Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198417.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2017

Dystans całkowity:1605.25 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:55:57
Średnia prędkość:28.69 km/h
Maksymalna prędkość:54.50 km/h
Suma podjazdów:6348 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:51.78 km i 1h 48m
Więcej statystyk
  • DST 52.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 175m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Widmodeszcz

Wtorek, 11 lipca 2017 · dodano: 11.07.2017 | Komentarze 12

Ufanie prognozom jest porównywalne do myślenia, że kat z toporem nad naszą głową jest Świętym Mikołajem. Niby kolor nakrycia głowy taki sam, a jednak jest kilka różnic :) Zgodnie z tą zasadą, mimo że większość pogodynek mówiła o pochmurnym, ale suchym dniu, zamontowałem w szosie tylni, dość subtelny błotnik. Mówcie mi Nostradamus.

Gdy ruszyłem na zachód, na stałą trasę: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Palędzie - Dąbrówka - Plewiska - Poznań, było jak na pustyni. Za to wiało ponownie konkretnie, oczywiście w pysk (podczas powrotu nic się nie zmieniło). Gdzieś na dziesiątym kilometrze zaczęło kropić, mżyć, kropić, mżyć. Ale raczej niegroźnie, więc kręciłem dalej i dalej. Dalszy ciąg łatwo sobie wyobrazić - rozpadało się konkretnie, a mi nie pozostało nic innego, jak ostrożnie pedałować.

Oto jak wyglądała rzeczywistość:

A jak prognozy:

Wniosek: fake news zdominowały już nawet ten segment internetu :)

Najfajniejsze było dziś pokonywanie zakrętów na serwisówkach. Raz mało brakowało, a w końcu bym się poczuł jak Rafał Majka :)


  • DST 57.10km
  • Czas 01:58
  • VAVG 29.03km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 266m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

HaKuna...

Poniedziałek, 10 lipca 2017 · dodano: 10.07.2017 | Komentarze 12

Słodziutko do wyrzygania było wczoraj, wracamy do codzienności ;) Nienaturalny stan zachwytu nad warunkami chętnie bym zachował jeszcze na kolejne wyjazdy, ale cóż, skoro natura nie chce współpracować, to co zrobię? Nic nie zrobię :) Choć nie powiem, żebym dziś miał narzekać na coś więcej prócz wysokiej temperatury (choć rano jeszcze była do przeżycia), korków i wiatru, który mocno wiał z kierunków wiadomych. Wszyscy chyba wiedzą JAKICH :)

Zrobiłem o kilka kilometrów dłuższą niż zazwyczaj trasę, gdyż obmyśliłem sobie nową-starą wersję, z Dębca przez Lasek Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Jaryszki, Koninko, Borówiec, tam kawałek rzeźni po płytach, Kórnik, Rogalin, Puszczykowo, Luboń i do domu. Wróciłem w stanie parującym, cud, że rower pod koniec nie jechał sam :) Jedynym plusem wmordewindu był czynnik chłodzący, trzeba mu przyznać, że przydatny.

Znów zero o polityce, dziś za to zamiennik. Wczoraj wieczorem pod domem ujrzałem takie oto biedne stworzenie:

Wyglądało jak siedem nieszczęść, kulało na tylną łapkę i sprawiało wrażenie chorego, postanowiłem więc wezwać jakieś służby, które mogłyby się nim zająć. Niestety, około godziny 21 w niedzielę dodzwonienie się do Straży Miejskiej było niewykonalne - próbowałem pięć razy, za każdym po kilku minutach mnie rozłączało. W tym czasie odbyłem spacerek za tą kuną (bo na moje to właśnie ten gatunek, choć zastanawiałem się chwilę nad gronostajem lub wydrą) i trochę się uspokoiłem, bo tu skubnęła coś koło śmietnika, tu wypiła wodę z kałuży, a i zainteresowałem tematem jeszcze kilka osób. Wróciłem do siebie, mając nadzieję, że historia tego kurdupla skończyła się mimo wszystko dobrze. Jednak dla mnie zadziwiające jest to, że wszystkie służby zajmujące się zwierzętami pracują jak urzędasy - od poniedziałku do piątku, najczęściej jeszcze w godzinach "biznesowych"...


  • DST 53.25km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.72km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 179m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

RWL-a

Niedziela, 9 lipca 2017 · dodano: 09.07.2017 | Komentarze 11

Napiszę dziś coś, czego szanujący się "ja" pisać nie powinien. Zew marudy w końcu samoistnie nie umiera:) 

Uwaga, uwaga!

