Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198707.80 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:1202.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:40:48
Średnia prędkość:29.48 km/h
Maksymalna prędkość:55.40 km/h
Suma podjazdów:8031 m
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:54.68 km i 1h 51m
Więcej statystyk
  • DST 52.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.43km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 377m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z troglodyctwem ponownie za pan brat

Czwartek, 17 kwietnia 2014 · dodano: 17.04.2014 | Komentarze 3

Mój dzień ostatnio wygląda tak: rano budzę się w pyle z remontu, idę na rower, który każdego dnia staje się bardziej biały, wracam do pyłu, pomagam znajomemu, który robi nam remont i wychodzę do pracy, gdzie siedzę w otoczeniu sterylnie czystym, ale otoczonym masakrującymi oczy jarzeniówkami. Wracam wieczorem i łykam świeżą dawkę pyłu. Każda potrawa, jaką zjadam ma również ten delikatny posmak owego nieuniknionego skutku każdego odnawiania mieszkania. Dzięki temu wszystkiemu zapach spalin na trasie ostatnio wydaje mi się prawie że przyjemny :)

Miałem dziś okazję się o tym przekonać, bo pomimo że jechałem na południe to cała trasa od wyjazdu z Dębca aż do Puszczykowa była strasznie zatłoczona, niemal tak jak w Poznaniu. Do tego wiatr, który wedle wszystkich prognoz miał być słaby, dał mi trochę w kość, bo zmieniał się co chwilę, a praktycznie co najmniej połowę drogi powrotnej wiał mi w twarz. Stąd średnia. Trasa - nuuudy, ale te, które lubię, czyli do Sulejewa i z powrotem. 

Adrenalina skoczyła mi tylko raz - jakiś kurier-troglodyta z "Siódemki" ruszył mi w Mosinie z chodnika przed nosem, żeby za kilkadziesiąt metrów dalej, gdy chciałem go wyprzedzić z prawej zajechać mi drogę przez ponowne wjechanie na ten sam chodnik. Od słowa do słowa - poszło na ostro, okazało się, że idiota chyba od 2011 roku nie miał styczności z kodeksem drogowym, który od tego czasu daje możliwość wyprzedzania z prawej przez rowerzystów. Brawo dla firmy - jej pracownicy świadczą o niej samej, więc niniejszym wystawiam zdecydowanego negatywa - za prymitywizm i za to, że jakby nie patrzeć zawodowy nie zna przepisów. Żal pe el.



  • DST 52.10km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.21km/h
  • VMAX 45.40km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 377m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Głód bicyklowy w końcu zaspokojony

Środa, 16 kwietnia 2014 · dodano: 16.04.2014 | Komentarze 2

W ostatnim, sobotnim wpisie wykrakałem zmianę pogody. Za co serdecznie przepraszam. Kosztowało mnie to trzy dni bez roweru, co nie oznacza braku "ciekawych" zajęć. Praca to jedno, dwa to remont łazienki, który spowodował, że z pylicą i innymi chorobami przenoszonymi drogą gruzowo-pyłową jestem zdecydowanie za pan brat, a wnoszenie na drugie piętro setek kilogramów płytek i różnorakich worków z klejem weszło mi w krew (i płuca) :)

Dziś jednak w końcu unormowała się pogoda i udało się wystartować. "Unormowała się" oznacza, że nie padało, bo np. o wietrze tego powiedzieć się już nie da. Jeszcze rano, gdy wyjeżdżałem (o ósmej) było w miarę ok, ale w połowie drogi duło już koszmarnie, mocno i zimno z północy. A jako że z północy to znów czekała mnie teleportacja przez cały Poznań. No i tak: korek zaczął się na Dębcu, a skończył na dwunastym kilometrze w Koziegłowach, tak samo podczas drogi powrotnej, na Gdyńskiej przed pyskiem zamknęli mi szlaban, na światłach innego koloru niż czerwony nie uświadczyłem - po prostu brakowało mi tego typu atrakcji przez te trzy dni :)

Chwilę wolności przeżyłem tylko na odcinku od Koziegłów do Murowanej Gośliny, gdzie myknąłem w miarę szybko, choć nie udało się nadrobić braków prędkości z miasta. Jakoś znów "przypadkiem" mi się nie zauważyło dwóch ścieżek przed i za Owińskami, za to z ciekawości zerkałem na boki co mnie omija. Zanotowałem paniusię z 3 pekińczykami rozciągniętymi na całej szerokości ciągu pieszo-rowerowego z obowiązkowej kostki oraz świecące kawałki szkła. Aha, skoro jestem przy kostce to w Czerwonaku budują coś z tego szlachetnego materiału wzdłuż drogi. Tylko czekam aż powstanie niebieski znaczek "ścieżki" rowerowej, obok której wykwitnie kolejny biało-czerwony zakaz jazdy asfaltem...


