Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198417.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2017

Dystans całkowity:1320.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:48:40
Średnia prędkość:27.13 km/h
Maksymalna prędkość:55.84 km/h
Suma podjazdów:3254 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:50.77 km i 1h 52m
Więcej statystyk
  • DST 52.20km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.23km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 118m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

JJJ (Jezioro, Jezus, Jabol)

Poniedziałek, 6 lutego 2017 · dodano: 06.02.2017 | Komentarze 11

Pamiętam, że jakiś tydzień temu hucznie zapowiadano nagłe ocieplenie. Coś mi się obiło o uszy o dziesięciu na plusie, roztopach tam, gdzie to było możliwe, a także o niespotykanej najczęściej w lutym aurze.

No i co?

No i dupa.

Jest zimno, a będzie zimniej. Do tego coraz mocniej wieje, ostatnio ze wschodu i północy, czyli najbardziej przenikliwie jak można. Wprost uroczo. Raz jeszcze powtórzę - chcę być synoptykiem, bo taka fucha, gdzie za wróżenie z fusów jeszcze płacą to moje marzenie. Eh, ale skoro Misiewicz poleciał z państwowej posady to pewnie już mi zajął wakat :)

Jest szaro, brzydko, ale póki co nie pada, więc mogłem dziś wyciągnąć szosę na spacer. To na plus, natomiast minusem był fakt, iż żeby wracać choć w przybliżeniu z podmuchem w plecy musiałem przejechać przez calutki Poznań, od Dębca przez Maltę i Miłostowo, a potem tak samo wrócić. Koszmar. Za to już trasa przez Kobylnicę do Biskupic i Jerzykowa była mniej męcząca, choć syf na poboczach wciąż się utrzymuje.

Zanim zawróciłem zatrzymałem się jeszcze na chwilę nad lubianym przeze mnie sympatycznym mostkiem nad Jeziorem Kowalskim. Zimowa szarość ujmuje temu miejscu tak na oko 977456 punktów od uroku, no ale skoro się zatrzymałem i udokumentowałem to wklejam :)

Po drugiej stronie przyuważyłem gminnego Jezusa. Nie tylko miał coś wspólnego z rybami, ale to tego potrafił chodzić po wodzie, bo skromnej zamarzniętej powłoki na akwenie nie można nazwać pokrywą lodową. Jeśli wykonałem ostatnią za życia fotkę owego proroka to od razu zaznaczam, że nie zamierzam się stawiać jako świadek. Nie jestem wierzący :)

Wracając postanowiłem jeszcze uwiecznić ruiny wiatraka, który znajduje się na granicy gminy Pobiedziska i gminy Swarzędz. Nie było to łatwe, bo jak się okazało takie drewniane budowle w magiczny sposób przyciągają miłośników trunków wszelakich, dla których procentowa biesiada bez rozbitej butelki to zapewne synonim anonimowego alkoholizmu. Nie wnikam też czym było to, w co w pewnym momencie wdepnąłem, bo... Nie wnikam :) Niech będzie, że błoto. W każdym razie fota jest jako trofeum.

Średnia wyszła masakryczna, ale jest zima i było miasto, więc mam to tam, gdzie w po konsumpcji ląduje finalnie źle upieczone ciasto. Joł :)


  • DST 32.35km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.54km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 99m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

G(luty)

Niedziela, 5 lutego 2017 · dodano: 05.02.2017 | Komentarze 5

Czyli pierwszy glut tegorocznego lutego. Znów miało go w ogóle nie być, ale się pojawił niczym półDudek zza krzaka przy ostatnich wynikach pewnych wyborów. Wszystko dzięki temu, że pomimo prognoz rano nie padało, więc przed pracą udało mi się wyskoczyć na te marne trzy dyszki. I z wyspania się nici :)

Wiało dość silnie ze wschodu, ale dzisiaj postanowiłem powalczyć z wewnętrznym imperatywem i wbrew zasadom pokręcić na zachód, czyli przez Luboń i Wiry do Szreniawy, w Rosnowie nawrót na Komorniki oraz Plewiska i do domu. Usyfić się godnie usyfiłem, zmarznąć zmarzłem, rowerowe sumienie uspokoiłem. No i glut. A nie, no i git ;)


  • DST 52.10km
  • Czas 02:03
  • VAVG 25.41km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 231m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ciężkogłowie :)

Sobota, 4 lutego 2017 · dodano: 04.02.2017 | Komentarze 8

Wyjazd na męski, sentymentalno poststudencki mini zjazd udał się jak zwykle. Nie ma to jak przypomnieć sobie pseudofilozoficzne dyskusje o polityce, karze śmierci, muzyce i kilku już mniej nadających się do druku tematów - człowiek pozytywnie się cofa w czasie o te "x" lat. A że owe nocne Polaków rozmowy mają skutki uboczne, w tym zamiłowanie do ciszy dzień później oraz lekko cięższa łepetyna.... No życie :)