Jechało się rewelacyjnie!

Po pierwsze - niedziela rano to wymarzony czas dla rowerzysty. Puste drogi, senna atmosfera, a nawet światła częściowo zielone tam, gdzie zwykle świecą czerwienią.

Po drugie - temperatura 20+, ale w tych jej dolnych granicach. Może być.

Po trzecie - wiatr. Odczuwalny, ale - szok & niedowierzanie! - przewidywalny co do kierunku. Ostatni raz było tak jakieś... hmm... nie pamiętam kiedy :)

Trasa: Poznań - Plewiska - Zakrzewo - Więckowice - Dopiewo - Palędzie - Gołuski - serwisówki - Komorniki - Plewiska - Poznań. W Plewiskach, po wielu, wielu próbach liczonych od czasu rozpoczęcia kolejnej wersji detonacji (szumnie nazwanej remontem) ulicy Grunwaldzkiej, odnalazłem w końcu w miarę przejezdną wersję skrętu na zachód. Prowadzi ona przez Lidla, na szczęście nie trzeba mieć zeta na wózek, bo omija się zgrabnie sklep dzięki możliwości niecnego wykorzystania parkingu.

Chciałoby się dalej kręcić, ale kapitalizm gonił i zmuszał do pojawienia się w robocie. Menda jedna.


  • DST 52.20km
  • Czas 01:59
  • VAVG 26.32km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 285m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zdziwko? (WPN)

Sobota, 8 lipca 2017 · dodano: 08.07.2017 | Komentarze 16

Dziś będzie zdziwko. Takie zdziwko, które zdziwiło nawet mnie, dopóki go nie uskuteczniłem. I wcale nie chodzi o to, że nie będzie ani jednego wtrącenia o polityce :) A mianowicie - pobawiłem się dziś w jazdę w terenie, a konkretnie wykonałem rundkę po części Wielkopolskiego Parku Narodowego. Dawno mnie tam nie było, głównie ze względu na fakt, że tak zapuściłem swojego crossa, iż nawet kręcenie zwykłymi drogami popełniałem z duszą na ramieniu (o dziwo nie przeszkadzała w jeździe), nie mówiąc już o wypuszczeniu się w las. Niedawno jednak odrestaurowałem tego trupa na tyle, na ile się dało, więc postanowiłem spróbować.

Pierwotnie jednak nie taki był mój zamiar. Chciałem ruszyć jak zwykle szosą, jednak pochmurne niebo i ryzyko deszczu wywarły na mnie razem presję i wybrałem wersję wyprawy spod znaku "czołg". Z opcją szybkiego powrotu do domu. Ruszyłem klasycznie, z Dębca przez Luboń, Łęczycę i Puszczykowo, na granicy którego wpadłem na wspomniany powyżej pomysł, skręcając w kierunku Jezior, a potem już poleciałem wzdłuż... jezior :) Konkretnie: Góreckiego, a następnie po lekkim pogubieniu się odnalazłem Kociołek i wyjechałem na Osowej Górze. Ten kawałek pozwolił mi przypomnieć sobie w ramach gratisu czasy przedszkolne - momentami podczas wykopywania się z piachu żałowałem jedynie, że wyjątkowo nie zabrałem ze sobą łopatki oraz wiaderka :)

Oj, potrzebne mi to było :) Bawiłem się super, wyłączając muzę, skupiając się na słuchaniu ptaków i kontemplacji tego zielonego dokoła. Fachowo nazwanego lasem.

Nad Kociołkiem:

Przy skarpie nad Jeziorem Góreckim:

Przy Studni Napoleona. Znów kurdupla nie spotkałem :)

No i moje łapy na trasie. 


Nagrodą był zjazd z Osowej. Fajną nagrodą :) Pokręciłbym sobie jeszcze po lesie, ale czas gonił (praca :/), więc zawinąłem się z Mosiny trasą przez Rogalinek, Wiórek, Czapury, Daszewice i wyjechałem na wysokości poznańskiej Głuszyny. Dotarłem wyjątkowo mi na crossie niestraszną DDR-ką do Starołęki i tam zrobiłem sobie jeszcze rundkę po Lasku Dębińskim.

