  • VMAX 55.80km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przewietrzony Kórnik

Czwartek, 4 kwietnia 2019 · dodano: 04.04.2019 | Komentarze 23

Mam nadzieję (wiem, wiem, czyją jest matką), że to już jeden z ostatnich dzionków, gdy muszę skupiać się bardziej na utrzymaniu w pionie niż na samej jeździe. Póki co jednak huragan trwa, a co za tym idzie cierpienia me są wciąż te same jak ostatnio, więc rozwijał się za bardzo nie będę, bo ile można?

Dzisiaj ponownie wykonałem przewietrzony Kórnik, czyli zgrabne kółeczko w wersji: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Rogalinek - Rogalin - Mieczewo - Kórnik - Borówiec - Koninko - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Las Dębiński - Dębiec.

Przygód nie było za wiele, choć już samo kręcenie pod wiatr to przygoda, że hej :) Na szczęście znów trochę ratował mnie las...

...tam, gdzie był.


Największe emocje - jak zwykle - były u Adolfa. Przez ten kilometr nawet nie da się kląć, bo grozilo to przygryzieniem języka :)

Na przejeździe kolejowym w okolicach Koninka wyjątkowo nie stałem, bo... Hmm. Ktoś chyba o czymś zapomniał.

A skoro już jesteśmy przy kolei. Przejeżdżałem dziś przez przejazd w Puszczykowie, na którym odbyła się wczoraj ta tragedia


Teren jest już posprzątany. Szkoda wielka ludzi, którzy tu zginęli przez - niestety - świadome olanie przepisów przez kierowcę karetki (co wyszło na nagraniu). Spieszyć się nie musiał, bo nie jechał na sygnale, bez pacjentów. Inna sprawa, że gdyby zamiast systemu pozostawiony był tam dróżnik, może udałoby się zareagować. Jedyny z tego plus (choć to złe pojęcie), że takie sytuacje może zmuszą innych do myślenia przed wykonaniem podobnego manewru... :/


  • DST 51.45km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.06km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 196m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrzny muminek

Środa, 3 kwietnia 2019 · dodano: 03.04.2019 | Komentarze 4

Muminki się cieszą radością i życiem...

Pewnie tak, bo nie muszą jeździć rowerami przy takim wietrze, trolle jedne! :)

Ja niestety wyjścia nie mam - nałóg to nałóg. A że pogoda niby była ładna, to wymówek nie było. Tym samym mam za sobą kolejny rzeźniczy wypad z gatunku "utrzymałem się w pionie, hurrra!". Jednak przyznać muszę lojalnie - wczoraj było gorzej.

Wykonałem tytułowego "mumina", czyli trasę z Dębca przez Dębinę, Starołękę, Jaryszki, Koninko, Szczytniki, Sypniewo, Głuszynę, Babki, Czapury, Wiórek, Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo, Łęczycę, Luboń i do domu.


Uwielbiam te rejony, ale dziś marzyłem jedynie o powrocie. Udało się.

Zdziwiła mnie po drodze tylko jedna rzecz - w Rogalinku, w którym nie byłem może maks dwa miesiące, wyrosło takie coś:

Nie, nie śmieszka, ona tam była od dawna, od kiedy pamiętam znakomicie wygląda z pewnego oddalenia. Od środka nie wiem :) Chodzi mi o te domki - cóż za tempo powstawania! Chyba jednak bałbym się mieszkać w czymś takim. Przy tych wiatrach... :)


  • DST 53.30km
  • Czas 01:57
  • VAVG 27.33km/h
  • VMAX 54.40km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 217m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lasuszukanie

Wtorek, 2 kwietnia 2019 · dodano: 02.04.2019 | Komentarze 11

Chciałbym, naprawdę bardzo chciałbym kiedyś zacząć wpis od zdania: oj, jak bardzo... NIE wiało.

No ale niestety. Jaki koń jest, każdy widzi.

Dziś była rzeźnia. Według prognoz podmuchy dochodziły do ponad 50 km/h, co zdecydowanie jestem w stanie organoleptycznie potwierdzić. W sumie 100 km/h też bym potwierdzić, tak gnoiło. W związku z tym jedynym wyjściem było szukanie ochrony wśród drzew, których na szczęście jeszcze trochę w okolicach Poznania zostało. Z dużym akcentem na "jeszcze".

