Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198592.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2017

Dystans całkowity:1621.43 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:16
Średnia prędkość:28.31 km/h
Maksymalna prędkość:60.40 km/h
Suma podjazdów:3888 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:52.30 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • DST 52.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.43km/h
  • VMAX 52.90km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jupi

Sobota, 11 marca 2017 · dodano: 11.03.2017 | Komentarze 12

Żeby nie zapeszyć - chyba zaczyna się ten lepszy okres dla roweru. Po przejechanych trzech tysiącach kilosów w tym roku (właśnie zauważyłem, że wczoraj mi pyknęło) jest światełko w tunelu na przyzwoite warunki. Czyli - sezon czas zacząć :)

Kręciło mi się dziś całkiem przyjemnie, bo wiaterek co prawda dawał o sobie znać z północy, ale przy jego ostatnich wybrykach nawet jakiś naziemny sztorm traktowałbym jako zefirek, a tak poza tym to temperatura sympatyczna, sucho, niespecjalnie słonecznie. Miodzio. Gdyby nie te ponad dziesięć kilosów kręcenia po mieście to można by było pomarzyć o jakiejś choć minimalnie przyzwoitej średniej. W sumie to tylko pomarzyć mogę i teraz :)

Trasa: Dębiec - Górczyn - Grunwaldzka - Junikowo - Skórzewo - Wysogotowo - Więckowice - Dopiewo - Palędzie - Plewiska - Poznań. Jak to w "sezonie" - kolarzy sporo, dziś "pozdrowerowo" pozytywnych. A i w końcu nadszedł dzionek, w którym nikt nie miał zakusów na moje życie. Jupi :)


  • DST 52.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.11km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 190m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

2w1

Piątek, 10 marca 2017 · dodano: 10.03.2017 | Komentarze 10

Wiatr raczył zmienić kierunek na północno-zachodni, co oznaczało dla mnie kursik przez cały Poznań. Nawet mnie to specjalnie nie zmartwiło, bo już dawno nie bawiłem się w klimaty sado-maso, więc dziarsko ruszyłem lekko po dziewiątej rano na wojnę. W sumie aż tak źle nie było, bo stojąc na czerwonym mogłem sobie popisać smsy, pozmieniać muzykę w odtwarzaczu, a także na przykład poprawić rowerowe odzienie. Bo samej jazdy przez pierwsze 10 kilometrów było niewiele.

Jakoś dotarłem na Golęcin, gdzie w końcu zacząłem się poruszać do przodu, przez Strzeszyn, Kiekrz oraz Starzyny docierając do Rokietnicy, z której skręciłem na Napachanie i wróciłem do Poznania ulicą Podjazdową, a następnie Słupską i przez DK92 oraz Górczyn wróciłem do domu. Podobnie jak wczoraj większość kierowców zachowywała się nawet w miarę, ale musiał trafić się jeden troglo - gdy jechałem wyjątkowo przyzwoitą i szeroką DDR-ką przy Bułgarskiej (dodam, że w ogóle nie zasłoniętą przez cokolwiek, co ograniczałoby widoczność), oczywiście musiał (no bo musiał) skręcić z drogi tak, jakbym nie istniał. To, że nie skasowałem siebie oraz roweru zawdzięczam tylko i wyłącznie swojemu nawykowi zwalniania, gdy tylko kątem oka widzę cztery kółka zamierzające wykonać jakikolwiek manewr tego typu. Kretyn wjechał sobie jak niby nic na teren parkingu przy stadionie Lecha, a ja już po fakcie chciałbym przeprosić obecnych tam przypadkowych pieszych za zasłyszaną z moich ust porcję łaciny.