Jak na złość - dziś prawie nie wiało. A padać zaczęło dopiero około godziny po moim powrocie. Życie :) No ale nie żałuję - odchamilem się od szosy i odszosiłem od chamów. Do powtórzenia. Jeszcze tylko jakby mój amortyzator łaskawie dział i poza spełnianiem funkcji widelca miał jakieś inne... :)



  • DST 52.75km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.04km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 232m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jazda nieuczesana

Piątek, 7 lipca 2017 · dodano: 07.07.2017 | Komentarze 11

Podczas wczorajszej wizyty w Polsce nieuczesanej głowy świata (w towarzystwie botoksowego amerykańskiego półproduktu - bo to przecież uchodźczyni, co aktualnie oznacza jak wiadomo samo zło), tak dupoliźnie witanej jak za każdym razem w tym kraju, pogoda była piękna, słoneczko świeciło, ptaszki śpiewały i takie tam. Dziś, gdy zabrakło jej wśród nas, niebo się zachmurzyło, słoneczko zaszło, wiatr znów zawył… Przypadek? :)

Przypadkiem może również nie być to, że zaczęło wiać ze wschodu. Ruszyłem koło dziewiątej w tym właśnie kierunku, bacznie obserwując stan zachmurzenia. Na szczęście zdążyłem przejechać całą drogę o suchym kole, co w sumie mnie zdziwiło :) Zrobiłem rundkę przez Lasek Dębiński (bo tamtejszy szuter jest zdecydowanie bardziej przejezdny niż DDR-ka na Hetmańskiej), Starołękę, Krzesiny, Jaryszki, Koninko, Szczytniki, Kamionki, Czapury, Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo, Luboń i do domu. Tempo było średnie, bo chciałem sobie zostawić moce na finiszowy sprint, który wstępnie miał odbyć się pod sam koniec, podczas ucieczki przed burzą. I jakoś się nie martwię, że nie nastąpił :)

No cóż, z dobrą pogodą pozostaje nam pewnie poczekać na wizytę kolejnej główki jakiegoś wielkiego p. :) Jeden dzień wstydu za fajne warunki – idę na to. W sumie to od biedy może to być nawet szefo pewnego małego państwa mającego ogromny wpływ na rodzimą rzeczywistość, ganiający w sukience. A co! :)


  • DST 52.20km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.55km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 168m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Patentowo

Czwartek, 6 lipca 2017 · dodano: 06.07.2017 | Komentarze 5

No proszę. Wystarczyło pogrozić Krychą i pogoda w te pędy się naprawiła. Czemu nie wpadłem na to wcześniej? To takie proste - wypuścić potwora i wszystko nagle normalnieje :) Choć teraz trochę żałuję, że nie dołączyłem jeszcze do zestawu ex-posła/nki Grodzkiej, może wtedy wiatr zamilkłby na amen, a i ryzyko upałów zostałoby zniszczone w zarodku :)

Ale nie narzekajmy. Było spoko - wiało jeszcze solidnie, ale przy ostatnich wybrykach tej mendy czułem się jak w raju, zrobiło się ciut cieplej, ale nie za gorąco, opadów też nie odnotowałem. No i gdyby nie spory kawałek jazdy przez miasto, potem pokonywanie zasieków w Plewiskach, kilku korków w okolicach rond, a także oczekiwanie na zamkniętych przejazdach kolejowych - byłaby całkiem sympatyczna średnia. A tak to jest taka sobie, jednak już nie aż tak żałosna jak ostatnimi czasy.

Trasa: Poznań - Plewiska - Zakrzewo - Więckowice - Dopiewo - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. Wraz z pogodą znów z podziemi wyjechali troglodyci drogowi.


  • DST 55.30km
  • Czas 01:57
  • VAVG 28.36km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 238m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Antypacierz

Środa, 5 lipca 2017 · dodano: 05.07.2017 | Komentarze 51

Dodając ostatnio wpisy czuję się jakbym klepał codziennie ten sam pacierz. Co prawda już nie za bardzo pamiętam, o co w tym wszystko chodziło, ale przez mgłę coś mi się kojarzy, że było to nudne, bezmyślne i zupełnie niekreatywne. Tak jak jazda w aktualnych warunkach, bo ani się rozpędzić, ani rozwinąć, jedynie powtarzać te same ruchy. Choć trzeba przyznać, że wiatr już był sporo słabszy niż na przykład wczoraj, czyli jedynie usiłował połączyć mi dwoje uszu gdzieś w tyle głowy, a nie ją urwać :) Oczywiście w temacie jego zmienności żadnej rewolucji nie było - gdy skręciłem na trasie "kondomikowej" z Dębca przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Łódź, Stęszew i Komorniki do Poznania w połowie drogi na północ, ten solidarnie skierował swój podmuch w kierunku dla mnie boczno-ryjnym.