  • DST 51.20km
  • Czas 01:39
  • VAVG 31.03km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 275m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Znów przed pracą

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 12.04.2014 | Komentarze 0

Piątek mogę uznać za dzień z porządną dawką odpoczynku, dziś znów niestety do roboty. Ale na popołudnie, więc z rana udało mi się wykonać standardową (a jak!) pięćdziesiątkę. I znów mógłbym napisać elaborat o tym, gdzie można sobie wsadzić prognozy pogody w temacie kierunku wiatru, ale się powstrzymam. Wspomnę tylko, że miał być południowy, a był zachodni. Gdzie tu zbieżność - nie wiem, wiem za to, że dzisiaj wiało mi ciągle z boku i w twarz. Zaczynam obmyślać sprytny plan, żeby następnym razem spojrzeć w prognozy i pojechać dokładnie odwrotnie względem tego, co tam będzie. Może wtedy będzie ok? :)

Trasa dziś też już znana - do Żabna i z powrotem. W Mosinie korki ostatnio to jakiś chory standard, nawet w sobotę. Nie wiem czemu tak się tam nagle porobiło, bo kiedyś była to mieścina całkiem przejezdna, teraz to koszmar. Doszła do tego dziś stłuczka, dodatkowo blokująca ruch. Trochę mi to zniszczyło średnią, no ale cóż zrobić.

W Puszczykowie, podczas jazdy przez Wielkopolski Park Narodowy zauważyć już można pięknie kwitnącą zieleń, zapachy powalają, a ptaki dają już regularne koncerty. Pięknie się robi :) szkoda tylko, że od dzisiejszego popołudnia zapowiadają deszcz na kolejnych kilka dni...



  • DST 52.30km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.76km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Długi opis krótkiego treningu :)

Piątek, 11 kwietnia 2014 · dodano: 11.04.2014 | Komentarze 2

Dziś miałem w końcu wolny dzień przed pracującym weekendem, ale odczuwałem przemożną chęć odespania aktywnego zawodowo i nie tylko tygodnia, więc zamiast dłuższej eskapady założyłem jednie klasyczną pięćdziesiątkę, a przed nią zakaz opuszczania łóżka przed dziewiątą. Oba założenia udało się wykonać bezproblemowo :)

Po wstaniu krótkie spojrzenie na prognozy, które (oczywiście jak zwykle kłamiąc) kierunek wiatru ukazały jako południowy z zapędami zachodnimi. Realnie okazało się, że był zmienny, czyli w momencie gdy jechałem na południe był południowy, jak na zachód to zachodni, a na samej końcówce, gdy wracałem z południa - północny! I nie ma w tym ani kawałka ściemy - przecierałem oczy na trasie, ale łopoczące przy drogach flagi i maszty nie kłamały: wiatrzycho jakby mnie śledziło i robiło na złość.

A sama dzisiejsza trasa to (żeby źle nie zabrzmiało) znów mój ulubiony "kondomik": Poznań Dębiec - Mosina - Łódź - Stęszew - Komorniki - Poznań. Niestety w Krosinku, zaraz za Mosiną, nic nie zapowiada zakończenia robót przez Aquanet - stałem dziś na ustawionej w kilku miejscach sygnalizacji łącznie jakieś 10 minut, gdyż sygnalizacja swoje, a koparki swoje, czyli ruchem kierowali bardzo nieudacznie panowie w pomarańczowych kaskach. Dzięki czemu w pewnym momencie naprzeciw siebie na jednym pasie znalazły się dwa TIR-y. Skończyło się na tym, że jeden musiał włączyć wsteczny, a my razem z nim.

Po wchłonięciu na tym kawałku maksymalnej ilości spalin i rtęci postanowiłem uratować swoje płuca skokiem w bok. W miejscowości Łódź zamiast jechać prosto skręciłem (pierwszy raz) przed kościołem w prawo, całkiem fajnym zjazdem, który miał mnie skierować na Trzcielin. Nie wiem jakim cudem, bo asfalt się skończył na jakimś rozjeździe, dalej oferując piach i szuter. No ale skorzystałem z okazji i przespacerowałem się kawałek wzdłuż Jeziora Dymaczewskiego, niestety z tej strony strasznie zarośniętego. Dzięki temu odkryłem całkiem fajne okolice do pieszych wycieczek. Były nawet niewielkie wzniesienia!