Zbliża się rocznica smoleńska. Dziś w Napachaniu przyuważyłem przydatny w tym temacie gadżecik z kolekcji "2w1", czyli krzyż z brzozy. Genialna sprawa, tylko opatentować. Jeśli pójdziemy dalej zgodnie z aktualnym politycznym trendem to można doszukać się tu również lekkiej inspiracji ministrem Szyszko, a ja osobiście proponowałbym zawiesić na krzyżu symboliczną figurkę Beaty Szydło, jako wymowną twarz bohaterstwa i męczeństwa w walce o przywracanie Polsce podmiotowości podczas wyborów na szefa Rady Europejskiej. Wersja "full", najdroższa i do dostania tylko w siedzibie Radia Maryja, zawierałaby jeszcze dwa krzyżyki po bokach upamiętniające grzeszników w postaciach Angeli Merkel oraz Donalda Tuska. Jak na moje sprzedawałoby się to jak ciepłe bułeczki, by nie napisać - zimny Lech :)


  • DST 52.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.13km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 174m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Depeszami za uszami

Czwartek, 9 marca 2017 · dodano: 09.03.2017 | Komentarze 19

Jak zwykle wyczułem dziś pogodę. Tak, jak to tylko ja potrafię. Mam taką zdolność, że jeśli jest minimalne ryzyko deszczu - wybiorę szosę, co skończy się tym, że się rozpada na maksa i usyfię sobie rower nieprzeznaczony do takich warunków. Z kolei jeśli - tak jak dziś - chmury aż proszą o wydojenie i z rozsądku do jazdy zaprzęgnę czołg zwany crossem, nie zaliczę ani jednej kropli z nieba. Od wieków próbuję znaleźć patent jak wyjść z tego zaklętego kręgu, ale bez skutku :)

Wspomnianym crossem pokręciłem na zachód, z Dębca przez Plewiska, Skórzewo, Wysogotowo, Zakrzewo, Fiałkowo, Dopiewo, Palędzie, Gołuski i znów Plewiska do domu. W sumie jechało się sympatycznie, a kierowcy wyjątkowo dziś w większości zachowywali się poprawnie. Prócz jednego, który na zakręcie na styku Wołczyńskiej i Kowalewickiej był uprzejmy wykazać się tak wielką precyzją w wyprzedzaniu na wąskim pasie, że zachował przepisowy (według swoich norm) centymetr pomiędzy mną a sobą. Po czym sekundę później skręcił mi przed samym pyskiem w prawo. Co mu to dało prócz podniesienia mi ciśnienia - ot, zagadka.

Trawiłem dziś na trasie nową płytę Depeche Mode - "Spirit". Nie żebym był jakimś wielkim wielbicielem dokonań muzycznych tej grupy, ale z szacunku za ich kilka wybitnych utworów zawsze co premiera staram się nie polecieć z odsłuchem "po łebkach". W przypadku tego albumu już wiem, że czeka mnie trudne zadanie - klimat owszem jest, ale całość ciągnie się jak flaki (wegetariańskie) z olejem. Może po kilku odsłuchach dojrzeję do całości, na razie po krótkiej przygodzie nie jestem w stanie wyodrębnić żadnego utworu. Prawie jakbym słuchał garażowej demówki jakiegoś amatorskiego blackmetalowego bandu :)


  • DST 52.30km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.53km/h
  • VMAX 60.40km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 187m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalewajki

Środa, 8 marca 2017 · dodano: 08.03.2017 | Komentarze 9

Zacznę od plusów. Tych dodatnich :) Działa mi w końcu tylna przerzutka, co z grubsza powoduje, że zamiast trzech kombinacji mam ich aktualnie około dwudziestu. Maks, bo jednak ta moja Sora to już jest trup, a nie sprzęt nadający się do szaleństw, więc bez przesady.