Z wczorajszego pacierza pojawił się ponownie jeszcze jeden element - deszcz, którego nikt nie zapowiadał, a był, pojawiając się już kilka minut po starcie. Na szczęście w czasie, gdy jechałem nie był mocny, ale potem rozpadało się na dobre. Zadziwiająca to sprawa, ale z nudów już nawet wymyśliłem, jaką bym otrzymał odpowiedź na ewentualną reklamację, którą złożyłbym pogodynce. Byłoby to coś w stylu: "po dogłębnym przeanalizowaniu zgłoszenia stwierdzamy, iż sprawdzał pan prognozę w lokalizacji 'Poznań', gdy tymczasem deszcz skropił pana w lokalizacji 'Luboń koło Poznania'. Niniejszym uznajemy roszczenia za niezasadne i sugerujemy spadać na drzewo". Logiczne? Logiczne! :)

Aha, z nieplanowanych atrakcji pojawiła się jedna w Komornikach, które chciałem objechać przez Rosnówko, żeby ominąć tamtejsze korki trasą przez Plewiska. Objechałem, ale gdy już pokonałem kilka skrzyżowań oraz świateł, ukazała mi się zamknięta droga. Informacja o tym, że jest zamknięta pojawiła się dokładnie w miejscu jej zamknięcia, bo po co wcześniej? Niniejszym zawróciłem jak niepyszny przez te same czerwone światła, by gratisowo otrzymać szansę poznania bocznych uliczek w Komornikach. Co jest przyjemnością estetyczną na poziomie sceny erotycznej z posłanką Pawłowicz. Jeśli ktoś po przeczytaniu tych słów oddał właśnie śniadanie/obiad/kolację - przepraszam, nie było to moim zamiarem. Chciałem jedynie ukazać obrazowo poziom swych cierpień :)


  • DST 54.40km
  • Czas 01:59
  • VAVG 27.43km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 176m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lato-srato :)

Wtorek, 4 lipca 2017 · dodano: 04.07.2017 | Komentarze 11

Intensywne poszukiwania w Poznaniu klubu miłośników bierek niestety trafiły na niewypełnioną próżnię. Jedyne co to można sobie pograć w knajpie, ale jakoś mnie to nie przekonuje. No nic, misja odnalezienia innej pasji na razie odpada, trzeba kręcić, choć ostatnimi czasy przyjemność z jazdy jest porównywalna do tej z przełomu stycznia i lutego :)

Oczywiście zaraz po wyruszeniu przywitałem się ze starym kumplem, czyli huraganem (prawie że). Spoko, przecież w drodze powrotnej będzie wiało mi w plecy!

Taki żarcik :)

Oczywiście nie wiało w plecy, mimo że znów próbowałem podejść gnoja i zamiast przejechać trasę na kształt kółeczka, wykonałem ją w tę i z powrotem. No i co? Gdy dopełzłem przez Plewiska, Komorniki, Gołuski, Palędzie oraz Dopiewo do Podłozin, gdzie zawróciłem, powiew zmienił się z zachodniego na ewidentnie północny i tyle było z nadziei. Jak skarcony szczeniak shar-pei, a może nawet mopsa, wróciłem prawie tą samą trasą do domu (zaliczając jeszcze przejazd przez Dąbrówkę), starając się utrzymać w pionie. Udało się ledwo, ledwo :) A w bonusie jeszcze dostałem serię po gołych łydach od kosiarzy, ale nie tych od umysłu, ale od trawy. Przypadek czy element całości? :)

No i oczywiście klu programu. Czego nie mogło zabraknąć podczas mojego wyjazdu, mimo że w prognozach w tym temacie była cisza w eterze? No oczywiście deszczu. Dopadł mnie na dziesiątym kilometrze, w Komornikach - i padał chyba tylko tam, do tego tylko przez kilka minut, gdy nie miałem się gdzie schronić, gdyż nawet przystanki nie miały wiat. W pewnej chwili zamienił się w grad i tu już musiałem zatrzymać się przy ścianie jakiegoś mijanego magazynu, żeby mi nie przedziurawiło opony :) A gdy ruszyłem, myśląc, że już po, dopadło mnie ponownie na serwisówce, gdzie mogłem schronić się ewentualnie za jakimś zbożem.