Wróciłem tą samą trasą do głównej drogi, przy okazji cykając jeszcze fotkę  interesująco rozbudowywanego przez wieki kościoła p.w. św. Jadwigi oraz - znów ukrytego za polem karofli, sorrry, pyr - jeziora.


Ruszyłem dalej. Tak jak pisałem wiatr mnie śledził, więc trochę się musiałem namachać, żeby utrzymać jakąś przyzwoitą średnią. Dojechałem do Stęszewa i postanowiłem, że skoro mam jeszcze trochę czasu to nie pojadę obwodnicą, tylko przez miasteczko i je pozwiedzam. No i ten... tego... za dużo roboty nie miałem :) zatrzymałem się w sumie tylko na Rynku, a bardziej "Rynku", bo ratusza tam nie uświadczysz, gdzie moje oczy zaciekawił zegar umieszczony na jakimś słupie ogłoszeniowym. Po podjechaniu okazało się, że ów słup to kapliczka, którą poświęcił jeden z fioletowo-czarnych panów w sukienkach, a konkretnie abepe Gądecki, ustanawiając w 2005 roku Matkę Boską patronką Stęszewa. Jakby ktoś pytał czy żyjemy w państwie laickim to proszę pytać włodarzy tej wielkopolskiej mieściny :)

Zainteresował mnie tylko jeszcze jeden budynek - tutejszego muzeum, z drewnianym podcieniem, który tworzy całkiem zachęcającą jego wizytówkę. Z tego co wyczytałem muzeum otwarte jest od wtorku do niedzieli w arcyciekawych godzinach 10-14. Frontem do klienta :)

Ostatnia część trasy to wiatr w pysk i z boku. Średnia jak na turystyczno-wypoczynkową jazdę chyba ok. Dwie kolejne wielkopolskie miejscowości uznaję za wyeksplorowane. Szału nie było :)



  • DST 52.20km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.22km/h
  • VMAX 42.90km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 447m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rzeźnia, czyli dzień z miastem za pan brat

Czwartek, 10 kwietnia 2014 · dodano: 10.04.2014 | Komentarze 4

Rano przed pracą miałem niemały dylemat: ruszać czy nie ruszać? Pogoda niezdecydowana, zimno, niby nie padało, ale co sprawdzałem to jakaś delikatna mżawka się pojawiała, potem niby bez opadów i tak w kółko. Do tego wiatr około 20 km/h. W końcu - po miliardowym spojrzeniu za okno - męska decyzja: ruszam, najwyżej zmoknę. Jednak dziś crossem, szosy szkoda na takie warunki.

No i ruszyłem, oczywiście minutę po starcie pojawił się deszcz. Jaka niespodzianka. Kolejną był zamknięty szlaban na Dębcu, tak jakby nie było to copięciominutową normą. Dobrze, że remont tam trwa, bo od kiedy zamieszkałem w tej okolicy to przejazd przez okolice stacji to regularna masakra.

To nie był koniec smaczków na pierwszym 3-kilometrowym odcinku. Wjechałem na odremontowany wiadukt na Górczynie. W skrócie wyglądało to tak:

Potem zwężenie koło cmentarza, światła czerwone WSZĘDZIE, ulica Obornicka z wiecznym megakorkiem,... Rzeźnia.

Z Poznania wyjechałem po jakichś 40 minutach (13 kilometrów!). Potem sytuacja się unormowała, bo pojawiło się pobocze, którym dojechałem przez Suchy Las i Złotniki do Chludowa. Powrót już w sumie bez deszczu, za to z kolejną niespodzianką - na wiadukcie zaraz po wjeździe do Poznania, po minięciu Suchego Lasu nieopacznie wjechałem na ścieżkę. gdzie w połowie drogi zaparkowany stał wielki, zajmujący całą szerokość wóz sprzątający. Bez obsługi. Zszedłem, przecisnąłem się między wóz i barierkę, nie powiem, miałem ochotę "przypadkowo" potrącić lusterko, ale się powstrzymałem :)

Średnia, biorąc pod uwagę powyższe oraz to, że jechałem crossem, lekko mnie zdziwiła in plus. A i odkurzenie tego rowerka zrobiło swoje, po tylu dniach na szosie komfort jazdy jest genialny.



  • DST 52.10km
  • Czas 01:41
  • VAVG 30.95km/h
  • VMAX 53.40km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 402m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stała trasa, stałe korki

Wtorek, 8 kwietnia 2014 · dodano: 08.04.2014 | Komentarze 4

Wczorajsza pogodowa sielanka już się skończyła, rano o dziwo nie padało, ale dmuchało zdecydowanie mocniej i jakoś tak mniej precyzyjnie, niby z południa, a realnie zawiewało czasem z lewa, czasem z prawa. Postanowiłem wykorzystać czas przed pracą i ruszyć jednym z moich ulubionych łuków, przez Mosinę i Żabno do Sulejewa.