Zrobiło się też cieplej, a póki nie padało po południu to było nawet słonecznie. No i wiatr już aż tak nie gnoił, choć jak zwykle co do kierunku to rządził permanentny wmordewind. Proszę, jaki ze mnie optymizm wypłynął, sam jestem zdziwiony :)

Przejdźmy do rzeczy neutralnych. Rzeka Warta od jakiegoś czasu znacznie utyła i zaczęła się rozlewać na pola oraz łąki, tworząc fantazyjne zbiorniki wodne, takiej jak w okolicach Rogalinka. Istne Mazury, wersja dla niepełnosprytnych.

No to teraz do klu. Ja rozumiem, że dziś był/jest Dzień Kobiet, że lecimy stereotypami, ale do cholery - czemu połączył się on z dniem czterokołowego debila? Co najmniej trzy samochody wyprzedzały inne z naprzeciwka tak, że musiałem zwolnić lub zjechać na pobocze, żeby uniknąć czołówki. Gdy na Starołęckiej mijałem sznur pojazdów, żeby nie czekać w korku spowodowanym zamkniętym przejazdem kolejowym i skorzystać z przejścia podziemnego, nagle postanowił wyjechać z owego sznura jeden puszkarz, oczywiście nie patrząc w lusterko, więc ledwo zdążyłem uniknąć bliskiego kontaktu najpierw z nadwoziem, a pewnie potem już podwoziem. O troglodytach traktujących pasy dla rowerów między ścieżkami jako nieistniejące podczas wyjeżdżania z posesji lub dróg podporządkowanych nie muszę wspominać, bo to codzienność. Modne dzisiaj było również umieszczanie wszelkiego ciężkiego sprzętu na DDR-kach, choć to akurat bolało mnie najmniej, bo przynajmniej była wymówka od korzystania z nich.

Na powyższym widać najbardziej cywilizowany kawałek śmieszki na Starołęckiej, gdy już ją minąłem to pokręciłem dalej na południe, przez Czapury i Wiórek docierając do Rogalinka, tam skręciłem na Mosinę, zacząłem się rozpędzać, już marzyła mi się przyzwoita średnia, gdy nagle...

To coś, widoczne na horyzoncie i służące do czyszczenia nie wiadomo czego, pełzało sobie radośnie w okolicach 10 km/h, a ja plus cała reszta ludzkości za nim. Dało się wyprzedzić dopiero po przejechaniu dobrego kilometra. Warta zalewała pola, mnie z kolei zalewała krew. Wtedy już wiedziałem, że mogę odpuścić sobie ciśnięcie, bo nadrobiłbym spowodowane tym zaległości chyba jedynie gdybym wsiadł w F16, Jakoś nie było okazji, więc postanowiłem pójść za ciosem i jeszcze wjechać na Osową Górę. A nawet z niej zjechać :)  Natomiast wróciłem swoimi śladami, znów przeżywając gehennę na opisywanej wcześniej ulicy na S. I chyba już wiem czemu tak wiele polskich przekleństw zaczyna się właśnie od niej.


  • DST 60.30km
  • Czas 02:09
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 114m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mendochmury

Wtorek, 7 marca 2017 · dodano: 07.03.2017 | Komentarze 9

Gdyby ktoś bardzo się uparł i chciał mnie z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego powodu nazwać dzieckiem szczęścia to z góry mam przygotowany kontrargument. Bo nigdy nic nie wiadomo :) A mianowicie - jestem tak kochany przez naszą aurę, iż nie pozwoliła mi ona dziś zbytnio się zgrzać i zmęczyć wielkim komfortem jazdy. Raz, że były zaledwie dwa stopnie na plusie, dwa - zafundowała mi wyjazd pod chmurką. Taką chmurką co to przyczaiła się na mnie z ukrycia, dopadała w połowie dystansu i nie puściła aż do granic Poznania. Co najciekawsze - padało tylko tam, gdzie byłem, gdybym "tam" nie był to bym nie zmókł, bo już od poznańskich Krzesin było suchutko. A że jeszcze do tego wraz z konkretną ulewą wzmógł się wiatr to miałem komplecik.