Finalnie wyszedł koszmar, pod każdym względem, ze średnią na czele.

Lato! :)




  • DST 54.40km
  • Czas 01:56
  • VAVG 28.14km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czyste bierki

Poniedziałek, 3 lipca 2017 · dodano: 03.07.2017 | Komentarze 9

Po dzisiejszym wyjeździe, będącym kolejnym pogodowym klonem dnia wczorajszego, przedwczorajszego i hen, hen, wstecz, szczególnie pod względem wiatru, który... (tu długa litania co do jego mocy, upierdliwości, wmordewindu, bla bla bla), czekam tylko na chwilę wolnego i zajmę się wyszukiwaniem jakiegoś amatorskiego klubu miłośników bierek. Bo kręcenie powoli zaczyna być sportem ekstremalnym.

Trasa: z Dębca przez Górczyn, Bułgarską do Smochowic (czyli miejska rzeźnia), następnie wzdłuż DK92 przez Swadzim oraz Sady do Tarnowa Podgórnego, tam kurs przez miasteczko i powrót najpierw kawałkiem nazwanym fachowo na Stravie "płyty z gównolitu (2,5 km po betonowych płytach)", co idealnie oddaje jego esencję, następnie Lusowo, Wysogotowo, Skórzewo, Plewiska i Poznań.

Zaraz po wjeździe do Tarnowa Podgórnego, który ma całkiem fajną, asfaltową DDR-kę, w momencie, gdy zamierzałem zjechać na lewo i na niej się pojawić, usłyszałem klakson (w sumie dawno nie słyszany dźwięk), a przez zamkniętą szybę buraczany ryj, pokazujący, zapewne, że tam jest ścieżka. Ech :) A gdy kręciłem sobie po tym nieszczęsnym Lusowie, przyszło mi na myśl, że to powinna być szlagierowa miejscowość aktualnej władzy - płyty pamiętające zapewne czasy pionierów narodowego socjalizmu (bo o poprzednikach należy pamiętać!), kostkowa DDR-ka upstrzona biało-czerwonymi słupami, zniechęcająca rowerzystów do jazdy, a od niedawna przy granicy prosperuje tam firma, która swą nazwą idealnie wpisuje się we współczesną krajową politykę :)

Zakładam, że żaden "brudas, ciapaty czy inny terrorysta" (bo to jak wiadomo dla większości Polaków to pojęcia tożsame) nie ma szans na wakat :) Czy można wyobrazić sobie lepszą nazwę dla rosnących w siłę rodzimych przedsiębiorstw w roku 2017? :)


  • DST 52.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 165m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Błąd w powołaniu ;)

Niedziela, 2 lipca 2017 · dodano: 02.07.2017 | Komentarze 9

Jako młody gówniarz zbierałem znaczki, interesowałem się zwierzętami oraz dinozaurami, uwielbiałem czytać książki, a w szczególności komiksy, grać w nogę, łazić po górach... Miałem jeszcze wiele innych zainteresowań, ale coś mi palnęło do łba i pokochałem rower. Debil, no po prostu debil ze mnie :) Po takich wyjazdach, jak ten dzisiejszy i w ogóle większość tegorocznych, żałuję, że nie zająłem się bierkami, półzawodowym uprawianiem marchewki czy odkrywaniem zawiłości stanów depresyjnych pantofelka (Paramecium caudatum).

Szeroko rozumiana pochmurność jeszcze jest ok, tak jak i niewygórowana temperatura. Ale wyczekiwanie na choć jeden normalny co do siły wiatru dzień już przestaje mnie bawić, jeśli w ogóle kiedykolwiek taki emocjonalny stan w tym temacie był mi bliski. Większość z trasy Poznań - Plewiska - Skórzewo - Wysogotowo - Więckowice - Dopiewo - Gołuski - Plewiska - Poznań to istna randka z rzeźnikiem, który dla zabawy albo masakrował mi ryj, albo wycinał boczki. Może to jakaś zemsta za moją nienawiść do tego zawodu, kto wie? :)

W każdym razie jest optymistyczny element - udało się wrócić do domu. A pod koniec wyprzedził mnie klubowy autobus Lecha - trzeba przyznać, że przynajmniej kierowca jest tam zawodowcem, bo minął mnie całkiem przepisowo :)

PS. Trzymam kciuki za tych, którzy jeszcze walczą w Pucharze Tysiąca Jezior. A szczególnie za Jurka - szacun, walczysz!