Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198707.80 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:1733.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:32
Średnia prędkość:30.13 km/h
Maksymalna prędkość:61.50 km/h
Suma podjazdów:5337 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:55.92 km i 1h 51m
Więcej statystyk
  • DST 54.50km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.73km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 131m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piekarnik #5

Wtorek, 11 sierpnia 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 4

Zdychania ciąg dalszy. Dziś jazda bez pary, a także przez upały bez specjalnej chęci, co widać po średniej. Co prawda gdyby nie Starołęcka to pewnie bym dobił do tych trzech dych, ale... nie dobiłem :) Cały czas dość solidnie wiało, choć o dziwo po drzewach tego nie było widać, a czuć jedynie na wysokości próbującego przyspieszyć rowerzysty - tak jakby nastąpił jakiś constans pomiędzy przyrodą a wiatrem, który pewnie też ma dość tego cholernego słońca i ukropu.

Trasa: Dębiec - Starołęka - Krzesiny - Żerniki - Tulce - Krzyżowniki - Dachowa - Robakowo - Koninko - Głuszyna oraz powrót przez Starołękę. Mimo że jechałem głównie po wioskach to samochody dostawcze i tiry dostały dziś jakieś sr..., eee, to znaczy rozwolnienia. Miliardy tych grubasów wymieszane z traktorami (jednym ciągiem w pewnym momencie wyprzedziłem trzy) oraz latającymi jak opętane F-16-tkami powodowały, że czułem się jak w jakimś okupowanym Donbasie, a nie na zachodzie cywilizowanego kraju.

P.S. Dzięki pomocy bikestatowicza csx (raz jeszcze dzięki!) udało mi się przywrócić widoczność mapek z Endo. Nie będę wklejał wszystkich, bo żeby się pokazywały trzeba się zgodzić na udostępnienie ich szeroko rozumianemu ogółowi, a cenię sobie choć ostatki prywatności. Ale dobrze wiedzieć, że jednak to działa - a kłamie ta apka tak samo jak kłamała. Dziś się zawiesiła, sama wyłączyła, zjadła trzy kilometry i pokazała prędkość maksymalną 414,6 km/h :)



  • DST 55.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 114m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaputt

Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 · dodano: 10.08.2015 | Komentarze 4

No proszę. Tyle lat mieszkam w Poznaniu i nie spodziewałem się, że uda mi się tu pogubić. A jednak. Zachciało mi się kombinowania z trasą, zamiast jak Pan Bóg (jak zwykle do wyboru który) przykazał i mam za swoje. Coś mi się ubzdurało, że po minięciu Malty, ulicy Dymka, a potem Browarnej (nie tylko piękna nazwa, ale i okolica) uda mi się z automatu pojawić w okolicach Głównej. Nie da się. Tym bardziej jeśli pędząc grubo ponad trzy dychy wjeżdża się na rondo w Antoninku nie zdążając przeczytać gdzie i jak należy skręcić. Dzięki temu zafundowałem sobie powrót do uwielbianego centrum miasta przez Miłostowo i dopiero potem znów skręciłem tam, gdzie chciałem, czyli w kierunku Kobylnicy. Dokręciłem do miejscowości Bugaj, zawróciłem i dotarłem do domu już trasą klasyczną.

Tyle z dziś. Nie mam weny. Jacyś jajogłowi gdzieś tam w stolycy sobie wymyślili, że trzeba nagle zacząć oszczędzać energię. Wszędzie. W związku z tym siedzę od siedmiu godzin w robocie, w pomieszczeniu bez klimy. I dodatkowo bez okien. Zaraz zacznę gryźć.



  • DST 54.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 46.20km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 97m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piekarnik #4

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · dodano: 09.08.2015 | Komentarze 0

Serii "co cię nie zabije to cię spali żywcem" ciąg dalszy. Dziś ciut mniej na blacie niż choćby wczoraj, czyli o 10 rano ledwo oddychałem, ale jednak oddychałem. Nowość spośród ostatnich dni.