Mimo to udało mi się wstać o koszmarnie wczesnej godzinie (bo popołudnie miałem zaplanowane), zrobić sobie jeszcze orzeźwiający spacer po pewnym wojewódzkim, a w sumie bardziej marszałkowskim miasteczku, wsiąść do pociągu i rano wylądować w Poznaniu. Zastałem tam tak oblodzone chodniki, że ruchem ślizgowym ledwo dotarłem do domu (i nie była to wina wyparowanych już procentów), co tylko potwierdziło chęć wykonania sprytnego planu o kryptonimie "odespać". Udał się prawie w stu procentach :) Nie wiedziałem nawet czy z powodu pogody uda mi się jeszcze wyściubić nos na rower, choć jakoś dziś bym wyjątkowo nie płakał gdyby odpowiedź brzmiała "nie".

Ale jednak. Około trzynastej dojrzałem do decyzji, że ruszam. Crossem, bo już nie padało, za to ulice wciąż wyglądały nieciekawie. Co do trasy to była ona po prostu miliardowym przejazdem z Dębca przez Starołękę, Czapury i Rogalin do Radzewic, tam w tył zwrot i powrót przez Mosinę, Puszczykowo oraz Luboń. Wiatr dziś gnoił całkiem solidnie (no ale bez przesady), więc momentami nasapałem się dość mocno, a zresztą - na dzisiejszy wyjazd spiny nie miałem żadnej, więc kręciłem spokojnym, statecznym krokiem. W końcu sobota, dzień odpoczynku, spokoju i ogólnoludzkiej przyjaźni. No dobra, głupoty piszę. Bo zgadnijcie jaki kultowy dźwięk z puszki usłyszałem od jakiegoś sfrustrowanego pezeta w Łęczycy, po której w związku z faktem, że tamtejszą ddr-kę można by było zamienić w tor bobslejowy bez żadnych ingerencji w nawierzchnię, kręciłem mimo znaku zakazu, szosą? I zgadnijcie jakie kultowe słowa wydobyły się wtedy z mojej paszczy? :)

Pięć dyszek weszło, mimo że miało zgodnie z prognozami nie wejść. Się cieszę. Jutro z kolei powtórka z rozrywki jeśli chodzi o pogodę, ale do pracy idę wcześniej, więc pewnie pozostanie zaledwie chomik.


  • DST 61.20km
  • Czas 02:25
  • VAVG 25.32km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Serwus serwis

Piątek, 3 lutego 2017 · dodano: 03.02.2017 | Komentarze 8

Coś mnie dziś podkusiło i widząc mokre oraz wizualnie słabo przejezdne szosowo drogi wybrałem do jazdy crossa. Dodam, że crossa kilka dni temu umytego, z łańcuchem mocno potraktowanym kilkoma środkami, które miały mi dać nadzieję na dokręcenie na zdychającym napędzie jeszcze przynajmniej do końca lutego.

Gdy ruszałem nawet nie było źle. Początkowo napęd zachowywał się poprawnie, ale czy to smary tak szybko wyparowały, czy lekki mróz zrobił swoje – zaraz za Maltą zaczęła się ostra padaka, stąpniecie za stąpnięciem coraz gorsza. Jeszcze na wysokości Antonika miałem złudzenia, że zrobię te pięć dych w wybranym wcześniej kierunku, ale w Swarzędzu się poddałem. Wykonałem szybki telefon do odpowiednich służb, czyli jednoosobowego składu rowerowego w Mosinie z pytaniem za 666 punktów: czy znajdzie czas, żeby ogarnąć na szybko serwis? Błogosławiona odpowiedź brzmiała: tak, przyjeżdżaj. Uffff!

Tylko że łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Cały powrót na Dębiec to ostra walka o to, żeby nie odgryźć sobie języka zarówno od skaczącego pod stopami ustrojstwa, jak i od narzucających się przy tym przekleństw. Łańcuch szalał nawet gdy zjeżdżałem z górki, co świadczy o jego stanie. Zawitałem na chwilę do domu w celu wylania kolejnej porcji smaru na poszczególne istotne elementy i dalej w drogę. Przemilczę to, co podczas niej mamrotałam, grunt, że dotarłem. I zaczęła się serwisowa walka o przetrwanie. Wersja optymistyczna zakładała, że wymienię jedynie kasetę i łańcuch, ale gdy spojrzeliśmy na igiełki, w które zaopatrzona była korba, plan poszerzył się o nową i jeszcze kółka przerzutki, bo poprzednie montowane były gdzieś w czasach, gdy wymarły dinozaury. Wymiana całości poszła jak zwykle w tym miejscu sprawnie i fachowo, a kto serwisował kiedykolwiek moje sprzęty wie, że to sprawa niełatwa :)

Gorsze było to, że naglił mnie czas. Mimo wolnego dzionka maks po trzynastej musiałem być w domu, bo półtorej godziny później wyruszać miałem w świat, odwiedzić kumpli z wojska. A w sumie to ze studiów, ale lepiej brzmi :) Udało się na styk. Jazda z nowym osprzętem przywróciła mi wiarę w to, że to lubię. Nie żebym wątpił, ale… nikomu nie życzę 45 kilometrów jazdy z obawą, że w pewnym momencie szczęka znajdzie się na wysokości korby przy mocniejszym stąpnięciu.