Trasa: Dębiec- centrum - Malta - Antoninek - Swarzędz - Paczkowo - Siekierki - Gowarzewo - Tulce - Żerniki - Krzesiny - Starołęka - Dębiec. Istne morze czerwone jeśli chodzi o światła.

Samej "właściwej" jazdy wyszło mi nieco ponad pięć dych. Zapewne teraz społeczeństwo obgryza paznokcie szukając odpowiedzi na pytanie - skąd pozostałe kilometry? :) Już tłumaczę - ugadałem się wczoraj z serwisem na Traugutta, stosując taktykę, przy której kot ze Shreka jest amatorem, że zostawię szosę na jeden dzionek i między serwisami wymieniona zostanie linka oraz pancerz. Pojechałem więc rowerem na miejsce, tam go zostawiłem i dalej poleciałem "rowerem" miejskim (niedawno go reaktywowano) do pracy. I pewnie by się na tym skończyło, ale ze zdziwieniem dostałem info, że sprzęt jest już do odbioru, więc korzystając ze spokoju w robocie wyskoczyłem odebrać dwa kółka, znów miejskim. A następnie znów szosą, tyle że do domu. Skomplikowanie? Iiii tam, postarajcie się zagłębić w myśli Antoniego, to dopiero będzie wyzwanie :)

Grunt, że w końcu odzyskałem przerzutkę, Mała rzecz, a cieszy :)

Na koniec zagadka. czy wodoszczelna Sigma zamokła mi znów dziś na trasie i przestała działać? 
Odpowiedź 1 - tak.
Odpowiedź 2 - tak.
Odpowiedź 3 - wszystkie odpowiedzi są poprawne.


  • DST 54.25km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.81km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 124m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ekspres

Poniedziałek, 6 marca 2017 · dodano: 06.03.2017 | Komentarze 9

Wpis na mega szybko, bo czasu mam mniej niż Saryusz-Wolski instynktu samozachowawczego::). Po prostu wykonałem dziś trasę "kondomikową" z Poznania przez Luboń do Mosiny, następnie Stęszew i powrót przez Komorniki. Wiatr delikatnie odpuścił, ale za to gnój wrócił do swojej ulubionej zabawy - śledzenia mojej jazdy i ustawienia się pyskiem do jej kierunku. Jest w tym mistrzem, niestety.

Moje przerzutki oraz linki w szosie wołają "dość!". Niestety ten rok zaczął się od serwisów i passa trwa. Będę musiał wykombinować jakoś możliwość oddania roweru na jeden, dwa dni do naprawy. Tylko jak. I kiedy?

Na plus - słońce świeci niegroźnie i jest przyzwoicie, acz nienachalnie ciepło. Tak by mogło być przez calutki okrągły rok.


  • DST 52.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.11km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 62m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Brak słów :)

Niedziela, 5 marca 2017 · dodano: 05.03.2017 | Komentarze 16

Co tu się długo rozpisywać - jak dziś było chyba każdy widział :) Niedziela przepiękna, słoneczna, choć momentami chmury genialnie uzupełniały błękitne przestrzenie, ciepło (jedenaście plus), tylko ten cholerny "wiater". No ale nie czepiam się, bo niczym doświadczona żona męża "100% made in Poland" już się przyzwyczaiłem do tych kuksańców. Póki nie zabije to da się wytrzymać :)

Wyjechałem późno (około jedenastej), bo z wolnego trzeba korzystać i uskuteczniać inną pasję, czyli spanie :) Ruszyłem na zachód, chowając uszy pod kaskiem, żeby nie odpadły od powiewów i jakoś udało się dopełznąć przez Luboń, Wiry i Szreniawę...


...do Chomęcic, gdzie poczułem się jak zwykle niczym rasowy zawodnik MTB,

Taki krajobraz ciągnął się do Konarzewa i Trzcielina, po minięciu którego spadło na mnie w końcu błogosławieństwo zmiany kierunku podmuchów. Miałem je teraz nie w pysk, a z boku. Oł je ;) Fragmentami wiało też w plecki, nie przeczę, ale do przyzwoitego pół na pół jak zwykle sporo brakowało.