Zaczęło wiać z północy, więc za mną kilkunastokilometrowy kurs razy dwa przez Poznań, a potem tak samo zaczerwieniony na światłach Suchy Las, zanim znalazłem się na wolnej przestrzeni. Plus jedyny, że ruch wakacyjno-niedzielny niewielki, ale sygnalizacja robiła swoje, więc co kilkaset metrów czekały mnie urocze momenty, gdy podczas zatrzymywania się wszędzie i zawsze w sekundę wypacałem resztki zawartej we mnie H2O. O dziwo Strava mi pokazała, że w tych warunkach zrobiłem swój rekord podjazdu na ulicy Żeromskiego, od wiaduktu na Golęcin do skrzyżowania. Czego się nie robi, żeby złapać kawałek ruchu powietrza :)

Trasa do Chludowa, gdzie zakręciłem się na pięcie, oraz powrót. Na wiadukcie przy Górczynie mijałem jakieś powoodstockowe ludzkie resztki, jak zwykle niegroźne mentalnie, więc nawet nie miałem sumienia uświadamiać ich krzykiem, że to pas tylko rowerowy, tylko grzecznie poprosiłem o zrobienie miejsca i podziękowałem.


  • DST 54.10km
  • Czas 01:44
  • VAVG 31.21km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piekarnik #3

Sobota, 8 sierpnia 2015 · dodano: 08.08.2015 | Komentarze 2

Błogosławieństwem jest mieszkać w miejscu, z którego mam zaledwie kilka kilometrów do parku narodowego, a kilkanaście do parków krajobrazowych. Bez tego została by ze mnie dziś skwarka, a może bardziej świeżo spreparowana mumia o średnio atrakcyjnych walorach wizualnych. Na szczęście zestaw: 7:30 rano + duża ilość drzew + picie + picie + picie dało wynik równania na satysfakcjonującym poziomie, który można zawrzeć w jednym stwierdzeniu: "pacjent przeżył".

Pojechałem dziś przez Puszczykowo i Mosinę do Żabna, potem hopka do i z Sulejewa oraz nawrót. Tylko na tyle było mnie dziś stać. A jak dowiedziałem się, że synoptycy zapowiadają nam taki gnój do okolic dwudziestego sierpnia to znów nabrałem ochoty na rytualne samobójstwo. Eh, gdyby dziś nie te drzewa...




  • DST 53.10km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 132m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piekarnik #2

Piątek, 7 sierpnia 2015 · dodano: 07.08.2015 | Komentarze 0

Tak naprawdę to po tym haszu w tytule powinna być dużo większa wartość, ale ostatnie dwa-trzy dni były minimalnie chłodniejsze, przynajmniej rano. Dziś wyszło cało paskudztwo lata, bo nawet gdy wyjeżdżałem po siódmej rano (jednak potrafię być rozsądny, ha) to już ta cholera gdzieś tam na górze zajmująca się przykręcaniem stopnia grzania grubo przesadziła.

Wczoraj udało mi się nabyć na szybko nową oponę. Nie miałem czasu marudzić, wiedziałem jedno - po tym co widać na zdjęciu we wczorajszym wpisie odpuszczam sobie na jakiś czas markę Schwalbe. Olałem też kolorki, bo ostatnio musiał być czerwony pasek, teraz stwierdziłem, że nie jestem lalunią wybierającą buciki w butiku ani hipsteroistotą muszącą mieć wszystko w jedynym słusznie designie. Mój wybór padł na nieznaną mi dotychczas markę Vittoria, a model Zaffiro, z delikatnym bieżnikiem - już z myślą o jesieni. Zobaczymy. Na razie nie czuję specjalnego oporu, jedzie się przyjemnie, Ale dziś nie szalałem, bo chciałem jedynie przeżyć te dwie godziny i nie zejść na zawał.