Szosą do lasu tak nie za bardzo, ale tereny południowe i wschodnie mają dwa błogosławieństwa: Wielkopolski Park Narodowy oraz Rogaliński Park Krajobrazowy. I dzięki nim jakoś udało się dziś przeżyć, gdyż właśnie przez te tereny, a konkretnie: Luboń, Łęczycę, Puszczykowo, Rogalinek, Rogalin, Świątniki i Mieczewo, dotarłem do Kórnika.

Gdzie las był, tam był. Szyszkowanie trwa w najlepsze.

Od tego momentu było już łatwiej, bo wiało z boku, a nawet czasem w plecy. Skierowałem się przez Skrzynki do Borówca, zaliczając przy okazji zemstę Adolfa, czyli tamtejsze płytowisko. W Borówcu sympatyczne pamperki z grubsza mi uświadomiły, gdzie mogły trafić drzewka z poprzedniego zdjęcia.

Następnie przez pola - Koninko, Jaryszki, Krzesiny i Starołękę - dotarłem do Dębiny i skierowałem się do domu.

Plan na dziś - przeżyć - wykonałem. I w sumie cieszyłem się, że nie miałem czasu na więcej, bo te pięć dych wystarczyło mi w zupełności, żeby kilkaset razy zadać sobie pytanie: po cholerę mi ten rower? :)

Relive TUTAJ.

Posumowanie marca, w 90% z grubsza tak wietrznego, jak początek kwietnia: przejechane 1705 kilometrów, wszystkimi możliwymi rowerami: na początku miesiąca góralem-trupem po rodzinnych Sudetach, kilka wyjazdów crossem w deszczu, no i oczywiście szosą, w tym jedna stówa, której już nigdy nie chcę powtarzać, czyli kurs przez koszmarne okolice Sieradza i Zduńskiej Woli. Średnia wyszła masakryczna, ale biorąc pod uwagę warunki, nie marudzę: 27,3 km/h.


  • DST 53.65km
  • Czas 01:57
  • VAVG 27.51km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 246m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śmieszko aprilis

Poniedziałek, 1 kwietnia 2019 · dodano: 01.04.2019 | Komentarze 10

Dziś rano pogoda była idealna. Pod warunkiem, że analizowało się ją z pozycji obserwowania jej zza zamkniętego okna w mieszkaniu. Gdy już jednak wyściubiło się z niego nos, wrażenia zmieniły się z plusa na minus. Niemal dosłownie, bo mimo siedmiu stopni musiałem założyć znów długopalczaste rękawiczki i zimowy zestaw ciuchów. No nie o taki pierwszy kwietnia walczylim :)

Wszystkiemu winien - oczywiście - silny wiatr. Mimo że zmienił kierunek na północno-wschodni, co dawało jakąś nadzieję na lekkie uspokojenie, zrobił się jeszcze gorszy niż ostatnio, a na pewno chłodniejszy. Do tego pomógł, owszem, ale tylko raz, gdy zmieniłem nagle drogę i nie zdążył zareagować. Wynik finalny więc jest jaki jest :/

Wykonałem północną pętelkę, z Dębca przez dawno niekręconą Wartostradę, Śródkę, Hlonda, Gdyńską, Koziegłowy i Mielno do Wierzonki, tam wjazd i zjazd do Karłowic, a powrót przez Kobylnicę, Janikowo, Miłostowo, Główną, znów Śródkę i Wartostradą do domu.

Co cieszy - kwitnąca powoli zieleń! No i słońce, które dawało dziś jedynie efekt wizualny,



Relive TUTAJ.

Na koniec kilka klasycznych fotek. O proszę, oto pieszy z funkcją bycia rowerem cargo:

Tu człowiek środka. Istny centrysta, można by rzec. Wyprzedzenie takiego to istna loteria, bo a nuż się poglądy zmienią na lewo lub prawo i...

No i piesek!

Wszystko to tylko z jednego dzionka ze śmieszkami w tle. I to nie prima aprilis, a szara polska DDR-kowa rzeczywistość :)