Podsumowując: brawo do sklepu Redbajk z Mosiny za ekspres i dobrą robotę. Polecam! Będę musiał się tam jeszcze pojawić w spokojniejszym terminie, ale już zostawiając rower, żeby wymienić linki, pancerze i przeserwisować przerzutki. Na razie wystarczy mi, żeby jechał do przodu :)

A ja aktualnie jestem w drodze do innego województwa, jutro nie wiem o której wrócę i w jakim stanie :), a poza tym pogoda ma się podobno zbiesić, więc z kręcenia może być okrągłe zero.


  • DST 56.60km
  • Czas 01:57
  • VAVG 29.03km/h
  • VMAX 52.10km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 121m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szorcik

Czwartek, 2 lutego 2017 · dodano: 02.02.2017 | Komentarze 11

Czas wrócić do krótkich wpisów przedpracowych, bo na dłuższe formy w związku z Sajgonem, a nawet całą Kambodżą ostatnich dni roboczych, nie ma już szans. W tym momencie pewnie rozległo się gromkie "ufffff...." :)

Wykonałem dziś kondomika (Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Poznań, poszerzony o objazd korka w Komornikach przez Rosnowo) w aurze wybitnie smętnej, aczkolwiek jak na moje całkiem sympatycznej, idealnie pasującej do mrocznego audiobooka. Co najważniejsze - znów się okazało, że jak na trasie nie mam Starołęckich i innych Rataj to od razu człowiekowi kręci się bardziej cywilizowanie.

Na koniec podsumowanie stycznia. Wyszło tego pedałowania 1255 kilometrów, czyli jak na zimę ujdzie w tłoku :) Zacząłem miesiąc w górach na mtb, następnie walczyłem z mrozem i śniegiem na crossie, natomiast pierwszy szosowy wypad w tym roku wypadł grubo po dwudziestym. W związku z tym ze średniej o marnym poziomie 26,5 km/h czuję się rozgrzeszony.


  • DST 52.40km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.34km/h
  • VMAX 47.15km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 82m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ratajada

Środa, 1 lutego 2017 · dodano: 01.02.2017 | Komentarze 10

W związku z tym, że gnój wiatr wciąż niezmiennie duje ze wschodu i już lekko znudziłem się pokonywaniem tych samych ścieżek, które magicznie zahaczały o piekło spod nazwy Starołęcka, dziś postanowiłem pokombinować. Mówcie mi: debil :) Bowiem w ramach odnudzacza zachciało mi się dotrzeć do Krzesin drogą okrężną, czyli przez Rataje. Od zawsze mam pewną słabość do tej dzielnicy Poznania, która wyraża się tym, że jak tylko muszę się na niej pojawić jest mi słabo. Najpierw jednak musiałem pokonać Rondo Starołęka, co przez kilka non stop czerwonych świateł trwało z grubsza milion lat bez paru sekund. Następnie zagłębiłem się w dziury, kostki i doliny ścieżki wzdłuż ratajskich osiedli, których nazwy i kolejności w życiu się nie nauczę. I nawet nie zamierzam. 

Na wysokości Posranii zrobiłem główny błąd dzisiejszego dzionka. Czyli pomyślałem, że skoro zrobiono niedawno w mieście kolejną gównogalerię to zadbano również o ucywilizowanie będących w okolicy dróg dla rowerów. Taaaa... Pełen ufności pokręciłem zgodnie z niebieskim znakiem i... wylądowałem w d... No dobra, powstrzymam się. Wylądowałem na polu minowym, czyli w środku rozkopanego terenu, gdzie ścieżka kiedyś była, a aktualnie jest jeden wielki syf. Zwiedziłem klatki od numerów 25637372 do 564647333 (choć mogę tu być nie do końca precyzyjnym), by finalnie zostać zmuszonym do spacerku po rabatkach, za którymi znalazł się w końcu znów asfalt. A za nim wyjazd do cywilizacji, czyli na ulicę Krzywoustego, zaraz za wiaduktem, po którym powinienem jechać od razu, a nie się wygłupiać.

Straciłem sporo nerwów, ale w końcu wyjechałem na świat i nieznanymi mi wcześniej drogami dotarłem jakimś cudem do ronda w Krzesinach. No i dalej już klasycznie - Gądki, Dachowa, Krzyżowniki, Tulce, znów Krzesiny i na deser Starołęcka. Nawet walka z zimnym powiewem mnie tak dziś nie wymęczyła jak walka o przetrwanie na Ratajach. Mam zresztą propozycję - z chęcią oddam to blokowisko pod warszawski okręg wyborczy, co ostatnio jest modne. Bo taka dzielnia to wstyd :)