Trasa: Dębiec - Starołęka - Głuszyna - Koninko - Tulce - Gowarzewo. I nazad. Bez kombinowania, bez wymyślnych zmian kierunku, za to jak na wielkopolskie warunki ze sporą liczbą zakrętów. Dojechałem, wróciłem i nastąpiła najlepsza część wyjazdu. Czyli prysznic :)


  • DST 53.70km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.40km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 192m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

TrakTour

Czwartek, 6 sierpnia 2015 · dodano: 06.08.2015 | Komentarze 5

Już od kilku sezonów przekonuje się, że jedynym sprawdzonym patentem na upały jest jazda ocienionymi terenami, których na szczęście na południe od Poznania nie brakuje. Dziś więc wybrałem trasę prowadzącą przez Wielkopolski Park Narodowy oraz Rogaliński Park Krajobrazowy. Najpierw Starołęcka, po przejechaniu której dostałem motywującego smsa od kumpla, który podobno gdzieś mnie tam widział jak się przepycham między samochodami. Potem Czapury, Wiórek, Rogalin, dojazd do Mieczewa i nawrót oraz powrót przez Mosinę i Puszczykowo.

W Świątnikach chciał ze mnie zrobić miazgę koleś w ciężarówce z dwoma toi-toiami na pace, który wyjeżdżał z podporządkowanej na pełnej parze, jakby to była główna. Po tym jak musiałem wjechać niemal na środek drogi na jego pysku nie widziałem jakiejkolwiek głębszej refleksji - widocznie w tak gównianej branży zatrudnia się również gównianych kierowców.

Przyjemniej jechało mi się za to z powrotem, bo podczepiłem się pod wyjątkowo dobrze jadącego traktorzystę i zrobiłem sobie TrakTour od Rogalinka do Mosiny z prędkościami między 35 a 40 km/h. Niestety w końcu trzeba się było rozstać.

No i jeszcze mniej miła sprawa. Od kilku dni miałem wrażenie dziwnego toczenia w tylnym kole, ale nie miałem za bardzo czasu zająć się tematem. Sprawdzałem tylko na szybko szprychy, bo od jakiegoś czasu mam schizy, że wciąż mi pękają, ale to nie było to. Dziś w końcu przypadkowo spojrzałem na tylną oponę i lekko mi włos się zjeżył na taki oto widok:

Nie wiem od kiedy jeżdżę na czymś takim, ale oczyma wyobraźni już widzę co by było gdyby pękły na trasie te resztki niteczek utrzymujących całość. Dobrze, że to, późno bo późno, ale zauważyłem. Dziś przed pracą muszę nabyć szybko jakiś zamiennik, bo samobójcą nie jestem i na takiej gumie nie zamierzam przejechać już nawet metra.


  • DST 61.30km
  • Czas 02:02
  • VAVG 30.15km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Oleiście

Środa, 5 sierpnia 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 0

Dziś rano, głównie dzięki zachmurzonemu niebu, można było chwilę odpocząć od klimatu piekarnika i delektować się atmosferą zaledwie skwierczącego oleju na niedawno rozgrzanej patelni. Zaczęło za to znów mocno wiać z północnego zachodu, no bo przecież jak jest lepiej to nie może być, że nie będzie coś gorzej. Cokolwiek chciałem tym zdaniem przekazać :)

Jeśli wieje z NW to czeka mnie jazda przez miasto - i zgodnie z tą regułą musiałem dziś przemęczyć się najpierw przez 10 kilometrów wśród świateł o barwie intensywnej czerwieni, żeby dotrzeć w końcu do kawałka wolności, czyli trasy przez Strzeszynek do Kiekrza. I to właśnie na pierwszym z torowisk pomiędzy nimi spędziłem w słoneczku, które już się wtedy pojawiło, upojne kilkanaście minut w oczekiwaniu aż towarowy grubas przepuści lokomotywę. Korek zrobił się spory, ja czekałem w nim razem z jednym kolarzem, ale rozmowa coś się nie kleiła, a i po ruszeniu jakoś niespecjalnie kolega reflektował na wspólną jazdę, więc w Kiekrzu ja na Rokietnicę przez Starzyny, on na Lusowo i tyle było w temacie wielkiej braci kolarskiej :)