Do Mosiny jechało się spoko. Do Mosiny. W Mosinie, zgodnie z ostatnią świecką tradycją ukazał się moim przyciemnionym okularami ślepiom wielki, ogromniasty korek, spowodowany remontem. Po kilku minutach stania w nim wkurzyłem się, zsiadłem z roweru, dotarłem do pierwszego skrzyżowania i zrobiłem objazd jakimiś bocznymi uliczkami, co pozwoliło mi zaoszczędzić pewnie z kwadrans i sporą ilość nerwów.

Do Sulejewa dojechałem już bez przeszkód, powrót jak zwykle z wiatrem o mentalności kobiety przed miesiączką, czyli marudnym i niezdecydowanym :) Średnia spokojna, ale raczej nie jest powodem do wstydu.


  • DST 51.50km
  • Czas 01:36
  • VAVG 32.19km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 324m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Agresoropozbywacz :)

Poniedziałek, 7 kwietnia 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 4

Dzień przerwy chyba jednak dobrze mi zrobił. Odpoczęły mięśnie, ucierpiała za to psychika, bo dziesięć godzin w pracy w towarzystwie tzw. "weekendowego polskiego klienta" potrafi mentalnie zmiażdżyć, za to widocznie kumuluje pokłady agresji, bo dziś z rana (oczywiście przed robotą) nogi same prosiły o mocniejsze tąpnięcie, żeby się wyżyć.

Wiatr w końcu mój ulubiony, południowo-zachodni, dał mi szansę (wreszcie) na przejazd nie przez Poznań, tylko miasteczko-wsie typu Luboń czy Mosina. Dziś postanowiłem być grzeczny i pojechałem nawet ścieżką w Łęczycy, coby nie prowokować ewentualnych stróżów porządku moją grożącą katastrofą ogólnoludzką chęcią jazdy w przyjemnych warunkach. Pod wiatr, który dziś był całkiem milutki, prędkość utrzymywała się non-stop ciągle około trzech dych, więc stwierdziłem, że wynik może uda się dziś zrobić jakiś przyzwoity. Niestety, w Mosinie się zaczęło. Najpierw korek wzdłuż głównej drogi, podczas którego (specjalnie obserwowałem) straciłem kilometr ze średniej, potem ruch wahadłowy w Krosinku, który zafundował mi Aquanet.

Dojazd do Stęszewa przez Łódź i słynne dwa Dymaczewa poszedł sprawnie, w samym Stęszewie jakieś takie zamglone były znaki nakazujące jazdę ścieżką, więc chyba przeoczyłem :) Potem już jazda z wiaterkiem w plecy, założyłem sobie, że dojdę do średniej w okolicach 32 i dzielnie się tego trzymałem, a gdy już udało mi się do niej zbliżyć miałem chrapkę na więcej. No i centralnie polizałem ciastko przez szybę, gdyż na moim horyzoncie pojawiły się Komorniki. Jak zwykle niech obraz przemówi:

Komentować chyba nie muszę, z potencjalnej nadbudowy średniej zrobiła się paniczna walka o jej utrzymanie. Udało się, z lekkim deszczykiem jako towarzyszem, z TIR-ami dokoła i myślami o tym, że niedługo muszę lecieć do roboty, co znów chyba najbardziej poszło w siłę nóg :)

Dzięki powyższym obrazkom upewniłem się tylko, że spisek, o którym mówi Macierewicz przy tym, który stawia mi zakorkowane kłody pod nogi, żeby zwalczać średną to mały, skromny Pikuś. Do tego przekroczył on już granice miasta Poznania. Niedługo otwierając lodówkę znajdę zamiast zielonego ogórka zieloną strzałkę, a w miejscu gdzie zazwyczaj znajduje się musztarda francuska będzie objazd przez dżem wiśniowy i twaróg babuni.

Patrząc na prognozy szansa na jazdę przez najbliższe dni wydaje się mała. Choć obyście się mylili, wszystkie Krety i Omeny Mensahy! :)



  • DST 52.20km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.27km/h
  • VMAX 45.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 247m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

...i nawet asfalt ucieka

Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 6

Niestety pomimo wolnej soboty dziś dzień pełen koniecznego latania po mieście, więc znów musiałem wyjechać na trening dość wcześnie, bo po ósmej. Poznań jeszcze spał, w przeciwieństwie do wiatru, który już zdecydowanie się budził, jednak tak jak ostatnio nie mógł się zdecydować skąd wiać. A ja dokąd jechać. W końcu już na trasie wybrałem drogę przez Starołękę i Koninko do Szczodrzykowa.