Od Dopiewa przez Palędzie, Gołuski i Plewiska dotarłem do domu, mijając z grubsza miliard rowerzystów. Popozdrawiałem wielu, pooddawałem "machy" w ilościach hurtowych, czyli jest jeszcze kultÓra w narodzie :) Oby starczyło jej na dalszą część "sezonu".





  • DST 57.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 28.74km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 214m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

DeDDRatyzacji ciąg dalszy :)

Sobota, 4 marca 2017 · dodano: 04.03.2017 | Komentarze 4

Dziś dopracowywałem trasę muminkowo-alfowo-pistoletową, opisywaną kilka dni temu, która na Endomondo doczekała się jeszcze porównań z terierem. Czyli po prostu antyDDR-kową. Stosując kilka modyfikacji oraz optymalizując anty-ryzyko (oglądanie się za siebie w poszukiwaniu srebrno-niebieskich pojazdów) poprzez całkowicie niechcące (no bo jakie inne?) pominięcie ścieżki w Łęczycy, ograniczyłem obecność tego gów... tego genialnego wynalazku, ułatwiającego jak wiadomo nam życie na każdym kroku, do około półtora kilometra (kawałek w Krzesinach i na Hetmańskiej).

Ne te odcinki nie mam już patentu, chyba że zamontuję sobie skrzydła. Stery posiadam, wciąż trzeszczące, tak samo jak cała moja szosa. Mam wrażenie, że bliżej jej do skupu złomu niż na trasę, ale ponad 43,5 tysiąca zrobione w trzy i pół roku niestety musi mieć odbicie na tym - jakby nie patrzeć - jednym z najtańszych sprzętów na rynku. I tak się dziwię, że przy moim sposobie "fachowego" dbania o te dwa kółka jeszcze nie wyskoczyły one którejś nocy za okno, wybierając honorowe seppuku :)

Ciepło (dwanaście na plusie!), słonecznie, wiało solidnie, ale słabiej niż ostatnio - kręcić nie umierać :) Co zapewne wzięli sobie do serca poukrywani do tej pory głęboko w pieleszach rowerzyści, których wyległo dziś na drogi tylu, że już powoli zaczynam tęsknić za styczniowymi oraz lutowymi pustkami na trasach.



  • DST 55.10km
  • Czas 02:00
  • VAVG 27.55km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 131m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sterany

Piątek, 3 marca 2017 · dodano: 03.03.2017 | Komentarze 0

Wolny dzień to jak zwykle okazja do wyspania się. Ale się cholera nie udało, bo spać mi się nie chciało :) Życie chłoszcze. Jako że zrywać z łóżka zbyt wcześnie ochoty jednak nie miałem to na spokojnie, w tej właśnie lokalizacji, przy kawce, skończyłem "kryminał", który był przewidywalny na tyle, że po niewiele więcej niż połowie wiedziałem kto zamordował i jedynie punktowałem słabości "dzieła". Które zresztą przeczytałem tylko po to, że w kolejce do zaliczenia czekała jego adaptacja filmowa. Po dzisiejszym seansie stwierdzam, że jednak książka nie była taka zła :) Jednym słowem - "Dziewczyna z pociągu" trzyma w napięciu niczym aktualne wydania "Wiadomości" - nawet nie trzeba szukać winnego, bo i tak jest tylko jedyny możliwy.