Potem już częściowo klasycznie - Mrowino, Napachanie, Przeźmierowo. O dziwo nikt nie chciał mnie dziś zabić wyprzedzając na trzeciego, co trzeba odnotować jako sensację XXI wieku, Po dojeździe do Przeźmierowa przypomniałem sobie, że przecież dziś pogrzeb Kulczyka i pół miasta z tego powodu miało zamienić się w twierdzę Poznań, więc szybko skręciłem objazdem przez Baranowo do Wysogotowa i wróciłem do domu przez Plewiska. I tak nadrobiłem dobre 5-6 kilosów, a Kulczyk może to uznać za swój pośmiertny dobry uczynek, bo nabiłem dzięki temu jakieś cosie do Pomocy Mierzonej Kilometrami na Endomondo. Jeśli już szukać jakiegoś pozytywu w tej farsie :)


  • DST 57.50km
  • Czas 01:54
  • VAVG 30.26km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 147m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piekarnik #1

Wtorek, 4 sierpnia 2015 · dodano: 04.08.2015 | Komentarze 2

Kolejny dzień z cyklu: "byle przeżyć". Znów start po ósmej rano, znów na wschód, znów z jednym marzeniem - nie zatrzymywać się, tylko jechać, bo każde "stop" oznaczało włączenie funkcji "grzanie" w organizmie. Oczywiście się nie dało, bo najpierw czekała mnie przeprawa przez Poznań, dziś wyjątkowo dość puste jeżeli chodzi o samochody, za to zakorkowane przez rowerzystów, których prędkość maksymalna na obowiązkowych ścieżkach oscylowała w granicach od 5 do 10 km/h. Przy czym ta ostatnia wartość obowiązywała na zjazdach.

Jak już się udało wyzwolić z miejskiej dżungli to już śmielej pokręciłem DK-92 przez Swarzędz do Kostrzyna, gdzie postanowiłem w ramach pełnego hardkora przejechać się kawałkiem tamtejszego ddr-a, zaraz przy tablicy granicznej. O kurde. Takie zabawy są może dobre dla czterech liter na przykład prezydenta Słupska, ale nie dla mnie. Uciekłem z tego czegoś szybciej niż nań wjechałem. Nigdy więcej.

Powrót przez Siekierki, Tulce i Jaryszki przebiegł bez przeszkód. To znaczy przeszkody były, i to wcale niełatwe do ominięcia, bo zaczął się sezon na kombajny, ciągniki, traktory, furmanki i wszystko, co łatwiej i szybciej przeskoczyć niż objechać. Natomiast w Krzesinach musiałem przetrzeć oczy, żeby potwierdzić, że dobrze widzę. Bo przede mną ukazał się widok niewiasty w bielusieńkim SUV-ie (a jak!) włączającej przy wjeździe na małe, jednopasmowe rondo migacz. No ok, co kto lubi. Ale LEWY???... Jak już się ogarnąłem to próbowałem się wczuć w damską logikę i w sumie... przecież na rondzie skręcamy na początku właśnie w lewo, więc... :)

Właśnie usłyszałem, że upały mają potrwać dwa tygodnie. Dziękuję. Idę się powiesić.


  • DST 54.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 147m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed ukropem

Poniedziałek, 3 sierpnia 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 2

Mając w tyle głowy (zaraz pod tą podłużną częścią kasku) perspektywę nadchodzących upałów postanowiłem się zmobilizować i wyjechać godzinę wcześniej niż zazwyczaj, czyli lekko po ósmej rano. Decyzja słuszna, o czym przekonałem się podczas powrotu, gdy powoli zmieniałem już swoją formę egzystencji ze stałej w płynną.