Na początku Głuszyny trafiłem na zdarty asfalt i zero drogowców. Panowie rozwalili w tygodniu drogę, porobili wysepki objazdowe, a weekend zrobili sobie wolne. A co. Nie muszę wspominać o przyjemności jazdy szosą bo rozoranych pasach, prawda? Chwilę później paniusia na rowerze z obowiązkowym koszyczkiem skręciła mi w lewo bez żadnej sygnalizacji i patrzenia za siebie, tak że ledwo wyhamowałem w momencie gdy miałem ją wyprzedzać. Dobrze, że zwolniłem, doświadczenie z takimi troglorowerzystkami robi swoje.

Trasa jak trasa, w połowie drogi jest fajny wjazd do Dachowej, szczególnie pod wiatr można się trochę zmęczyć. Wracając zauważyłem, że, tak ich nazwijmy, "świadomi" rowerzyści bojkotują na całej długości kostkowe "coś" na Starołęckiej, jadąc asfaltem, I dobrze, twardo tam się trzymają emeryci i miłośnicy jazdy rowerem po chodnikach. Niech tak zostanie. Nam dajcie żyć :)

PS. Dzisiejszej średniej nie będę komentował :)

Jutro cały dzień pracy, więc przerwa od roweru. Potem - zobaczymy co z pogodą.



  • DST 51.60km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.40km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 296m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Heroiczny rajd po 6 rano

Piątek, 4 kwietnia 2014 · dodano: 04.04.2014 | Komentarze 0

Mam chyba jakiś defekt psychiczny, bo... no cóż. Miałem dziś ustawiony z Castoramy transport pewnego dość istotnego elementu do mieszkania. Wszystko fajne, tylko że dostawa niezwykle precyzyjnie została ustawiona na godziny między 8 a 12. Wiedziałem, że znając życie nie będzie to wcześniej niż przed 9, ale jednak postanowiłem zdobyć się na heroiczny wysiłek i wstać koło 6 (!!!!) i po ogarnięciu się ruszyć na obowiązkowe pięć dych.

Wstać się udało, ruszyć się udało. I tyle pozytywów. Reszta to: zimno, znów silny północno-wschodni wiatr, miasto w godzinach porannego szczytu (bo żeby jechać na płn-wsch musiałem się przez nie przecisnąć) oraz światła. Znów się przekonałem, że są one takie wredne tylko dla mojego dobra, bo już nikt mi nie powie, że mój lekki daltonizm nie odróżnia czerwieni od zieleni. Czerwieni uczyłem się dziś baaaaardzo często, w przeciwieństwie do zieleni.

Kurs na szybko, do Biskupic, tam nawrót i już z wiaterkiem do Poznania, ale nadrobiłem bardzo mało, bo kilka razy zatrzymywały mnie światła przed szkołami. W końcu machnąłem ręką, stwierdziłem, że ze średniej już nic nie będzie i pojechałem już bez spinki do domu. Słowo "pojechałem" i "postałem" są w tym przypadku wymienne, niepotrzebne skreślić ;)

Castoramski głos w moim domu pojawił się o 9:30 :)




  • DST 52.40km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.52km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 495m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

W końcu znów na południe

Czwartek, 3 kwietnia 2014 · dodano: 03.04.2014 | Komentarze 4

Stał się cud i pogoda zgotowała nam dziś słoneczny dzionek, bez silnych podmuchów i specjalnego zimna. Milusio. Mogłem więc ruszyć szybko przed pracą w kierunku... no właśnie, każda prognoza mówiła o innym wietrze, więc jako niezwykle wygodny miłośnik powrotów z tym właśnie zjawiskiem pogodowym w plecki miałem dylemat. W końcu stanęło na moim ulubionym południowym kierunku, z ewentualną korektą na trasie. Planowałem, zgodnie z dostępnym czasem, około pięćdziesiątki. Dojechałem do Mosiny i z dużą dozą prawdopodobieństwa już wiedziałem, że wiaterek jest wschodni z odchyłami południowo-wschodnimi, więc skręciłem na Rogalinek, a potem Rogalin, Świątniki i Mieczewo, gdzie zawróciłem,

Ani się specjalnie nie zmęczyłem, ani wiatr mi nie pomagał, więc jechałem zatopiony w nowego audiobooka Jo Nesbø - "Karaluchy", który właściwie jest słuchowiskiem z udziałem śmietanki polskich aktorów, oddychając atmosferą wielkopolskich lasów i spalin. A bardziej spalin :)