Na rower ruszyłem sporo po dziesiątej. Szosą, bo myślałem, że już mniej wieje. Myśleć to ja sobie mogę :) Delikatnie pisząc nic się nie zmieniło - i tyle. Po co się denerwować? Ruszyłem na południe, przez Luboń i Puszczykowo do Mosiny, bo miałem plan zawitać na chwilę do rowerowego podpytać fachowca o dziwne stukanie z przodu, gdzieś między kierą a podłożem. Moje podejrzenie padło na koło, ale gdy zostało ono na miejscu rozkręcone okazało się, że łożyska i konusy są w jak najlepszym porządku. Pozostały dwie możliwości - coś w widelcu lub stery. No i wstępnie (stety lub niestety, bo to robota na osobny serwis) winne są stery. Na razie podziałała lekko zabawa imbusami na zewnątrz, jak znajdę czas to mam kolejny element do wymiany. Powoli zaczynam przebąkiwać w domu o nowym rowerze... Jakby ktoś z rodziny Kulczyków chciał odpisać swój 1% na mnie to pozwalam :)

Dalszy plan jazdy był standardowy, czyli "kondomik". Ale w Dymaczewie zorientowałem się, że na mostku brakuje tej takiej malutkiej zaślepki od śruby, którą to w afekcie zostawiłem w serwisie i tym samym po dokręceniu do Będlewa postanowiłem wrócić swoimi śladami i po nią wpaść. Wiem, wystarczyłoby wydłubać plombę z zęba i bym miał jej zamiennik, ale jednak wolę oryginały :)

Jeśli ktoś myśli, że wiatr wiał mi ładnie w plecki to... niech myśli :) No nie wiał, jedynie fragmentami.

Dzień wolny, więc muzyczka w słuchawkach leciała adekwatna.



  • DST 32.20km
  • Czas 01:15
  • VAVG 25.76km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 65m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut wypadkowy

Czwartek, 2 marca 2017 · dodano: 02.03.2017 | Komentarze 22

Jednak jestem człowiekiem wielkiej wiary. Tej rowerowej. Mimo że od rana naprzemiennie padało, kropiło i lało, wewnętrznie wierzyłem, że jednak dziś pokręcę przed pracą. I faktycznie, gdy tylko po dziesiątej pogoda na chwilę odpuściła w te pędy osiodłałem crossa i ruszyłem.

Ruszyłem... Hmmm... A przynajmniej intensywnie starałem się to robić. Poruszanie się pod wiatr przypominało pływanie pod prąd, tylko że było cięższe :) Sapiąc dotarłem jakoś przez Luboń oraz Wiry do Komornik, gdzie ze zdziwieniem zauważyłem wielgachny korek, już od samego początku. Nie żeby akurat tam było to coś wyjątkowego, wręcz przeciwnie - jest to tam norma. No ale nie w takiej skali. Zacząłem więc powolny slalom między samochodami, to chodnikiem, poboczem, to środkiem, to musiałem przepuścić radiowóz jadący na sygnale, to lawetę... W końcu, po jakichś dwóch kilometrach trafiłem na komornickie "ground zero".



Jak się okazało na prostej (!) drodze zderzyły się cztery samochody, w tym jeden ciężarowy, do tego jadące po tym samym pasie. Gdy za pozwoleniem służb mijałem niczym pojazd uprzywilejowany miejsce wypadku to widok nie był za ciekawy - jedna osobówka do połowy skasowana, tył drugiej podobnie. O dziwo podobno nikt nie zginął, choć jedną osobę przetransportowano do szpitala widocznym na pierwszym zdjęciu śmigłowcem. Koras miał łącznie trzy kilometry.

W Szreniawie skręciłem, podobnie jak 99% samochodów, które miały szansę wybrać, na Rosnowo i wróciłem do domu z delikatnym powiewem w plecy przez Plewiska do domu. W międzyczasie pogoda znów się zbiesiła i zaczął padać deszcz, do tego jeszcze ze śniegiem. Wyjątkowo cieszyłem się, że nie mam czasu na dalsze wojaże :) A, a moja wodoodporna Sigma, ostatnia sprawna, która mi została, zamokła i przestała działać. Normalnie marka roku.