Jak zwykle nie trafiłem z wiatrem, ale to też kwestia wyboru trasy, bo jechałem w każdy z możliwych kierunków. Najpierw na południowy wschód, przez Starołękę i Jaryszki do Żernik, potem na wschód do Tulec, skąd pokręciłem na północ, kiedyś koszmarną, a dziś genialną i pokrytą świetnym asfaltem trasą przez Garby i Zalasewo do południowej części Swarzędza, gdzie odwróciłem się na pięcie i wróciłem swoimi śladami. Wiało wciąż pysk (choć niespecjalnie mocno, ale jednak), więc nawet z górki, żeby się rozpędzić musiałem się ostro napocić. Było to pocenie dodatkowe i gratisowe, niezależne od temperatury :)


  • DST 54.40km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.50km/h
  • VMAX 61.50km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 314m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Osowa zemsta

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · dodano: 02.08.2015 | Komentarze 0

Jako że wczoraj uwaliła mnie podczas popołudniowej wycieczki do zoo osa, to dziś, w ramach rewanżu na tej małej mendzie musiałem, po prostu musiałem, pojawić się na Osowej Górze. To jak pielgrzymka w intencji. W tym przypadku - jak najszybszego nadejścia pory roku, gdy te wredne paskudztwa wyluzują, bo póki co - pewnie dzięki łagodnej zimie - urodziło się tego tałatajstwa nagle tyle, ile wyborców Kukiza podczas ostatnich wyborów.

Zanim jednak dotarłem do głównego celu, zupełnie olewając wschodni, czyli zupełnie nie pasujący mi do trasy wiatr, przez Luboń i Wiórek dojechałem do Łęczycy. Gdzie - bo przecież to Polska, bo przecież to poranek, bo przecież to niedziela - nie usłyszałbym klaksonu? Ja? "BO TAM JEST ZAKAZ JAZDY ROWEREM!!!" - usłyszałem przez szybkę. No pewnie - na odcinku kilometra, a ścieżka położona jest po drugiej stronie drogi i nie ma na nią możliwości wjazdu od strony Wiórka bez ryzykowania życia. Ale to przecież szczegół. Przez sekundę myślałem, czy może to wszystko powiedzieć temu miłośnikowi dźwiękowej kakofonii z okolic środka kierownicy, ale postanowiłem być ponad to i olać frustrata. Chyba już jestem dojrzałym kolarzem :)

Do Osowej dojechałem zaliczając jeszcze Stare Puszczykowo (zresztą tamtędy wracałem, więc dwa razy). Gdy już pojawiłem się na Pożegowskiej to poczułem się jak na autostradzie. Za mną, przede mną, pode mną, nade mną - rowerzyści. Co najważniejsze - wszyscy uśmiechnięci, pozdrawiający się chociaż kiwnięciem głową. To lubię. Zdublowałem dwóch dżentelmenów (uśmiechniętych mimo wszystko) i pojawiłem się na "szczycie". Strava mi rzekła, że poprawiłem swój wynik o 11 sekund. No "wow", od razu mnie na TdP :)

Po zjeździe postałem sobie w rowerowym korku na światłach i po wyjeździe z Mosiny ruszyłem w końcu na wschód, do Rogalinka, Rogalina, a w końcu do Świątnik, gdzie zawróciłem, widząc na horyzoncie pędzący kilkuosobowy peleton. Świadomy tego, że i tak mnie dojdą jechałem swoje i miałem rację - grupa dopadła mnie między zjazdem a podjazdem w Rogalinie. Nikt mnie nie pozdrowił, nikt nawet nie machnął stopą, więc bez spiny trzymałem tyły przez jakiś czas. Bo co, ja nie skorzystam? :) Tempo było zacne, widać że grupa z najwyższej rowerowej półki, ale cóż, nie będę się prosił o nowe znajomości. Oddając szacunek kolarzom - bo naprawdę robili świetną robotę w temacie (non stop średnia w okolicach 40-50 km/h) - odpuściłem, tym bardziej, że skręcali na Wiórek, a ja wracałem swoimi śladami. Za cienki Bolek ze mnie, z mojego rowerku, z mojej amatorszczyzny. Potem Strava (a właściwie Flybys) pokazała mi, że faktycznie nie mam się czego wstydzić, bo oglądałem plecy nazwisk częstych zwycięzców wśród mastersów w całej Polsce. A że sportowa złość pozwoliła mi poprawić wynik na wspomnianym zjeździe i wjeździe w Rogalinie o 20 sekund to już moje :)

Średnia ogólna - słaba. Bo podjazdy, bo temperatura. No i "bo ja", czyli amator kompletny. I z tym mi dobrze :)